11-ZSPM “Susiec 2011″
Zakończenie Sezonu Podróżników Motocyklowych „Susiec 2011”
Tak, stało się – sezon jazdy i podróżowania na motocyklu w 2011r zakończył się dokładnie podczas trwania naszej corocznej imprezy pt. Zakończenie Sezonu Podróżników Motocyklowych „Susiec 2011”, a która to była już 21 edycją spotkań rozpoczynających i kończących te sezonowe wojaże, organizowane przeze mnie. Spotkanie odbyło się w dniach 7÷9 października, tym razem na terenie Ośrodka Szkoleniowo-Wypoczynkowego „Sosnowe Zacisze”, 22–672 Susiec, ul.Turystyczna 27, http://www.sosnowe-zacisze.pl e-mail: recepcja@sosnowe-zacisze.pl Recepcja – tel.: +48 (84) 665 40 20 lub kom.: +48 725 400 300 , położonego na skraju Puszczy Solskiej, na obszarze pięknego Roztocza, krainy geograficznej łączącej Wyżynę Lubelską z Podolem, przebiegającym z północnego zachodu, od Kraśnika, na południowy wschód do Lwowa. Roztocze oddziela Wyżynę Lubelską i Wyżynę Wołyńską od Kotliny Sandomierskiej i Kotliny Naddniestrzańskiej. Najwyższe wzniesienie osiąga 414 m.n.p.m.
My, jako organizatorzy przybyliśmy tu już w środę wieczorem, ciesząc się wspaniałą jesienną pogodą, która to od wielu tygodni nie opuszczała tych terenów, jak i całej południowo-wschodniej Polski. Czwartek wspólnie z Gresiem i Zbyszkiem objeżdżaliśmy trasę, gdyż przy prawie setce zgłoszonych uczestników trzeba było precyzyjnie dopracować szczegóły zabezpieczenia przejazdu, dla tak dużej motocyklowej grupy. Już w czwartkowy wieczór przybyła spora część motocyklistów, którzy wykorzystując świetną jesienną aurę i niesamowitą grę kolorów, dostępną jedynie o tej porze roku, postanowili nieco przedłużyć sobie ten ostatni motocyklowy weekend. Wspaniała pogoda nie opuszczała nas również w piątek, kiedy docieraliśmy szczegóły organizacyjne, oczekując na pozostałych uczestników spotkania.
Niestety późnym wieczorem zaczęło padać i spora grupa tych, którzy przybyli już nocą doświadczyła z tego tytułu nieco uciążliwości, gdyż ponadto zasadniczo się oziębiło. Ogrzanie przy kominku, gorąca strawa w postaci „parzybrody”oraz wesołe towarzystwo błyskawicznie pozwalało zapomnieć o trudach podróży, nawet dla tych którzy jadąc z okolic Szczecina pokonali odcinek ponad 1100km! Jak zwykle przy takich spotkaniach bywa, trudno jest rozejść się do łóżek, aby w nienagannej kondycji rozpocząć sobotnią wycieczkę.
Rozpoczęliśmy ją od nietypowego środka transportu jakimi było trzynaście furmanek, które jadąc przez Puszczę Solską dowiozły nas do Rezerwatu „Nad Tanwią” powstałego już w 1958 roku o powierzchni ok. 41 ha, a który to położony jest na terenie gminy Susiec. Chroni on najpiękniejsze fragmenty dolin rzeki Jeleń i Tanew wraz z seriami małych wodospadów, gdzie na zakolu Tanwi w miejscowości Rebizanty na odcinku 400 m, znajdują się 24 progi wodne. Małe, malownicze wodospady zwane są lokalnie szumami, szypotami, sopotami lub porohami. Ich historia sięga trzeciorzędu. Wtedy to nastąpiło wydźwigniecie wyżynnego obszaru Roztocza, przy jednoczesnym opadnięciu Kotliny Sandomierskiej. Na granicy obu krain powstała linia spękań tektonicznych w postaci skalnych uskoków. To są właśnie dzisiejsze szumy, ubarwiające dna Jelenia, Tanwi, Sopotu i Szumu w krawędziowej części Roztocza. W rezerwacie rośnie niezwykle ciekawa szata roślinna, gdzie stwierdzono istnienie ok. 40 zespołów roślinnych. Z rzadkich i chronionych roślin występuje tu: widłak jałowcowaty, bez koralowy i porzeczka alpejska. Żyją tu również rzadkie ptaki: bocian czarny, pliszka górska i zimorodek. My przemierzyliśmy rezerwat pieszo, przeprowadzoną tam ścieżką przyrodniczo-dydaktyczną „Nad Tanwią”. Cały czas wiedzę tą przekazywała nam Patrycja Pogudz, roztoczański przewodnik i na dzisiejszy dzień również motocyklistka, jadąca dalej z nami w trasę, a wieziona przez Krzysia ,,Sypę”.
Powracamy furmankami, a tymczasem po porannym deszczyku i mgle, pozostało już tylko wspomnienie. Błyskawicznie przesiedliśmy się na nasze dwukołowe rumaki i w drogę przez malownicze roztoczańskie wioski do Zamościa, gdzie za sprawą wcześniejszych negocjacji i łagodnych środków perswazji z rajcami miejskimi, otrzymaliśmy zgodę na wjazd motocyklami na główny rynek tego historycznego miasta, które prawa miejskie uzyskało w 1580 roku, na mocy przywileju lokacyjnego wystawionego przez kanclerza i hetmana wielkiego koronnego Jana Zamoyskiego, a w roku 1589 r zostało stolicą założonej przez jego właściciela Ordynacji Zamojskiej. W 1992 roku zamojskie Stare Miasto zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, a za sprawą unikalnego zespołu architektoniczno-urbanistycznego bywa nazywane “Perłą Renesansu” lub “Padwą Północy”
Następnie trasa powiodła nas do Szczebrzeszyna, które rozsławił Jan Brzechwa słowami wiersza: “W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie i Szczebrzeszyn z tego słynie”, dlatego też przy malowniczym źródełku naprzeciw zabytkowego młyna umieszczono drewniany pomnik chrząszcza grającego na skrzypcach i brązowy monument na tutejszym rynku.
A teraz dla przypomnienia wiersz…który zapewne każdy zna…ale już niekoniecznie pamięta…
Chrząszcz – Jan Brzechwa
W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie
I Szczebrzeszyn z tego słynie.
Wół go pyta: “Panie chrząszczu,
Po co pan tak brzęczy w gąszczu?”
“Jak to – po co? To jest praca,
Każda praca się opłaca.”
“A cóż za to pan dostaje?”
“Też pytanie! Wszystkie gaje,
Wszystkie trzciny po wsze czasy,
Łąki, pola oraz lasy,
Nawet rzeczki, nawet zdroje,
Wszystko to jest właśnie moje!”
Wół pomyślał: “Znakomicie,
Też rozpocznę takie życie.”
Wrócił do dom i wesoło
Zaczął brzęczeć pod stodołą
Po wolemu, tęgim basem.
A tu Maciek szedł tymczasem.
Jak nie wrzaśnie: “Cóż to znaczy?
Czemu to się wół próżniaczy?!”
“Jak to? Czyż ja nic nie robię?
Przecież właśnie brzęczę sobie!”
“Ja ci tu po brzęczę, wole,
Dosyć tego! Jazda w pole!”
I dał taką mu robotę,
Że się wół oblewał potem.
Po robocie pobiegł w gąszcze.
“Już ja to na chrząszczu pomszczę!”
Lecz nie zastał chrząszcza w trzcinie,
Bo chrząszcz właśnie brzęczał w Pszczynie.
Kończąc temat wiersza, to chrząszcz obecnie bazuje gdzieś blisko nas…bo przecież Pszczyna jest tuż…tuż za miedzą…
Zmęczeni i nieco zgłodniali pognaliśmy w kierunku Zwierzyńca do karczmy,, Stary Młyn”,by posilić się regionalną strawą na bazie kaszy gryczanej, po czym spacerkiem popatrzyliśmy z zewnątrz na zabytki tego miasta – kościół ,,Na Wyspie” p.w. św. Jana Nepomucena, budynki zarządu Ordynacji Zamojskiej z XIX wieku oraz browar Zamojskich ,,Zwierzyniec”.
Dalej trasa wiodła do Górecka Kościelnego otoczonego lasami Puszczy Solskiej. Zlokalizowany jest tutaj modrzewiowy kościół parafialny p.w. św. Stanisława z XVIII w. Na przepływającej tędy rzece Szum znajduje się kapliczka ,,na wodzie”, jest ona otoczona sześcioma dębami szypułkowymi, pomnikami przyrody. Oczekując na wejście do kościoła urządziliśmy sobie nie lada frajdę, wychodzącym nowożeńcom zrobiliśmy niespodziewane powitanie, życząc przy dźwiękach silników i klaksonów dużo pomyślności na nowej drodze życia. Ale, aby ta droga prócz nowej była jeszcze przejezdna, drużba stanął na wysokości zadania i uhonorował naszą grupę trzema butelkami okowity, którą to wznieśliśmy toast za zdrowie młodej pary, już podczas biesiady w Suścu. Zabawa trwała do pierwszej w nocy, jadła i picia nie zbrakło, a tańcom i dziwnym integracjom nie było końca…co uwidoczniają fotki… ( większość fotek podczas biesiady wykonał Andreas, nasz kolega ze Słowacji)
…jest takie miejsce…Susiec…
…jest taki czas…początek października…
…jest taki dom…,,Sosnowe Zacisze”…
…jest taka chwila…zlot podróżników motocyklowych…
…kiedy pod niebem wiatr pogania los…zatacza łuk…
…droga wymyka się spod kół…dwóch kół…
…niesieni prądem wspomnień…
…jedziemy na spotkanie z teraźniejszością…
…za nieprzebytym lasem barw…
…za kryształową ścianą wód…
…jesień wybuchła z całych sił…
…zabraliśmy się tam i z powrotem…
…z wiatrem…czy nawet pod wiatr…
…by choć na chwilę nie śledzić codziennego powikłania rzeczy…
…by wpleść się w dźwięki i barwy drzew…
…zwiększamy czujność reakcji na obrazy…
…dotykamy powietrza…które rozszarpuje ciszę gadaniną liści…
…pomijając widok przerażających wież…
…przekazujących złudzenia o wysokim potencjale energii…
…patrzymy przed siebie…
…każdy tak steruje swoim motocyklem…
…by podróż trwała dalej…
…a gdy już dobiegła końca pogoń za horyzontem…
…w tle…cztery kąty i piec piąty…
…i w miarę jak ziemia wymyka się słońcu…
…a światła na sali biesiadnej walczą o blask…
…my zaczynamy taniec…kielichy wypełnia moc…
…by kolejny dzień rozpoczął się tylko uśmiechem…
…który jak mniemam przerodził się w konwersję emocji…
…takich z długo słyszalnym echem…
…aż do wiosennego…rozpoczęcia sezonu motocyklowego…
Rankiem, po późnym śniadaniu, część uczestników pognała do swych domów, gdyż spore odległości były do pokonania, część uczyniła to dopiero po mszy odprawionej przez naszego kolegę…wielebnego księdza Romka. Cóż na ten czas pozostało, wspominanie tegorocznych wypraw motocyklowych i marzenia o przyszłorocznym sezonie motocyklowym!
Dla nas ten motocyklowy sezon, podczas którego przebyliśmy 30tyś.km był niezwykle owocny, a wyprawa po Azji Środkowej i Syberii dała nam nieźle w kość, jednak zapomnieliśmy już o trudach i niewygodach, w pamięci pozostały jedynie wspaniałe wspomnienia i wiele nauk o pokorze.
Dziękujemy wszystkim, którzy zaszczycili nas swoją obecnością na tej imprezie, życząc wielu atrakcji niekoniecznie motocyklowych, ale równie ciekawych w nadchodzącej porze zimowej, a wiosną spotykamy się ponownie na rozpoczęciu sezonu, na które już teraz zapraszamy.