1 – Buenos Aires
To już trzecia, choć tym razem nie w pełni motocyklowa Wyprawa Wokół Świata. Będzie ona ukoronowaniem wielu miesięcy przygotowań, oraz wykorzystaniem nabytego doświadczenia z poprzednich podróży. Wyjazd ten będzie efektem załatwiania wielu pozwoleń, wiz, wykonania szczepień, opracowania trasy, logistyki i wielu przeróbek i udoskonaleń naszego pojazdu, który wysłaliśmy z Polski. Jest to Toyota Hilux mocno tuningowana i dostosowana do pokonywania długodystansowych tras w trudnym, surowym terenie. Odpowiednio wzmocnione zawieszania australijskiej firmy ARB, dodatkowe 150 l paliwa, 80 l wody, specjalna zabudowa i rozkładany namiot na dachu auta, plus wiele dodatkowych usprawnień i przeróbek to pokrótce obraz sprzętu którym będziemy się przemieszczać. Ponieważ większość poprzednich wypraw była dokonywana na motocyklu i tym razem myślimy, że gdzieś na trasie będzie okazja do wypożyczenia motocykla i będziemy pewne obszary penetrować właśnie na takim sprzęcie, może gdzieś kupimy jakieś „moto”? Wszystko przed nami! O tym właśnie tutaj będziecie mogli przeczytać i prześledzić galerie zdjęciowe z pokonywanych etapów podróży.
Tym razem pierwszy etap wyprawy będzie przebiegać z Buenos Aires przez Argentynę i Chile, gdzie wielokrotnie chcemy przekraczać Andy i spotkać się z uczestnikami rajdu Dakar 2010. Następnie przez Boliwię, Peru, Ekwador, Kolumbię, Wenezuelę, może zaglądniemy również do Gujany , Surinamu, Gujany Francuskiej i dalej przez Brazylię , Paragwaj, ponownie Argentynę i Urugwaj dotrzeć do Buenos Aires. Wyprawa ta, jak pisałem wcześniej, rozpoczyna następny, już trzeci objazd dookoła świata i będzie w etapach przestrzenno czasowych trwała parę lat. Gdzie zakończy się pierwszy etap, jaki będzie dokładny przebieg trasy, oraz scenariusz wydarzeń – na razie nie wiemy i nie planujemy tego – jak zwykle dopiero samo życie dopisze te treści!
Informacje z trasy będą prezentowane na str. internetowej: www.wojtektravel.pl , a o aktualizacji i dołączeniu nowych relacji będziemy powiadamiać e-mailem naszych podróżniczych przyjaciół.
10.12.2009
To był długi lot. Trochę trzepało nad Saharą i Atlantykiem z powodu czego Wiola nie zmrużyła oka, monitorując przebieg lotu, kiedy ja spałem. Musiały być jakieś burze, ponieważ nad oceanem nasz Boeing777 latał zygzakami, przez co lot trwał aż 14 godz! Wylądowaliśmy szczęśliwie w Buenos Aires, gdzie odebrał nas nasz przyjaciel Ricardo, po czym udaliśmy się do jego domu. Teraz czekamy na nasze autko – trzeba było załatwić jakieś notarialne poświadczenia dla agenta, który będzie robił odprawę. Trochę odpoczęliśmy po locie, a później ruszyliśmy w miasto. Obowiązkowo na powitanie Buenos Aires były argentyńskie steki z winkiem Torontes. U Ryśka spotkaliśmy Kasię i Irka, którzy przyjechali tu już dwa tygodnie temu z Wrocławia, mieszkają również u niego i codziennie szkolą się i poprawiają swoją technikę w tangu milonga. Były więc pokazy butów i stroi w których tańczą, a później udział w prawdziwej argentyńskiej milondze – my oczywiście tylko w roli pilnych obserwatorów. Choć spędziłem wiele czasu wcześniej w Argentynie, ale dopiero teraz dostaliśmy wiedzę na temat związany z tym tańcem i jego całą otoczką, tak naprawdę z pierwszej ręki i w ilości ponad przeciętnej. To nie taniec, to jakby forma bycia i życia, to jak narkotyk, który wciąga i uzależnia.
11.12.2009
Dzisiaj zwiedzaliśmy Buenos Aires, a rozpoczęliśmy od załatwiania dokumentów związanych z odbiorem samochodu z portu. W urzędach jest totalna maniana, a to zły budynek, zły adres, nie ta osoba, a gdy już jest właściwa to okazuje się, że ma marne pojęcie o rzeczy. Załatwianie czegokolwiek to masakra. Okazało się, że Toyota przypłynie z co najmniej czterodniowym opóźnieniem i mamy tydzień do tyłu programowo. Teraz będziemy się plątać po Buenos Aires. Trochę nas to zdenerwowało, ale nie mamy wyjścia, tylko czekać. Po załatwieniu spraw służbowych udaliśmy się do robotniczej dzielnicy La Boca, która była miejscem osadnictwa biednych emigrantów z Włoch. Niegdysiejsze drewniane baraki robotnicze, pokryte blachą falistą, obecnie wymalowane na wiele kolorów, nadają temu miejscu niezwykły klimat wszechobecnego tu tanga i zabawy. Uderzająca kolorystyka połączona z burdelowym stylem tamtejszych czasów wywiera niesamowite wrażenie. Tu narodziło się tango i widać to na każdym kroku. Następnie przeszliśmy do również robotniczej dzielnicy San Telmo, gdzie mnóstwo starych kamienic pokazuje jak powstawało to potężne miasto w stylu krakowskiego Kazimierza, kiedyś najmodniejsze, a obecnie artystyczne. Tu decydującą rolę odegrała kiedyś żółta febra, ludzie przenieśli się w inne rejony miasta. Dziś przetestowaliśmy bardzo tanią komunikację publiczną, autobusy, taxi oraz metro i trzeba stwierdzić, że to jedna wielka tragedia. Pilnie obserwowaliśmy ludzi, jak wyglądają, jak się ubierają i zachowują. Kult Maradony i tanga jest wszędzie. Prezydent tak rządzi, aby jemu było dobrze oraz jednostkom z nim powiązanym, sporo ludzi żyje tu jednak biednie i byle jak. Na szczęście w tak bogatym kraju potężna grupa klasy średniej nakręca koniunkturę i dzięki temu kraj tętni życiem zarówno gospodarczo, jak i kulturowo. Wszystko podrożało, bo źle się zarządza gospodarką co widać po strajkujących. Na wielu ulicach śmieci i brud. To styl nie do przyjęcia w cywilizowanych krajach. Bardzo ciekawa jest atmosfera w knajpkach, są takie w starym stylu, gdzie można poczuć patynę czasu i wyjątkowy klimat. Wieczór kończy tradycyjny stek, winko i spacer.
12.12.2009
Cały dzisiejszy dzień, aż do nocy zwiedzamy Buenos Aires. Włóczymy się po dzielnicach San Telmo, gdzie szczególnie upodobaliśmy sobie kultową knajpkę o nazwie El Hipopotamo na rogu Via Brasil i Defensa, klimatem jakby wyjętą z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Spacery po portowych dokach, pięknie odrestaurowanych i służących obecnie jako luksusowe mariny. Tam też pozwoliliśmy sobie zajrzeć do starej fregaty „Presidente Sarmiento”- ciekawe połączenie parowca z żaglowcem. Miasto jest potężne, różnorodne i ciekawe. Pogoda piękna, wręcz lazurowa, dlatego też spacerujemy do oporu i lekko nogi wchodzą nam do „dupki”. Najciekawszą rzeczą jaka zaistniała tego dnia to zwiedzanie różowego pałacu prezydenckiego Casa Rosada. Staliśmy na balkonie z którego przed laty, jako ulubienica narodu argentyńskiego przemawiała do tłumów Evita Peron. Byliśmy również w teatrze na pokazach tanga, a właściwie na wspaniałym spektaklu opartym na motywach tego tańca. W Buenos ludzie do południa śpią albo pracują, życie zaczyna się tak naprawdę dopiero od późnego wieczora. Wspaniały widok nocą przedstawia najszersza ulica i zarazem centralne miejsce miasta czyli Av 9 de Julio z monumentalnym obeliskiem w kształcie szpica symbolizującym powstanie państwa Argentyna i wyzwolenie się spod dominacji hiszpańskiej. W obecnym czasie dodatkowo przyozdabia to miejsce piękna biała choinka z tysiącami światełek – to miły akcent w obecnym przedświątecznym czasie , który nijak się ma do panującej tu pogody i temperatur panujących obecnie w kraju.
13.12.2009
Dzień dzisiejszy zaaranżował nam Rysiek, przypominam że Rysiek Kruszewski opłynął na kajaku przylądek Horn w 1986r jako organizator i uczestnik wyprawy „Yamana 1986” www.sdk-kayaks.com Obecnie producent wyczynowych oraz wyprawowych kajaków, u którego obecnie gościmy. Rozpoczynamy od wspólnego wyjazdu do narodowego sanktuarium maryjnego w Luján odległego o około 60km od centrum Buenos Aires. To już setna rocznica pierwszej pielgrzymki Polaków do tego świętego miejsca, jakim jest bazylika p.w. Matki Bożej z Lujan. To taka nasza Częstochowa w pojęciu argentyńskiej społeczności katolickiej, a odwiedzenie tego sanktuarium maryjnego to również okazja, aby spotkać się z miejscową Polonią. Spotykam tu prawie wszystkich znajomych mi polonusów, których poznałem tu podczas moich poprzednich bytności. Uroczystą mszę św. prowadził ojciec Jerzy z Maciaszkowa wraz z przybyłym z Rzymu arcybiskupem Zygmuntem Zimowskim. Nie zabrakło polskich harcerzy z Burzaco, pracowników ambasady, przedstawicieli organizacji polonijnych i oczywiście ks. Ksawerego Soleckiego, proboszcza polskiej parafii katolickiej w Buenos Aires.
Niestety oprócz wielu ciekawych spotkań które udało się nam tam odbyć, stało się coś bardzo przykrego, ponieważ Rysiowi w tłumie pielgrzymujących skradziono portfel z wszystkimi dokumentami i kartami płatniczymi. Niezwykle niemiła sytuacja. Po przyjeździe do domu, mamy jednak wiadomość, że należy się skontaktować z ojcem Jerzym z Maciaszkowa. Szybki telefon i jest wspaniała wiadomość, dokumenty znalazły się, widocznie złodziej sprawdził, że poza dokumentami nie było nic więcej, a w szczególności pieniędzy i wyrzucił je na posadzkę. W Maciaszkowie odbiór portfela połączony był z miłym przyjęciem nas przez księży, poczęstunkiem i wielką niespodzianką czyli rozmową z arcybiskupem Zygmuntem Zimowskim, który to podarował nam różańce poświęcone przez Papieża oraz jego wizerunek z podpisem. Pożegnani z wielką serdecznością, ruszyliśmy do domu Rysia. To był tym razem wspaniały przykład na to, jak samo życie dopisuje scenariusz zdarzeń i jak szybko smutek może przerodzić się w szczęście – oby rzadko działało to w odwrotną stronę.
14.12.09
Zwiedzamy Cementerio de la Recoleta ulokowany w najbogatszej dzielnicy miasta, zamożnej Recoleta. Wygląda jak małe miasteczko za wysokim murem z wyniosłymi grobowcami w kształcie kaplic, z wieloma posągami i sarkofagami. Bogactwo i zamożność „właścicieli” w nich pochowanych tak widoczna, że aż uderza. Przychodzi myśl widząc zaniedbane i sypiące się tu i ówdzie wnętrza tych budowli, że choć wykonane z piaskowców, granitów i marmurów, to nie te pomniki są najważniejsze, które i tak z czasem się rozpadną, lecz pamięć o ludziach w nich pochowanych obecna wśród żyjących. Przykładem tego jest w społeczności argentyńskiej właśnie Evita Peron, pochowana na Recoleta w grobowcu rodziny Duarte. Wypełniając czas w oczekiwaniu na naszą Toyotę ponownie przemierzamy miasto „z buta”, aż do dzielnicy San Telmo. Oczywiście nie zapominamy o wspaniałym steku i winie, tym razem było to na kameralnym placu – Plaza Dorrego, gdzie różnej maści artyści upodobali sobie to miejsce i urządzają tu ciekawe happeningi. Konsumpcję i wspaniałe doznania smakowe uzupełnia muzyka i pokazy tanga. Wieczór kończymy w Galerias Pacyfiko uczestnicząc w spektaklu w wykonaniu miejscowych artystów, oczywiście główna myśl i temat to tango i muzyka do tanga.
15.12.09
Oczekiwanie na nasze auto wypełniamy zwiedzaniem, a raczej penetrowaniem zaułków Buenos Aires. Wychwytujemy kontrasty i wielkie problemy tego prawie dwudziestomilionowego miasta. Nasz temat maszerując na trasie od Parlamentu do dzielnicy San Telmo to uroki i trudy życia codziennego oraz ciekawostki napotykane po drodze. Demonstracje, śmieci, a z drugiej strony piękno, antyki i kolory tego wielkiego miasta. Mieliśmy szansę popatrzeć na protesty ludzi przeciwko rządowi o socjal. Na zdjęciach widać jak maszerują z pałami, a policja nie może ich nawet tknąć. Ludzie nadal pamiętają czasy Evity Peron, która rozdawała pieniądze i bardzo by chcieli, aby teraz też tak było. Staramy się poznać to, co nie jest dane zobaczyć przeciętnemu turyście – dzisiaj ponownie „z buta” sporo ponad 10km. Każdego dnia jemy wspaniałe, rozpływające się w ustach steki: bife de lomo lub bife de chorizo. W Polsce nie ma szans takiego skonsumować, chociaż mięso importowane jest również z Argentyny, to jednak nie to. Chleb i bułki są tutaj zdecydowanie gumowe czyli na dobre pieczywo nie ma co liczyć. Niestety od ostatnich dwóch lat wszystko sporo podrożało. Bardzo drogie są artykuły papiernicze np. zeszyt szkolny kosztuje 25-30 pesos. Obecny kurs $ USA 1$ = 3,80 peso, przypominam, że dwa lata temu było 3,20 peso – znak graficzny tutejszego peso jest identyczny jak dolara, czyli $. Z informacji praktycznych to polecamy przemieszczać się po tym zatłoczonym mieście metrem. Sieć dobrze zorganizowana, bardzo tanie bilety 1.10 peso , jedyna uciążliwość to bród i smród. Alternatywa to autobus (1.20peso)lub taxi (połowa ceny jak w Polsce), ale jest szansa, że co chwilę napotykamy na korki, blokady i przemarsze protestujących – totalny paraliż miasta.
16.12.09
Następny dzień oczekiwania na auto postanawiamy wykorzystać na spotkania w kręgach miejscowej Polonii. Pierwsze, to spotkanie z proboszczem polskiej parafii katolickiej ks. Ksawerym Sawickim. Funkcję tą pełni tu już od 48lat, a polski kościół katolicki przy ulicy Mansillia 3865 w dzielnicy Palermo, już od 102 lat służy naszym rodakom. Tutaj też przywitaliśmy zakończenie roku szkolnego młodzieży szkolnej, która targając zeszyty okazywała radość z nadchodzących wakacji. Wspaniałe spotkanie z niezwykle radosnym i ciekawym człowiekiem, księdzem emanującym rozsądkiem i trzeźwą oceną tutejszej rzeczywistości. Czas do następnej wizyty, tym razem w Domu Polskim również umiejscowionym w dzielnicy Palermo przy ulicy Jorge Luis Borges 2076 wypełniliśmy zwiedzeniem ogrodu botanicznego i miejscowego ZOO, wszystko umieszczone w obrębie Placa de Italia. Jutro rozpoczynamy procedurę wyjęcia naszej Toyoty z portu.
17.12.09
Już teraz wiemy po porannym pobycie w przystani portowej i biurze linii żeglugowej Grimaldi, że „maniana”, czyli następne 12 godz. opóźnienia statku i raczej na wyjazd z Buenos Aires w tym tygodniu, nie ma co liczyć. Realna data to wtorek w przyszłym tygodniu. Zagrożone jest nasze dotarcie do Ushuaia na święta Bożego Narodzenia. Lekko wkurzeni ruszamy ponownie w miasto pokonując tym razem odcinek pomiędzy Placa de Italia w dzielnicy Palermo na Via Brasil na San Telmo. Jeśli ktoś nie ma dość zdjęć z Buenos, to ponownie zapraszamy na ciekawostki tego ogromnego miasta.
18.12.09
Dzień rozpoczynamy przerabianiem na wielorakie sposoby znaczenia słowa „maniana”. Powtórnie od rana nerwy, ponieważ dziś dowiedzieliśmy się, że z powodu strajku pracowników obsługujących holowniki wprowadzające statki do portu, nasz ciągle stoi na redzie. Nadal nie możemy odebrać samochodu i ruszyć w drogę. Jest jeden postęp, podpisałem się trzykrotnie na jakimś celnym dokumencie i to na dzisiaj wszystko – co dalej? – dalej należy dzwonić i się dowiadywać – „maniana”! I cóż mamy zrobić, oni się tutaj niczym nie przejmują, a nam tłumaczą, że może już więcej złego się nie wydarzy. Więc jak widać, jak nie korupcja, to bałagan, jak nie strajk, to już tak naprawdę nie wiadomo co – to norma i nie ma co się stresować, już powoli przyzwyczajamy się do tego. Jak mówią jutro, to wiemy, że to będzie za tydzień. Wszyscy Argentyńczycy śmieją się z tej sytuacji i jeśli wiedzą, że ktoś będzie coś załatwiał w urzędach to kwitują to słowem – „maniana”. Nie mamy już pomysłu co dzisiaj będziemy robić, pogoda wspaniała 30ºC – chyba ponownie w miasto, aż nogi wejdą nam do „dupek”. O 15.00 jesteśmy ponownie w biurze firmy Grimaldi i mamy informację, że w poniedziałek 21.12 o godz. 13.00 mamy się stawić osobiście, aby odebrać naszą Toyotę.
19-20.12.09
Nasz gospodarz Rysiek widząc nasze zniecierpliwienie, a sam odczuwając potrzebę zobaczenia morza, zaproponował nam wyjazd do kurortu Mar del Plata, dwustu tysięcznego miasta, portu odległego o 400km na południe od Buenos Aires. W całym mieście trwają przygotowania do przyjęcia około miliona turystów, w większości z Buenos Aires. Restauracje, hotele i sklepy spieszą się, by stawić czoło naporowi przybyszów stęsknionych odpoczynku i wylegiwania się na słońcu. Budki plażowe rozstawione regularnie jak w wojsku, krzesła, leżaki i stoliki w wieloszeregu. Jutro zaczyna się letnie szaleństwo, kiedy u nas nastaje zima tu rozpoczyna się lato. Ilość hoteli trudna do określenia, choć mamy wrażenie, że wszyscy którzy tu się pojawią i tak będą jak śledziki w puszce, mieszkać i wypoczywać na plaży. Wyjeżdżając z tak zatłoczonego miasta jakim jest Buenos Aires do Mar del Plata, to tak jakby uciec z jednego mrowiska do drugiego, tyle, że to pierwsze jest w wielkim zatłoczonym mieście, a to drugie nad morzem.
Wróciliśmy z przekonaniem, że to świat nie dla nas, ale trzeba to zobaczyć, aby to stwierdzić. Wieczorem w domu Rysia gościliśmy księdza Ksawerego Soleckiego, który był tak wspaniałomyślny i podarował nam opłatki na Wigilię Świąt Bożego Narodzenia. Dzień zakończyliśmy kolacją w Casa Alfonso w pobliżu mieszkania Rysia. Kilka razy już spożywaliśmy tam kolację, ponieważ wyśmienite steki i limoncello podawane przez wspaniałego kelnera Jesusa, wyjątkowo przypadły nam do gustu. Osobiście wręczył nam na drogę butelkę limoncello, życząc udanej podróży a my pożegnaliśmy go z myślą, że już jutro bez żadnych problemów odbierzemy naszą Toyotę i ruszymy wreszcie w drogę po Ameryce Południowej
21.12.09
Od rana pakowanie, gdyż o godz. 13.00 mamy być w porcie po naszą Toyotę. Rysio specjalnie przyjechał od siebie z warsztatu z San Fernando, gdzie produkuje wyprawowe kajaki, aby nas odwieźć na przystań i pożegnać na drogę. Jeszcze kontrolny tel. do firmy Grimaldi i okazuje się, że ponownie „maniana” – nie wydadzą nam dzisiaj samochodu – co , dlaczego, jaki powód??? Proszę dzwonić około 17.00. Myślimy wszyscy, że to chyba nie dzieje się na prawdę, to jakiś absurd, nasze zirytowanie sytuacją sięgnęło zenitu – nikt się już nawet nie ma ochoty odzywać! Za dwa dni Wigilia świąt Bożego Narodzenia, a my dalej w Buenos przerabiamy znaczenie słowa „maniana” – czujemy się jak przed ścianą totalnej bezradności. O 16.30 jest ponowny tel., że auto jest do odbioru jutro o 10.30 – nie będę już tego komentował i nic dalej pisał, aby nie zapeszać.
<<<< POPRZEDNIA ——– NASTĘPNA >>>>