4-Antarktyda>Argentyna
09.03.2024 – 19.03.2023 WYPRAWA NA ANTARKTYDĘ
Miejsce wypłynięcia: Ushuaia.
Statek: Ocean Endeavour, zwodowany w Szczecinie w 1982r. Armatorem jest właściciel z Portugalii, statek zarejestrowany jest w Madeira, a dzierżawi go na sezon rejsów na Antarktydę firma turystyczna z Australii, Intrepid.
Trasa: Ushuaia, kanał Beagle, Cieśnina Drake’a, Południowe Szetlandy, Antarktyda, Ushuaia.
Opis rejsu na Antarktydę:
Dzień 1 – 09.03.2024 sobota – Ushuaia – nocleg w Ushuaia w Wyndham Garden Hotel del Glaciar usytuowanym na wzgórzu pod samym Glaciarem Martial.
Po opuszczeniu cabanias Gavimar całe do południa spędziliśmy spacerując po Ushuaia. Dopiero o 15:00 mamy możliwość zameldowania i spotkania z grupą z polskiego biura podroży „Torre”, która przyleciała do Ushuaia do południa z Buenos Aires. Zakwaterowanie przed rejsem na Antarktydę mamy w najokazalszym hotelu górującym nad miastem pod lodowcem Martial – Wyndham Garden Ushuaia Hotel del Glaciar adres: Luis Fernando Martial 2355, Ushuaia 09410, tel: +54 2901 425329 – Zaokrętowanie jutro o 15:00. Polska grupa liczy 11osób, łącznie z Karoliną, naszą polską przewodniczką. Naszą wyprawową Toyotę Hilux 4×4, na czas trwania rejsu planowaliśmy zostawić na hotelowym parkingu, jednak po pierwszych rejsowych instrukcjach okazało się, że jutro można zaokrętować się również z portu w Ushuaia, więc tam, na parkingu pozostawimy nasz pojazd.
Dzień 2 – 10.03.2024 niedziela – Ushuaia kanał Beagle – rejs na Antarktydę.
Po wykwaterowaniu z hotelu jedziemy naszą Toyotą do Ushuaia. Kolejny raz mamy okazję przespacerować się po kameralnym miasteczku. Na wszelki wypadek zaraz po przyjeździe do portu znaleźliśmy fajne miejsce parkingowe, tuż obok wejścia do portu, gdzie pozostawiliśmy auto na czas rejsu. Po południu zaokrętowanie na statku i po pierwszych szkoleniowych instruktarzach kolacja powitalna. Mamy wygodną kabinę dwuosobową z małżeńskim łóżkiem i łazienką. Żegnając ostatnie światła Ushuaia wpływamy kanałem Beagle na wschód, by z pokładu statku zobaczyć pierwsze kolonie lwów morskich, pingwinów Magellana, skalnych kormoranów, petreli i albatrosów czarnobrewych.
Niemniej jednak, z małymi emocjami wszyscy czekali na wypłynięcie z kanału Beagle. Ostrzegano nas przez głośniki, aby umocować wszystkie rzeczy w kabinach, by zawsze trzymać się uchwytów, a nie łapać się za futryny, bo wtedy dłonie mogą zostać przygniecione przez drzwi.
Większość antarktycznych rejsów zaczyna się w Ushuaia, najdalej na południe wysuniętym mieście świata. Mieście, ale nie miejscowości. Jeszcze dalej na południe znajduje się bowiem chilijska osada Puerto Williams, usytuowana na południowych brzegach kanału Beagle. Puerto Williams jest widoczne z brzegu argentyńskiego, organizowane są tam bardzo drogie wycieczki obecnie tylko z Punta Arenas, gdyż od czasu covida granica na trasie poprzez kanał Beagle jest zamknięta. W Puerto Williams mieszkała do 2022r. ostatnia Indianka Yagan.
Nie ma sposobu, aby tanio dostać się na Antarktydę, chyba że postaramy się o pracę w jednej z baz, np. polskiej bazie Arctowskiego, gdzie przez rok pracowała nasza przewodniczka, Karolina. Nie jesteśmy jednak naukowcami, poza tym mimo całej romantycznej otoczki nie bardzo mielibyśmy ochotę spędzać kilku miesięcy w klaustrofobicznej, małej bazie, w towarzystwie kilku, czy kilkunastu osób. Oprócz bardzo drogich i często anulowanych komercyjnych lotów jedynym logicznym rozwiązaniem wydaje się morski rejs. Już raz w 2017r. wykupiliśmy takowy, niestety z powodu mojego zachorowanie na malarię (malaria ukryta ujawniła sie po roku od pobytu w Aftryce), gdzie w Argentynie w San Martin de los Andes spędziłem tydzień w szpitalu, rejs przepadł, nie odzyskaliśmy żadnego zwrotu kasy i czekaliśmy aż do tego czasu na kolejną sposobność. Tym razem ze względu na pamięć o poprzednich perypetiach skorzystaliśmy z polskiej oferty biura turystycznego Torre, gdzie znany mi właściciel Artur Urbański zakwotował nam i zaoferował udział jedynie w rejsie na Antarktydę. Znamy przypadki osób, które przyjeżdżały do Ushuaia i czekały na cenę „last minute”. Ponoć czasem to się udaje, szczególnie na początku sezonu antarktycznego, czyli na przełomie października i listopada. Ale chyba jednak nie ma sensu kilkutygodniowe czekanie i niepewność, to przecież też są koszty.
Nasz statek portugalskiego armatora wydzierżawiony przez australijską firmę turystyczną Itrepid o nazwie Ocean Endeavour, zabiera niespełna dwustu pasażerów. Wszyscy wchodzili na pokład trochę podekscytowani i od początku połączyła nas jakaś wspólnota którą tworzyła międzynarodowa obsługa rejsu. Przeciez to my staniemy stopą na siódmym kontynencie, takich zaś nie ma wielu… Na pokładzie tworzymy mozaikę narodowościową i wiekową. Są tu przedstawiciele kilkudziesięciu narodowości.
Dzień 3 i 4 – 11 i 12.03.2024 poniedziałek i wtorek – Rejs na Antarktydę, Cieśnina Drake’a.
Przepływamy przez niesławną Cieśninę Drake’a, położoną pomiędzy zachodnią Antarktydą, a Ziemią Ognistą. To niemal tysiąc kilometrów otwartego oceanu, słynne z tzw. ryczących pięćdziesiątek… co kilka dni przechodzą tamtędy wielkie sztormy gnane zachodnimi wiatrami. Musimy być przygotowani na wszystko, pogoda czasem bywa nieprzewidywalna. Czasem ocean jest spokojny jak tafla jeziora, ale czasem przypomina wysokimi falami o swej złej sławie. Każdy na swój sposób przygotowywał się do kołysania. Niektórzy mało jedli, inni brali mnóstwo tabletek. Nas pierwszej nocy dopadł sztorm 8 w skali Beauforta z falami sięgającymi 12m. Wiola rejs do Antarktydy spędziła w kajucie, ja zniosłem te warunki w miarę dobrze, oczywiście nawiedzało mnie lekkie „przymulenie” i dziwny brak poczucia upływającego czasu ale jakoś funkcjonowałem poprawnie. Na szczęście podczas kolejnych godzin zawierucha słabnie i już następna noc na statku jest w miarę spokojna, a kolejny dzień to wręcz flauta, gdyż fale sięgają jedynie 4m. Czuć powiew chłodniejszego powietrza. Dwa dni na statku to czas na lekturę, prezentacje badań naukowców, naukę o geologii i historii kontynentu ale również czas cieszenia się udogodnieniami. Na pokładzie jest jacuzzi, siłownia, masaże czy joga. Jest czas na rozmowy w barze lub po prostu pobycie ze sobą wpatrując się w bezkres oceanu i szum wysokich fal. Z każdą godziną jesteśmy coraz bliżej celu wyprawy, na południowym krańcu świata. Przepływamy przez pas Szetlandów i przenikamy powoli do wód Oceanu Antarktycznego przez strefę konwergencji antarktycznej, wąski pas gdzie zimne wody z południa wślizgują się pod cieplejsze wody płynące z równika. Można już wypatrywać albatrosy, wieloryby i zarys zimnego lądu na horyzoncie.
Przeprawa przez cieśninę trwa około 48 godzin, a ekspedycję prowadził zespół entuzjastycznie nastawionych do niej ludzi z wielu krajów… Umilali nam czas wykładami i rozmowami. Chociaż robiło się coraz zimniej, spędzałem sporo czasu na pokładzie, obserwując pojawiające się oceanniki, albatrosy wędrowne i petrele olbrzymie. Niemal wszędzie można było wchodzić, bo na statku obowiązywała polityka otwartych drzwi. Zaglądaliśmy nawet bez skrępowania na mostek kapitański.
W końcu nadeszła wielka chwila i nagle, niemal bez ostrzeżenia wyłoniła się pierwsza antarktyczna wyspa należąca do Szetlandów Południowych. Dopiero następnego dnia dopłynęliśmy do Półwyspu Antarktycznego, czyli do prawdziwej Antarktydy. Wtedy zaczęły się cztery piękne dni, podczas których zorganizowano nam osiem lądowań. Ubrani w specjalne kurtki, długie gumowe buty, wsiadaliśmy w dziesięcioosobowych grupach do specjalnych pontonów, tzw. zodiaków i penetrowaliśmy antarktyczny kontynent…
Dzień 5. – 13.03.2024r. – środa – Rankiem jesteśmy u celu wyprawy. To spełnienie marzeń wielu, by postawić stopę na Antarktydzie. Podziwianie surowych krajobrazów, gór lodowych i pięknej przyrody w nieskazitelnej ciszy. Wisienką na torcie jest obserwacja zwierząt przystosowanych do życia w trudnych warunkach jak jak lamparty morskie, pingwiny Adeli, foki Rossa, słoni morskich. To dni pełne niezapomnianych wrażeń.
Zaraz po śniadaniu około 8:00 wypływamy specjalnymi pontonami z 60KM silnikami Yamahy, typu „Zodiak”, na zatokę Charlotte Bay bez zawijania na ląd. Głównym celem jest podglądanie Humbaków (gatunku wielorybów).
Po południu około 16:00 pierwsze zejście na kontynent Antarktydy w Portal Point, tym samym postawiliśmy nogę na ostatnim, siódmym kontynencie naszego globu. Po siedmiu latach spełniło się nasze marzenie po nieudanym poprzednim wyjeździe przerwanym z powodu zachorowania na malarię w Argentynie, w drodze na Antarktydę.
Właśnie w te rejony, gdzie przebiega trasa naszego rejsu dotarli w 1898r. na statku „Belgica” nasi dwaj słynni polarnicy Henryk Arctowski i Antoni Bolesław Dobrowolski. Uczestnicy tej wyprawy byli pierwszymi ludźmi, którym udało się przezimować na Antarktydzie.
Historia tego kontynentu jest niezwykle ciekawa. Odkrywanie tego, jeszcze nie tak dawno nieznanego, wysuniętego najbardziej na południe lądu rozpoczął James Cook, który jako pierwszy przypuszczalnie opłynął Antarktydę w latach 1772-1775. W 1895 roku Leonard Christensen, kapitan wyprawy norweskiej, jako pierwszy stanął na lądzie Antarktydy i rozpoczął wyprawę w głąb kontynentu. Norwegowie zawsze przodowali w odkrywaniu Antarktydy. Warto zapoznać się z historią wypraw w celu zdobycia bieguna południowego, w której ścigali się Roald Amundsen i Robert Scott. Wyścig ten wygrał Norweg, pokonując swoich brytyjskich rywali. 14 grudnia 1911 roku, po 2,5 miesiącach pokonywania niezwykle trudnej trasy psim zaprzęgiem, wbił norweską flagę w śnieżną pokrywę bieguna.
Antarktyda jest piątym pod względem wielości kontynentem na świecie, prawie dwa razy większym od Australii. Jak okiem sięgnąć, wszystko pokryte jest śniegiem i lodem, nie ma go tylko na 2% obszaru kontynentu. Otoczona jest mroźnym Oceanem Południowym i skrywa wiele fascynujących tajemnic. Jako jedyny z sześciu kontynentów nie posiada rdzennej populacji, jednak jest domem dla imponującej różnorodności zwierząt i ciekawych zjawisk geograficznych. Antarktyda kojarzy się przede wszystkim z niskimi temperaturami, gdzie zanotowano najniższą zmierzoną na Ziemi temperaturę. 21 lipca 1983 roku, w radzieckiej stacji Wostok, termometry wskazały oszałamiające minus 89,2 stopnia Celsjusza. To miejsce, gdzie ekstremalne zjawiska klimatyczne stają się rzeczywistością. Kontynent jest prawie całkowicie pokryty przez lód. Czapa lodowa pokrywająca ląd ma przeciętną grubość prawie 2km., a w najgrubszym miejscu sięga nawet pięciu km. Powstała ona na przestrzeni milionów lat w wyniku akumulacji śniegu. Od Antarktydy regularnie odrywają się gigantyczne góry lodowe, znacznie większe niż płaskie masy arktyczne, bo mające długość nawet 150 km. Na tej ogromnej, zmrożonej ziemi znajduje się oczywiście największy na świecie lodowiec. Lodowiec Lamberta ma kolosalne rozmiary… 60 km szerokości, 500 km długości i 2,5 km grubości. Ogromna czapa lodowa Antarktydy sprawia, że to największe zaplecze słodkiej wody na świecie. Szacuje się, że około 70% wód słodkich na Ziemi to właśnie lód antarktyczny, a jego roztopienie spowodowałoby wzrost poziomu mórz o ponad 60m. Najwyższym punktem kontynentu jest Masyw Vinsona, który sięga 4892m n.p.m. a najniższym Rów Bentleya sięgający głębokości 2496m pod powierzchnią morza, co czyni go najgłębszym punktem na całym kontynencie. Całą Arktykę opływa Antarktyczny Prąd Okołobiegunowy, Antarctic Circumpolar Current, zimny prąd morski, największy na Ziemi pod względem masy niesionej wody. Płynie wokół Antarktydy z zach. na wsch. przez trzy oceany jako nieprzerwany strumień, izolując od dopływu ciepłych mas wody. To wszystko powoduje, że nad kontynentem tworzy się arktyczna bańka. Antarktyda, choć zimna i surowa, kryje w sobie niezwykłe tajemnice i fascynujące zjawiska przyrodnicze. To kraina ekstremalnych warunków, która wciąż pozostaje źródłem odkryć i inspiracji dla badaczy z całego świata.
Dzień 6. – 14.03.2024r. – czwartek - po śniadaniu około 8:00 wypływamy zodiakami do Port Lockray na Jougla Island. Podziwiamy pingwiny białobrewe z pontonów. Niestety rano mamy dzisiaj mocny wiatr, prawie na granicy możliwości organizowania zejść ze statku.
Każde zejście na ląd było ciekawe, jedno niepodobne do drugiego. Doświadczyliśmy zacinającego deszczu ze śniegiem, ale też pięknej, słonecznej i bezwietrznej pogody. Antarktyda jest dla nas pasmem zlewających się, pięknych wspomnień. Zupełnie jakby człowiek się znalazł na planie filmu przyrodniczego. Sam nie wiem, co w tym wszystkim było najistotniejsze. Wydaje mi się, że fakt przebywania w pięknym, zimnym, lodowym świecie, który jednak jest pełen życia i został najmniej zmieniony przez człowieka.
Po południu jest już nieco spokojniej i około 14:00 zejście na ląd w Damoy Point gdzie znajdowała się historyczna baza Wielkiej Brytanii oraz nadal działający argentyński punkt badawczy. Miejsce to jest również miejscem gdzie swoje lęgowiska mają pingwiny białobrewe. Dzisiaj mieliśmy temperaturę w okolicach zera.
Każda z odwiedzanych dawnych, historycznych baz była inna. Niektóre to tylko zabudowania, a np. w angielskiej bazie-muzeum leżały przedmioty sprzed kilkudziesięciu lat, tak jak gdyby ktoś tylko na chwilę wyszedł. Otwarta gazeta, okulary przeciwśnieżne leżące na stole, okopcony czajnik, stare konserwy.
Morze otaczające Antarktydę jest bogate w plankton i składniki odżywcze, co sprawia, że znajdują tu wystarczająco dużo pożywienia zarówno małe organizmy żyjące na dnie morza, jak i ryby, ssaki wodne i ptaki, które przylatują latem na okres lęgowy. Specyficznym gatunkiem jest rybitwa antarktyczna, ten niezwykły wędrowiec gniazduje w okresie lęgowym na biegunie północnym, po czym co roku wędruje na Antarktydę, aby latem nasycić się tutejszym planktonem. Natomiast na tym mroźnym kontynencie jest niewiele roślin, tylko kępki mchu i traw porasta wybrzeże, zazieleniając się podczas krótkiego lata. Zimą panuje tu znacznie surowszy klimat niż na Arktyce, a ponadto wieją silne wiatry i występują silne sztormy. Prędkość wiatru dochodzi do 100 m/s i jest to dość częste zjawisko, więc nie jest to dobry czas na wycieczki. Lato trwa od listopada do lutego i wtedy ukazuje się niezwykłe piękno tego kontynentu. Promienie słońca grają na lodowej pokrywie nadając jej niezwykłą kolorystykę, a stada pingwinów, fok, ptaków czy wielorybów wykazują niezwykłą aktywność.
Dzień 7. – 15.03.2024r. – piątek - po śniadaniu około 8:00 wypływamy do zatoki Port Charcot i wychodzimy na ląd podglądać pingwiny białobrewe, później pływamy po wodach zatoki podziwiając niespotykanych kształtów góry lodowe. Łącznie na zewnątrz podczas porannego zejścia jesteśmy w rejsie prawie trzy godziny.
Zejście do motorowych pontonów typu zodiak są super zorganizowane. Na początku zostały utworzone 10-cio osobowe grupy, nasza polska nosiła nazwę Blue Whale. Kolejno co kilka minut ekipy były wzywane do szatni, szybkie przebieranie i zejście przez luk w kadłubie do zodiaków.
Natomiast rejsy są tworzone w ten sposób, że wszyscy jesteśmy podzieleni na dwie grupy, gdzie jedna ląduje na lądzie, ok 10 zodiaków, a druga pływa po zatoce. Po około godzinie następuje zmiana, co powoduje, że bez tłoku spacerujemy wokół pingwinowisk, gdzie z bliska można podglądać te niezwykłe nieloty…
Po południu około 14:30 ponownie opuszczamy statek, najpierw opływamy Zodiakami zatokę wokół Petermann Island gdzie oprócz gór lodowych napotykamy na dwie foki lamparcie i humbaki, później schodzimy na ląd obok byłej argentyńskie stacji badawczej. Mamy okazję zobaczyć pingwiny Adeli i wielkie pingwiniska pingwinów białobrewych. Pogoda dzisiejszego dnia nas rozpieszcza, zero wiatru, słońce przebija się co chwilę zza chmur, ciepło 4ºC, chodzimy bez rękawiczek, co ułatwia robienie zdjęć. Poza statkiem jesteśmy 2,5h.
Wody antarktyczne są pełne życia, nie ma tu wielu gatunków, za to liczba zwierząt jest imponująca. Duże wrażenie zrobiła na nas pogoń za wielorybem naszym małym zodiakiem. Oczywiście bardzo fotogeniczne były fokowate, szczególnie potężne lamparty morskie. Jak poinformowała nas operatorka zodiaka, jeden zaatakował ponton i nawet go ugryzł.
A propos jedzenia – chyba nigdy wcześniej nie próbowalismy tylu wspaniałych potraw, rozpieszczano nas takimi przysmakami, jakich wcześniej nie znaliśmy. Filipińska załoga kucharsko-kelnerska i postawny szef kuchni z Niemiec zbierali do końca rejsu gratulacje od wszystkich za kulinarne doznania…
Dzień 8. – 16.03.2024r. – sobota - po śniadaniu około 8:00 wypływamy na wody wokół Danco Island. Najpierw wychodzimy na ląd podglądać pingwiny białobrewe i foki uchatki później pływamy po wodach zatoki podziwiając niespotykanych kształtów góry lodowe. Łącznie na zewnątrz jesteśmy prawie 2,5 godziny.
Bez znudzenia można było obserwować pingwiny, głównie białobrewe, choć widzieliśmy też trzy inne gatunki. Te ciekawskie ptaki podchodziły do nas, czasem nawet któryś miał ochotę nas dziobnąć, tak dla sprawdzenia, co to…? Nie mają one naturalnych wrogów lądowych, dlatego zupełnie się nas nie boją. Zachowała się relacja kronikarza wyprawy Magellana opisująca, jak zdziwieni marynarze, przepływając obok Ziemi Ognistej, gołymi rękami łapali pingwiny i w ten sposób uzupełnili zapasy mięsa. Podobnie żywili się później wielorybnicy. Gdy pytaliśmy, czy mamy szanse na grillowanego pingwina, ci nastawieni bardzo proekoloicznie ludzie nie złapali żartu.
Po południu około 14:30 ponownie opuszczamy statek, najpierw opływamy Zodiakami zatokę wokół Neko Island i byłej bazy wielorybniczej Port Neko. Na trasie napotykamy na foki Krabi. Później lądowanie na lądzie obok pingwinowiska białobrewych oraz marsz w górę do punktu widokowego na lodowiec. Spektakularne widoki i niezapomniane wrażenia. Poza statkiem jesteśmy 2,5h.
My jesteśmy w okresie, gdy młode, tegoroczne pingwiny były już bardzo duże, tłuste i zmieniały upierzenie. Wciąż jednak goniły swych rodziców, by te je karmiły przechowywanym w żołądkach krylem. Młode były częstokroć wielkości matki, która musiała chronić się na skałkach lub w wodzie. To był okres, kiedy rodzice „mówili” swym dzieciom… „Już nie chcemy was karmić, też potrzebujemy pożywienia, musicie nauczyć się pływać i łapać kryla”. Najczęściej jednak rodzice ulegali i pozwalali wyciągać pokarm. Wszystko to było bardzo komiczne.
Ale życie pingwinów nie jest do końca takie łatwe. W pobliżu są drapieżne foki lamparcie i wydrzyki, potężne i paskudne ptaki, które czają się na młode lub czekają na chwilę nieuwagi rodziców aby podebrać jajko. Pingwiny gniazdowały czasem niemal na stacjach naukowych, bo na Antarktydzie jest bardzo mało wolnych od lodu i śniegu miejsc.
Antarktyda objęta jest szczególną ochroną. Wychodząc na ląd trzeba być „sterylnym”, czyli schodząc ze statku trzeba było nałożyć specjalne buty i przejść dezynfekcję płynem, który jest zupełnie bezpieczny dla zwierząt i ludzi. Na lądzie obowiązuje całkowity zakaz zostawiania jakichkolwiek rzeczy i oczywiście śmieci, nawet najmniejszych papierków, okruszków czy drobin. Trzeba tego bardzo przestrzegać, aby nie zmienić ekosystemu tego kontynentu.
Dzień 9 i 10 – 17 i 18.03.2024 niedziela i poniedziałek - Rejs powrotny do Ushuaia poprzez Cieśninę Drake’a, której burzliwe wody stanowiły szereg opowieści żeglarzy, którym udało się ją przepłynąć. Pożegnanie z lodowym krajobrazem Antarktydy. Ostatnie pokładowe rozmowy, obrabiamy zajęcia, czas na lekturę w miejscowej biblioteczce. Mamy szczęście gdyż w drodze powrotnej mieliśmy jak na cieśninę Drake’a, wspaniałą pogodę, w pierwszym dniu fale tylko do 3m, a w drugim to już prawie flauta, bo tylko dwu metrowe.
Podsumowanie:
Antarktyda to najbardziej odizolowane od cywilizacji miejsce na Ziemi. Zwierzęta, pogoda i ogólne piękno tego miejsca przekroczyły nasze najśmielsze oczekiwania. Przybywając po raz pierwszy na ten kontynen zadaliśmy na głos sobie takie pytanie… Czy nadal jesteśmy na Ziemi, czy to może innej planecie…? Ten wielki kontynent jest jak cudowne marzenie. Dzisiaj trochę bliższe spełnieniu dzięki statkom wycieczkowym przystosowanym do rejsów po zamarzniętych morzach i mającym specjalne pontony typu „zodiak”, dzięki którym można zejść na ląd na obserwację zwierząt i ptaków w miejscach normalnie niedostępnych. Większość rejsów wycieczkowych na Antarktydę rozpoczyna się na południowym krańcu Ameryki Południowej, by po przepłynięciu sztormowej Cieśniny Drake’a przemieszczać się między wyspami i zatokami wzdłuż Półwyspu Antarktycznego. Po horyzont rozpościerają się widoki gór lodowych i kry na tle górzystych zatok, a od lodowców odbija się czyste, jaskrawe światło słoneczne.
Na Antarktydę najlepiej jechać w miesiącach letnich na półkuli południowej (od października do marca, my byliśmy w ostatnim rejsie). Wtedy na kontynent wracają liczne zwierzęta, dni są dłuższe i panują wyższe temperatury. Ale pojęcie „wyższej” temperatury na Antarktydzie jest względne. To najzimniejszy kontynent z klimatem „glacjalnym”. Najcieplejszy jest północny kraniec (tam gdzie przebiegała trasa naszej wyprawy) i temperatury mogą sięgać powyżej 0°C. Pamiętać jednak należy, że tak jak rekordy ciepła były rejestrowane na przełomie lutego i marca (ok 18°C), tak odnotowywano w tych samych miesiącach temperatury minimalne na poziomie -30°C. Ogólnie rzecz biorąc, temperatury wahają się od -20°C do + 5°C. Chociaż letnie temperatury mogą być zaskakująco łagodne, należy spodziewać się wiatru, chmur i opadów. Należy być przygotowanym na ciężką, wietrzną i zmienną pogodę. Środowisko Antarktydy jest niegościnne, nieprzewidywalne i potencjalnie niebezpieczne. Promieniowanie UV jest tu niezwykle silne, silniejsze niż gdziekolwiek indziej na naszej planecie. Należy podjąć środki w celu uniknięcia ekspozycji na słońce – kremy, okulary słoneczne. Dla własnego komfortu i bezpieczeństwa należy unikać zamoczenia (czy to z powodu potu, opadów atmosferycznych, nieodpowiednich butów czy mgły morskiej).
Dzień 11 – 19.03.2024 wtorek – Kanał Beagle > Ushuaia > wyokrętowanie > Ushuaia > droga RN3 > Tolhuin > Rio Grande > granica Argentyna- Chile (20min) > San Sebastian > droga Nr.257 > Angostura – przeprawa promem na drugą stronę Cieśniny Magellana (19tys.peso) > droga Nr.255 > granica Chile-Argentyna (10min) > droga Nr. RN3 > Rio Galagos – nocleg na parkingu przy nabrzeżnym bulwarze - 580km
O północy wpływamy do kanału Beagle, a o czwartej nad ranem cumujemy przy nabrzeżu w Ushuaia. Koniec rejsu i wielkiej przygody z Antarktydą. Śniadanie o 6:30, o 8:00 wyokrętowanie i autobusami wywożą nas z portu na zewnątrz do miasta. Wszyscy polscy uczestnicy w liczbie 11osób robimy pamiątkowe zdjęcie w porcie przed naszą Toyotą. Antarktydzka ekipa, która przybyła tu z Polski samolotem rusza w miasto, bo dopiero po 17:00 mają lot do Buenos Aires, my ruszamy drogą Nr. 3 też do Buenos, a przed mami wg drogowskazu 3030km. Pogoda wspaniała, około zera i pełnia słońca. O 10:00 jesteśmy już na trasie i podążamy na północ przez Ziemię Ognistą w kierunku Cieśniny Magellana.
Ponieważ trasa przebiega podobną drogą, którą tu przyjechaliśmy skupiamy się dzisiaj jedynie na jeździe. Dopiero po przekroczeniu cieśniny nasze drogi z poprzednim dojazdem rozdzielają się i jedziemy teraz nie w kierunku Punta Arenas, tylko na wschód w kierunku Rio Galagos. W mieście jesteśmy przed 20:00, myśleliśmy, że zanocujemy przy stacji paliw YPF, gdzie będziemy mieć internet, jednak nie ma tu warunków do biwakowania. Dopiero na parkingu przy nabrzeżnym bulwarze jest możliwość rozbicia naszego dzisiejszego obozowiska. Jesteśmy nieco zmęczeni…
20.03.2024r. – środa – Rio Gallegos (zwiedzanie) > droga Nr. RN3 > Puerto Julian (zwiedzanie) > Caleta Olivia – nocleg przy stacji paliw YPF - 700km
21.03.2024r. – czwartek – Caleta Olivia > droga Nr. RN3 > Comodoro Rivadavia > La Lonja > + z droga Nr. Rp32 > Punta Tombo (kolonia pingwinów Magelana – wstęp 8500peso od os.) > droga Nr. Rp41 > Trelev (zwiedzanie) – nocleg przy stacji paliw YPF – 610km
Kolejny dzień żmudnego przejazdu drogą RN3, prowadzącą wzdłuż brzegów Morza Argentyńskiego na północ, w stronę stolicy, Buenos Aires. Na trasie 100km przed dużym miastem Trelev zbaczamy z trasy w kierunku cypla Punta Tombo. To wąski skalisty pas o długości około 3 km i szerokości 600 m, wcinający się w Ocean Atlantycki. Duże obszary bardzo drobnego i zbitego piasku są idealne dla pingwinów do kopania gniazd. Rozległe obszary ziemi są dosłownie usiane płytkimi jaskiniami, w których pingwiny rok po roku składają jaja i wychowują pisklęta. Łagodne zbocze tych plaż ułatwia także przemieszczanie się ptaków na lądzie, które kilka razy dziennie odbywają podróż między gniazdami a morzem w celu żerowania.
Byliśmy tu ostatnio 14lat temu w styczniu, kiedy dopiero co wykluły się pisklęta, obecnie pod koniec marca młode już przeniosły się w inne rejony, pozostały tylko dorosłe osobniki. Pingwiny, choć wyczulone na ingerencję człowieka, nie boją się i nie porzucają gniazd, dzięki czemu interakcja jest bardzo bezpośrednia. Aby uniknąć wypadków i krzywdy dla zwierząt, od chwili utworzenia rezerwatu zbudowano chodniki, które umożliwiają odwiedzającym poruszanie się bez ryzyka zawalenia się jaskiń podczas przechodzenia.
22.03.2024r. – piątek – Trelev > droga Nr. RN3 > Puerto Madrin (zwiedzanie) > San Antonio Oeste (przegląd, wymiana oleju, filtrów, płynu chłodniczego i smarowanie – łącznie 320USD) (zwiedzanie) > Viedma (zwiedzanie) > Stroeder – nocleg w zagajniku przy zjeździe do miejscowości – 550km
23.03.2024 – sobota – Stroeder > droga Nr. RN3 > Bahia Blanca > Tres Arroyas > Azul (zwiedzanie) > Las Flores – nocleg przy stacji paliw - 680km
24.03.2024 – niedziela – Las Flores > San Miguel del Monte > Buenos Aires – 200km
Ostatni etap tej części podróży. Już szósty dzień przemieszczamy się trasą RN3, kultową drogą biegnącą wzdłuż brzegów Atlantyku z Ushuaia do Buenos Aires (3200km). Wczesnym popołudniem meldujemy się w progach mieszkania Ryśka Kruszewskiego, który jak zwykle gości nas podczas pobytu w Buenos. Ryśka znacie już od dawna, gdyż zawsze przypominam jego wyczyn opłynięcia na kajaku przylądka Horn w 1986 r. jako organizator i uczestnik pięcioosobowej wyprawy kajakowej „Yamana 1986” www.sdk-kayaks.com i późniejszych kajakowych wypraw na Antarktydę. Obecnie nadal producent wyczynowych i wyprawowych kajaków.
Oczywiście spotkanie uczciliśmy w jednej z kameralnych knajpek… Każdego dnia smakujemy wspaniałe, rozpływające się w ustach steki… bife de lomo, lub bife de chorizo, osobiście najbardziej ten drugi przypadł nam do gustu… w Polsce nie ma szans takiego skonsumować, chociaż mięso importowane z Argentyny, to jednak nie to….?
25÷27.03.2024 – poniedziałek ÷ środa – Buenos Aires (zwiedzanie)
Rankiem odwiedzamy warsztat gdzie Rysiu produkuje kajaki, podziwiamy nowe wyroby i wzornictwo… Później pozostawimy naszą Toyotę u jego kolegi Anibala, również kajakarza, gdzie na zamkniętym osiedlu (condominium), będzie na nas czekała kilka miesięcy, aż do końca października, kiedy ponownie powrócimy na trasę po Amaryce południowej. Zezwolenie celne na pobyt auta mamy do 14 listopada i przed tą datą musimy wyjechać z Argentyny. Resztę dnia przeznaczamy na zwiedzanie Boskiego Buenos…
Po dotarciu kolejką podmiejską z peryferyjnych obrzeży na dworzec Retiro postanawiamy przejść przez ciekawsze fragmenty Buenos pieszo, aż po dzielnicę La Boca… Rozpoczynamy nasz spacer od Puerto Madero. Portowe doki i całe nabrzeże, pięknie odrestaurowane gości mnóstwo restauracji i służy obecnie jako luksusowa marina. Zacumowana jest tu również fregata „Presidente Sarmiento”, ciekawe połączenie parowca z żaglowcem. Miasto jest potężne, różnorodne i ciekawe. Pogoda piękna, wręcz lazurowa, tutejsza jesień oferuje dzisiaj umiarkowaną temperaturę, akurat taką do zwiedzania…
Kolejno przechodzimy pod pałac prezydencki, Casa Rosada. Przy reprezentacyjnym Plaza de Mayo ulokowane jest ponadto sporo ciekawych zabytków… Nieco dalej, na wychodzącej z placu Avenida de Mayo mieści się pod numerem 825, Café Tortoni. sławna kawiarnia, otwarta w 1858 roku przez francuskiego emigranta o nazwisku Touan. Nazwa pochodzi od nazwy innej kawiarni, znajdującej się w Paryżu przy Boulevard des Italiens gdzie gromadziła się XIX-wieczna elita miasta. Jest tu również wątek polski, Gombrowicz upodobał sobie to miejsce, gdzie w latach 1939÷63 często tu przesiadywał i tworzył. Przybył do Buenos Aires 20 sierpnia 1939 r., gdzie w chwilę później zaskoczyła go dramatyczna wiadomość o niemieckim najeździe na Polskę. Kolejne losy Polski spowodowały, że pisarz przebywał w Argentynie 24 lata.
Wychwytujemy kontrasty i zauważamy wielkie problemy tego prawie dwudziestomilionowego miasta. Nasz temat fotograficzny maszerując na trasie od Parlamentu do dzielnicy San Telmo to kontrasty i ciekawostki napotykane po drodze… pierwsze odczucia demonstracje, śmieci, a z drugiej strony piękno, antyki i kolory…
Przemierzamy miasto „z buta”, aż do dzielnicy San Telmo. Na kameralnym Plaza Dorrego popijając piwko podziwiamy pokazy tanga w mistrzowskim wykonaniu. Różnej maści artyści upodobali sobie to miejsce i urządzają tu ciekawe happeningi. San Telmo, gdzie mnóstwo starych kamienic pokazuje jak powstawało to potężne miasto, kiedyś najmodniejsze, a obecnie artystyczne, bogatsi wyprowadzili się do północnych dzielnic.
Później nadal pieszo udaliśmy się do robotniczej dzielnicy La Boca, która niegdyś była miejscem osadnictwa biednych emigrantów z Włoch. Stare drewniane baraki robotnicze, pokryte blachą falistą, obecnie wymalowane na wiele kolorów nadają temu miejscu niezwykły klimat, klimat wszechobecnego tu tanga i zabawy! Uderzająca kolorystyka połączona z burdelowym stylem tamtejszych czasów wywiera niesamowite wrażenie. Tu narodziło się tango i widać to na każdym kroku. Kult Maradony, Messiego i tanga jest wszędzie, a do tego wkomponował się również w całe to środowisko obecny, argentyński Papież… Pilnie obserwowaliśmy ludzi, jak wyglądają, jak się ubierają i zachowują.
Wszędzie problem z płatnością kartą, gdyż inflacja w Argentynie galopuje… Rząd rządzi aby jemu było dobrze oraz jednostkom z nim powiązanym. Sporo ludzi żyje tu jednak biednie i byle jak. Na szczęście w tak bogatym kraju potężna grupa klasy średniej nakręca koniunkturę i dzięki temu kraj tętni życiem zarówno gospodarczo, jak i kulturowo. Wszystko podrożało, bo źle się zarządza gospodarką co widać po strajkujących. Na wielu ulicach śmieci i brud. To styl nie do przyjęcia w cywilizowanych krajach. Bardzo ciekawa jest atmosfera w knajpkach, są takie w starym stylu gdzie można poczuć patynę czasu i wyjątkowy klimat. Do naszego lokum z La Boki powróciliśmy autobusem miejskim, potworne korki jedziemy ponad godzinę.
Wieczorem wizyta na dachu wieżowca (26pietro), w którym mieszkamy, a później pożegnalna kolacja na Belgrano w restauracji Soraya z udziałem Rysia Kruszewskiego u którego mieszkaliśmy przez ostatnie kilka dni. Podają tu wspaniałe steki, a że stołują się tu miejscowi mieszkańcy, to powoduje, że jest smacznie i tanio… (450gram stek de lomo – 11tys. peso ok.40zł wraz z garniturem).
28.03.2024 – czwartek – Buenos Aires Wylot: 13:00 28 mar 2024 (czw.) Buenos Aires, Ezeiza, Argentyna, (EZE) > Barcelona Przylot: 05:30 29 mar 2024 (pt.) Barcelona, El Prat, Hiszpania, (BCN) Linia lotnicza: Level, Lot: 9782
Rano po 8:00 wyruszamy w drogę powrotną do Polski. Na lotnisko Ezeiza oddalone o 40 km od Buenos Aires jedziemy Uberem za 20$. Do Barcelony lecimy liniami Level odsługiwanymi przez Iberię, Airbusem A320-200. Jedyna uciążliwość to brak posiłków w cenie lotu, za obiad płacimy po 18€, wino 6,5€, jedynie woda jest za darmo. Satelicki Level, podpięty pod Iberię tnie koszty aby było tanio, nawet nie ma kocyków, okrywamy się na szczęście kurtkami. Lot spokojny, lecz jak to bywa z połączeniami międzykontynentalnymi, bardzo długi 12,5h. Przed piątą następnego dnia jesteśmy na lotnisku w Barcelonie.
29.03.2024 – piątek – Barcelona – transfer metrem linia 9 i 1 na dworzec pn. i kolejno autobusem na lotnisko Girona – Costa Brava. Wylot: 15:30, 29 mar 2024 (pt.) Barcelona, Girona – Costa Brava, Hiszpania, (GRO). Przylot: 18:10, 29 mar 2024 (pt.) Kraków, Balice, Polska, (KRK) Linia lotnicza: Ryanair Lot: 8673
Do kolejnego lotu do Krakowa mamy sporo czasu, lecz musimy się przemieścić na lotnisko Girona – Costa Brava, oddalone od centrum Barcelony o 92km. Najpierw z lotniska El Prat jedziemy godzinę metrem, dwoma liniami 9 i 1 na Dworzec Północny, a stamtąd, ze znajdującego się obok dworca autobusowego przemieszczamy się bezpośrednio na lotnisko Girona – Costa Brava (lotnisko do odsługi tanich linii i lotów czarterowych). Do Balic pod Krakowem lecimy liniami Ryanair. Wszystko odbywa sie o czasie i na lotnisku w Balicach jesteśmy o 18.00. Tu czeka na nas córka Beatka i później szybki przejazd do Bielska Białej. Wieczorem, przed 20:00 jesteśmy w progach naszej „Chałupy na Górce”.
Podsumowanie:
Zakończyła się kolejna wyprawa… W trasie po dwóch kontynentach (Ameryka Południowa i Antarktyda) byliśmy 78dni i przebyliśmy naszą wyprawową Toyotą Hilux 4×4 dokładnie 17tys. km. Był to kolejny nasz przejazd po kontynencie Ameryki Południowej, mój już siódmy, Wioli piąty. Tą częścią Ameryki Pd. podróżowaliśmy 8 i 14 lat temu, więc była to podróż sentymentalna, w której staraliśmy się odwiedzić najciekawsze miejsca i ponownie zobaczyć te andyjskie krajobrazy, które na długo utkwiły nam w pamięci… Nieco przeszkodziła nam w tym po pandemiczna rzeczywistość, która chyba już na trwale pozamykała nam niektóre andyjskie przejścia graniczne pomiędzy Chile i Argentyną. Mieliśmy ściślejszym zygzakiem przejechać Andy pomiędzy Boliwią, a Ziemią Ognistą, skończyło się jedynie na na 9-ciu z planowanych 15-stu. Jednak nie przeszkodziło to zbytnio we wspaniałym odbiorze całej przebytej trasy, mamy jednak świadomość, że to co zobaczyliśmy w poprzednich razach jest już w obecnym czasie nie do powtórzenia, a niektóre z przebytych poprzednio tras będą już zamknięte na zawsze. To co przed pandemią funkcjonowało, po jej zakończeniu okazało się, że nie przeszkadza w życiu gospodarczym, a ta skromna część pozostawiona dla turystyki jest niepotrzebna i nieopłacalna aby ją nadal utrzymywać… smutne ale prawdziwe…
Natomiast Antarktyda to osobny temat, sporo napisaliśmy już o niej pomiędzy opisem kolejnych dni wyprawy… to jedno z najciekawszych miejsc jakie w życiu widziałam. Te ośnieżone góry łączące się z wodą i lodem to po prostu krajobrazy nie do opisania, czy to nadal nasza planeta Ziemia…? Ta wyprawa, to nie tylko podróż przez niesamowite krajobrazy ale również spotkanie z fascynującymi stworzeniami, które w takiej skali i ilości nie występują nigdzie indziej na naszym globie… Każdemu życzę aby zawitał na siódmym kontynencie i na własne oczy zobaczyła te cuda… Nam udało się zabrać w tę niezwykłą podróż po jednym z najbardziej tajemniczych miejsc na Ziemi. Odkrywaliśmy fascynującą dziką przyrodę Antarktydy, spędzając czas z jej najbardziej uroczymi mieszkańcami, takimi jak pingwiny, wieloryby, foki i słonie morskie. Podążalismy również śladami odważnych odkrywców, którzy pierwszy raz stawiali swoje kroki na tym surowym i niezwykłym kontynencie. To wszystko powoduje, iż jesteśmy bardzo szczęśliwi, że udało nam się zawitać w tamte strony, na Antarktydę…
Na szersze podsumowanie przyjdzie jeszcze czas nieco później, teraz musimy się skupić nad przygotowaniem kolejnego, już XLV motocyklowego zlotu rozpoczynającego podróżniczy sezon „Nad Tanwią 2024” (19 -21.04.2024r.).