karaiby_trasa


08.03.2013 – piątek

Ruszamy na podbój Dominikany – (DOM) – Republika Dominikańska, stolica: Santo Domingo waluta: peso dominikańskie (DOP), język urzędowy: hiszpański – drugie (po Kubie) co do wielkości państwo na Morzu Karaibskim, zajmuje ok. 2/3 powierzchni wyspy Haiti, dzieląc ją z położonym po stronie zachodniej państwem Haiti. Rdzennymi mieszkańcami Hispanioli (pierwotna nazwa) byli Tainowie. W roku 1492 została odkryta przez Krzysztofa Kolumba, czego konsekwencją była stopniowo postępująca kolonizacja hiszpańska. Santo Domingo, stolica kraju założona została w 1496, jest najstarszym stałym osiedlem europejskim w obu Amerykach. W ciągu stuleci ludność wyspy wzbogaciła się m.in. o niewolników afrykańskich (od początku XVI w.) oraz francuskich osadników. Zachodnia część wyspy, pod kontrolą francuską, znana jako Saint-Domingue wyodrębniła się w roku 1804 po serii powstań i walk (m.in. przeciw Legionom Polskim) jako niepodległe państwo Haiti. W latach 1821-1843 Dominikana znajdowała się pod okupacją haitańską, lecz 27 lutego 1844, po zwycięskim powstaniu, ogłoszono niepodległość, co spowodowało następną serię wojen z tym państwem. W latach 1861-1865 znajdowała się ponownie pod okupacją hiszpańską. Nie był to koniec niepokojów, gdyż w latach 1916-1924 Dominikanę okupowały tym razem wojska amerykańskie. Wkrótce potem, w roku 1930, rozpoczęła się tzw. era Trujillo, trwająca do roku 1961, w którym prezydenturę – po raz pierwszy – objął Joaquín Balaguer. W 1963 – po zrzeczeniu się prezydentury przez Balaguera i chwilowym objęciu stanowiska przez Juana Boscha, nastąpił wojskowy zamach stanu, a w  1965 – kolejny zamach stanu obalił dyktaturę wojskową i doprowadził do interwencji amerykańskiej, nazwanej „Operation Power Pack”. Gdy w 1982r fotel prezydenta objął Salvador Jorge Blanco, próby wprowadzenia reform gospodarczych doprowadzają do krwawych zamieszek w roku 1981, 1986 i 1990. W 2012r Danilo Medina został wybrany nowym prezydentem.

dominikana

My z racji tego, że zamieszkujemy w samym centrum starego Santo Domingo (Zona Colonial), rozpoczynamy dzisiejszy dzień od spenetrowania stolicy, będącej pierwszym miejscem w obu Amerykach, gdzie założył swe osiedle europejczyk. Pozwalamy sobie na odrobinę luksusu i objeżdżamy centrum starego miasta dorożką. Godzinna tura z precyzyjnym przekazem wiadomości od fiakra kosztuje 20$USD. Resztę miasta traktujemy z „buta” i w południe jesteśmy (bynajmniej na ten czas) zaspokojeni tematem stolicy Dominikany. Ruszamy więc na objazd wschodniej strony wyspy.

Docieramy do polecanego ośrodka wypoczynkowego „Casa de Campo”, który to miał być tropikalnym rajem, gdzie nieco dalej miało znajdować się Altos de Chavon, czarująca kopia XVI-wiecznego warownego miasta toskańskiego i miała to być jedna z głównych atrakcji turystycznych kraju. I wszystko to było… tyle, że za szlabanem, a otwarcie go kosztowało 25USD od osoby. I wszystko to nic, ale kiedy pani w centrum informacyjnym na wjeździe na pytanie: „dlaczego mamy płacić za oglądanie życia amatorów sztucznych tworów”… odpowiedziała patrząc na nas obojętnie… „bo to jest ośrodek tylko dla ludzi bogatych”… wyszliśmy ze spuszczonym wzrokiem i uśmiechem na ustach, postanawiając nie dopłacać do bogaczy! Pojechaliśmy dalej, a  naszej drodze stanęła tym razem kontrola policyjna, sugerując nam przekroczenie prędkości, a my jechaliśmy prawidłowo gdyż specjalnie poruszamy się na tyle wolno, by móc robić zdjęcia z auta. Zażądano 1000 DOP. Posiadając wcześniejszą wiedzę na temat korupcji tutejszej policji), ostro podeszliśmy do tematu, oni natomiast wyjątkowo szybko odpuścili. Dalej nasza droga prowadziła w kierunku Punta Cana, gdzie natrafiliśmy na cudowne plaże, tyle, że zagospodarowane przez dziesiątki luksusowych resortów, okratowanych, osiatkowanych, nie dających żadnej szansy na odrobinę naturalności. Można by się zastanowić czy to raj czy rezerwat?… Kiedyś biali ludzie separowali czarnych (rezerwaty, getta), pilnując i wykorzystując ich (niewolnicza praca w kajdanach)… cóż za paradoks… teraz sytuacja się odwróciła… biali pozamykani i pilnowani w resortach, a czarni żyją sobie na wolności i jak tylko nadarzy się okazja (znamy to z autopsji) biali płacą za wszystko, za każdą pomoc, usługę i zapewnioną atrakcję… dużo ponad jej wartość.

Odpuszczamy dalszą penetrację tego terenu i kierujemy się na zachód północną stroną, wzdłuż brzegów Atlantyku. Przejeżdżamy przez strefę palącej się trzciny cukrowej, a na nocleg zostajemy w małej mieścinie na trasie, wynajmując pokój w skromnym hoteliku. Wreszcie wracamy do rozsądku cenowego i za przyzwoite warunki, przychodzi nam zapłacić – uwaga, bo to niespotykana o tej pory cena w basenie morza Karaibskiego… 17$USD za 2os. pokój z wszelakimi wygodami! W sielskiej wioskowej atmosferze spędzamy resztę wieczoru, integrując się z mieszkańcami i poznając uroki ich skromnego bycia i życia, jemy jakieś placki, kiełbasę i jajka z miejscowej „restauracji”… czyli drewnianej budy z okienkiem, na stojąco przy drodze… jest smacznie i wesoło.

09.03.2013 – sobota

O 9.00 jesteśmy już na trasie i kontynuujemy jazdę na zachód, nie za długo, gdyż po chwili zatrzymuje nas wojsko do rutynowej kontroli…tak przynajmniej nam się wydawało, bo gdy jeden z żołnierzy zażądał dokumentów, pojawił się drugi, nakrzyczał na pierwszego, po czym oddał nam paszporty i z uśmiechem na twarzy… poprosił o pieniądze na piwo mówiąc: „dziś tak gorąco, chce nam się pić”. Po kilku kilometrach okazało się, że droga zmieniła całkowicie swój stan i przeobraziła się w bity trakt, który już dawno pozbył się ze swojego grzbietu asfaltu. Jednak pieprzyka temu przejazdowi, dodał całkowicie dziewiczy i naturalny obraz tego kraju od strony przeciętnych mieszkających tam ludzi i warunków ich bytowania, a raczej wegetacji. Poruszamy się w żywym skansenie, gdzie mimo panującej ogólnie nędzy, widać spontaniczność, serdeczność i uśmiech na twarzach tych ludzi. Jesteśmy pokazywani palcami i pozdrawiani przyjaznymi okrzykami. Droga coraz bardziej staje się dzika, pozbawiona oznaczeń, mamy obawy co do dalszej jej przejezdności, pomimo iż na mapie, zaznaczona jest jako główna.

Po pokonaniu odcinka 75km w ciągu trzech godzin, okazało się, że jest to definitywny koniec naszej możliwości przemieszczenia się dalej na zachód, droga miała prowadzić przez park narodowy Parque Nacional Los Haitises, to tak naprawdę jej tam nie ma, gdyż to tropikalna dżungla i przychodzi nam przebyć ponad 300km, przez stolicę santo Domingo, aby dotrzeć do założonego celu dzisiejszej podróży. To dla nas niekorzystna informacja, tym bardziej, że pierwszy odcinek w dalszym ciągu pozbawiony jest asfaltu, a my przecież nie przemieszczamy się naszym wyprawowym Hiluxem4×4, tylko maleńkim Hyundaiem. Dajemy jednak radę i po mozolnej sześciogodzinnej jeździe i przejeździe przez Park Narodowy Los Haitises, pod wieczór docieramy do Samany położonej na półwyspie w pólnocno-wschodniej części Dominikany, który należny do jej najpiękniejszych zakątków. Tropikalna przyroda, krystalicznie czysta turkusowa woda i białe piaszczyste plaże, nadają rzeczywiście temu miejscu, usytuowanemu nad zatoka o tej samej nazwie, wiele uroku. Wystarczy do tego krajobrazu dodać wszechobecne palmy kokosowe i już możemy poczuć się jak na zdjęciu z turystycznego prospektu. Charakterystyczne dla tego miejsca są wizyty humbaków, odmiany wielorybów, które zjawiają się w wodach przyległych do zatoki w okresie od stycznia do marca, gdzie odprawiają swój rytuał godowy.

Tu za 20$USD wynajmujemy pokój w hotelu „King” z widokiem na zatokę (w miasteczku jest tak ogromna i różnorodna baza noclegowa, że bez rezerwacji, każdy coś dla siebie znajdzie, a z hotelem jest jedynie kontakt tel: 809-538-2353). Na jutro zaplanowaliśmy rejs łodzią motorową, aby podglądać te wielkie morskie ssaki.

10.03.2013 – niedziela

Cyrk i teatr z wykupieniem rejsu – 40$USD od os. „Pomagacze” prawie się o nas nie pobili, bo przecież my… to w prostym rozumieniu… DOLARY! Humbaki (odmiana wielorybów) przypływają tu każdego roku aż z Labradoru w Kanadzie. Spotykają się najpierw w okolicy Puerto Plata u brzegów Dominikany, aby odbyć gody, a swe seksualne potrzeby załatwiają w ciepłych 27ºC wodach zatoki Samana. Największym okazem upolowanym przez wielorybników była samica, mierzyła prawie 27 metrów długości i ważyła przeszło 82 tony. W tym miejscu, poprzez Humbaki, nasza podroż łączy się z następnym odcinkiem trasy zaplanowanym na tegoroczne lato, który właśnie będzie przebiegał Pn-Wsch częścią Kanady, aż po Labrador i Grenlandię, naszą Toyotą pozostawioną obecnie w Chicago. Jest całkiem prawdopodobne, że tam ponownie spotkamy się z tymi największymi ssakami świata. Po pobycie w Samana, nasuwa się nam również kilka spostrzeżeń odnośnie używania jednośladów na Dominikanie. Mały motocykl, najczęściej dwusuwowy, 100 do 150cm³ jest wykorzystywany powszechnie… jako jeżdżące narzazie wielofunkcyjne! Tutaj, z założenia, jest to pojazd trzyosobowy. Występuje również w wersji jednośladowego ciągnika siodłowego i może przewozić nawet pięć osób… a w roli bagażowej, urasta do rangi co najmniej pick-upa… To trzeba po prostu zobaczyć, co i w jaki sposób, tymi pojazdami można przewozić! Jak do tej pory na Karaibach, motocykl nie był powszechnie używany, co nas niezmiernie dziwiło, gdyż klimat tego regionu do tego mocno pretenduje, natomiast tutaj jest to podstawowy środek transportu ludzi i towarów. W setkach sztuk wykorzystywany również jako lokalna taksówka.

Dalej przemieszczamy się na zachód, wzdłuż brzegów Atlantyku, poprzez Nagua, Rio San Juan i rozległy teren resortowy rozpostarty pomiędzy Cabarete, a Sosua położony przy plaży, 23km przed Puerto Plata. Ponieważ dzisiaj jest niedziela, przed miejscowością Nagua, zatrzymujemy się, by podglądnąć plażowe pikniki, miejscowych wypoczywających tam ludzi, połączone ze specjałami lokalnej, polowej kuchni. Obiad na plaży w postaci upieczonej na grillu ryby, spożyty wśród biesiadujących rodzinnie „lokalesów”, podobnie jak to robią Włosi, smakował wybornie. Natomiast w Cabarete (jeśli ktoś chce poudawać surfera…to tutaj to przechodzi bezkarnie) i Sosua (swego czasu Żydzi znaleźli sobie tutaj schronienie przed nazistami, teraz osiedlają się tu Niemcy… czyżby to chichot historii?)… Rosjanie stworzyli sobie drugie Karlowe Vary, nawet plakaty i reklamy przy drodze wypisane cyrylicą. A wokół… resorty… gift shopy… restauracje. Wieczorem docieramy do Puerto Plata, inaczej „Srebrny Port”. Ta cześć północnego wybrzeża Dominikany, przez niektórych nazywana jest „bursztynowym”, gdyż okoliczne wzgórza obfitują właśnie w bursztyny, podobno jest to największe ich złoże na świecie. Tu Kolumb podczas swej drugiej podróży do Nowego Świata w 1493 r. założył pierwszą osadę La Isabela, przybył wtedy 17 statkami, a 1500 osób zbudowało ponad 200 drewnianych domów w ciągu czterech dni (istniała tylko 5 lat). Wybrzeże wabi fanów sportów wodnych, przede wszystkim żeglarstwa i surfingu, fale rzeczywiste budzą respekt. Ci, którzy wolą na suchym lądzie pograć w golfa, mają tu do dyspozycji rozległe tereny. Puerto Plata oferuje wiele rozrywek, przy czym są one zazwyczaj tańsze, niż w innych kurortach dominikańskich. W hotelu obok głównego rynku, wynajmujemy pokój (20$USD – Hotel „Victoriano”, tel:809-586-9752 – niestety poza telefonem nie ma więcej info do rezerwacji, ale wart jest polecenia). Wieczór spędzamy na głównym rynku miasta.

11.03.2013 – poniedziałek

Po porannym objeździe miasta Puerto Plata, jedziemy na Pico de Isabel de Torres, by kolejką linową „Teleferico Puerto Plata”, wjechać na platformę widokową (opłata 10$USD od os.). Na szczycie wznosi się 18-metrowy posąg Chrystusa, kopia słynnego Corcovado, znajdującego się w Rio de Janeiro. Dalej jedziemy na zachód do najdalej wysuniętego na zachód miasta Dominikany Montecristi. Wybrzeże mało imponujące, tym bardziej, że kolor wody przypomina zupę z błota lub rozcieńczony cement. Jednak w pamięci pozostanie wspaniałe chivo (pieczona koźlina 250 DOP porcja). Stamtąd wzdłuż granicy z Haiti, kierujemy się na południe do granicznego miasta Dajabon, z myślą o jutrzejszym wyjazdzie do tego państwa. W mieście, tuż przy wylocie do granicy, wynajęliśmy pokój w hotelu Raydan – prowadzonym przez dość ogarniętą kobietę Carmen de Paulino, Av.Pablo Reyes #16, Dajabon, R.D. E-mail: raydan38@hotmail.com (950 DOP pok.2os.).

Zaraz po zakwaterowaniu, ruszyliśmy w miasto, w poszukiwaniu informacji na temat wyjazdu do Haiti. Kompletny brak ludzi mówiących po angielsku, większość włada kreolskim. Po wielu próbach, zostaliśmy wreszcie doprowadzeni, do byłego znanego bejsbolisty, który wiele lat spędził w USA, w ten sposób mamy już jakiś punkt zaczepienia i jakiś bardziej precyzyjny kontakt w przekazie naszych potrzeb. Niezwykle kontaktowy Rafael, służy pomocą i wspólnie próbujemy zorganizować jutrzejszy wyjazd. Okazuje się, że wynajętym przez nas autem jest to nie możliwe, gdyż tylko właściciel może nim wyjechać za granicę, tak więc szukamy innego środka transportu. Od słowa do słowa z miejscowymi i po kilku telefonach, znajduje się chętny i już razem ustalamy plan jutrzejszego wyjazdu. Juan, kierowca i zarazem właściciel auta, które zamierzamy wynająć, przedstawia koszty, które zamykają się w łącznej sumie 400$USD za nas dwoje oraz naszego tłumacza i zarazem przewodnika, Rafaela. W cenę wchodzi specjalny „permit”, który na auto musi wyrobić Juan, a kosztuje on 80$USD. Kierowca mówi również po kreolsku, więc będziemy mieli pełny kontakt, podczas wyjazdu na Haiti. W całą tę jutrzejszą eskapadę, włączają się kolejni ludzie i lokalni pomagierzy, a cały hotel żyje jutrzejszym wyjazdem i jego organizacją. Przy trzecim piwie powstają nowe pomysły i wersje naszego transportu. Wszyscy kłócą się i wygłaszają jakieś monologi, a my siedzimy, obserwujemy i czujemy się jak w teatrze…. za który de facto przyjdzie nam zapłacić. Wreszcie po wywiadzie właścicielki hotelu Carmen, pozostaje pierwsza wersja , lecz za zredukowaną cenę do 300$ USD. Czekamy do jutra, do godziny 7.45, gdyż dopiero o 8.00 otwierają granicę, która już o 16.00 jest zamykana, więc musimy się sprężać, aby powrócić na czas, przed jej zamknięciem.

12.03.2013 – wtorek

Rankiem, pełni niepokoju i zaciekawienia ruszamy sprzed hotelu w czwórkę , my, Rafael i kierowca Juan. Na początek poznajemy zasady… zasuwamy szyby, zabezpieczamy drzwi i nie opuszczamy pojazdu bez pozwolenia. O 8.00 zaczynają się procedury i… płacenie po 20$ USD od paszportu tak po dominikańskiej, jak i haitańskiej stronie. Ponieważ Juan wszystkich tu zna, choć kolejki są przydługie, granicę przekraczamy w ciągu pół godziny. Od teraz jedziemy w piątkę, ponieważ dosiadł się do nas Gerard – mundurowy pogranicznik z bronią… jako nasz ochroniarz, to on teraz kieruje autem i od czasu do czasu włącza sygnał alarmowy, a my czujemy się jak ważne persony, wiezione…na co najmniej obrady rządu. Gerard kieruje, ja robię fotki (teraz możemy mieć odsunięte szyby), Wojtek, Juan i Rafael siedzą z tyłu i rozmawiają, a wygląda to mniej więcej tak… Wojtek zadaje pytania po angielsku, Rafael dopowiada po hiszpańsku, gdy coś jest nie zrozumiałe, Juan tłumaczy na kreolski Gerardowi…po chwili odpowiedź powrotną drogą…to taki mały quiz…czy aby odpowiedź na zadane pytanie…nie była głuchym telefonem? Z miejscowości granicznej Ouanaminthe, po haitańskiej stronie  jedziemy dalej na pn-zach drogą nr 6 i następnie nr3 do Cap-Haitien. Tutaj pozwolono nam wysiąść po raz drugi i ostatni, poszliśmy do baru na obiad i najlepsze haitańskie piwo. Wymieniliśmy tu pieniądze, miejscowa waluta to Gourde (1$ = ok 42,5 Gourde).

haiti-mapa

Oddalone o 80 km od granicy z Dominikaną Cap Haitien to duże miasto, jak to mówią…druga stolica. Do pierwszej Port-au-Prince, nie pojechaliśmy z dwóch powodów, pierwszy to ograniczenie czasowe, drugi to przekłamanie rzeczywistości (zniszczenia po trzęsieniu ziemi).

Czy jest możliwe ubrać w słowa to co zobaczyliśmy?…Czy da się zmieścić to wszystko w tak niewielu fotografiach?… odpowiedź brzmi… NIE… Przed trzęsieniem ziemi, było jednym z najbiedniejszych, najbardziej skorumpowanych i najniebezpieczniejszych krajów na świecie. Partie polityczne dla rozprawiania się z konkurentami i demonstrantami z chęcią dozbrajały i sponsorowały lokalne gangi. Do tego można dodać jeszcze voodoo, jako główną religię. Polecamy film z 2006 roku „Miasto słońca”. Cztery lata później w tym piekle na ziemi dochodzi do kataklizmu, który obraca stolicę w stertę gruzów i zbiera straszliwe żniwo. Wybuchają kolejne epidemie… pomoc humanitarna dociera na Haiti, ale tylko ta niezbędna, natomiast lekarze i pomoc medyczna… głownie ze strony Kuby. Żeby było tragiczniej Monsanto (główny światowy producent żywności GMO (niezwykle kontrowersyjna, wielka i wpływowa korporacja), oferuje pomoc w postaci nasion dla rolnictwa tego kraju… (czyżby poligon doświadczalny dla rozwoju GMO?). Bez pomocy międzynarodowej w kompletnie zrujnowanym kraju nie da się nic odbudować, bo z czego budować? Z gruzu i kości zmarłych? Czym obsiewać pola i je uprawiać? Nasionami GMO i prowizorycznymi motykami? Nie ma ropy ani źródeł zysku…więc chętnych na finansowanie i inwestowanie brak.

Panująca od roku na wyspie cholera wymusza picie wody jedynie przegotowanej, bądź filtrowanej. No ale kogo tu stać na jakiś filtr? Węgiel drzewny jest więc podstawą, która warunkuje przetrwanie w tym tropikalnym kraju. Tłumy czarnych obywateli na ulicach, biedne stragany na każdym kroku, wszyscy czym się da to handlują, niewiele prywatnych aut, transport publiczny półciężarówkami obwieszonymi ludźmi jak winogronami. Szok totalny. Widać ogromne przeludnienie, miasto ma ponoć 1.4mil mieszkańców. Ogólnie brudno, aż nieprzyzwoicie, ludzie żyją na regularnym śmietnisku, zapewne nikt nie sprząta śmieci. W rzekach kiszą się plastikowe butelki, w czymś co bardziej przypomina szlam niż wodę. A drzewa?… ich już prawie nie ma…stoją przy drodze w nylonowych workach… jako węgiel drzewny. Wszędzie chaos i kurz. Patrzyliśmy jak o bramy kościoła zdesperowani ludzie tłukli metalowymi miskami, by dostać choćby cokolwiek do zjedzenia. Wielokrotnie dzieci prosiły nas o coś… o cokolwiek, a smutek na ich twarzach opowiadał dramatyczną historię ich życia. Wielu dorosłych, kiedy robiłam fotografie, groziło mi lub pokazywało język, czasem byli po prostu wściekli…i nie ma się co dziwić…wściekłość i gniew, kiedyś musi znaleźć swoje ujście. Tu poziomy się kończą… odarte ze złudzeń leżą na dnie… mnóstwo nadużytych widzeń nędzy… roztrzaskanych myśli o istocie istnienia… i to pytanie które dręczy… czy po tym co zobaczyliśmy, można przejść do porządku dziennego?… ależ tak!… pod warunkiem… że jest się głucho – niemym ślepcem.

Jak to mawiał Mark Twain: „są trzy rodzaje kłamstw… kłamstwa, bezczelne kłamstwa i statystyki” i w tym miejscu przejdziemy do kilku danych statystycznych: Ponad 10% z Haitańskich dzieci umiera przed piątym rokiem życia, 80% Haitańczyków żyje poniżej progu ubóstwa, a 54% w skrajnej nędzy. Średni roczny dochód per capita wynosi 480 $. Przeciętny pracownik Haitański zarabia dziennie niecałe 3 $. 53% osób potrafi czytać i pisać. Mniej niż 5 osób na 1000 ma samochód. W Haiti nie ma kolei. W 1802 roku, po śmierci przywódcy rewolucyjnego Toussaint L’Ouvertura, jego główny porucznik Jean-Jacques Dessalines ogłosił się pierwszym cesarzem Haiti i kazał zabić większość białych ludzi w kraju. W XVIII wieku, Haitańczycy opracowali skomplikowane tabele genetycznego pochodzenia, dzieląc Mulatów na ponad sto odcieni czerni i bieli. Tylko 10% wszystkich haitańskich dzieci może uczyć się w podstawówce i iść do liceum. Tradycyjnym sportem jest walka kogutów. Jest to najbardziej górzysty kraj na Karaibach. Haiti jest jednym z najbardziej wylesionych krajów na świecie. Potomkowie afrykańskich niewolników, stanowią 95% ludności Haiti. Ponad 40% populacji jest poniżej 14 roku życia. Haiti jest ośrodkiem handlu narkotyków, zwłaszcza kokainy rozprowadzanej w Ameryce Południowej i Środkowej, Europie i Stanach Zjednoczonych. W 2010 roku w trzęsieniu ziemi zginęło ponad 200.000 osób.

Jako ciekawostkę podamy iż… niechlubnym wydarzeniem w historii Haiti i Polski jest fakt…iż po Rewolucji Francuskiej, czarnoskóry komendant wyspy gen. Franciszek Toussaint-Louverture ogłosił autonomię kolonii zamorskiej. Napoleon odrzucił propozycję ustanowienia partnerskich stosunków między Francją, a San Domingo i postanowił zorganizować ekspedycję karną. Wybuchło krwawe powstanie ludności kolonii (Czarnych i Mulatów) przeciw Francji. Na scenę wkroczyli Polacy. W latach 1802-1803 zostały wysłane na Haiti dwie polskie półbrygady legionowe w celu jego stłumienia. Pod koniec 1803 roku żyła już tylko 1/5 legionistów. Większość z nich nie zginęła wskutek walk, lecz z powodu epidemii żółtej febry. 17 maja 1802 roku wysłano drugą ekspedycję karną w sile 9 tys. ludzi. W jej skład weszła III polska półbrygada z Livorno licząca 2570 Polaków, niechętnych tej wyprawie. Gen. Henryk Dembiński w swoim pamiętniku pisał: „Gdy jednak sam Bonaparte postanowił włożyć sobie na głowę koronę francuską, a widząc w nas twardych republikanów, przeznaczył nam na grób San Domingo, ponieważ każde wojska wysłane na tę wyspę za karę, tam ginęły”. Polscy legioniści, którzy na rozkaz Napoleona przybyli na Haiti, aby stłumić powstanie dawnych niewolników, musieli stawić czoła trudnemu przeciwnikowi… hm… czy to nie ciche przyzwolenie na zniewolenie?… kolejny chichot historii?…

Trochę więcej niż ciut historii:

Haiti jest najstarszym niepodległym państwem w Ameryce Środkowej. W XVIII w., była to kolonia francuska, opierająca swoją gospodarkę na pracy niewolników murzyńskich na plantacjach cukru i kawy. W 1804 roku, po trwających od 1790 wystąpieniach niepodległościowych, proklamowano powstanie Cesarstwa Haiti, dwa lata później Republiki Haiti. Była to pierwsza czarna republika na świecie i druga republika na półkuli zachodniej. Następnie od 1811 do 1820 królestwo. W latach 1806-1820 była podzielona na dwie części, północną murzyńską i południową – mulacką. W latach 1822-1844 w jej skład wchodziła również Dominikana.

W odwecie za bunt, w którym straciła około 800 plantacji cukrowych i 3000 plantacji kawy, Francja wprowadziła blokadę handlową Haiti. W 1825 w zamian za uznanie niepodległości Francja zażądała wypłaty odszkodowania w astronomicznej wysokości 150 milionów franków w złocie, tj. pięciokrotności rocznych dochodów Haiti z eksportu (dla porównania w 1803 Francja sprzedała USA Luizjanę za 60 milionów franków). Haiti zaciągnęło kredyty w bankach amerykańskich, niemieckich i francuskich, jednak w 1900 nadal około 80% budżetu państwa musiało być przeznaczone na spłatę długu wobec Francji. Dług ostatecznie został spłacony w 1947, jednak w znacznym stopniu przyczynił się do tego, że Haiti stało się jednym z najbiedniejszych państw świata. W 2003 rząd Haiti zażądał wypłaty przez Francję 22 miliardów USD tytułem odszkodowania (wraz z odsetkami) za dziewiętnastowieczną „dyplomację kanonierek” (siłowe zarządzanie niewolniczą pracą), co nie zostało zaakceptowane przez Paryż. W ciągu XIX wieku rosły wpływy USA. W latach 1915-1934 Haiti było okupowane przez Stany Zjednoczone. Po 1945 narastały antagonizmy między ludnością murzyńską, a mulacką. W 1957 prezydentem został François Duvalier. Sprawował dożywotnio krwawą dyktaturę, a gdy zmarł w 1971, władzę przejął jego syn Jean-Claude Duvalier, który kontynuował politykę ojca. W 1986 zbiegł do Francji, a władzę przejęła cywilno-wojskowa junta. W 1987 uchwalono konstytucję zabraniającą ponownego wyboru prezydenta na drugą kadencję. W dniu 10 października 1994 roku przywódcy junty zrezygnowali ze swych stanowisk i zapowiedzieli wyjazd z kraju. Pięć dni później, zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, powrócił z emigracji prezydent Jean-Bertrand Aristide. Utworzono misję pokojową pod auspicjami ONZ – brała w niej udział polska jednostka specjalna GROM. W grudniu 1995, René Préval, członek koalicji rządowej Aristide’a, został wybrany na nowego prezydenta republiki. Funkcję premiera w 1999 objął Jacques-Édouard Alexis. W listopadzie 2000 roku, po wyborach zbojkotowanych przez opozycję, prezydentem ponownie został Aristide. Po objęciu władzy Aristide wynajmował gangi z „Miasta Słońca”, które zabijały opozycjonistów, a często także niewinną ludność miejscową. W 2004 doszło do zamieszek, wywołanych przez byłych wojskowych, stojących na czele szwadronów śmierci FRAPH, oraz gangi uliczne, zwane Armią Kanibali. Siły te utworzyły Rewolucyjny Front Oporu Artibonite, kierowany przez byłego szefa policji z czasów dyktatury Raoula Cédrasa, Guya Philippe’a i szefa gangu Armii Kanibali z Gonaïves, Buteura Metayera. Negocjacje spełzły na niczym z powodu nieprzejednanej postawy rebeliantów. Aristide uciekł, albo – jak twierdzą jego zwolennicy – został uprowadzony przez siły USA, a później, dopiero RPA zrezygnował z urzędu. W 2006 nowym prezydentem został po raz drugi René Préval. W styczniu 2010 państwo nawiedziło trzęsienie ziemi o sile 7 stopni w skali Richtera. W październiku 2010 wybuchła epidemia cholery. W maju 2011 prezydenturę objął muzyk Michel Martelly. Kraj zajmuje obecnie 153. miejsce na 177 możliwych w prowadzonym przez ONZ wskaźniku rozwoju państw świata. Badania porównawcze wskazują na nieustannie pogarszające się od lat 80. XX w. wskaźniki społeczne i gospodarcze. W tym najbiedniejszym kraju zachodniej półkuli niemal 70% pracuje w rolnictwie, przy czym większość zaangażowana jest w małych przydomowych gospodarstwach, zatrudniających ogółem niemal dwie trzecie aktywnej siły roboczej. Głównymi językami Haiti są język haitański oraz język francuski, przy czym francuski jest językiem kultury oraz edukacji i jako taki ma wyższy prestiż społeczny. Rola haitańskiego rośnie jednak z roku na rok, ponieważ przez wielu Haitańczyków odbierany jest jako element własnej tożsamości. Funkcjonuje również język langaj, mający wyłącznie znaczenie  religijne, dla wyznawców voodoo.

Przed 16.00 wróciliśmy, gdyż zamykano granicę, całkowity koszt 8 godzin pobytu na terenie Haiti (łącznie 200 km) to 540$ USD (wynajęte auto, opłaty graniczne, ochrona, obiad). Co do emocji, a przecież krótkie spędziliśmy tam chwile… zapadły nam w pamięci… głęboko i na zawsze! Potem już tylko przejazd do Santiago i nocleg w kolonialnej części miasta w Hotelu Consorcio Colonial de Luxe, tel:809 2473122 e-mail: colonialdeluxe@yahoo.com (1350 DOP za pok.2os. ze śniadaniem w stylu europejskim). Tak dla informacji… można również skorzystać z opcji zorganizowanej wycieczki do Haiti (koszt 130$ USD od os.) i być zawiezionym do przygranicznej pokazowej wioski, bez oficjalnego przekraczania granicy (brak stempla w paszporcie).

13.03.2013 – środa

Zaczynamy obchód Santiago, poprzez stare kolonialne miasto. Zamierzamy zobaczyć katedrę, ale niestety główne drzwi okazały się zamknięte. Nagle prosto z chmur… pojawił się mężczyzna, twierdząc, że jest restauratorem tej katedry i wie o niej wszystko, jak również to, że dziś nie wolno tam wchodzić, bo jest jakieś święto dla wybranych. Ale dla nas zrobi wyjątek i pokaże nam katedrę oraz zaprowadzi nas do fortu – Fortaleza San Luis. I tu zaczyna się przygoda, bo domyślamy się, że nie robi tego dobroczynnie, więc pytamy o koszt tej usługi, na co mężczyzna pokazuje w telefonie komórkowym trójkę swoich dzieci, po czym mówi: „ja nie chcę pieniędzy… chcę tylko jedno mleko dla dzieci”. Wzruszyliśmy się, że za poświęcone nam 20 minut… chce tylko mleko? Zapytał nas również czy nie chcemy kupić dominikańskiej viagry w płynie o nazwie „Mamajuana”, są to zioła, kora drzew i jakieś badyle, zalewa się „na jeden palec” miodem, na „dwa palce’” białym rumem, a reszta to czerwone słodkie wino. Oczywiście, że zgodziliśmy się kupić, skoro mówił, że robi to od lat jego dziadek. Po chwili jest z butelką w ręce… patrzymy… ozdobna flaszka z gift shopu i cena nieludzka. Idziemy po mleko… a on przynosi do kasy 5- kilogramową torbę mleka w proszku za równowartość 30$ USD. Nasze nerwy zostały wystawione na pokuszenie złości… i zabawa się skończyła.

To tylko jedna z historii jakich na Dominikanie przeżyliśmy wiele. Pomysłowość pomagierów- oszustów nie zna granic, są bezczelni i nie mają skrupułów… byliśmy naciągani wielokrotnie, ale samo wymyślenie tych wszystkich historyjek jest godne podziwu… czasem śmieszą, a czasem doprowadzają do furii. Niech pomyślą jak wiele tracą ci… z kolorowymi opaskami na nadgarstku…

Droga do stolicy to jedna nie kończąca się wystawka… manufaktury ceramiczne, kapy na łóżka, świniaki pieczone, fotele bujane, ozdobne wyroby kuchenne, żywe zwierzęta w klatkach i wiele owoców. Dojeżdżamy ponownie do Zona Colonial w stolicy, po czym idziemy kupić najsłynniejszy kamień na Dominikanie, to larimar, nazywany także kamieniem delfina. To unikat. Może dlatego, tak chętnie kupują go turyści z całego świata, jest bardzo rzadkim i wartościowym kamieniem półszlachetnym. Tu na Dominikanie jest jedyne w świecie miejsce jego występowania. Miejsce odkrycia znajduje się w poludniowo-zachodniej części, w górskim regionie oddalonym 7 km od Morza Karaibskiego, w okolicy Barahona i Baoruco. Dominikana jest również jednym z niewielu krajów na świecie, gdzie wydobywa się i zbiera amber (bursztyn). Okazy z Dominikany często zawierają zatopione w nich owady, a obok larimaru, to najpopularniejszy kamień.

Na koniec odwiedzamy Acuario Nacional – Narodowe Oceanarium (wstęp 100 DOP od os.). Pięknie zagospodarowany kompleks z wieloma ekspozycjami akwaryjnymi. W jednym z nich z podwodnego, szklanego tunelu możemy podglądać wielkie okazy rekinów i innych egzotycznych, drapieżnych ryb.

Nocleg mamy przy plaży w Boca Chica – Hotel Don Michel prowadzony przez Włocha Marcello – tel 0018297378880, e-mail: marlucchetti@hotmail.com (40$USD za luksusowy pok.2os. z widokiem na morze). Jedziemy na lotnisko zdać samochód i nasza przygoda z Dominikaną dobiega końca.

14.03.2013 – czwartek

Dzisiejszy dzień zaczynamy od pierwszej i ostatniej kąpieli w morzu… zadziwiające, ale prawdziwe… Reszta dnia jest typowo techniczna, najpierw przelot z Dominikany na Antique, liniami Liat. Następnie po dwóch godzinach lotu do St.John’s logujemy się w hotelu, aby zająć się  uzupełnianiem relacji internetowej i przedstawić króciutkie podsumowanie naszego pobytu na Dominikanie.

…niegdyś Hispaniola… z punktu widzenia Indian Karaibskich… Kolumb w kapeluszu z piórami i w czerwonym aksamitnym płaszczu… jawił się jako ogromna papuga… jakiej jeszcze nigdy dotąd nie widzieli… położona na niewiarygodnym archipelagu cukru i alkoholu… zachęca latynoskim charakterem pozostającym w ostrym kontraście z kulturą sąsiednich wysp… odstrasza jej nie najlepsza reputacja… przestępczość, bieda, niepokoje społeczne… zatem czy jest to wyspa nędzy, złodziei i prostytutek?… czy może wspaniałych plaż, bujnej przyrody, gościnnych i życzliwych ludzi?… odpowiedź brzmi… po trosze jedno i drugie… a huragany?… jeśli przed zaplanowanymi wakacjami uderzył huragan… przed wyjazdem sprawdź… czy Twój hotel nadal stoi;-)

karaiby-przebyta-trasa-int

<<<< POPRZEDNIA ——– NASTĘPNA >>>>