Norwegia 2013r (2 ÷ 15 czerwiec)

Już 28 maja we wtorkowe popołudnie, wyjechaliśmy na trasę, która miała nas docelowo doprowadzić do Norwegi aż po Trondheim. Jak w prawie całym maju, nie rozpieszczała nas pogoda, tak i tego dnia musieliśmy czekać na ustąpienie nawałnic deszczowych, aby wyjechać z naszej Chałupy na Górce w Międzyrzeczu Górnym. Temperatura tylko momentami osiągała jedynie 10ºC, na szczęście opady przeszły w przelotną formę kondensacji pary wodnej i bez ubierania się w przeciw deszczówki, dotarliśmy do naszych przyjaciół motocyklistów Miry i Bena, w miejscowości Tur koło Bydgoszczy. Akurat powrócili z Sycylii, gdzie rok temu my spędziliśmy przedłużony weekend majowy, więc było o czym porozmawiać i powspominać, porównując własne odczucia z tych wyjazdów. Jak zwykle Mira przygotowała wykwintne smakołyki, a sycylijskie wino, przywołało obrazy tamtych, historycznych już chwil.

Następnego dnia, 29 maja przemieściliśmy się naszym BMW do Okonin Nadjeziornych, położonych w Borach Tucholskich, gdzie Celina i Andrzej wraz z Krysią, wdową po Andrzeju Barwińskim, przygotowali kolejne, już czwarte spotkanie poświęcone jego pamięci, pt: „Memoriał Barwy”. Czas tak szybko płynie, że nie dostrzegamy, a to już tyle lat od tej tragedii. Ponowne spotkanie w kameralnym gronie przyjaciół, dla których Andrzej „Barwa” był wzorem motocyklowego kolegi, wspaniałym kawalarzem i zawsze duszą spotkań towarzyskich.

30 maja, czwartek, dzień Bożego Ciała przywitał nas wspaniałą, letnią pogodą i w takiej to atmosferze, po wiejskim śniadaniu, ruszyliśmy z Okonin Nadjeziornych na spływ kajakowy po rzece Brda, na odcinku; Nadolna Karczma – Woziwoda – Gołąbek, o długości 15km.

Brda uważana jest za najpiękniejszy szlak kajakowy w Polsce i Europie. Znaczna różnica wzniesień miedzy źródłem a ujściem do Wisły, sprawia, że Brda posiada bystry nurt. Niezwykle urozmaicony, kręty bieg rzeki, rozległe lasy, malownicze jeziora, pierwotna przyroda i liczne boczne szlaki, od lat ściągają na nią wielu kajakarzy. Rzeka dostępna jest dla kajaków na długości 233 km. Minąwszy wieś Rytel, Brda płynie wśród sosnowych lasów Borów Tucholskich i właśnie tym odcinkiem rzeki my płyniemy. Wieczorem po uczcie w zajeździe „Pod Sosną” w pobliskich Śliwcach, podsumowanie spływu przy ognisku. Kontynuując kawalarskie tradycje „Barwy”, prym w tym temacie wiodą Przemek i Maryjan, a reszta zrywa boki ze śmiechu, zanosząc się do łez.

31 maja w piątek po śniadaniu, cała grupa rusza w kierunku Gdańska. Po drodze msza św. za duszę Andrzeja w Sobowidzu, gdzie celebruje ją miejscowy proboszcz, nasz kolega motocyklista ks. Krzysztof Masiulanis. Po mszy przemieściliśmy się w kierunku cmentarza na Łostowicach k. Gdańska, aby złożyć wieniec, w miejscu wiecznego spoczynku naszego kolegi. Tego dnia zwiedziliśmy jeszcze Kuźnię Wodną w Oliwie, jeden z niewielu takich obiektów zachowanych w Europie. Pierwsza wzmianka o kuźni nad Potokiem Oliwskim pochodzi z dokumentu z 1597 roku. Akt ten jest poświadczeniem jej sprzedaży przez Jana Klinghamera Dawidowi Konarskiemu – Opatowi Zakonu Cystersów w Oliwie. W 1957 roku opiekę nad kuźnią roztoczyło Muzeum Techniki w Warszawie. Dzięki jego staraniom i środkom niezwłocznie zabezpieczono ocalałe urządzenia i fragmenty budynków. Wtedy także, opracowana została koncepcja odbudowy obiektu. Obecnie wykorzystując energię spadającej wody, można podziwiać funkcjonujący wodny młot kuźniczy.

Zwiedziliśmy również pobliską Katedrę w Oliwie, a za sprawą naszego kolegi ks. Krzyśka, który właśnie tu w tym pocysterskim obiekcie kończył seminarium duchowne, mamy pełne kompendium wiedzy na jej temat. Ufundowana w 1186 roku, oliwska katedra była systematycznie rozbudowywana. W ciągu ponad 800 lat swojej historii, jej bryła ewoluowała nieustannie, łącząc w sobie style od romańskiego przez gotyk, barok aż do dzisiejszego kształtu. Dzięki funduszom z Unii Europejskiej od 2009 roku trwają w Katedrze zakrojone na szeroką skalę prace renowacyjne, konserwatorskie i modernizacyjne. Bezcenne zabytki lśnią nowym blaskiem. Dokonywane są nowe odkrycia, historia Katedry odkrywa nieznane dotąd karty. Pobyt w tym niezwykłym miejscu kończymy 20 minutowym koncertem organowym. Oliwskie organy słynne są na całym świecie. Wspaniałe brzmienie, przyciąga tysiące słuchaczy na całorocznych prezentacjach i letnich koncertach festiwalowych. Unikalny rokokowy fronton (prospekt) instrumentu budzi zachwyt rozmachem i wizjonerstwem projektu oraz precyzją wykonania. Wracamy do Okonin Nadjeziornych i po pstrągowej uczcie w knajpie „U Stasia”, wieczorne motocyklistów rozmowy przy ognisku…i poza nim. Dużo tematów sięgało wspomnień z wielu spotkań, imprez oraz wspólnych wyjazdów z Andrzejem – dla przypomnienia poniżej parę zdjęć:

1 czerwca, następny dzień imprezy rozpoczyna wyjazd bryczkami w malownicze tereny Borów Tucholskich, połączony z odwiedzeniem nadleśnictwa w Trzebcinach oraz domowym obiadem w typowo sielskiej atmosferze, przygotowanym przez miejscowe koło gospodyń wiejskich.

Dzisiejszy biesiadny wieczór, zgodnie przeistoczyliśmy w spotkanie „usługodawców” i „usługobiorców”… w „domu publicznym”. Oczywiście obowiązywały stroje adekwatne do miejsca rozrywki. Większość dopasowała się do sytuacji…wiwat fantazja!

Atmosferę zabawy trudno przekazać tekstem(nie pomogą nawet drukowane litery)… niech zdjęcia oddadzą tylko nieco frywolności i absolutnego braku…jakże nagminnej fałszywej pruderii.

2 czerwca w niedzielny piękny poranek, tuż po śniadaniu, pożegnania do kiedyś tam i podziękowania Celince i Andrzejowi, za trud włożony w organizację tego spotkania. Naszym zdaniem, tak kameralne i udane spotkanie, ścisłego grona znajomych św.pamięci Andrzeja, połączyło… wspomnienia, walory poznawcze i świetną zabawę.

Natomiast my, ruszamy przez malownicze tereny Pomorza do Międzywodzia, na spotkanie w agroturystyce „Agata” Międzywodzie ul.Słoneczna28. Tu wyznaczyliśmy sobie miejsce spotkania, całej grupy wyjeżdżającej do Norwegi. My i Grzegorz, przybyliśmy prosto z Okonin Nadjeziornych, Ala z Krzysiem i Witek, dojechali ze swych domów prosto z okolic Bielska Białej. Miejsce warte polecenia tak, jako jednodniowy odpoczynek i nocleg na trasie, jak i wczasowy pobyt nad naszym pięknym Bałtykiem – czysto, schludnie, bardzo mili gospodarze Agata i Czarek.

3 czerwca, w poniedziałek ruszamy przez Świnoujście do Sasnitz na prom, który w 4 godziny przeprawi nas do Trelleborga w Szwecji. Bilety zakupiliśmy wcześniej przez internet w liniach Stena Line. Cena za dwie osoby + motocykl 200 do 250zł w jedną stronę, zależne od godziny przeprawy – za przejazd jednej osoby + motocykl, taka sama cena. Po drodze zwiedziliśmy ciekawe, historyczne, hanzeatyckie miasto Greifswald. Położony nad Morzem Bałtyckim Greifswald jest przede wszystkim miastem uniwersyteckim. Kolebką miasta jest klasztor Eldena, rozsławiony w XIX w. przez malarza i najsłynniejszego obywatela miasta Caspara Davida Fridricha, któremu klasztor służył jako inspiracja do jego mistycznych, powstałych w duchu romantyzmu i znanych dzisiaj w całej Europie obrazów. Do XV w. rozwój Greifswaldu był nierozerwalnie związany z przynależnością miasta do Związku Hanzeatyckiego. Trzy górujące nad starym miastem ceglane kościoły, gotyckie szczyty kamieniczek i dwuspadowe dachy we wschodniej części rynku, po dziś dzień świadczą o średniowiecznej sławie i bogactwie Greifswaldu.

Już o zmroku docieramy z przystani promowej do Malmo, do dzisiejszego miejsca noclegu jakim jest wcześniej zamówiony przez internet First Camp Malmo Sibbarp, Strandgatan 101, 216 11 Malmo, ulokowanym opodal przyczółku mostu prowadzącego do Danii. Mamy niezwykłe szczęście, gdyż dotarliśmy na miejsce dosłownie na minutę przed wyjściem ostatniego pracownika (teoretycznie recepcja miała być czynna do 23.00, faktycznie była do 21.50). Po małych perypetiach i czasochłonnym wyjaśnianiu sprawy, udało nam się zasiedlić opłacony wcześniej sześcioosobowy domek. Standard byle jaki, cena 1150 SEK (koron szwedzkich) za całość.

4 czerwca – wtorek, rankiem ruszamy z Malmo nad jezioro Vanern w okolice Mellerud, tam zaplanowaliśmy koniec dzisiejszego etapu. Pogoda wspaniała, poruszamy się tylko bocznymi drogami, z dala od autostrad, unikając nawet głównych dróg, a często przemieszczamy się tymi zagrodowymi, pomiędzy małymi wioskami. Zabudowa siedliskowa, toteż sąsiedzi oddaleni od siebie na tyle… by nikomu nie przyszło na myśl, przyjść pożyczyć cukru. Drewniane domki o rdzawo wiśniowym kolorze z białymi obrzeżami i wykończeniami, pięknie komponują się z soczystą zielenią pól i łąk. Porządek, spokój, nawet te najwęższe dróżki, utrzymane w idealnym stanie.

W takim krajobrazie, poprzecinanym lasami i pagórkami, przemierzamy cały dzisiejszy dzień, rozpieszczani słoneczną aurą i temperaturami w okolicy 20ºC. Na nocleg wybraliśmy kemping nad jeziorem, gdzie wynajęliśmy domek z wygodami – kemping Mellerud Vita Sandars (kuchnia, łazienka, salon, TV). Brak jedynie poszewek na pościel, ale to standard w Szwecji i Norwegii, trzeba mieć własne lub osobno wykupić. Cena 1000SEK (1korona = 0.50 zł).

…a co do specyficznego koloru domów…w krajobraz Szwecji od XVII wieku nierozerwalnie wpisane są charakterystyczne czerwone domy. Domy pokryte farbą w kolorze ceglastym o mocnej bordowej tonacji, zwane są tam falurod. Elementem charakterystycznym przy pokryciu domu tym kolorem jest wykończenie jego kantów ścian, dachów oraz stolarki okiennej szerokimi białymi pasami. Tajemnica falurod leży w naturalnych składnikach i w samym przygotowaniu mikstury. Już od XVII wieku wydzielono pigment ze szlamu bogatej w żelazo ziemi, który następnie połączono z wodą. Dodawano również dziegciu, mydła szarego, mąki żytniej, rozrabiano w zaprawie do peklowania ryb i farba była gotowa. Ostatnim elementem było dodanie moczu, ze względu na amoniak i falurod otrzymywało właściwy ton. Zwyczaj malowania domów farbą falurod zapoczątkowała szlachta, która była zazdrosna o czerwone solidne, budowane z cegły domy niemieckie. Następnie bogaci chłopi pozazdrościli szlachcie i również zaczęli malować swoje domy w tym kolorze. Dzisiaj elewacje domów pokryte farbą falurod są wszechobecne w Szwecji. Zauważa się również, że potomkowie dawnej szlachty przeszli na pastele, by ich domy znów mogły się odróżniać.

5 czerwca, środa – rano ruszamy z kempingu w kierunku granicy z Norwegią, którą przekraczamy na drodze E18 prowadzącej do Oslo. Do stolicy docieramy wczesnym popołudniem i lokujemy się tuż obok przystani portowej.

Z buta zwiedzamy przyległe centrum z fortem i zamkiem, a następnie na motocyklach objeżdżamy wielokrotnie stare centrum, aby finalnie dotrzeć do parku Vigelanda.

Park Vigelanda (Vigelandsparken), znany także jako Frognerparken, jest jednym z najbardziej popularnych miejsc spacerów mieszkańców Oslo. Latem można tu spotkać setki Norwegów urządzających piknik, grillowanie lub zabawy pomiędzy sławnymi rzeźbami. Również zimą mieszkańcy stolicy bardzo często odwiedzają i spacerują po parku. Park jest dziełem norweskiego rzeźbiarza Gustava Vigelanda i jego pracowników. Składa się z 212 rzeźb z kamienia i brązu przedstawiających łącznie prawie 600 postaci. Idea kompleksu parkowego zrodziła się w 1907 roku, kiedy Vigeland otrzymał od władz miasta zamówienie na projekt fontanny. Stopniowo pomysł Vigelanda rozrastał się – kolejne projekty obejmowały rzeźby wokół fontanny, płaskorzeźby, ozdobny most łączący brzegi stawu w parku. W najwyższym punkcie kompleksu góruje Monolitten (Monolit) – gigantyczna kamienna kolumna uformowana z sylwetek nagich ludzi w różnym wieku. Tworzy ją 121 postaci, z czego jedna jest autoportretem Vigelanda. Jedną ze słynniejszych rzeźb w Parku Frogner jest Sinnataggen (Rozzłoszczony chłopiec) – postać nagiego chłopczyka krzyczącego i tupiącego nogą. Wszystkie elementy zaprojektował rzeźbiarz, ale wykonawcami byli zatrudnieni przez niego kamieniarze, odlewnicy i kowale. Dzięki takiemu podziałowi prac, możliwe było ukończenie zespołu parkowego już po śmierci artysty w 1943 roku, według jego dokładnych planów. Reasumując…park został podzielony na pięć tematycznych części: Bramę Główną; Most – grupa rzeźb przedstawia relacje między mężczyznami i kobietami oraz między dorosłymi a dziećmi; Fontannę – poświęconą etapom życia człowieka od narodzin po śmierć; Koło Życia – symbol wieczności oraz Wzniesienie Monolitu. To właśnie gigantyczny, 14-metrowy Monolit jest jedną z najbardziej znanych rzeźb Norwega. Składa się on ze 121 nagich, ludzkich postaci. Dzieło można interpretować w różnoraki sposób – jako walkę o przetrwanie lub potrzebę bliskości drugiej osoby. Oczywiście w parku nie zabrakło autoportretu samego artysty, Vigeland przedstawił się w roboczej odzieży z młotkiem i dłutem w dłoniach. Po prostu pokazał kim był i kim zawsze chciał być – rzeźbiarzem. Dzieło Vigelanda budziło i do dziś wzbudza wiele kontrowersji. Ludzie oglądający ekspozycję reagują w różny sposób; jedni są zachwyceni, inni zdegustowani, ale mało kto pozostaje obojętny na to pełne symboliki, gigantyczne dzieło sztuki. Zachwycił mnie „rozzłoszczony chłopczyk”, czyżby znał to z autopsji? Wszystko to tym dziwniejsze, iż powszechnie wiadomo o okrucieństwie Vigelanda wobec własnej rodziny oraz całkowitego braku zainteresowania losami licznych ślubnych i nieślubnych dzieci. Był potwornym ojcem i zarazem nikt tak pięknie jak on, nie wykuł w kamieniu kwintesencji rodzicielstwa. Nie potrafił nikogo kochać, ale genialnie wyrażał miłość w kamieniu. Cóż, można i tak.

…a jeśli idzie o ciekawostki…to właśnie w Oslo znajduje się Instytut Noblowski, gdzie w 1983 r. laureatem Pokojowej Nagrody Nobla został Lech Wałęsa. Natomiast najbardziej znanym motywem w historii sztuki(zaraz obok Mona Lizy Leonarda da Vinci i „Słoneczników”Vincenta van Gogha) jest „Krzyk” arcydzieło ekspresjonizmu, norweskiego artysty -Edwarda Muncha. Obraz przedstawia współczesnego człowieka przeszytego bólem egzystencjalnym. Krajobraz w tle przedstawia fiord w pobliżu Oslo, widoczny ze wzgórza Ekeberg.

Na nocleg udajemy się poza Oslo, kierując się na zachód drogą E134. Pomimo, że to jeszcze nie pełnia sezonu mamy problem ze znalezieniem miejsc, wszędzie zajęte. Dzięki poznanemu na trasie Polakowi, udało się uzyskać informację, że dopiero w okolicy Notodden są wolne domki, na kempingu prowadzonym przez Czechów. Dzień długi tak, że przed północą dopiero jesteśmy na miejscu i organizujemy nocleg. Cena 6os. domku o standardzie „późny Gierek” nad naszym Bałtykiem, 500NOK ( 1korona = 0.57zł).

6 czerwca, czwartek – rano ruszamy z Notodden drogą E134 na zachód, w poprzek centralnego masywu Norwegi. Zaraz po ruszeniu na trasę w miejscowości Heddal, zwiedzamy najstarszy obiekt sakralny typu „stav”, kościół słupowy w Heddal (Heddal stavkirke). Trójnawowa świątynia jest największym zachowanym kościołem klepkowym (słupowym) w Norwegii. Powstała w 1241 roku. Kościół nazywany jest „drewnianą katedrą” lub „mekką” norweskich stavkirke i jest uważany za mistrzowskie osiągnięcie architektury drewnianej. W skład tej niezwykłej konstrukcji wchodzą trzy wieże, 64 powierzchnie dachowe, portyk i apsyda. W latach 1849 – 1851 przeprowadzono gruntowną renowację kościoła. Od czasu reformacji świątynia należy do Kościoła Norweskiego(wstęp 60 NOK).

Dalej…to już tylko wspaniałe krajobrazy widziane w cudownej aurze. Najpiękniejszy fragment to odcinek pomiędzy Haukeligrent a Skare, gdzie przemieszczamy się w zimowych klimatach, wokół śnieg, zamarznięte jeziora, surowy, górski, ale jakże majestatyczny wizerunek Norwegii.

Za Skare skręcamy na północ w drogę nr.13, aby za miejscowością Odda, przemieścić się na drugą stronę masywu górskiego 11,6km tunelem, by jadąc dalej drogą nr 550 do Lafallstrand, przeprawić się promem poprzez Hardargerfjorden do Gjarmundshann ( 86NOK motocykl + 2os.).

Jadąc na północ drogą nr 48, tuż przed Tysse, zostaliśmy na nocleg w małym kempingu, gdzie wynajęliśmy 8os. Domek, kiepskiego standardu za 700NOK.

Ponieważ norweskie ceny…to tak około 4x polskie, toteż mamy alternatywny sposób na kulinarne uczty z łososiem w roli głównej! Kupujemy w supermarkecie świeżą, filetowaną rybę, ok.100NOK kilogram i pieczemy w kempingowej kuchence lub smażymy na patelni w plenerze. Z całodziennym wyżywieniem radzimy sobie świetnie, natomiast napoje rozrywkowe używamy rozważnie, podczas wieczornej celebracji łososia, gdyż zapas zabrany z Polski…zanika. Tymczasem, gdyby chcieć zakupić alkohol, to czeka na nas… kontrolowana prohibicja po skandynawsku. Ciut wiedzy o tym jakże nurtującym i długotrwałym eksperymencie. Prohibicja nasuwa na myśl przede wszystkim, dość nieudany epizod z międzywojennej historii Stanów Zjednoczonych. Tymczasem to nie za oceanem, ale w leżącej niemal po sąsiedzku Skandynawii, ruch abstynencki osiągnął prawdziwe sukcesy. Pozostałości nordyckiej prohibicji istnieją po dziś dzień. Norwegia, choć rok w rok prowadzi albo plasuje się w czołówkach wszelkich rankingów państw najlepszych do życia, z pewnością nie przypadnie do gustu tym, którzy do szczęścia potrzebują alkoholu. Nie dlatego, że tutejszy naród stroni od procentów (przeciwnie – Skandynawowie za kołnierz nie wylewają). Bardziej dlatego, że państwo od lat prowadzi ostrą politykę antyalkoholową, której skala znacznie przekracza działania innych państw Północy. Alkohol w Norwegii – poprzez dyktaturę cenową państwa i podatki – znalazł się wśród produktów luksusowych, na równi z nieruchomościami, samochodami, biżuterią czy papierosami. Detaliczny rynek alkoholowy w Norwegii ogranicza się do 1 (słownie: jednej) spółki, której właścicielem jest rząd i która ma wyłączną koncesję na sprzedaż wyrobów zawierających pow. 3,50 % alkoholu (sic! nawet Żywiec czy Lech są mocniejsze!). Taka struktura rynkowa w ekonomii nazywa się monopolem i do tej nazwy nawiązuje też nazwa państwowych butików – „Vinmonopolet”. Założony został już w 1922 roku (jako prywatna spółka akcyjna, ale pod kontrolą państwa). Dziś posiada 252 sklepy w całym, większym powierzchniowo niż Polska, kraju (wyobraźcie sobie, jakby w całej Polsce istniały 252 monopolowe!). Ideą państwowego monopolu nie jest wcale nabijanie budżetu łatwo zarobionymi pieniędzmi z wódki (od tego jest ropa i gaz). Przeciwnie – „Vinmonopolet” ma dążyć do mniejszego spożycia alkoholu, wzrostu kultury picia, ograniczenia dostępu do procentów i wręcz uniemożliwienia picia młodym. Swoją podniosłą misję sklepy wypełniają nie tylko żałosną dostępnością (jeden przypada na 1,7 gminy), ale też cenami (przeciętne wino – 50-70 złotych za butelkę; 40-proc. trunki, zwłaszcza inne niż wódka, dużo droższe) i godzinami otwarcia (żadnych sklepów całodobowych lub czynnych w niedzielę; otwarte do godz. 16-18 w dni robocze i 14-15 w soboty). Dodać wypada jeszcze, że „Vinmonopolet” stosuje kontrolę wieku wszystkich osób, które paniom na kasie wydadzą się młodsze niż 25 lat (powszechne jest legitymowanie przy zakupie). Alkoholu wcale nie mogą nabyć osoby młodsze niż 18 lat, a trunków mocniejszych niż zabójcze(!) 22 proc. – nie nabędą osoby poniżej dwudziestki…i jak tu nie napić się z rozpaczy?

7 czerwca, piątek – szybki przejazd do Bergen. Dojazd to niezliczona ilość tuneli i wreszcie jesteśmy w tym mieście, gdzie występuje największa suma opadów w Norwegi. A dziś, jest prawie bezchmurna pogoda, 20ºC.,więc od razu ruszamy podglądać życie Bergen.

Najciekawszą częścią miasta, jest położona nad zatoką, zabytkowa dzielnica Bryggen, wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO. Składa się ona z kilku kwartałów drewnianych, ściśniętych wąsko domów ustawionych frontem do portowego nabrzeża. Mieściły się tu domy kupieckie Hanzy, która przez długie wieki miała w Norwegii monopol na handel rybami oraz zbożem. Jak każdy monopol przynosiło to krociowe zyski, które trafiały do bardzo wąskiego grona kupców, będących w zdecydowanej większości pochodzenia niemieckiego. Stworzyli oni tutaj swego rodzaju zamknięte miasto, rządzące się własnymi prawami. Codzienne życie wcale nie należało tu jednak do najłatwiejszych i było poddane wielu surowym rygorom. Obawiając się pożaru, wprowadzono zakaz palenia ognia w domach, nawet w trakcie surowych zim, przez co znane są przypadki śmierci z wychłodzenia. Nikt w faktorii nie mógł też mieszkać z rodziną – ani patron, ani jego zastępca, ani tym bardziej ich pracownicy. Celibat byłby całkowity, gdyby nie dziesiątki domów publicznych otaczających Bryggen.

Niepowtarzalny klimat, ciasno wprasowanych w nabrzeże portowe, ciemnych, ponurych magazynów i kupieckich domostw, tworzą obecnie sklepy z przeróżnymi pamiątkami i kameralne knajpki. Tu mamy okazję wypić najdroższe w swoim życiu piwo – 0.33 litra tego szlachetnego trunku to koszt 82NOK, czyli 45zł. Włócząc się po niezbyt rozległym centrum, spędzamy w tym mieście prawie całe popołudnie, aby później wyjechać za miasto i przy drodze E39 w okolicy Bjarsvik, wynająć luksusowy domek, tuż nad fiordem, na kempingu zarządzanym przez Polkę. Dostajemy promocyjną cenę 500NOK i aby wszystko tego dnia prezentowało najwyższy poziom…

Witek ma okazję uruchomić swój sprzęt wędkarski i ambitne zadanie… przynieść nam rybę. Trwaliśmy w oczekiwaniu, wypijając drinka za wytrwałość i zdrowie Witka (padał deszcz i szarość zapadła nad fiordem). Telefon od Witka, wyrwał nas z modlitwy o rybę… jest!… dorsz!… Krzysiu bez zastanowienia wybiegł na pomoc i razem powrócili jak zwycięzcy. Szybko oporządzony przez Krzysia, upieczony i skonsumowany przez całą naszą szóstkę… tak szybko zniknął… jak się pojawił… smakował wybornie… ale nie do końca pamiętamy… jak wyglądał przed pobytem na patelni.

8 czerwca, sobota – po pożegnaniu z Grzesiem, który jedzie do swojego syna pod Stawanger, my, czyli pozostała piątka, ruszamy dalej na północ w kierunku Trondheim. Jadąc drogą E39 w miejscowości Ytre Oppedal, przeprawiamy się poprzez fiord; Sognefjorden do Lavik (80NOK 2os.+ motocykl). Jadąc dalej w niezbyt sprzyjającej aurze, docieramy dość wcześnie do Byrkjelo i postanawiamy nieco wcześniej odpocząć na miejscowym kempingu Byrkjelo Camping. Wynajmujemy domek za 850NOK i zachowując poprzednie standardy kulinarne, kuchcimy i przygotowujemy łososie, smażone na różne sposoby.

9 czerwca, niedziela – niestety pogoda nie poprawia się, a wręcz przeszła w ustabilizowany deszcz połączony z polarnym wiatrem i chłodem. Temperatura oscyluje w granicach 6 ÷ 8ºC, a chmury słaniają się po ziemi. Ruszamy dalej na północ drogą nr.60. Przejazd wzdłuż najbardziej okazałego fiordu Gejrangerfjorden, okazał się namiastką tego, co można byłoby ujrzeć– totalne „0” widoków. Natomiast po przeprawieniu się na drugą stronę fiordu Storfjorden, jadąc drogą nr 650 „Drogą Trolli”, Trollstigen, dosłownie „Drabina Trolli”, położonej w gminie Rauma, na trasie do Geiranger.. Drogę od zachodu otaczają majestatyczne góry o nazwie Kongen (Król – 1614 m), Droningen (Królowa – 1544 m) i Bispen (Biskup – 1462 m). Po wschodniej stronie doliny leży potężny masyw Trolltindane z ostrymi szczytami powyżej 1700 m. Otwarta w 1936 roku. Średnie nachylenie drogi wynosi 1:12. Składa się z 11 serpentyn, w większości zakręcających pod kątem 180°. Stanowi jedną z największych atrakcji turystycznych Norwegii. Otwarta zazwyczaj od połowy maja do końca sierpnia. Przy Trollstigen znajduje się jedyny w Norwegii (prawdopodobnie jedyny na świecie) znak drogowy – Uwaga Trolle. W połowie drogi znajduje się kamienny most przerzucony nad wodospadem Stigfossen. Trollveggen – najwyższa skalna ściana w Europie mierząca od podstawy 1800m, o pionowym fragmencie mierzącym 1000m i wystającym 50m od pionu…niestety w chmurach.

Jedziemy serpentynami wijącymi się pomiędzy skalnymi wąskimi półkami, a wokół widok na rozliczne wodospady i strumienie spływające z ośnieżonych szczytów. Całość można podziwiać ze specjalnych tarasów i ścieżek przygotowanych na potrzeby turystów – wstęp bezpłatny. Zobaczyliśmy tylko „nieco” z widoków, które ja miałem, jadąc ostatnim razem w 2008r w słońcu i lazurze nieba, teraz mamy mgłę, chmury i szarugę. Mimo wszystko panorama z platformy widokowej, magia trolli, strome zbocza gór nad przepaściami, zakręt na zakręcie…zawróciły nam w głowie. Po zjeździe do drogi E39, jedziemy do Skorgenes, a następnie objeżdżając fiord Moldefjorden i jego odnogi, drogą nr 64 docieramy po przeprawie promowej, do Molde, aby kontynuować dalszą jazdę E39 aż do następnej przeprawy, ulokowanej w miejscowości Kanestraum. Wobec kiepskich warunków pogodowych, szukamy kempingu i dosłownie rzutem na taśmę, znajdujemy takowy, w małej osadzie 10km od przeprawy, jadąc wąską ścieżką wzdłuż fiordu Halsafjorden do Markedal.

Jak wspaniale znaleźć miejsce, gdzie można się wysuszyć i odpocząć po trudach jazdy w kiepskiej pogodzie, gdzie wszyscy przemoczeni i zziębnięci…a w butach szum fal. Nawet te markowe, z serii nieprzemakalne, po całym dniu jazdy w deszczu…zaprzeczają zapewnieniom producenta. Nasz wypraktykowany sposób…suche skarpety, a na nie worki na śmieci(najlepiej nie używane)…nogi do butów i dalej w drogę…pewnie, że wentylacji brak…tutaj liczy się zaradność w podróży. Wynajmujemy domek za 600NOK i pomimo bardzo kiepskiego standardu, z każdą zrzuconą warstwą mokrego ubioru, nastrój poprawia się wprost proporcjonalnie www.magnillen.no . W ruch idą gary, a równolegle wszystkie grzałki, suszarki i grzejniki, pomieszczenia obwieszone ciuchami, buty koło każdego grzejnika, kaloryfery przystrojone w rękawiczki i skarpetki tylko…bezpieczniki prądowe odmawiają posługi…gdyż co rusz je wybija.

…a co do trolli…to taki przypominający wyglądem człowieka stwór ze skandynawskich wierzeń ludowych, wywodzący się z mitologii nordyckiej. Wierzono, że trolle różniły się między sobą zarówno wyglądem, jak i charakterem. Najczęściej miały to być stworzenia bardzo stare, brzydkie, złośliwe i mało inteligentne. Można było wśród nich znaleźć olbrzymy, jak i niewielkiego wzrostu skrzaty czy karły. Niektóre większe trolle ze starości porastały lasem. Trolle mieszkały w trudno dostępnych dla człowieka miejscach: lasach, górach i jaskiniach, niektóre żyły też w morzu. Wyrządzały szkody ludziom i zwierzętom. Pod tym względem były podobne do orków, lecz o wiele od nich większe, silniejsze i agresywniejsze. Zajmowały się też wydobyciem i gromadzeniem srebra, złota oraz kosztowności. Były bardzo chciwe i skąpe. Nie znosiły światła słonecznego, dlatego pojawiały się wyłącznie w nocy; troll, który na czas nie schował się przed promieniami słońca, zamieniał się w kamień…te niezamienione…co rusz nam coś podbierały…najczęściej ginęły nam skarpetki, ale i też nożyczki(choć nie były srebrne)…widać to był jakiś podrabiany troll…jakiś krewniak z Chin.

10 czerwca, poniedziałek – Rano przekraczamy fiord Halsafjorden do Halsanaustan i już w nieco lepszej aurze, jadąc E39 docieramy w okolice Trondheim. Na 30km przed miastem wynajmujemy domek nad fiordem w luksusowym standardzie, wszystko pachnie nowością, każdy ma osobny pokój, cena 1100NOK, nie podlega negocjacji, bo to już ostatni domek, a dopiero 15.00. Ten kto wybierze się do tego kraju, musi zapomnieć o przeliczaniu korony na złotówki i ocenianiu wartości towaru, bo zabrnie w ślepy zaułek stwierdzając, że wszystko jest za drogie. Trzeba powiedzieć sobie jasno, albo chcę tu coś zobaczyć i przystaję na warunki tu panujące, albo lepiej byłoby tu nie przyjeżdżać, unikając tym samym stresu powodowanego wysokością cen.

Tutaj następuje zwrot w naszej podróżny i od teraz będziemy wracać do kraju, tymczasem jedziemy zwiedzać portowe, hanzeatyckie miasto Trondheim, położone w zatoce Trondheimfiord.!

Trondheim było pierwszą stolicą Norwegii. Po śmierci Olafa II Świętego, wzniesiono nad jego grobem katedrę Nidaros. Stare miasto tworzy półwysep otoczony przez rzekę Nidelv. Do wszystkich ciekawych obiektów można dojść na piechotę. Perełką architektoniczną, najbardziej okazałą w całej Skandynawii, jest wyżej wspomniana katedra Nidaros, wzniesiona z niebieskoszarego steatytu w latach 1066-1093r, w której konstytucyjnie odbywają się koronacje norweskich królów (wstęp 180NOK- pełny pakiet). W świątyni przechowywane są insygnia koronacyjne, wyglądają imponująco, można się zachwycić, lecz nie pokażemy ich na fotkach, gdyż obowiązywał całkowity zakaz fotografowania. Z czerwonego drewnianego mostu Bybrua(1861) wspaniale wyglądają stare, XVIIIw, drewniane magazyny kupieckie, wzniesione na palach wzdłuż rzeki Nidelv, przez którą jest on przewieszony. Większość domów na palach poddana została renowacji, gdzie aktualnie znajdują się dobre rybne restauracje. Przy Bakklandet, obok Gamle Bybro, znajduje się jedyny na świecie wyciąg dla rowerów i jest sporą atrakcją dla turystów. Wynalazcą tej nietypowej windy otwartej w1993 r. jest Jarle Wanvik. Urządzenie pomaga podjechać pod dość stromą górkę. Nazwa Granasen, fanom skoków zapewne utkwiła w głowie, to właśnie tam, na dużej skoczni narciarskiej, na zboczu wzgórza Granasen w Trondheim, 9 marca 2001 w zawodach Pucharu Świata, rekordzistą skoczni został Adam Małysz.

Już pod wieczór powracamy do naszej bazy noclegowej – to był piękny dzień

11czerwca, wtorek – ruszamy na południe z Trondheim > Storen – dr.E06 (52km) > Ulsberg – dr.E06 (39km) > Tune – dr.3 (75km) > Elverun – dr.3 (200km) – z każdym kilometrem lepsza pogoda. Pokonujemy zielone tereny środkowej Norwegi, przypominające kanadyjskie bezkresne iglaste lasy. Na nocleg zatrzymujemy się, po zjeździe z trasy prowadzącej do Kongsvinger, na drogę nr 201 przy której nad jeziorem Skesen, próbujemy wynająć domek na miejscowym kempingu. Znalezienie obsługi zajęło nam godzinę, kiedy już przybyli, okazało się, że nie mają kluczy do domku, odjechali, zapewniając nas, że za kilka chwil będą z powrotem i prosili abyśmy poczekali.

Po powrocie wręczyli nam klucze, ale wstukanie danych do komputera zajęło kolejne chwile, zachowywali się, jakby robili to pierwszy raz. Ponownie bardzo kiepski standard za 800NOK. Domek ma chyba ze 30lat i nigdy nie był remontowany, u nas z pewnością nie znalazłby amatora i dawno by go wyburzono – czasem dziwna ta Norwegia, dookoła czysto i schludnie, a takie dziadostwo dalej funkcjonuje.

12 czerwca, środa – dojazd do Kongsvinger – dr.20 (56km) > Magnor dr.2 (28km) > gr. N/S > Arvika – dr.61 (52km) > Saffle – dr.175 (95km) > Melerund – dr.E45 i ponownie, tak jak to było w drodze do Oslo, opodal tego miasta nad jeziorem Vanern, na kempingu Vita Sandars wynajmujemy domek dla całej grupy.  Przybywamy w świetnej aurze, ale po przejściu burzy i nadejściu arktycznego frontu, totalna zmiana pogody, leje całą noc i nie przestaje do rana.

13 czerwca, czwartek – wobec fatalnej pogody z Melerund, już głównymi drogami ruszamy w kierunku Trelleborga. Leje cały czas i do tego bardzo porywisty zmienny wiatr, targa nami z lewa do prawa, każda mijana lub wyprzedzana ciężarówka to szarpiące turbulencje i przyjmowanie dodatkowych uderzeń wiatru. Ponieważ prom mamy dopiero jutro w południe, więc licząc na zmianę aury zostajemy na nocleg 80km przed Trelleborgiem, w okolicy Parku Narodowego Soderasens, na kempingu Rostanga Camping.

14 czrwca, piątek – dojazd do Trelleborga, nadal w kiepskiej aurze, a o 12.45 prom do Sasnitz.

Po drugiej stronie Bałtyku już normalna, letnia pogoda i w takiej atmosferze, docieramy jeszcze tego dnia pod Szczecin. Nocleg w przydrożnym pensjonacie.

15 czerwca, sobota – przejazd przez Polskę do Niesułowic koło Milicza. Po drodze odwiedzamy Wituchowo, gdzie urządzamy pod miejscową kapliczką, obok pałacu „anty upalną sjestę”. Później w pałacu Racot, smakujemy polskich przysmaków. Natomiast w progach pensjonatu „Stary Młyn” u naszych przyjaciół Bogusi i Piotra, po prawie trzech tygodniach, robimy pożegnalny, biesiadny wieczór, degustując dania „Królowej Karpia”. Jako, że po Norwegii mamy więcej niż tylko lekki przesyt ryb… zdecydowanie prosimy o mięso… dużo mięsa.

16czerwca, niedziela – przejazd z Niesułowic do Bielska Białej, pożegnanie w Czechowicach Dziedzicach, gdzie na Witka czeka żona Krysia i po przebyciu 5600km o 15.00 ponownie cali i zdrowi, meldujemy się w naszej „Chałupie na Górce” w Międzyrzeczu Górnym k. Bielska Białej.

…takie sobie podsumowanie…

…dawno…dawno temu…okrzyk „WIKINGOWIE NADCIĄGAJĄ”!!!przez ponad trzy stulecia, przerażał całą Europę…Wikingowie podejmowali dalekie wyprawy wojenne i zdobywcze, które zapewniły im sławę po dziś dzień. Byli też znakomitymi kupcami, odkrywcami i utalentowanymi konstruktorami statków. Żądza przygód gnała ich wciąż naprzód. Wyruszywszy z Islandii, Eryk Czerwony odkrył Grenlandię, gdzie wkrótce osiedliło się wielu Norwegów. Jego syn, Leif Eriksson, w roku 992 opuścił Grenlandię, ruszył na wschód i wylądował w Nowej Funlandii, dziś najdalej wysuniętej na wschód prowincji Kanady. Tym samym Wikingowie odkryli Amerykę… 500 LAT PRZED KOLUMBEM… a dziś… bezkresne lasy i jeziora… lazurowe fiordy i tundra… morze… kolorowe drewniane domki… wszechobecne rododendrony… Henryk Ibsen… Edward Munch… Adolf Gustaw Vigeland… duch wikingów… słupowe kościoły… religia ewangelicko-luterańska… monarchia parlamentarna… wysoki standard życia… białe noce… trolle… łososie… łosie… to tak w telegraficznym skrócie… Norwegia… skandynawski potargany krawat… który dzięki ropie naftowej, stał się najbogatszym krajem Europy. Długie tradycje rybołówstwa, pod względem rocznych połowów, ustawiają Norwegię na pierwszym miejscu w Europie… ale posiada coś jeszcze… magiczny obszar za kręgiem polarnym zwany Laponią. To tam w otoczeniu istot, które można zobaczyć tylko wtedy, gdy one same tego chcą, przemieszcza się Święty Mikołaj, a dzięki ogromnemu zegarowi w jeden wieczór potrafi objechać cały świat. Święty Mikołaj to naprawdę tajemnicza postać – nie tylko dla dzieci i nie tylko dlatego, że roznosi prezenty. Równie tajemnicze są jego zawiły losy i to, w jaki sposób trafił do mroźnej krainy. Jego korzeni trzeba szukać w zupełnie innym kierunku – wcale nie na skutej lodem północy, tylko na słonecznym południu. Dzieli je ładne kilka tysięcy kilometrów i prawie dwa tysiące lat historii. W ciągu kolejnych setek lat Święty Mikołaj przebył długą drogę (biskup Miry w dzisiejszej Turcji). Co prawda dzisiaj nadal podrzuca prezenty przez komin, ale nie nosi już biskupiej szaty, tylko czerwony płaszcz i nie skrada się nocą po nagrzanych ulicach, tylko wyrusza na reniferowym zaprzęgu z mroźnej północy… 6 grudnia zawsze na niego czekałam… tak jak i wszystkie inne dzieci… i nie obchodziło mnie wtedy skąd pochodzi… jaki jest naprawdę… o czym myśli rozdając prezenty… jego wizerunek medialny był niezmienny… tak jak podarki w owym czasie…

Wiola rozpisała się pięknie i filozoficznie, a ja tyle już w sprawie Norwegi wypowiedziałem się w reportażu dotyczącym objazdu Bałtyku przez Murmańsk i Nord Cap w 2008r, że jeśli ktoś ma potrzebę poszerzenia tematu, niech sięgnie do poprzednich tekstów w zakładce stare wyprawy.

Poniżej parę najistotniejszych informacji przed wyjazdem:

Obywatele polscy korzystają z prawa do swobodnego przepływu osób w na zasadach obowiązujących w Unii Europejskiej/Europejskim Obszarze Gospodarczym oraz w ramach strefy Schengen. Dokumentem podróży uprawniającym do bezwizowego wjazdu i pobytu (niezależnie od jego celu) na terytorium Królestwa Norwegii jest paszport bądź dowód osobisty. Brak niezbędnych środków finansowych na czas pobytu w Norwegii nie może stanowić powodu odmowy wjazdu lub wydalenia obywatela RP z Norwegii. Podczas pobytu o charakterze turystycznym honorowane jest polskie prawo jazdy. Obowiązuje używanie świateł mijania przez cały rok i pasów bezpieczeństwa na wszystkich siedzeniach pojazdu. Dzieci (dotyczy to również niemowląt) mogą być przewożone tylko w specjalnych dziecinnych fotelikach. Zimą, która w niektórych rejonach Norwegii rozpoczyna się już w październiku i może trwać do maja, bezwzględnie wymagane są opony zimowe z kolcami  (w Oslo i niektórych innych dużych miastach należy opłacić specjalny podatek za jazdę na zimowych oponach z kolcami). Od kierowców ciężarówek wymagane jest posiadanie, oprócz zimowych opon, również łańcuchów. W razie braku odpowiednich opon lub innego sprzętu umożliwiającego jazdę w warunkach zimowych policja może zatrzymać pojazd aż do czasu ich uzupełnienia przez kierowcę. Nieprzestrzeganie przepisów ruchu drogowego (dotyczy to również przepisów parkowania pojazdów) karane jest z całą bezwzględnością. Policja norweska nie spisuje protokółów policyjnych z niegroźnych wypadków drogowych zostawiając ocenę wypadków samym jego uczestnikom i firmom ubezpieczeniowym.

W Norwegii jest wiele płatnych dróg i tuneli, przy czym są dwa rodzaje tzw. „bramek”: umożliwiające dokonywanie płatności gotówką i kartami płatniczymi oraz w pełni automatyczne działające w systemie „Autopass (www.autopass.no), bez konieczności zatrzymywania się. W drugim przypadku opłatę za przejazd można uregulować po przejechaniu „bramki” w oznaczonych stacjach benzynowych przy drodze albo, tak jak jest w aglomeracji Oslo, na stacjach benzynowych „Esso” (www.fjellinjen.no). Motocykle w większości wypadków są zwolnione z opłat typu „Autopas”

Niedozwolone jest kierowanie pojazdem mechanicznym zarejestrowanym poza Norwegią, bez obecności właściciela pojazdu w pojeździe, przez mieszkańca Norwegi tj. osobę mającą prawo pobytu w Norwegii.

Niektóre ważniejsze przepisy celne:

Norwegia nie jest w pełni objęta europejską unią celną, dlatego też obowiązują tu inne niż na terytorium Unii Europejskiej przepisy dotyczące wwozu towarów przez turystów. Turyści podróżujący do Norwegii podlegają ograniczeniom ilościowym dotyczącym wwożenia towarów przeznaczonych do użytku osobistego i nie podlegających odsprzedaży. Określenie „do użytku osobistego” dotyczy także towarów przewożonych z przeznaczeniem na prezenty. Sprzedaż ich jest naruszeniem prawa zagrożonym ich konfiskatą oraz dodatkową karą. W poważniejszych przypadkach konfiskacie może też podlegać pojazd, którym towary były przewożone. Oprócz rzeczy osobistego użytku potrzebnych na czas podróży, bez cła i innych podatków można wwieźć do Norwegii niżej wymienione towary, jeśli nie przekraczają one ustalonych limitów:

• Napoje alkoholowe: Obowiązują limity przy przywozie alkoholu (w zależności od rodzaju 1.5-3 l). Napoje alkoholowe mogą przywozić osoby, które ukończyły 18. rok życia. Napoje z zawartością alkoholu powyżej 22 proc. mogą wwozić osoby, które ukończyły 20. rok życia.

• Papierosy i wyroby tytoniowe: 200 szt. papierosów lub 250 g tytoniu i 200 szt. bibułek papierosowych (dotyczy to osób, które ukończyły 18. rok życia).

• Żywność, produkty mięsne i mleczne (przywożone z terenu państw UE/EOG): w sumie 10 kg mięsa i przetworów mięsnych, sera oraz innych rodzajów żywności z wyjątkiem karmy dla psów i kotów. Przywóz wymienionych produktów spoza terenu UE/EOG jest zabroniony. Dzieci do lat 12 nie mogą wwozić żywności z wyjątkiem napojów, czekolady i słodyczy potrzebnych na czas podróży.

• Paliwo: oprócz paliwa w baku pojazdu dodatkowo można wwieźć 10 l paliwa na 1 samochód w kanistrze przeznaczonym do przechowywania i przewozu paliwa.

• Przedmioty, których przywóz jest zabroniony: narkotyki, lekarstwa (dozwolony jest przywóz niewielkich ilości lekarstw do użytku osobistego), trucizny wyroby alkoholowe o zawartości alkoholu powyżej 60 proc., broń i amunicja, fajerwerki, ziemniaki, zwierzęta egzotyczne, rośliny i części roślin przeznaczone do uprawy.

Przy wjeździe i wyjeździe można mieć przy sobie gotówkę (waluta norweska i inne waluty) o wartości nie przekraczającej łącznie kwoty 25 000 NOK. W przypadku zatrzymania na terytorium Norwegii po przekroczeniu granicy tzw. „zielonym pasem” odprawy celnej, policja i lotne służby celne surowo traktują posiadanie towarów nie zadeklarowanych w ilościach przekraczających dopuszczalne normy. Szczegółowe przepisy celne zawiera witryna internetowa norweskiego urzędu celnego www.toll.no