Wokół Kuby – 4000km w 16 dni

20.styczeń

Wyruszamy do niezwykłego kraju… ta karaibska wyspa powinna być zaledwie drobiną na globalnym oceanie geopolityki, tymczasem od półwiecza zaprząta sobą uwagę świata, zupełnie nieproporcjonalnie do swoich skromnych rozmiarów i jeszcze skromniejszego znaczenia gospodarczego. Zażarcie broniąca swej niepodległości, ale rzadko kiedy naprawdę wolna… Kuba… budzi namiętności i zaciekawienie, jak chyba żaden inny kraj na świecie, a my, właśnie zmierzamy w jej kierunku.

W Berlinie odstawiamy Toyotę na strzeżony parking (54€ za 20dni ). Tam też śpimy w pobliżu lotniska Tegel (Mercure Airport Hotel, Kurt-Schumacher Damm 202 tel:+49(0)30/4106-0 E-mail:h0791@accor.com ). Rano lecimy do Paryża, tam autobusowa przeprawa z lotniska Orly na lotnisko Charles de Gaulle, na drugą stronę miasta, następnie o 13.30 wylot do Hawany. Po bardzo długim locie nad Grenlandią, Kanadą i USA, jeszcze tego dnia, jesteśmy w Hawanie. Przylecieliśmy w godzinach późno wieczornych na lotnisko Jose Marti, po czym nastąpiła długa odprawa, surowe procedury tylko brzmią groźnie, bo przecież w myśl maksymy Fidela Castro ,,Turystyka to żyła złota”, należy przybysza przyjąć jak należy. Zaraz potem czekał nas już tylko bus do hotelu i zakwaterowanie w pokoju, zarezerwowanym przez internet z Polski.

kuba-mapa

21.stycznia

Zwiedzanie rozpoczynamy od uliczek La Habana Vieja (Stara Hawana), gdzie upadłe piękno wymaga nieuniknionej reanimacji, w przeciwnym wypadku bezbarwne pozostałości ustroju socjalistycznego rozpadną się. Dzięki ożywieniu turystyki i rozwoju z nią związanego, powstało wiele nowych budowli, a część odrestaurowano, lecz proces ten przebiega bardzo powoli. Obecnie pełnym blaskiem lśni jedynie ścisłe centrum starówki, im dalej na południe, tym więcej budynków chyli się ku upadkowi. Nieustannie wbijają nas w zachwyt budynki architektury hiszpańskiej i przemykające pomiędzy nimi stare amerykańskie krążowniki, które wyglądają nieprawdopodobnie, do tego zadbane i takie kolorowe. Paradoksalnie to rewolucja Fidela Castro uratowała starą Hawanę. Proamerykański prezydent Kuby Fulgencio Batista planował bowiem wyburzenie większości zabytkowych budynków i postawienie w ich miejscu luksusowych kasyn i hoteli, a miasto miało stać się drugim Las Vegas. Zaliczamy wszystkie standardy z przewodnika, jedno trzeba powiedzieć, że to urokliwe miasto zachwyca, a na każdym kroku czuć jego świetność, historię, niepowtarzalny klimat i atmosferę. Na placu katedralnym zjedliśmy obiad, popijając raz po raz kubańskie drinki. Oglądanych obiektów nie będziemy opisywać – można je znaleźć w każdym przewodniku po Kubie.

Stara Hawana to takie wielkie muzeum w którym mieszkają zwyczajni, prości Kubańczycy, to też miejski skansen minionej epoki. Nie można pominąć takich lokali jak „ El Floridita” i „La Bodeguita del Medio” w których to Ernest Hemingway przesiadywał popijając ulubione kubańskie drinki o nazwie „Daiquiri”, „Mojito”czy „Cuba Libre” – oczywiście przetestowaliśmy ich smaki…pierwsze miejsce przyznajemy,,Mojito”. Wynajmujemy samochód VW Polo w CubaCar (65USD za dzień bez limitu km.) Paliwo 1 CUC za 1litr. Od 08.listopada 2004 dolar amerykański nie jest akceptowany jako gotówkowy środek płatniczy na Kubie i został zastąpiony przez peso wymienialne (CUC). 1CUC = teoretycznie 1USD, który jest wymienialny jedynie z 10% prowizją w bankach. CUC nie uznawany w żadnym innym kraju, do złudzenia przypominające system bonów towarowych istniejący niegdyś w PRL-u. W obiegu jest także peso kubańskie CUP (nam teoretycznie nie wolno ich posiadać, a tak naprawdę trudno za nie cokolwiek kupić). Euro w normalnej wymianie 1 EUR = 1,21 CUC

Polecamy nie przywozić ze sobą dolarów amerykańskich, ewentualnie nie wymieniać ich na miejscu, a zamiast tego lepiej zabrać ze sobą Euro lub odpowiednie karty kredytowe (poza oczywiście kartami Amex, Citibank i innych z amerykańskich banków, które tu są nie aktywne).

Powtórny nocleg w tym samym hotelu (10min. na nogach od ścisłego centrum, cena  35$ za 2os.pok z łazienka i klimą). Jest nieco zimno, tylko 18ºC, a wiatr potęguje te odczucia.

… Ciut historii…Wyspa Kuba została odkryta przez Krzysztofa Kolumba podczas jego pierwszej wyprawy. 28 października 1492 Kolumb wylądował na wyspie nadając jej nazwę Juana (na cześć ówczesnego księcia Asturii – Jana). W 1511 Diego Velázquez de Cuéllar otrzymał zadanie podbicia Kuby, czego dokonał w krótkim czasie, łamiąc opór tubylców. W następnych latach Velázquez założył kilka kubańskich miast (m.in. Hawanę, Trinidad de Cuba, Baracoa, Bayamo). W 1521 Kuba została włączona do wicekrólestwa Nowej Hiszpanii. Kolonizacja w ciągu 50 lat doprowadziła do całkowitej zagłady miejscowej ludności. Ponieważ na wyspie powstawało coraz więcej plantacji trzciny cukrowej i brakowało rąk do pracy, zaczęto sprowadzać niewolników z Afryki.

22.stycznia

Ruszamy na trasę wokół Kuby. Po drodze na wyjazdowych rogatkach Hawany zbaczamy nad morze do wioski Cojimar, odwiedzamy małą zatoczkę z fortem przy którym znajduje się pomnik Hemingwaya (Ernest Hemingway 1898-1961). Ponoć często cumował tu swoja łudź, łowił tu ryby lub po prostu pływał swoim luksusowym jachtem „El Pilar”, to w górę, to w dół Cieśniny Florydzkiej, poszukując marlinów. Następnie przez Matanzas jedziemy do słynnego kurortu Varadero. Przed przybyciem Hiszpanów, półwysep Hicacos był zamieszkany przez Indian i pokryty lasem. Przybysze z Europy wycięli drzewa do budowy okrętów. Ponieważ przy brzegach, niczym w doku remontowym, stały często na kotwicach okręty wymagające naprawy, nazwano to miejsce Varadero.

Turystyczna kariera Varadero rozpoczęła się w XIX wieku wraz z budową pierwszych willi na brzegu morza. W latach 20. XX stulecia zaczęli tu zjeżdżać bogaci Amerykanie. Swoje wille posiadali tu m.in. słynny Al Capone i późniejszy dyktator Kuby – Batista. Prawdziwy turystyczny boom rozpoczął się w roku 1950, zbudowano szereg hoteli, miasto rozkwitało – rewolucja 1959 roku zmieniła jednak bieg wydarzeń. Tereny budowlane znacjonalizowano, a długą na 20 km plażę z białego piasku – oddano do ogólnego użytku, my nie plażujemy…bo nieco zimno. Przy hotelach All Inclusive, turyści „zaobrączkowani” na okoliczność przynależności terytorialnej – gwarno, tłoczno, przy leżaku…leżak, baseny służące do pływania… po drinki, nieustające wysiłki, by rozbawić turystę, często jego kosztem. Ewakuacja… północną drogą wzdłuż Atlantyku jedziemy dalej (totalny brak knajp, mamy puszki z Polski, więc ratujemy sytuację narastającego głodu, droga w same dziury, a miejscami gdzie jest lepszy asfalt… miejscowi chłopi suszą zboże i kukurydzę na połowie jezdni). Do Santa Clara dojechaliśmy już po zmroku, parę ulic od zakwaterowania, właścicielka ,,Casa Particular” pojechała z nami, aby pokazać nam drogę na parking i podać kierunek na smakowite krewetki.

Ernest Hemingway, nie można pominąć informacji o jego związku z Kubą. Jest tak, że znawcom literatury anglojęzycznej Kuba kojarzy się z dwoma pisarzami, właśnie z nim i Grahamem Greene’em. Ale o ile ten pierwszy, typowy macho uwielbiający polowania na lądzie i morzu, cieszy się niemal nabożną czcią, to drugi, wrażliwszy intelektualnie i bardziej uduchowiony, wydaje się całkowicie zapomniany. Ernest ,,Papa” Hemingway spędził w Hawanie ponad 20 lat, prowadząc dość hedonistyczne życie. To na Kubie powstały niektóre z najsłynniejszych powieści m.in.,,Stary człowiek i morze”. Trudny w kontaktach, nie stroniący od alkoholu, bijatyk i uczestnik innych męskich rozrywek, cieszył się mimo to ogromną sympatią Kubańczyków, w tym również samego Castro. Postawa Hemingwaya wobec rewolucji była dość niejasna, toteż obie zaangażowane frakcje widziały go po swojej stronie… bezpieczna postawa. Faktem jest, że obalenie reżimu Batisty przywitał z radością, stosownie opisując ,,uczciwych rewolucjonistów”, ale jednocześnie żywił niepokój o to, że amerykańskie władze mimowolnie wpychają Castro w łapy Sowietów. Kiedy w 1960 r. usłyszał diagnozę o nieuleczalnym nowotworze… wyjechał z Kuby… i rok później w rodzinnym stanie Idaho popełnił samobójstwo.,,Papa” jak pieszczotliwie mówi się o Hemingwayu, wciąż żyje w sercach Kubańczyków i jest jednym z motorów napędowych przemysłu turystycznego, istnieje nawet tzw. Szlak Hemingwaya.

2009-01-22-map

23.stycznia

Jesteśmy w ,,mieście Che Guevary” Santa Clara, gdzie największą atrakcję stanowi stojący na placu jego imienia monumentalny pomnik sławnego rewolucjonisty. Nie ma chyba osoby, która byłaby bardziej utożsamiana z rewolucją niż Ernesto Che Guevara. Nawet Fidel Castro wśród Kubańczyków, budzi tylko szacunek i strach, podczas gdy Che zaskarbił sobie ich miłość. Fidel był motorem rewolucji, a Che stał się jej ikoną… a jaką jeszcze ikoną stał się Che?… ano popkultury… jego twarz widnieje na plakatach, T-shirtach, kubkach i tysiącach innych gadżetów. Kim był naprawdę? Idealistą czy oprawcą? Wielu uważa, że kiepskim żołnierzem, który nie odniósł zwycięstwa na polu walki, ale świetnym politycznym marketingowcem, kreującym swoją legendę, która przetrwała jego śmierć. Ernesto „Che” Guevara – komunista i „święty męczennik kubańskiej rewolucji”, mimo astmy i słabego zdrowia słynął z pracowitości i determinacji, toteż po bitwie o kontrolę nad Santa Clara, otrzymał kilka ważnych funkcji rządowych… został prezesem Banku Narodowego i jak głosi legenda, kiedy to Fidel szukał kandydata na to stanowisko powiedział ,,potrzebujemy dobrego ekonomisty”, Guevara źle usłyszawszy, miał powiedzieć ,,ja jestem dobrym komunistą”. Mimo tego nieporozumienia… został prezesem. Znudzony życiem biurokraty Che wyruszył w kolejną podróż, chcąc szerzyć ideały rewolucji i… wyzwolić resztę świata. Został pojmany i zabity w Boliwii. Jego szczątki odnalazł zespół kryminologów z Argentyny i Kuby w 1997 roku, a zwłoki przetransportowano na Kubę i pochowano na cmentarzu wojennym w Santa Clara.

Z Santa Clara jedziemy na południe w poprzek wyspy, malowniczymi górskimi terenami, pokonując pasmo Sierra del Escambray Marcizo de Guamuhaya i w południe docieramy do Playa Ancon. To przerywnik a zarazem atrakcja, gdyż biała plaża z mnóstwem ptactwa i świetnymi warunkami dla amatorów nurkowania stanowi nie lada atrakcję, my tylko popatrzyliśmy i pojechaliśmy dalej. Docieramy do Trynidadu i wynajmujemy prywatną kwaterę, zwaną w miejscach turystycznych jako „Casa Particular” – 25 CUC pokoik 2os. z łazienką, klimą, a do tego za 20 CUC rodzinna kolacja i śniadanie. Wszystko co powinna taka kwatera posiadać to… kredytowane przez państwo wyposażenie w postaci obowiązkowego szybkowara, lodówki, klimatyzacji i wentylatora. Kiedy cała rodzina przyrządzała kolację, my popijaliśmy zrobioną przez siebie ,,Cuba Libre”… ta wersja jest zdecydowanie większej mocy. Wieczorem ruszamy do Starego Miasta, by popatrzeć na piękną XVIw zabudowę Trinidadu, brukowane uliczki, zewsząd dobiegająca kubańska muzyka i śpiewy dodają specyficznego nastroju temu miejscu.

2009-01-23-map

Niewielki Trinidad przycupnięty u stóp masywu Sierra del Escambray, jest jest pięknym średniowiecznym grodem, a to częściowo za sprawą dyktatora Batisty, gdyż świadomy uroku Trinidadu, w połowie lat 50 uznał go za Pomnik Narodowy i wprowadził zakaz budowania nowych obiektów bez specjalnego zezwolenia władz. Na dziedzińcach i w otwartych pokojach można podglądać życie Kubańczyków oraz piękne wykończenia wnętrz zabytkowych budowli, co potwierdził wpis na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

24.stycznia

Z Trinidadu udajemy się do najważniejszego obiektu i największej atrakcji tych okolic Hacienda Iznaga, ta niegdyś bogata posiadłość, założona pod koniec XVIII w., dziś punkt programu wycieczek. Obok odrestaurowanego gospodarstwa, w którym obecnie mieści się restauracja Manaca Iznaga, wznosi się 45-metrowa wieża. Jej obecność w tym miejscu nie jest do końca wyjaśniona – najprawdopodobniej służyła nadzorcom niewolników do obserwowania ich pracy na okolicznych polach. Opowiedziano nam też historię, jak to właściciel plantacji z tej to wieży, ogłosił wolność dla swoich niewolników, w konsekwencji czego, w późniejszym czasie przypłacił tę decyzję życiem. Umieszczony na niej dzwon oznajmiał początek i koniec pracy niewolników, ostrzegał, gdy któryś z nich próbował uciec. Dziś dzwon leży na ziemi, a z wieży można podziwiać dolinę. Widać pierwotne położenie osady – domy niewolników (barracones) nadal są zamieszkane. W latach czterdziestych XIX wieku pracowało ich tu 350. Wioska niegdyś niewolnicza, obecnie wygląda jak skansen z tamtych czasów, tylko mieszkają w niej „niby” wolni ludzie. W większości takich wiosek, czas, jakby od stuleci się zatrzymał, myślimy, że ludzie ci, to statyści w skansenie, lecz nie, oni tam mieszkają i nigdzie się stamtąd nie ruszają- coś niesamowitego. Właściwie o to chyba chodziło w tej rewolucji. Ludzie ci nie muszą obecnie przecież niewolniczo pracować, zrobią na plantacji to co mają do zrobienia i mają wolne, tylko odpoczywać, bujać się w hamaku – jak w raju, ciepło, słonecznie, pięknie!!! Opuszczamy ten żyjący skansen i jedziemy do polecanej Playa Tyabacoa, plaża okazała się kompletną porażką, ilość błota, śmieci i różnego typu dziadostwa na m² jest rzeczywiście powalająca. Następnie udajemy się do Sancti Spiritus. Dokładnie w środku wyspy usadowiła się ta miejscowość. Stare Miasto rozłożone nad rzeką Rio Yayabo, stanowi labirynt krętych uliczek, przy których stoją kolonialne domy. Spacerując po Plaza Serafin Sanchez, które stanowi centrum miasta, patrzymy na przemieszanie kolonialnych budynków, w różnym stadium rozpadu z współczesnymi nieciekawymi budowlami. Dotarliśmy do starego akweduktowego, kamiennego mostu z 1825 r., gdzie największą atrakcją w dniu dzisiejszym był… trup w wodzie, zgromadzony tłum gapiów czekał w napięciu… kto to? Jeszcze tylko najstarszy budynek w mieście, czyli kościół z XVII w. – niestety zamknięty i to chyba od dawna, tak więc ruszyliśmy w poszukiwaniu restauracji, gdzie ja zjadłam zupę ze ścierki, a Wojtek spaghetti z ketchupem i suszonym kurczakiem… czy smakowało? …mogłoby… gdybyśmy byli rok bez pożywienia.

Następnie jedziemy do Camagüey (Miasto Wielkich Glinianych Dzbanów-tinajones), tam już na rogatkach miasta, przewodnicy na rowerach pilotują nas do„Casa Particular”, gdzie oczywiście my zostajemy na noc, a oni oczekują nagrody za doprowadzenie turysty do celu.

Wyszliśmy na spacer, rozglądając się dookoła, gdy tymczasem atmosfera głównego placu zagęściła się w panice… wszyscy ruszyli do ucieczki, polecono nam byśmy udali się wraz z nimi do budynku baru, tak też uczyniliśmy. Mężczyźni zabezpieczyli okna i drzwi i objaśnili nam o co chodzi w tej zadymie. Otóż kilka specjalistycznych aut (w tym strażackie) ma za zadanie rozpylanie silnego środka przeciw komarom… eh… a my myśleliśmy, że to początek kolejnej rewolucji i będziemy mieć czynny w niej udział… a może nawet odmienilibyśmy bieg historii?… albo chociaż opowiedzielibyśmy im bajkę o demokracji… wolności słowa… etc. Ale nie ma tego złego, co by się w coś dobrego nie odmieniło. W ,,bezpiecznym” lokalu poznaliśmy obiecującego młodego malarza Manuela, gdzie zainwestowaliśmy w dwa jego obrazy, może kiedyś świat o nim usłyszy, a my będziemy w posiadaniu dzieł wartych miliony? Ponieważ trzeba było odczekać aż to coś w powietrzu opadnie i będzie można wyjść, w tym czasie pewien Luis Ramirez, zakupił dla mnie bukiet róż, orzeszki, pokazał dowód osobisty i powiedział do mnie… że mu się podobam i… nie dokończył, gdyż Wojtek zareagował błyskotliwie i natychmiast wyprowadził nas z baru… wprost na koncert muzyki kubańskiej, a później do spania.

2009-01-24-map

25.stycznia

Dzisiejszy przejazd z Camagüey, to jazda, podrzędną, boczną drogą przebiegającą przez małe wioski i miasteczka, gdzie mogliśmy pozaglądać z drogi do zabudowań i chałupek mieszkających tam Kubańczyków, poczuć choć trochę klimat ich życia. Wszędzie hasła: ,,Rewolucja aż do zwycięstwa”…zwłaszcza w sklepach już zwyciężyła… wszystko wymiotła z półek. Jakże patetycznie wygląda Fidel otoczony białymi gołąbkami, które niosą mu karabin, można poczuć rewolucyjne uskrzydlenie. Ale są bardziej drastyczne hasła ,,Ojczyzna lub śmierć” albo wizerunki zabitych rewolucjonistów, a wszystko to duże betonowe tablice, kolorowo zdobione. Haseł wszędzie jest tak wiele, że zabrakło miejsca na znaki drogowe, tak więc w myśl kolejnego hasła ,,koniec języka za przewodnika” poruszamy się po Kubie.

Docieramy do Santa Lucia i jedziemy na wielce reklamowaną plaże ,,La Boca” lub inaczej zwaną ,,Playa los Cocos”. Oczom naszym ukazuje się naprawdę raj, kolory morza i nieba to pełna paleta błękitów i szmaragdów, a do tego piasek bialutki jak mąka i zieleń palm niezbyt gęsto wyrastających z plaży. Do popołudnia upajamy się tym widokiem i zażywamy morskich i słonecznych kąpieli. Później przejazd na południe w poprzek wyspy do Las Tunas i tam nocleg w sprawdzonym już systemie „Casas Particulares”.

2009-01-25-map

26.stycznia

Z Las Tunas docieramy do Bayamo. Istniejące od 1513 r., jedno z siedmiu miast założonych przez pioniera kolonializmu Diego de Velazqueza, to chyba najbardziej atrakcyjna ze wszystkich stolic prowincji wschodniej Kuby. Dawka historii, jaką ta spokojna miejscowość jest w stanie zaoferować, jest doprawdy powalająca. To tutaj herosi walk o niepodległość, mając wystarczająco oświecone spojrzenie na świat a wraz z nim pragnienie niepodległości, podjęli krwawą wojnę z Hiszpanami. To tutaj ,,urodziła się” ,,La Bayamesa”- narodowy hymn Kuby. Następnie przez Manzanillo i dalej na południe, wzdłuż brzegów Golfo de Guacanayabo. Wyspa Kuba mierzy ok. 1200 km długości, z zachodu na wschód przemierzamy trzy pojedyncze pasma górskie: na zachodzie Cordillera de Guaniguanico, w centrum wyspy łańcuch wzgórz Guamhaya i na wschodzie najpotężniejsze góry Sierra Maestra, najwyższe szczyty sięgają 2000 m.n.p.m. Krajobraz pomiędzy tymi wzniesieniami jest płaski lub lekko pofałdowany. Tutaj też rozciągają się plantacje upraw najsłodszego skarbu Kuby – trzciny cukrowej. W zależności od pory roku, plantacje te mają odmienny wygląd. Najbardziej interesująco prezentują się od stycznia do czerwca, podczas zbiorów. Wówczas na żółtozielonych równinach pojawiają się ,,macheteros”, którzy wykonują pracę, do której kiedyś przywożono na wyspę tysiące niewolników z Afryki zachodniej. Uciążliwością jest technologiczne wypalanie zbędnych liści, gdzie dym i swąd rozchodzi się na dziesiątki km. Docieramy do Puarque Nacional Desambarco Granma (tam znajduje się jacht Fidela którym powrócił na Kubę z wygnania), po opuszczeniu parku próbujemy znaleźć lokum – zaproponowano nam typowy kubański, wiejski, gliniany domek, jednak spanie ze świniami nam jakoś nie odpowiadało, więc ryzykujemy nocną jazdę wzdłuż Morza Karaibskiego w kierunku Santiago de Cuba.

Przypadkowo przy drodze spotkamy się z naszymi rodakami, obecnie Kanadyjczykami polskiego pochodzenia, obok hotelu typu „All Inclusive” w okolicy miejscowości Marea del Portillo. Goście owego ekskluzywnego obiektu to właściwie sami Kanadyjczycy, przybywają tu poprzez czarterowe lotnisko w Pilon. I zaczęło się od zaproszenia nas do hotelu, a właściwie do ich pokoju, gdzie mielibyśmy zanocować na tzw.”waleta”. Ponieważ było ciemno i widoków na nocleg brak, skusiliśmy się na to… czego nie lubimy, ale cóż decyzja zapadła, a rodakom odmówić trudno. Sytuacja była o tyle łatwa, gdyż dziś do hotelu na turnus przylecieli Kanadyjczycy ze strefy francuskojęzycznej i nie posiadali jeszcze obrączek identyfikujących, a ponieważ my jesteśmy białasami, to bez słów mogliśmy przebrnąć kontrolę. Od tego momentu zostaliśmy ,,pełnoprawnymi” członkami kolonii i mogliśmy pić i jeść ile tylko wlezie, jak również uczestniczyć w grach i zabawach tam zorganizowanych. Po kilku godzinach osiągnęliśmy szczyty nudy i postanowiliśmy, w czwórkę, dokonać czegoś bardziej twórczego… zapaliliśmy cygara… i tak dzień bardzo szybko dobiegł końca…

2009-01-26-map

27.stycznia

Po wybrykach wczorajszego wieczoru i nocy, wobec zagrożenia ze strony ochrony hotelu, chcemy jak najszybciej opuścić to miejsce. Niestety nasi gospodarze rozrywek i pokoju – Marek i Adam nie zezwalają i doprowadzają nas na śniadanie, nie mamy obrączek, więc pełna konspiracja i czaimy się jak byśmy byli zbiegami.. Po zaliczeniu bufetu śniadaniowego, niewykryci przez obsługę hotelową wreszcie jesteśmy wyzwoleni z opresji, koledzy odprowadzają nas na parking, po czym zwiewamy z tego miejsca, szczęśliwi dopiero po przekroczeniu hotelowej bramy, wszystko się udało, a mogło skończyć się inaczej – w końcu jesteśmy na terenie komunistycznej Kuby. Teraz już spokojnie w blasku lazurowego nieba podążamy z Marea del Portillo na wschód, południowym brzegiem wyspy, wzdłuż Morza Karaibskiego w kierunku Santiago de Cuba. Droga kompletnie nie uczęszczana – zniszczona, fragmentami wymyta przez morskie fale, gdzie zostały z niej tylko strzępy. Na jednym z odcinków jadąc kamienistą plażą nasze Polo zalicza morską kąpiel w przewalających się falach ( gdyby były większe droga byłaby nie do przejechania i musielibyśmy objeżdżać masyw górski Sierra Maestra nadkładając około 500km). Z pewnością droga ta pamiętająca czasy Batisty i od lat 50-tych nie była remontowana. Natrafiamy na powalone mosty, przejeżdżamy brodami przez rzeki, dobrze, że jest pora sucha i stan wód bardzo niski. Tereny prawie nie zamieszkałe ze wspaniałymi widokami i krajobrazami, gdzie góry ich zboczami spadają do morza.

Za Civirico, 80km przed Santiago de Cuba zjeżdżamy na plażę całkowicie bezludną i dziką. Jenak po chwili plażowania w samotności…mamy gości z pobliskiej wioski, kilku Kubańczyków chce nam sprzedać wielkie, jeszcze żywe langusty, my przystajemy na tę ofertę pod warunkiem, że przyniosą je już gotowe do konsumpcji. Przystają na to i mamy po 45minutach bufet restauracyjny na plaży. Nie dość że przysmyczyli lekko połamany leżak, to znalazły się również sztućce i talerze, a „główny kelner” Roberto, przyniósł ze sobą słownik z rozmówkami i wychodził z dalszymi propozycjami. Wszedł na palmę i zerwał dorodne kokosy dla zaspokojenia naszego pragnienia, potem wydłubał środek i podał nam jako deser. Na koniec przypomniał nam tylko, abyśmy pamiętali o powrocie tutaj za rok… bo on będzie tu na nas czekał.

Po tak wystawnej uczcie pozostał dojazd do Santiago de Cuba. Ponownie wynajmujemy lokum typu „Casa Particular”, tym razem w samym centrum miasta, u rodzinny wywodzącej się z byłej dystyngowanej arystokracji, gdzie możemy zapoznać się z trudami i niedogodnościami życia i całym systemem kartkowym na produkty zapewniające byt przeciętnemu Kubańczykowi.

2009-01-27-map

28.stycznia

Santiago de Cuba. Drugie co do wielkości miasto wyspy, założone w 1514r., jest jednocześnie najważniejszym ośrodkiem religijnym, kulturalnym i intelektualnym kraju. Poza tym odegrało kluczową rolę w kubańskiej rewolucji. To właśnie tutaj Fidel Castro przygotował pierwszy (nieudany) atak na koszary Moncada w 1953 r., tutaj też sześć lat później ogłosił swoje zwycięstwo. Tutaj też w 1894 wybuchło trwające z przerwami 30 lat powstanie niepodległościowe. Jose Marti, kubański poeta, pisarz i bohater narodowy, wylądował na wyspie 11 kwietnia 1895 ze zbrojnym oddziałem kubańskich emigrantów. Jego celem było wywołanie antyhiszpańskiego powstania i zdobycie niepodległości. Przeciwstawiał się on również amerykańskim planom aneksji Kuby. Zginął w bitwie z oddziałami hiszpańskimi pod Dos Rios. Do zwiedzenia, prócz architektury kolonialnej jest forteca ,,Fortaleza del Morro”, koszary, kościół ,,Basilica del Cobre” i ciekawostka, czyli muzeum ,,Museo Emilio Bacardi” z osobistą kolekcją potentata rumowego Emilio Bacardiego. Oprócz dzieł sztuki można zobaczyć bicze i łańcuchy przeznaczone dla niewolników, drewniane podkładki służące do cięcia rąk lub nóg oraz inne przedmioty opowiadające o okresie kolonialnym Kuby.

Przystanęliśmy po drodze na drobno-kamienistej plaży, a potem już tylko widok na Guantanamo i dojazd do Baracoa. Po drodze w radiu pojawiają się dziwne anglojęzyczne głosy i pop rytmy rodem z USA, to nadaje Gitmo, czyli nadajniki bazy wojskowej nad zatoką Guantanamo. Porewolucyjna Kuba wydawać by się mogła ostatnim miejscem na Ziemi na lokalizację bazy amerykańskiej marynarki wojennej. A jednak! Teren ten został wydzierżawiony w 1903 r. przez rząd w Waszyngtonie na czas nieokreślony w ramach wynagrodzenia za udział USA w wojnie hiszpańsko- kubańskiej i jest to najstarsza zamorska baza tego kraju. Na mocy umowy podpisanej przez Theodora Roosevelta, która zobowiązuje USA do płacenia rocznego czynszu 2 tys. złotych monet (obecnie to 4085$), rząd amerykański każdego roku wysyła czeki na tę kwotę, ale Fidel Castro, odkąd doszedł do władzy w 1959 r….nie przyjął ani jednego. Zapewne woli zrezygnować z i tak śmiesznie małej kwoty, niż usankcjonować obecność Amerykanów na Kubie. Tymczasem stali mieszkańcy Gitmo, stworzyli sobie własny światek, będący wierną kopią typowego amerykańskiego przedmieścia. Są tu domy jakby żywcem przeniesione z Ameryki, amerykańskie towary, samochody, telewizja kablowa, pole golfowe i Mc Donald’s. Ale po kubańskiej stronie ogrodzenia widnieje napis „REPUBLICA DE CUBA, TERRITORIO LIBRE DE AMERICA” (Republika Kuby, Wolne terytorium Ameryki).

Docieramy do Baracoa i nocleg jak do tej pory, czyli ,,Casa Particular”, tyle tylko, że w artystycznej rodzinie. Alex na początek podał wspaniałe ,,Mojito” z miętą z własnego ogródka, a później ze swoim wujkiem zaprosili nas na wieczorne przedstawienie, coś w rodzaju show plus inferno. Było kolorowo i magicznie.

2009-01-28-map

29.stycznia

Rankiem żegnamy Alexa i jego wujka, jeszcze tylko pozostało popatrzeć na to urokliwe miasteczko, w którym są aż trzy forty i… największy skarb ,,Cruz de la Parra”, czyli krzyż rzekomo postawiony przez samego Krzysztofa Kolumba, dziś inkrustowany srebrem i zamknięty w szklanej gablocie we wnętrzu katedry ,,Catedral de Nuestra Senora de la Asuncion”.

W 1998 wyspę odwiedził papież Jan Paweł II, co spowodowało uregulowanie wzajemnych relacji między państwem a Kościołem oraz poprawiło niekorzystny wizerunek Kuby za granicą. Kolejne lata stały pod znakiem nieudanych prób normalizacji stosunków z USA, pogorszone konfliktem wokół Eliana Gonzaleza, zestrzeleniem dwóch amerykańskich awionetek, wciąż zdarzającymi się represjami kubańskich dysydentów i naciskami antycastrowskiego lobby kubańskiego z Florydy.

Dalej jedziemy wzdłuż Atlantyku na zachód przez Moa, gdzie „podziwiamy??” dymiące kominy i huty, następnie, Sagua de Tanamo, Mayari, Antila i docieramy tego dnia do Playa Guardalavaca. Boczne drogi, niejednokrotnie szutrowe nawet niezłe, natomiast ruch na nich, jak za króla Ćwieczka – karety, konie, coco taxi, riksze, ciężarówki przerobione na autobusy, fiaty 126p i amerykańskie krążowniki … I wszystko to jedzie w jedynie słusznym kierunku – do szczęścia i pomyślności jej narodu!!!

2009-01-29-map

Wieczór i prawie pół nocy spędzamy na plaży, popijając litry ,,Mojito”, kąpiąc się w zupełnych ciemnościach, ale za to w rytm rytmicznych kubańskich rytmów.

30.styczeń

Ranek objawił się gigantycznym kacem Wiolusi, ból głowy natrętnie przypominał o umiarze…którego niestety jej zabrakło. Jednak pomimo tej uciążliwości już w południe wyjeżdżamy, aby nieco nadgonić km, jadąc najpierw do Holguin.

2009-01-30a-map

Tu warto udać się na wzgórze ,,Cerro de Mayabe”, tam stoi hotel z restauracją i widokiem na okolicę, ale nie to jest tam najciekawsze… to osioł alkoholik… Panchito jest rezydentem i pije ogromne ilości piwa, w dobrej wierze podawanego mu przez gości. Już nie jeden osioł wyzionął ducha z powodu nadużywania alkoholu… pijak Panchito też nie zna magicznego słowa – umiar.

Następnie podążając wzdłuż Atlantyku przez Las Tunas i Camaguey docieramy do Ciego de Avila pokonując tego dnia ponad 400km. Tam nocleg w rodzinnej ,,Casa Particular”, gdzie hersztem rodu jest energiczna ,,mamusia”

2009-01-30b-map

31.stycznia

Z Ciego de Avila jedziemy najpierw na północ, w kierunku wyspy Cayo Coco. Z lądu na wyspę prowadzi 17km grobla i nie mają tam wstępu Kubańczycy (za wyjątkiem tam pracujących i obsługujących turystów, ze specjalnymi przepustkami ), oplata 2CUC od auta w jedna stronę. Dalej przemieszczamy się na zachodni przylądek wyspy, na reklamowaną plażę – „Playa Pilar”. Najpierw 25km dziurawego asfaltu, następnie 7km szutrówki – na końcu drogi ukazuje nam się rajski widok. Biała plaża i szmaragdowo-błękitna toń nieskazitelnie czystej, kryształowej wody. Następne godziny spędzamy na plażowaniu i kąpielach. Jedziemy kilka km. dalej do plaży, gdzie są już turyści i tam w plażowej restauracji z widokiem na wyspę, jemy świetną langustę, a w pobliskich krzakach na nadmorskich wydmach buszują stada dzikich królików.

Śpimy w ,,fidelowskiej” wiosce stworzonej na potrzeby turystów – Sitio la Guira. Są tu cztery dwuosobowe chatki, które można wynająć, zbudowane z trzciny, nakryte palmowymi liśćmi, do tego restauracja i występy (wcześniej zamówione dla wycieczki). Wewnątrz jest nawet klima, choć z każdej strony przez ściany prześwituje światło.

2009-01-31-map

1.luty

Wcześnie wstajemy i jedziemy na równie reklamowaną plażę – Playa Larga, wybraliśmy odległy dziki jej fragment. Po południu opuszczamy plażę, przez ten czas nie przewinął się nikt, tylko jacyś ochroniarze, zwani dalej tajniakami, niezbyt dyskretnie nas obserwowali. Opuszczamy wyspę tą samą groblą i kierujemy się przez Santa Clara do Cienfuegos.

Za sprawą położenia na wschodnim brzegu Bahia de Cienfuegos, podobno najpiękniejszej naturalnej zatoki na Kubie, pełni ważną rolę militarną. Strategiczne walory tego miejsca docenili już wcześniej piraci, uznając go za idealny azyl dla siebie. Dziś historyczne serce miasta przyciąga zabytkami oraz pięknym parkiem ,,Parque Jose Marti”. Jeśli idzie o największą atrakcję, to warto udać się do ,,Palacio del Valle”, to arcydzieło architektury mauretańskiej, pasującego bardziej do Tangeru, niż do skromnego Cienfuegos. Wieczorem jeszcze spacer po starym centrum, nocleg w kolonialnej starej części miasta w „Casa Particular”, a na kolację…i tu pewnie nikogo nie zaskoczymy…langusta!

2009-02-01-map

2.luty

Z Cienfuegos jedziemy wzdłuż Morza Karaibskiego w kierunku Zatoki Świń – ,,Bahia de Cochinos”, na plażę” La Batalla de Giron” zwanej krótko ,,Playa Giron”– Jest to historyczne miejsce, wręcz kultowe dla ,,fidelowskiej” Kuby. Tu 17-19 kwietnia 1961 doszło do zorganizowanej przez CIA inwazji uchodźców kubańskich wyszkolonych w USA i przy wsparciu ze strony USA. Okazała się ona całkowitym fiaskiem, a w rezultacie nacjonalizacji i konfliktu Stany Zjednoczone zerwały stosunki dyplomatyczne z Kubą. To ,,ciche” lądowanie miało utrudnić powiązanie rządu USA z wydarzeniami na Kubie. Miejsce inwazji przyjęte w dużym stopniu z powodów politycznych było pułapką dla lądujących oddziałów, które w przypadku porażki nie mogły podjąć działań partyzanckich. Otaczające Zatokę Świń bagna nie dawały dostatecznej osłony, a najbliższe łańcuchy górskie znajdowały się zbyt daleko by istniała realna szansa na przedarcie się w bardziej dogodny teren. Kubański aparat bezpieczeństwa wiedział o nadchodzącej inwazji, dzięki swoim tajnym sieciom wywiadowczym. Rząd kubański został również ostrzeżony przez dwóch starszych oficerów KGB o mającej nastąpić inwazji. Rok później, w 1962 USA wprowadziły embargo handlowe i blokadę morską Kuby, oraz wpisały to państwo na listę krajów popierających terroryzm.

2009-02-02a-map

My oczywiście przybyliśmy tu, aby na pięknej i cichej plaży zażyć kąpieli morskich i słonecznych i zupełnie nie przeszkadzają nam pozostałości po tamtych czasach, czyli posterunek obserwacyjny wysunięty w morze. Oczywiście jak na zawołanie, znaleźli się tu od razu dostawcy langust, więc w plażowej scenerii…ponownie świeże langusty, popijane kokosową wodą (agua de coco) z owocu zerwanego prosto z pobliskiej palmy.

Jedziemy jeszcze na Playa Larga, to taki raj dla nurkowania w przejrzystych wodach pobliskich raf koralowych. Dalej na trasie odwiedziliśmy hodowlę krokodyli – ,,Criadero de Cocodrilos” z przeznaczeniem na pozyskiwanie ich skóry. Suszące się na słońcu setki skór krokodyli, obiecują w niedalekiej przyszłości zostać… paskami, torebkami, butami, portfelami, etc. Następnie poruszamy się terenami upraw trzciny cukrowej, jedziemy podrzędnymi kiepskimi drogami, wzdłuż południowego wybrzeża, przez małe wioski i miasteczka: Guines, Batabano, Candelaria, omijając od południa Hawanę. Późnym wieczorem docieramy do Pinar del Rio, stolicy prowincji o tej samej nazwie. Śpimy ponownie w ,,Casa Particular, natomiast jeden z członków rodziny wynajmującej nam pokój, podjął się wyzwania i śpi w aucie, pilnując naszego VW Polo (opłata 2 CUC).

2009-02-02b-map

3.luty

Pinar del Rio (kubańska stolica cygar), to niezbyt duże miasto o niezbyt ciekawej zabudowie kolonialnej, jednak warto zaglądnąć tu do fabryki cygar i wytwórni rumu, gdzie i my zawitaliśmy. ,,Fabrica de Bebidas Guayabita”, to jedyna destylarnia na świecie, gdzie produkuje się mocny i aromatyczny rum ,,Guayabita del Pinar”. W dębowych beczkach destylat zamyka się z małymi kuleczkami owocu guayabity (karłowatej guawy) i powstaje z tego coś…co niezwykle nam smakowało. Dalej jedziemy na zachód poprzez plantacje tytoniu. Zbiory drugiego produktu o podstawowym znaczeniu dla gospodarki Kuby trwają w okresie od marca do maja. Zbiera się wtedy listki nisko rosnącego tytoniu, a następnie suszy się je. Region Pinar del Rio wygląda wtedy nadzwyczaj malowniczo. My odwiedzamy jedną z plantacji i zapoznajemy się z całym procesem technologicznym, od sadzenia roślinek poprzez zbiór odpowiednich sortów liści, suszenie, produkcję cygar, aż po ich palenie degustacyjne. Popiliśmy rumu, popaliliśmy cygar, a tu trzeba jechać dalej, toteż powolutku obraliśmy kierunek i okazał się być właściwy, ponieważ prowadził znów…do cygar. Cała trasa biegnie na zachodni kraniec wyspy i dalej na północ w kierunku Zatoki Meksykańskiej do Arroyos de Mantua, Minas de Matahambre aż po Vinalesn to tereny tytoniowych plantacji, gdzie ustawionych jest wiele wielkich szop do jego suszenia.

Natomiast cała Dolina Vinales do której dotarliśmy, to przepiękna, pełna bujnej roślinności dolina położona w sercu gór ,,Sierra de los Organos”. Poszczególne góry wyrastają stromo z płaskowyżu i są nazywane „mogotes”, co znaczy „stogi siana” – nawiązując oczywiście do ich charakterystycznego kształtu. W 1999 roku krajobraz Parku Narodowego ,,Vinales” został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Wieść niesie, że jest to ulubione miejsce na wyspie przez samego Fidela Castro. Obszar Vinales słynie z żyznych, czerwonych gleb i wielowiekowej uprawy tabaki. To stąd pochodzą najlepsze cygara na świecie. Miejscowi Kubańczycy wydają się być niesamowicie szczęśliwymi ludźmi i nie ma się co dziwić, skoro mieszkają w tak urokliwym zakątku kraju i do tego cygara i rum w zasięgu ręki i to najlepszej jakości. Natomiast ,,Mural de la Prehistoria” – jaskrawo pomalowany klif, znajdujący się 4 km na zachód od doliny, przedstawiający ponoć ewolucję człowieka, to kicz wyjątkowej klasy. Wykonane na życzenie samego…Fidela, koszmarne malowidło skalne – to jakieś bajkowe dinozaury ogromnej wielkości, namalowane na skalistym stromym zboczu góry, totalna klęska wizualna! Pod muralem znajduje się restauracja, bar i sklepik z pamiątkami i można sobie zrobić fotkę na osiodłanym byku.

Będąc w pobliskim miejscu widokowym, obok hotelu, spotkamy grupę motocyklistów z Europy. Międzynarodowe towarzystwo, zapakowało motocykle w kontener i poprzez kubańskie biuro turystyczne, które zorganizowało całkowitą obsługę, z eskortą milicyjną włącznie, pokonują przez dwa tygodnie, od hotelu do hotelu terytorium Kuby. Wieczorem docieramy do miasteczka Viniales i tam też wynajmujemy zakwaterowanie „Casa Particular”, w domku miłej pary, pogodnych staruszków. Czyściutko i choć skromnie, to bardzo sympatycznie.

2009-02-03-map

4.luty

Vinales, to tutaj o poranku od wszystkich dostałam róże, Wojtek przypomniał mi, że mam X-te urodziny, a ja tak nie chciałam o tym pamiętać, ale skoro zrobiło się tak miło, zjedliśmy z gospodarzami uroczyste śniadanie i ruszyliśmy dalej w drogę, północną strona wyspy wzdłuż zatoki meksykańskiej do Hawany, śpimy w ,,Casa Particular”, opodal hotelu, gdzie zdaliśmy naszego VW Polo. Na kolację to co zawsze, czyli langusty.

Jeszcze tego dnia kupujemy bilety na rewię ,, Tropicana” (bilety po 40 €). Spektakl odbywa się w hotelu ,,Hotel Nacional” stojącym na skarpie nad oceanem i ma ponad 100 lat. To tutaj urządzał bale multimilioner Irenee Dupont, potentat chemiczny. Najbardziej znanym gościem hotelu był gangster Al Capone. Zwykle zajmował 3. piętro. Oglądając fotografie w holu, dowiemy się, że bywali w nim także premier Anglii Winston Churchill oraz gwiazdy Hollywoodu: Ava Gardner i Frank Sinatra. Tak więc i my ,,zaszczyciliśmy” mury tego super ekskluzywnego hotelu, by popatrzeć na kubańsko-karaibską rewię. Dwugodzinny spektakl, robił wrażenie, jak gdyby wszystkie pawie z okolicy przyszły się tutaj powdzięczyć. Było tak kolorowo, bajkowo i tanecznie, że zapomnieliśmy nawet o piciu…o jedzeniu też. Spektakl wykonany profesjonalnie, świetnie wyreżyserowany, stroje nie do opisania, wszystko naprawdę na najwyższym poziomie – warto było!

2009-02-04-map

5.luty

Cały dzisiejszy dzień poświęcamy na ciąg dalszy włóczenia się po starej Hawanie. Odwiedziliśmy największą kubańską fabrykę, produkującą najwyżej jakości cygara. ,,Partagas Fabrica de Tobacos” to najstarsza fabryka cygar na Kubie, założona w 1845 roku (bilet 10 CUC od osoby). Podobnie jak w pozostałych dwóch fabrykach w mieście są tu one wyrabiane ręcznie. Fabryka zatrudnia lektora, który czyta pracownikom na głos gazety i książki. Podczas zwiedzania można zapoznać się z przebiegiem procesu wyrobu cygar i zobaczyć rzemieślników podczas pracy. Można tu spróbować różnych gatunków cygar, a w przyzakładowym sklepie zrobić zakupy, mając przy tym pewność, że ma się do czynienia z prawdziwymi cygarami. Cygara kubańskie oferowane przez ulicznych sprzedawców są często podróbkami wytwarzanymi z tytoniowych odpadów. Nie wiemy czy wiecie, że dzisiejsze określenie ,,cygaro” (ang. cigar – cygaro, cigarette – papierosy) prawdopodobnie pochodzi z języka Majów od słowa ,,sik’ar”, określającego właśnie palenie tytoniu. Tu zamawiał swoje cygara Churchill i stąd wysłane zostały ostatnie skrzynki cygar do prezydenta USA, John F. Kennedy’ego, zanim podpisał ustawę wprowadzającą embargo przeciw Kubie, wysłał swojego sekretarza, by ten zakupił mu zapas 1000 pudełek jego ulubionych cygar H. Upmann Petite Corona. Nieskonsumowane z powodu przedwczesnej śmierci prezydenta, cygara zostały sprzedane na aukcji pod koniec XX w. w Nowym Jorku. Ale do rzeczy. Przy wejściu do fabryki zastosowano pełną inwigilację, czyli odebrano w depozyt wszystko (aparat fotograficzny i telefony), co mogłoby ujawnić skomplikowany proces tworzenia najlepszych cygar na świecie. Całkowicie ręczna produkcja, a następnie selekcja pod względem wielkości, grubości, koloru – precyzja z aptekarską dokładnością. Po przyjrzeniu się wszystkim zabiegom, gdzie końcowym efektem jest…CYGARO, jedno jest pewne…one muszą tyle kosztować!

Natomiast na głównych wielopasmowych jezdniach wiele ogromnych, starych Chevroletów, Fordów, Buicków, Plymouthów i Lincolnów, które jeżdżą szybko i sprawnie. Kubańczycy mówią o sobie, że nie ma takiej maszyny, której nie potrafiliby naprawić. Benzyny akurat Hawana ma pod dostatkiem, jednak jest bardzo droga i można ją nabyć wyłącznie za peso wymienialne. Częstym widokiem na ulicy jest również polski „maluch” 126P, to też już staruszek, ponad 30-letni, ale tu bardzo chwalony. Zaraz potem mamy Volkswageny produkowane lata temu w Meksyku, a reszta to psujące się Łady i Moskwicze. Byle kto nie osiedlał się na Kubie i byle kto nie handlował tu cukrem, cygarami i rumem. Z tego powstało bogactwo ówczesnej Kuby, a z bogactwa wzięła się piękna architektura. Zarówno pojedyncze budynki, jak i kompozycje ulic, a nawet całych dzielnic, zachwycają architekturą. Po Rewolucji zupełnie przestano o nie dbać, nie remontując i eksploatując, doprowadzono do stanu ruiny. W końcu domy w Hawanie zaczęły murszeć, sypać się, ściany odpadać, demonstrując wnętrza mieszkań, które zarastają tropikalną roślinnością, a czasem już sporymi krzakami i drzewkami. W 1982 roku wpisano Starą Hawanę na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Zabytki i legenda Hemingwaya ściągają tu turystów z całego świata. Spora część dochodu narodowego tej wyspy pochodzi obecnie z najważniejszego dziś na Kubie „przemysłu” czyli turystyki . Wieczorem taksówka na lotnisko i o 20.25 lecimy do Paryża.

6.luty

W Paryżu ponownie przeprawa na drugi koniec wielkiej metropolii z lotniska Charles de Gaulle, na lotnisko Orly i o 13.20 lecimy do Berlina, odbieramy naszą Toyotę i do Polski, śpimy już w kraju w przydrożnym hotelu, a następnego dnia, po południu jesteśmy w domku, w naszej Chałupie na Górce

kuba-mapa

Podsumowanie:

Pierwsze wrażenie po przylocie, od razu czuć przygnębiające czasy naszej komunistycznej sytuacji z przed 20lat! Po wyjeździe z lotniska zauważam, że jest nad wyraz czysto na ulicach. Hawana to osobny rozdział zwiedzania Kuby i potrzeba jej poświecić najwięcej czasu. Tu czas, jakby zatrzymał się w miejscu i widać jak na dłoni wszystko to, co pozostało z czasów dawnej świetności i z czasów kolonialnej historii. Piękna zabudowa, wspaniale domy, wille, pałace, kamienice, rezydencje. Teraz po przejechaniu 4000km po Kubie, mogę stwierdzić, że poza, krajobrazami, plażami i morzem, to mi najbardziej utkwiło w pamięci! Natomiast wioski mijane po trasie, niejednokrotnie jakby wyjęte z niewolniczych czasów, robią przygnębiające wrażenie. Fidel stworzył na Kubie wg. własnego wzoru tzw. „raj na ziemi”. Ludzie tu żyjący mają tylko to, co muszą mieć, robią tylko to co muszą zrobić, później mają wolne i nic nie muszą i też nie robią. Siedzą w domkach, nic nie mają, nie muszą niewolniczo pracować, są wolni, nikt ich nie wykorzystuje, wiec są szczęśliwi. Prawdziwy biblijny raj – nic nie robisz zrywasz jabłko z drzewa, jest ciepło, zielono, słonecznie, żyć nie umierać – czyż nie o takim raju marzymy i tak był nam on przedstawiany? Poza tym ludzie są niesamowicie pogodni, radośni i zawsze z uśmiechem na ustach. Pomocni, lubią sobie robić zdjęcia z turystami, nie narzekają na swój los i nie rozmawiają o polityce. Zagadnięci o stan zdrowia Castro – odpowiadają, że chyba my wiemy więcej, bo oni nie mają żadnych informacji! Raul brat Fidela wprowadza wolnymi krokami zmiany , lecz to jeszcze długa droga powiedzmy ,,pozytywnych” przeobrażeń. Byłem na Kubie w 2006r i widać rzeczywiście niewielki postęp. Z pewnością warto się tam wybrać, w czasie kiedy jeszcze ta wyspa ma komunistyczny status, bo to szczególnie obrazowo pokaże i przybliży młodym ludziom, niepamiętającym czasów komuny sytuację, kiedy nam było dane żyć w podobnych warunkach społeczno-ustrojowych.

Przed Kubańczykami bardzo trudna dalsza droga, bo cóż, nawet jak się to skończy po śmierci Fidela, to jeszcze musi ten kraj przebrnąć przez czasy przemian, a bieda tam aż piszczy! 50 lat bezwzględnej komuny, typu sowieckiego, oduczyło ludzi przedsiębiorczości i samodzielności! Pozostanie natomiast na pewno wszechobecna pogoda ducha Kubańczyków i muzyka goszcząca w ich sercach, w rytmach rumby i samby!

…Wojtek…

…Kuba, wyspa jak wulkan gorąca…tak kiedyś śpiewał Janusz Gniatkowski…i miał rację…nazywana perłą Antyli, kojarzy się z muzyką i tańcem, ale wyprawa do kraju Fidela Castro, to podróż do innego świata, tutaj tylko słońce świeci dla wszystkich tak samo. W królestwie rytmu doszło do zniewalającej fuzji, smutnej kolonialnej przeszłości i socjalistycznego rygoru. Gdyby ktoś miał wymieniać dwa najpopularniejsze produkty kubańskie, pomijając rzecz jasna cukier z wszechobecnych plantacji…byłyby nimi bez wątpienia rum i cygara. Chyba najbardziej znaną pieśnią na Kubie jest ,, Guajira Guantanamo”(dziewczyna z Guantanamo)do słów ojca narodu kubańskiego Jose Marti i jako nieoficjalny hymn narodowy, uwodzi swą romantycznością. Przemożny wpływ chrześcijańskiej Hiszpanii na społeczne i religijne życie Kuby sprawił, że uchodzi ona za kraj katolicki, jednak pod tą przykrywką kryje się niezwykle żywy kult bóstw Santerii. A teraz mały zwrot akcji…był czas, w okresie pomiędzy ,,oswobodzeniem” z rąk Hiszpanii przez USA w 1898 r., a obaleniem dyktatu Batisty w 1959 r. Kuba była wojskowym i handlowym satelitą Ameryki, oplecionym siecią koneksji mafijnych. Właśnie wtedy Kuba zyskała sławę, nie tylko głównego ośrodka konsumpcji alkoholu, ale i siedliska prostytucji i hazardu…a piszę tu o latach 20. XX w., kiedy to amerykańska prohibicja rozsławiła Hawanę, jako miasto grzechu. Od 1959 r. polityką kubańską niepodzielnie rządzi Fidel Castro, w czym niepoślednią rolę odgrywa podsycany przezeń kult charyzmatycznego Che Guevary. Castro jest absolutnym światowym rekordzistą, jeżeli chodzi o czas pozostawania przy władzy, co zdaniem wielu politologów wynika również…i tu paradoks…z ostrego sprzeciwu Stanów Zjednoczonych wobec jego dyktatury. Trzeba przyznać ,,El Jefe Maximo”(maksymalny szef) miał kilka osiągnięć rewolucji, zwłaszcza na polu edukacji i opieki zdrowotnej, co budzi niekłamaną dumę, ale kondycja ekonomiczna napawa grozą. Kiedy Fidel ciężko zachorował w 2006 r., wieszczono jego rychły zgon i do dziś nie powrócił do czynnej polityki, tymczasowym ,,Jefe”został wybrany młodszy brat dyktatora Raul. Kuba dzisiaj to taki osobliwy przeżytek, państwo o zdezelowanych, niesprawnie działających strukturach, uwięzione w pętli czasu. Walące się kolonialne rezydencje w Hawanie, przypominające często filmowe dekoracje. Kiedy cały świat pędzi cyfrowym tempem, Kuba wcale nie przyspiesza. Domy których Kubańczycy nie mają na własność, a jedynie wynajmują, są skromnie wyposażone, czasem trzeba usunąć słowo ,,wyposażone”. Ulicami suną auta pamiętające lata 40. i 50., oczywiście są zadbane i nawet trzymają się kupy, ale to zasługa ich właścicieli. Na wsiach stary samochód jest zbyt dużym luksusem, toteż transport opiera się na wołach. Dla mnie Kuba stanowi gościnne zacisze, okryte tajemnicą, gdzie można odetchnąć od nowoczesnych technologii, hałaśliwego świata, udogodnień, wolnego rynku, giełdy…i wyborów prezydenckich…ale jak to mawiają Kubańczycy ,,No es facil” (nie jest łatwo), więc wprowadzili w życie sztukę…wymyślania rozwiązań, kiedy ich brakuje…co oznacza nierówną walkę…o przetrwanie…

…Wiola…

Uwagi i rady:

Najlepiej odwiedzić tę wyspę w okresie stycznia lub lutego, kiedy panuje tu pora sucha, a temperatury i klimat przypominają nasze, polskie piękne letnie dni z przeciętną temperaturą rzędu 20-24ºC

Pamiętajcie, że woda z wodociągów nie nadaje się do picia. Wodę mineralną można kupić w sklepach i nie ma żadnych problemów z jej zakupem.

Komunikacja: Braki benzyny i części zamiennych na Kubie sprawiają, że autobusy kursują sporadycznie, w związku z czym nie istnieją regularne połączenia autobusowe. Na rogatkach miast specjalne służby dopakowują ludzi do wszystkich poruszających się pojazdów – nie dotyczy to aut wypożyczonych przez turystów ( różnią się tablicami rejestracyjnymi w czerwonym kolorze z napisem T). Aby odciążyć komunikację miejską, Kubańczycy wprowadzili niezwykłą formę transportu, zaadoptowane do przewozu osób pojazdy ciągnięte przez ciągnik siodłowy, nazywane z tkliwością ,,camellos” (wielbłądy).

Drogi główne bardzo dobre, podrzędne nie najgorsze, wszystkie jednak totalnie źle lub w ogóle nie oznakowane. Jadąc po bocznych, cały czas trzeba pytać o drogę, aby nie zabłądzić!

<<<< POPRZEDNIA