3-Egipt>Jordania>Izrael
Dzień 30. wtorek 04.11.
Czas błogiego lenistwa w rosyjskiej atmosferze dobiegł końca… i dobrze… a dlaczego?… bo to nie dla nas taki all inclusive, zaczynaliśmy dzień od stania w kolejce po śniadanie, potem plaża, gdzie ktoś uczy tańca, ktoś podaje drinki, ktoś proponuje masaż, a jeszcze inny ktoś… idiotyczne wczasowe fotki. Nadchodzi godzina obiadu… stoimy z talerzami w kolejce, jedzenia jest dużo, ale marnej jakości, no cóż… na pocieszenie… znów plaża. Kolacja, to taki rosyjski pokaz mody, panie w długich sukniach z torebkami… i do kolejki. Koniec dnia, to już tylko jakieś gry i zabawy, albo zwyczajne chlanie wódy, co niektórym paniom bieżący wymiar… przeszedł natychmiast w trzeci. Tymczasem młodzi Egipcjanie, nie tracąc czasu, chcą jak najszybciej zapoznać dziewczynę, kobietę… wszystko jedno… byle móc powiedzieć jej kilka magicznych słów… kończąc wywód, cytuję… „zabierz mnie stąd”… i co niektóre zabierają.
Czas ten poświęcamy nie tylko na spostrzeżenia socjologiczne, ale również na zapoznanie się z tematem… współczesny Egipt. Jak wspominaliśmy w poprzedniej relacji, tu w hotelu „Roma”w Hurgadzie, poznaliśmy animatorkę życia kulturalnego obiektu Monikę, która od 11lat, jako żona Egipcjanina Karima, mieszka tu na stałe. W tym miejscu, możemy przekazać nieco wiadomości na temat zwyczajnego życia w tym kraju. Generalnie, jest to totalne państwo policyjne, z pełną inwigilacją obywateli. Ceny wg uznania, nędzne zarobki, notoryczne natręctwo, niewyobrażalny brud, namolne żebractwo i bezwstydne oszustwo. W latach sześćdziesiątych za rządów Nasera, zaczerpnięty został tu wzór zarządzania i funkcjonowania państwa… od byłego ZSSR. Socjalizm Nasera, sytuował Egipt w czołówce krajów Trzeciego Świata, a ZSRR brało czynny udział w wydarzeniach politycznych wspierając wszelkie przejawy „drogi socjalizmu”. Ten stan trwa po dziś dzień, a przejęty sowiecki model biurokracji, czego i my doświadczyliśmy… odbił się niekorzystnie na dalszych reformach państwa i nadal jest kulą u nogi Egiptu. Co do policji… to też kula u nogi, to jedna z najliczniejszych grup społecznych, zauważana w każdym miejscu i o każdej porze, również w wersji cywilnej. Zadziwiająca ich liczba, to rezultat kłopotów z terrorystami, a jednocześnie, co tu ukrywać… sposób na zmniejszenie bezrobocia, co i my, w niegdysiejszej Polsce Ludowej przerabialiśmy. Nasze poruszanie się autem, to taka swego rodzaju enigma, która raz drażni, raz śmieszy, a niekiedy po prostu utrudnia podróż. Może kilka przykładów… tam nie wjeżdżaj, tu się nie zatrzymuj, tutaj nie wolno parkować, a tam nie wolno jechać, tam musisz jechać w konwoju, a tam mógłbyś pojechać, ale nie dziś, tutaj możesz zaparkować, ale zapłać (dużo), jeśli chcesz, parkingowy umyje ci auto, ale zapłać (dużo)… cały czas czujemy się, jakbyśmy mieli dwóch egipskich policjantów na plecach i wielu tajnych agentów krążących w przebraniach… tak w zasięgu ręki. Jak wielką armię ludzi, utrzymuje się kosztem innych obywateli?… bardzo wielką. Mamy też informację, ciut wyjaśniającą sprawę zamieszek i walki politycznej w tym kraju. Największe zagrożenie pochodzi od zdelegalizowanej partii, grupy politycznej zwanej „Bracia Muzułmanie”, inaczej Bractwo Muzułmańskie. Jest to islamska organizacja religijna i społeczno-polityczna, założona w 1928 r. w Egipcie przez Hassana al-Bannę, a jej motto brzmi: „Allah jest naszym celem. Prorok naszym przywódcą. Koran naszym prawem. Dżihad naszą ścieżką. Śmierć na ścieżce Boga jest naszą jedyną nadzieją”. Od początku swego istnienia, Bracia sprzeciwiają się świeckim tendencjom w krajach muzułmańskich, odrzucają wpływy zachodnie oraz żądają powrotu do zasad Koranu i szariatu. Bractwo, powstałe w Egipcie, szybko znalazło podatny grunt w innych krajach muzułmańskich, m.in. w Syrii, Transjordanii (późniejszej Jordanii), Palestynie, Arabii Saudyjskiej. Obecnie ma swoje filie w 70 krajach świata. Ich status jest różny… od oficjalnych partii politycznych, mających swoich przedstawicieli w parlamencie, przez grupy społeczno-religijne aż po podziemne, nielegalne bojówki terrorystyczne. W latach trzydziestych XXw. ulegało stopniowemu upolitycznieniu, tworząc tajne grupy paramilitarne. Mierzyło zarówno w skorumpowane instytucje feudalne, jak i zachodni imperializm. Kiedy wybuchła II wojna światowa, Bractwo Muzułmańskie obiecało na piśmie, że zorganizują powstania, aby pomóc generałowi Rommlowi i upewnią się, że żaden angielski lub amerykański żołnierz nie pozostanie żywy w Kairze czy Aleksandrii. Pomagali nazistom rekrutować międzynarodowe oddziały SS w krajach arabskich, m,in. stacjonowali w Chorwacji pod nazwą „Handjar”. Stali się podstawą nowej arabskiej armii Hitlera, która miała podbić Półwysep Arabski a stamtąd całą Afrykę. Pod koniec II wojny światowej, Bractwo było ścigane za zbrodnie wojenne, a ich niemieccy „nadzorcy” wywiadu zostali schwytani w Kairze. Po zakończeniu wojny, brali udział w wielu akcjach terrorystycznych, zwłaszcza przeciwko rządom króla Faruka, a po jego obaleniu, popierali początkowo świeckie rządy rewolucyjnej rady Nasera. Ta sytuacja jednak dosyć szybko się odwróciła i w grudniu 1948r. jeden z Braci, zabił egipskiego premiera, za co nakazano w 1949r…. rozwiązać organizację. W roku 1954 jeden z członków organizacji, której pozwolono ponownie działać, usiłował zabić Nasera podczas jednego z wieców w Aleksandrii, co doprowadziło do ponownego zdelegalizowania tej organizacji, a ponad 4000 jej członków zostało uwięzionych, w tym Said Kutb, czołowy intelektualista tej grupy. Wielu członków Bractwa uciekło w tym czasie do Jordanii, Libanu, Arabii Saudyjskiej i Syrii. W roku 1964 Naser ponownie zalegalizował działalność Bractwa i wypuścił wszystkich więźniów politycznych. Przyniosło to jednak odwrotny skutek i kolejną falę zamachów na prezydenta. W 1966r. skazano na śmierć przywódców Bractwa, a pozostałych osadzono ponownie w więzieniach. Następca Nasera, Anwar Sadat,obiecał reformy, w tym wprowadzenie szariatu. Jednak podpisanie przez niego traktatu pokojowego z Izraelem, bardzo rozgniewało Braci i to prawdopodobnie oni przyłożyli rękę do jego zamordowania w roku 1981. W roku 1984 władze Egiptu ponownie zezwoliły na działalność Bractwa, ale tylko jako organizacji religijnej. Prawdziwe restrykcje nakłada jednak prawo stanu wyjątkowego (emergency law). Prawo to wprowadzone w 1967 roku było podstawą działania poprzedniego reżimu prezydenta Hosni Mubaraka. Wyposaża ono rząd, w nieograniczoną niemal władzę, naruszającą często podstawowe prawa wolności jednostki. Emergency law zezwala na: przeszukiwanie domostw bez nakazu sądowego, monitorowanie i wycofywanie z obiegu gazet i książek, bez podawania przyczyny, aresztowanie i przetrzymywanie zatrzymanych bez procesu sądowego, zakazuje manifestacji i demonstracji. Na podstawie tylko tych przepisów, w Egipcie dochodzi do setek aresztowań opozycjonistów, zwłaszcza przed wyborami. Po rewolucji w Egipcie w 2011r., która obaliła dyktatora Hosniego Mubaraka, Bractwo Muzułmańskie przejęło władzę w kraju, z prezydentem Mohamedem Mursim na czele. Jego rządy zostały jednak szybko obalone, w zamachu stanu w nocy na 4 lipca 2013r., a przywódcy Bractwa zostali aresztowani. 23 września 2013r. sąd egipski orzekł zakaz wszelkiej działalności na terenie kraju Bractwa i wywodzących się z niego organizacji oraz przepadek jego całego majątku, a 25 grudnia 2013r., uznał Bractwo Muzułmańskie za organizację terrorystyczną. Stąd też bierze się stała sytuacja zagrożenia zamachami, również na turystów, życie obywateli w ciągłym nadzorze policyjnym, wielu kontrolach na trasach i w obiektach publicznych. Życie w atmosferze nieustannej mobilizacji wojsk i policji jest dla nas, turystów podróżujących indywidualnie, bardzo stresujące i niekomfortowe, a do tego te transportery opancerzone i karabiny wymierzone w stronę jadących aut… również naszego. Po części rozumiemy sytuację, ale dlaczego nasze auto musi być kontrolowane po kilka razy dziennie?… mówią, że to dla naszego bezpieczeństwa… przeszukują nasze auto dla naszego bezpieczeństwa?… czyżbyśmy byli zagrożeniem sami dla siebie?… eh…
Dzień 31. środa 05.11.
Po śniadaniu, opuszczamy Hurgadę i przemieszczamy się na północ, wzdłuż brzegów Morza Czerwonego w stronę Suezu. To co widać z drogi, na liczącej prawie 400km nadmorskiej trasie, przerosło naszą wyobraźnię. To niekończąca się ogromna inwestycja urbanistyczna z tysiącami, tak to nie pomyłka… tysiącami… nowo powstających obiektów, hoteli, rezydencji i resortów, jedno co zastanawia, kto to wszystko finansuje, kto zasiedli lub kto wypełni powstającą hiper bazę turystyczną, kiedy ta już istniejąca, nie przeżywa przeludnienia, a raczej zionie pustkami. Dla kogo ta oferta przez duże „O”?… może dla kolejnych Rosjan?… bo przecież w Hurgadzie mieszka na stałe kilka tysięcy rodzin. Na 40 km przed Suezem, odbijamy na zachód, w nowo powstałą autostradę przecinająca pustynię i po następnych 140 km, jesteśmy błyskawicznie w ponad 21 milionowej stolicy Egiptu, Kairze (droga płatna, łącznie 7f).
Jeszcze tego dnia podglądamy z drogi tzw. „miasto umarłych”. Egipt ma ropę, gaz, złoto, najcenniejsze starożytne zabytki, Nil, Kanał Sueski, Morze Czerwone i Śródziemne, ale mimo tego duża część ludności żyje w skrajnej biedzie. I choć w dzisiejszych czasach slumsy zamieszkiwane przez setki tysięcy skrajnie ubogich osób nikogo nie dziwią, „miasto umarłych” w Kairze, stolicy i największym mieście Egiptu, to ewenement na skalę światową. Niezwykła „atrakcja”, którą raczej odradza się turystom. Tutaj życie żywych wśród umarłych… toczy się inaczej . Mieszkania urządzone w grobowcach, place zabaw wśród nagrobków, żebracy, slumsy i bieda. To zupełnie inny Kair, niż pokazywany w przewodnikach turystycznych. Ta dzielnica biedoty powstała na terenie dwóch zabytkowych miejskich nekropolii, rozciągających się na prawie 6,5 kilometra. Według różnych źródeł, zamieszkuje je od 2 do prawie 3 mln nowych kairczyków, którzy żyją tam, nie płacąc podatków i kradnąc wodę oraz prąd (podciągnięte nielegalnie). Ludzie zaczęli żyć i pracować między grobami z powodu rosnącej od lat 50. ubiegłego wieku urbanizacji Kairu. Ci, których nie było stać na kupienie czy wynajęcie mieszkania, znaleźli schronienie w mauzoleach i zabudowaniach cmentarzy, które ufundowano w 642 roku, po najazdach islamskich na Egipt. Wśród mieszkańców nekropolii są także osoby, których domy zostały zniszczone po trzęsieniu ziemi, jakie nawiedziło region w 1992 roku. Obok zajmowanych przez ubogich mauzoleów, powstają nielegalnie nowe budynki. Mieszkańcy „miasta” żyją jednak spokojnie, są tam sklepiki, bary, punkty usługowe, a nawet szkoły. Biedni lokatorzy nekropolii, zajmują się drobnymi pracami wykonywanymi w mieście, zbieraniem surowców wtórnych, żebraniem, jak również kradzieżą.
Następnie podjeżdżamy pod cytadelę/twierdzę/meczet. Cytadela Kairska „Citadel Of Salah Al- Din”, zwana inaczej Cytadelą Saladyna (wstęp 60f od os.). Przed wjazdem na strzeżony przez policję parking, mamy mały incydent, nie chcą nas wpuścić, twierdzą… że jesteśmy niezorganizowaną grupą turystów i dla nas możliwości wjazdu nie ma. Po małej sprzeczce i mojej interwencji u głównego bramowego, szefa policji turystycznej, któremu przeszkodziliśmy w piciu herbaty, mamy pozwolenie, na ustawienie naszego auta na parkingu obok cytadeli… kolejny absurd. Ta majestatyczna, średniowieczna twierdza , jeden z symboli miasta, jest najczęściej odwiedzanym przez turystów zabytkiem. Położona jest na wzgórzu Mukattam, w pobliżu zabytkowego starego centrum. Górująca nad miastem forteca zbudowana została w latach 1176-1183 na polecenie egipskiego władcy Saladyna z dynastii Ajjubidów, przede wszystkim w celu ochrony przed krzyżowcami. Aż do śmierci Muhammada Alego w 1849, czyli przez prawie 700 lat, cytadela była siedzibą władców Egiptu. Jej struktura jest niezwykle skomplikowana, większość kolejno panujących zmieniała zabudowę cytadeli, według własnych pomysłów. Twierdza jest czasem nazywana Cytadelą Muhammada Alego, gdyż znajduje się w niej meczet jego imienia, zbudowany między 1828, a 1848 rokiem. Budowa meczetu była jednym z największych przedsięwzięć budowlanych w 1 połowie XIXw. Meczet z bliska rozczarowuje… zbyt wielki, zbyt turecki i niestarannie wykonany. Widać w nim wyraźnie wpływy osmańskiej architektury, wnętrze pełne złoceń, żyrandole, lampy, złocone inskrypcje i dużo dywanów… przepych zastępuje jakość. Na prawo od wejścia głównego znajduje się grobowiec fundatora Muhammada. Oczywiście aby wejść do obiektu, obowiązkowo musiałam wypożyczyć białą galabiję (10f), założyć kaptur na głowę i zdjąć buty. Już o zmroku opuszczamy to historyczne miejsce. Śpimy na strzeżonym parkingu w centrum Kairu (100f), 500m od Muzeum Egipskiego, a przypadkowo poznany Alladyn, mówiący po angielsku, zaprowadza nas do baru szybkiej obsługi i wieczór spędzamy na poznawaniu śródmiejskiego, nocnego życia Kairu.
Dzień 32. czwartek 06.11.
Zwiedzamy Kair, zaczynamy od Muzeum Egipskiego „Egyptian Museum”(75f od os.) Pominięcie Muzeum Egipskiego, na trasie zwiedzania Kairu, można przyrównać do wizyty w Paryżu i zignorowania wspaniałych kolekcji malarstwa i rzeźby prezentowanych w Luwrze. Muzeum Egipskie jest z pewnością największą atrakcją stolicy Egiptu, miejscem, gdzie zgromadzono najbogatszą na świecie kolekcję zabytków starożytnego państwa faraonów. Choć budynek, w którym zostało umieszczonych ponad 100 tys. eksponatów, nie grzeszy wielkością, a w poszczególnych salach panuje tłok, to jednak prezentowane tu wyposażenie królewskich grobowców, wspaniałe mumie i sarkofagi z pewnością z naddatkiem zrekompensują wszystkie te niedogodności. Skarby faraonów wzbudzały zainteresowanie zwykłych śmiertelników od niepamiętnych czasów. Królewskie groby okradane były już w starożytności, natomiast w czasach nowożytnych bogactwami Egiptu zainteresowały się dodatkowo mocarstwa Europy Zachodniej. Jeśli chodzi o Francję, to batalia na rzecz wywożenia, a później nabywania egipskich dzieł sztuki zapoczątkowała kampania egipska Napoleona (1798 – 1801). W jej trakcie znaleziono, a później wywieziono m.in. słynny kamień z Rosetty (dziś w Muzeum Brytyjskim), na podstawie którego francuski egiptolog Jean – Francois Champollion odczytał hieroglify. Przez cały XIXw., zbiory egipskie się powiększały, a wielkie zasługi miał w tym względzie egiptolog August Marietti, jednocześnie założyciel Muzeum Egipskiego w Kairze (to on sprowadził do Francji m.in. Siedzącego skrybę z Sakkary). Inna nacja… Brytyjczycy, również w Egipcie nie próżnowali. Dziś w Muzeum Brytyjskim, znajduje się największa, po muzeum w Kairze, kolekcja zabytków starożytnego Egiptu, w tym blisko 150 mumii i sarkofagów. W samym Egipcie, zabytki starożytności zaczęto gromadzić w sposób zorganizowany w latach 30-tych XIX w. Zbiory jednak topniały, ponieważ kolejni władcy Egiptu, obdarowywali skarbami swoich zagranicznych gości. W 1858 r. powstało nowe Muzeum Egipskie, które za pozwoleniem wicekróla Saida Paszy, założył wspomniany już August Marietti. Zbiory usytuowane zostały początkowo w pustym meczecie, w jednej z dzielnic Kairu Bulaq. Swojego własnego gmachu, doczekało się Muzeum Egipskie dopiero na przełomie XIX i XX w. Jego budowa trwała 5 lat, a otwarcie placówki nastąpiło w 1902 r. Przy okazji przenoszenia zbiorów, w nowym budynku umieszczono także mauzoleum Marietta, który zażyczył sobie spocząć obok odkopanych przez siebie eksponatów. Nowy budynek muzeum, od początku nie był jednak wystarczający dla ogromnych i wciąż przybywających zbiorów, dlatego przez następne lata próbowano go rozbudowywać, a gdy to było niemożliwe, w poszczególnych salach starano się zgromadzić jak najwięcej eksponatów. Z czasem przed muzeum postawiono popiersia najbardziej zasłużonych badaczy państw faraonów. W październiku 2007 r., z okazji otwarcia wystawy „Seventy years of Polish archeology in Egypt” przed gmachem muzeum, odsłonięte zostało także popiersie Kazimierza Michałowskiego, twórcy polskiej szkoły archeologii śródziemnomorskiej.
Najcenniejsze w całym Muzeum Egipskim są niewątpliwie skarby z grobowca Tutanchamona. Wielu turystów twierdzi, że choć ponad 100 tys. prezentowanych w muzeum eksponatów robi spore wrażenie, to tak naprawdę dopiero wyposażenie grobowca Tutanchamona zapiera ludziom dech w piersiach. Wśród skarbów najcenniejsze są dwa eksponaty… złota maska władcy, ważąca blisko 11 kilogramów i złota maska mumiowa, zdobiona pasami z niebieskiej pasty szklanej, figurkami lwa i kobry, a także typowej dla bogów podwiniętej brody i złożonego z 12 rzędów paciorków naszyjnika wesech. Dużym zainteresowaniem zwiedzających cieszą się także dwie, naturalnej wielkości figury faraona, drewniane i fajansowe figurki, stoliki do gry planszowej, drewniany wachlarz zdobiony pastą szklaną i złotem, czy też pozłacany tron, którego nogi mają kształt lwich łap, są rydwany, klejnoty i wiele innych równie interesujących rękodzieł, których nie sposób wymienić. W muzeum spędzamy całe do południa, lecz dla kogoś mocno zaangażowanego archeologicznie i dwóch dni byłoby mało.
Następnie, w potwornym, trudnym do okiełznania i zrozumienia, kairskim ruchu samochodowym, przejeżdżamy do Gizy (już wczoraj z tarasu cytadeli przy Alabastrowym Meczecie, przez smog nad miastem, widzieliśmy sylwetki piramid).W starożytności miasto leżące na lewym brzegu Nilu, naprzeciw Kairu. Obecnie, trzecie co do wielkości miasto w Egipcie, wchodzące w skład aglomeracji Kairu. Oczywiście, znana jest jako miejsce jednych z najbardziej imponujących budowli starożytności, powstałych na tym terenie już w XXV w. p.n.e. Piramidy w Gizie obejmują dwie największe piramidy zbudowane w starożytnym Egipcie (piramidę Cheopsa i piramidę Chefrena) oraz mniejszą piramidę Mykerinosa i inne obiekty. Wszystkie mają kształt ostrosłupa na podstawie kwadratu. Największą z nich jest piramida Cheopsa… w starożytności „Horyzont Cheopsa”… jeden z siedmiu cudów świata. Ma podstawę o boku 230 m i wysokość 147 m. Piramida Chefrena wyróżnia się ustawioną obok niej, przy dolnej świątyni grobowej, monumentalną rzeźbą Sfinksa. Został on wyrzeźbiony w olbrzymim bloku skalnym. Sfinks ma ciało lwa i głowę faraona osłoniętą szeroką chustą nemes. Rzeźba ma długość 73 m i wysokość 20 m. Jest to pierwsza monumentalna rzeźba w sztuce egipskiej. W 1979 kompleks budowli starożytnych został wpisany na Listę światowego dziedzictwa UNESCO. Podjeżdżamy pod „Giza Pyramids”, czyli piramidy i sfinksa (wstęp 80f os,os.), wynajmujemy bryczkę na dwugodzinny objazd (180f , ok 80zł, łącznie z parkingiem dla naszej Toyoty). I tym razem nie obyło się bez komplikacji, najpierw nie pozwolono nam stanąć autem na turystycznym parkingu, tłumaczenia podobne do wczorajszych spod cytadeli, plus domniemanie, że niby reklamujemy na boku auta, jakąś turystyczną firmę spoza Egiptu (nasza strona internetowa)… a tak zwyczajowo, to normalni turyści przyjeżdżają tutaj autokarami lub busami… powiedział do nas pan policjant. Późnej, negocjując cenę bryczki, jeden woźnica piekielnie pokłócił się z drugim, powodem była nasza zbyt okrojona propozycja funtowa. Po awanturze, w atmosferze nienormalności, zaczynamy zwiedzanie, jak dla nas, nie do zaakceptowania… woźnica nie zatrzymuje się tam, gdzie my chcemy, tylko tam, gdzie wypada zrobić fotkę, bo tak robią wszyscy wg jednego schematu. Kiedy zsiadamy z bryczki, rolę woźnicy przejmują handlarze i oferenci innych atrakcji… podpowiadają nam co mamy robić i gdzie stanąć, by fotka była światowo atrakcyjna, więc… „chwyć piramidę za czubek”, „pocałuj sfinksa”, „pocałuj piramidę w kąt ostry”… Bezustanne nagabywanie do zakupów miejscowej oraz chińskiej, pamiątkowej tandety, skorzystania z dodatkowych usług, jazdy na wielbłądzie lub wierzchem na koniu, ciągłe pytania skąd, dokąd, po co i dlaczego… nieustające bla… bla… bla… brakuje sił na tę niekończącą się paplaninę i oganianie się od natrętów. A przecież, chciałoby się spokojnie postać, popatrzeć, może nawet spróbować wyobrazić sobie… jak wielki był kult Faraona i ilu rzemieślników w nieludzkim trudzie… zadbało o jego pamięć… która przetrwała próbę czasu.
Słowo „piramida”, wielu ludziom kojarzy się z tajemnicą i wiecznością, niektórzy przypisują tym budowlom nieznane, tajemnicze moce, inni uważają iż ich usytuowanie na ziemi, dokładnie odpowiada układowi gwiazd na niebie. Tak naprawdę, nie ma nic absolutnie pewnego, tak o piramidach, jak i o wierzeniach starożytnych Egipcjan, którzy je wznieśli. Różnego typu rewelacje, mniej lub bardziej fantastyczne teorie, czasem wywołują mocne hipotezy, a czasem uśmiech politowania. Może to nie są ślady palców bogów, ani brama do gwiazd, może to po prostu ludzki geniusz… głęboka wiara, która czyni cuda… daje zdolność oddawania czci swojemu władcy… właśnie tak… traktując jego imię jak zaklęcie…
Kończąc objazd piramid, nie obeszło się bez kolejnego skandalu, nasz woźnica, ni stąd, ni zowąd, zażądał zapłaty za to, że był naszym guidem, no tego już za wiele, wszystko ustalone i zapłacone na początku, potwierdzone po trzykroć, a on wprowadza nowe gierki, a do tego przychodzi jeszcze dwóch i żądają zapłaty za parking… Wyjeżdżamy z hukiem, mieliśmy jechać do Sakkary, gdzie znajdują się piramidy schodkowe, ale jakoś nam przeszło i natychmiast udaliśmy się do Aleksandrii, położonej 230km dalej na północny-zachód, nad Morzem Śródziemnym. Tym samym dotarliśmy do północnego brzegu kontynentu afrykańskiego..Przyjeżdżamy na tyle późno, że zostawiamy auto na strzeżonym parkingu (płacimy za parking oraz zaoferowane mycie auta 55f). Wobec braku rozsądnej alternatywy, lokujemy się w hotelu „Mekka” przy samym bulwarze (90$USD). Kolacja we włoskiej restauracji, czuć w tym mieście śródziemnomorską atmosferę i to, że ludzie chyba jacyś tacy bardziej zeuropeizowani.
W tym miejscu, muszę zrobić małe wtrącenie, ponieważ od dzisiaj zaczęła się dla mnie również podróż sentymentalna, związana z moim pobytem w Egipcie w czasach trwania konfliktu izraelsko-egipskiego w latach 1967-79r. Jako żołnierz pokojowych sił ONZ, pełniłem tu ponad półroczną służbę w VIII zmianie Polskiej Wojskowej Jednostki Specjalnej Doraźnych Sił Zbrojnych Organizacji Narodów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie (PWJS). Był to kontyngent logistyczno-inżynieryjno-saperski na Półwyspie Synaj i Wzgórzach Golan, postawiony do pełnienia misji w latach 1973-1979. 25 października 1973 ONZ zdecydowała o utworzeniu Doraźnych Sił Zbrojnych, mających za zadanie rozdzielenie wojsk egipskich i izraelskich oraz nadzorowanie zawieszenia broni. W ich skład weszły kontyngenty 12 państw, również Polski. Jednostka liczyła ponad 800 żołnierzy, pełniących wspólnie z kontyngentem kanadyjskim, zadania logistyczne, tym samym Polacy jako pierwsi z Układu Warszawskiego, założyli błękitne hełmy sił pokojowych, a mnie dane było w 1977r służyć i spędzać czas w tej pokojowej misji. Dla młodego chłopaka, była to wielka szkoła życia, połączona również z możliwością zwiedzenia wielu miejsc w Egipcie, w tych jak wiemy ograniczonych komunizmem czasach. W Ismailii, położonej w połowie długości Kanału Sueskiego, jako st. kapral, służący w kompani transportowej, byłem dowódcą grupy remontowej i zarazem kierowcą. Terenowymi Starami 660, przemierzyłem w tym czasie spore odległości po Egipcie i Półwyspie Synajskim. Praktycznie odwiedziłem wszystkie miejsca, do których docierał nasz zaopatrzeniowy transport, pozwalając funkcjonować stacjonującym w strefie buforowej, oddziałom wojsk ONZ, rozdzielającym bezpośrednio wojska egipskie od izraelskich. Byli to, patrząc od północy Synaju, nad brzegiem Morza Śródziemnego: Szwedzi, Ghańczycy, Indonezyjczycy i Finowie w bazie Abu Zenima nad morzem Czerwonym. Dodatkowo, dane nam było również uczestniczyć, oczywiście w wolnym czasie, w wielu wycieczkach, a przewodnikami byli pracownicy Polskich Misji Archeologicznych, których w owym czasie było sporo (Kair, Aleksandria, Dolina Króli). Tak też, po 37 latach przyszło mi ponownie zobaczyć znajome miejsca, porównać i zaobserwować zmiany w tym kraju. Jak do tej pory, to zmiany te wypadają na niekorzyść z naciskiem na potworny brud i śmietnik w ramach którego doszedł wszechobecny, opakowaniowy plastik. Co do dalszego biegu historii, to 26 marca 1979 został zawarty traktat pokojowy izraelsko-egipski, który ostatecznie przypieczętował trwającą od 1977 roku odwilż w stosunkach obu tych krajów. Ostatni polski żołnierz opuścił Egipt 15 listopada 1979, a podczas działania misji (PWJS) przewinęło się łącznie 11 649 osób.
Pozwoliłem sobie na małe wtrącenie zdjęciowe z tamtych czasów i gdy tak patrzę na mnie i na te piramidy w tle, one niezmiennie takie same, a ja, no cóż, chyba czas zadziałał na nas z różnym skutkiem.
Dzień 33. piątek 07.11.
Rankiem niespodzianka, na parkingu stoi nasza Toyota… ale wciąż tak samo brudna, zapłacone wieczorne mycie, widać się nie odbyło. Pan parkingowy, oczywiście nic nie wie i nie mówi po angielsku, młody chłopak idący chodnikiem, widząc moją złość, zapytał co się stało… to co zwykle… oszukaństwo. Przetłumaczył to parkingowemu, w tym czasie przyszedł policjant, jego również poinformował i po jednym telefonie… zwrócono nam pieniądze. Już możemy zwiedzać Aleksandrię… drugie co do wielkości miasto w Egipcie z liczbą ponad 5 mln mieszkańców. Leży nad brzegiem Morza Śródziemnego, jest największym portem tego kraju, ważnym ośrodkiem przemysłowym, handlowym i naukowym oraz kulturalną stolicą Egiptu. Zgodnie z tradycją i opisami historyków starożytnych miasto założył Aleksander Macedoński 7 kwietnia 332 roku p.n.e., według innych, miasto (pod nazwą Rhakotis) istniało w tym miejscu już od 2686 roku p.n.e., a Aleksander doprowadził jedynie do rozbudowy miasta i nazwał je swoim imieniem. Pod koniec starożytności, jeden z czterech największych ośrodków chrześcijaństwa w basenie Morza Śródziemnego, pozostałe to Antiochia w Syrii, Konstantynopol i Rzym. Starożytni mówiąc o mieście stosowali zwrot Aleksandria przy Egipcie, a nie Aleksandria w Egipcie, bowiem pod względem prawno-administracyjnym, nie stanowiła ona części Egiptu. Była stolicą Egiptu przez blisko tysiąc lat, tj. do 641 naszej ery, kiedy to kraj został podbity przez muzułmanów. W późniejszych wiekach, po przeniesieniu stolicy do Kairu, stopniowo traciła na znaczeniu, by ponownie odzyskać swą pozycję w czasach nowożytnych. W Aleksandrii powstała grecka Septuaginta, pierwsze tłumaczenie Starego Testamentu, dokonane przez Żydów aleksandryjskich. O Aleksandrii i jej mieszkańcach można znaleźć wzmianki w Biblii. Aleksandryjczycy, czyli Żydzi z Aleksandrii, znajdowali się wśród tych, którzy toczyli spór ze świętym Szczepanem przed jego rozprawą. Aleksandria była rodzinnym miastem Apollosa. Z miasta pochodziły również dwa statki, którymi święty Paweł podróżował jako więzień do Rzymu. Wracając do nas, najpierw podjeżdżamy pod Twierdzę Kaitbeja „Citadel of Qaitbay”(wstęp 30f od os.), usytuowaną na zachodnim krańcu nadmorskiego bulwaru . Położona niegdyś na wyspie Faros, obecnie połączona z lądem nasypem. Do budowy fortecy, wykorzystano materiał z ruin antycznej latarni morskiej, uważanej niegdyś za jeden z siedmiu cudów świata.. Na terenie fortecy mieści się również muzeum morskie.
Kiedy weszliśmy, wszystko wydawało się być proste, obejdziemy fortecę i jedziemy w miasto, ale tak nie było… młodzież spacerująca po cytadeli, ruszyła w moim kierunku, wszyscy prosili mnie o fotki, na początku się godziłam, ale zastanawiało mnie dlaczego?… może pomylili mnie z jakąś sławną aktorką albo piosenkarką, gdy ilość chcących przybierała na sile, interweniował policjant (aby raz przydał się we właściwej sprawie), już pod jego ochroną dokończyliśmy zwiedzanie w biegu, po czym spojrzał nam głęboko w oczy… i już wiedzieliśmy… program płatnik. Po „zwiedzeniu”, wynajmujemy bryczkę i za 100funtów (ok.50zł), jedziemy na na 2,5godzinną przejażdżkę, połączoną ze zwiedzaniem miasta. Zaczynamy od „Amud El- Sawari” (wstęp 30f od.os.), Kolumny Pompejusza (zwanej kolumną kolumn lub jeźdźca), znajduje się na wzgórzu Rakotis, w ubogiej dzielnicy Karmous, gdzie Aleksander Wielki założył Aleksandrię. Kolumna pełni rolę cokołu, na którym miał stanąć posag Pompejusza. Do dziś zachowała się tylko sama kolumna oraz dwa granitowe sfinksy, a całość wykopalisk przygotowała do zwiedzania Polska Misja Archeologiczna, pracująca tam, już za czasów mojej pierwszej bytności w tym miejscu. Niedaleko stąd do katakumb „Kom el-Shoqafa” (40f od os. plus zakaz robienia fotek). Katakumby „wzgórze skorup”, to największy kompleks grobowy w Egipcie, stworzony do pochówku miejscowych ważnych rodzin. Grobowce, były w ocenie średniowiecznych myślicieli i filozofów, uznawane za jeden z siedmiu cudów świata. Pochodzą z II wieku naszej ery i są największą grecko-rzymską nekropolią w Egipcie. Najniższy poziom grobowców położony jest na głębokości 35 m, ale z powodu podniesienia wód gruntowych, nie jest dostępny dla zwiedzających. Schodzimy pod ziemię obok szybu, którym niegdyś opuszczano ciała zmarłych. Na powierzchni, w ogrodzie, prócz kilku policjantów popijających herbatę, stoją kolumny, sarkofagi i zniszczone sfinksy.
Następnie, jak dotychczas miły woźnica, swoją dorożką wiezie nas pod Rzymski Amfiteatr „The Roman Theatre”(30f od os.). Amfiteatr „Kom El-Dikka” (wzgórze gruzów), to pochodzący z II w n.e. marmurowy amfiteatr, który mógł pomieścić 750 osób. Cała powierzchnia amfiteatru pokryta była mozaiką, fragmenty które się zachowały, dają przykład wielkiego kunsztu ówczesnych budowniczych i mieści się w rozległym archeologicznym terenie, obejmującym niegdysiejsze rzymskie miasto. I tutaj zadziałała polska misja archeologiczna, gdyby nie ona, dziś stałby tu zwyczajny blok, a wcześniej był tutaj fort napoleoński, ale w 1959r. postanowiono go zburzyć. Przejeżdżamy również obok „Nowej Biblioteki Aleksandryjskiej” zbudowanej w 2002 r. Futurystycznie zaprojektowany obiekt, przypominający dysk, pokryty rytami, piktogramami i literami, podobno w każdym istniejącym na ziemi alfabecie, w ten sposób symbolizuje sumę wiedzy zawartej w zbiorach. Na siedmiu piętrach zgromadzono osiem mln woluminów książek. Koszt przedsięwzięcia… 172 mln$ USD i jest największa i najnowocześniejsza biblioteka świata arabskiego, została wzniesiona dla upamiętnienia starożytnej Biblioteki Aleksandryjskiej, która spłonęła w I wieku p.n.e. Ostatnim obiektem na naszej trasie jest Meczet Abu Al-Abbasa. Jesteśmy tam podczas świątecznych modłów, więc zwiedzamy tylko z zewnątrz. Jest to największy meczet w Aleksandrii, najważniejszy obiekt sakralny i do tego tak piękny. Wzniesiony w 1775r. przez Algierczyków, na cześć Sidi Abu AL-Abbasa Ahmada al-Mursiego, XIII -wiecznego świątobliwego męża z Andaluzji. Świątynia jest przystankiem dla pielgrzymujących do Mekki wiernych z Maroka oraz patronem tutejszych rybaków i marynarzy. Jasno kremową fasadę murów, wieńczą cztery wielkie kopuły, strzeliste minarety, a wewnątrz znajduje się grobowiec Abu Abbasa. Naprzeciwko Meczetu, stoją wspaniałe domy w stylu art deco, a pod ich arkadami mieszczą się kawiarenki.
Nasza wycieczka dobiegła końca, podjeżdżamy pod twierdzę, rozstajemy się z konnym transportem i ruszamy na trasę w kierunku Ismailii, przez Tanta, Zifta i El Zagazig. W tym ostatnim, dość dużym mieście, śpimy w jedynym hotelu „Marina Hotel”, w samym centrum, tuż przy posterunku policji (270f ze śniadaniem). Jeśli idzie o całość dzisiejszej drogi od Aleksandrii, to wyjątkowy chlew, patrzyliśmy z niedowierzaniem… jak w okrutny sposób, można postępować z najbliższym otoczeniem, przyrodą, zwierzętami… to odrażające i takie nieludzkie… zastanawialiśmy się… jak kraj o tak niegdyś niebywałym rozwoju cywilizacyjnym… zszedł z piramidy schodkowej… aż tak nisko.
Dzień 34. sobota 08.11.
Przejazd do Ismailii, próbuję zlokalizować miejsce, gdzie stacjonowała nasza kompania, a były to koszary angielskich żołnierzy, strzegących w czasach okupacji brytyjskiej kanału sueskiego. Znajduję bramę, ale obecnie to obiekt armii egipskiej, tak więc, nawet nie miałem odwagi robić zdjęć, wojsko przy bramach w transporterach opancerzonych z karabinami gotowymi do strzału. Następnie, jeszcze po stronie Afryki jedziemy do Suezu, gdzie przekraczamy Kanał Sueski, tunelem pod jego dnem (cena 3.5f od auta plus kilka kontroli). Po przejechaniu na drugą stronę, czyli na trójkątny półwysep Synaj, znów jesteśmy kontrolowani i znów podobno dla naszego bezpieczeństwa. Geograficznie jesteśmy już w Azji. Dalej jedziemy wschodnim brzegiem Morza Czerwonego przez Abu Zenimę, El Tor do Sharm el- Sheikh. Od posterunku policyjnego, ulokowanego 68km za Abu Zenimą, poruszamy się w eskortowanym konwoju składającym się z kilku aut i jednego autokaru wiozącego turystów z Europy. Na początku dzisiejszej drogi, pojawiły się piękne formacje górskie, szyby naftowe i nie pusta pustynia, później, gdzieś od Abu Rudeis, zrobiło się bardziej naftowo i tak jakoś nieludzko. Po górach z foremek na babki piaskowe, przyszła kolej na te z ciemnym kantem, a na koniec te w trzy paski.
Po przebyciu tego dnia 540km, już po zmroku, kłopotliwym tankowaniu (braki w dostawach oleju napędowego w tych stronach), śpimy na parkingu, tuż obok stacji paliw.
Dzień 35. niedziela 09.11.
Jedziemy tam, gdzie najlepsze hotele, bogaci turyści, doskonała infrastruktura, centra konferencyjne, restauracje, bazary, sklepy, kasyna, gdzie można nurkować, uprawiać sporty wodne i szaleństwa dżipami i quadami po pustyni. Jak kto ciekawy, to może pojechać do Zatoki Rekinów, „Shark Bay” (po byłych rekinach, pozostała jedynie nazwa) i zobaczyć willę byłego prezydenta Mubaraka. Tak na marginesie… 21 maja 2014 roku Mubarak został skazany na trzy lata więzienia za kradzież funduszy publicznych. Jego synowie Ala i Dżamal… otrzymali karę czterech lat więzienia. Ponadto na skazanych nałożono karę grzywny w wysokości 21,1 mln funtów egipskich (2,9 mln USD) i nakaz zwrotu państwu sprzeniewierzonych pieniądzy… 125 mln funtów egipskich (17,6 mln USD). A jeszcze tak niedawno, kiedy Prezydent Egiptu Husni Mubarak, w dniach 10–12 marca 2008 r. złożył oficjalną wizytę w Polsce i prowadził rozmowy z prezydentem Lechem Kaczyńskim i z premierem Donaldem Tuskiem… został odznaczony Krzyżem Wielkim Orderu Zasługi RP…hm… Ale wróćmy do „Zatoki Starca”, przejechaliśmy to Las Vegas dla Rosjan, zatrzymując się w kilku miejscach, gdzie swobodnie rozmawialiśmy po rosyjsku, a jak coś chcieliśmy kupić i negocjowaliśmy cenę, to pierwszy raz usłyszeliśmy taki tekst, cytujemy: „polska mafia, bandyty, polska mafia”… po czym pokiwał głową od lewa do prawa i towar sprzedał, czyżby Rosjanie płacili żądane ceny, wielokrotnie zawyżone? Ponieważ jest tutaj międzynarodowe lotnisko, to dobry moment na zakup wiz, których to nie udało nam się dotąd wykupić (na granicy przy wjeździe do Egiptu z Sudanu, otrzymaliśmy jedynie pieczątki, wizy nakazano nam wykupić na jednym z międzynarodowych lotnisk wewnątrz kraju). Z niewielkimi kontrolami i policyjnymi przebojami (na czas postoju na lotniskowym parkingu… internowano nam osiem noży z turystycznego wyposażenia naszego auta), udaje nam się tego dokonać (2 x 25$USD), w czym intensywnie pomaga nam, nad wyraz uprzejmy pracownik informacji lotniskowej. Następnie, objeżdżając od wschodu górę Synaj, mijamy beżowe góry w siwo- zielone i rdzawe paski, surowe, bez życia, jedne zsypują się kamieniami, inne piaskiem, jedne dziurawieją, jeszcze inne próbują zadziwić formą.
Do Klasztoru św. Katarzyny „Monastery of St. Katherine”, gdzie wg tradycji, to tu Mojżesz ujrzał Boga w gorejącym krzewie i stąd udał się na powrót do Egiptu, aby wypełnić swoją misję i wyprowadzić lud z niewoli faraona… mamy tylko 80 km, ale dzisiaj niedziela i jest nieczynne, nawet nie można pojechać, by popatrzeć na górę Mojżesza i klasztor z zewnątrz… bo na drodze stoi kto?… policja. Jedziemy do małego portu Nuweiba, skąd planujemy się przeprawić, na druga stronę zatoki Aqaba, do Jordanii. Oczekując na jutrzejszy zakup biletów, śpimy na parkingu przy przystani portowej, tam gdzie stoją również kierowcy tirów.
Dzień 36. poniedziałek 10.11.
O 8.00 otwierają biura, zakupujemy bilety 222 funty za naszą Toyotę i po 80funtów od os. O 9.30 rozpoczynamy procedury odprawy wyjazdowej z Egiptu (ulubione egipskie zajęcie).Oczywiście bez miejscowego, zalegalizowanego w porcie wspomagacza, ani rusz. Szczęśliwym trafem, młody, uprzejmy, mówiący po angielsku chłopak, okazał się być bardzo przydatny i za 20$USD, w ciągu godziny, uwinął się z wszystkimi procedurami i kolorowymi kwitkami… niewiarygodne! Tym razem, opłaty zakończyły się jedynie na 55funtach (ok. 26zł), co nie znaczy, że chętnych nie było, bo kiedy nasz agent biegał, co rusz ktoś podchodził i coś chciał i za nic nie mógł zrozumieć, że w Europie nie mówi się po arabsku. Teraz, pozostało jedynie czekać na wypłynięcie promu, które ma nastąpić o 14.30, więc czekamy, przed rejsem jeszcze kilka manewrów i po 2,5godz. jesteśmy na jordańskiej ziemi.
Ponieważ my, Polacy potrzebujemy jordańską wizę, nie zostaliśmy więc odprawieni na terenie jordańskiego promu, jak większość pasażerów, lecz procedury odprawy paszportowo-celnej, odbyły się dopiero w porcie, w Aqabie. Przydzielono nam z urzędu policjanta, który prowadził nas od okienka, do okienka. Najpierw wiza… która okazała się bezpłatnym stemplem, następnie ubezpieczenie auta, które niestety musimy wykupić, na najkrótszy możliwy okres, czyli jeden miesiąc, koszt pokaźny… aż 100 JOD-dinarów (100$USD – 70JOD, 1JOD – 4,87zł), sumując, to prawie 500zł. Oficjalną walutą Jordanii jest dinar jordański (JOD). Jest on powiązany z dolarem amerykańskim sztywnym kursem walutowym który odpowiada 1$ = 0,709 JOD. Następnie, przechodzimy do wypisania kwitu odprawy celnej naszej Toyoty, płatne 20dinarów. Po ponad godzinie procedur, pozostało jedynie wyjechać z portu. Na nocleg pozostajemy w porcie Aqaba, na jednym z podmiejskich parkingów.
Cieszymy się jak dzieci, że wreszcie opuściliśmy Egipt, który tak przytłaczał swoimi natręctwami (namolni handlarze i oferenci), oszustwem (pogranicznicy „zapominają” wydawać reszty z obowiązkowych opłat, płacimy za usługę która nie zostaje wykonana, próbują wymusić zapłatę za czynności nie uzgadniane z nami, a sam fakt, że ceny towarów biorą z kosmosu, to już inna historia), absolutnym brakiem zasad ruchu drogowego (każdy jeździ jak chce, zgodnie z aktualnym nastrojem, również pod prąd), zwałami śmieci (takich hałd odpadów wywalanych do zbiorników wodnych, rzadko spotkać w innych krajach) , totalnym bałaganem (wszystko ogarnięte jest specyficznym niechlujstwem), policją która była wszędzie (jak powietrze, ono też jest wszędzie), wojskiem obserwującym każdy ruch z wymierzoną w nas bronią (nieprzyjemne uczucie), kontrolami, kontrolami i jeszcze raz kontrolami (auto przeszło tyle kontroli, że już teraz jedno wiemy na pewno… nie posiadamy broni, ani żadnej rzeczy, która ładunkiem wybuchowym jest, jesteśmy bezpieczni!)… a teraz najistotniejszy punkt, który przeważył szalę na niekorzyść pozostawania dalej w tym kraju… odebrano nam wolną wolę (każdy, kto tylko żyw, próbował nami sterować, nie należymy do osób zewnątrzsterownych… a kiedy tak się dzieje, powstaje sprzeciw wewnętrzny i złość gotowa).
… jak przedstawić historię kraju, którego początki sięgają czterech tysięcy lat p.n.e.?… to niewykonalne… kiedyś Napoleon, gdy zobaczył piramidy, powiedział: „ze szczytu tych budowli, patrzy na was czterdzieści wieków”… tak więc fakty i daty pozostawię podręcznikom historii…
…na spieczonej ziemi… u podnóża gór… święte słowa budzą strach… filozofia milczy… ludzie szakale w maskach lwa… w grymasie żądzy krzywią się do nas… to do nich tęskni Kanaanu papierowy znak… w jego imię pomagają nam zrozumieć skarabeusza, odmienić życie na lepsze i wciąż odradzać się… bo „ten, który się rozwija”…sam posiadł tę tajemnicę powtarzalności, w myśl domniemania wiecznego powrotu, świat powtarzał się i będzie powtarzać, wciąż w tej samej postaci, nieskończenie wiele razy. Być może, świat to wciąż na nowo odgrywany spektakl, za każdym razem w najdrobniejszym szczególe… identyczny z poprzednim. Kiedyś wierzyli, że skarabeusze rodzą się z niczego… niejako same z siebie… ponieważ ich młode pojawiały się jakby z nicości, wychodząc z kulki gnoju, w której się rozwijały… teraz wierzą… że tak się dzieje z wizerunkami amerykańskich prezydentów. A przecież, w starożytnym Egipcie, ten niepozorny żuczek, odpowiedzialny był za wędrówkę słońca po nieboskłonie. Tak, jak na pustyni przez tysiąclecia turlał przed sobą kulkę nawozu, tak w mitologii po niebiosach, toczył kulę słoneczną. Stosowany jako wyposażenie zmarłego, symbolizował zmartwychwstanie w zaświatach, gdzie pełnił ważną funkcję podczas Sądu Ozyrysa, kiedy to mógł dopomóc duszy… zeznając na jej korzyść… czy zezna na korzyść szarlatanów… uzurpujących sobie kupiecki kunszt…
Dzień 37. wtorek 11.11.
Jesteśmy w Jordanii, która jest monarchią konstytucyjną, a na jej czele stoi król Abdullah II (Abd Allah ibn Husajn), u boku którego jest przepiękna… jak z opowieści „Tysiąca i jednej nocy’” małżonka. Zastąpił on swojego ojca Husajna, który zmarł w lutym 1999r. Posiada szeroki zakres władzy wykonawczej i ustawodawczej, a portrety króla i jego poprzedników, są stałym fragmentem wystroju ulic, urzędów i miejsc publicznych (król z żoną, w garniturze, na wojskowo, na sportowo, zamyślony, radosny, bohaterski itp.). Jordańczycy są podobno gościnni i bardziej tolerancyjni niż ich sąsiedzi, no cóż, przekonamy się. To jeden z najczystszych, bezpiecznych i najlepiej zorganizowanych państw w Zatoce Perskiej. To kraj, gdzie przeważają obszary pustynnego płaskowyżu, z jedną z najpiękniejszych pustyni świata. Po opuszczeniu Aqaby, jedziemy do „Desert Rose”, pustynnego Wadi Rum, położonego 40 km na północ od Akaby, które jest jednym z najczęściej odwiedzanych regionów w Jordanii. Popularnymi formami wypoczynku, są tutaj przede wszystkim podpatrywanie niezwykle krajobrazowych okolic (niepowtarzalne formacje skalne), biwakowanie „pod gwiazdami” (zwyczajem Beduinów), jazda konna (konie arabskie) oraz wspinaczka skałkowa po dość trudnych ścianach. Napływ dużej liczby turystów, w ten odosobniony rejon, przyczynia się do wzrostu majętności miejscowych Beduinów i nie jest tu niczym dziwnym… widok Beduina z telefonem komórkowym czy też prowadzącego ekskluzywną limuzynę. W 2011 roku obszar chroniony Wadi Rum, został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. I w tym miejscu uskuteczniamy dwugodzinne pustynne safari, połączone z podziwianiem, jednego z najwspanialszych krajobrazowo miejsc na świecie. Jest pięknie, beżowo, różowo i żółto, formacje skalne są tak skomplikowane, że trudno je do czegoś przyrównać, miejsce urzeka spokojem i nikt nie przeszkadza.
Wracając do głównej drogi, ktoś nawołuje nas z przydrożnego sklepu, po doświadczeniach egipskich, robimy to niechętnie, mężczyzna o imieniu Yahia (czyli nasz Janek)… proponuje kawę. Okazuje się, że ma bliższą koleżankę w Lublinie i zaczyna się rozmowa. Pijemy napoje, Yahia proponuje przebieranki, oglądamy jego sklep i poznajemy, czym dodatkowo zajmuje się, czyli prócz safari, quadów i latania balonem, wszystko co mieści się w haśle „Discover Wadi Rum”. Zezwolił nam na zatankowanie wody do auta, podarował kilka gadżetów (pierwszy raz ktoś, bezinteresownie dał nam coś w podróży)… hm…
Jedziemy dalej na północ, wzdłuż drogi góry i przestrzenie niekończącej się żółci, do największego skarbu kultury narodowej Jordanii, jakim jest Petra. To starożytne miasto wykute w skale, które umieszczono na liście zabytków UNESCO. Ruiny starożytnej Petry, stanowią tło wydarzeń w jednym z kryminałów Agathy Christie, „Rendez-vous ze śmiercią”. Zwiedzanie zaczynamy od kasy biletowej, wstęp 50d od os.,to prawie 250zł… cena jak na królestwo przystało.
Położona jest w skalnej niecce, do której wiedzie wyjątkowa, wąska droga pośród skał… wąwóz As-Siq, na którego końcu wyłania się wizytówka Jordanii, Skarbiec (Al-Khazneh). Wykuta w skale piętrowa budowla (43m wys.) Khazneh (nazywana „Skarbcem Faraona”) została użyta w filmie „Indiana Jones – Ostatnia Krucjata”, jako świątynia chroniąca Świętego Graala. Nie jest jasne do końca przeznaczenie budowli, chociaż ostatnio przeważa pogląd, że był to grobowiec (a nie świątynia) któregoś z władców Petry… być może Aretasa IV i jego żony. Jego fasada w połączeniu z intensywnym blaskiem kolorowych skał i licznymi odniesieniami do bogów, zwierząt i istot mitologicznych, tworzy klimat wprost nieziemski. W ścianach ponadto można podziwiać liczne płaskorzeźby, kapliczki, a także pozostałości po systemie wodnym doprowadzającym wodę do miasta. Petra, to w starożytnej grece… skała, a miasto… to sen, wykuty i wyrzeźbiony w amarantowych skałach przez Nabatejczyków, dwa tysiące lat temu, które mienią się czerwonym, brązowym, fioletowym i żółtym kolorem. Nie jest możliwe, by opisać go słowami, a tylko niektóre zdjęcia, ukazują klimat owego miejsca. Podziwiamy najsłynniejsze budowle: wspomniany wcześniej skarbiec, grobowce królewskie, teatr rzymski (mieścił od 6000 do 8000widzów), bramy Temeneosu, skały Dżinnów, ulicę fasad oraz świątynię Qasr al-Bint, czyli pałac córki Faraona. W czasach antycznych, w okresie od III do I w p.n.e., miasto przeżywało swoją świetność, będąc stolicą Królestwa Nabatejczyków. Zapomniana dla europejczyków, na nowo odkryta przez Ludwiga Burckhardta w XIXw. Udał się w tym celu do Syrii, gdzie w trakcie przygotowań do podróży przyjął nazwisko Ibrahim Ibn Abdullah i przeszedł na islam. W ciągu dwóch lat tak dobrze poznał Koran, zwyczaje i język, że z powodzeniem mógł uchodzić za Araba. W czerwcu 1812 roku ruszył z Damaszku do Kairu, gdzie miał zamiar dołączyć się do którejś z karawan kupieckich utrzymujących łączność ze stolicą Fazzanu, dzisiejszej Libii. Po drodze na nowo odkrył dla Europejczyków wykutą w skale Petrę, nie odwiedzaną od czasów wypraw krzyżowych.
Wyjątkowość tego miejsca sprawiła, że Petra została uznana za jeden z siedmiu cudów świata. Niewątpliwie tak jest, tylko dlaczego te pędzące bryczki, wielbłądy i markety pomiędzy? My, po zwiedzeniu kompleksu, który zadziwił nas swym ogromem i niepowtarzalnością, wynajmujemy pokój w „Edom Hotel”, w pobliżu bramy wejściowej, widać niezbyt dużo turystów, gdyż udaje nam się wynegocjować dobrą cenę (redukcja z 50 na 40d) w lux pokoju ze śniadaniem. Po tygodniu spania po różnych parkingach, wreszcie będzie okazja porządnie się wykopać i nieco oprać. W restauracyjce, przy głównej ulicy, zamówiliśmy wielką pizzę, wreszcie jakaś odmiana po konserwach i liofizach. Dzień absolutnie doskonały, ludzie przyjaźni, wokół czysto i te panoramiczne widoki, fantastyczne formacje skalne, a na koniec taka Petra… Perła… po prostu ponadprzeciętna osobliwość..
Dzień 38. środa 12.11.
Opuszczamy dużą Petrę i jedziemy do małej „Little Petra”, kilkanaście km na północ. Na godzinę zagłębiamy się w skalny wąwóz, prowadzący do monumentalnych budowli wykutych w litej skale. Poranne słońce dodaje niezwykłego kolorytu i oprawy. Dalej jedziemy do Ash Shawbak, aby zobaczyć ruiny zamku z XVIw. Tak naprawdę, to nic specjalnego, ale był na dzisiejszej trasie, więc trudno byłoby pominąć.
Kontynuując jazdę na północ, docieramy również do starej jordańskiej wioski Dana Village, pisząc skrótem… nic takiego. Można co prawda z tego miejsca pojechać dalej off roadową drogą w głąb rozległego kanionu, ale tu w Jordanii takich i podobnych możliwości jest wiele. Stąd, dalej podążamy na północ 70km, do Al Karak, gdzie ponownie „rozkoszujemy” się wątpliwym widokiem na ruiny zamku. Na szczęście robimy to z tarasu widokowej restauracji, w której mogliśmy zamówić świetne steki oraz baraninę w beszamelowym sosie grzybowym… doznania kulinarne przebiły widokowe. Teraz pozostało nam już tylko 30km na zachód i będziemy nad brzegiem Morza Martwego, Dead Sea. O 16.00 jesteśmy na miejscu i mamy okazje spędzić tu czas do zachodu słońca. Morze Martwe, to największa depresja świata. Obecnie jego poziom wynosi ok. 432 m.p.p.m., ale cały czas morze zanika i rocznie obniża się o następne 5 metrów, z powodu zmian klimatycznych, a także ograniczenia dopływów, które okoliczni rolnicy przekierowują na swoje pustynne poletka. Niektórzy naukowcy dają mu jeszcze 50 lat do całkowitego wyschnięcia. Co nam to przypomina?… no tak… podobny los spotkał Morze Aralskie, obok którego było nam dane jechać w Uzbekistanie w 2011r., na naszym motocyklu BMW.
Relacje o tym, jaką zasolona woda daje wyporność, okazują się być prawdziwe (zawiera 30 % soli, 6 razy więcej, niż w oceanach). Sprawdziłem osobiście (Wiola zrobiła zanurzenie, ale tylko do kolan), właściwie leży się na powierzchni, trudno pochować kończyny podczas „pływania”, gdyby jakiś czas poćwiczyć, to może i pochodzić by się udało;-) Ciecz sprawia wrażenie oleistej konsystencji, która po wyjściu z wody, rozsmarowuje się i trudno wysycha, a jeśli już, to trudno pod białą warstwą soli dostrzec skórę. Wydaje się, że opowieści o Jezusie chodzącym po wodzie, musiały być inspirowane krążeniem jego świty po tych terenach. Zresztą, w okolicy aż roi się od biblijnych miejsc i obszarów… jakieś 25 km stąd, urzędował Jan Chrzciciel, kawałek dalej na górze Nebo, Mojżesz zobaczył Ziemię Obiecaną i wyzionął ducha, prorok Eliasz wstąpił do Nieba itp.. Jeśli idzie o turystykę nad Morzem Martwym, jest zaskakująco słabo rozwinięta. Na widokowym parkingu, jakieś 5km w górę, od tego ponad miarę zasolonego zbiornika, spędzamy dzisiejszą noc. Jesteśmy sami, jest cicho i ciemno, a po godzinie… z wcześniejszych słów zostało tylko… ciemno, ponieważ miejscowa młodzież, urządziła sobie tutaj grillowanie, połączone z opowiadaniem kawałów i śpiewami… szkoda, bo gdybyśmy tylko rozumieli z czego się tak śmieją, to pośmialibyśmy się razem z nimi, a tak, ani spania, ani śmiania.
Dzień 39. czwartek 13.11.
Rano, krótki przejazd do Madaby, gdzie zwiedzamy kościół św. Jerzego (St. Georges Mosaic Map Church Madaba, wstęp 1J.D.od os.), z jego największą atrakcją, najstarszą na świecie mozaikową mapą Ziemi Świętej z VIw. n.e. Mozaikowa mapa podłogowa, przedstawia piękne ilustracje Holy Landu, z miastami, wioskami i opisami. Największym elementem mapy jest znajdujące się w jej centrum topograficzne przedstawienie Jerozolimy. Autor bardzo dokładnie przedstawił poszczególne budowle jerozolimskiego Starego Miasta: Bramę Damasceńską, Bramę Lwów, Złotą Bramę, Bramę Syjońską, Bazylikę Bożego Grobu, Kościół Matki Bożej Nowej, Cytadelę Dawida, jerozolimskie cardo maximus oraz decumanus. Mapa z Madaby stanowi pierwszorzędne źródło do poznania topografii bizantyjskiej Jerozolimy. Później przeszliśmy do kościoła św. Jana (The Church of the Beheading of John the Baptist, wstęp 1J.D.od.os). Fotografie, malowidła, mozaiki, podziemia i można się wspiąć na wieżę, najwyższy punkt Madaby, by popatrzeć na miasto z góry. Następnie, przejazd 10 km na północ od Madaby, by zobaczyć Górę Nebo (Mount Nebo), miejsce śmierci i pochówku Mojżesza. Stary człowiek oglądał kraj, do którego z woli Boga nie dane mu było wstąpić. Co wtedy czuł? Żal, tęsknotę, smutek? A może ulgę, że po 40 latach wyczerpującej wędrówki, pełnej burzliwych wydarzeń i zwątpień, udało mu się doprowadzić lud Izraela z Egiptu do przyszłej, wybranej przez Boga ojczyzny. „Rzekł Pan do niego: … oto kraj, który poprzysiągłem Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi tymi słowami: … dam go twemu potomstwu. Dałem ci go zobaczyć własnymi oczami, lecz tam nie wejdziesz… Tam, w krainie Moabu, według postanowienia Pana, umarł Mojżesz sługa Pański”.
Na Górze Nebo, przywitała nas niezapomniana panorama doliny Jordanu, Morza Martwego oraz wzgórz Judei, widziana jednak przez mgłę, czy raczej odmianę lekko brunatnego smogu. Następnie przejazd do Jerash (Dżarasz), leżącego w odległości około 50 km na północ od Ammanu. Po drodze mnóstwo dużych namiotów, z każdej strony, mieszkają w nich ludzie obsługujący plantacje warzyw i owoców, których jest mnóstwo. Czarne węże wiją się po ziemi, dając życie, bo cóż może zrodzić suche, kamieniste i jałowe rumowisko… bez wody?… jedynie suche krzaki. Jerash… miasto zostało założone najprawdopodobniej w IVw. p.n.e. przez Aleksandra Wielkiego lub jego generała Perdikasa. Zajęte przez państwo żydowskie pod koniec II w. p.n.e., a w 63 p.n.e., podbite przez wojska rzymskie pod dowództwem Pompejusza. Rozkwit miasta przypada na okres panowania cesarza Trajana (II w. n.e). Rok 749 staje się tragiczny w losach miasta, zostaje zniszczone przez trzęsienie ziemi. Ruiny zostały odkryte dopiero w 1806 r. przez Ulricha Seetzena i stanowią najlepiej zachowane rzymskie miasto, poza Rzymem.
Rozpoczynamy zwiedzanie Jerash Site (wstęp 8J.D.od os.), cóż można zobaczyć… Świątynię Artemidy, Świątynię Zeusa, teatr rzymski oraz działający do dziś hipodrom. Nadaliśmy temu miejscu zasłużony tytuł… „Las Kolumnas”. Po zwiedzeniu tego rozległego terenu, jedziemy do Ammanu i zwiedzamy stolicę Jordanii, już nocą.
Jest nazywana „białym miastem”, ze względu na jednolity, biały kolor zabudowy. Niesamowite wrażenia wizualne Ammanu nocą, dzięki kolorowym światłom miasta, pozostawią niezapomniane wrażenie najczystszego miasta arabskiego. Możliwość skosztowania tradycyjnych słodyczy, w jednej z miejscowych cukierni, to dla mnie wędrówka od tacy do tacy, może jeszcze to, a może tamto, a jeszcze tego nie próbowałam i tak aż… do interwencji Wojtka. Wizytujemy rozrywkę dla mężczyzn, kawiarnię, czy też herbaciarnię, jakich już wiele widzieliśmy, z fajkami wodnymi shisha i dominem . Idziemy na miejscowy targ, a tam wszystko kolorowe i świeżutkie. Obeszliśmy miasto oglądając wystawy, tyle strojnych sukien jeszcze nie widzieliśmy, co jedna to bardziej zdobna. Nie wspominałam o tym wcześniej, ale w Jordanii, też mylą mnie z kimś sławnym, bo tutaj też jestem proszona o fotki, raz nawet dostałam za nie dwa soki… coś jest na rzeczy. Planowaliśmy spędzić noc na parkingu, w samym centrum stolicy Jordanii, tuż obok rzymskiego amfiteatru, ale wobec sytuacji iż w hotelu na przeciw „Orient Prince Hotel”, zaoferowano nam pokój za 24J.D.(110zł), korzystamy z tej oferty, mamy dzięki temu dostęp do internetu i łazienkę.
Dzień 40. piątek 14.11.
Nasze dzisiejsze zadanie, to przekroczyć granicę z Jordanią, aby dotrzeć do Izraela. Piątek, rozpoczyna święty weekend, trwający w tych okolicach 3dni, kolejkę rozpoczynają muzułmanie, a właśnie piątek jest ich dniem wolnym od pracy, następni ustawiają się Żydzi, którzy w sobotę nie tykają się żadnych zajęć i wreszcie chrześcijanie z wolną niedzielą. Wg informacji uzyskanych z wczorajszych, ulicznych wywiadów, do południa w piątek przejścia są czynne, więc skoro świt jedziemy na najbliższe przejście graniczne do Izraela, jakim jest most King Hussein Bridge, oddalony o 60km na wschód od Ammanu. Po dojściu do okienka, stres skoczył nam do gardeł, że mało nas nie podusił… przejazd dla turystów indywidualnych, własnym autem, jest możliwy, jedynie za zgodą ministerstwa transportu Jordanii, a tu obsługuje się się jedynie dyplomatów i zorganizowane grupy autokarowe. Dopiero w trakcie kontynuacji rozmowy, pan pogranicznik dobrnął do możliwości przekroczenia granicy innym, północnym mostem Sheikh Hussein Bridge, oddalonym o 80km, tuż przy granicy z Syrią. A ponieważ mamy informację, że przejście jest czynne do 18.00, no to jedziemy wzdłuż granicznej rzeki Jordan, rolniczymi terenami, gdzie wszystko jest albo pod siatkami, albo pod folią i znów kilometrami wiją się czarne węże. Jaka mozolna praca jest włożona w ten teren, jak wielu ludzi pracuje, by móc zebrać tak ogromne plony. Po półtorej godziny, ponownie stajemy na przejściu granicznym, tym razem z Izraelem. Odprawa po jordańskiej stronie przebiegła bardzo sprawnie, jedynie zaskoczyły nas koszty, 25J.D. za wystawienie wyjazdowego dokumentu celnego na naszą Toyotę i po 10J.D.od osoby za pieczątkę wyjazdową, razem to ok. 220zł. Wjeżdżamy do Izraela, bramę otwiera dwóch ubranych po cywilnemu młodych ludzi, z karabinami maszynowymi w rekach. Pierwsza kontrola, pytania, czy mamy broń, po co tutaj przyjechaliśmy dlaczego tędy, a czym się zajmujemy, ile mamy dzieci itp. Następnie, sprawdzanie wymaganych dokumentów z konsultacją z odpowiednimi służbami. Dopominają się o tłumaczenia wszystkich naszych dokumentów i znów stres, przecież takich nie mamy, bo nigdzie dotąd nie były konieczne. Wreszcie podszedł ktoś kompetentny i patrząc na oficjalne dokumenty wywodzące się z Unii Europejskiej, stwierdził iż Izrael je respektuje i nie są wymagane dalsze tłumaczenia na język hebrajski. Kamień z serca, mogą przystąpić do procedury odprawy. Tym razem inaczej niż wszędzie, część rzeczy, te które pokazali palcem, przepuścili przez skaner, a potem wysłali nas do poczekalni, kluczyki od auta zabrał urzędnik celny i bez naszej obecności, auto pojechało do zamykanego warsztatu na „przegląd specjalny”. Czekamy dwie godziny, obserwowani przez zmieniających się funkcjonariuszy i wreszcie nasza Toyota została nam zwrócona, przetrzepana, przewietrzona, być może nawet dokręcili poluzowane od wstrząsów śruby. Rakiet, bomb i żadnego innego arsenału broni nie stwierdzono, bo wypisano kwit celny i bez jakichkolwiek opłat, po ponad trzech godzinach, opuszczamy granicę.
Łapiemy głęboki wdech na pierwszej stacji paliw, spoglądamy na ceny, koszmar wszystko okrutnie drogie, mała coca-cola 8zł, litrowa butelka wody 8zł, kanapka z jajkiem i wędliną 30zł, litr diesla 7zł. Pobieramy z bankomatu miejscową walutę szekla 100$USD – 380ILS- szekli. Jedziemy w kierunku Jerozolimy. Już o zmroku docieramy na rogatki miasta i na parkingu pomiędzy stacją paliw, a McDonald’sem, zostajemy na pierwszy nocleg w Izraelu.
Nazwa Izrael pochodzi ze Starego Testamentu i oznacza: ten, który walczy z Bogiem. Po I wojnie światowej Liga Narodów zgodziła się na stworzenie Mandatu Palestyny pod brytyjskim protektoratem, z celem utworzenia „żydowskiej siedziby narodowej”, a w 1947 ONZ zgodziła się na podział Palestyny na dwa państwa: żydowskie i arabskie. 14 maja 1948r. zgodnie z decyzją ONZ państwo Izrael proklamowało niepodległość, jednak okoliczne państwa arabskie odmówiły zaakceptowania planu i rozpoczęły wojnę. I wojna izraelsko-arabska potwierdziła niepodległość i poszerzyła granice państwa żydowskiego poza zasięg przewidziany przez plan ONZ. Od tamtej pory aż do dzisiaj, Izrael nieustannie tkwi w konflikcie z wieloma ościennymi państwami arabskimi. Przez ten czas prowadził kilka wojen. Od swego powstania, granice Izraela ze wszystkimi sąsiednimi państwami, były tematem sporów. Państwo opiera się teoretycznie na pokojowym współistnieniu, a Deklaracja Niepodległości Izraela mówi między innymi: „Państwo Izrael otwarte będzie dla żydowskiej imigracji z Diaspory i będzie wspierać rozwój kraju dla pożytku wszystkich jego mieszkańców. Zbudowane będzie na podstawach wolności, sprawiedliwości i pokoju – tak jak je widzieli prorocy Izraela. Państwo żydowskie zapewni wszystkim swoim mieszkańcom równość społeczną i polityczne prawa niezależnie od wyznania, rasy i płci. Gwarantować będzie wolność wyznania, sumienia, słowa, edukacji i kultury. Chronić będzie miejsca święte wszystkich religii. Wyciągamy przyjazną dłoń do wszystkich sąsiadujących z nami państw i ich narodów, oferując pokój i zgodne sąsiedztwo. Zwracamy się z wezwaniem do ustanowienia więzów współpracy z niezależnym narodem żydowskim zamieszkałym na swojej ziemi. Państwo Izrael gotowe jest wziąć udział we wspólnym wysiłku rozwoju całego Bliskiego Wschodu.” Efektem tego Izrael podpisał traktaty pokojowe z Egiptem i Jordanią, są także czynione wysiłki, by kontynuować proces pokojowy z Palestyńczykami.
Uczestnictwo w licznych wojnach i konfliktach zbrojnych spowodowało, że Siły Obronne Izraela, są jednymi z najlepiej wyćwiczonych na polu walki sił zbrojnych na świecie i nie są one zwykłą armią, pod bronią pozostaje właściwie cały naród. Według rankingu Global Firepower (2014) izraelskie siły zbrojne stanowią jedenastą siłę militarną na świecie, z rocznym budżetem na cele obronne w wysokości 15 mld dolarów. Większość Izraelczyków podlega obowiązkowemu poborowi wojskowemu w wieku osiemnastu lat. Mężczyźni służą przez trzy, a kobiety przez dwa lata. Po ukończeniu służby zasadniczej, następuje przeniesienie do sił rezerwowych, które każdego roku przeprowadzają kilkutygodniowe ćwiczenia, obejmujące rezerwistów do lat czterdziestu. W efekcie takiego działania poboru, Siły Obronne Izraela utrzymują około 168tys. żołnierzy w służbie czynnej i dodatkowych 408tys. w siłach rezerwowych. Na koniec ciekawostka… sekretna „Dyrektywa Hannibal”, pozwala izraelskiej armii zabijać własnych żołnierzy. Ostatni raz wojska Izraela użyły jej 1 sierpnia bieżącego roku… i zabiły porwanego przez Hamas żołnierza Hadara Goldina. Wolą takie rozwiązanie, niż wymianę uprowadzonych żołnierzy na więzionych Palestyńczyków… no cóż… państwo- armia… nie może pozwolić sobie na przegranie wojny… to pierwszy, najważniejszy zapis izraelskiej doktryny obronnej.
Dzień 41. sobota 15.11.
Zwiedzamy kolebkę Ziemi Świętej, Jerozolimę. Jest ona stolicą państwa (proklamowaną w 1950r.), siedzibą rządu, podczas gdy finansowym centrum jest Tel Awiw. Jednakże ostateczny status Jerozolimy jest niewyjaśniony do końca i z tego powodu wiele państw (w tym także i Polska) nie uznaje jej za stolicę tego państwa. Dokładne pochodzenie hebrajskiej nazwy miasta pozostaje niejasne, a uczeni wysnuwają różne interpretacje. Niektórzy wskazują, że słowo Jeruszalaim składa się z dwóch słów: jerusza (miasto) i szalom (pokój). Dlatego uważa się, że nazwa miasta oznacza „Miasto Pokoju”. Jest to największe miasto w kraju pod względem powierzchni i ludności (750 tys. mieszkańców). Leży wśród gór Judei, rozciągających się pomiędzy Morzem Śródziemnym (60km) a Morzem Martwym ((32km). Miasto to jest centrum życia duchowego judaizmu, tutaj narodziło się chrześcijaństwo, a muzułmanie czczą Jerozolimę, jako trzecie ze świętych miejsc islamu po Mekce i Medynie. Wynika to z faktu, że muzułmanie wierzą, że Mahomet odbył Miradż „nocną podróż” na cudownym wierzchowcu Al-Buraq z Mekki, do najdalszego meczetu znajdującego się w Jerozolimie (Al-Masgid al-Aqsa) i tu miał dostąpić wniebowstąpienia w towarzystwie archanioła Dżibrila ze skały, na której dziś znajduje się „Kopuła na Skale”. Ciekawostką jest jednak fakt, że muzułmanie w Jerozolimie modlą się w kierunku Mekki, która jest dla nich najważniejszym miejscem religijnym. Żaden inny kraj i miejsce, nie odgrywa tak ważnej roli w życiu religijnym, dla tak wielkich mas ludzi na całym świecie. Dla chrześcijan, Żydów i muzułmanów Jerozolima, to o wiele więcej, niż tylko szacowne starożytne miasto, to centralny punkt, wokół którego ogniskują się dzieje świata, od początku (czaszka Adama pod górą Golgotą) aż po kres (Sąd Ostateczny w Dolinie Jozafata). Na dojeździe do Starego Miasta, pytając o drogę, napotykamy arabskiego taksówkarza, który oferuje pełny serwis związany ze zwiedzaniem istotnych, świętych miejsc tego obszaru. Małe negocjacje i godzimy się na stawkę 150$USD, obejmującą dojazd do oddalonego o 15km Betlejem, znajdującego się w granicach Autonomicznej Strefy Palestyńskiej, wraz ze zwiedzeniem tego miejsca z guidem (przewodnik)oraz podjazd na Górę Oliwną, aby podziwiać pełną panoramę Jerozolimy. Przekroczenie granicy autonomii i dojazd do Betlejem naszym autem, byłoby niezwykle skomplikowane i czasochłonne. Arabska nazwa Betlejem to Bajt Lahm („dom mięsa”), a hebrajska Bejt Lechem (dom chleba”), miasteczko usytuowane jest tak blisko Jerozolimy, jednak po ustanowieniu granicy w 1995r., wiedzie samodzielny żywot. Idziemy do Bazyliki Narodzenia Pańskiego (Church of Nativity), ponieważ do groty jest kolejka na około dwie godziny, nasz guide wprowadza nas do Groty Narodzenia… wyjściem. Na posadzce, lśniąca metalowa gwiazda, wyznacza miejsce w którym stał żłóbek.
Wracamy do Jerozolimy i wąska dróżka wspinamy się na Górę Oliwną. Ze szczytu wzgórza roztacza się panoramiczny widok na całe stare miasto okolone murami. Prócz kościołów, rośnie tu gaj oliwny Getsemani, który był świadkiem dramatycznych chwil, kiedy to pojmano Jezusa, by doprowadzić go przed sąd, dokonany kolejno przez Annasza, Kajfasza, Heroda i Poncjusza Piłata, czego efektem końcowym, było ukrzyżowanie. Resztę dnia spędzamy w starej Jerozolimie za murami, w świętym miejscu trzech monoteistycznych religii. Przeszliśmy wzdłuż ulicy Via Dolorosa (z łaciny „droga cierpienia”, „droga krzyżowa”). Ulica w starej części (obecnie Dzielnicy Muzułmańskiej) Jerozolimy, którą przemierzył Jezus Chrystus dźwigając krzyż na Golgotę. W przejściu całości, czyli 9stacji krzyżowych tej ulicy i kończących się w „Bazylice Grobu Świętego” 5stacji, z czego ostatnia, to Jezus złożony do grobu „Grób Święty”, pomaga nam, zupełnie nieproszony, dobrze ubrany starszy pan. Jego czcigodna postawa, skłania nas do zawierzenia, że przerwał sobie picie herbatki, bo zobaczył dwoje, rozglądających się za właściwym kierunkiem nietutejszych. I jak to zwykle bywa we wszystkich chrześcijańskich miejscach tego typu, trudno przebić się przez nachalnych przekupniów, liczne kramy z gadżetami, pamiątkami, dewocjonaliami (święta woda, święty olej, święta ziemia, święty piasek, kadzidła, drewniane krzyże w setkach rozmiarów, niezbędnik pielgrzyma w wersji mini, korony cierniowe i sam Jezus… bezmiar rozmaitości oblicz…
W plątaninie uliczek, kolorowych jarmarków, kłębiącego się tłumu, hałasu, brudu i pojazdów… trudno o skupienie i jakąkolwiek zadumę. A przecież sam Jezus, kiedy zbliżała się pora Paschy żydowskiej i udał się do Jerozolimy. W świątyni napotkał siedzących za stołami bankierów oraz tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: „weźcie to stąd, a z domu mego Ojca nie róbcie targowiska!”… Jezus, który ustawicznie oczyszczał autentyczne życie religijne z wszelkich wypaczeń, tym razem, w sposób wyjątkowo ostry, piętnuje zbezczeszczenie świątyni przez wprowadzenie w jej mury handlu. Pokusa łączenia religii z biznesem jest stara jak świat i nie łatwo ją odrzucić. Już w pierwszych pokoleniach chrześcijan pojawia się jako groźne niebezpieczeństwo, skoro krótki traktat starożytnego chrześcijaństwa „Didache” przestrzega: „Strzeżcie się ludzi, którzy chcą robić interes na Chrystusie”.
Ale wróćmy do starszego pana, z którym przed pójściem do „Ściany Płaczu”, zamierzaliśmy się rozstać, podziękowaliśmy za poświęconą nam godzinę i spytaliśmy, czy moglibyśmy się jakoś zrewanżować, na co on chętnie przystał, dodając ku naszemu zdziwieniu słowa: „w imieniu waszego błogosławieństwa, w „Bazylice Grobu świętego”, wrzuciłem do skrzynki 300 szekli, więc wymieniona kwota plus mój czas… jesteście winni mi 600 szekli. Patrzyliśmy na niego z niedowierzaniem… 600 szekli to przecież 170$USD… czyżby „Ściana Płaczu” była potrzebna od zaraz… w Holy Landzie, wszystko jest święte, ale oszustwa uświęcać nie zamierzamy więc, kara spadła na szalbierza… cięty paternoster. Najważniejszym miejscem całego żydowskiego świata jest „Ściana Płaczu”, a właściwie „Mur Zachodni”. Wiele osób cicho popłakując, modli się, opierając czoło o ścianę, w szpary w murze wtykają kartki, z wypisanymi prośbami do Boga. Reasumując… gdyby ktoś, mógł pozwolić sobie na wizytę, tylko w tym jednym mieście, to i tak wyprawa ta jest warta zachodu. W sercu Żyda na zawsze pozostanie w pamięci modlitwa pod „Ścianą Płaczu”, w pobliżu ukrytych w głębi wzgórza pozostałości Świątyni, muzułmanina poruszy widok „Kopuły na Skale” i sąsiadującego z nią meczetu Al- Aksa… a chrześcijanin na całe życie zapamięta pielgrzymkę do „Bazyliki Grobu Świętego”, przejście „Drogi Krzyżowej” i zwiedzenie ogrodu Getsemani.
O piątej opuszczamy miasto i po przejechaniu 100 km na północ, w kierunku Haify, na przy autostradowym parkingu typu „rest area”, zostajemy na dzisiejszy nocleg (pełny serwis, toalety, stołówka, a w tle szum pędzących po autostradzie aut… dobranoc…
Jeśli kto bardziej dociekliwy, to poniżej przedstawiamy krótki rys historyczny miasta Jerozolima: Archeolodzy sądzą, że Jerozolima jako miasto, została założona przez ludy semickie już około XXVI w. p.n.e. W 63 r. p.n.e. miasto zostało podbite przez rzymskiego wodza Pompejusza. Pod panowaniem Rzymu w I w. p.n.e., do władzy w Judei doszedł król Herod Wielki, który zasłynął z rozbudowy i upiększania Jerozolimy. Wg spisanej tradycji chrześcijańskiej, podczas panowania jednego z jego synów, Heroda Antypasa, gdy rzymskim prefektem Judei był Poncjusz Piłat, w Jerozolimie uwięziono, podczas żydowskiego święta Paschy, Jezusa z Nazaretu, którego następnie ukrzyżowano. Miejsce ukrzyżowania i przypuszczalny grób Chrystusa, do dzisiaj otaczane są czcią przez chrześcijan na terenie Starego Miasta. Na przestrzeni kolejnych dziesięcioleci Jerozolima przeszła pod panowanie Persji, a następnie ponownie wróciła do Rzymian. W roku 638 Jerozolima została zdobyta, przez będących od niedawna muzułmanami Arabów. Kalif Umar ibn al-Chattab podpisał traktat z chrześcijańskim patriarchą Sofroniuszem, zapewniając go, że wszystkie chrześcijańskie miejsca Jerozolimy wraz z ludnością będą chronione, zgodnie z muzułmańskimi zasadami wiary. Umar nakazał wówczas wybudowanie na Wzgórzu Świątynnym „Kopuły na Skale” i Meczetu Umara. W roku 1009 Jerozolima została złupiona przez muzułmanów, a „Bazylika Grobu Pańskiego” została zburzona. W 1095 r. papież Urban II wezwał do krucjaty, mającej na celu wyzwolenie Ziemi Świętej. Armia krzyżowców zdobyła Jerozolimę w 1099 r. i wymordowała muzułmańskich oraz żydowskich mieszkańców. Krzyżowcy uczynili z Jerozolimy stolicę Królestwa Jerozolimskiego. W 1187 r. Saladyn, kurdyjski sułtan Egiptu i Syrii, pokonał krzyżowców i zdobył Jerozolimę. Miasto zostało odzyskane przez krzyżowców w 1229r., a ostatecznie utracone przez chrześcijan w 1244r. W 1517r. Jerozolimę zdobyli Turcy, którzy utrzymali panowanie nad tym rejonem do XX w. Panowanie osmańskie nad Jerozolimą, zakończyło się w grudniu 1917 r., kiedy miasto zajęły wojska brytyjskie. Na mocy międzynarodowych porozumień powojennych Palestyna weszła w skład brytyjskiego mandatu na Bliskim Wschodzie. W 1947 r. w ONZ-owskich planach podziału Palestyny, zalecono ustanowienie miasta i okolic, jako strefy neutralnej pod międzynarodową kontrolą. Tak się jednak nie stało i w efekcie końcowym całe miasto, jako stolica Izraela, jest obecnie włączona do jego terytorium i w jego władaniu.
Dzień 42. niedziela 16.11.
Po ponad miesiącu suchych klimatów, dzisiejszej nocy, spadł na nas ulewny deszcz połączony z burzą. Na szczęście przed południem pogoda się nieco poprawia. Jedziemy do Nazaretu, w którym Jezus Chrystus spędził dzieciństwo. Odwiedzamy „Bazylikę Zwiastowania Pańskiego”(„Baasilica of the Annunciation”). W cieniu arkad otaczających kościół, kryje się kilkadziesiąt wizerunków Matki Boskiej, pochodzących z najróżniejszych stron świata. Znajduje się tu również kościół św Józefa (Church of St. Joseph’s Carpentry), według tradycji stojący w miejscu, w którym znajdował się warsztat stolarski męża Maryi. Z Nazaretu jedziemy do pobliskiej, oddalonej tylko o 8km Kany Galilejskiej, a właściwie miejscowości Kafr Kana, w której Jezus Chrystus przemienił podczas wesela wodę w wino. Zwiedzamy sanktuarium „Pierwszego Cudu Jezusa”, a potem, jak przystało na miejsce… idziemy tam, gdzie widać zwiastuny kany, czyli dzbany i wchodzimy w posiadanie butelek z winem, oby tylko nim dojedziemy do Polski… nie zamieniło się w wodę.
Dalsza trasa, biegła w kierunku jeziora Genezaret. Kierujemy się w stronę Rowu Jordanu, który stanowi część wielkiego Rowu Abisyńskiego. Ta ogromna dolina, leżąca w większości na depresyjnych terenach, jest położona na wschód od centralnego masywu Gór Judzkich, przebiega na całej długości wschodniej części Izraela. Doliną Jordanu płynie najdłuższa izraelska rzeka Jordan (długość 250 km). Źródła Jordanu znajdują się na północy, na zboczach najwyższego szczytu Izraela, góry Hermon (2814 m n.p.m.), przy granicy z Syrią. Następnie rzeka przepływa przez dolinę Hula, wpada do jeziora Genezaret, z którego wypływa na południe i kończy swój bieg w Morzu Martwym. Lustro wody znajduje się w najniższym punkcie Ziemi, -432m.p.p.m i ciągle się obniża (obecny poziom wody różne źródła podają pomiędzy – 420, a -440 m.p.p.m.). Po dojeździe do jeziora w kurortowej miejscowości Tiberias, idziemy na mały spacer, a później objeżdżamy go wokół. Praktycznie brak dostępu do wody, wszystko zabudowane resortami, willami i ogrodzone jako teren prywatny. Po wschodniej stronie widok na położone 500m wyżej „Wzgórza Golan”, w dole uprawy przede wszystkim bananów w wielkich, płóciennych namiotach. Objazd kończymy w miejscu jakim jest Capernaum (Kafarnaum). Miasteczko, znane jest przede wszystkim, jako jedno z głównych miejsc ziemskiej działalności Jezusa. Syn Boży osiedlił się tutaj po opuszczeniu Nazaretu, nauczał w synagodze, uzdrawiał i wypędzał złe duchy. Bezpośrednim efektem Jego działalności w tym miejscu, było powstanie jednej z najstarszych wspólnot chrześcijańskich, która gromadziła się w domu św. Piotra Apostoła.
Mamy sposobność skosztować ryby z jeziora, czyli tilapii nilowej, lepiej znanej pod nazwą – ryba św. Piotra, po czym udajemy się w drogę nad Morze Śródziemne do Haify. Na miejscu, jesteśmy umówieni na jutrzejszy zakup biletów na prom do Grecji i dokonanie wszelkich urzędowych czynności, z naszą odprawą celno-paszportową włącznie. Śpimy na parkingu, tuż przy wjeździe do przystani promowej, a wieczór spędzamy na spacerach po dolnym mieście, .a w szczególności po dawnej kolonii niemieckiej „German Colony”, którą założyli nowożytni „templariusze”, czyli członkowie niemieckiego „Stoważyszenia Świątyni”. W tle oświetlone wzgórze Karmelu (górne miasto) z „Baha’i Garden” i „Sanktuarium Bahaullaha” („Shrine of the Bab”), kultowe miejsce Bahaitów, wpisane na listę UNESCO. Pod koniec XIX wieku rejon Hajfy, stał się centrum zainteresowania Bahaizmu. Proces globalizacji trwający przez ostatnie 200 lat formował dzisiejszy świat, wpływając na kształt społeczeństw, ekonomii, kultury, procesów komunikowania się, ale także… religii. Doktryna Wiary Baha’i jest wręcz przesiąknięta duchem globalizacji. Można w niej odnaleźć wyraźne analogie do towarzyszących globalizacji tendencji. Dzięki nim bahaizm stał się drugą najbardziej rozprzestrzenioną geograficznie religią świata. Wiara Baha’i jest kontynuacją babizmu, wywodzącego się z szyizmu ruchu religijnego zapoczątkowanego przez Babę (z arab. „Brama”), który w 1844 zapowiedział przyjście objawiciela prawdy dla wszystkich religii. W 1863 r. syn perskiego ministra Baha’u’llah (z arab. „Chwała Boża”) ogłosił się boskim posłańcem zapowiadanym przez Babę. Nawoływał do unifikacji wszystkich głównych wyznań oraz do odrzucenia wszelkich uprzedzeń. Baha’ici mają też własny kalendarz składający się z 19 miesięcy po 19 dni każdy, jeden z miesięcy przeznaczony jest na post. W wierze Baha’i nie ma kleru, ani rozbudowanych rytuałów. Każdy wyznawca zobowiązany jest do codziennej modlitwy i czytania świętych pism. Zakazane jest spożywanie alkoholu i przyjmowanie narkotyków. Bahaici zorganizowani są w „Zgromadzenia Duchowe” na szczeblu lokalnym, narodowym i światowym. Przywództwo duchowe sprawuje „Powszechny Dom Sprawiedliwości” z siedzibą na górze Karmelu w Hajfie… i to by było na tyle… jak to kończył prof. Stanisławski wykłady mniemanologii stosowanej oraz cykl programów telewizyjnych pt. „Zezem”.
Dzień 43. poniedziałek 17.11.
Tutejszy port Hajfa, jest największym portem przeładunkowym i pasażerskim w Izraelu. Wokół portu rozlokowały się liczne zakłady przemysłowe, wliczając w to rafinerię ropy naftowej. My udajemy się do biur A.Rosenfeld Shipping Ltd. Haifa, Ashdod, Eilat Israel, 104 Ha’atzmauth Road P.O.Box 74, Zip 31000 Tel: +972-4-8613613 Fax: +972-4-8537002 E-mail: haifa@rosenfeld.net . Kontaktujemy się z Panią Alicją Rosner, zajmującą się naszą przeprawą: +972-4-8613671 reservations@rosenfeld.net . Mamy dokonaną rezerwację, o 9.00 jesteśmy na miejscu. Szybki zakup biletów… wynik finansowy: 1050€ za auto i po 300€ od osoby. Prom wypływa jutro, rejs trwa trzy dni, wysiadamy w porcie Lavrio w Grecji, 70 km od Aten, dystans ok.1000km z kilkugodzinnym postojem na Cyprze. W cenie mamy kajutę z węzłem sanitarnym oraz pełny serwis kulinarny, śniadania, obiady i kolacje. Dodatkowa opłata, to koszty portowe w Haifie, wynoszące 1327szekli, co daje 360$USD. Podliczamy… razem ponad 2000$USD. No cóż, przeprawa z Cartageny (Kolumbia) do Panamy, z naszym transportem lotniczym, kosztowała sumarycznie drożej, a auto płynęło tylko jeden dzień. Z wszystkimi czynnościami uporaliśmy się do 11.00, więc resztę dnia poświęcamy na zwiedzenie oddalonego o niespełna 25km, starego miasteczka portowego Akka, ale też Acco, Acre lub Accon, opromienionego legendą ostatniej twierdzy krzyżowców. Jest jednym ze starożytnych miast portowych, którego historia sięga epoki brązu. Ze względu na swoje strategiczne położenie, umożliwiające szeroki dostęp do Palestyny, przez setki lat, było ważnym portem. Miasto miało swoje okresy rozwoju i upadku, wielokrotnie zmieniając swoich właścicieli. Swój szczyt rozwoju osiągnęło na przełomie XII i XIIw., jako stolica Królestwa Jerozolimskiego. Od XIX w. jego rola malała, na korzyść sąsiedniego miasta portowego Hajfy. Zespół zabytków Akki, jest od 2001r. umieszczony na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Pozostałości miasta krzyżowców, leżą prawie nienaruszone zarówno powyżej, jak i poniżej dzisiejszego poziomu ulic, zapewniając wyjątkowy średniowieczny ich układ. Ozdobą Akki jest ładna, choć nieco ciasna i zaniedbana starówka. To tutaj Bośniak Ahmad zwany „rzeźnikiem”, dokonał niezwykłej sztuki, co prawda przy pomocy brytyjskich okrętów, ale w 1799r. zdołał zwycięsko przetrwać, dwumiesięczne oblężenie wojsk samego Napoleona. „Rzeźnik”, który był wyjątkowym okrutnikiem, mimo wszystko przyczynił się do rozwoju miasta i wybudował El- Jazzar Mosque, meczet w środku którego, jako fundator, został pochowany. Jak zwykle odwiedzamy targ i do godzin późno popołudniowych, snujemy się po uliczkach tego miasta.
Wracamy do Haify, dzień kończymy na zwiedzaniu górnych ogrodów Baha’i Garden, z których to o zachodzie słońca, ujawniają się najlepsze widoki na port. Wstęp do ogrodów jest bezpłatny, ale… przed każdym z trzech wejść, stoją trzy osoby zadające pytania, kontrolujące i informujące… na terenie ogrodów nie wolno posiadać broni, jeść, pić, palić papierosów i dotykać wody z fontann, a dzieci należy trzymać za ręce.
Nowoczesność w strefie przemieszczania się, sprawia, że w Izraelu nie ma niczego, co mogłoby zainteresować miłośników miejskiej komunikacji? Otóż jest: jedyne metro tego kraju, jeden z najdziwniejszych środków transportu na świecie: „Karmelit”. Po skasowaniu biletu (2×6.90szekla) i wejściu na peron ma się zazwyczaj dość czasu, by zrozumieć zasady działania kolejki. Posiada ona jeden, długi na 1800 metrów tor, po którym poruszają się dwa sprzężone i napędzane liną wagoniki. Są one, podobnie jak perony, dopasowane płaszczyznami schodów do nachylenia toru (45 stopni) i tunelu. Nachylenie to nie jest na całej długości jednakowe: na niektórych przystankach poziom peronu i przedziału wagonika różnią się. Na trasie znajduje się sześć przystanków; jak łatwo policzyć, jedyna mijanka znajduje się w połowie drogi pomiędzy trzecim a czwartym, niezależnie od kierunku liczenia. Podczas ośmiominutowej podróży, wagonik pokonuje 274 metry różnicy wysokości; dla porównania, kolejka na Gubałówkę wspina się 299. Nie mogliśmy się oprzeć „Karmelitowi” i pojechaliśmy tam i z powrotem. Natomiast noc, spędzamy ponownie w pobliżu portu, na strzeżonym parkingu, opodal najciekawszego biurowca Haify, obrazującego nadęty żagiel.
Dzień 44. wtorek 18.11.
Ostatni dzień poza Europą. Jedziemy na sam szczyt masywu Karmelu, aby odwiedzić polecane wsie Druzyjskie Dalijat el-Karmel i Isfija, tworzące odrębną grupę wyznaniową, zwyczajowo utożsamianą z religią muzułmańską. Zamieszkują oni w kilku wioskach w Galilei, na wzgórzach Karmelu i Wzgórzach Golan. Druzowie nigdy nie mieli własnej ojczyzny, dlatego zachowują lojalność wobec Izraela i również obowiązkowo poddani są rygorom poborowym. Mimo, że zamieszkują tu od wielu pokoleń, wioski nie przedstawiają żadnej wizualnej wartości. Kończymy zwiedzanie Haify, spacerem po dolnych fragmentach Baha’i Garden. Sanktuarium, wypielęgnowane trawniki, całość prowadzona w nienagannym stylu, sztuka ogrodowa którą zajmuje się 700 ochotników z z zagranicy, ale jest jeden warunek… by mogło to wszystko zaistnieć i funkcjonować… zobowiązanie bahaitów, że nie będą prowadzić na Ziemi Świętej działalności misyjnej. O 15 jesteśmy w przystani promowej, zaokrętowanie zajmuje godzinę, wreszcie po kilku dniach mamy do dyspozycji łazienkę, a po wejściu jesteśmy witani smaczną kolacją. Prom cypryjskich linii „Salamis Lines” wypływa o 23.00, a my i nasze auto, ulokowane na górnym pokładzie, jesteśmy jedynymi pasażerami… czyżby prom przypłynął tylko po nas?… cóż za nobilitacja i nadmiar łaski… no tak, święte miejsca zobowiązują, przecież wypływamy wprost spod „Winnicy Boga”.
Podajemy jeszcze bezpośrednie namiary na przewoźnika: 1,G Katsounotos str. P.O. BOX 50531, 3607 Limassol, Cyprus, www.salamisorganisation.com e-mail:shipsreservation@salamis-tours.com tel: +357 25860000
Cisza, spokój, nasz opiekun Dima pochodzący z Odessy, uprzejmie wita nas na promie. Coś się nam wydaje, że i ta linia się niedługo zamknie, jako nierentowna i tym samym ostatnia możliwość przeprawy do i z Afryki promem, będzie już tylko historią. Podajemy alternatywną możliwość przeprawienia się przez Morze Śródziemne do i z Turcji z egipskiego portu Port Said, które to namiary są sprawdzone przez nas i potwierdzone przez Anglików spotkanych na trasie, jadących Land Roverem, którzy przeprawili się ta drogą do Turcji – podajemy: e-mail operation@strorolines.com , pan Arzu Öktem, kom egipska: 0020 1099636980 Egipt Trade Martitime – osoba kontaktowa Belal Ragab cairo@etm-services.net . Przeprawa z Egiptu (Port Said) do Turcji (Iskenderum) trwa 30 godzin, w cenie są 3 posiłki i łóżko przez 24 godziny. Prom wypływa 2 x w tygodniu, nie podano nam dokładnie dni tygodnia. Za auto z kierowcą 810 $USD, dodatkowy pasażer 250 $USD. Uwaga! Aby zrobić rezerwację, trzeba całą kwotę zapłacić z góry. Konieczna jest także wiza do Turcji (do niej paszport ważny min. 6miesięcy). Kontakt można również uzyskać w Port Saidzie – egipski nr: 01289223332 lub 201011990464. Kontaktów w Turcji niestety nie znamy.
Dzień 45. środa 19.11
Płyniemy, około 11.00 do południa pokonaliśmy dystans 250km dzielący nas od Cypru i wylądowaliśmy w głównym portowym mieście greckiej części tej wyspy, Limassol. Piszemy relację z następnego etapu naszego przejazdu, tym razem po Afryce i Azji, odpoczywamy, relaksujemy się i odreagowujemy stresy ostatnich dni. Za nami wrażeń co niemiara, których jeszcze tak do końca nie uświadamiamy sobie. Wspominamy czarną Afrykę, to było coś doznaniowo znakomitego. Arabska część łącznie z Izraelem, warta zobaczenia, ale podziw… skutecznie zabija codzienne powikłanie rzeczy i ten powszechny chaos. Gdybyśmy jeszcze raz, uwzględniając naszą obecną wiedzę, planowali taką podróż, to w Etiopii należałoby zrobić zwrot i pojechać ponownie do RPA i takie rozwiązanie będziemy polecać, o którym już wcześniej wiedzieliśmy, z doświadczeń innych podróżników. Ale taka jest ludzka natura, jak się sam nie przekonasz, to nie uwierzysz… jak ten „niewierny” Tomasz. Krajobrazowo, poza oczywiście Jordanią, nie wpadaliśmy w jakieś nadzwyczajne uniesienia, poza tym, poza Jordanią, to kraje słabo przewidziane dla indywidualnego turysty, o wojskowo-policyjnej strukturze, ograniczającej swobodę. Historycznie godne podziwu, nawet fascynacji, ale natręctwa i bezład Egipcjan… to utrapienie. Ziemia Święta… wszystko co piękne, nadzwyczajne i magiczne… wymieszało się z hipermarketem i drobnymi oszustwami. Oczywiście to nasze subiektywne odczucia, skromnych podróżników, obywateli świata, spoglądających z przeciętnej pozycji i obserwujących świat tak zwyczajnie… prosto z ulicy.
Po 18.00 odbijamy od cypryjskiego nabrzeża i kierujemy się na płn.- zach. w stronę Grecji. Na nasz, jak do tej pory, wyłączny górny pokład, dołączyła para Cypryjczyków, jadąca dość ciekawym, zaadoptowanym z armii pojazdem 6×6 produkcji marki Steyr-Daimler-Pinzgauer 712 z 1981r napędzanym silnikiem chłodzonym powietrzem, pochodzącym z furgonetki VW. Jadą ze swoją rodzinką piesków (3szt.) do swojego drugiego domu, położonego na Peloponezie w Grecji.
Dzień.46. czwartek 20.11.
Podróż trwa, monotonia, my płyniemy, czas płynie, wszystko płynie, od posiłku do posiłku, a są one obfite i smaczne, promowy kucharz spisuje się na medal, zresztą cała obsługo promu niezwykle uprzejma i uczynna. Lekko buja, a my kołysząc się wspominamy co za nami, a co jeszcze przed nami, jesteśmy coraz bliżej domu, więc tymczasem… zmęczeni burz szaleństwem, jak statek pijany, niczego nie pragniemy, jeno wielkiej ciszy… ale nie nazbyt długo;-)
Dzień 47. piątek 21.11.
Pokonanie 800km w tempie 20km/h, zajmuje 40godzin płynięcia i dopiero 21 listopada, w czwartym dniu od wypłynięcia z Haify, cumujemy przed 9.00 w porcie Lavrio, 60km na południe od Aten. Czynności portowe zajmują następne dwie godziny, na szczęście są już opłacone i spoczywają w gestii przewoźnika, my jesteśmy zaproszeni w tym czasie do portowej baro-kawiarenki, przez poznanych na promie Cypryjczyków na kawę frappe i ciasteczka. O 11.00 otrzymujemy dokumenty wyjazdowe, ostemplowany Karnet CPD (Carnet de Pasagge) i po wyjeździe z portu, jesteśmy już na terenie Unii Europejskiej. Cypryjczycy wraz ze swoimi pieskami na Peloponez, my 60km na północ do Aten pod Akropol, który świadomie pominęliśmy w czasie tegorocznej, letniej, motocyklowej podróży po Bałkanach. Liczyliśmy na to, że teraz będzie mniej upalnie i luźniej od turystów. I rzeczywiście nie myliliśmy się, iście bajeczna, wzorcowa pogoda, 17ºC, Ateny pozbawione charakterystycznego dla tego miasta smogu, można powiedzieć ,że dzisiejsza lazurowa pogoda, jest rodem z Norwegii. Turystów sporo, ale do tłumów daleko, to zaledwie namiastka tych, jakie spotkałem niegdyś w 2007 r.we wrześniu, można spokojnie spacerować po monumentalnych ruinach Akropolu, będącego w starożytnej Grecji częścią miasta, znajdującego się na wysokim wzgórzu łącznie z cytadelą, pałacami i świątyniami. Akropol ateński góruje nad miastem, a wapienne wzgórze o wysokości względnej 90 m (157 m n.p.m.), było ufortyfikowanym wzgórzem, na którym już w czasach mykeńskich zbudowano cytadelę. W okresie późniejszym Akropol stał się miejscem kultu. Świątynie zbudowane w okresie archaicznym, zostały zniszczone podczas wojen perskich. Podczas odbudowy zainicjowanej przez Peryklesa, powstał tu kompleks świątyń: Partenon, Erechtejon, Apteros, sanktuarium Artemidy Brauronia i Propyleje. Dziś, przypomina to raczej… jeden wielki plac budowy z dźwigami, rusztowaniami i innymi machinami, które skutecznie psują historyczny wizerunek tego miejsca i tak naprawdę, nic się nie zmieniło w tym temacie, od poprzedniej mojej bytności w tym miejscu 7lat temu.
Ze wzgórza Akropolu, przy dzisiejszej pogodzie rozpościera się panoramiczny widok na miasto. Po południu opuszczamy Ateny i jedziemy dalsze 440km na północ, w kierunku Salonik, aby w miejscowości Platamones, małym kameralnym kurorcie, u stup Góry Olimp, zatrzymać się w Hotelu „Platamon Centrale” na następne dwa dni i upajać się do woli swobodą życia, bez policji i wojska i innych takich… inwigilatorów. Hotelik czyściutki, atmosfera greckiej knajpki, gdzie toczy się kulturalne życie, oczywiście tylko męskie. Polecamy to miejsce, tuż przy porcie i obok plaży (200m.. Płacimy 30€ za pokój i dodatkowo 10€ od nas dwojga za śniadanie www.platamon.info , e-mail: Info@platamon.info Popijamy beczkowe piwko „Mythos”, zajadamy greckie przystawki i odpoczywamy. Dzisiejszy przejazd autostradą, był zupełnie pozbawiony jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia, a dlaczego?…na co drugim poborze opłat, nadgorliwi pracownicy pobierający opłaty, gonili wokół naszej Toyoty z tyczką i mierzyli jej wysokość, jakoś jej o 10cm zawyżona wartość, specjalnie im przeszkadzała i trzy razy musieliśmy zapłacić stawkę… jak za autobus, bo norma jest do 2,20m wysokości…. absurd.
Dzień 48.sobota.22.11.
Dzień przywitał nas ponownie lazurową pogodą, jednak temperatury nocą, to już wartości w okolicy 5ºC. Natomiast widok ośnieżonego Olimpu w blasku słońca… boski, jak i sam Olimp jest Boski. To najwyższy masyw górski w Grecji, z jego najwyższym szczytem Mitikas, wznoszącym się na wysokość 2918 m n.p.m. W mitologii greckiej, góra ta uważana była za siedzibę bogów greckich, w tym najważniejszego… Zeusa. Z tego miejsca bogowie mieli kierować ludzkimi losami. Wierzono, że ilekroć jakiś człowiek będzie próbował tam wejść, spadał z niego…wię nie próbujemy. Tymczasem, spędzamy relaksowo czas w położonej u jego stóp, nadmorskiej miejscowości Platamonas, znanej głównie ze wzniesionego przez krzyżowców średniowiecznego zamku. W czasach Bizancjum prócz szlaku lądowego, kontrolował on również szlak morski z Eubei do Salonik. Zamek Platamonas został wzniesiony w XI w. przez krzyżowców, zdobyty później w 1470 przez Wenecjan a następnie w 1556 przez Turków. Ostatecznie opuszczony na początku XX w. niszczał, pozostawiając do dzisiaj tylko ruiny murów i wieży.
Mamy z portu wspaniały widok na jego monumentalną bryłę. Obecnie jest miejscem wydarzeń kulturalnych, m.in. odbywającego się tu w sierpniu Festiwalu Olimpu. Platamonas, to również otoczony gajami oliwnymi mały kameralny kurort, ośrodek turystyczny z łagodnie schodzącą do morza żwirowo-piaszczystą plażą. Posiada niewielki ryneczek z kościołem prawosławnym i platanami oraz wspomniany port rybacki. Właśnie w tym miejscu kończymy następną relację, teraz już spokojnie mamy zamiar poprzez Bułgarię, Rumunię, Węgry i Słowację… dotrzeć z powrotem do Polski.
<<<< POPRZEDNIA ——– NASTĘPNA >>>>