Jak wiecie, pierwszą część etapu przejazdu przez Azję zakończyliśmy w stolicy Armenii- Erewaniu, gdzie pozostawiliśmy nasz pojazd. Powróciliśmy do Polski samolotem w połowie kwietnia, aby załatwić wszystkie wizy do następnych krajów, będących na naszej trasie, czyli: Iranu, Turkmenistanu, Uzbekistanu i Kazachstanu, wizę do Rosji już mamy. Był też nam ten czas potrzebny, aby jak co roku, rozpocząć podróżniczy sezon motocyklowy naszą imprezą „Kalety-Zielona 2015”. Wszystkie wizy, oprócz Turkmenistanu, odbieraliśmy terminowo, a na tej ugrzęźliśmy na ponad dwa tygodnie. Nie dość, że żadne biuro nie podejmuje się załatwić tej wizy, to na dodatek konsulaty tego państwa znajdują się w Berlinie lub w Wiedniu. Ten drugi niechętnie podejmuje się przyjmowania petentów z Polski, tłumacząc iż podlegamy pod Berlin. Nie wspomnę o biurokracji, stercie różnych zaświadczeń, o tym iż z wielką łaską obsługują nas w Wiedniu, jak również tym, że nie udzielają żadnych konkretnych informacji co do czasu wyrobienia wizy, jak i jej otrzymania. Czas płynie, my czekamy, nasze powrotne bilety wykupione w promocyjnej cenie na lot 13 maja mają szansę się przeterminować. Od kilku dni dzwonimy, by się skromnie przypomnieć, oni przy każdej rozmowie nas zwodzą, że może jutro, albo pojutrze, siedzimy jak na szpilkach i czekamy na pozytywną wiadomość, a jej wciąż brak.

13.05.2015r – środa

Przepadły bilety lotnicze do Erewania, my nadal w Polsce – nasze paszporty od dwóch tygodni w konsulacie Turkmenistanu w Wiedniu… nie używamy wulgaryzmów;-)

14.05.2015r – czwartek

Rano, kolejny telefon do konsulatu i ponownie zbywająca odpowiedź, że nadal nic nie wiadomo w sprawie naszych wiz i należy dzwonić dzisiaj około 15.00. Jest 10.00, podejmujemy wspólnie z Wiolą decyzję, bym pojechał do Wiednia, aby rozmówić się ostatecznie z konsulem, czy aby w ogóle otrzymamy wizy? Jeśli będzie to możliwe do poniedziałku, to czekamy, jeśli nie, to odbieramy paszporty i będziemy się starali przedostać z Iranu do Uzbekistanu przez Afganistan – w Teheranie można otrzymać miesięczną wizę turystyczną. Wsiadam w auto i szybko przejeżdżam do Wiednia, już o 14.30 jestem w konsulacie, konsul nieco zdziwiony, przecież miałem dzwonić, a nie przyjeżdżać, z łaską raczył odpowiedzieć na postawione pytania i stwierdził. że wizy będą jutro i należy przyjść po nie o 10.00, zapłacić po 55€ od os. na pobliskiej poczcie i odebrać paszporty. Kamień spadł z serca, jest OK! Teraz tylko czekać do jutra, co powoduje, że zwiedzam na piechotkę stare centrum Wiednia aż do późnego wieczora, racząc się wspaniałym piwem. Nocleg w podróżniczym hostelu za 23€ bez śniadania w czteroosobowym pokoju, czysto, ale bez charakteru – taka miejska „spalnia”.

15.05.2015r – piątek

Punktualnie o 10.00 jestem ponownie pod drzwiami konsulatu Turkmenistanu. Po wielu perypetiach, nieustannym dzwonieniu i zwodzeniu mnie, czuję niesmak, ten brak szacunku dla petenta ze strony turkmeńskich urzędników, którzy urządzili sobie „raj pogardy”, mdli mnie jak mam przekroczyć jego próg i rozmawiać ponownie z konsulem. A jednak dzisiaj, jest tak jak poinformowano mnie wczoraj, błyskawicznie robię wpłatę na pobliskiej poczcie, paszporty wraz z komunistycznymi broszurami mam w ręce i już o 10.15 mknę z powrotem do Bielska-Białej. Cztery godziny szybkiej jazdy – błyskawicznie po dotarciu do naszej „Chałupy na Górce”, telefonicznie robię zmianę rezerwacji i dopłatę do nowych biletów lotniczych (LOT) do Erewania (1450zł – tyle musimy doliczyć do turkmeńskiej 5-dniowej wizy tranzytowej, opiewającej na sztywną datę wjazdu 29.05.2015r i wyjazdu 02.06.2015r.). Szybkie dokończenie pakowania i jedziemy na lotnisko w Warszawie, bo jeszcze dzisiaj o 22.35 mamy lot do stolicy Armenii. Mnóstwo stresu po drodze, gdyż dzisiaj piątek i szalony ruch pojazdów na trasie do Częstochowy, do tego zwężenia, korki i roboty drogowe co kawałek. Później nieco lepiej, na lotnisku jesteśmy o 20.00. Nasz uczynny kolega Andrzej, przejmuje nasz pojazd w biegu, przechowa bezpiecznie i zda go nam dopiero po powrocie z tej części wyprawy, końcem lipca. Telefonicznie zawiadomiliśmy również naszego armeńskiego kolegę Armana o naszym spóźnionym przylocie, ponownie wielkie dzięki za pomoc, jego szwagier Wardan, odbierze nas z lotniska w Erewaniu.

16.05.2015r – sobota

Krótka noc w samolocie podczas spokojnego lotu. Zmiana czasu, dwie godziny do przodu i o 4.00 jesteśmy na miejscu. Szybka odprawa i już o 5.00 jesteśmy w domu u mamy Armana, pani Julii. Dosypiamy resztę nocy, w południe pożegnaliśmy się i jedziemy taksówką do centrum, gdzie w podziemnym parkingu, ponad miesiąc temu, pozostawiliśmy nasz samochód. Wszystko jest OK, auto odpaliło, płacimy 90$ USD za miesięczny postój i po małym przepakowaniu, ruszamy ze stolicy Armenii na południe, drogą nr M2 w kierunku Iranu. Ponownie mijamy monumentalny masyw Araratu, pięknieje w blasku słońca w ośnieżonej czapie. Po drodze tuż za Areni, odbijamy 8km z trasy, aby zwiedzić okazały monastyr „Noravank”. Na skalnej, nieco pochyłej półce w końcowej części kanionu rzeczki Gniszik trzy kilometry na wschód od wsi Amagu w regionie Vajk Armenii, znajduje się niewielki, ale jeden z najważniejszych kompleksów klasztornych tego kraju. Odegrał on znaczną rolę w jego dziejach, kulturze oraz religii i duchowości.

Dalej przebijamy się przez wielkie góry południowego Kaukazu na pograniczu z Nagornym Karabachem, przez Goris aż do Kapan, gdzie na parkingu domu weselnego pozostajemy na nocleg w warunkach „Toyota Inn”. Drogi tego regionu w kiepskim stanie, na szczęście panuje skromny ruch. Jedyne pojazdy to irańskie tiry wiozące paliwo do Armenii.

15-05-16-map

Jeżeli ktoś zapyta mnie, co interesującego widziałam w Armenii… odpowiem: „Monastyry”. Coś jeszcze? „Monastyry na skałach”. Coś jeszcze? „Monastyry w kanionach”. Coś jeszcze? „Monastyry w lasach”. Coś jeszcze? „No… jeszcze Ararat”. A może jednak coś jeszcze?… jak mogłabym zapomnieć… setki chaczkarów… kamiennych krzyży… są one symbolem wiary, pełniły również funkcję daru wotywnego lub mającego na celu przebłaganie Boga, stawiane były na pamiątkę ważnych wydarzenia historycznych, ukończenia budowy świątyni lub mogły pełnić funkcję płyty nagrobka, ale i też… drogowskazu. Chaczkar jest nadal popularną wśród Ormian formą sztuki użytkowej. A co do ormiańskich monastyrów? Jest w nich jakaś magia. Przekraczając próg kościółka, w którego murach jest zaklęte ponad tysiąc lat historii… być może właśnie stawiam stopę, w tym samym miejscu, co św. Grzegorz Oświeciciel! Co perscy królowie! Co rzymscy cesarze! Co arabscy kalifowie! Co tureccy sułtani! Co mongolscy wodzowie! W wyliczance tej brakuje ormiańskich władców, co Ormianom by się zapewne nie spodobało, niemniej armeńskie zabytki budzą takie emocje przede wszystkim dlatego, że ostały się (prawie) nienaruszone pomimo najazdów kolejnych imperiów. Historię Armenii można przyrównać do ramówki TVN-u… po „Najazdach” handlarz chaosu zagląda do studia obok sprawdzić, kto będzie gościem „Najazdów po najazdach”, później pięciominutowa prognoza pogody, niby chwila wytchnienia, ale spikerka już zastrasza nadciągającą zawieruchą. A później już lecą po kolei: najpierw „Uwaga!”, później ktoś sypnie „Piaskiem po oczach”, wszyscy rzucają się, żeby poznać najbardziej dobry„Przepis na życie”, ale już jest za późno, bo najeźdźca musi tylko postawić „Kropkę nad i” i Armenia trafi w granice nowego państwa. Później następuje chwilowa przerwa w nadawaniu, po której Ormianin ponownie sadzany jest przed telewizorem, a pilot jest mu zabierany. Wyobrażacie sobie oglądać TVN przez trzy tysiące lat? Nic dziwnego, że większość Ormian wybrało życie w diasporze.

…Wiola…

17.05.2015r – niedziela

Rankiem szybko docieramy do granicy z Iranem w Meghri. Odprawa po armeńskiej stronie szybka, jedynie ponownie płacimy jakieś opłaty drogowe od naszego pojazdu w wysokości 10.600dram. Po odprawie myśleliśmy, że wjeżdżamy do Iranu, a tu nie! Najpierw jest rosyjski punkt graniczny, gdzie ponownie sprawdzają dokumenty rosyjscy pogranicznicy, kontrolują pojazd, wbijają stemple w paszport – wszystko elegancko i uprzejmie. Informują nas jedynie o irańskiej prohibicji i karach, gdybyśmy zupełnie przypadkiem, mieli ze sobą alkohol, chyba po cichu liczyli, że sobie przypomnimy o jakimś zapomnianym oprocentowaniu i przekażemy go w ich ręce, my jednak pozostawiliśmy wszystko Ormianom. Przekraczamy rzekę Araz i dopiero teraz jesteśmy w Iranie. Odprawa idzie sprawnie, podbijają Carnet de Passage na naszą Toyotę i po godzinie jedziemy dalej, o dziwo bez najmniejszej kontroli pojazdu i bez dodatkowych opłat, jak to miało miejsce w Armenii. Wymieniamy pieniądze 100€=3,5mln IRR-riali irańskich. W życiu codziennym Irańczycy podając ceny, targując się, kupując, przeliczając posługują się nie rialami, lecz nieoficjalną jednostką toman, gdzie 1 toman to 10 riali. Wydaje się to proste, ale na początku poruszanie się w tym systemie nie jest łatwe, ponieważ niektórzy starają się podawać obcokrajowcowi ceny w rialach, co wywołuje zamieszanie, do tego należy nadmienić, że my nie znamy języka perskiego, a Irańczycy angielskiego. Pierwsze tankowanie – wiemy z wcześniejszych wywiadów, że z olejem napędowym jest problem, gdyż w Iranie samochody osobowe są wyłącznie na etylinę. Wszystko się szybko wyjaśnia, do tankowania ciężarówek, traktorów i maszyn drogowych potrzebna jest specjalna karta, którą wsuwa się do licznika dystrybutora, co powoduje jego uruchomienie, następnie należność płaci się w kasie. Cena jednego litra oleju napędowego wynosi 3200riali, co równe jest ok. 27 groszy. W naszym wypadku specjalną kartę wsuwa pracownik stacji, tankujemy i płacimy podwójną cenę, czyli około 54 groszy za jeden litr – niby podwójna cena, a i tak 10 razy taniej niż w kraju. Dalej droga prowadzi na zachód, wzdłuż reki Araz, najpierw wzdłuż granicy z Armenią , później Nachiczewanem (azerski autonomiczny okręg) do Jolfa. Po drodze zatrzymujemy się w restauracji, by coś zjeść i napić się herbaty, oprócz życzliwości… nie chciano zapłaty… pobyt zaczyna się ciekawie.

Następnie jedziemy aż pod Tabriz i jeszcze tego dnia z perypetiami związanymi z brakiem oznakowania, docieramy do małej wioski Kandovan, położonej w górach 2200 m.n.p.m, oddalonej o 50km na południe od tego wielkiego miasta (wjazd do wioski jest płatny 25tys.riali). Tam też już po zmroku rozbijamy nasze obozowisko, na wioskowym parkingu w samym centrum.

15-05-17-map

Historia Iranu w pigułce…

Pierwszym śladem człowieka na terytorium dzisiejszego Iranu są rysunki naskalne w pieczarze w Ghonbad-e Kus w Mazandaranie, datowane na 40 tys. lat p.n.e., przedstawiające polowanie na niedźwiedzie, nosorożce i dziki. Przełomowym wydarzeniem w historii Iranu było przybycie na jego terytorium Ariów, przodków dzisiejszych Irańczyków, pod koniec II tysiąclecia p.n.e. Początkowo najpotężniejszym z ich plemion byli Medowie, którzy pod koniec VII w. p.n.e. zniszczyli państwo asyryjskie i założyli własne imperium, rozciągające się od Lidii na zachodzie do Baktrii na wschodzie. Ich państwo przejął jednak ok. r. 550 p.n.e. w wyniku buntu władca Persów z dynastii Achemenidów Cyrus II (559 p.n.e. – 529 p.n.e.). Wkrótce podbił on Lidię i Babilonię, a jego następcy rozciągnęli władzę Achemenidów także na Egipt i dolinę Indusu. Imperium Achemenidów było szczytowym momentem politycznej potęgi Irańczyków w całej ich historii, do czasu kiedy ich państwo zostało podbite przez Aleksandra Wielkiego (336 p.n.e. – 323 p.n.e.). Po jego śmierci tereny irańskie dostały się pod władzę greckich Seleucydów. Ta hellenistyczna monarchia szybko jednak zaczęła się rozpadać. Już ok. r. 238 p.n.e. na tereny północnego Iranu wkroczyli wschodnioirańscy Parnowie, którzy w II wieku p.n.e. zajęli resztę dzisiejszego Iranu i Mezopotamię. W tym samym okresie na wschodnich rubieżach państwa Seleucydów uniezależniło się Państwo Greków Baktryjskich, które jednak zostało podbite przez irańskich Saków ok. 140 r. p.n.e. Ich miejsce zajęli z kolei Kuszanowie, którzy zajmowali dominującą pozycję we wschodnim Iranie aż do połowy III w. n.e. Tymczasem założone przez Parnów Królestwo Partów wdało się w niemal trzystuletnią rywalizację z Rzymem, której najbardziej spektakularnym momentem była zwycięska Bitwa pod Carrhae w 53 r. p.n.e. Późniejsze wojny były jednak dla niego mniej szczęśliwe. Po prześladowaniach chrześcijan w IV wieku, Jezdegerd I zwołał w roku 410 synod duchowieństwa, podczas którego powołano do życia odrębny Kościół Perski, który odtąd funkcjonował jako część struktury religijnej, administracyjnej i prawnej państwa Sasanidów. Chosrowowi II (590-628) udało się zająć większość wschodnich terytoriów Bizancjum, jednak ostatecznie uległ on kontrofensywie cesarza Herakliusza. Wyczerpane wieloletnią wojną państwo Sasanidów uległo najazdowi zjednoczonych w ramach islamu Arabów – w roku 651 zginął ostatni Sasanida, Jezdegerd III. Czasy Sasanidów były także okresem rozkwitu Iranu wschodniego, gdzie od V wieku Sogdyjczycy zdominowali „Jedwabny Szlak”, transportując nim obok towarów… także religie, takie jak zaratusztrianizm, manicheizm i buddyzm. Podbój wschodniego Iranu przez Arabów zakończył się dopiero w połowie VIII wieku. Najazd arabski i związane z nim pojawienie się islamu, to najważniejsza obok przybycia Ariów cezura w historii Iranu. Początkowo, za czasów Kalifów prawowiernych i Umajjadów Irańczycy byli traktowani w kalifacie jak obywatele drugiej kategorii. Dopiero kiedy wzięli oni masowy udział w ruchu, który doprowadził do uzyskania władzy przez Abbasydów, ta sytuacja zaczęła się zmieniać. To wtedy też, dopiero po 750 roku, większość Irańczyków przeszła na islam, wyrzekając się rodzimego zaratusztrianizmu. Dwa pierwsze wieki po najeździe arabskim nazywane są czasami „wiekami milczenia”, bowiem perskie piśmiennictwo tego okresu, zdominowane przez język arabski, niemal zanikło. W przeciwieństwie do Egiptu czy Syrii w Iranie ostatecznie islamizacja nie została jednak połączona z arabizacją. W wieku IX do władzy doszły rodzime dynastie, takie jak Saffarydzi czy Samanidzi, pod których władzą odrodził się pisany język perski, zapisywany arabskim alfabetem. W trakcie I wojny światowej Iran był neutralny. Po wybuchu rewolucji październikowej w 1917 roku oraz klęsce Osmanów, jedyną potęgą w regionie pozostała Wielka Brytania, która okupowała południe i zachód kraju,W zrujnowanym kraju panował głód i epidemie. Po ataku Niemiec na ZSRR w 1942r., Związek Radziecki od północnego zachodu, a od zachodu i południa wojska brytyjskie dokonały uderzenia na Iran. Skutkiem radziecko-brytyjskiej interwencji, było osadzenie na tronie proalianckiego Mohammada Rezy Pahlawiego. ZSRR zabezpieczył sobie dostawy sprzętu i broni przez terytorium Iranu. W podpisanym w styczniu 1942r. traktacie trójstronnym Iran otrzymał gwarancję swojej suwerenności i integralności terytorialnej oraz zapewnienie wycofania wojsk radzieckich i brytyjskich w terminie 6 miesięcy od zakończenia wojny. We wrześniu 1943r. Iran wypowiedział wojnę Rzeszy. Nastały czasy panowania Mohammada Reza Pahlawi – szach Iranu w latach (1941-1979). W 1959 Mohammad Reza Pahlawi zaczął ograniczać wpływy alimów i zamykać islamskie szkoły, co wywołało falę niezgody. 5 czerwca 1963 miały miejsce masowe protesty w wielu miejscach w kraju. W wyniku ostrej reakcji armii zginęło ok. 15 000 ludzi. Wygnany z kraju Chomeini udał się do Nadżafu w Iraku, skąd kierował oporem przeciwko rządom szacha. Władza szacha coraz bardziej opierała się na krwawym terrorze sianym przez tajną policję SAVAK, a do kierowania irańskimi przedsiębiorstwami szach sprowadził 150 tys. zachodnich specjalistów. W grudniu 1978 pięć milionów ludzi zgromadziło się na gigantycznej demonstracji, uczestnicy domagali się usunięcia szacha i ustanowienia republiki islamskiej. 16 stycznia 1979 szach uciekł z kraju wraz z rodziną, większość zachodnich specjalistów zrobiła to samo. W lutym ajatollah Chomeini wrócił po 14 latach wygnania do kraju, a kwietniu proklamowano Islamską Republikę Iranu. Przyjęto trudny do sklasyfikowania ustrój polityczny, łączący elementy nowoczesnej demokracji z religijną dyktaturą. Z jednej strony Iran ma parlament i prezydenta wybierane w wyborach powszechnych, zna instytucję referendum, zaś władza opiera się na nowoczesnej zasadzie trójpodziału, z drugiej jednak, wszystko pozostaje pod nadzorem autorytetów religijnych. Najważniejsze organy nadzoru religijnego to welajat e faghih – teolog szyicki będący głową państwa oraz Rada Strażników, spełniająca funkcję trybunału konstytucyjnego, w tym badająca zgodność prawa stanowionego z zasadami islamu. Wprowadzono surowe prawa wzorowane na szariacie. „Islam jest religią, w której pacierz jest złączony z polityką, a polityka jest rodzajem pacierza”… powtarzał często ajatollah Chomeini.

18.05.2015r – poniedziałek

Od rana zwiedzamy kameralną miejscowość. Kandovan to niewielka wioska położona w pobliżu Tabriz, jest ulubionym miejscem weekendowych pikników dla mieszkańców tego dużego miasta. Atrakcją Kandovan są niezwykłe, wydrążone w skałach domy, w których do dziś mieszkają ludzie, tak jak żyli w nich setki lat temu. Osada jak z Kapadocji, lecz zamieszkana. Sielska atmosfera, wszechobecne osiołki i piknikujący wokół Irańczycy sprawiają, że warto spędzić tu parę chwil.

Przyjaźni mieszkańcy serwują herbatę z miejscowym miodem i prezentują swoje obejścia. Jest czysto, bo wszyscy są za to odpowiedzialni, nawet jeśli przetoczy się stado kóz czy baranów, pozostawiając po sobie us(r)łany kupami szlak, to w moment znajdzie się ktoś z miotełką i to posprząta.

Powracamy do Tabriz i zwiedzamy główną atrakcję miasta, wielki historyczny bazar „Tabriz Bazar Complex”. To wręcz gigantyczny labirynt, 1,5km podzielonego na pięć różnych sektorów bazaru, a każdy ma w ofercie inny towar, 5.500 sklepów, 22 karawansaraje, od 2010r. wpisany na listę UNESCO, nic dziwnego, że kiedyś był ważnym ośrodkiem handlowym na „Jedwabnym Szlaku”. Zupełnie przypadkowo spotykamy się z Nasserem Khanem, kolegą Andrzeja Urbanika z Travelbitu, prowadzi tutaj biuro informacji turystycznej.

Po południu opuszczamy miasto i jedziemy w stronę Teheranu (Tehran). Przed sobą mamy około 600km płatnej autostrady i teraz będzie wtrącenie niczym z Radia Erewań… ale… nie wiedzieć czemu, my nie płacimy. Na bramkach pytają nas tylko skąd jesteśmy, odpowiadamy… z Lechistanu (dawne, ale także alternatywne określenie Polski). Co widzimy po drodze?… najpierw góry jak malowane, później pola uprawne, a na koniec strefa industri (cementownie, ciepłownie itp.) 90 km przed miastem, zostajemy na nocleg przy autostradzie na „servis area”(meczet, stacja paliw, warsztat, restauracja, pogotowie i WC).

15-05-18-map

19.05.2015r – wtorek

Dojeżdżamy do Teheranu, dość płasko, w oddali niskie górki, zła widoczność, coś jest w powietrzu, liczne cementownie, silosy, wszechobecna firma „Mammut”, generalnie brzydko, do tego walka z kosmicznym ruchem drogowym. Stolica wygląda jak niekończące się przedmieście. Zwiedzamy rozległe miasto z kabiny naszej toyoty. Najpierw kręcimy się wokół „Azadi Tower” (Wieża Wolności), by obejrzeć ją z każdej strony, a później ścisłe centrum, spacerkiem wokół pałacu „Golestan Palace”(wstęp 200tys.riali od os.) i jest to cena za sam pałac, zwiedzanie każdego muzeum, a jest ich dziewięć, dodatkowo 50tys.riali. Dawny pałac władców z dynastii Kadżarów, zbudowany przez szacha Naser ad-Dina(1848-1896). Jest to sporych rozmiarów kompleks, położony między bazarem, a placem Imama Chomeiniego. Z zewnątrz bardzo kolorowy, otoczony paskudnymi budynkami z obecnej epoki, natomiast w środku… to już inna bajka… marmury, dywany, sztukaterie, rzeźby i… lustra… lustereczka… i wszystko co się błyszczy. Bogate świadectwo sztuki zdobniczej.

Zahaczamy również o bazar, największy w Iranie. Czego tu nie ma? Tutaj jest wszystko, a powierzchnia wręcz niewyobrażalna i właśnie ze względu na rozmiary, tłum, ilość i wybór towarów, ogólną atmosferę, nawoływania sprzedawców, krzyki tragarzy, warkot motorów i zapach przypraw… warto tu zajrzeć. Można też coś zjeść w maleńkim barze, napić się świeżo wyciśniętego soku lub herbaty z szafranowym cukrem na patyku. Objazd stolicy kończymy na „Mauzoleum Imama Chomeiniego”(„The Tomb of Imam Khomeini”). Ogromny Kompleks zwany „Beheshte Zahra”, to tutaj spoczywa ajatollah Chomeini, twórca Islamskiej Republiki Iranu. Mauzoleum jest cały czas w budowie, więc do środka wjeżdżamy specjalnym autkiem i po zdaniu aparatu fotograficznego i butów, już możemy iść zwiedzać. Mauzoleum ma cztery minarety, każdy po 91m wysokości, dokładnie tyle, ile lat miał Imam Chomeini w dniu śmierci. Patrząc na rozmach z jakim budowany jest kompleks, będzie to coś jak nasz Licheń, już teraz jest pomysł, by nadać mu nazwę „Miasto Słońca”.

Wyjeżdżamy w kierunku Kom (Qom), przemierzamy kilometry (bez)płatną autostradą (w świecie to się nie zdarza) i planujemy zwiedzanie świętego miasta Iranu, To tutaj zaczynał swą działalność ajatollah Chomeini. Na każdym kroku studenci zgłębiający wiedzę na temat szyizmu, pojawia się więcej duchownych, a i kobiety bardziej szczelnie zabudowane czarnym materiałem (czador). Tutejsze mauzoleum Fatimy (Bezgrzesznej), siostry Imama Rezy, jest celem niezliczonych pielgrzymek („Mausoleum (shrine) of Fatima el Masuma”). Przeszliśmy mostem, nad dawno wyschniętą rzeką, Wojtek do mauzoleum wszedł z marszu, ja natomiast udałam się do zakrytego miejsca kontroli poprawności ubioru, tam zostałam przyodziana w czador i już z innymi kobietami (również kontrolowanymi) poszłam w stronę wejścia, gdzie przejęła nas przewodniczka, która opowiedziała co nieco i wskazywała gdzie można, a gdzie nie należy wchodzić. Kunsztowne zdobienia, wszystko wykonane mistrzowsko, jest kolorowo, błyszcząco i konserwatywnie. Miasto Kom słynie z dwóch rzeczy, produkcji świetnych słodyczy i… masy mułłów (mistrz, uczony, świątobliwy). O ile słodycze z Kom mają wśród Irańczyków dobrą opinię, o tyle z szyickimi klerykami sprawa nie jest już tak oczywista… kiedyś ktoś zapytał diabła jak spędza tydzień, na to diabeł odpowiedział tak: z reguły cztery dni w tygodniu jestem w Ameryce, czasem wejdę do głowy Obamy, czasem do głów Republikanów… z nimi jest łatwiej. A co z pozostałymi trzema?.. zapytał ten ktoś, na co diabeł odrzekł… wracam do Kom na szkolenie.

Wyjeżdżamy w kierunku Kaszan (Kashan), a co po drodze? Zakłady kamieniarskie, cegielnie i tak jakoś wszystko posiwiało. Na 60 km przed miastem, ponownie nocleg przy autostradzie na „servis area”.

15-05-19-map

Ciut historii… 26 października 1964r. pewien dobrze już znany w Iranie kleryk, głoszący swoje nauki w mieście Kom, wygłosił mowę, w której skrytykował zgodę szacha na podpisanie umowy między USA a Iranem, która pozwalała, by amerykańscy żołnierze, którzy dopuszczą się przestępstwa na terenie Iranu, nie byli sądzeni przez irański wymiar sprawiedliwości. Na zachodzie sądzi się człowieka za przejechanie psa. W Iranie za przejechanie Irańczyka, nie poniesie się żadnej konsekwencji, więc Irańczycy są gorsi od psów?… powiedział kleryk ściągając na siebie gniew szacha, który ostatecznie, zamiast zlecić jego likwidację, skazał go na wieloletnią banicję w Iraku, a potem we Francji. Tym klerykiem był ajatollah Ruhollah Musawi Chomejni, człowiek, który w roku 1979 doprowadził do obalenia szacha stojąc na czele rewolucji islamskiej. Wierzy się, że rewolucja która obaliła mającą tradycję ponad dwudziestu pięciu wieków monarchię, rozpoczęła się właśnie w mieście Kom, gdy po publikacji w 1979r. szkalującego Chomeiniego artykułu, w mieście wybuchły zamieszki, które potem rozlały się na stolicę i cały kraj.

20.05.2015r – środa

Rankiem okazało się, że noclegowiczów było w tym miejscu więcej, jedni z Irańczyków spali w śpiworach na chodniku, inni rozbili namioty. Szybki dojazd do Kaszan (Kashan) i zwiedzamy to historyczne perskie miasto, którego dzieje sięgają tysięcy lat wstecz. Kaszan jest niedużym, ale sympatycznym miasteczkiem, ściągają tu tysiące turystów, by obejrzeć jedną z głównych atrakcji miasta czyli tradycyjne „domy historyczne”, które domami są tylko z nazwy, w rzeczywistości to po prostu pałace dawnych miejskich notabli. Pałace, które zachwycają zdobieniami, wprawiają w podziw rozwiązaniami technicznymi, które nawet dziś onieśmielają finezją architektury. Pierwszy z nich to „Boroujerdi Historical House”(wstęp 100tys riali od os.). Niezliczone harmonijne łuki i bajkowe sklepienia, układające się w finezyjne geometryczne wzory. Podziwiając kunszt twórców domu najczęściej mamy głowę zadartą do góry. W drodze do kolejnego domu, zajrzeliśmy na chwilkę do „Sacred Shrine Sultan Amir Ahmad”, to taki meczet -sanktuarium sułtana Ahmada. Drugi to „Tabatabai Historical House” (wstęp 100tys.riali od os.). Zdobienia na każdym możliwym elemencie pałacu, rozliczne arkady z finezją podpierają piętra budynku, wyrzeźbione pnącza wiją się po murach, na środku lśni tafla wody, a kolumny przeglądają się w lustrach… my robimy dokładnie to samo.

Trzeci i ostatni odwiedzony przez nas dom „Abbasian Historical House” (wstęp 100tys.riali od os.). Piękny przykład architektury mieszkalnej, mówi się, że był własnością znanego duchownego, posiada sześć dziedzińców, tajne przejścia, kolorowe witraże, warsztat tkactwa i restaurację, gdzie znów pijemy herbatę z szafranowym cukrem i ciasteczkami. Podczas przechadzek po mieście, dostrzegliśmy konstrukcję zupełnie inną niż wszystkie, coś jakby owalne jajo, zakopane do połowy w ziemi. Z zaciekawieniem podeszliśmy, by zajrzeć do środka, a tam wielka dziura w ziemi. W okolicy bazaru taka sama konstrukcja, również zaglądamy i niestety rozczarowanie, bo okazało się, że to jeden wielki śmietnik. Dopiero potem powiedziano mam, że to stare budynki, służące kiedyś do przechowywania lodu! Bogaci mieszkańcy Kaszan, mogli przyjść tu latem i kupić zgromadzony zimą lód.

Udaliśmy się na zabytkowy bazar, ale było za wcześnie, gdyż akurat trwała poobiednia siesta i zobaczyliśmy, jak wygląda bazar „dżdżownica” bez rozgałęzień i bez życia… coś okropnego. Następnym punktem był „Fin Garden”, historyczny perski ogród (wstęp 150tys.riali od os.). Jest tu wiele cyprysów, rozwiązań wodnych, by mogły funkcjonować fontanny, jest też kawiarnia nad strumykiem z rybkami, można napić się herbaty. Według niektórych podań to właśnie z Kaszan wyruszyli Trzej Królowie, kierując się do Betlejem, pewne natomiast jest, że w okresie panowania safawidzkiego, Kaszan stał się miejscem wypoczynku królów, a podczas rządów Abbasa I zbudowano tu perłę perskiej architektury ogrodowej, Ogród Fin. Potem przyszedł czas na „Sialk Hills”(wstęp 100tys.riali od os.), to pozostałości starożytnego miasta, jednego z najstarszych ziggurat (sakralna budowla wieżowa) na świecie, najstarsza osada w Tepe (kopiec) Sialk sięga 5.500-6000p.n.e. Miejsce jest jeszcze w trakcie wykopalisk. Szczątki ludzi, którzy tu mieszkali, można zobaczyć pod szklanym zabezpieczeniem. Po drodze mieliśmy meczet „Agha Bozorg Mosque”, to tutaj mieści się szkoła koraniczna, ale dziś jest tu zupełnie pusto. Jeszcze tylko napijemy się destylatu z róży, który jest w każdym sklepie i już możemy opuścić to wybitnie interesujące miasto.

Jedziemy na południe w kierunku Isfahan (Esfahan). Na 70km odbijamy nieco na zachód, aby po 35km dotrzeć do małej wioski Abyaneh położonej w górach na wysokości 2300m n.p.m. Wioska liczy sobie około 1500 lat i w znakomitej większości zbudowana została z gliny o czerwonawym odcieniu (kolor ochry). Ten niecodzienny widok przyciąga tu tysiące turystów (wstęp do wioski 50tys.riali od os.). Położona malowniczo na zboczu wzgórza, a na przeciwległej stromości, znajdują się ruiny okazałej, starej twierdzy. Wydaje się, że mieszkańcy wioski żyją tak, jak setki lat temu i zupełnie nie przejmują się przemykającymi labiryntami wąskich uliczek turystami. Przyjeżdżają oni nie tylko tych z zagranicy, przede wszystkim Irańczycy. Do wioski pielgrzymki ciągną także z innego powodu… to chyba ostatnie miejsce w Iranie, gdzie kilka osób mówi jeszcze językiem perskim, który w całym kraju używany był kilkaset lat temu, a wszystko przez to, że wioska przez wiele lat, położona wysoko w górach była odcięta od zewnętrznego świata. Co do samej zabudowy wioski i konstrukcji budowli, prezętuje tarasową zabudowę, gdzie  dachy większości domów, to jednocześnie podłoga dla następnych. Nadal spokojnie płynie wioskowe życie, kobiety nie noszą się na czarno, na głowach mają duże białe chusty w kwiaty, suknie również w kwiaty, a mężczyźni noszą baaardzo dziwne, szerokie spodnie. Jest tu piekarnia i sklepy… my znależliźmy nawet taki z rosyjskim piwem bezalkoholowym (mamy przynajmniej naniastkę smaku).

Dziś w Abyaneh, nie mieszka już wiele osób, większość domostw stoi opuszczona. Nie ma kto o nie dbać, przez co pękają i niszczeją pod wpływem czasu i erozji. Wiatr, woda, słońce wszystko to działa tu na przemian, powodując, że do niektórych domów nie można już bezpiecznie wejść. Część z nich się zawaliła, część zrobi to za chwilę. Co prawda trwają jakieś pojedyncze prace, przy renowacji, ale to już nie ten sam klimat, to nie gliniane ściany, nie gliniane sufity, oparte na belkach i czymś w rodzaju trzciny… teraz do budowy wykorzystuje się cegły. Opuszczamy to klimatyczne miejsce, na rogatkach miasteczka spotykamy pierwszy pojazd z Europy, para Belgów zwiedza tak jak my ten kraj. Późnym wieczorem docieramy do Isfahan. Wielki ruch, myślimy wynająć pokój w hotelu, ale to graniczy z cudem, wszędzie brak miejsc, ale i brak parkingów, miasto zakorkowane jest nadmiarem pojazdów – wyobraźmy sobie co by było, gdyby u nas paliwo kosztowało 60 groszy za litr. Po wielu perypetiach, udaje nam się zaparkować naszą toyotę na strzeżonym parkingu przy parku (120tys.riali) i tu też przychodzi nam spędzić noc w warunkach „Toyota Inn” – jest dobrze!!!

15-05-20-map

Troszkę wiedzy na temat Iranu…

Perska nazwa Iran wywodzi się od średnioperskiej formy Eran (partyjskie Arjan), która po raz pierwszy pojawia się na monetach i w napisie przy reliefie z Naghsz-e Rostam sasanidzkiego króla Ardaszira I. Starożytni Grecy używali w stosunku do Iranu nazwy Persis, która wywodzi się od staroperskiego Parsa – nazwy Persów, jednego z ludów irańskich. Ze względu na to, że ówcześni Persowie pod przywództwem Achemenidów zdominowali wszystkie inne ludy irańskie, ich nazwa była używana przez Greków, jako zbiorcze określenie na wszystkich Irańczyków. Obecna Islamska Republika Iranu liczy ok.75 mln obywateli, których 99% wyznaje islam. Istnieje tu policja religijna i sądy religijne, które sprawują całkowitą kontrolę nad wszystkimi dziedzinami życia. Odejście od islamu jest karane śmiercią; kara śmierci grozi również m.in. za cudzołóstwo i kontakty homoseksualne. Noszenie hidżabu przez dziewczęta od dziewiątego roku życia, jest wymuszone prawem. Zabronione jest picie alkoholu, noszenie niemuzułmańskiego stroju i kontakty między niespokrewnionymi osobami płci przeciwnej. Segregacja płciowa obowiązuje m.in. w szkolnictwie, służbie zdrowia, środkach komunikacji publicznej, na plażach, w kinach, salonach fryzjerskich, lokalach gastronomicznych i obiektach sportowych.

21.05.2015r – czwartek

Zwiedzamy Isfahan. Irańskie przysłowie mówi, że Isfahan to połowa świata i jest w tym chyba sporo prawdy, to najczęściej odwiedzane przez turystów miasto w Iranie. Rozpoczynamy od spaceru do najbardziej znanego „Mostu Trzydziestu Trzech Łuków”, charakterystyczny kolumnowy most łączący dwa brzegi rzeki Zajande. Spod pod mostu przeszliśmy do „Chehel Sotun Palace”, pałacu którego nazwa znaczy tyle co „Pałac Czterdziestu Kolumn”. Strzelistych kolumn co prawda jest „tylko 20″… ale kolejne 20 odbija się w tafli lustra wody, który rozciąga się przed wejściem… taka to sprytna iluzja (wstęp 150tys.riali od. os.). Bajkową scenerię uzupełnia przepiękny park, w którym położony jest cały kompleks. Warto spędzić tu więcej niż chwilę potrzebną na obejrzenie wielkich malowideł (freski), które znajdziemy wewnątrz. Z tego pałacu aż żal wychodzić.

Docieramy do „Placu Imama Chomeiniego”, którego zabudowa przypomina krakowskie Sukiennice. Idziemy do „Sheikh Loftollah Mosque”, czyli do „Meczetu Szejka Loft Allaha” (wstęp 100tys.riali od os.). Przepięknie zdobiony, zadedykowany teologowi szyickiemu Loft Allahowi, jest niezwykłym przykładem nowatorskich rozwiązań architektury tamtego okresu. Został całkowicie przykryty, nie ma dziedzińca ani minaretów. A teraz idziemy na bazar, to czołówka wśród bazarów, to kilka wieków historii handlu, to kilometry korytarzy, zastawionych sklepami w których kupimy dosłownie wszystko. Możemy tu dostać przyprawy, możemy kupić dywan, wymyślne rękodzielnictwo, turyści kupią tu pamiątki, a kobiety czarny materiał, z którego uszyją tradycyjne ubranie, którym zgodnie z nakazem prawa i religii zakryją swoje ciało. Albo jeśli są bardziej wyzwolone kupią tylko chusty, którymi zasłonią włosy. Jedyną rzeczą, której nie kupimy na targu jest alkohol, bo ten jest w Iranie prawnie zakazany, poza tym możemy się tu zaopatrzyć we wszystko, czego tylko dusza zapragnie, byle tylko mieć na to pieniądze. Odchodząc boczne uliczki, dojdziemy w miejsca, gdzie rzemieślnicy sami w pocie czoła tworzą swoje arcydzieła i można kupić je taniej. Na koniec największa atrakcja „Jame Mosque Of Isfahan”, czyli „Meczet Piątkowy” (wstęp 150tys.od os.). Jego budowa rozpoczęła się w 841 r., jest znakomitą ilustracją ewolucji architektury muzułmańskiej na przestrzeni dwunastu stuleci. Ta najstarsza zachowana budowla tego typu w Iranie, posłużyła jako model dla wznoszonych później meczetów w Azji Środkowej. Cały kompleks architektoniczny zajmuje powierzchnię ponad 20 tys. m². To pierwsza muzułmańska budowla, w której przystosowano czterodziedzińcowy układ znany z sasanidzkich pałaców, do architektury sakralnej. Jego dwupłaszczowe, żebrowane kopuły są symbolem architektonicznej innowacyjności, która zainspirowała budowniczych w całym regionie. Obiekt posiada także niezwykłe zdobienia charakterystyczne dla sztuki muzułmańskiej na przestrzeni jej ponad tysiącletniego rozwoju. Meczet jest symbolem nie tylko architektury, ale całego Iranu. Doskonała symetria, powtarzalność, wyjątkowe gry świateł i kolorów na mozaikach, posadzkach i w oknach, harmonia i lekkość kolumn oraz łuków czy zdobienia motywami roślinnymi i wersetami z Koranu… generują mnóstwo wrażeń w głowie wciąż zadartej do góry.

A jeśli dość będziemy mieli islamu, bazarów, pamiątek i zabytków związanych z tą religią, zawsze możemy sięgnąć głębiej w historię Persji i poznać miejsca kultu Zoroastrian. Zanim bowiem islam pojawił się na tych terenach, większość mieszkańców było tu „czcicielami ognia” jak określają Zoroastrian (Zaratusztrian) Irańczycy. Zoroastrianie zostawiali ciała swoich zmarłych w wieżach milczenia, na pożarcie sępom i innym ptakom. By w ten sposób zamknął się życia krąg i materia zmarłego ciała wróciła do świata. Awesta to święta księga religii Perskich. Mojżeszem tej religii jest Zarathustra. Podobnież jak Mojżesz i Budda, Zoroaster jest postacią wielce enigmatyczną, do tego stopnia, że można poddać w wątpliwość jego istnienie. Największym bogiem Awesty jest Ahura Mazda. Kapłani Awesty zwą się athrawanami: „Ci kapłani Awesty tworzą kastę dziedziczną, której członkowie są jedynie kompetentni w składaniu ofiar lub oczyszczaniu; rodzono się kapłanem, nie zostawano nim. Żyją z dochodu kultu, które prawo religijne ustanawia troskliwie, a także z licznych kar pieniężnych, które skarbią sobie w zamian za pokuty. Jest to więc prawdziwe duchowieństwo, jak kler druidów”. Zaratusztrianizm wywarł ogromny wpływ na judaizm, ale również na chrześcijaństwo i islam. Był religią trzech antycznych imperiów perskich rządzonych przez dynastie Achemenidów, Partów i Sasanidów. Głównymi wierzeniami i podstawą zaratusztrianizmu są równowaga sił Dobra i sił Zła w świecie (z czasem ewoluował w stronę klasycznego monoteizmu), wolna wola człowieka, który może swoim działaniem wspomóc dobro lub zło oraz uznawanie ognia za święty przejaw dobrego Boga w świecie… otoczonego kultem. Jedziemy do kolejnego mostu „Khaju Bridge”, to miejsce spotkań i spacerów, to symbol miasta.

Po południu opuszczamy Isfahan i jedziemy dalej na południe w kierunku Sziraz (Shiraz). Na 130km przed miastem w wysokich górach pasma Zagros, nad strumykiem, pierwszy raz w sielskiej atmosferze pozostajemy na nocleg. Wreszcie pełny relaks i temperatura do wytrzymania, tylko 28ºC, gdyż od Teheranu nieco męczą upały sięgające ponad 40ºC.

15-05-21-map

Przyszedł czas na refleksję… spojrzeć z pozycji kierowcy, na szeroko pojęty ruch uliczny z zupełnie innej, bliżej nieokreślonej perspektywy. Na nowo zostały nakreślone zasady ruchu drogowego, wyznaczone nowe horyzonty i zburzone doszczętnie wszystkie zasady jakimi kierowałem się do tej pory. Nie jestem nawet w stanie zliczyć, ile razy na przestrzeni tego co już za nami, Irańczycy złamali prawo drogowe. Prawo oczywiście w naszym europejskim rozumieniu. Znaki drogowe służą tylko do ozdoby dróg, a wszelkie ostrzeżenia i zakazy nie działają. Okazało się, że możemy zatrzymywać się, gdzie tylko zechcemy, a jeśli jest to płatny parking, to za niego nie płacimy (tak jak za autostrady)… i do tego wszyscy są uśmiechnięci, przyjaźnie nastawieni, chętni do pomocy, wręcz zaciekawieni obcokrajowcami… pojawia się pytanie… dlaczego jest tu tak mało turystów? Osobną sprawą jest uczestnictwo w ruchu drogowym, szczególnie w miastach. Nikt tu nie zauważa pieszego, a pieszy nie ma tu żadnych praw. Nie myślcie, że tam gdzie działają światła jest się bezpiecznym, nic bardziej mylnego. Kierowcy jeżdżą okropnie, szybko, brawurowo, kompletnie bez wyobraźni, niejednokrotnie widzieliśmy samochody jadące „pod prąd” na drodze jednokierunkowej. Najprostszy sposób to obserwować zachowania Irańczyków, w ten sposób łatwiej będzie można zrozumieć „rytm jazdy”, by móc spokojnie, jako pieszy poruszać się w ruchu ulicznym. Zatrzymanie się na środku jezdni pomiędzy pasami, nie robi na nikim wrażenia. Policja jest niezauważalna, nie zaczepia i nie kontroluje turystów, można się tu czuć całkowicie bezpiecznie i to również po zmroku.

22.05.2015r – piątek

Wreszcie od kilku dni, spokojna i cicha atmosfera snu. Jedziemy zwiedzać główne zabytki starożytnej Persji. Po kilkunastu kilometrach podjeżdżamy do „Pasargadae World Heritage Site”, czyli Pasargady (wstęp 150tys.riali od os.). Założone w połowie VI w. p.n.e. przez Cyrusa II Starszego nad rzeką Murghab; pierwsza stolica dynastii Achemenidów; w końcu VI w. utraciła znaczenie na rzecz Persepolis; 330 p.n.e. zdobyta i złupiona przez Aleksandra Wielkiego. Zachowały się m.in.: słynny kamienny grobowiec Cyrusa II Starszego w formie czworobocznej budowli (wysokość 11 m) z dwuspadowym dachem, ruiny zespołu pałacowego zdobionego reliefami, bramy, kamiennej wieży — świątyni ognia oraz 2 monolityczne kamienne ołtarze ognia. s Przemieszamy się zatem następne 60km i docieramy do najznakomitszego miejsca Persji, „Persepolis World Heritage Site”, czyli Persepolis.

Miasto założone w 518 p.n.e. przez Dariusza I Wielkiego z dynastii Achemenidów, które było antyczną stolicą Imperium. Na pierwszy rzut oka od wejścia widzimy schody, wielkie, monumentalne. Schody, które już na samym początku miały onieśmielić gości, pokazać, że ten, który je zbudował, że ten który włada miastem, nie ma sobie równych. I wtedy faktycznie przez długi czas nie miał. Aż nadszedł Aleksander Wielki ze swoją armią, rozgromił perskie wojska i tryumfalnie wkroczył do Persepolis. Schody wiodące do Persepolis są dwupiętrowe, w połowie załamują się i zawracają w kierunku góry, by skończyć się przy Bramie Narodów, chronionej przez dwa skrzydlate byki. Mimo, że zachowały się tylko jej fragmenty, to i tak oddają one obraz świetności i kunsztu dawnych budowniczych. Wejście do miasta do dziś robi wrażenie, potężne i wysokie rzeźby witają i zarazem onieśmielają. Na kamiennych murach pałaców zostały wyrzeźbione sceny chwały i wielkości władców Persepolis. Widzimy tu przedstawicieli władców z całego ówczesnego świata, którzy zmierzają z darami dla kolejnych przedstawicieli dynastii Achemenidów władających miastem. Idą zatem niosąc owoce, prowadząc wielbłądy, ciągnąć owce, wszystko, by zaskarbić sobie przychylność władcy. A władca jest potężny, także na skalnych płaskorzeźbach. Zawsze zajmuje najwyższe miejsce, zawsze władczo spogląda na poddanych. A tuż obok na kolejnym murze jest jego ochrona, to „Nieśmiertelni”, straż władcy, identyczni w wyglądzie, identycznie umundurowani, identycznie uzbrojeni. Zawsze w ilości tysiąca, kiedy jeden ginął natychmiast zastępowany był kolejnym, by znów był ich równy tysiąc. Nie mniej, nie więcej, bo „Nieśmiertelnych” zawsze był tysiąc. Jako formacja nie umierali, zawsze w sile tysiąca gotowych oddać życie za władcę. Niegdyś wszystkie płaskorzeźby były wykonane z czarnego lśniącego kamienia. Historia zagłady tego miejsca, a ponoć to tylko legenda, przypisuje Aleksandrowi Wielkiemu, że puścił z dymem całe miasto (wielu historyków stara usprawiedliwić go tym, że działał pod wyraźnym wpływem alkoholu i kobiet). W rzeczywistości spalił tylko dwa pałace, reszta padła ofiarą czasu, a nie krwiożerczych zapędów Aleksandra. Ale gdyby tak chcieć pokusić się i wyobrazić sobie… jaka to musiała być imponująca katastrofa… wszędzie dym, ogień, krzyk, jak to wszystko musiało płonąć, by być tak zrównane z ziemią, by pozostał tylko na kamieniu… kamień. Jednak to co pozostało, wciąż jest imponujące, a przy odrobinie wyobraźni pozostawia niezapomniane wrażenie.

Dziś to również jedna z głównych atrakcji, które oferuje Iran. Podjeżdżamy jeszcze następne 10km pod królewską nekropolię w „Naqsh-e Rustam”, czyli Naksze Rostam (wstęp 100tys.riali od os.). Wykuta na wzór „Doliny Królów” w Egipcie. Znajdują się tu groby achemenidzkich władców, których zewnętrzne strony mają kształt krzyża i ozdobione są reliefami oraz zoroastryjskim symbolem kojarzonym z bogiem Ahura Mazdą (Panem Mądrym). Dzisiejszą jazdę kończymy w centrum Sziraz (Shiraz), gdzie po tygodniu podróży pozwalamy sobie na odrobinę luksusu i wynajmujemy pokój w hotelu, w samym centrum miasta, tuż obok imponującej twierdzy (250tys.riali za wszelkie wygody+śniadanie+parking). Jesteśmy w mieście pięknych meczetów, ogrodów, pałaców, bazarów i twierdzy. Irańskie Sziraz dawniej słynęło z wina, dziś po winie pozostały poematy poety Hafeza. Jeszcze tego dnia zwiedzamy ścisłe centrum, zaglądamy do „Arge Karim Khan”, czyli Twierdzy Karim Chana (wstęp 150 tys.riali od os.), która jest w samym środku miasta. Z zewnątrz warto zwrócić uwagę na jedną z narożnych, okrągłych wież obronnych. Nie tylko Piza ma swoją krzywą wieżę. Natomiast wnętrze przedstawia marny widok, nie dość, że udostępnione jest tylko jedno skrzydło do zwiedzania, to tak naprawdę nić tam nie ma, poza bałaganem, stertami gruzu i rusztowaniami. Ponieważ dzisiaj piątek, czyli w świecie muzułmańskim dzień święty, bazary pozamykane, zaglądamy więc jedynie do meczetu „Vakil Mosque” i kończymy na dziś obchód miasta. Pełny relaks i sen w klimatyzowanym pokoju hotelu „Parseh Hotel”.

15-05-22-map

23.05.2015r – sobota

Do południa kontynuujemy zwiedzanie Sziraz, a dokładnie koncentrujemy się na odwiedzeniu meczetu „Nasir-Al-Molk Mosque” zwanego również „Różowym Meczetem” (wstęp 100tys.riali od. os.). Najpiękniejszy meczet w Sziraz. Nie jest on ogromny, nie imponuje rozmiarami, ale zmusza do zachwytu tym, w jaki sposób został ozdobiony wewnątrz. Sufity i ściany są istnym arcydziełem! Cudowne i lekkie wzory powodują, że wzrok gubi się w ich gąszczu, ale wciąż poszukuje nowych doznań, biega od jednego ornamentu do drugiego, od jednego kwiatu, ku innemu. Gubi się w różu, który opanował zdobienia, a za moment wzrok podąża w stronę witraży, przez które wpada różnokolorowe światło, idealnie uzupełniając klimat. Wart uwagi jest również dziedziniec, na środku którego znajduje się basenik z wodą, a ściany świątyni, to kolejna galeria sztuki. Kolejne dziesiątki metrów powierzchni wzorów, kolorów i przenikania się barw. Ale nie samymi meczetami Sziraz żyje, w mieście warto także zagubić się w labiryntach Bazaru Vakil. Ogromy, zadaszony budynek aż się prosi o to, by go odwiedzić, by chodzić z jednej uliczki do drugiej, by oglądać dywany, wdychać ostry zapach przypraw, czy też podziwiać kolorową modę kobiecą na… manekinach z ekspozycji, gdyż na ulicy mamy tylko czarne czadory. Tu znajdziemy też sekcję, w której możemy kupić pamiątki z Iranu, od rękodzieła przez wyroby bardziej masowe. A kiedy już będziemy mieli dość spacerów, zwiedzania czy zakupów… warto zajść do jednego z licznych punktów sprzedających soki i szejki owocowe. Kosztują grosze, a smakują wyśmienicie. Na rogatkach miasta oglądamy jeszcze „Bramę Koranu” i jedziemy na płn.-wsch. w kierunku Jazd (Yazd).

Pierwsza połowa trasy, to jazda tą samą drogą, którą przybyliśmy tu z Isfahan, druga to pokonanie pustyni, a następnie przejazd przez góry z przełęczą na wys. 2650m n.p.m. Ale po drodze zaglądamy do miejscowości Abarkuh, gdzie rośnie jeden z najstarszych cyprysów na świecie „The World’s Oldest Cypress” zwany też „Zoroastrian Sarv” (wstęp 50tys.riali od os.). Jest chroniony, jako narodowy pomnik przyrody i jest w istocie główną atrakcją turystyczną o wys. 25m. i obwodzie 18m. Szacuje się go na ponad cztery tysiące lat i jest prawdopodobnie drugim najstarszym żyjącym drzewem w Azji. Potem to już tylko pustynia z suszonymi krzaczkami, później niewielkie góry, gdzie górne partie przypominają wycinanki, a dolne zastygłe morskie fale. Pod wieczór jesteśmy w Jazd pokonując odległość 440km.

Za bazę noclegową, wybraliśmy parking, tuż obok charakterystycznych budowli występujących w Jazd, czyli „badgirów” (łapaczy wiatru). Są to widoczne wszędzie nad miastem kominy, tyle że z otworami po bokach, czasami nastroszone patykami lub rurkami, które niegdyś służyły jako namiastka klimatyzacji, wpuszczając nadmuch świeżego powietrza do rozgrzanych domostw. Dziś używane są tylko przez tych, których nie stać na prawdziwą klimatyzację. Jedyne co dzisiaj przeszkadza, to niemiłosierny upał – auto rozgrzane z jazdy na wyasfaltowanym, nagrzanym słońcem placu, stygnie dopiero nad ranem. Wokół miejski zgiełk, hałas i tylko wentylatory ratują odrobinę „komfortu” spania tej nocy. Ale koniec narzekania… trzeba być twardym. Uprzejmi sklepikarze, nawołując „hello mister”, raczą nas podarkiem w postaci zimnego syropu szafranowego… pyszny, lecz niemiłosiernie słodki. Ludzie zamieszkujący ten kraj, cukier spożywają w przeróżnych postaciach i używają go z nadmiarem.

15-05-23-map

Jesteśmy już w tym kraju tydzień, więc pokuśmy się o kilka refleksji. Stołujemy się codziennie w przydrożnych barach i zauważamy, że kuchnia perska składa się głównie z ryżu i kebaba w towarzystwie sałatki, przysmażanych pomidorów, cebuli, mięty i jogurtu. Najczęściej zdarzają się szaszłyki baranie lub z kurczaka oraz warzywne zupy, oparte na roślinach strączkowych. Mięso oczywiście jest halal, czyli czyste w sensie religijnym, oczywistym faktem jest, że nie podaje się wieprzowiny. Na śniadanie zazwyczaj serwuje się jajka lub jajecznicę i coś słodkiego: dżem, miód lub powidła, jako chleb występuje lawasz, to taki płaski placek. Po drogach jeżdżą w większości peugeoty i renaulty. Tylko te wolno w Iranie sprzedawać. Francja dostała ten przywilej w zamian za „przechowanie” Chomeiniego. W Iranie wciąż jeszcze Europejczyk może czuć się trochę jak małpa z obwoźnego cyrku, wciąż jest tutaj zbyt mało zagranicznych wycieczek. Na widok białych wielu Irańczyków, mężczyźni i kobiety, zatrzymują się, podchodzą, próbują nawiązać dialog, choć znają tylko kilka podstawowych formułek. Są bardzo ciekawi świata. „Can I help you?” – pytają, obdarzając rozmówcę szczerym uśmiechem. „Where are you from?” – próbują dalej. „Poland, Poland…” – niektórzy powtarzają zagubieni. Dopiero słowo „Lechastan” (Polska w języku farsi) usuwa wszelkie bariery. „Lechastan? Volleyball!” (siatkówka) – podchwytują natychmiast Irańczycy. Kiedy już nawiązana zostanie „rozmowa”, natychmiast spod czadorów wychylają się najnowszej generacji wypasione smartfony. „Can I take a photo?” I pstrykają, pstrykają, pstrykają… Niedostępny dla świata, odizolowany od niego na własne życzenie, sformułowane ponad trzy dekady temu przez ajatollaha Chomeiniego, zaczyna powoli topić konserwatyzm, a tymczasem… Chomeini i jego następca Chamenei… spoglądają uważnie na Iran współczesny z wszechobecnych tam portretów… zastanawiając się, czy aby ta delikatna odwilż nie pójdzie w niechcianym kierunku.

24.05.2015r – niedziela

Jazd to przede wszystkim gliniane domy, dużo glinianych domów, kręte gliniane uliczki, kryty bazar, „badgiry” – łapacze wiatru, zoroastriańskie wieże milczenia i sporo okazałych meczetów. Jazd uznaje się za jedno z najstarszych miast na ziemi. To również najważniejszy w Iranie ośrodek zoroastryzmu (pisaliśmy o tej religii wcześniej). Tuż obok „Amir Chakmak Mosque”, czyli meczetu Chokhmaq, w samym centrum, przy placu o tej samej nazwie, wpatrujemy się w „takije”, to taka drewniana konstrukcja przypominająca listek, tyle że ma kilka metrów, zastanawiamy się do czego może służyć? Ano, do wystawiania przedstawień pasyjnych, w każdą rocznicę śmierci Imama Husejna. Obchodzimy wiele bazarowych uliczek, spacerujemy po centrum, oglądamy wiatrołapy.

Następnie udajemy się do „Jame Mosque Of Yazd”, czyli Meczetu Piątkowego, gdzie jego dwa minarety uważane są za najwyższe na świecie, a na pewno najwyższe w całym w Iranie. I znów jest precyzyjnie, symetrycznie i kolorowo, ale jest coś jeszcze… konkurs rysunkowy dla dzieci. Nie wiedzieć czemu, zostałam wytypowana do rysowania wybranego fragmentu meczetu… podjęłam wyzwanie, choć na lekcje rysunku w szkole… nosiłam prace mamy. Jest dobrze, mam kredki i chęci… co z tego wyszło?… dzieciom się podobało, ja dostałam nagrodę od panów w garniturach… cudny kolorowy dywanik do modlenia się… hm… chyba wykorzystam go do innych czynności. Jedziemy jeszcze do „Yazd Zoroastrian Fire Temple”, czyli Świątyni Ognia ,świątyni wyznawców zoroastryzmu, podobno w środku znajduje się wiecznie płonący ogień, ale tego nie zobaczymy, bo jest nieczynna.

W południe wyjeżdżamy z Jazd na wschód drogą nr 68, w kierunku Tabas. Po 38km, odbijamy na północ w szutrową drogę, prowadzącą nas do „Chak Chak”. Ponad dwadzieścia km przejazdu ciekawą krajobrazowo pustynną drogą, wijącą się pomiędzy ogromnymi skałami. „Chak Chak”, to niewielka, ale za to najważniejsza na świecie świątynia zoroastriańska, sanktuarium w jaskini znajdującej się na zboczu góry. Wokół jaskini zbudowano kompleks budynków do obsługi pielgrzymów, którzy masowo nawiedzają to miejsce. Świątynia sama w sobie może nie robi wielkiego wrażenia, ale jej położenie, droga do niej i cała okolica są bardzo klimatyczne. Mamy tu okazję spotkać parę podróżników z Polski, jadących terenową Toyotą Land Cruiser. Wspólne zwiedzanie z wymianą informacji i w drogę, my dalej na wschód, oni wracają w szybkim tempie do kraju. Ale wróćmy do świątyni, kiedy już wejdziemy przez złote drzwi, a na głowę kapnie nam święta woda, którą należy obmyć twarz, ujrzymy jak płonie stale podtrzymywany święty ogień. „Chak chak” jest miejscem pielgrzymek dla wyznawców zoroastryzmu z całego świata, ale szczególnie z Iranu, Indii i USA.

Przebijamy się do głównego traktu, a tu czeka na nas następna wyjątkowa atrakcja, osada w Kharanaq. Jest niewielką, urokliwą wioską, pamiętającą jeszcze czasy przed dominacją Islamu. Wszystkie budynki mające ponad 1500 lat, wybudowane są z glinianych cegieł i otynkowane wysuszoną na słońcu mieszanką błota z sianem. Jeszcze do niedawna mieszali tu ludzie, ale ostatnie rodziny wyprowadziły się kilka lat temu. Dziś w Kharanaq, po pustych uliczkach hula wiatr, odrapujący ściany z minionej historii. Chodzimy po wąskich zagruzowanych uliczkach, zaglądamy w niegdysiejsze skromne chaty o rozpadających się dachach i oglądamy piękny krajobraz otaczającej wioskę doliny. Tu czas zatrzymał się kilkaset lat temu, deszcz bezlitośnie wypłukuje gliniane ściany, a wiatr i erozja kończy siłę zniszczenia.

15-05-24a-map

Po nieustającym korowodzie wzruszeń, przychodzi czas, by jeszcze dzisiaj pokonać 350km przez pustynię, aby o zmroku dotrzeć do Tabas. Z pomocą uczynnego Irańczyka, docieramy pod ogromny kompleks świątynny z czterema wysokimi minaretami, otoczony 6-pasmowym rondem i palmami, pod którymi możemy spokojnie pójść spać, w naszym blaszanym, dobrze nagrzanym lokum. Ciekawostką takich miejsc, jak i wszystkich serwisowych parkingów i stacji paliw, są kompleksy WC, ogromne z wieloma obszernymi kabinami toalet, oczywiście w stylu „na Małysza”, lecz czyściutkie, posiadające półeczkę i węża prysznicowego do podmywania, co powoduje, że można bez problemu zażyć skromnej kąpieli typu „ natrysk w przysiadzie”. Odbyła się również pierwsza kontrola policyjna, wszystko uprzejmie i bez kłopotów, sprawdzono nam jedynie paszporty. W 1980r. miała tu miejsce katastrofa amerykańskiego śmigłowca, który leciał na pomoc oblężonej ambasadzie USA w Teheranie. Podobno lokalni mieszkańcy lubią pokazywać to miejsce turystom, ale my takiej oferty nie otrzymaliśmy. W sumie może to i dobrze, bo co ciekawego w miejscu po katastrofie?

15-05-24b-map

25.05.2015r – poniedziałek

Tabas, położony pośrodku pustyni, jest dość nowoczesnym miastem, co wynika z faktu, że zostało całkiem niedawno odbudowane po trzęsieniu ziemi, które w 1978r. nawiedziło to miejsce. Miało ono siłę około 7,9 w skali Richtera, miasto uległo całkowitemu zniszczeniu, a pod gruzami śmierć poniosło 22 tysiące ludzi. My zwiedzamy jedynie ruiny „Arge Tabas”, czyli cytadeli, która jest obecnie w stadium restaurowania i to w sposób nad wyraz naturalny, czego byliśmy świadkami – jedyne narzędzia to zdezelowane taczki i łopata.

Opuszczamy Tabas i jedziemy na północ w kierunku Meszhedu (Mashhadu). Na trasie prowadzącej przez pustynię, mamy zamiar dotrzeć do oazy Ezmirghan. Aby tam dotrzeć zaciągamy języka u miejscowych taksówkarzy. Już podczas zawiłej dyskusji pomiędzy nimi zauważamy, że coś z tą informacją będzie nie tak. Niestety Irańczycy w grze w kalambury polegliby nawet wtedy, kiedy do pokazania mieliby tak proste rzeczy jak np. dom, jedzenie lub słońce. Nie idzie się z nimi dogadać, próbowaliśmy niejednokrotnie, ale nie szło, nie idzie i iść nie będzie. Bo my w Farsi ni słowa, oni w żadnym poza Farsi też ni słowa, a domyślać się nie chcą i chyba nie potrafią, tak jak i w jeździe nie mają za grosz wyobraźni, nie mówiąc już o pokazaniu czegoś na mapie, są mili… ale to niczego nie ułatwia. No cóż, mamy skromne informacje i tyle, załóżmy iż są prawidłowe, przecież pięciu chłopa twierdziło to samo, czyli 45km prosto, później 15km w wprawo i będzie Ezmirghan, przepiękna oaza położona na pustyni, odrobina zieleni, palm, poletek ryżowych i orzeźwiających strumyków wśród skał, piasku i piekącego słońca. Niestety, tak jak przypuszczaliśmy, informacje były nieprawidłowe, odchodzących ścieżek i szutrowych dróg sporo, a oznaczeń albo brak, albo wypisane po persku, a w promieniu wielu kilometrów, żywej duszy jawny brak, by móc spytać o drogę. Tak czy siak, nie znaleźliśmy drogi i atrakcja w postaci oazy przepadła. Pozostał cały dzień dalszej jazdy, czyli 600km przez pustynię do Meszhed. Miasto jest najświętszym miejscem w Iranie, tu bowiem znajduje się mauzoleum Imama Rezy. Od wjazdu czujemy mistycyzm miejsca, ogromne rzesze pielgrzymów, a my pomiędzy nimi. Pojawił się zupełnie nowy czynnik miastowy… naganiacze hotelowi. Podejmujemy próbę skorzystania z usługi i o dziwo ze skutkiem pozytywnym. Uprzejmy chłopak wsiada z nami do auta i prowadzi do skromnego hotelu „Negin Hotel”w samym centrum miasta, tuż przy bazarze i kilometr od mauzoleum. Ponadto hotel dysponuje własnym ogródkiem garażowym, w pół godziny mamy super lokum i to za 600tys.riali za pokój + śniadanie, dostępny jest również internet  (ok. 70zł). Wieczorem urządzamy jeszcze krótki rekonesans po centrum miasta, a właściwie bardzo krótki, żeby tylko spojrzeć na mauzoleum, po drodze robiliśmy za żywe atrakcje turystyczne, a kiedy już byliśmy w pobliżu, przegonili nas „strażnicy” z kolorowymi miotełkami (zazwyczaj stosowane do kurzu). W tym przypadku tym „kurzem” byłam ja… nie miałam na sobie szczelnie zabudowanego czadoru, ale i nie było naszym zamiarem wchodzić tam dzisiaj, lecz dopiero jutro. Wracamy do hotelu z uśmiechem dookoła głowy, gdyż wszyscy próbują z nami jakoś zagadać, czymś nas poczęstować… generalnie najprościej udają się fotki i wszyscy są zadowoleni.

15-05-25-map

26.05.2015r – wtorek

Meszhed jest stolicą prowincji Khorasan w płn.-wsch. Iranie i drugim co do wielkości miastem kraju, najlepiej znany z pielgrzymek do „Imam Reza Shrine”, czyli sanktuarium Imama Rezy. W mieście, w każdej minucie, odczuwa się „wyższy stopień religijności”. Mauzoleum, określane jest jako Haram- e mottahar („Przeczyste Sanktuarium”) lub po prostu Haram, a cały kompleks architektoniczny, który wokół niego powstał, a także zarządzająca nim instytucja jako Astan-e qods-e razawi („Święty Przybytek Rezyjski”), natomiast o samym mieście mówi się Mashhad-e moqaddas („Święty Meszhed”). Cała ta tytulatura świadczy o wyjątkowym charakterze miejsca. Zaczynamy zwiedzanie… od podstaw, zaprowadzono mnie do specjalnego pomieszczenia, dwie kobiety zrobiły mi rewizję osobistą i odziano mnie w czador, potem przydzielono nam przewodniczkę i w jej towarzystwie obeszliśmy cały kompleks świątynny. Co prawda nie przepędzono nas tymi ichnimi miotełkami, którymi panowie pilnujący kompleksu „sterują ruchem” i utrzymują religijny porządek, ale są ograniczenia. W czasie rozglądania się, kiedy notorycznie wychodziliśmy z podziwu, nad tym co dookoła, przewodniczka rzuciła pytanie:… „czy kobiety w Polsce również chodzą w czadorach? ”… po chwili konsternacji, udzieliliśmy odpowiedzi. Na koniec dostaliśmy prezent… życiorys ajatollaha Chomeiniego i fotografię tego największego meczetu na świecie. W kompleksie znajduje się Meczet Goharshad , muzeum, biblioteka, cztery seminaria, jadalnia dla pielgrzymów, rozległe sale modlitewne i inne budynki. Sanktuarium obejmuje obszar 267000m², a siedem dziedzińców które go otaczają, zajmują w sumie powierzchnię 331000m². Obiekt został zbudowany w miejscu istnienia wsi Sanabad, gdzie został pochowany w 818 r.n.e. Imam Reza, ósmy imam szyitów. Urodził się w 765 r.n.e. w Medina i był powszechnie znany jako człowiek niezwykłej wiedzy i świętości. W wieku 51 lat został niespodziewanie mianowany przez Abbasydzkiego kalifa Mamuna (sunnita), aby stać się jego następcą jako kolejny kalif. Imam Reza wezwany został do kalifa Mamuna do Sanabad, gdzie publicznie ogłosił go jego następcą i dał mu swą córkę za żonę. Działania Mamuna głęboko poruszyły konkurencyjnych sunnitów, w wyniku czego wzniecono wiele powstań, które zostały brutalnie stłumione. Po krótkim pobycie w Sanabad, kalif Mamun i Imam Reza wyjechali do Bagdadu (odbić miasto od rywali politycznych), ale w trakcie podróży Reza zachorował i szybko zmarł. Nagłość śmierci Imama wzbudziła podejrzenia wśród szyickich wierzących, którzy uważali że kalif Mamun go otruł, by stłumić zamieszki polityczne wynikające z faktu iż szyicki imam został ogłoszony następnym kalifem, co było nie do przyjęcia, przez bardziej liczną grupę wierzących wyznania sunnickiego. Kalif Mamun pogrążył się w głębokiej żałobie i zbudował mauzoleum, grób Imama Rezy, w sąsiedztwie grobu swego własnego ojca. Ze względu na powszechne przekonanie, że szyicki kalif Mamun zamordował Rezę, grób i wieś Sanabad nazwano Mashhad ar-Rizawi, co oznacza „miejsce męczeństwa Riza”. Oryginalne mauzoleum Imama Rezy wraz z grobem, zostało zniszczone przez Sabuktagin i sułtana Ghaznevid w 993r. W 1009r. zostało gruntownie przebudowane i powiększone przez jego syna Mahmuda z Ghazni. Za sprawą mauzoleum i sanktuarium Mashhad w XV w., w czasie panowania Timurida Shahrukha Mirza, stał się jednym z głównych miast królestwa. W 1418r. jego żona Goharshad sfinansowała budowę meczetu obok sanktuarium, które jest znane jako Meczet Goharshad. Do chwili obecnej, jest to jedno z najliczniej odwiedzanych miejsc, co roku ściągają tu miliony pielgrzymów.

Cóż dodać… wszystko idealnie uporządkowane pod batutą geometrii, nieśpiesznej precyzji, sztuki niepowtarzalności, a do tego mnóstwo złota, dywanów, szkiełek i lustereczek, by wszystko sprawiało wrażenie na tyle imponujące… że aż boskie.

Krótko – sunnici i szyici:

Islam jest jeden, niepodzielny i muzułmanie tworzą jedną globalną wspólnotę (ummę) ludzi żyjących zgodnie z nakazami Koranu i tradycji Proroka. Istnieje jednak wśród nich wiele różnych szkół myślenia i postępowania. Najwcześniejszy podział zrodził się między muzułmanami na skutek sporu o to, kto ma po śmierci Mahometa sprawować władzę w nowej społeczności wyznawców islamu. Był to rok sześćset trzydziesty drugi naszej ery, pamiętna data śmierci proroka Mahometa, boskiego wysłannika. Dla wyznawców islamu nadeszły ciężkie czasy. W związku z brakiem niegdysiejszego przywódcy, na czele ludu musiał znaleźć się nowy. Nie mógł to być jednak prorok: on jedynie pozostawił na świecie boskie prawo, którego teraz należało strzec. Następca proroka, zwany kalifem, miał za zadanie sprawować dalsze rządy i dopilnować ciągłości istnienia muzułmańskiego społeczeństwa. Był przede wszystkim zarządcą ziem, a oprócz tego imamem – przywódcą religijnym. Ugrupowanie zwane partią Alego (po arabsku szi’at Ali – stąd nazwa Szyici) sądziło, że kalifami powinny być przede wszystkim osoby spokrewnione z prorokiem Mahometem. Stali murem za jego kuzynem i zięciem, Alim ibn Abi Talibem. Dominujący wówczas Sunnici (od Sunny – zbioru opowieści o czynach i wypowiedziach Mahometa) często ich prześladowali. W ich oczach każdy kalif był sobie równy i nieistotne stawało się pokrewieństwo z Mahometem. Podstawy teologiczne obu grup pozostają takie same: wiara w tego samego Allaha, identyczne oświadczenie wiary czy kierunek modlitwy. Jedyne, co odróżnia Szyitów od Sunnitów, to nadmierny mistycyzm. Szyici wierzą, że kalif pozostaje nieomylny i stanowi źródło ezoterycznej wiedzy, przekazywanej z imama na imama w obrębie rodu Alego. Poza rolą zarządcy, jaką uznają Sunnici dla Szyitów, imam jest również duchowym i prawnym przywódcą. Natomiast Sunnici (arab. ahl as-sunna wa al-dżama’a – „ludzie tradycji i wspólnoty”) wierni są ortodoksyjnej tradycji Proroka, przykładu jego życia i nauczania. Swoje osądy opierają przede wszystkim na Sunnie i Koranie, ale też na zgodnej opinii muzułmańskiej gminy. W szyizmie, inaczej niż w sunnizmie, istnieje zinstytucjonalizowana hierarchia duchownych, z których najważniejsi nazywani są ajatollahami. Szyitów i sunnitów dzielą przede wszystkim polityka i historyczne zaszłości, choć obie grupy niejednokrotnie potrafiły zarzucić sobie herezje. Pomimo faktu, że zwolennicy sunnizmu stanowią dziewięćdziesiąt procent wszystkich muzułmanów, nie likwiduje to problemu różnicy zdań pomiędzy tymi ugrupowaniami. Do dziś, pomiędzy zdominowanym przez szyizm Iranem, a hołdującą sunnizmowi Arabią Saudyjską, panują napięte i mało przyjazne stosunki.

Od czasu śmierci proroka Mahometa i uznania sukcesji po nim, historia stosunków sunnicko-szyickich jest często naznaczona przemocą. Szyicka mniejszość na przestrzeni wieków zostawała poddawana eksterminacji z rąk sunnickiej większość i jej władców, którzy traktowali szyitów jako zagrożenie dla swojej władzy politycznej i religijnej. Szyici do dnia dzisiejszego są ofiarami zorganizowanej dyskryminacji w wielu krajach większościowo sunnickich, włącznie z zakazem praktykowania Islamu, budowania meczetów czy nawet czytania Koranu. Pierwotnie szyizm był wyznawany głównie przez muzułmanów pochodzenia arabskiego, ale za panowania dynastii Safawidów (1501-1773) doszło do nieomal całkowitej szyizacji dawnej Persji (90-96%), gdzie jest on obowiązującym wyznaniem państwowym od XVI w. i gdzie w 1979 r. powstało na jego fundamencie teokratyczne państwo Islamska Republika Iranu.

27.05.2015r – środa

Dzień techniczny, piszemy relację, wybieramy zdjęcia, oporządzamy się i pijemy… piwo bezalkoholowe i duuuużo herbaty.

28.05.2015r – czwartek

Nie śpieszymy się dzisiejszego dnia, mamy jedynie dojazd do granicy w Sarakhs, około 190km. W południe opuszczamy pielgrzymkowe miasto Mashhad. Po drodze w miejscowości Shurlukh, 50km przed granicą zbaczamy 6km z trasy, aby dotrzeć do zabytkowej przystani na „Jedwabnym Szlaku”, czyli „Caravanserai Robat-e-Sha”. Znajdujemy się w pagórkowatym, pustynnym pustkowiu i nagle pojawia się coś w rodzaju rozległej twierdzy. Cały teren ogrodzony podobnie jak obiekty wojskowe, wszystko pozamykane. Z pewnością wojsko urządziło tu sobie jakieś magazyny. Robimy zdjęcia zza płotu i już mamy odjeżdżać, gdy ktoś nas nawołuje i idzie w kierunku bramy. Po chwili już wiemy, że będziemy mogli zwiedzić ten obiekt również od środka. Teraz dokładnie widzimy, jak niegdyś odpoczywali bezpiecznie, wraz ze zwierzętami i cennym towarem kupcy wędrujący po tej trasie w karawanach.

Opuszczamy to ciekawe miejsce i jedziemy do granicznego miasta, gdzie przy drodze prowadzącej do terminala odpraw, w przydrożnym hotelu „Dousti Hotel” wynajmujemy pokój (900tys.riali), aby przeczekać do następnego dnia, gdyż dopiero od jutra mamy ważną turkmeńską wizę.

ir-15-05-28-map

… reasumując… podsumowując…

… mistrzowie kamuflażu… czador i lustereczka…

… jasno wytyczone ścieżki, generują posłuszeństwo… kobiety są, a jakoby ich nie było… jak ujednolicić i zapakować skromność, by spuściła wzrok?… co skrywają irańskie domowe piwniczki i jak dozować oprocentowanie, by nie wpaść w obyczajową zapaść?… jak nazywa się ten taniec, wino i śpiew, którego nie ma, może to konspiraniec?.. jak ograniczyć wywrotowym informacjom żywotność i nie dopuścić, do nikomu niepotrzebnej, wręcz szkodliwej wiedzy?.. jak ma się hermetyczna teokracja, która stoi w jawnej opozycji do zgniłego, zdemoralizowanego Zachodu?.. co dekadencka kultura może zaoferować Iranowi?.. faktem jest, że wiedza o Iranie płynąca w świat jest jednoznaczna… to kraj w którym żyją ludzie bardzo religijni, zamknięci, pogrążeni w swojej kulturze… owszem, jest to wizerunek, który forsuje sam Iran… bo prawda nie wychodzi na ulicę, siedzi w kącie domowego zacisza, cała w kolorach, popijając wino przegląda się w lusterku, lecz cóż widzi?.. czyżby to kameleon? Zachód postawiony w kontraście do szanującego dobre obyczaje i religię Iranu… blednie, nawet próbując sztucznie ubarwić swój wizerunek, ciągle będzie dla Irańczyka, tylko niezrozumiałym mirażem, który jest matowy… bo nie odbija się w złocie, srebrze i milionach lustereczek…

…Wiola…

Przyszedł czas na małe podsumowanie naszego 10-cio dniowego przejazdu po Iranie:

Iran jest bezpiecznym krajem, ludzie są nad wyraz życzliwi, serdeczni i pomocni, nie spotkaliśmy się z najmniejszymi przejawami agresji oraz z typową dla turystycznych miejsc, męczącą natarczywością, taką jaką przeżywaliśmy np. w Egipcie. Dolegliwości religijnego, islamskiego państwa, poza ograniczonym internetem (blokady), brakiem dostępu do alkoholu i specyficznym ubraniem kobiet, są mało zauważalne w normalnym życiu, nie spotykamy modlących się gdzie popadło wyznawców islamu, jak było w innych krajach tego wyznania, chociażby w Maroko, Egipcie, czy w Jordanii. Iran to również kraj bardzo dostępny dla przeciętnej kieszeni podróżnika. O paliwie już nie wspomnę (10 x taniej), to najtańszy płyn w tym kraju, natomiast zjedzenie przyzwoitego posiłku w cenie odpowiednika naszych 10zł, to zupełnie dostępna rzecz. Największe zagrożenie może stanowić ruch uliczny, w szczególności nieobliczalni motocykliści, jeżdżący także po chodnikach (dopuszczalna pojemność to 125cm²). Iran jest w czołówce państw z największą śmiertelnością na drogach. Ludzie żyją na przyzwoitym poziomie, do czego skutecznie przyczynia się irańska gospodarka, która jest jedną z najdynamiczniej rozwijających się na Bliskim Wschodzie. Jest również jednym z niewielu krajów muzułmańskich, który rozwija także inne sektory gospodarki, niezwiązane z ropą naftową. Jednak wyż demograficzny – ogromna liczba młodych ludzi sprawia, że wykorzystanie relatywnie dobrego stanu gospodarki jest utrudnione. Wciąż są ogromne rozwarstwienia w dochodach ludności i chociaż średni dochód na mieszkańca wynosi ok. 8000 $ USD rocznie, wielu Irańczyków żyje na granicy minimum socjalnego. Na drogach nie zauważymy tego rozwarstwienia, takiego jak w innych krajach. Brak luksusowych aut, takich jak w Turcji, Gruzji czy Armenii, prawie wszyscy jeżdżą tu starymi modelami Peugeotów lub Renault, produkowanymi w Iranie na licencji do chwili obecnej. Zdecydowanie poprawia się dostęp do opieki medycznej oraz edukacji. Nie spotkaliśmy tu nigdzie typowych wielkomiejskich slamsów, ludzi bezdomnych, śpiących i wałęsających się po ulicach, nie widzieliśmy ludzi żebrzących. Zadziwia czystość i zorganizowanie struktur administracyjnych państwa, gdzie wszystko ma swojego gospodarza. Iran jest obecnie wielkim eksporterem przede wszystkim ropy naftowej i gazu ziemnego. Ważną gałęzią gospodarki jest też rolnictwo i eksport orzeszków pistacjowych oraz daktyli. Uznanym w świecie towarem pochodzącym z Iranu są ręcznie tkane dywany perskie. Przedmiotem eksportu są również produkty przemysłu chemicznego i tworzywa sztuczne. W wielkim przemyśle dominuje sektor państwowy, natomiast w sektorze małych i średnich przedsiębiorstw własność prywatna i spółdzielcza. Bardzo ważną rolę gospodarczą odgrywa bazar, czyli mali i średni kupcy, stanowiący wpływowe lobby polityczne.

Kraj z pewnością warty odwiedzenia, łamiemy wszystkie mity, którymi raczyli nas niezorientowani podpowiadacze, ci wszystkowiedzący, a nie bywający. Tak bezpiecznie jak tu, w Iranie, czuliśmy się w bardzo niewielu krajach naszego globu. Czasem porównujemy ten kraj do Kolumbii, a czasem do Malawi, tam albo wisi jakaś klątwa minionych czasów, albo strach przed strachem zasiewa ziarno zwątpienia, krążą złe opinie, potwierdzone lub nie, ale to one decydują, czy pojedziemy gdzieś, czy też nie. Ludzie podobnie jak tutaj, są nad wyraz uczynni i życzliwi, a i tak trudno czasem pokonać potencjalnym turystom, te mity, złe opinie i bariery.

A my kończymy przygodę z Iranem na dystansie prawie 4 tys km.

…Wojtek…

I jeszcze mała dygresja na temat tego… czego nie ma w Iranie:

Kobiet nie ma w Iranie (narzucony sposób ubierania ma na celu jedno… ukryć kobietę)

Alkoholu nie ma w Iranie (alkohol jest zakazany przez religię i państwo… ale)

Dyskotek nie ma w Iranie (potańczyć można jedynie na weselach… panowie z panami, panie z paniami, rozdzieleni w osobnych salach)

Śpiewania nie ma w Iranie (jedynie ptakom wolno szczebiotać, ludziom śpiewać nie wolno)

Równouprawnienia kobiet i mężczyzn nie ma w Iranie (odszkodowanie za uszczerbek na zdrowiu podczas wypadku komunikacyjnego, kobiecie należy się o połowę mniejsze niż mężczyźnie)

Kobietom nie wolno kierować motocyklem i rowerem (i stało się jasne, że nie mogłabym tu mieszkać, oczywiście ze względu na rower)

Facebooka i Gmaila nie ma w Iranie (nie ma także dostępu do wielu zagranicznych stron, uznanych za niewłaściwe w ramach rządowego filtrowania internetu)

Bankomatów nie ma w Iranie (nie istnieją dla obcokrajowców… są dla miejscowych, bo działają wyłącznie w ramach zamkniętej bankowości krajowej)

Papieru toaletowego nie ma w Iranie (zastępuje go woda z wężyka lub wiaderka, a czasem z plastikowej butelki przyniesionej ze sobą)

Koedukacyjnej komunikacji miejskiej nie ma Iranie (przednia część autobusów zapełniona zostaje przez mężczyzn, tylna zaś przeznaczona jest dla kobiet)

Pośpiechu nie ma w Iranie (nikt nie wykazuje oznak zniecierpliwienia, wszyscy mają czas… nawet przechodząc przez ruchliwą ulicę nie należy się spieszyć)

Ambasady amerykańskiej nie ma w Iranie (od 1979 roku)

Bomby atomowej nie ma w Iranie (przejeżdżając obok Natanz, nie zauważyliśmy jej… bo to nie atrakcja turystyczna;-)

Fryzjerów damskich nie ma w Iranie ( mieszczą się na piętrach albo w bramach, za podwójną parą drzwi i bez witryn… jak eksponować coś, co jest prawem zakazane)

Skoczni narciarskich nie ma w Iranie (skoki mogłyby z powodzeniem uprawiać kobiety, gdyż zawodnicy przeważnie są szczelnie okryci)

Praw autorskich nie ma w Iranie (wyroby i wydawnictwa zagraniczne powielane są bez licencji)

iran_mapa

<<<< POPRZEDNIA ——– NASTĘPNA >>>>