eurazja-mapa

Dzień 17 – wtorek – 1 sierpnia 2017r

Szybki dojazd do posterunku granicznego. Pas graniczny zabezpieczony jak za czasów NRD i RFN. Po Kirgiskiej stronie, szybko i sprawnie jesteśmy w pół godziny odprawieni. Nie spodziewaliśmy się takiego obrotu sprawy, więc do umówionego czasu, czyli do11.00 musimy poczekać na naszych przewodników przed bramą graniczną z Chinami. Z małym opóźnieniem docierają i przejmują całą odprawę nas i naszych pojazdów. Po krótkich procedurach na samej granicy, jedziemy następne 130km do faktycznego punktu odpraw granicznych, które mieści się u zbiegu drogi S212, którą jedziemy, a główną trasą S309. Przejazd zajął sporo czasu, gdyż droga biegnąca najpierw wzdłuż rzeki Tu’er Gate River, a później Qiake Make River, jest w totalnej rozsypce, zniszczona przez powodzie. Tu spotykamy się z głównym agentem, który podjął temat przewodnictwa i firmowania turystycznego przejazdu dla całej naszej grupy – General Menager WANG LUN e-mail: nature_lunwang@hotmail.com tel. 0086 991 2329162 fax: 0086 991 2329163, kom. 0086 139 09923337 Add: Room 1904, Xing Ya Building, No:183 Renmin RD Urumqi, P.R.of China 830002 . Przyleciał z Urumqi, gdzie mieści się siedziba jego turystycznej firmy i będzie naszym przewodnikiem na części trasy, później zastąpi go jego brat. Ale wróćmy do samego posterunku… cały zawinięty w koncentrinę (zasieki ostrzowe)… najpierw wydano kilka sprzecznych komend, potem odebrano nam trochę żywności i już byliśmy gotowi do zwyczajowych procedur imigracyjno-celnych. Później przyszedł czas na odprawę naszych pojazdów… i tu zaczęły się schody… zostaliśmy zdezynfekowani, zeskanowani, poprzeglądani, zważeni… a w konsekwencji wszystkich tych ceremonii… zamknięto nasze auta na specjalnym parkingu do następnego dnia, tłumacząc to jakąś kwarantanną. Summa summarum, po kilku godzinach, z koniecznym bagażem podręcznym, wsiadamy do podstawionego autobusu i jedziemy 60km do hotelu w Kaszgarze (Kashgar).

Jakieś nowinki?… ano jesteśmy zaskoczeni pełnym monitoringiem dróg, mnóstwem zasieków i wszechobecną policją ze swymi różnorodnymi wozami bojowymi i osprzętowieniem podręcznym. Wrażenie?… czyżby trwała tu wojna?… albo przynajmniej stan gotowości przed nikomu jeszcze nieznaną napaścią?… nawet stacje paliw wyglądają jak twierdze, ze stalowymi, potężnymi barierami, kratami, zasiekami z drutu kolczastego i koncentriny, a jakby tego było mało, to jeszcze uzbrojone służby ochrony przed wjazdem. Ponadto, miasto zatrzaśnięte w okowach smogu i pyłu unoszącego się w powietrzu. Nieopodal centrum, mamy już zarezerwowane pokoje w „Xinde Business Hotel” (160 juanów za pok 2os. za dobę plus zwrotna kaucja 27,50 juanów). Ale nie tak szybko z tym wejściem do hotelu!… najpierw uzbrojeni policjanci przed schodami do drzwi głównych, potem bramka, później skanowanie bagażu oraz czujny wzrok trzech ochroniarzy z bronią… dopiero recepcja… a tu?… angielski na poziomie mniej niż zero, smród papierosów, okna przez które widać tylko mgłę… takie brudne… ano wychodzi na to iż użyte w nazwie hotelu słowo„business”… jest mocno nadużyte.

17-08-01-map

Dzień 18 – środa – 2 sierpnia 2017r

Dzisiaj uzmysłowiłem sobie iż na przestrzeni ostatnich 25lat jestem już po raz 44 w Chinach. Czym mnie dzisiaj one zaskoczą, poprzez tak długi przejazd północnymi terenami, aż po Morze Żółte? Poprzednie, biznesowe pobyty w południowych rejonach od Szanghaju po Hongkong, tylko w małym zakresie dawały szansę na zwiedzanie i poznawanie tego ogromnego kraju. Zaledwie jeden, czasem dwa dni z moich dwutygodniowych pobytów przeznaczałem na ten cel. Co prawda w 2005r. stałem po wyjeździe z Rosji na wysokości Czity, pomiędzy Zabajkalskiem, a Manzhouli, na chińskiej granicy motocyklem, objeżdżając wokół świat, jednak właśnie z powodu braku przewodnika, a w tamtych czasach policyjnego konwoju, nie zostałem wpuszczony wraz z pojazdem do Chin i sprawa dotarcia tą drogą do Władywostoku upadła. Wcześniej i później wielokrotnie przemieszczałem się różnymi pojazdami po tym kraju, jednak tylko jako pasażer wożony przez chińskich agentów i kierowców, teraz sam muszę podjąć „walkę” ze specyfiką tutejszego ruchu drogowego. Myślę, że te nabyte doświadczenia i obserwacje pomogą mi i nam w technice poruszania się po tym kraju. Co do specyfiki bytu tych ludzi, zwyczajów i kulinariów mam większe doświadczenia, które z pewnością również się przydadzą. Nie zaskoczy mnie wszechobecny bród, smród i kultura osobista polegająca na bekaniu, charkaniu, spluwaniu na chodnik, braku dbałości o higienę jamy ustnej oraz namiętne palenie papierosów i porzucanie ich w dowolnym miejscu. Te wszystkie zjawiska, już pierwszego dnia dały o sobie znak w kontaktach z miejscowymi Chińczykami.

Mamy świadomość iż ten dzień musimy jakoś zagospodarować, kierowcy całe do południa, pasażerowie cały dzień. W tej części Chin słońce wstaje dopiero sporo po ósmej, pamiętajmy, że w Chinach obowiązuje tylko jedna strefa czasowa i w związku z tym, nie jest to prawidłowe odniesienie do światowych stref czasowych. Wychodząc na ulicę, pierwszy raz zetknęliśmy się z tak ogromną ilością skuterów elektrycznych i z tańczącymi, bądź ćwiczącymi o poranku w parkach Chińczykami (do parku również przechodzi się przez bramki i strażników z bronią). Zaczynamy od wymiany pieniędzy, które przebiega bardzo sprawnie i to z lepszym kursem niż ten oficjalny, bankowy… ano taki zaoferował „konik”, gdzie za 100$ USD otrzymaliśmy 6700 CNY lub RMB (yuan renminbi, czyli juan). Przeliczamy i od dziś musimy zapamiętać, iż 1juan, to 0,56zł. Tymczasem Wiola z Mirą poszły zwiedzać stary Kashgar, Agnieszka została w hotelu, a reszta o 14.00 jedzie z powrotem do posterunku celnego, gdzie wczoraj pozostawiliśmy auta.

Ponownie perypetie i kłopoty, nasze pojazdy podobno ważą… więcej niż wczoraj, mało nie skończyło się na przedłużeniu kwarantanny o następny dzień. Mała łapówka udzielona przez naszego chińskiego przewodnika pana Wanga uratowała sprawę. Po kilku godzinach, auta są nasze i jedziemy do hotelu. Wieczór i kawałek nocy spędzamy na przepięknym starym mieście Kaszgaru.

Miasto należy do prowincji Xinjiang, oznaczający dosłownie nowe kresy. Nazwa ta została nadana w 1759 roku, kiedy w wyniku podboju Dżungarii, terytorium to weszło w skład Chin. Mieszka tu zdecydowana większość Ujgurów wyznających islam, którzy fizjonomią kompletnie nie przypominają Chińczyków i w większości nie znają chińskiego. Mają swój język, swoją kulturę, swoją kuchnię, a co za tym idzie jest to ważny ośrodek kultury muzułmańskiej. Oprócz nich, jest dużo Pakistańczyków, Afgańczyków, trochę Kirgizów, Tadżyków próbujących tworzyć swój własny świat. Chińczycy Han to okupanci, podobnie jak w przypadku Tybetu, którzy ten świat skutecznie niszczą. Ujgurzy, traktowani często jako obywatele drugiej kategorii, mają status podrzędny względem przybywających tu „osadników” ze wschodnich prowincji. Podobnie jak w Tybecie, dąży się do „rozcieńczenia” lokalnej ludności przez sprowadzanych tu masowo Chińczyków, co wybitnie drażni Ujgurów. Efekt?… ilość policji, jaką spotykamy przechadzając się wieczorem po mieście, patrol obok patrolu, wozy opancerzone gotowe prawie na wojnę. Kamery w mieście, na wjazdach czy wyjazdach z miasta, a do tego posterunki policyjne. W każdym sklepie obecny jest pan mundurowy, który ma pilnować porządku, uzbrojony po zęby. I jak czuć się tu wolnym… kiedy zewsząd Wielki Brat patrzy?

Eskalacja problemu zaczęła się w czerwcu 2009 roku, gdy w jednym z miast niedaleko Hong Kongu, jeden z Chińczyków oskarżył Ujgurów o gwałt dwóch kobiet. Rozgorzała bijatyka, a następnie w hotelu robotniczym wściekli Chińczycy zabili dwóch Ujgurów. To wystarczyło, aby w oddalonej o kilka tysięcy kilometrów stolicy muzułmańskiego Xinjiangu, Urumqi doszło do pierwszych demonstracji, początkowo pokojowych. Długo nie trzeba było czekać, aby demonstracje i protesty rozeszły się po całym Xinjiangu. Miały miejsce też w Kaszgarze i niestety doszło do rozlewu ujgurskiej krwi. Cała sprawa z zabójstwem dwóch Ujgurów, tylko podsyciła już bardzo napiętą sytuację w całym Xinjiangu i Kaszgarze. Ginie ujgurska kultura. Coraz bardziej nasilają się wyburzania ujgurskich domów w Starym Mieście Kaszgaru. Chińczycy Han napływający do Xinjiangu, mają większe perspektywy, lepsze możliwości na start i łatwiej im zacząć biznes… wystarczy tylko przystąpić do partii komunistycznej, czego religijny ujgurski muzułmanin nie zrobi. Widać gołym okiem, że ujgurską prowincję Xinjiang, czeka ten sam los co Tybet… powolne i skuteczne zabijanie kultury ludzi, którzy są prawowitymi właścicielami tej ziemi. Region w przeszłości dwukrotnie ogłaszał niepodległość. W listopadzie 1933r. jako Pierwsza Republika Wschodniego Turkiestanu, oraz w listopadzie 1944, jako Druga Republika Wschodniego Turkiestanu. Obie zostały zlikwidowane przez Chińczyków w 1934 i 1946 roku. Co gorsza Xinjiang jest samotny w tej walce i mało kto w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, co tu się dzieje, bo wszystko dzieje się po cichu, a Xinjiang nie ma tak jak Tybet swojego Dalajlamy. Mało kto mówi o krzywdach Ujgurów na Zachodzie… a kto to są w ogóle Ujgurzy?… wielu z nas zapyta.

A Kashgar to miejsce nie byle jakie. Tu przecinały się wszystkie drogi Jedwabnego Szlaku. Każda karawana musiała zatrzymać się właśnie w tym mieście. To przedmieście ogromnej pustyni Takla Makan. Dziś Kaszgar to duża metropolia, gdzie resztki dawnego miasta zostają skutecznie przez Chińczyków niszczone, a w zamian stawiane są nowe, lepsze budynki, mające poprawić jakość życia tutejszym mieszkańcom. My, turyści jesteśmy bezpieczni, włos nam z głowy nie spadnie, toteż spokojnie zwiedzamy miasto. Szczególnie po zmroku, stare miasto za murami wygląda niezwykle, przypomina wręcz stare miasta Iranu jak Yazd czy Shiraz. Ta sama technika budowania domów – drewniane pale, słoma i glina w późniejszej fazie suszona, tworzą ściany ujgurskich domów. Jego kameralna atmosfera pozwala spokojnie chłonąć obrazy, które tylko pięknem i kolorami zapisują się w pamięci.

Ponieważ Wojtek widział Kaszgar już po zmroku, ja opowiem co zarejestrowałam za dnia, który spędziłam z Mirą. Nasz spacer zaczęłyśmy od „Kashgar Old City” i czego tam nie było… tradycyjne targi, drobne sklepy przyciągające turystów jedwabiami, zdobionymi nożami, drewnianymi instrumentami muzycznymi czy biżuterią oraz pięknymi wyrobami ze skóry, metalu i drewna. To miejsce gdzie bezpośrednio na ulicy kowale, stolarze i szewcy tworzą swoje dzieła przy pomocy ręcznych narzędzi. Są też uliczne sklepiki, w których mięso wisi na hakach i czeka na swoich kupców, gdzie na przydrożnych straganach możemy posmakować różnych miejscowych potraw i specjałów, gdzie możemy się napić, zimnego, specyficznego napoju na bazie kwasu chlebowego. Ale jedno jest pewne, tego dnia piłyśmy doskonałą „kawę po kaszgarsku”, nie zawaham się powiedzieć, że ten co ją tworzył to jakiś magik, a może nawet alchemik. Procedury zaparzania trwały 40 minut, kompozycja to 24 składniki, użyte instrumenty są nam nieznane i choć kosztowała najwięcej ze znanych mi kaw… warto było!… Stary Kaszgar to miasto mające, dodajmy jeszcze, swój własny klimat i gdzie czas przemian cywilizacyjnych na szczęście zdecydowanie wolniej płynie. Przeszłyśmy przez ulicę do jeszcze starszej zabudowy, choć słowo zabudowa to wielkie nadużycie, ale jest tu tak wiele do zobaczenia, że wchodzimy z Mirą wszędzie, do prywatnych domów również, jedna kobieta pozwoliła nam wejść po drabinie na taras, oj… ruina niebywała. Wychodząc, tak sobie pomyślałam, że czas tego miejsca, zagarniętego przez dekadencję, nieuchronnie zbliża się ku zagładzie, a w przypadku właśnie Kaszgaru, nie będzie to trudne zadanie, bo przecież po cichutku, całe kwartały starej zabudowy są niszczone spychaczami i ustępują miejsca temu co nowe i nie da się zaprzeczyć… tak estetycznego i nowoczesnego centrum nie powstydziłoby się żadne polskie miasto. Żal tylko, że budowa nowych dzielnic, oznacza niszczenie tradycyjnej, często kilkusetletniej zabudowy. To chyba typowe dla komunistów całego świata, że budowanie swoich utopii, poprzedzają zawsze zrównaniem z ziemią tego co stare, bez względu na wartość. Bo przecież, na miejscu zniszczonych, powstają bliźniaczo podobne domy, pokazujące, jak chińscy budowniczowie wyobrażają sobie „idealne” budownictwo ujgurskie. Na wielkiej przestrzeni miasta stworzono identycznie wyglądające, ozdobne fasady, maskując fakt, że owo fałszywe stare miasto konstruowane jest w całości z betonu. Już widzę chińskich turystów, którym sprzedaje się bilety wstępu do „starego Kaszgaru” wmawiając im, że oglądają zabudowę sprzed kilkuset lat. Zresztą podobne oszustwa historyczne w tym kraju… to podobno nic niezwykłego.

Dzień 19 – czwartek – 3 sierpnia 2017r

Po dwóch dniach opuszczamy hotel. Rano musimy jeszcze zrobić przegląd samochodów, ich rejestrację i wyrobić chińskie prawa jazdy. Ponownie z szybkiego załatwiania sprawy, robią się dwie godziny przepychanek. Po oklejeniu narożników aut taśmą odblaskową, wreszcie jest już prawie wszystko, prawie to znaczy, że po tablice rejestracyjne musimy przyjechać za kilka godzin. Wykorzystujemy ten czas na wycieczkę, aby dotrzeć do jednego z najwyższych łuków skalnych na świecie „Shiptons Arch”, oddalonego od Kaszgaru o 70km. Łuk skalny nazwany został od nazwiska jego odkrywcy – Erica Shiptona. Nazywany w języku chińskim Niebiańską Bramą, zaliczany jest do najwyższych skalnych mostów na świecie. Łuk po ujgursku nazywający się „Tushuk Tash”, ma 365 m wysokości i 65 metrów rozpiętości, odkryty w 1947r. został później na długi czas zapomniany. Dopiero ekspedycja zorganizowana w 2000 roku przez National Geographic Society przywróciła pamięć o tym tajemniczym miejscu. Do niedawna, do łuku można było się dostać tylko dzięki wiedzy nielicznych miejscowych i to samochodem terenowym.

Dziś, gdy sława łuku staje się coraz większa, obok autostrady widnieje drogowskaz a przy nowej asfaltowej drodze prowadzącej pod to miejsce, przygotowano obszerny parking i informacje kierujące nas na właściwą drogę do celu (wstęp 45 juanów od os.). Szlak wiedzie kanionem okresowej rzeki, przypuszczamy, że w porze wiosennej, trasa nie jest dostępna ze względu na wysoki poziom wód płynących z gór. Po godzinie wędrówki naszym oczom ukazuje się ten cud natury. Na koniec wędrówki pozostają do pokonania strome i długie schody, prowadzące na taras, z którego najlepiej widać jego ogrom. Mimo, że na zdjęciach tego tak nie widać, łuk naprawdę robi duże wrażenie. Jeszcze większe zrobiłby, gdyby oglądać go z drugiej strony. Jednak tam jest ogromna przepaść, otoczona stromymi brzegami gór, dostępna pewnie tylko dla bardzo doświadczonych wspinaczy.

Po południu wracamy kolejny raz do Kaszgaru, tym razem błyskawicznie odbieramy chińskie tablice rejestracyjne i jedziemy w rejon gór Pamiru, wzdłuż granicy z Tadżykistanem. Pierwszy raz tankujemy, ależ emocje, przed stacją „Sinopec” pasażerowie opuszczają auta, natomiast kierowcy stają przed kolczatkami poziomymi i pionowymi, żelazną bramą, stalowymi rurami czekając, by pan Wang podał ochroniarzom jakiś uprawniający nas do tankowania dokument autoryzacyjny, po czym po kolei , pojedynczo, podjeżdżają do tankowania. 1l ON- 5,32 juanów, czyli 2,98 PLN.

Jedziemy, a co po drodze?… punkty kontroli, policja, kamery, wioski ukryte za gęsto zasadzonymi smukłymi drzewami i glinianym murem z ogromną metalową bramą. Domy z kamienia i gliny, konstrukcja dość wątpliwa, ale kupy się trzyma. Mijamy wielobarwne góry, cementową rzekę w wersji mini, droga bardzo dobra, a tymczasem otoczenie zmienia góry na bardziej siwe, ponakrywane chmurami. Pod wieczór docieramy do zapory i zbiornika wodnego na rzece Bulunkou, gdzie u jego brzegów urządzamy dzisiejsze obozowisko.

17-08-03-map

Dzień 20 – piątek – 4 sierpnia 2017r

Rano pada, a chmury porozkładały się na górach, murowane jurty, domki „skrytki”. Jedziemy dalej na południe drogą G314 zwaną „Karakorum Highway” w rejon jeziora Kezhou Kala Kule Lake, położonego na 3914 m n.p.m. Po drodze mijamy skromne osady zamieszkałe przez Ujgurów. Przed jeziorem mijamy skrzyżowanie do przejścia granicznego prowadzącego z Tadżykistanem. W 2011r. byliśmy na naszym GS-sie BMW po drugiej stronie gór i przełęczy, pokonując słynną drogę „Pamir Highway”, teraz podążamy nie mniej słynną trasą „Karakorum Highway”. Niestety aura nie dopisała dzisiejszego poranka, piękne widoki zawłaszczyła mgła i ołowiane chmury.

Wracamy tą sama drogą, którą tu przyjechaliśmy w kierunku Kaszgaru. Mieliśmy w planie przebić się szutrowymi drogami przez góry z Taheman do Zepu, jednak z powodu dużych opadów deszczu mamy informacje iż poschodziły tam lawiny skalno-błotne. W drodze powrotnej pogoda radykalnie się zmienia, wreszcie możemy podziwiać przepiękne widoki na trzy siedmiotysięczniki, na otaczające nas góry z tą najwyższą w tym rejonie, którą przykrywa wieczna czapa lodowca – Kongur Shan 7719m n.p.m. Dopadły nas jednak skutki nocnych ulew i tylko cudem udało się nam przejechać obok zepchniętego z drogi przez lawinę w przepaść tira, który zawisł i tylko patrzeć jak spadnie. A cud polegał na tym, że postanowiliśmy jakoś się przebić, nim przyjadą służby i zablokują całkowicie ruch, usuwając tira. A kiedy wszyscy stali i patrzyli, nasza grupa boczkiem, przez kamienną rzekę, przebiła się i pojechaliśmy dalej, trochę większym, a trochę mniejszym błotem, ale do przodu.

Na 50km przed Kaszgarem, skręcamy na wschód i przez Akto, jedziemy podrzędnymi drogami do Yiengisar. W jednej z wiosek zatrzymaliśmy się na obiad i zakupy. Jak zwykle biegam z aparatem fotograficznym i beztrosko strzelam fotki, aż tu nagle dwóch policjantów chce nas gdzieś zabrać, nie wiemy gdzie, ponieważ oni mówią po chińsku, a my po polsku, dopiero porozumienie osiągnęliśmy w języku migowym. Po dotarciu do aut, gdzie już czekał nasz przewodnik pan Wang, a policjantów zaczęło być coraz więcej, wszystko zostało wyjaśnione, że przecież nie spadliśmy na ziemię nagle prosto z chmur, tylko mamy na wszystko stosowne pozwolenia. W Akto mieliśmy kolejną bardzo pouczającą przygodę, cała nasza grupa wraz z autami… została zaaresztowana, tuż obok kontrolnego posterunku policji. Około 15 mundurowych (ta liczba rosła z każdą minutą), trzymało nas ponad pół godziny pod bronią i nawet wyjaśnienia naszego chińskiego przewodnika, nie dawały oczekiwanej reakcji. Otoczyli nas samochodami, abyśmy nie podjęli próby ucieczki, robili nam setki zdjęć i czekali na posiłki oraz wyższych rangą policjantów. Ano przyjechał jeden, potem kolejni, patrzyli, dzwonili, doskonały pokaz siły, sprawności i możliwości. Nasze dokumenty skrupulatnie rozczytywali, wyglądali jakby myśleli, ale była w ich oczach jakaś nieokreślona bezradność… i dopiero kiedy przyjechał szef wszystkich szefów, nastąpiło nasze oswobodzenie… widać umiał czytać ze zrozumieniem. Dalej kierujemy się główną drogą nr.315 do Yecheng i za miastem, tuż za posterunkiem policji, na parkingu, na którym rozłazi się smród, ponieważ służy on nie tylko do postoju, ale robi za toaletę i wysypisko śmieci, już po zmroku urządzamy obozowisko.

Dzisiejszy dzień, jednogłośnie obwołaliśmy… dniem policji… i wypiliśmy toast za ich dzielną i patriotyczną postawę… Chińska Republika Ludowa może spać spokojnie… żaden wichrzyciel, antykomunista, szpieg czy inny taki złowrogi przedstawiciel imperialistycznych krain… nie naruszy systemu… który oparł się nawet „polskiej chorobie”… (termin ten został ukuty jeszcze w NRD, po czym zyskał wielką popularność w kręgach władzy ChRL. Mianem „polskiej choroby” określano międzyklasową mobilizację społeczeństwa, które całe występuje przeciw władzy… niczym ruch „Solidarności” w Polsce w latach 80).

17-08-04-map

Dzień 21 – sobota – 5 sierpnia 2017r

Dzień zaczynamy od procedury tankowania. Z Yecheng jedziemy do Khotan. Tereny stają się coraz bardziej płaskie i z typowych stepów przeobrażają się w pustynię. Miasto położone jest w regionie autonomicznym Xinjiang, w południowej części Kotliny Kaszgarskiej, na skraju pustyni Takla Makan. Kierujemy się do centrum, a za bazę wypadową wybraliśmy parking obok wielkiego bazaru. I właśnie ten bazar był największą atrakcją, kolorowo, orientalnie i do tego potężna oferta kulinarna w wydaniu straganowym. Można oglądać, chłonąc zapachy i popróbować tych egzotycznych przekąsek. Zauważamy, że dominuje tofu w rożnych odsłonach.

Jednak najciekawszym i dającym sławę miastu jest „Jade City”. Przez ponad trzy tysiące lat było źródłem pozyskiwania kamienia z rzek, Biała Jade (Yurungkash) i Czarna Jade (Karakash). Z tych złóż pochodzi kremowy, przechodzący do jasno zielonego kamień, a najcenniejszy jest ten czysty biały, osiągający horrendalne ceny. Czasem kolory się mieszają i tworzą wzory lub żyłki. Jadeit… Święty Kamień Mistyków, jest symbolem władzy, powodzenia oraz fortuny, długowieczności, płodności, mądrości i równowagi, jest bardzo popularnym kamieniem w kulturze chińskiej… pomaga utrzymać pieniądze przy sobie. Jego nazwa pochodzi od hiszpańskiego słowa piedras de ijada, czyli kamień nerkowy, terapeuci leczą jadeitem choroby pęcherza i nerek. Był również używany do wyrobu biżuterii przez Majów, którzy przypisywali mu magiczne właściwości. Jest bardzo rzadkim minerałem i sporadycznie tworzy dobrze wykształcone kryształy. Skupiska jadeitu mogą osiągnąć masę kilku ton, ale nie wszystkie minerały mogą się przydać jako materiał jubilerski. Jest łudząco podobny do nefrytu, ale twardszy i ze względu na skład chemiczny, należy do innej grupy minerałów. Podglądamy stragany i zerkamy do sklepów, gdzie na zapleczu obrabiane są kamienie, nie omieszkawszy zakupić bransoletki, na pamiątkę pobytu w tym niezwykłym miejscu. Jadeit do bransoletek wybierany jest bardzo często, nie tylko ze względu na jego cenę i piękny wygląd, ale i właściwości symboliczne, podobno nie tylko przynosi szczęście, ale i chroni, a nawet jak uważają niektórzy, ma właściwości uzdrawiające… czyli jak zapowiada proroctwo, zwiastuje mi się podróżowanie w zdrowiu, szczęściu i ochronie… a do tego zawsze będą trzymały się mnie pieniądze… tak wiele, za tak niewiele.

Dalej, to kontynuacja przejazdu drogą nr.315 na wschód i niezbyt ciekawe, monotonne widoki na pustynię Takla Makan. Nocleg na dziko, kilka km od drogi, 10km za miastem Jutian.

17-08-05-map

Dzień 22 – niedziela – 6 sierpnia 2017r

Rano ruszamy dalej na wschód drogą nr 315. W Ming Feng uzupełniamy zapasy i po 40km odbijamy na północ w drogę nr 165, która przecina pustynię Takla Makan z południa na północ. Potężny wiatr i pył podnoszony z pustyni, mocno daje się we znaki, auta wręcz spycha z drogi. Siłę tę skrzętnie wykorzystali Chińczycy, umieszczając tysiące potężnych wiatraków generujących prąd. Nie wierzyliśmy, że może ich być aż tak wiele, ciągną się setkami kilometrów i to w wielu rzędach, krótki pomiar i przeliczenie dało taki wynik. Gospodarka i potencjał inwestycyjny w tym kraju nie zna granic. Pustynia jest drugą po Ar-Rab al-Chali, największą piaszczystą pustynią świata, o powierzchni równej 270 tys. km², tj. bliskiej powierzchni Polski. Klimat skrajnie suchy, silne wiatry i burze piaskowe powoduje iż liczne, krótkie rzeki spływające z otaczających gór, wnikają w nią i „gubią” wodę w jej piaskach. Wydmy przypominające piramidy, wznoszą się 300 m ponad otaczającą je równinę, a gwałtowne wichury mogą podnosić trzy razy wyższe ściany piasku. Otoczona jest przez najwyższe na świecie łańcuchy górskie od północy Tien-Shan (Tienszan), od południa Karakorum i Kunlun Shan. Mozolnie pokonujemy obszar pustyni wąską asfaltową drogą, jazda po piachu jest praktycznie niemożliwa i graniczyłaby z lekkomyślnością, wręcz głupotą.

Pustynia Takla Makan, to jeden z najbardziej niegościnnych i niebezpiecznych obszarów na Ziemi. Znana jest z mrożących krew w żyłach opisów burz piaskowych zwanych „kara buran”. Przypisywano im niekiedy nadprzyrodzone moce. Przemierzający te tereny w VII w. chiński mnich i podróżnik Xuanzang tak opisał to zjawisko: „Kiedy zrywa się wicher, ludzie i zwierzęta tracą orientację i gubią drogę, nie będąc w stanie wędrować dalej. Do ich uszu docierają żałosne jęki i inne przerażające dźwięki, sprawiając, że nieszczęśnicy nie wiedzą, dokąd iść. Wielu z nich przepada bez wieści, a wszystko to jest sprawką demonów i złych duchów”. Mieszkający w tym rejonie ludzie, zawsze uważali ją za niebezpieczne miejsce, a nazwa Takla Makan wywodząca się z języka ujgurskiego znaczy „miejsce łuków”. Pod wieczór z przygodami i kilkukrotnym grzebaniem się w piachu, kiedy tylko na kilkadziesiąt metrów wjechaliśmy w jej głąb, nocujemy w wyschniętym rozlewisku okresowej rzeki, w pyle i w złowrogim towarzystwie komarów.

17-08-06-map

Dzień 23 – poniedziałek – 7 sierpnia 2017r

Od rana dalsze zmagania z pustynią. Po dotarciu do Lutai, wpadamy na trasę nr 314 i kontynuujemy jazdę na wschód. Pod wieczór docieramy do miasta Korla. Co po drodze?… ano mozolna jazda w pustynnych krajobrazach, pokonywanie przestrzeni, a jedyne zdarzenie… to naprawa dwóch defektów w samochodzie Maćka, styrane przebiegiem i warunkami eksploatacji gumy popękały i trzeba je było ratować dętkami. Nocleg w hotelu „Jun Lan Hotel” (160 juanów za pokój 2 os. ze śniadaniem).

17-08-07-map

Dzień 24 – wtorek – 8 sierpnia 2017r

Od rana kontynuujemy jazdę na wschód w kierunku miasta Turpan (Turfan). Mieliśmy zamiar przejechać jeszcze do Urunqi, leżącego u podnóży górskiego masywu Tien Shan, stolicy regionu autonomicznego Xinjiang, jednak po wywiadzie okazało się, że na przejazd przez góry drogą nr 216, potrzebny jest specjalny permit. Na trasie kończącej zmagania z pustynią Takla Makan w okolicach przełęczy Argaybulak Daban, napotykamy na pierwsze większe uprawy specjalnego gatunku winogron, z których po wysuszeniu w specjalnych suszarniach, powstają słodkie rodzynki. Na wschodnim krańcu pustyni, leży również wielka niecka, zwana Depresją Turpan (-154 m p.p.m). Jest to jedno z najgorętszych i najniżej położonych miejsc na Ziemi. Nie ma tu prawie żadnych opadów, a temperatury w lecie sięgają 50ºC, a zimą -35ºC, gdzie piaski pustyni Takla Makan, sąsiadują niemal z piaskami pustyni Gobi… taka chińska „Dolina Śmierci”. Nieopodal oazy Turpan, znajdują się ruiny miast, założonych około IIIw. p.n.e. Miasto owe leżało na trasie słynnego Jedwabnego Szlaku, którym aż do piętnastego wieku kupcy podróżowali pomiędzy krajami śródziemnomorskimi a Chinami. Miejsce to kojarzy się nam z tajemniczą, bezpieczną oazą na bezlitosnym Jedwabnym Szlaku pełnym kupców, bandytów i grajków, przepełnionym towarami, objuczonymi zwierzętami, miejscu… gdzie krzyżowały się kultury, rasy, religie i zwyczaje.

Szybko dojeżdżamy autostradą do miasta i jeszcze tego dnia rozpoczynamy zwiedzanie. Jedyne co przeszkadza to potworny upał 45ºC. W samym mieście, nie ma wiele do zobaczenia, poza pięknym minaretem Emina, znajdującym się na obrzeżach (wstęp 45 juanów od os.). Budowę minaretu zaprojektowanego przez ujgurskiego architekta Ibrahima rozpoczęto w 1777 roku. Budynek miał powstać prawdopodobnie w celu upamiętnienia stłumienia antymandżurskiego powstania przez turfańskiego dowódcę, Emina Hodżę. Budowę dokończył w 1778 roku syn Emina, Sulejman, od imienia którego pochodzi chińska nazwa Sugong (dosł. „Wieża księcia Su”). Minaret mierzy 44 m wysokości i jest najwyższym w Chinach. Wzniesioną z cegieł i drewna, zwężającą się ku górze wieżę wieńczy niewielka kopuła. Ściany zewnętrzne wykonano z żółtych, suszonych na słońcu cegieł, ułożonych w różnorodne wzory.

Stamtąd jedziemy10 km na zachód od miasta aby zwiedzić ruiny „Jiaohe Ancient City Ruins” (wstęp 115 juanów od os. plus bus). Są chyba najlepiej zachowanymi i najłatwiej dostępnymi spośród wszystkich pozostałości starożytnych miast Jedwabnego Szlaku w Xinjiangu, miasto było stolicą byłego państwa Cheshi. Nazwa Jiaohe, znaczy po chińsku „gdzie spotykają się dwie rzeki”. Lessowe wzniesienie, będące niegdyś wyspą okoloną tymi właśnie dwiema rzekami, stanowiło naturalną obronę, co mogłoby wyjaśnić, dlaczego miasto nie ma murów. Zamiast nich, strome urwiska (ponad 30 metrów wysokości) po wszystkich stronach okalających je rzek, działały jak naturalne ściany. Widoczne dzisiaj rozległe ruiny są pozostałościami budynków głównie z epoki Tang, gdy mieszkało tu ponad 7 tys. mieszkańców, głównie buddyjskich Ujgurów. W roku 2014 ruiny Jiaohe zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Wytyczona szeroka centralna ulica umożliwia zwiedzanie, po wschodniej i zachodniej stronie (podział miasta), bez ryzyka naruszenia zabytkowej substancji. Mniejsze uliczki przecinają całe miasto, gdzie jest wiele pozostałości domów mieszkalnych dla zwykłych ludzi, rezydencji dla arystokratów i żołnierzy, biur rządowych, warsztatów i świątyń (Wielki Klasztor), które przenoszą nas do świata starej architektury. Ze szczytu wzgórza rozciąga się piękny widok na całą dolinę. Na urwiskach po jej drugiej stronie widać liczne suszarnie winogron, gdzie powstają słynne turpańskie rodzynki. I właśnie te rodzynki, to największy fenomen tego najgorętszego w Chinach i ciągle zasypywanego piaskiem miasta. Tak, w tym piekielnie gorącym zakątku świata podstawową uprawą jest winorośl i to nie byle jaka. Winogrona z Turpanu, mają ponoć najwyższą zawartość cukru i są niezwykle cenionym produktem na światowych rynkach. Ktoś zapyta, jak to możliwe? Otóż wszystkiemu są winne pradawne systemy irygacyjne zwane „karezami”. To ich obecność stała się przyczyną rozwoju osady na szlaku handlowym, jako miejscu, gdzie można było napoić zwierzęta, czy zwyczajnie odpocząć kilka dni w zacisznym cieniu przed dalszą podróżą przez pustynię.

Zwiedzanie rozległych ruin zajęło nam sporo czasu, nawet pomimo tego iż dodatkowo wykupiliśmy transport elektrycznym busem Po zmroku na szczęście robi się nieco chłodniej. Wracamy do Turpan, a na nocleg pozostajemy w hotelu „Gaochang Hotel” (240 juanów za pokój 2 os.). Pierwszym zamysłem było spanie gdzieś na dziko, jednak dotkliwie wysokie temperatury, skutecznie odwiodły nas od tego pomysłu.

17-08-08-map

Dzień 25 – środa – 9 sierpnia 2017r

Ponieważ wczoraj z powodu braku czasu nie odwiedziliśmy starożytnego, podziemnego systemu kanałów „karez”, robimy to dzisiejszego poranka. Turpan nazywany „Prefekturą Ognia” i „Domem Wiatru”, osadzony w bardzo suchym klimacie, a mimo to demonstruje rozległe, bujne i zielone oazy. Sekret leży w sieciach studni i kanałów nawadniających, rozprzestrzeniających się pod ziemią, takich jak sieci naczyń, które zapewniają siłę życiową Turpan. „Karezy”, to nic innego, jak ręcznie kopana, wielokilometrowa sieć podziemnych kanałów, łącząca nieodległe góry z osadami i polami uprawnymi. Woda płynie pod ziemią, przez co ulega mniejszym stratom w wyniku parowania. Ten podziemny system został zbudowany przez lokalną ludność… niezgodną z lokalnymi warunkami pogodowymi i hydrologicznymi. Nawet do dziś, ludzie kopiący i utrzymujący nadal w sprawności „karezy”, są niezwykle cenionymi i dobrze opłacanymi pracownikami. Muzeum „Karez Water System” (wstęp 40 juanów od os.), jest atrakcją obliczoną na dochód, sporo tu kiczu i makiet, ale mimo to warte obejrzenia. „Karez” jest słowem perskim i uważa się, że i sama technika wywodzi się ze starożytnej Persji, skąd rozprzestrzeniła się na zachód aż po Maroko i na wschód do Chin. Turpan jest nawadniany przez ponad 400 takich podziemnych kanałów, mających łączną długość blisko 5000 km, dlatego jest również określany jako „podziemny Wielki Mur”. Zapoznanie się z muzealnymi makietami i przejście wzdłuż jednego z kanałów, który udostępniony jest do zwiedzania, uzmysławia nam naocznie techniki i zasady działania tego systemu.

Opuszczamy miasto, a na wylocie gąszcz suszarń rodzynek. Kierujemy się na wschód drogą nr 312 do miejscowości Hami. Jedziemy terenami roponośnymi, a podstawowymi elementami krajobrazu są potężne magistrale energetyczne, kiwające się pompy wydobywające ropę, wielkie obszary paneli słonecznych i wiatraki wytwarzające energię elektryczną. Szukając dobrego miejsca na dzisiejszą bazę noclegową docieramy w góry Karlik Shan, odległe od Hami 20km. Góry te są najdalej na wschód wysuniętym pasmem gór Tien Shan, przez które przejeżdżaliśmy pierwszy raz w Kirgizji. Najwyższy szczyt Tomort 4886 m n.p.m, przykryty jest czapą lodowca. Pasmo to łączy dwie wielkie pustynie Gobi i Takla Makan. Podjeżdżamy w jeden z wąwozów, prowadzących korytem wyschniętej rzeki pod lodowiec i pomiędzy skałami urządzamy obozowisko. Cisza, spokój, wreszcie umiarkowana temperatura, doskonałe miejsce na odpoczynek po trudach podróży.

17-08-09-map

Dzień 26 – czwartek – 10 sierpnia 2017r

Rano opuszczamy wzorcowe obozowisko, wracamy do trasy G30 i jedziemy dalej na wschód. Wczoraj w Turpan rozstaliśmy się z naszym chińskim przewodnikiem, panem Wang, dzisiaj po drodze w Liuyuan, odbieramy na dworcu kolejowym, naszego nowego przewodnika, którym jest jego młodszy brat, przedstawiający się ksywką Ricky i tak już do końca zostało. Dalej z Liuyuan kierujemy się drogą nr 215 do Dunhuang. Opuściliśmy Xinjiang i wjechaliśmy do prowincji Gansu. Nagle mniej posterunków policyjnych, a co za tym idzie również kontroli, zasieków i innych takich podobnych barier. Jeszcze tego dnia w Dunhuang, organizujemy bilety na jutrzejsze zwiedzanie wykutych w skale grot „Mogao Grottoes” (wstęp 100 juanów od os.). Przy wydmach, na publicznym parkingu nocujemy na dziko. Z tym naszym dzisiejszym noclegiem było nieco zamieszania, gdyż niespodziewanie znalazł się domniemany właściciel terenu, który zażądał sporej opłaty. Zbyty przez naszego przewodnika, groził wezwaniem policji, ale tylko na groźbach się skończyło i spokojnie spędziliśmy noc. Może spokojnie to zbyt duże słowo, gdyż na pobliskich wydmach balangi z fajerwerkami i muzyką, trwały do późna.

17-08-10-map

Dzień 27 – piątek – 11 sierpnia 2017r

Rano, zwiedzamy kompleks „Mogao Grottoes”. Auta pozostawiamy na parkingu przed budynkiem administracyjno-muzealnym, najpierw w dwóch salach oglądamy filmy, a później autobusami, udajemy się w pobliskie góry, aby zwiedzić kompleks grot. Jaskinie Mogao, znane też jako „Jaskinie Tysiąca Buddów”, to zespół 492 skalnych świątyń wykutych w skalnym urwisku. Jaskinie wypełnione są malowidłami i rzeźbami, z których najstarsze pochodzą z IV w. p.n.e. Jak głosi legenda, buddyjski mnich Le Zun, odbywał długą podróż do Zachodniej Krainy. Po przeprawieniu się przez pustynię Gobi, w pobliżu Dunhuang, zatrzymała go góra Sanwei. Tam znalazł wyjątkowe źródełko, gdzie po ugaszeniu pragnienia słodką wodą, usiadł, by zażyć odpoczynku. Zapadał zmierzch i mnich podziwiał zachód słońca, gdy nagle góry zaczęły błyszczeć. Uniósł głowę i ujrzał wspaniałego złotego Buddę Maitreję, unoszącego się na niebie. Wyłoniło się tysiąc promieniejących Buddów, otoczonych fruwającymi wokół wróżkami, które grały na trzymanych w dłoniach instrumentach niebiańską muzykę. Le Zun głęboko poruszony promienną sceną, natychmiast postanowił zostać i uczcić to wydarzenie. W przeszłości uczył się malarstwa i rzeźbiarstwa, więc użył swoich umiejętności, aby odtworzyć wizję, którą zobaczył na niebie. Lata później, inny mnich buddyjski o imieniu Fa Liang, przybył w to samo miejsce i miał identyczną wizję. Fa Liang wypełnił drugą jaskinię malowidłami i rzeźbami obrazującymi boską scenę. Mogao szybko stało się miejscem pielgrzymek buddystów, artystów, urzędników i wielu innych ludzi.

Epoka panowania dynastii Tang, była okresem największego rozkwitu sztuki w jaskiniach Mogao. Ozdobiono wówczas 260 jaskiń i wyrzeźbiono największe posągi, w tym posąg siedzącego Buddy o wysokości 34,5 m, który jest jedną z największych na świecie rzeźb. Po upadku dynastii Tang, nastąpił również kryzys sztuki chińskiej w Mogao. Pochodzące z późniejszych epok posągi i malowidła, są o wiele prostsze i ubożej zdobione, jednak i wówczas zdarzały się dzieła, zasługujące na szczególną uwagę, należy do nich 16-metrowy posąg leżącego Buddy, otoczony mniejszymi posążkami jego uczniów. Dla starożytnych Chińczyków, którzy wierzyli, że Niebiosa chronią pobożnych, wyobrażenia z jaskiń były szczególnie wyjątkowe. Niektóre przedstawiały wielką dostojność Buddy, inne zaś okropności piekła czekające na grzeszników. Powszechnie wierzono, że bóstwa ukazują się w wizjach ludziom pełnym wiary, a owe sceny były przez to traktowane dosłownie… jako ziemski wgląd w wymiarach z innych światów. W późniejszych wiekach straciły na znaczeniu i zostały częściowo zasypane przez pustynię. Dla świata zachodniego odkrył je Aurel Stein, a w 1987 roku wpisano je na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Jaskinie są jedną z największych atrakcji turystycznych Chin, co powoduje iż zwiedzanie odbywa się w jazgotliwych tłumach, a prowadzeni przez przewodnika, możemy odwiedzić zaledwie kilka świątyń z 30, które udostępnione są do zwiedzania. Szczęśliwym trafem, te najważniejsze z postaciami stojącego i leżącego Buddy, są zawsze na trasie zwiedzania. Liczba odwiedzających, według opinii ekspertów, może stanowić zagrożenie dla tego miejsca, stąd też powstały plany zeskanowania malowideł, by zachować ich koloryt na dłużej.

Wracamy do głównego szlaku, drogi nr G30 i jedziemy autostradą do Jiayuguan. Obozowisko na dzisiejszą noc urządzamy nad zalewem, przed miastem. Ponownie przyjemne miejsce, niezbyt gorąco i tym razem bez owadów.

17-08-11-map

Dzień 28 – sobota – 12 sierpnia 2017r

Dotarliśmy na zachodni koniec „Wielkiego Muru” (Final Point Of The Gret Wall). Właśnie za ostatni jego bastion uznaje się fort w Jiayuguan, wyznaczający niegdyś granice imperium chińskiego. Trudno go porównać do pochodzących z tych czasów, europejskich zamków rycerskich. Budowla ta, będąc wielką warownią, mimo militarnego, a nie reprezentacyjnego charakteru, ma wielkość królewskiego kompleksu, jakim za czasów Jagiellonów stał się Wawel. Została zbudowana w 1372 roku, za panowania cesarza Hongwu. Okala ją wysoki na 11 i długi na ponad 730 metrów mur, zwieńczony w narożnikach dwoma wysokimi, trzykondygnacyjnymi basztami obronnymi. Twierdza posiada dwie bramy, które dla bezpieczeństwa wyposażono w potrójne dachy i wewnętrzne dziedzińce. Zabezpieczało ją kilka linii obronnych, a w wewnętrznej części znajdowały się magazyny i studnia, zapewniające możliwość długiej obrony w wypadku oblężenia, a także świątynia buddyjska. Na bogate zdobnictwo twierdzy, składają się pokryte szkliwem dachy i elementy dekoracyjne wykonane z ceramiki, drewna i kamienia. Jak głosi legenda… gdy obywatel został wygnany z królestwa, był zobowiązany do wyjścia przez zachodnią bramę w Jiayuguan i… już nigdy nie wracać.

W czasie zwiedzania, na potężnym placu, odbywały się różnego rodzaju pokazy… fascynujące sztuki walki, demonstracja umiejętności, a wszystko to w stosownych strojach i rynsztunkiem w wielu wersjach. Był też pokaz sztuki teatralnej, scenki rodzajowe, malowanie wachlarzy i wiele innych zajmujących atrakcji. Jednym z elementów zwiedzania całego kompleksu, jest odwiedzenie dość interesującego muzeum „Wielkiego Muru”. Tu dowiadujemy się, że był on zbiorczym systemem obronnym składającym się z zapór naturalnych, sieci fortów i wież obserwacyjnych oraz w najbardziej strategicznych miejscach, murów obronnych z ubitej ziemi, murowanych lub kamiennych, osłaniających północne Chiny przed najazdami ludów z Wielkiego Stepu. Przyjmuje się, że „Wielki Mur” rozciągał się od Shanhaiguan na wschodzie nad zatoką Liaodong, do Jiayuguan na zachodzie i ma długość około 2400km. Pierwszy „Wielki Mur” miał wznieść pierwszy cesarz Chin w III wieku p.n.e., miała to być zarówno zapora przed najazdem, jak i symbol potęgi władcy. Przy budowie miało zginąć z wycieńczenia około miliona robotników, a zmarłych miano zamurowywać w ścianach konstrukcji. Opowieści te były elementami legendy tyranii Qin Shi Huanga. Rzeczywiste dowody na budowę przez niego „Wielkiego Muru” są bardzo skąpe. Znaną do dziś postać, mur uzyskał dopiero za dynastii Ming, w XV wieku. Dynastia ta, odczuwając duży nacisk ludów mongolskich, postanowiła zbudować, w oparciu o wciąż istniejące fragmenty starożytnego muru, ciągły system fortyfikacji, od granic Korei aż po pustynię Gobi. System ten składał się nie tylko z samego muru, ale także z przylegających do niego osad nadgranicznych, faktorii handlowych oraz szerokiego na blisko 1 km pasa „spalonej” ziemi. W czasie drugiej wojny chińsko-japońskiej, pełnił funkcję linii obrony dla wojsk Kuomintangu Czang Kaj-szeka.

W muzeum bardzo obrazowo przedstawiano strategiczne elementy budowli, jest sporo makiet i informacji na temat jego powstania. Natomiast „Wielki Mur”, który po raz pierwszy w tej podróży zobaczyliśmy na żywo obok fortu, był glinianym obwałowaniem o grubości 2÷3m metrów i trudno go było utożsamiać, z widzianą na zdjęciach potężną kamienną budowlą.

Po zakończeniu zwiedzania kompleksu pojechaliśmy jeszcze do oddalonego o jakieś 6 km od centrum Jiayuguan, położonego w pobliskich górach, fragmentu „Wielkiego Muru”, Który w odrestaurowanej formie udostępniony jest do zwiedzania.

Po południu drogą nr G30 zmierzamy do Zhangye, a na nocleg pozostajemy w korycie wyschniętej rzeki, opodal Gór Tęczowych, które są niezwykłą atrakcją tego miejsca i które będziemy zwiedzać dopiero jutro. Dziś dotarliśmy tu w porze zamknięcia i zrobiliśmy jedynie kilka fotek przez ogrodzenie. Mamy więcej czasu na wieczorny relaks, który tym razem realizujemy w mniejszym gronie, tylko z Jackiem i Mirą.

Ponieważ jak wcześniej sygnalizowaliśmy, zdarzyło się wiele wpadek organizatora, tym razem również z tytułu braku informacji, doszło dzisiaj do małej utarczki słownej, dotyczącej czasu zwiedzania całego kompleksu w Jiayuguan. Jak podkreślałem brak wyobraźni, doświadczenia i niekonsekwencja w działaniu, powoduje iż z uprzejmych na pozór ludzi, na jaw wychodzi pospolite chamstwo. I tak też się stało tym razem, co bardzo odmieniło atmosferę dalszego wspólnego podróżowania. Piszemy o takich sytuacjach, ponieważ właśnie wspólne podróżowanie wymaga, specyficznej kultury współżycia, jeśli się jej nie stosuje, dochodzi do takich zdarzeń, jakie miały swe początki w Kazachstanie, Kirgistanie i dzisiaj podczas zwiedzania fortu. Finał?… to uszkodzone sprzęty, zagrożenia wypadkami lub wręcz katastrofami i przewrotna atmosfera. Znacie nas z tworzenia imprez i wypraw, więc rozumiecie o co nam chodzi. Jako uczestnicy, a nie organizatorzy tej wyprawy, nie możemy tworzyć scenariusza i atmosfery podróżowania… to rola organizatora, którego powinnością jest, co było kategorycznie ustalone przez niego na początku, czyli… codzienna, poranna odprawa z ustnie udzielanymi informacjami co do trasy przejazdu i programu zwiedzania. Natomiast, używanie CB-radia jest nieodzowne w łączności na trasie, a nie do przekazywania ogólnych i szczegółowych informacji, jeśli się wie, że odbiór jest nie na najwyższym poziomie, a organizator ma najgorszy i do tego zawodny sprzęt. Tak więc, towarzysko zrobiło się nieznośnie i cóż pozostało… dalej tak trwać i jak to śpiewał Wojciech Młynarski… róbmy swoje…

17-08-12-map

<<<< POPRZEDNIA ——– NASTĘPNA >>>>