2-Chile>Argentyna
03.02.2024 r. – sobota – El Tatio > Calama > droga Nr23 > droga Nr B-246 > z pn na pd. przez Salar de Atacama > Pan de Azucar > droga Nr B-55 > Monturaqui – nocleg w wyschniętym korycie okresowej rzeki 40km przed przełęczą Socompa (granica Chile-Argentyna) - 380km
Pobudka o 5.00, płacimy po 150tys.peso od os. i pół godziny później jesteśmy przy gejzerach „Geiser del Tatio”. Oddalone o 90 km na północ od San Pedro de Atacame, najwyżej na świecie położony zespół gejzerów – 4300 m n.p.m. Należy być tu tak wcześnie, kiedy o świcie poranne słońce nadaje wspaniałego kolorytu temu miejscu.
Widoki i doznania podczas tego porannego spektaklu, jaki zaserwowała nam natura należą do tych, których się nie zapomni do końca życia… Do godz. 6.00 byliśmy tutaj tylko my i wrzące gejzery, później to istny najazd turystów, którzy jeszcze przed wschodem słońca przyjechali je również oglądać . Zgiełk, gwar jak na miejskim deptaku, to była dobra decyzja, aby przyjechać tu już wczoraj i w spokoju, samotnie napawać się pięknem tego miejsca.
Później zjazd na zachód do miejscowości Calame i dalej przez Salar de Atacama w kierunku granicy z Chile położonej na przełęczy Sacompa.
04.02.2024 r. – niedziela - Monturaqui > Socompa – granica Chile-Argentyna (zamknięta od czasu Covida) > odwrót > droga B-55 > Pan de Azucar > droga B-246 > + droga B-367 > Paine > droga B-355 > Toconao > San Pedro de Atacama – 310km
Ranek przywitał nas piękną pogodą i względnym spokojem, już tak nie wieje jak wczoraj wieczorem. Będąc na wys 3300m n.p.m. po zachodzie różnice temperatur panujące na Atacamie powodują mocne wiatry niosące pył i drobne kryształy piasku. Intryguje nas kompletny brak ruchu…? Na dojeździe do przełęczy wspaniałe widoki i cudowne, kolorowe krajobrazy… Po dotarciu do przejścia granicznego, jesteśmy mocno zdziwieni, że na dworcu kolejowym, który jest również posterunkiem granicznym pusto, głucho, szyby powybijane, kompletna dewastacja…? Żywej duszy brak… Co robić…? Przecież mamy informację z punktu informacyjnego w Villa Union, gdzie sprawdzaliśmy czynne przejścia graniczne i to miało być otwarte… Droga do przełęczy Sacompa (3800m n.p.m.) prowadzi wzdłuż starej linii kolejowej prowadzącej z Salty w Argentynie na chilijskie wybrzeże Pacyfiku. Jak na andyjskie warunki jest położona niezbyt wysoko, stąd były warunki aby ją tędy przeprowadzić. Postanawiamy przejechać na drugą stronę dworca gdzie powiewa argentyńska flaga. Okazuje się, że tu nas witają argentyńscy pogranicznicy i tłumaczą, że w po chilijskiej stronie w baraku, musi ktoś być, ale od razu zaznaczają, że Chilijczycy nas nie przepuszczą, gdyż od czasu Covida zamknęli to przejście dla turystów. Jednak gdyby nas jednak przepuścili, to oni nas odprawią po argentyńskiej stronie. Wracamy na drugi koniec dworca i stukamy do drzwi baraku… Otworzył nam chilijski żołnierz straży granicznej i od razu prowadzi nas do mapy i pokazuje, że wszystkie przejścia po stronie Chile są obecnie zamknięte, jedyne otwarte jest na drodze Nr27 przez Paso Jama ok 450km stąd.
Teraz wszystko rozumiemy, argentyńskie biuro informacyjne ma info tylko ze strony argentyńskiej, gdzie placówki są czynne, jednak gdy po stronie Chile są pozamykane to taka informacja jest dezinformacją… przecież pozostałe przejścia od granicy z Boliwią po to miejsce miały być też czynne, czyli przejezdne, a tak nie jest. Covid skutecznie pozamykał te małe przejścia, domniemam, że już na zawsze… No cóż, ogłaszamy odwrót… Musimy wrócic ponad 300km do San Pedro de Atacama i jutro zaatakować granice z Argentyna na przejściu Paso Jama. Tą samą drogą wracamy przez Pustynię Atacama do jej centrum, aby tam odbić w drogę B-367 i przez Paine, Toconao dotrzeć do San Pedro de Atacama.
Tym razem kwaterujemy się w sympatycznym pensjonacie Katarpe Hostal (65tys.peso), mamy strzeżony parking, zacienione podwórko i spokój… do tego sympatycznych sąsiadów, motocyklistów z Brazylii. Wiola ma dzisiaj urodziny, więc miejsce super aby uczcić to święto kolacją w restauracji – wybraliśmy te najbardziej polecaną „Adobe” – wyśmienite smaki podawanych potraw… polecamy…
05.02.2024 r. – poniedziałek – San Pedro de Atacama > droga Nr.27 > Paso Hitocajon (4656m n.p.m) > granica Chile-Argentyna – Paso Jama (4100m n.p.m.) > droga Nr 52 > + droga Nr 70 > Salar de Otaroz > + droga Nr 51 > Viaduct Polvorilla > San Antonio de los Cobres – 370km
Rano żegnamy się z motocyklistami z Brazylii, oni do Antofagasty nad Pacyfik, my na granice z Argentyną na przełęczy Paso Jama. Tym razem już bez komplikacji, mozolnie pokonujemy pierwsze przepiętrzenie z wysokości San Pedro de Atacama (2450m n.p.m.) na wysokość przełęczy Paso Hitocajon (4656m n.p.m), gdzie można odbić na północ w stronę Boliwii (cztery dni temu stamtąd przyjechaliśmy). Dalej na płaskowyżu leży śnieg. Przed południem jesteś my na granicy Chile-Argentyna, spory ruch gdyż inne przejścia są nieczynne. Po godzinie jesteśmy odprawieni. Ponieważ w poprzednich podróżach przekraczaliśmy wszystkie przejścia graniczne do Argentyny na północy Chile, trochę żałujemy że nie udało się przekroczyć wczoraj tego w Socompa. Nie odpuszczamy jednak tego tematu i już po 60km odbijamy w jego stronę już po stronie argentyńskiej, w drogę Rp70, prowadzącą poprzez Salar de Otaroz aby dotrzeć do linii kolejowej z Salty na wybrzeże chilijskie. Bajkowe krajobrazy i nadal bardzo wysoko, cały czas ponad 3500 m n.p.m. Na tej szutrowej trasie widać skutki niedawnych ulew i powodzi, co raz pokonujemy wyryte w poprzek drogi rowy, przepływy i rozlewiska okresowych rzek.
Przed San Antonio de los Cobres zbaczamy nieco z trasy aby podziwiać kunszt sztuki inżynieryjnej, czyli stalowy kratownicowy most rozpostarty nad wąwozem o szer. 224m i wys. na 63m o nazwie „ La Polvorilla” – 4197 m n.p.m.. Po dotarciu do smutnego, górniczego miasteczka San Antonio de los Cobres, na stacji paliw przyjemny mieszkaniec tej miejscowości zaoferował nam lokum w swojej agroturystyce. Pada deszcz, wszędzie błoto dlaczego nie skorzystać, skoro nocleg kosztuje jedynie 20tys. peso (70zł).
Gospodarze okazali się nad wyraz mili i serdeczni, a zakwaterowanie na przyzwoitym poziomie argentyńskiej prowincji. Kolejnymi gośćmi była para motocyklistów z odległej części Argentyny.
06.02.2024 r. -wtorek – San Antonio de los Cobres > droga Nr RN51 (ruta 40 zamknięta) > Campo Cuijano > droga Rp36 > Rosario de Lerma > droga RN68 > El Carril > droga Nr RN33 > Payogasta > droga Nr RN40 > Cachi > (tu zaczyna się szutrówka – „ripio”) > Molinos > Angostura > nocleg w korycie wyschniętej rzeki – 320km
Naszym pierwotnym zamiarem było, aby kontynuować nadal jazdę po RN40 na południe, lecz jakiś traf spowodował że wczoraj zapytałem w miejscowej inf. turystycznej o materiały reklamowe, gdzie miły pan przy okazji poinformował mnie, że na tym odcinku gdzie chcemy dalej jechać droga jest nieprzejezdna! Mamy w związku z tym małego „zonga”, gdyż odcinek do pokonania miał długość 130 km, a teraz musimy objechać wokół na dystansie prawie 300km. Jedziemy więc drogą nr RN51 wzdłuż torów kolejki do Salty, tej która prowadzi również przez feralną przełęcz Socompa i żelazny most „ La Polvorilla”. Niegdyś, przed pandemią dla tej trasy i przejażdżki tym specyficznym pociągiem przyjeżdżało tu wielu turystów, szczególnie z Europy. Trasa prowadzi bowiem wąwozem”Quebrada del Toro”, a pociąg ma do pokonania różnicę wzniesień prawie 3tys.m, na odcinku 136 km. Cała wyprawa trwała 14 godz. tam i z powrotem (łącznie 272 km). Linia kolejowa na tym odcinku nosi nazwę „El Tren a las Nubes” (pociąg do nieba). My pokonujemy tą trasę w trzy godziny, a widoki są naprawdę warte tego aby tu przyjechać, aż z innego kontynentu i odbyć taką fascynującą podróż. Niestety obecnie po paru latach nieesploatacji, tory gdzieniegdzie zasypane, gdzieniegdzie podmyte, myślę, że już nigdy nie dojdzie do ponownego uruchomienia tej niebywałej trasy kolejowej. Kolorystyka gór zmieniająca się za każdym zakrętem, zmienność form skalnych i do tego ilość i wielkość kaktusów, jako jedynych roślin jakie je porasta, szokują i są uosobieniem najwyższego piękna…
Tym razem omijamy Saltę i kierujemy się w kolejną sceniczna drogę Nr RN33. Pokonujemy przestrzeń Parque Nacional los Cardones. Zupełnie inny charakter gór i krajobrazów. Skończyły się kolorowe skały, wkroczyliśmy w obszar soczystej zieleni. Dopiero za przełęczą Paso las Goteras ponownie wkraczamy w kaktusowe, suche krajobrazy. W małej mieścinie Payogasta docieramy ponownie do drogi RN40 ulokowanej wzdłuż wąwozu Calchaqui. Natomiast zdecydowaną perełką tego regionu jest położone kilkanaście km dalej, małe, kameralne miasteczko Cachi, które do tej pory zachowało kolonialny charakter. Na szczególną uwagę, zasługuje bardzo stary kościół z sufitem i konfesjonałem wykonanym z desek kaktusa, jednego z niewielu dostępnych w okolicy materiałów budowlanych. Jest też muzeum archeologiczne, mnóstwo sklepów i przytulnych restauracji.
Następną miejscowością na trasie było Molinos (molino znaczy młyn). Tu szczególnie, poza masywnym kościołem, starym młynem i kolonialnymi uliczkami, wyróżnia się XVII w. kolonialny dom, w którym obecnie urządzono ekskluzywny hotel „Hacienda de Isasmendi”. Odrestaurowany, z dużym patio, łukami i wewnętrznym dziedzińcem z potężnym drzewem na środku, ma swój unikalny klimat… cenę też 180$ za pok. 2os. Kilkanaście km dalej w okolicy osady Angostura zbaczamy w koryto wyschniętej rzeki i w zaciszu rozbijamy dzisiejsza bazę „Toyota In”.
07.02.2024 r. – środa – Angostura > droga Nr RN40 > San Carlos > (asfalt) > Cafayate > Belen > Alpasinabe – nocleg za wzgórzem obok drogi RN40 na 4000km od Ushuaia – 430km
Od rana kontynuujemy jazdę drogą o nazwie „ Ruta del Vino”. To wielki obszar uprawy winorośli i produkcji wspaniałych argentyńskich win, takich jak „Torrontes”. To najlepsze i bardzo popularne w całej Argentynie to: „Etchart Privado” Torrontes, Bodegas Etchart de P.R. Argentina S.A. znajdująca się na 4338 km Ruta Nacionale 40, Cafayate-Salta. – podaję te dane, bo naprawdę warte jest swojej wysokiej pozycji smakowo-zapachowej co czyni z niego bardzo popularny i zarazem szlachetny trunek. Niestety będąc pod ową bodega dowiedzieliśmy się, że nie ma w swej ofercie zwiedzania i degustacji, nie ma nawet sklepu, gdzie można by było zakupić ten trunek…? Na trasie mijamy kolejne „bodegi” z zabudową pamiętającą kolonialne czasy. Ostatni odcinek dzisiejszej trasy to ponownie góry i wspaniałe widoki na ich kolorystykę i ukształtowanie! Okazało się, że 40-stka w tej części, gdzie miała być szutrowa, jest już sukcesywnie asfaltowana, jednak udało nam się jeszcze pokonać w bród parę dużych rzek poprzez szerokie rozlewiska i pobyć z naturą „sam na sam”.
08.02.2024 r. – czwartek – Alpasinabe > droga Nr Rn40 > Chilecito > Nonogasta > Villa Union (obiad – steki Bifo ce Chorizo) > Pampa del Chanar > droga Nr Rp150 > Las Flores > droga Nr Rp149 – nocleg w oddali od szosy na technicznym placu pozostałym po budowie drogi – 510km
Dzisiejszy dzień to dalszy przejazd wzdłuż Andów na południe w kierunku najwyższej góry tego pasma górskiego, Aconcagua – 6962mn.p.m. W okolicy Chilecito mijamy następny okręg produkcji win i zaraz za tym miastem rozpoczyna się najciekawszy odcinek dzisiejszej trasy, przejazd przez przełęcz, fragmentem szutrowej górskiej RN40 do Villa Union. Wspaniałe formacje skalne o zabarwieniu mocnej czerwieni w połączeniu z niesamowitą ilością ogromnych, kwitnących kaktusów, daje niezwykłe doznania widokowe. Dalej to pokonanie sporej odległości nowo położonym asfaltem. Jednak rozległe równiny rozpostarte pomiędzy górami są poprzecinane setkami cieków wodnych, a że na 40-stce nie buduje się mostów, więc droga poprzecinana jest w poprzek wielkimi wybetonowanymi rynnami z obniżeniem terenu o parę metrów tak, aby wody okresowych rzek powstające w czasie opadów mogły swobodnie spłynąć w dół. To powoduje, że trzeba być bardzo czujnym i wypatrywać, co znajduje się na dnie tych przepływów, czasem czyściutko i posprzątane, czasem sporo naniesionego żwiru, piachu i sporych kamieni, czasem rozległe rozlewisko wartko przepływającej wody… Dzisiaj pokonaliśmy chyba kilkaset szt. takich przepływów, nowy asfalt prowokuje do szybszej jazdy, dna obniżeń są widoczne dopiero w ostatniej chwili i nieraz ostre hamowanie ratowało przed wjechanie w taką przeszkodę, a i tak kilka razy wylatywaliśmy na kupie kupie żwiru w powietrze.
Za Las Flores kierujemy się drogą Rp149 w stronę Uspallata, która leży już przy trasie RN7 prowadzącej pod Punta del Inca i Aconcaguę. Około 60km dalej, w oddali od szosy na technicznym placu pozostałym po budowie drogi rozbijamy dzisiejsze obozowisko Toyota In.
09.02.2024 r. – piątek - droga Nr Rp149 > Calingosta > Barreal > Uspallata > Punta del Inca > Mendoza – 520km
Ruszamy dzisiejszego ranka na „widokowy” podbój największego szczytu obu Ameryk, czyli Co. Aconcagua 6960 m n.p.m. Kontynuujemy jazdę drogą Rp149. Przed Barreal otwiera się nam zielona dolina rozpostarta pomiędzy surowymi górami. Jest to wielki okręg sadowniczy. Z Barreal kierujemy się szutrową drogą w kierunku przełęczy Uspallata i małej osady o tej samej nazwie. Tam też wpadamy na wspaniałą asfaltową drogę nr 7 , biegnącą z Mendozy do granicy z Chile i łączącą zarazem stolice obu państw, Buenos Aires z Santiago de Chile. Teraz szerokim wąwozem pniemy się dalej pod szczyt, na zachód, wzdłuż rzeki Rio Mendoza, aby po 70 km zatrzymać się w miejscu, gdzie roztacza się zwykle panoramiczny widok na Co. Aconcagua. Niestety dzisiaj chmury zasnuły niebo i z widoków na szczyt „nici”, musimy się zadowolić widokówkowym obrazem i odrobiną wspomnieniowej wyobraźni… przecież w 2010r. było nam ten obraz zobaczyć na żywo… Zwiedzamy za to inkaski most „Puente del Inca”. Przełęcz Uspallata, jak i ów most już za inkaskich czasów miał strategiczne znaczenie! Dalsza część trasy to przejazd drogą nr 7 do Mendozy. Na miejscu jedną przecznicę od Plaza Independencja wynajmujemy pokój w Hotel Castillo, który zaoferował również zamykany parking (30tys.peso pok.2os z klimą i śniadaniem + 3,5tys.peso parking). Zostajemy w Mendozie dwa dni.
10.02.2024 r. – sobota – Mendoza -zwiedzanie
Od rana zwiedzamy zielone miasto Mendozę, stolicę argentyńskiego winiarstwa. Przyjemne place, parki, zacienione platanami ulice i aleje. Plan miasta wygląda jak plansza szachownicy. Główny plac Plaza Independencja, a w każdym z jego rogów oddalone o jedną przecznicę cztery place: Plaza Italia, Espana, Chile i San Martin. Od ostatniej naszej bytności w tym mieście, wydaję się nam jakby wszystko mocno zaniedbane Całe przedpołudnie pochłania nam obejście wszystkich ciekawych miejsc. Przyjemna pogoda i klimat panujący w tym mieście czyni zwiedzanie przyjemnym spacerem!
Rano wykupiliśmy w miejscowym biurze podroży wycieczkę do dwóch bodeg i do tłoczni oliwy z oliwek (pięciogodzinna wycieczka 15tys.peso od os.). O 14:00 meldujemy się pod biurem i ruszamy małym busem z przewodniczka na trasę w kierunku doliny Maipu. Najpierw odwiedzamy bodegę Vistandes. Wydaje się, że ta nowa i nowoczesna winnica zatraca wyobrażenie o tradycyjnych, nam znanych standardach produkcji wina. Tu produkcja wina jest wielkomasowa, zachowująca jednak wszelkie standardy najwyższej jakości! W żaden sposób nie można porównać produkcji win w tym rejonie z popularną naszą wyobraźnią dotyczącą tego jak produkuje się wina w Austrii, lub Włoszech w małych rodzinnych winnicach. Tu słońce świeci okrągłe lato, woda dostarczana jest systemem nawadniającym do każdego krzaczka winorośli, a plantacje są wielohektarowe i usytuowane na płaskiej powierzchni. Zwiedzanie kończy się degustacją, która jest wliczona w cenę tej wycieczki.
Kolejno jedziemy do tłoczni oleju „Pasrai”. Drzewka oliwne prawdopodobnie przywędrowały tu z Hiszpanii lub Włoch. Ponownie mechanizacja procesu produkcji, zatraca charakter produktu… ponadto produkowane tu oliwy są co najmniej trzykrotnie droższe i jakby nieco snobistycznym produktem z którego wytwarza się również kosmetyki… Najprzyjemniejszym elementem pobytu w tym miejscu było smakowanie kolejnych odmian oliwy w połączeniu z pieczywem i innymi dodatkami… smakowała wybornie.
Na koniec dzisiejszej wycieczki zajeżdżamy do rodzinnej bodegi Cechin. Wg przewodniczki produkcja wina odbywa się w sposób organiczny, bez użycia środków chemicznych. Tu wyczuwa się zdecydowanie inny nastrój i że produkcja wina jest elementem pasji właścicieli. Zwiedzanie kończymy dość szeroką gatunkowo degustacją, od białych torontes, chardonnay po czerwone cabernet sauvignon i malbec. Po 19:00 jesteśmy z powrotem pod naszym hotelem.
11.02.2024 r. – niedziela – Mendoza > droga RN40 > Piereditas > droga RN40 – (50% ripio) > Malargue > Bardas Blancas > droga RN40 – 50% ripio > Chos Malal – nocleg w rozlewisku rzeki Neuquen na Camping Municipial – 660km
Mieliśmy nieco inny plan przejazdu, jednak spóźnienie w stosunku do planu wynoszące trzy dni (późniejszy odbiór naszej Toyoty w Valparaiso) spowodowało, że nieco spłaszczyliśmy zygzak przez Andy i raz nie wjedziemy do Chile… jest to najmniej ciekawy odcinek, więc niezbyt tracimy na tym małym skrócie.
Piękny krajobrazowo odcinek drogi Rn 40. Jedziemy cały czas wschodnim brzegiem Andów, pokonując wiele przełęczy i rozległych płaskowyżów rozpostartych pomiędzy górami. Cała trasa jak torcik, raz piękny nowy asfalt, raz kiepska szutrowa (ripio). W tym miejscu wspomnę o ciekawostce występującej przy drogach w całej Argentynie i Chile. Jest tu usytuowanych wiele specyficznych kapliczek oznakowanych czerwonymi flagami przy których znajdują się setki butelek napełnionych wodą. Do tej pory nie wiedzieliśmy, tak do końca, o co chodzi z tymi specyficznymi kapliczkami, teraz już mamy więcej informacji na ten temat – jest to kult związany z podróżowaniem, mocno czczony przez kierowców tirów i miejscowych gauczo – przekazujemy to jako ciekawostkę i zarazem wyjaśnienie tego niezwykłego obyczaju, nie uznawanego przez kościół katolicki, choć krzyż i wizerunki świętych są częścią wystroju tych miejsc.
Oto historia, w 1841 r Deolinda Correa, po śmierci męża musiała opuścić San Juan i wyruszyła przez pustynię wraz ze swoim synkiem do miasta La Rioja. Z powodu wycieńczenia i braku wody umiera, lecz dziecko przeżyło pijąc mleko z piersi swej zmarłej matki. Wiele lat później ponownie w tym samym miejscu pasterz natknęli się na jej grób, a że poszukiwali zaginionego stada bydła pomodlili się do niej o pomoc. O dziwo rano stado się znalazło na pobliskim wzgórzu. Tak narodził się kult Deolindy Correi i stała się ona patronką gauczo, podróżujących i kierowców ciężarówek. Tradycyjnie pozostawia się przy tych kapliczkach butelki wypełnione wodą, tak aby nikomu nie zabrakło jej w podróży i nie podzielił losu patronki. W Chos Malal na nocleg zajeżdżamy na miejscowy Camping Municipial. Mieści się w widłach rozlewiska rzek, cały wieczór spędzamy w rytmach muzyki docierającej z miasteczkowego bulwaru prowadzącego wzdłuż rzeki do baszty na wzgórzu.
12.02.2024 r. – poniedziałek – Chos Malal – droga Nr RN40 (asfalt) > Las Lajas > droga Nr Rp242 (asfalt) > + droga Nr Rp23 (ripio) > + droga Nr Rp11 (ripio) > Moquehue > + droga Nr Rp23 (asfalt) > Alumine > Parc Nationale Lanin (ripio) > Rahue (ripio) – nocleg 20km dalej nad rzeką Rio Alumine - 410km
13.02.2024 r. – wtorek – Rio Alumine > droga NrRp23 > Pilolil > Maliao > droga Nr Rp60 (asfalt) > Vulcano Lanin (ripio) > granica Argentyna-Chile (Paso Tromen Ó Mamuil Malal, Araucanía) > droga Nr 199 (asfalt) > Curatrehue > droga Nr T-941-S (ripio) > P.N.Villarica (ripio) > droga Nr 199 (asfalt) > Pucon > Villarica > droga Nr S-95-T (asfalt) > Lican Ray > droga Nr T-243-S > Conaripe > droga Nr T-941-S (ripio) > P.N.Villarica – nocleg na wyjeździe z parku na polance w lesie – 280km
Jesteśmy otoczeni zewsząd wulkanicznymi szczytami Andów. Do granicy z Chile jedziemy w towarzystwie wulkanu Lanin (3776 m n.p.m.). To wygasły stratowulkan znajdujący się na granicy między Argentyną i Chile. Po stronie argentyńskiej znajduje się Park Narodowy Lanín, a po stronie chilijskiej Park Narodowy Villarrica.
Po przekroczeniu granicy na 20km przed miejscowością Pucon wybieramy trasę przejazdu pomiędzy wulkanami: Villarrica (2840 m n.p.m.) i Quetrupillan (2360 m n.p.m.) Trasa biegnie przez „Parque Nacional Villarrica”, jest dostępna tylko dla aut terenowych 4×4 i ma charakter przeprawowy.
Kończąc pisanie tej wiadomości nadal jestem pod wrażeniem widoków jakie mieliśmy dzisiaj podczas przejazdu pomiędzy wulkanami i w żaden sposób nie jestem w stanie tych odczuć przekazać formą opisową – jeśli ktoś będzie w tych okolicach powinien bezwzględnie przejechać tą trasą prowadzącą przez park…
14.02.2024 r. – środa – P.N.Villarica > droga NrT941S > Conaripe > Calafquen > Panguipulli > Los Lagos > droga Nr5 > Porto Mont > Caleta la Arena > prom (45min) > Caleta Puelche - 350km
15.02.2024 r. – czwartek - Caleta Puelche > Hornopiren > prom z Hornopiren do Leptepu (opłata jest za dwa promy na łącznej trasie z Hornopiren do Caleta Gonzales 44tys.peso od auta i po 7tys od osoby) (3h20min) > Leptepu > Flordo Largo > prom do Caleta Gonzalo (40min) > Chaiten – nocleg na plaży w Chaiten - 120km
Rankiem opuszczamy piękne miejsce noclegowe i dość szybko docieramy do małej, portowej miejscowości Hornopiren. Gps prowadzi nas dokładnie do przystani promowej. Za zakrętem ukazuje się porcik i prom, gdzie obsługa portowa przygotowuje się do zamykania pokładu. Błyskawicznie podjeżdżamy i w tym momencie pada pytanie, czy mamy bilety…? odpowiadamy, że nie… pada kolejne pytanie, czy chcemy płynąc tym promem…? chórem odpowiadamy, że tak… to wjeżdżajcie bilety kupicie na promie… Dosłownie za tyłem naszej toyoty zamykają wjazd i po 30sekundach prom odbija od brzegu… coś niesamowitego jakiego mieliśmy farta… przed nami ponad trzy godziny płynięcia.
A co na trasie promu… wspaniała słoneczna pogoda i piękne widoki na zatokę, wysepki strzeliście wyrastające z wody, porośnięte bujnym, zielonym lasem, na fiordy i ośnieżone szczyty Andów. Rejs jest tak skonstruowany, że płaci się za bilet do portu Caleta Gonzalo, ale w całej przeprawie musimy płynąć dwoma promami, pierwszy przypływa do przystani Leptepu, gdzie po wyładunku przejeżdżamy 10km na kolach do przystani Flordo Largo i pakujemy się na kolejny prom tych samych gabarytów, gdyż załoga obsługi czuwa aby wszyscy załadowali się na niego. Ostatnim jest rowerzysta, który przez ową dowieziony został pick-upem aby nie było zbytniego opóźnienia… Po pięciu godzinach jesteśmy na stałym lądzie w Caleta Gonzalo i kontynuujemy jazdę do serca tego regionu, jakim jest mała, portowa miejscowość Chaiten. Spacerkiem w kilkanaście minut można obejść całą osadę. Znajdujemy nawet restauracje, gdzie zamawiamy steki… Później lokujemy się na pobliskiej plaży i rozbijamy nasze obozowisko na dzisiejszą noc.
O 20:00 przyjechała miejscowa żandarmeria i kazała nam się przenieść na parking, twierdząc, że miejsce jakim jest plaża jest niebezpiecznym terenem… pytam, może będzie tsunami…? nie uśmiechnęli się grzecznie, pozostając przy swoim… jakiś nonsens… nie ma żadnych informacji, że nie można kempingować… Sytuacja ta dotknęła wielu współkempingowiczów, a w szczególności było nam żal grupy młodych turystów, którzy rozbili swoje namioty niedaleko nas i po ciemku musieli przenieść swoje obozowisko…
16.02.2024 r. – piątek - Chaiten > droga Nr7 > Villa Santa Lucia > droga Nr235 (ripio) > Puerto Ramirez > > Futaleeufu > granica Chile-Argentyna (1h) > droga Nr Rp259 > Trevelin > Parkque Nacional Los Alerces (cz.pd.) > Trevelin droga Nr72 – nocleg na dojeździe do Parkque Nacional Los Alerces cz. centralna – 10km od Travelin - 250km
17.02.2024 r. – sobota – Parkque Nacional Los Alerces cz. centralna > droga Nr72 > Puerto Limonao > Caskada Irigoyen > LagoVerde > Lahuan Solitario (trzystuletnie drzewo z gatunku Fitzroya) > Esquel > droga Nr Rp259 > droga Nr RN40 > Tacka > Cabana Cristina > droga Nr Rp19 > Rio Pico > jezioro Nr1 – nocleg w krainie jezior Rio Pico – nocleg nad brzegiem jeziora nr1. - 380km
18.02.2024 r. – niedziela - Rio Pico – jezioro Nr1 > droga Nr Rp19 (ripio)> jezioro Nr 3 > dojeżdżamy do końca drogi i okazuje się, że nie prowadzi ona do granicy ( na szczęście na końcowym odcinku jechali za nami gospodarze ostatniej posesji i przekazali nam właściwe namiary na drogę do granicy… równoległa trasa nieco na pn.) > powrót 27km do Rio Pico > droga Nr Rp44 (ripio) > +Nr Rp19 (ripio) > Las Pampas > dojazd poprzez prywatne posesje do argentyńskiego punktu granicznego (nie wierzymy, że to przejście może być czynne…?) > wjeżdżając na punkt graniczny musimy otworzyć sami bramkę > drzwi do małego domku straży granicznej zamknięte, pukamy… ktoś otwiera… pytamy czy przejście graniczne jest otwarte…? pada odpowiedź, że tak… Nie wierzymy własnym oczom, ale biorą paszporty i bez komputera na jakiś kartkach dokonują odprawy. Patrzymy na wykaz, a tu w tym roku przekroczyło granicę jedynie ok.20aut. Pytają czy auto ma napęd 4×4 i instruują, że mamy do pokonania dwie rzeki na których nie ma mostów i że chilijski punkt graniczny znajduje się w miejscowości Rio Verde 15km dalej. Jedziemy otwierając bramy kolejnych prywatnych posesji (zabezpieczenia przed migracją bydła).
Jest pierwsza rzeka, niezbyt rozległa z widocznym wyjazdem po drugiej stronie > Pod dojeździe do drugiej rzeki nie jest już tak przejrzyście, nurt podzielony jest na dwa duże i rozległe cieki, bez wyraźnego wyjazdu. Pokonanie głębokiej wody to jedno, jednak jak jechać dalej…? Po rozpoznaniu okazało się, że wyjazd znajduje się jakieś 500m wyżej i prowadzi wprost do jakiś zabudowań gospodarczych. Tu też dostajemy info od gospodarza, że jesteśmy na właściwej drodze. Po kolejnych 10km i kilku bramkach, które musimy otworzyć aby dalej przejechać docieramy do chilijskiego punktu granicznego. > Tu ponownie cała odprawa odbywa się na kartkach zapisywanych długopisem w zeszycie ale po 40min jesteśmy odprawieni i jedziemy po stronie chilijskiej nad jezioro Lago Verde, gdzie urządzamy sobie przerwę na obiad.
> droga Nr X-13 (ripio) > La Junta > droga Nr7 (asfalt) > Puyuhuapi > Vila Amengual > N.P. De Lastarria – nocleg nad jeziorem Las Torres (Reserva Nacional Lago Las Torres) – 300km