19.02.2024 r. – poniedziałek – jezioro Las Torres > droga Nr7 (asfalt) > Puerto Aysen > Coyhaique > El Blanco > droga Nr7 (ripio) > Vila Cerro Castillo > 30km przed Puerto Murta – nocleg w rozlewisku rzeki Rio Murta - 330km

Kierujemy się dalej drogą nr 7 na pd. w kierunku stolicy XI regionu Chile, Coihaique. Po drodze zbaczamy nico z trasy do Puerto Aysen. Coihaique to czyste i zadbane 34 tys. miasto, które zostało założone w 1929r. Rozwinęło się w latach 80. XX wieku, kiedy doprowadzono tutaj drogę Carretera Austral. Obecnie jest ważnym ośrodkiem handlowym i turystycznym regionu. Tu po wywiadzie w informacji turystycznej okazało się, że nie wszystkie niegdyś czynne przejścia graniczne do Argentyny są nadal czynne…

Mieliśmy zrobić jeszcze dwa zygzaki przez Andy powyżej P.N. Torres del Paine (nie ma drogi lądowej przez Chile do tego parku), zrobimy tylko jeden, gdyż ostatnie przejście do Argentyny na Passo Rrodolfa Roballos jest zamknięte. Ponoć można załatwić jakieś zezwolenie na które czeka się 5dni ale my na takie rozwiązanie nie mamy anin czasu, ani cierpliwości. Już raz ćwiczyliśmy taką sytuację na Passo Socompa i nie chcemy nadrabiać kolejnych 300km po ripio (szutrówka). Takim to sposobem wyznaczyliśmy sobie trasę prowadzącą brzegiem jeziora „Lago General Carrera”. Siódemka do El Blanco już wyasfaltowana, dalej jak przed 14-stu laty… kiepskie ripio.

Dzień niepowtarzalnych widoków, szokujących kolorów i niesamowitych krajobrazów… Jedynie drogi bardzo kiepskie, wyrwy, skały, pralka, trzepaczka. Na nocleg udaje nam się podjechać w zakole rzeki Rio Murta, gdzie tym razem nie ma płotków zabezpieczających prywatne posesje, gdyż jest to jedno wielkie żwirowisko – spokój, cisza, przestrzeń i te krajobrazy…

24-02-19-map

20.02.2024 r. – wtorek – droga Nr7 (ripio) > Puerto Murta > Puerte Tranquilo (rejs po jeziorze Lago General Carrera – 2,5h, 30tys.peso od os. – Santuario de la Naturaleza – Capilla de Marmol) > Puerto Guadal > droga Nr CH-265 (ripio) > Chile Chico > granica Chile-Argentyna (20min.) > droga Nr RN43 (asfalt) > Los Antiguos > jezioro Lago Buenos Aires – nocleg nad jeziorem - 280km

Widoki dzisiejszego dnia raz za razem szokują, przypominając czasem Nową Zelandię czasem Alaskę. W małej osadzie Puerte Tranquilo rozeznajemy możliwość płynięcia łodzią do Santuario de la Naturaleza. Mamy niezwykłe szczęście gdyż właśnie kompletują jedną z łodzi i brakuje im dwóch osób… dosłownie z marszu załapaliśmy się na 2,5h rejs (30tys.peso od os.). Zespół Marmurowych Jaskiń ulokowany jest na polodowcowym jeziorze General Carrera, przez które przebiega granica argentyńsko-chilijska. Z biegiem lat wody jeziora (drugiego co do wielkości w Ameryce Południowej i zarazem najgłębsze na tym kontynencie – 590m) spowodowały erozję przybrzeżnych skarp, tworząc formacje, które obejmują jaskinie i wysepki. Najbardziej znane z nich to Capillas de Mármol (Marmurowa Kaplica) i Catedral de Mármol (Marmurowa Katedra).

Jaskinie o niezwykle kolorowym ubarwieniu powstały przez erozję wodną marmuru. Mają ponad 6000 lat i znajdują się w rejonie, który jest największym na świecie złożem tego minerału. Początkowo nie byliśmy zbyt mocno przekonani co do tej wycieczki, jednak to co zobaczyliśmy, szczególnie kolorystyka i kryształy, przerosło naszą wyobraźnię…

Po zakończonym rejsie kontujemy jazdę siódemką do miejscowości Aldana, gdzie odbijamy na wsch. w drogę Nr 265 prowadzącą do Chile Chico. To najciekawszy odcinek trasy prowadzący południowym, klifowym brzegiem jeziora Lago General Carrera. Przepiękne skaliste brzegi jeziora wpołączeniu z tonią wody tworzą nieprawdopodobne krajobrazy. Po 250km mozolnej jazdy wąską wyboistą i krętą szutrową drogą, pod wieczór docieramy do miejscowości Chile Chico.

Jeszcze tego dnia przekraczamy granice z Argentyną (20min) i w Los Antiguos już po drugiej stronie uzupełniamy zapasy. Po pierwsze, że w Argentynie jest wszystko o połowę tańsze jak w Chile, po drugie, że bzdurne przepisy celno-graniczne zabraniają przewożenia takich produktów spożywczych jak: mięso, sery, owoce, warzywa, miód… szczególnie mocno jest to kontrolowane po stronie chilijskiej, gdzie podpisuje się odpowiednie deklaracje i poddaje kontroli przez specjalne służby graniczne, w Argentynie w zależności jak się trafi…? ale mieliśmy z tym też czasem przeprawy… 25km dalej nad brzegami tego samego jeziora, lecz po stronie argentyńskiej noszącego nazwę Lago Buenos Aires zakładamy dzisiejszą bazę noclegową. To był niezwykły dzień…

24-02-20-map

21.02.2024 r. – środa – Lago Buenos Aires > droga RN43 (asfalt) > Perito Moreno > droga RN40 (asfalt) > Bajo Caracoles > Estancia la Verde > droga RN40 (ripio) > Tres Lagos > droga RN40 (asfalt) > + droga Rp23 (asfalt) > El Schalten - 630km

W Perito Moreno wpadamy na drogę RN40 i kontujemy jazdę na południe. To najdzikszy i najbardziej monotonny odcinek tej trasy. Pustkowie niesamowite, kompletny brak życia, jedynie guanako (odmiana lamy o krótkim włosiu) i nandu (tutejsza nazwa strusi zasiedlających te tereny) spotykamy po drodze. Porównując to z syberyjskimi bezkresami, możemy stwierdzić że tu chyba jest większe odludzie… odcinek ponad 500 km pozbawiony w zasadzie możliwości tankowania, na jednej ze stacji nie było paliwa. Byłby zapewne wyzwaniem gdybyśmy jechali tu na motocyklu. W porównaniu 14lat wstecz część trasy ma już nawierzchnię asfaltową, ale duża część dalej to szuter, pralka i trzęsawka w dodatku czasem gruby, sypki i zalegający grubą warstwą, co jest nie lada wezwaniem dla motocyklistów. To parę uwag i informacji dla tych którzy chcieliby pokonywać tą trasę motocyklem. W okresie tutejszego lata uciążliwością są również wysoka temperatura i porywisty wiatr. Trasa jest mało uczęszczana, a głównymi użytkownikami są motocykliści na małych (250cm³) motocyklach… z tych większych to w zasadzie jedynie BMW i jeźdźcy z Brazylii, których tu jest najwięcej. Na trasie na wysokości Bajo Caracoles mogliśmy podjechać do Cueva de las Manos, gdzie znajdują się malowidła naskalne sprzed 7-10 tys. lat p.n.e wykonane przez miejscowych Indian. Jednak będąc tam poprzednim razem nie widzimy obecnie takiej potrzeby, osobiście byłem tam już dwa razy i oczywiście każdego, kto tu będzie po raz pierwszy namawiam do odwiedzenia tego miejsca… $0 km za osadą Tres Lagos zbaczamy z cterdziestki na zach. w drogę Nr Rp23 i po 75km docieramy do miasteczka El Chalten, położonego u podnóża masywu górskiego Fitz Roy (3441 m.n.p.m).

Ostatnie 90 km to spektakl w wykonaniu natury, przed nami w pełnej krasie, choć w chmurach Fitz Roy. Ostatnio oglądaliśmy go w słońcu, tym razem w odmiennej scenerii. Myśleliśmy, że wynajmiemy pokój w pensjonacie, lecz tutejsze ceny dosłownie zabijają, ca byle co liczą sobie ponad 200$, twierdząc, że przecież to jest El Schalten…? Lokujemy się więc na parkingu obok informacji turystycznej, gdzie wszyscy kamperowicze i inni zmotoryzowani 4×4 z własnym spaniem kempingują… nawet jest sławojka. Pomni panujących tu cen, podczas obiadu, kiedy mieliśmy dostęp do internetu, zamówiliśmy przez Booking zakwaterowanie w El Calafate (100$ za dwie noce), w końcu po dwóch tygodniach od ostatniego spania w hotelu należy się nieco oprać i odświeżyć… (42 dzień podroży)

24-02-21-map

22.02.2024 r. – czwartek - El Schalten > Chorrillo del Salto, El Chalten > Puerto Bahía Tunel > droga Rp23 > +droga RN40 (asfalt) > El Calafate – nocleg Alojamiento Los Guanacos - 230km

Niestety od rana pogoda nie rozpieszcza, nie dość, że zimno to jeszcze mży. Ponieważ jesteśmy tu kolejny raz, zasięgamy informacji co byłoby jeszcze możliwe do zobaczenia podczas takiej aury, o wejściu na Fitz Royoa nawet nie marzymy, gdyż od rana zakryty grubą warstwą chmur…:) Jedyną atrakcją pozostaje zobaczenie wodospadu Chorrillo del Salto, co też czynimy… Na dalszej trasie zajeżdżamy jeszcze do Puerto Bahía Tunel położonego nad jeziorem Lago Viedma, lecz obecnie miejsce to opustoszało, gdyż lodowiec do którego można było kiedyś dopłynąć stateczkiem z tego porciku, nie spływa już swym jęzorem do wód jeziora, tylko cofnął się mocno w ląd… atrakcja umarła śmiercią naturalną… ocieplenie klimatu…

Wczesnym popołudniem jesteśmy w El Calafate i realizujemy dzisiejszy program techniczny… jest pralnia, uzbierało się 18kg (18tys peso – ok 70zł)… jest supermarket z prawdziwego zdarzenia, wino (ok4tys peso), rum Havana Club (1litr 8tys.peso), jogurt (tysiąc peso), sery, pieczywo i inne artykuły w przeliczeniu w podobnej cenie jak w Polsce… owoce i warzywa dużo tańsze, dorodne i smaczne czereśnie kupowaliśmy po 1800peso, około 7zł kilogram. Po codzienny jedzeniu steków przyszedł wreszcie czas na pizzę, gdyż parille otwierają późnym wieczorem, zza szyby możemy teraz oglądać jak pieką się baranie półtusze.

Po krótkim spacerze lokujemy się w naszym pensjonacie, raczej agroturystyce położonej na nowo powstałych peryferiach tego kurortu (Alojamiento Los Guanacos, 100$ za dwie noce).

24-02-22-map

23.02.2024 r. – piątek - El Calafate

Dzień totalnego odpoczynku, jedyna działalność to obiad w centrum i zwiedzenie, o dziwo muzeum zabawek… to chyba jakieś zboczenie zawodowe aby zwiedzać takie miejsce w moim przypadku… (wstęp 10tys. Peso od os.).

Odwiedziliśmy też parę sklepów z pamiątkowymi gadżetami, gdzie okazało się, że wszystko jest cholernie drogie, tak 100% do cen w pozostałych miejscach w Argentynie… nawet kurs dolara się jakby umocnił, gdyż płacą jedynie 1000peso za dolara…? (w Salcie było 1200). Prawda jest taka, że nadmiar turystów powoduje taką sytuację w końcu jesteśmy tuż obok największego lodowca świata, Perito Moreno…

24.02.2024 r. – sobota - El Calafate > droga Rp11 (asfalt) > Glaciar Perito Moreno (Parque Nacional Los Glacieres) (wstęp/wjazd 12tys.peso od os. – ok.50zł) > Punta bandera > droga Rp11 (asfalt) > El Calafate > droga Rp11 (asfalt|) > +droga RN40 (asfalt) – 10km od wjazdu na czterdziestkę nocleg przy małym potoczku, tuż obok drogi - 210km

Dziś cały dzień postanowiliśmy przeznaczyć na zwiedzanie Parku Narodowego Los Glaciares i podziwianie jednego z najwspanialszych lodowców świata Perito Moreno. Ponownie jesteśmy w tym miejscu po 14-stu latach, a ja osobiście podziwiam to cudo natury już czwarty raz (2005, 2008, 2010, 2024). I tym razem, ponownie mamy nieprawdopodobną pogodę, bezwietrznie, pełny lazur nieba i temp. 20ºC – cudownie… Wstęp do parku 12tys. ar.peso. Fundujemy sobie również godzinny rejs stateczkiem spacerowym pod czoło lodowego masywu. Impreza taka kosztuje obecnie 45tys.peso od osoby.

Podziwiamy wspaniałe widoki na 70-cio metrowe czoło lodowca i obserwujemy jak raz za razem lodowiec się „cieli”, czyli odrywają się potężne bryły lodu, które z niesamowitym hukiem wpadają do wody. Odwiedzam to miejsce już czwarty raz i za każdym razem lodowiec Perito Moreno ukazuje całkowicie inne swoje oblicze. Zdarza się, że o tej porze roku czoło lodowca opiera się o przeciwległy brzeg jeziora Lago Argentino tworząc naturalną tamę lodową, rozdzielając go na dwie części. Obecnie woda przepływa przez wąską cieśninę gdzie mieszają się wody dwóch części jeziora, brunatna do południa i błękitna od północy. Oświetlające czoło lodowca słońce wyzwala pomiędzy szczelinami intensywny odcień błękitu. Obserwując z tarasów widokowych ten cud natury, co kilka minut słyszymy jak trzeszczy i zachowuje się wybuchowo, gdy odpada mu jakaś ściana lub jej fragment. My doczekaliśmy się takiego spektaklu, gdyż nie zawsze jest taka szansa. Wrażenie niesamowite, gdy jest się świadkiem kiedy lodowiec „cieli się” i do wody spada z hukiem mająca ponad pięćdziesiąt metrów ściana lodu. To niezwykły spektakl światła i dźwięku w wykonaniu natury.

W tej atmosferze przebywamy jeszcze kilka godzin sycąc swoje zmysły. Wspaniała symfonia dźwięków, tego nie da się opisać to trzeba zobaczyć, słyszeć i czuć… Dla tej całej gamy doznań przyjeżdżają tu ludzie z całego Świata. Obecnie mocno rozbudowano system ścieżek i tarasów, można spacerować wokół czoła lodowca na dystansie kilku km, aż do poru Perito Moreno, skąd wypływają wycieczkowe stateczki.

25.02.2024 r. – niedziela – 20km za El Calafate > droga RN40 (asfalt) > El centro > droga Nr Rp7 (ripio) > Estancja Tapi Aike > droga RN40 (asfalt) > Canha Carrera > granica Argentyne – Chile (40min – trafiliśmy na dwa autobusy z turystami) > droga Nr Y-205 > Cero Castillo > droga Nr Y-150 > Lago Amarga > Amarga (wstęp do N.P. Torres del Paine – na 3dni 32tys.peso od os.) > Lago Nordenskiold > wodospad Salto Grande > Lago Pehoe > nocleg – Camping Lago Pehoe, Torres del Painé (16tys.peso od os.) - 260km

Jadąc dalej na południe drogą Nr40, granicę przekraczamy na małym przejściu oddalonym 10 km od tej drogi. Wjeżdżając do Chile najwięcej czasu zajmuje skrupulatna kontrola sanitarna, gdyż zakazane jest przewożenie mięsa i jego przetworów oraz owoców i warzyw w wersji naturalnej. Po pokonaniu 40 km wjeżdżamy do Torres del Paine (wstęp 32.000 chilijskich peso od osoby, przypominamy 1 dolar USD – 900 peso). Największe wrażenie powodują góry w kształcie wież oraz kaskadowo położone jeziora, gdzie każde z nich ma inną barwę. Drzewa wyglądają specyficznie, jakby poprzyczepiały się do nich inne rośliny, a ponieważ każda z nich ma inny kolor i strukturę, wygląda to jakby drzewa były specjalnie na przyjazd turystów poprzystrajane, a to po prostu tylko pasożyty(u nas tą rolę pełni jemioła).

Ponownie 260km wspaniałych widoków przy wspaniałej pogodzie… Nie będę opisywał wszystkich wrażeń i krajobrazów, ale powiem jedynie, że mamy ponownie szczęście i widzimy obrazy tych miejsc w niesamowitej kolorystyce i pogodzie jaka zaszczyciła nas dzisiejszego dnia… Ponowne stwierdzamy że jest to jeden z cudów natury otaczającego nas Świata. Kolejno objeżdżamy szereg jeziorek o nieprawdopodobnej toni. Może się wydawać, że zdjęcia masywu górskiego Torrez del Paine robimy z jednego miejsca, lecz to tylko złudzenie, każde ujęcie jest wykonane znad kolejnego jeziora, a przy tej pogodzie, to aż zal nie zrobić następnego ujęcia.

Na koniec dzisiejszego dnia objeżdżamy jezioro „Lago Pehoe” o wspaniałej szmaragdowej toni i podziwiamy wspaniale wkomponowany w wulkaniczne skały wodospad, przez który przelewają się wody z następnego, kaskadowo umieszczonego jeziora „Lago Nordenskjold”. Cały czas towarzyszy nam kryształowa, lazurowa pogoda i widok na wspaniały masyw górski „Torres del Paine” i „Cerro Paine Grande” z największym szczytem „Cumbre Principal” (3050 m n.p.m.). W parku w symbiozie z turystami żyje mnóstwo zwierząt: guanako (odmiana lam), strusie nandu, lisy, pumy, orły Traro, dzikie gęsi i mnóstwo innych egzotycznych ptaków których nazw nie znamy.

Nocleg, jak to w parku, musimy spędzić na wyznaczonym kempingu (nie można nocować byle gdzie), my zatrzymaliśmy się na tym samym, co 14lat wstecz Camping Lago Pehoe, Torres del Painé (16tys.peso od os.). Musimy w tym miejscu podkreślić jedną sprawę, taką pogodę jaką zafundowała nam aura dzisiaj, można potraktować jak wielką wygraną, gdyż w większości wypadków rejon ten słynie z pochmurnej i deszczowej pogody. Jestem tu na przestrzeni 18-stu lat, już czwarty raz i chyba dopiero dzisiaj zasłużyłem na taką nagrodę…

24-02-24-25-map

26.02.2024 r. – poniedziałek – N.P. Torres del Paine > Camping Lago Pehoe > Lago Pehoe > Lago Grey > treking 6km -2h do Mirador Lago Grey > Torres de Paine > Cascada Rio Paine > Lago Azul > nocleg – Camping Laguna Azul (30tys.peso od kampera) - 120km

Dalsze zwiedzanie Parku Narodowego Torres del Paine. Park Narodowy Torres del Paine położony jest na skrajnym południu Chile, w regionie Magallanes i chilijskiej Antarktydzie . Został uznany przez UNESCO za Rezerwat Biosfery w 1978 roku i jest uważany za najważniejszy park narodowy w Chile. Największą atrakcją jest spektakularna przyroda rzeźby, gór, lodowców, jezior oraz flory i fauny, która czyni go idealnym miejscem do uprawiania ekoturystyki. Krajobraz Parku Narodowego Torres del Paine został ukształtowany przez ruchy ziemi, które miały miejsce 12 milionów lat temu, w wyniku czego powstały imponujące szczyty, takie jak Monte Paine Grande, Los Cuernos del Paine, Torres del Paine, Fortaleza, Escudo, gdzie w niektórych z nich pozostały jeszcze lodowce. Ze względu na bliskość Południowego Pola Lodowego, w Parku Narodowym Torres del Paine znajdują się niezliczone rzeki, laguny i jeziora, które powstały w wyniku topnienia lodowców. Wśród jezior wyróżniają się Sarmiento, Nordenskjold, Pehoé, de Grey, Paine i Dickson, a także laguny różnej wielkości: m.in. Verde, Azul i Honda. Największe rzeki to Pingo, Paine, Serrano i Gray. Najważniejszym z nich jest Paine, którego początek bierze się z jeziora Dickson, które graniczy z masywem od wschodu, przecinając kilka jezior i wpadając do jeziora Toro. Na swojej trasie rzeka tworzy trzy spektakularne wodospady: Paine, Salto Grande i Salto Chico.

Z naszej dzisiejszej bazy wyruszamy nad jezioro „Lago Grey”. Roztacza się z niego wspaniały widok na lodowiec „Glaciar Grey”, którego cielące się potężne bryły lodowe, tworzą pływające góry po powierzchni jeziora. Aby zobaczyć nieco z bliższa lodowiec Glaciar Grey wybraliśmy się na dwugodzinny treking w otoczeniu niesamowitej ilości przyrodniczych cudów. Lodowiec dużo mniejszy od Perito Moreno i nie ma możliwości zobaczyć go z bliska, rejs do czoła lodowca to 3h płynięcia stateczkiem.

Po dzisiejszym przejeździe po parku na nocleg zatrzymujemy się ponownie w parku nad jeziorem Lago Azul, na kempingu Camping Laguna Azul (30tys.peso od kampera). Pogoda nadal wspaniała więc wykorzystujemy okazję aby rozkoszować się widokami…

24-02-26-map

27.02.2024 r. – wtorek – Camping Laguna Azul > droga Nr Y-156 (ripio) > + droga Nr Y-150 (asfalt) > Cero Castillo droga Nr 9 > + droga Nr Y-290 > Cueva del Milodon (wstęp 11tys.peso od os.) > Puerto Natales (narodowa potrawa Chile – Pastel de Choclo) > droga Nr Y-340 (ripio) Solar > La Junta > Lago Anibal Pinto > Estancia Rio Primero – nocleg nad zatoką w ostatniej osadzie nad Pacyfikiem, jadąc na południe od Puerto Natales – 200km

W nocy skończyła się niezwykła pogoda w tym rejonie i rankiem przywitał nas deszczowy i pochmurny dzień. I tak jesteśmy szczęśliwi, że mieliśmy w Parku Torres del Paine aż dwa dni super słonecznej i bezwietrznej aury… Opuszczamy ten niezwykły obszar i kierujemy się do portowej miejscowości Puerto Natales. Niegdyś, 18 lat temu w mojej motocyklowej podroży dookoła świata przypływałem tu z Puerto Mont promem i dopiero jechałem do parku.

Na 20km przed miastem zbaczamy nieco z trasy do jaskini Cueva del Milodon (wstęp 11tys.peso od os.). Jaskinia zaskakuje wielkością, wys. 40m, 250m długości i 120m szerokości. Znajduje się tu zrekonstruowany na podstawie wykopanego szkieletu, wizerunek 4-metrowego leniwca, który zamieszkiwał te tereny jeszcze 10 tys. lat temu.

Porto Natales, to nadal małe miasteczko, które jednak mocno przeobraża się od pierwszej mojej wizyty w tym miejscu. Sporo turystów, w końcu to baza wypadowa do Torres del Paine… Mamy tu wreszcie sposobność posmakować chilijskiej, narodowej potrawy, jakim jest Pastel de Choclo… wołowina, jajko na twardo, rodzynki i oliwki, a wszystko to zapieczone z kukurydzianym wypełnieniem w żeliwnej misie… smakowało wybornie i super przyprawione (14tys.peso porcja).

Ponieważ mamy nieco czasu i ze względu, że w Ushuaia wystarczy nam być dopiero 5marca, jedziemy z Puerto Natales drogą wzdłuż Pacyfiku na południe do ostatniej osady Seno Obstruccion, gdzie droga lądowa się kończy i w zaciszu rozległej zatoki urządzamy dzisiejszą bazę noclegową „Toyota In”.

Siedzimy sobie na tym odludziu, tuż obok plaży, popijamy winko, a tu nagle podbiega do nas duży pies, cały zafajdany krwią, niosący w pysku małego królika z odgryzioną głową… O dziwo macha ogonem i kładzie truchło obok naszej Toyoty, po czym w geście triumfu, machając ogonem lokuje się obok nas przyjmując pozycję stróża… dziwne, a może jedynie inaczej zachowują się tu psy, nierozłączni kompani i towarzysze gaucho… widocznie całkowicie inaczej zostały ukształtowane przez lata geny tych zwierząt, nie skaczą, nie szczekają tylko spokojnie kładą się obok, obserwują i jakby pilnowały… psy praktycznie zawsze towarzyszą nam w naszych biwakowych noclegach, jakby niczyje, skądś przychodzą i zachowują się tak zawsze, po prostu warują przy ludziach, może czując się bezpiecznie… a, może to jakaś psychiczna symbioza?

24-02-27-map

28.02.2024 r. – środa – Estancia Rio Primero nad Pacyfikiem > droga Nr Y-340 (ripio) > Puerto Natales > droga Nr 9 (asfalt) > 20km przed Punta Arenas + droga Nr Y-530 (ripio) > zatoka Seno Otway – M.Mt.Pinguinera (zamknięte, pingwiny opuściły to lokum) – (zamknięte również pobliskie muzeum starych samochodów > Mina Carbon > powrót do trasy Nr 9 > 20km przed Punta Arenas – nocleg przy plaży nad cieśniną Estrech de Magallanes - 380km

Rankiem niespiesznie opuszczamy nasze dzisiejsze obozowisko. Pogoda jak na ten region wspaniała, niezbyt wieje i słoneczko często wymyka swe promienie spośród chmur… Relaksowo przemierzamy drogę powrotną do Puerto Natales, zaglądając na posesje z rzadka mijanych gospodarstw… podziwiamy surowe krajobrazy…

Z Puerto Natales szybki przejazd super betonową drogą pod Punta Arenas, krajobraz lekko pofalowanych wzgórz. Na 20km przed Punta Arenas zbaczamy z trasy i podjeżdżamy nad Pacyfik aby zobaczyć tutejszą kolonię pingwinów w zatoce Otway, gdzie niegdyś, 16lat temu już odwiedzałem to miejsce. Niestety, po dotarciu na miejsce okazało się, że pingwiny opuściły już to lokum i rezerwat jest zamknięty…? To kolejny syganł dający znak przez naturę, że klimat ociepla się i pingwiny poszły sobie dalej na południe… Wtedy napisałem tak – „jakbyśmy widzieli po raz pierwszy pingwiny, to powiedziałbym że bardzo pięknie, ale po oglądaniu wcześniej wielu wielkich osad tych nielotów, to stwierdzam, że to miejsce jest lekko przereklamowane, a pingwiny zakładające tu swoje gniazda to arystokracja, każdy ma swój ogródek i trawniczek, tak ich jest tu mało”. Widać, że już wtedy nie było ich w tym miejscu za wiele…

Powracamy do głównej trasy Nr 9 i przy plaży nad cieśniną Estrech de Magallanes, na terenie parku rekreacyjnego (głównie dla właścicieli psów) rozbijamy dzisiejsze obozowisko.

24-02-28-map

29.02.2024 r. – czwartek – Punta Arenas (zwiedzanie miasta) > droga Nr 9 > + droga Nr255 > Cieśnina Magellana – nocleg nad brzegiem cieśniny – 200km

Punta Arenas (z hiszp. „przylądek piaszczysty”), stolica regionu Magallanes y Antártica Chilena., leży nad Cieśniną Magellana, na wsch. brzegu nasady półwyspu Brunswick. Często uznawana za położone najbardziej na południe miasto świata, choć na położonej bardziej na południe Ziemi Ognistej znajduje się jeszcze kilka miast argentyńskich i to sporych.

Jest to największe miasto chilijskiej Patagonii. Punta Arenas było jednym z najważniejszych portów chilijskich, zanim wybudowany został Kanał Panamski. Tutaj właśnie statki przygotowały się do trudnego opłynięcia Przylądka Horn.

Dzisiaj gospodarka miasta opiera się głównie na turystyce, miasto stanowi również bazę wypadową dla ekspedycji antarktycznych.

Całe do południa spacerujemy po mieście. Mamy też okazję posmakować typowej chilijskiej potrawy Pastel de Choclo. To zapiekany pod warstwą ciasta z mąki kukurydzianej farsz ze zmielonej kukurydzy, mielonej wołowiny, cebuli, czarnych oliwek i jajka na twardo. Potrawa pieczona jest w glinianym naczyniu zwanym paila. Smakuje wybornie chociaż to danie z grupy potraw zwanych „jedzeniem na pocieszenie”, lecz takich, które wiążą się z przyjemnymi wspomnieniami chilijskiego, rodzinnego domu…

24-02-29-map

01.03.2024r. – piątek - Cieśnina Magellana > droga Nr255 > + droga Nr257 > Angostura – przeprawa promem na drugą stronę Cieśniny Magellana (19tys.peso) > San Sebastian > granica Chile-Argentyna (20min) > droga Nr3 > Rio Grande (zwiedzamy Muzeum Misji Salezjanów, którzy przybyli tu w 1893r., tankowanie – cena paliwa na Tierra del Fuego bez podatku 758peso za litr – 2.80zł) – nocleg obok stacji paliw YPF na wyjeździe z miasta – 340km

Gdy w 1520 roku Ferdynand Magellan dotarł do archipelagu, zobaczył blask niezliczonych indiańskich ognisk. Jak głosi legenda – to od nich wzięła się nazwa Ziemia Ognista. Rozległe, omiatane nieustającym wiatrem trawiaste pustkowia, tysiące wysp, skał i fiordów, pomiędzy którymi miesza się woda dwóch oceanów – Pacyfiku i Atlantyku. To ponoć najtrudniejsze do życia miejsce Ameryki Południowej. Najdalej wysunięta skała archipelagu to przylądek Horn. Kiedy uda się go opłynąć, wystarczą dwa, trzy dni, by ujrzeć lodowce Antarktydy. Zachód i południe Ziemi Ognistej należą do Chile, północ i wschód – do Argentyny. To piękna, a zarazem surowa kraina, im dalej na południe, tym zimniej. Na południowych krańcach miejscami lodowce schodzą do samego wybrzeża, a w głębi jest jeden z największych lądolodów na świecie. Zanim przybyli tu biali ludzie, w krainie tej żyli Indianie w całkowitej harmonii z przyrodą. Najnowsze badania wskazują, że pierwsi Indianie zamieszkali na tych ziemiach około 12 tysięcy lat temu. Pierwsi Europejczycy osiedlili się tu na stałe dopiero w 1869 roku, a w XIX wieku obszar zamieszkiwali głównie Brytyjczycy i Indianie. Niestety smutna jest historia pierwotnych mieszkańców Patagonii, kolejne epidemie tyfusu, odry i krztuśca przerzedziły rdzenną ludność.

Przed przybyciem Europejczyków na obszarze archipelagu żyły cztery plemiona: Ona, Haush, Yahgan i Alacaluf. Natomiast Indianie Tehuelche i Mapuche zajmowali rejon Patagonii od cieśniny Magellana, aż do północnej części tej krainy. Od kiedy Patagonia i Ziemia Ognista została odkryta przez wyprawę Ferdynanda Magellana, życie Indian drastycznie się zmieniło. Osadnictwo spowodowało wypieranie Indian w bardziej niedostępne rejony. Okazało się, że Ziemia Ognista to najlepsze pastwiska w Ameryce. Wystrzelano więc gwanako i sprowadzono owce. Indianie nie rozumieli, czym są ogrodzenia i dlaczego nie wolno im zabijać białych gwanako, jak nazywali owce.

Temat Indian i rdzennych mieszkańców terenów przez które przemierzaliśmy zawsze nas interesował. W Meksyku, Gwatemali i Hondurasie podążaliśmy śladami Majów, w Peru śladami Inków. Wiedzieliśmy, że w rogu Ameryki Południowej żyli też Indianie, ale na tym nasza wiedza się kończyła. Silny wiatr i izolacja, w tych dwóch słowach można opisać surowy krajobraz, który tu przemierzaliśmy. A jednak jest w nim coś fascynującego. Próbowaliśmy sobie wyobrazić, jak wyglądało ich życie w tak nieprzychylnym klimacie. Tutejsi Indianie odziewali się w skóry guanako i żywili jego mięsem. Indianie morza spędzali większość życia w cieśninach, pływając od plaży do plaży w niewielkich czółnach skleconych z kory drzew, w których przewozili również ogień. Mieszkali w szałasach krytych skórami zwierząt, polowali na guanako, żywili się surowym mięsem wydr, lwów morskich i fok oraz owocami morza, po które nurkowali w lodowatych wodach, a przed zimnem chronili się smarując skórę foczym tłuszczem i okrywając się foczymi skórami. Kobiety nago wskakiwały do morza o temperaturze ledwie kilku stopni Celsjusza, żeby gołymi rękami z dna wyławiać olbrzymie czerwone kraby.

Surowy klimat nie pokonał Indian, ale pokonali ich „cywilizowani” ludzie. Polowania na Indian, przywleczone z Europy choroby, alkohol sprawiły, że dziś już ich nie ma. W 2000 roku chilijska komisja do spraw rdzennych ludów oszacowała populację Jaganów na 90–100 osób. Posługiwali się językiem jagańskim, który na przełomie XX i XXI wieku był na skraju wymarcia, z tylko jednym pozostałym przy życiu użytkownikiem, Cristiną Calderón będąca ostatnim Jaganem jednolitego etnicznie pochodzenia. Calderón zmarła 16 lutego 2022.

Thomas Bridges, chrześcijański misjonarz, założyciel Estancii Harberton, najstarszego rancza po argentyńskiej stronie Ziemi Ognistej, przed stu laty zdążył napisać słownik języka plemienia Yahgan, zanim Indian wyniszczyły głód i choroby białych ludzi.

Rdzenni mieszkańcy wywoływali również niepozytywne emocje. Kiedy na początku lat 30-tych XIX w. młody Karol Darwin, który opływał świat wraz z wyprawą naukową na statku „Beagle”, zobaczył po raz pierwszy Indian z Ziemi Ognistej, napisał: „Skarłowaciali, o brzydkich twarzach, zupełnie nadzy, o brudnej i tłustej skórze umazanej białą farbą. Głosy mają nieprzyjemne, gestykulację gwałtowną. Zupełnie pozbawieni ludzkiej godności. Patrząc na nich, trudno uwierzyć, że są mieszkańcami tej samej planety! Ach, jakaż przepaść dzieli dzikusów z Ziemi Ognistej i sir Isaaca Newtona!”.

Wiele dowiedzieliśmy się o tym rejonie i życiu Indian w Muzeum Salezjańskiej Misji Nuestra Señora de la Candelaria w departamencie Río Grande, w pobliżu przylądka Santo Domingo i około 12,5 km od miasta Río Grande (wstep 4500peso os os.). Misja założona w 1893r. jest kompleksem edukacyjnym, kulturalnym i historycznym, założonym przez zgromadzenie zakonne salezjanów Księdza Bosko na Wielkiej Wyspie Ziemi Ognistej. Prałat José Fagnano wybrał północne wybrzeże Rio Grande, aby stworzyć osadę mającą na celu osiedlenie i „ucywilizowanie” Indian Selk’nam oraz ochronę ich przed zagrożeniem ze strony poszukiwaczy złota, a głównie ranczerów, którzy promowali politykę eksterminacji (zabójstwa i deportacje) przeciwko Selk’namom którzy opierali się kolonizacji, kradnąc owce i niszcząc drut kolczasty.

Przed rozpoczęciem budowy Misji José Fagnano powiedział, że najpierw trzeba było zacząć od najpilniejszych, zakwaterowania robotników i cieśli, potem od budynku dla salezjanów, nie wszyscy misjonarze wytrzymali życie w tym odległym miejscu, mówili, że nawet Indianie żyją bardziej humanitarnie niż oni. Jedną z trudności, z jakimi musieli się zmierzyć misjonarze, było to, że ich misja miała pracować z Shelknamami, ale ponieważ byli koczownikami, a więc nie byli przyzwyczajeni do osiadłego trybu życia, wyjeżdżali, być może powołani przez swoją naturę. Drugim mankamentem były epidemie pod koniec wieku. Jednym z planów Fagnano było podtrzymanie misji poprzez pracę duszpasterską, tak aby oprócz stworzenia niezbędnych środków finansowych, Indianie byli szkoleni, ucząc ich zawodu.

Pomimo trudności, dziesięć lat po powstaniu, misja posiadała trzydzieści pięć obiektów, w tym rzeźnię, szopę portową, warsztat sióstr salezjanek, salę lekcyjną, warsztat dla dziewcząt, dom sióstr, sanktuarium, łaźnię owiec i szopę do ich strzyżenia.

Obecnie mieści się tu również muzeum dokumentujące te czasy, oraz bogata wystawa fauny Ziemi Ognistej

24-03-01-map

02.03.2024r. – sobota – Rio Grande > droga RN3 > + droga Rp9(ripio) > + droga Rp18 (ripio) > jezioro Lago Yehuin > + droga RN3 > Tolhuin (muzeum-restauracja Museum Fueguinas – nieprawdopodobne zbiory) > jezioro Lago Fagnano (Khami) – ponieważ nad jeziorem zbyt mocno wieje schroniliśmy się w zagajniku na obrzeżach Tolhuim - 150km

Po nocy gdzie lało i potwornie wiało, z temp. jedynie 4ºC ranek przywitał nas super słoneczną pogodą, jednak nadal bardzo zimno… Ponieważ mamy sporo czasu postanawiamy nie jechać główną drogą lecz powłóczyć się trochę po bezdrożach Ziemi Ognistej. Tuż za Rio Grande zbaczamy z głównej trasy, drogi RN3 na południe w głąb Tierra del Fuego. Po nocnych opadach szutrowe drogi nieco rozmiękły i w wielu miejscach błotna maź utrudnia jazdę. Jednak słoneczna aura potęguje kolorystykę tego miejsca, to niepowtarzalna gra barw którą serwuje surowa przyroda. Wszelakie odmiany mchów pokrywające pnie, konary i korony drzew, różnobarwne pasożyty z rodzaju naszej jemioły, jakby przystrajają karłowate drzewa. Takie obrazy można jedynie oglądać tutaj, nigdzie indziej w świecie ten typ flory nie było nam dane zobaczyć. Co ciekawe, na odcinku prawie 120km nie minęliśmy ani jednego pojazdu… totalna pustka, to już marzec, jakby latem u nas wrzesień i turystów brak, ponadto każdy woli szybko dotrzeć do Ushuaia asfaltem…

Po dotarciu ponownie do głównej trasy RN3 już szybko docieramy do małej miejscowości Tolhuin i szukając restauracji, przypadkowo docieramy do Museum Fueguinas… jesteśmy pod niesamowitym wrażeniem, gdyż to połączenie restauracji z muzeum, właściwie można powiedzieć jemy obiad w muzeum… Nie dośc , że zamówione steki smakowały wybornie i były w przystępnej cenie (11tys.peso – 40zł), to muzeum i jego organizacja wprawiła nas w zdumienie – perfekcjonizm w każdym calu – widać i czuć, że właściciel kolekcji to zaangażowany hobbista…

Miejsce to tak nas zauroczyło, że pozostaliśmy tu sporo dłużej niż planowaliśmy. Na nocleg chcieliśmy podjechać nad pobliskie brzegi jeziora Lago Fagnano, jednak wichura tam panująca całkowicie wybiła nam z głowy ten pomysł i musieliśmy się chronić w zaroślach na obrzeżach osady.

Z ciekawostek, okazało się, że kupując wczoraj w supermarkecie pięciolitrową wodę, wziąłem z regału 5litrów octu winegret… w życiu nie spotkałem się aby ocet był sprzedawany w identycznych, przezroczystych 5l baniakach… odkrywszy tę pomyłkę uśmieliśmy się do rozpuku… i podarowaliśmy go w restauracji-muzeum… dobrze, że się kapnęliśmy i nie ugotowałem go na poranną kawę…?

24-03-02-map

03.03.2024r. – niedziela – Tolhuin > droga RN3 > jezioro Lago Fagnano (Khami) > + droga RN24 (ripio) > Estancia Harberton > Estancia Moat (najdalej na południe wysunięty punkt Argentyny dokąd można dotrzeć drogą) > powrót do trasy RN3 > 3020km drogi RN3 od Buenos Aires – noclegową bazę rozbijamy na polance nad strumyczkiem 30km od Ushuaia – 270km

Wyjechaliśmy z Tolhuin drogą nr.3 w kierunku Ushuaia, aby na 40km przed tym miastem zboczyć z trasy i pojechać na wschód w drogę RN24, prowadzącą pn. brzegiem Canale Beagle. Po 90km jadąc szutrową drogą docieramy do Prefectury Naval Argentyna, Eastancia Moat, czyli do ostatniego miejsca (punktu) na południu kontynentu, gdzie można dotrzeć pojazdem, tam już droga się kończy (jest jeszcze odcinek drogi w Chile w obrębie miasteczka Puerto Williams, lecz w ten rejon nie można dotrzeć pojazdem normalnemu turyście, bo nie ma tam połączeń promowych).

Cały przejazd to podziwianie tutejszej przyrody. Ilość powalonych drzew wręcz przeraża, gdyż pasożyty przytwierdzone do ich korony, powoli i skutecznie wysysają z nich soki życia, wiatr uzupełnia dzieło zniszczenia. Polany bagienne porośnięte są pomarańczowo czerwonymi trawami i kolorowymi kwiatami.

Wiele karłowatych, powykrzywianych od wiatru drzew, pokrytych jest seledynowym, zwisającym jak brody mchem. Choć tchnie z tych obrazów niezwykłą surowością to jednak krajobrazy te emanują specyficznym, niepowtarzalnym pięknem. Po drodze odwiedzamy jeszcze małą osadę Estancia Harberton założoną w 1886r., gdzie mieści się muzeum i restauracja. Dzisiejsze widoki to uczta dla duszy, otacza nas totalna dzicz nieskalana ręką człowieka.

Cały czas poruszamy się wąską szutrową drogą, a w drodze powrotnej zaświeciło słoneczko i wszystko nabrało jeszcze wspanialszego kolorytu.

24-03-03-map

04.03.2024r. – poniedziałek – 3020km drogi RN3 od Buenos Aires-30km od Ushuaia > Ushuaia > Park Narodowy Tierra del Fuego > Lapataia > Ushuaia – nocleg w cabanias Atardecer Fueguino adres: Cristina Alkan 2181, Ushuaia, V9410, Argentyna tel: +54 11 5895-3392 (za dwie noce płacimy 64USD) - 100km

Dzień poświęcamy zwiedzaniu Parque Nacional Tierra del Fuego, gdzie docieramy do zatoki Lapatia, do najdalej wysuniętego krańca argentyńskiej drogi RN3 biegnącej z Buenos Aires na południe, aż za Ushuaia (wstęp 12tys.peso od os.). Pogoda dzisiaj od rana nas rozpieszcza, stabilnie słonecznie i bezwietrznie, coś niespotykanego tym obszarze, jestem tu już czwarty raz, a po raz pierwszy coś takiego mi się przydarza… Normalność w Ushuaia to zmienność pogody co kilka chwil, oczywiście z przewaga złej pogody… dziś 16ºC i pełny lazur nieba… W takim to wypadku urządzamy kilka przejść trekingowych po wyznaczonych w parku szlakach. Oczywiście była również sesja zdjęciowa przy tablicy opisującej to miejsce, czyli koniec drogi RN3 oddalonej 3079km od Buenos Aires. Do paru można również dotrzeć kolejką wąskotorową, którą niegdyś, na początku XXw. budowali więźniowie osadzeni w Ushuaia. Dopiero późnym popołudnie wyjeżdżamy z parku i powracamy do Ushuaia.

Docierając tu, śmiało możemy powiedzieć, że znajdujemy się na końcu świata. Ushuaia dumnie dzierży statut miasta najbardziej wysuniętego na południe. Nazwa Ushuaia pochodzi z języka Indian i oznacza zatokę u krańca. I choć znajduje się na końcu, to miasto robi wszystko, by nie zostać w tyle za pozostałymi miastami Argentyny. A wszystko zaczęło się na początku XX wieku, kiedy postanowiono stworzyć tu kolonie karną, na wzór Australii. Duża odległość wyspy od Argentyny miała skutecznie zniechęcać więźniów do podejmowania prób ucieczki. Do więzienia budowanego rękami przestępców trafiali najgroźniejsi bandyci z Buenos Aires. Już w pierwszych tygodniach funkcjonowania zakładu udało się jednak uciec dwóm więźniom. Dopiero w 1947r. prezydent kraju zalecił zamknięcie więzienia, a lokalne władze przekształciły je w popularnie odwiedzane muzeum.

Ale to nie więźniowie byli tu pierwsi, osobą która przyczyniła się najbardziej do poznania tego rejonu, był Robert Fitz Roy, odkrywca kanału Beagle, nowej drogi (po Cieśninie Magellana) umożliwiającej wypłynięcie na wody Pacyfiku. Dziś w miejscu, gdzie zakotwiczył jego statek, stoi to miasto. Ushuaia czerpie garściami ze swojego położenia. Dawniej dynamicznie rozwijał się tu przemysł mięsny, rybny, a także drzewny. Teraz najwięcej dochodów przynosi turystyka, a samo miasto rozwija się w błyskawicznym tempie. Co ciekawe, to właśnie z tego argentyńskiego miasta wyrusza około 90% wypraw na Antarktydę, gdzie i my za parę dni płyniemy. Nie można jednak powiedzieć, że miasto jest jedynie przystankiem na drodze do nieodkrytej Antarktydy, gdyż samo ma niezwykle wiele do zaoferowania. Jest tu dobrze rozwinięta baza żeglarska i kajakarska. Dostęp jest łatwy, gdyż w mieście jest międzynarodowe lotnisko. Niektórzy mieszkańcy Ushuaia narzekają na to, że miasto utraciło swą małomiasteczkową tożsamość. Jednak wysokie zarobki sprawiają, że wciąż żyje im się tu stosunkowo dobrze.

W mieście największą popularnością cieszą się dwie ulice. Portowa oraz turystyczna San Martin. Ushuaia to również główny punkt wypadowy dla amatorów białego szaleństwa na górze Cerro Castor i lodowcu Martial. Miasto przyciąga także wiele miłośników przyrody. Położenie nad Kanałem Beagle oraz niedaleka odległość od Narodowego Parku Ziemi Ognistej sprawia, że można tu podziwiać w naturalnym środowisku pingwiny i orki.

Miano „najdalej wysuniętego miasta na południu” kwestionują Chilijczycy. Ich zdaniem, tytuł dzierży Puerto Williams – osada rybacka na wyspie Navarino. Pierwotnie pełniła funkcję bazy wojskowej, lecz wraz ze wzrostem popularności wśród turystów, pojawiło się także osadnictwo cywilne. Argentyna nic jednak nie robi sobie z tych roszczeń i dalej reklamuje miejsce sloganem „Witajcie w Ushuaia – najdalej wysuniętym na południe mieście świata”. „Koniec świata. Początek wszystkiego”. Taki napis wita przybywających do Ushuaia – długi na kilkanaście metrów, wymalowany na obudowanej kamieniami skarpie, na której tulą się domy, te stare, drewniane, obite blachą, i te nowe, z betonu i szkła. Dzień bez sztormu, burzy śnieżnej albo deszczu i wiatru to rzadkość. Gdy tylko jednak wiatr rozpędzi chmury, nad Ziemią Ognistą pojawiają się słońce i nierzadko tęcza.

Mieszkańcy parzą na statki wycieczkowe na Antarktydę i komentują, na pokład mogą wejść tylko ci, których stać na bilet za kilka tys. dolarów, my z Ushuaia, możemy tylko popatrzeć na te statki, albo zatrudnić się tam jako kelnerzy. Na razie musi nam wystarczyć El Tren del Fin del Mundo (Pociąg na Koniec Świata). Jeszcze w 1947 roku woził przemarzniętych, brodatych skazańców w pasiastych drelichach do ciężkiej pracy w górskich lasach. Teraz pociąg przewozi turystów z najbardziej wysuniętego na południe miasta świata w samo serce Parku Narodowego Ziemi Ognistej. Traktują ją jako atrakcję, czyli najbliższą Antarktydzie linię kolejową świata… jej wąskie tory i przysadziste, parowozy wyglądają bajkowo.

Turyści kryją się w podcieniach sklepów przy reprezentacyjnej alei San Martin. Żeglarze wstępują do kościółka, żeby odmówić modlitwę o bezpieczną drogę wokół przylądka Horn. Rękodzielnicy znoszą do butików drewniane pingwiny, grube wełniane swetry z napisem „Koniec świata”, a także czapki z pomponami i trójkątnymi klapkami na uszy. Ale tak naprawdę Ushuaia ożywa po dopiero 20, kiedy zamykają się sklepy. Godzinę później startują restauracje, żeby zakończyć kolację nad ranem. Zimą (tutejsze lato) słońce zachodzi dopiero około 23… Pamiętam to wszystko, bo sam 18lat temu, podczas objazdu świata na motocyklu, czas świąt i wigilii, spędziłem z żeglarzami i Januszem Słowińskim, kapitanem jachtu „Bona Terra”, obecnie naszym kolegą motocyklistą, bywalcem naszych motocyklowych spotkań.

24-03-04-map

05.03.2024r. – wtorek – zwiedzamy muzea Ushuaia

Niespiesznie rano podjeżdżamy pod byłe więzienie, a obecnie Museo Marítimo (wstęp 19tys.peso od os.). W pawilonach dawnego więzienia Ushuaia znajdują się Muzeum Morskie, Muzeum Antarktyczne i Muzeum Sztuki Morskiej. Miejsce to przedstawia życie rdzennych mieszkańców, historię odkryć geograficznych tego regionu, katastrof i słynnych wraków statków, wypraw na Antarktydę oraz legendy o więźniach. Najsłynniejsi bandyci przełomu wieków – Mateo Banks, który gołymi rękoma wydusił wszystkich mieszkańców rancza Azul, i argentyński anarchista polskiego pochodzenia Szymon Radowicki, który w 1909 roku zabił w zamachu szefa policji Buenos Aires, mają tu własne ekspozycje w małych celach.

My mamy spora satysfakcję, gdyż jest tu również miejsce poświęcone wyprawie kajakowej „Yamana 86” w której uczestniczył nasz przyjaciel Ricardo Kruszewski, a której celem było opłyniecie Przylądka Horn. Wyprawa wyruszyła z Ushuaia, trwała 15dni i po przepłynięciu 450km zakończyła się sukcesem, a kajak Ryśka ma tu swoje słuszne miejsce jako eksponat i zarazem świadectwo tego wyczynu.

Wewnątrz muzeum znajduje się galeria sztuki z objazdowymi wystawami, sklep z książkami i pamiątkami oraz cukiernia w centralnej sali, które pełniła również funkcję centralnej hali łączącej wszystkie odnogi więziennego obiektu przypominającego kształtem ośmiornicę. Spacerując tymi korytarzami, tchnie historia niegdyś niegościnnego zakątka, odwiedzane przez kilku poszukiwaczy przygód lub przez tych, którzy zostali wysłani, aby odsiedzieć swoje wyroki na końcu świata. Dawne więzienie jest częścią początków i rozwoju tutejszej społeczności. Zostało zbudowany przez samych więźniów, oni budowali drogi, mosty, kolej, stawiali pierwsze budynki, to żywy kawałek drogi, którą przeszła wyspa Tierra del Fuego, a zwłaszcza miasto Ushuaia, gdyż więźniów można również uznać za „pierwszych osadników”. Prawdziwą więzienną lokomotywę można zobaczyć na dziedzińcu pomiędzy pawilonami. Choć byliśmy w tym miejscu 14lat temu, tak zaciekawiły nas ekspozycje, że spędziliśmy w tym miejscu trzy godziny…

Kolejno przeszliśmy do Galería Temática Historia Fueguina, jednak galeria ta obecnie jest zamknięta, a wystawa rozlokowana jest w sieci sklepów z pamiątkami równolegle prowadzona przez właściciela. Na koniec zaglądamy do Muzeum „Fin del Mundo” (wstęp 3tys.peso). Mieści się w budynku ulokowanym przy kanale Beagle, zbudowanym w 1903 r., który początkowo było prywatnym domem, później w jego wnętrzach mieściła się siedziba Banku Narodowego Argentyny. W 1979 r. otwarto tu Muzeum Końca Świata, w którego zbiorach zobaczyć można stare monety, ptaki zamieszkujące wyspę, artefakty oraz bibliotekę. Osobiści po zwiedzeniu Museo Marítimo, niespecjalnie polecamy odwiedzenie tej ekspozycji, która niewiele oferuje zwiedzającemu.

06.03.2024r. - środa – Ushuaia – pada, leje, wieje, zimno, brrrr… piszemy relację obrabiamy zdjęcia, pełny relaks…

07.03.2024r. – czwartek – Ushuaia – piękna, bezwietrzna pogoda – zwiedzamy okolice miasta > Playa Larga > port jachtowy (tu spędzałem na jachcie Bona Terra wigilie 2005r.) > punkt widokowy na Martial Glacier > muzeum Museo del Fin del Mundo – Antigua Casa de Gobierno > ulica Av. San Martin – 40km

24-03-07-099

<<<< POPRZEDNIA ——– NASTĘPNA >>>>