eurazja-mapa

Dzień 48 piątek – 1 września 2017r.

Noc zimna i deszczowa, 8ºC, poranek na wysokości 2100m n.p.m. bardzo ponury, ołowiane chmury snują się po ziemi. No cóż, nie zawsze świeci słońce, a i tak nie mamy co narzekać, wszak całą Mongolię przejechaliśmy w jego blasku. Ruszamy poprzez Republikę Ałtaju na płn.-zach. drogą nr M52 zwaną „Czujskim Traktem” w kierunku Bijska. Nawałnice deszczowe zmywają z naszej Toyoty mongolski pył. Po dwóch godzinach jazdy zaczyna się przejaśniać. W Kuray, malej osadzie znajdujemy bank (Sbierbank) i wymieniamy pieniądze, widzimy, że po miesiącu dolar spada, za 1$ USD płacą obecnie 57,04 rubla, co daje przelicznik, że przy obecnej cenie dolara w Polsce, który jest na poziomie 3,60zł, 100 rubli to około 6.70zł. Z każdym kilometrem robi się cieplej i słoneczniej. Wreszcie możemy podziwiać prawdziwe ałtajskie krajobrazy, tak znane nam i doskonale zapamiętane, z poprzednich przejazdów przez ten region. Drewniane domki i ogródki ogrodzone płotami, jurty i ta przyroda emanująca najwspanialszymi krajobrazami. Co rusz, podziwiamy wartką rzeką Katuń, meandrującą wzdłuż trasy.

Docieramy do maleńkiej osady Chuy-Oozy (Czuj- Oozy), gdzie mieści się regionalny kompleks z gostinicą i dużą jurtą mieszczącą regionalne muzeum. Teren ten znajduje się na obszarze parku narodowego, gdzie znajdują się naskalne wizerunki przedstawiające całe obrazy polowań, które powstały 3-4 tys. lat temu! Dziś ledwie widoczne, przynajmniej te, obok których chodziliśmy. W 1998 r. park znalazł się w składzie obszaru „Złote Góry Ałtaju”, któremu nadano rangę Obiektu Światowego Dziedzictwa Kultury i Przyrody UNESCO. Wokół spokój i góry… to Ałtaj. W Czuj- Oozy można dobrze zjeść i to regionalne, ałtajskie potrawy.

W atmosferze, wkraczającej szybkimi krokami jesieni, podążamy dalej aż na przełęcz Seminskiy (2560m n.p.m.). Oczywiście jak to bywa w takich miejscach na „pierewale”(przełęczy) duże targowisko. Nas najbardziej zainteresował, przyjemny człowiek sprzedający żeń-szeń. Przekazał nam kilka receptur na zdrowy trunek, a my za 200 rubli zakupiliśmy kilka korzeni, które zamierzamy użyć, do sporządzenia nalewki wg przepisu sprzedawcy.

Dzisiejszego dnia, postanowiliśmy zakończyć jazdę nieco wcześniej i pozostać nad rzeką Katuń, by móc napatrzeć się na uroki tejże krainy. Udaje nam się znaleźć takie miejsce, w wiosce Muny, 137km przed Bijskiem. Mamy tu także sposobność, pozbycia się nadmiaru mongolskiego błota, kurzu i pyłu, szorując nasze autko aż do błysku. Miejsce do biwaku wzorcowe, zawsze o takim marzymy szukając następnego miejsca noclegowego na dziko… piękna rzeka, spokój i wspaniałe krajobrazy. Od wyjazdu z domu przebyliśmy już 17tys. km.

17-09-01-map

Dzień 49 sobota – 2 września 2017r.

Założenie noclegu było wspaniałe, wieczorem przyszło kilku rybaków i spokojnie oddawali się swojej pasji. My do snu, a tu przed północą ktoś puka po aucie i zagaduje łamaną angielszczyzną, przez niemiecczyznę, potem przeszedł na ruski – a kto wy? Turisty?… i raczy nas namolnie zapraszać do picia wódki… z małym oporem, ale jakoś odwiedliśmy go od tegoż pomysłu, bez kontaktu wzrokowego, przez ściany naszego domku na kółkach, na uspokojenie daliśmy obietnicę, że chętnie, ale jutro rano po 9.00, gdyż teraz jesteśmy zmęczeni i zamierzamy spać. Rankiem ruszamy spokojnie dalej. O tej porze roku, okolica zasnuta jest poranną mgłą. Mocno poprawiono stan dróg, od poprzedniego przejazdu po tej trasie dwa lata temu. Docieramy do Bijska („Złote Wrota Ałtaju”) i kierujemy nasze kroki do katolickiej parafii, gdzie urzędował ks. Andrzej Obuchowski. Okazuje się, że tak jak zapowiadał dwa lata temu, po kilkunastu latach opuścił syberyjską parafię i właśnie niedawno wyjechał na stałe do Polski. Andrzeja znam już od 2007r., kiedy pierwszy raz gościłem w progach jego parafii. Był pełen zapału, organizował wycieczki i pobyty obozowe dla miejscowej młodzieży, a na terenie obok kościoła, udostępniał miejsca turystom w skromnej turbazie, prowadził radio i był redaktorem naczelnym „Syberyjskiej Katolickiej Gazety”. Chyba wypaliła się jego energia oraz zmieniła postawa miejscowych parafian, tych rosyjskich, spowodowana sytuacją polityczną, jaka panuje w Rosji w ostatnim czasie, traktująca obcych, tych z zachodu jak „szpiony”. Obecnie stoi tu wybudowany i konsekrowany w 2014 roku, nowy kościół pw. św. Jana Chrzciciela. Sympatyczne siostrzyczki, Koreanki, dokładnie wyjaśniły nam całą sytuację. Kto go zastąpi, jak na razie nie wiadomo, kuria postanowi. Pozostawiamy w parafii naszą ostatnią książkę, w której był ujęty również ałtajski fragment podróży. Naprzeciwko kościoła w uzbeckiej knajpce, jemy wspaniałego cziburaka (180 rubli sztuka), swego rodzaju pieroga, smażonego na głębokim tłuszczu z mięsem, grzybami, warzywami i serem… o wielkości „pirogu” noszonego przez Napoleona i jedziemy dalej na północ w kierunku Barnaul. W centrum Bijska, przekraczamy rzekę Biya, która tuż obok miasta wpada do Obu. Tu też kończy się nasz przejazd po „Czujskim Trakcie”, po którym przemieszczaliśmy się od Taszanty, gdzie przekroczyliśmy granicę mongolsko-rosyjską. Tuż za mostem, przy rozległym placu mieści się muzeum tej drogi, tym razem go nie zwiedzamy, gdyż byliśmy w nim dwa lata temu. Możemy jedynie wspomnieć, że droga została uruchomiona już w 1903 r. (budowana przez więźniów z gułagu), a była ona istotna jako zaopatrzeniowy szlak dla Mongolii i Ałtajskiego kraju. Obecnie to doga nr.M52 o dobrej nawierzchni, przebiegająca przełęczami i wąwozami, wśród pięknych krajobrazów, gdzie w oddali widać największe szczyty Ałtaju: Aktru (4044 m n.p.m.), Maaszej (4177 m n.p.m.) i ten najwyższy Biełucha (4506 m n.p.m.). Podobno za komunistycznych czasów, jechała tu ciężarówka za ciężarówką, a przepływ handlowy towarów był bardzo wzmożony. Obecnie źródła zaopatrzeniowe Mongolii mają różne kierunki, nie tylko z Rosji, więc i ruch niewielki. Co rusz, nasz wzrok, zawiesza się na dość intrygujących przydrożnych, potężnych rozmiarów reklamach… „Tylko trzeźwa Rosja… będzie wielka” itp.

Wokół Barnaul uruchomiono wspaniałą obwodnicę, tak więc pomykamy bardzo szybko i już o 15.00 jesteśmy na rogatkach Novosybirska. Mamy dużo czasu, więc postanowiliśmy się zapoznać bardziej z tym miastem. Cóż, ta licząca obecnie 1,5mln mieszkańców stolica regionu, leżąca nad rzeką Ob, ma zaledwie 130letnią historię, jest młodsza od naszej „Chałupy na Górce” (1863r.). Miasto wyrosło wraz z budową „Kolei Transsyberyjskiej”. W pierwszych swych latach, do 1925r. nosiło nazwę Nowonikołajewsk, na cześć ostatniego cara Rosji. Położone jest na południe od Tomska, byłej stolicy Syberii, o ponad 410 letniej historii, którą ominęła kolejowa trasa. Nowosybirsk z małej wioski, rozrósł się do wielkiego syberyjskiego miasta. Z ciekawostek… to tutaj zesłano, w czasie II wojny światowej większość Niemców znad Wołgi i Donu, niegdyś zaproszonych do Rosji przez carycę Katarzynę II. Obecnie, prawie wszyscy, powrócili do swej ojczyzny leżącej w Europie.

Na wjeździe do miasta, mieści się sporych rozmiarów muzeum techniki kolejowej, które zwiedzamy (wstęp dla inostranców 250 rubli od os., dla Rosjan 100 rubli). Dojeżdżamy do śródmieścia i przechadzamy się po centrum, gdzie jedynym zabytkowym obiektem, o wyjątkowym syberyjskim smaku, jest dom kupiecki. Główny plac przy którym stoi „Teatr Opery i Baletu”, zdobi również wielki pomnik Lenina. Chłoniemy atmosferę tego miasta, które w to sobotnie popołudnie, tętni życiem kulturalnym. Wokół, festyny, pokazy i inne atrakcje, które organizuje się dla miejscowej społeczności. Tu też, w centrum, znajduje się mała kaplica pod wezwaniem Św. Mikołaja, czasem jest symbolem miasta, a czasem wyznacza geograficzny środek Rosji. Zaspokoiwszy swą powierzchowną wiedzę o mieście, przekraczamy rzekę Ob i kierujemy się na zachód w kierunku Omska.

Pozwolę sobie na porównawcze wrażenia, w odniesieniu do wizerunku zapamiętanego przeze mnie na przestrzeni ostatnich piętnastu lat – Syberia, rozwija się w tej części niezwykle dynamicznie i już zatraciła swój niegdysiejszy dziki wizerunek, dla nas i wybierających się w te strony podróżników, ta wiadomość będzie zapewne smutna, myślę iż dla jej mieszkańców, to raczej powód do dumy. Po 100km, zatrzymujemy się przy kompleksie hotelowo-gastronomicznym „Łada” i na „stojance”, płacąc 100rubli za kawałek parkingu, urządzamy sobie obozowisko ( w ofercie prysznic-150 rubli, toaleta-10 rubli). Przebywszy dzisiaj 600km, ponownie przeżyliśmy wspaniały dzień.

17-09-02-map

Dzień 50 niedziela – 3 września 2017r.

Noc chłodna, tylko 8ºC. Natomiast miejsce okazało się być w porządku, prawie jak kemping. Daleko od ruchliwej i głośnej trasy, toalety i prysznic oraz przyzwoity obiekt gastronomiczny. Ruszamy dalej na zachód drogą nr M51 zwaną potocznie „Federalką”, czyli drogą, łączącą część europejską Rosji z Władywostokiem. Mimo, że dziś niedziela, potworny ruch ciężarówek, ale nie tych Gazów, Mazów, Krazów, Kamazów i Ziłów, lecz najnowszych Man-ów, Reno, Mercedesów, Volvo, Scanii i innych „Gruzawików z Ameryki”, które gnają prawie do setki. Pogoda wspaniała, więc pochłaniamy setkę km w niespełna godzinę. Co po drodze?… brzózki i mokradła. Po przejechaniu 520km, już o trzeciej,, jesteśmy w centrum Omska. Postanawiamy temu miastu leżącemu nad rzeką Irtysz, poświęcić całe popołudnie, zwiedzić i zapoznać się z jego 300 letnią historią. Założony został jako stanica kozacka w 1706r. W 1824r. przeniesiono doń z Tobolska siedzibę generał-guberni Syberii. Podczas wojny domowej, związanej z rewolucją, aż do odbicia przez Armię Czerwoną w 1919r. był siedzibą „Białego Rządu Kołczakowa”. Właśnie tu w latach 1918-1919 mieściła się siedziba antybolszewickiego rządu, zwanego też „Rządem Syberyjskim”. Warto tylko wspomnieć, że ów admirał stworzył armię, która zajęła Syberię aż po Ural, a w 1919 roku dotarła do Wołgi. Zdradzony przez własnych ochroniarzy, został schwytany i rozstrzelany w roku 1920. Przez krótki czas pod Rewolucji Październikowej istniało jednak państwo rosyjskie, antysowieckie ze stolicą w Omsku. Najbardziej intensywny rozwój miasta rozpoczął się oczywiście od momentu budowy Magistrali Transsyberyjskiej. Teraz jest wielkim centrum przemysłowym, kulturalnym i naukowym. Ma swój uniwersytet, 10 innych wyższych uczelni i wiele instytutów. Nie ustrzegło się wprawdzie przed socrealistycznymi budynkami, szerokimi ulicami i całym tym komunistycznym rozmachem, ale jego zakątki są tak zagospodarowane, że nie czuje się ogromu betonu. O ile przedmieścia są silnie uprzemysłowione, to w dość spokojnych ulicach centrum, kryją się ciekawe muzea i liczne zabytkowe domy z czasów przedrewolucyjnych.

Dreptamy, pomiędzy główną rzeką Omska, Irtyszem, a małą rzeką Om, wpływającą do niej. Tu ulokowało się główne, stare i nowe centrum Omska, które przebiega wzdłuż dwóch głównych ulic, Lenina i Marksa… no jakżeby inaczej. Najokazalszą budowlą jest Sobór Zaśnięcia Matki Bożej oraz odrestaurowana część starego miasta przy ul. Lenina, gdzie uwagę przykuwa monumentalna, klasycystyczna bryła Państwowego Teatru Dramatycznego z 1905 roku, a kawałek dalej stoi budynek muzeum sztuki z charakterystycznymi nowoczesnymi instalacjami przed elewacją. Niedaleko wspaniałego zabytku architektury, tzw. Moskowskich Targowych Riadów (ul. Lenina 14), z trotuaru przy podziemnym przejściu wystaje głowa w kasku należąca do hydraulika Stiepanycza… to oryginalny pomnik na część pracowników miejskich wodociągów, ale jest wiele innych, równie interesujących rzeźb, posągów i monumentów.

Rejon Omska, tak za caratu, jak i za sojuza, był tradycyjnym miejscem zsyłek. To tutaj Fiodor Dostojewski spędził cztery lata na przymusowych, katorżniczych robotach, zesłany jako więzień polityczny w 1849 roku, a w domu w którym mieszkał, urządzono Państwowe Muzeum Literatury jego imienia. Pod wieczór wyjeżdżamy z miasta w kierunku Ishimia (Iszym), aby po pokonaniu 100km pozostać na nocleg obok przydrożnego baru „Stołowaja 24” na „stojance” za 50rubli (3.30zł). W cenie mamy toalety i ochronę, natomiast prysznic odpłatny.

17-09-03-map

Dzień 51 poniedziałek – 4 września 2017r.

Po kilku dniach, ta noc była wyjątkowo ciepła, rankiem odnotowaliśmy 14ºC. Po dwukrotnej zmianie czasu, jakoś wyjątkowo wcześnie zrywamy się do życia. Już po ósmej jesteśmy na trasie w kierunku Ishimia. Przed rozpadem ZSSR, główny trakt M51 wiódł przez Pietropawłowsk, ale kiedy pozostał on na terenie Kazachstanu, właśnie przez Iszym poprowadzono drogę w kierunku Kurganu, względnie Tyumenia (Tiumeń), okrążającą ten obszar. Pierwszy raz, kiedy tędy jechałem w 2002r. na motocyklu, droga była jeszcze w większości szutrowym, kiepskim traktem, obecnie mknie tędy tysiące ciężarówek, a nawierzchnia jest doskonała. Pomykamy, połykając szybko kilometry, przeciętna wynosi ponad 100km/h. Na trasie ciąg dalszy brzózek i mokradeł. Mijamy Iszym i 70km za miastem, skręcamy na północ, w drogę zwaną „Vagajskim Traktem”, w kierunku Tobolska. Dla mnie, ponownie to przejazd sentymentalny, gdyż 15lat temu, jechałem tędy w przeciwnym kierunku, w pierwszej mojej, motocyklowej podróży nad Bajkał. Po błotach i szutrach ani śladu, świetna asfaltowa droga i do tego mało uczęszczana. Co po drodze?… co jakiś czas bazy dla kierowców (stacja paliw, kafe, stojanka, prysznic, motel, warsztat), na drogach coraz więcej nowoczesnych, eleganckich samochodów, tylko wioski jakieś takie z zaprzeszłych czasów, fastrygowane czym się da i to z tych wiosek, ludzie handlują przy drogach grzybami, warzywami, owocami itp. Niestety pogoda lekko się załamała i cały dystans do Tobolska, pokonujemy w deszczu i zimnie. Na 20km przed miastem, wpadamy na drogę nr P404 i już o 14.30 po pokonaniu 590km, jesteśmy na starym mieście. Pomimo opadów staramy się w miarę dokładnie spenetrować tą niegdysiejszą stolicę Syberii założoną w 1587r. Miasto jest malowniczo położone w dorzeczu dwóch rzek, Irtysza i Toboła. Po zdobyciu w 1582 r. twierdzy tatarskiej „ Sibir”, ataman kozackich najemników Jermak Timofiejewicz, opanował tereny obecnego Tobolska i po pięciu latach wzniósł warownię. Strategiczne położenie powodowało, że miasto było polityczno-wojskowym centrum regionu. Od momentu powstania Tobolsk szybko rozwijał się i stał się centrum administracyjnym, kulturalnym i duchowym Syberii. Od roku 1708 do 1839 mieścił siedzibę gubernatorów, a stracił swój statut, gdy w 1860r ominął go „Wielki Trakt Syberyjski”, zwany również „Drogą Pocztową”. Jednak do końca XIX w był ważnym ośrodkiem nauki i kultury, szczególnie gdy w 1830r. osiedlili się tu wykształceni dekabryści. Mieszkał tu Mendelejew, był tu Dostojewski, a zdetronizowany car Mikołaj II spędził tu wraz z rodziną kilka miesięcy w 1917r., przed straceniem w Ekaterinburgu (Jekaterynburg).

Bogatą historią i ciekawymi zabytkami, Tobolsk przyciąga obecnie wielu turystów z Rosji i z innych państw. Dzisiaj nazywany jest „Perłą Syberii”, również za sprawą mieszkających tu przed wiekami Polaków. W wyniku różnych „zawieruch historycznych” przez Tobolsk przepłynęło ich tysiące. Byli oni zsyłani na Syberię., ale nie tracili mężnego ducha i  aktywnie brali udział w życiu miasta. Do dzisiejszego dnia, ozdobą Tobolska są piękne budynki: gimnazjum żeńskiego, gdzie obecnie mieści się szkoła podstawowa oraz medycznej szkoły, dziś filia Uniwersytetu Tiumieńskiego, zbudowane według projektu głównego architekta guberni, Leopolda Stokalskiego. Zachował się też budynek Polskiego Domu Dziecka z tablicą pamiątkową w języku polskim. W centrum miasta znajduje się ocalały fragment cedrowego parku, zasadzonego przez Polaka Żurawskiego i noszący jego nazwę. Przez „słynne” więzienie w Tobolsku przeszła ogromna liczba naszych rodaków. Tu zachowała się fotografia ołtarza z obrazem Matki Bożej Częstochowskiej, gdzie raz w tygodniu była odprawiana msza św. dla katolików. Polacy w Tobolsku założyli pralnie, zakład ślusarski, kotłownię, pracownię obuwia, pracownię kapeluszy, piekarnię oraz wiele innych… dziś już niestety nieistniejących. Wśród gubernatorów Tobolska byli także wysiedleńcy z Polski – Krzysztof Powało-Szwejkowski, Wiktor Arcymowicz, Aleksander Despot-Zenowicz, Aleksander Łappo-Starżeniecki, Andrzej Stankiewicz. Mieszkańcom Tobolska najbardziej z Polakami i Polską kojarzy się kościół rzymsko-katolicki p.w. Przenajświętszej Trójcy, który w miejscowym środowisku nazywany jest „Kościołem Polskim”.

Odwiedzamy wszystkie istotne i historyczne miejsca. Zwiedzamy miejscowy Kreml, który jest najokazalszy ze wszystkich syberyjskich miast. Ze wzgórza kremlowskiego podziwiamy piękną panoramę roztaczającą się na stary Tobolsk i rozlewiska rzeki Irtysz… niestety dzisiaj te wspaniałe widoki, przy tak kiepskiej pogodzie, mają się słabo. Tobolsk jest miastem rodzinnym rosyjskiego chemika Dymitrija Mendelejewa i mieszkańcom nie jest dane o tym zapomnieć. Zapewne są bardzo dumni, ze ten sławny na całym świecie naukowiec, urodził się i wychował właśnie w ich mieście. Jedno z blokowisk jest wymalowane w symbole chemiczne z tablicy sławnego uczonego. Zajrzeliśmy do szkoły w której ojciec twórcy wielkiego układu okresowego pierwiastków, był nauczycielem literatury, natomiast matka pochodziła z rodu kupieckiego i była właścicielką pobliskiej huty szkła. A teraz ciut ciekawostek… jak bardzo można być zapracowanym, oddając się swojej pasji… na wszystkich portretach chemik Mendelejew, przedstawiany jest z imponującą bujną fryzurą oraz brodą… nie lubił się strzyc… robił to tylko raz w roku, gdy zbliżały się upały… szedł wtedy do fryzjera i strzygł się oraz golił na zero, aby przez następne 12 miesięcy nie zawracać sobie głowy drobiazgami. Prawie każdy nazwisko uczonego kojarzy z tzw. tablicą Mendelejewa. Nieco bardziej wtajemniczeni z lekkim przymrużeniem oka dodają… no, ale doktorat to zrobił o wódce… typowy Rosjanin! A jeśli chodzi o wódkę… już pod koniec życia Mendelejew został dyrektorem Urzędu Miar i Wag… i właśnie wtedy ustalił, że nazwę wódka może nosić tylko i wyłącznie trunek, w którym znajduje się 40% objętości alkoholu etylowego. Stało się to podstawą ukazu carskiego, który zaczął obowiązywać pod koniec XIX w. Objeżdżamy szczegółowo stary Tobolsk ze sporą ilością cerkwi i drewnianych domów, tych podupadłych, tych podpalonych i tych do remontu. Patrzymy na miejsce „Dom Wolności”, bo kiedy Romanowowie ze smutkiem pożegnali Pałac Aleksandrowski w Carskim Siole, nie pomyśleli jednak, że już nigdy w życiu nie zobaczą własnego domu, tylko znajdą się tutaj… w Tobolsku, gdzie spędzą kilka miesięcy, oderwani od rzeczywistości bieżących działań. Coraz bardziej popularni w mieście Romanowowie, byli zagrożeniem dla komunistów i Lenina, którzy w zamęcie działań wyższej rangi… na kilka miesięcy o nich zapomnieli. W kwietniu 1918 rodzina została wywieziona do Jekaterynburga, gdzie w nocy z 16 na 17 lipca tego samego roku, została rozstrzelana przez CzeKa, nie dopuszczając do siebie myśli, że przecież nie zabito zwykłego człowieka i kogoś tam z nim… tylko pomazańca bożego namaszczonego przez kościół, z rodziną.

I można by tak włóczyć się po mieście, ale prócz drobnego deszczu, zbliża się zmierzch i trzeba szukać miejsca na nocleg. Toteż pod wieczór opuszczamy to niezwykle interesujące miasto i wyjeżdżając na zachód w kierunku Jakaterynburga, na rogatkach miasta, przy kafe „Za ruliem+1” zostajemy na bezpłatnym parkingu na nocleg.

17-09-04-map

Dzień 52 wtorek – 5 września 2017r.

Miejsce na nocleg świetne, w „Kafe”, był nawet bezpłatny prysznic. Dalej to przejazd do Tiumenia. Jedynie co utrudnia dziś jazdę, to paskudna pogoda, rankiem tylko 8ºC, później w porywach do 10ºC, ołowiane chmury tworzą atmosferę, jakby był półmrok i cały czas leje, co czasami sprawia wrażenie późno jesiennej szarugi… brrr. Tiumeń w takiej aurze sprawia smutne wrażenie. Założony w 1586r., rok wcześniej od Tobolska, był pierwszą moskiewską warownią utworzoną za Uralem. Obecnie jest to stolica bogatego obwodu, sięgającego swymi granicami poza koło podbiegunowe. My, odczuwamy to po zatłoczonych ulicach i niesamowitych korkach. Centrum zawiera się pomiędzy dwoma ulicami, Lenina i Republiki, biegnąc równolegle do rzeki, gdzie u zbiegu tych ulic, położony jest najokazalszy monastyr św. Trójcy.

Wracamy na trasę i z Tiumenia w okropnej pogodzie, podążamy następne 350km do Jekaterynburga. Do celu docieramy dopiero późnym popołudniem, powód?… potworny ruch ciężarówek, stan drogi i jej remont. Miasto założył sam Piotr I Wielki w pierwszej połowie XVIII w. Historia tego miasta jest bardzo bogata. W XIX w. Jekaterynburg był centrum rosyjskiego przemysłu metalowego oraz hutnictwa. Na początku XX w. Jekaterynburg był świadkiem licznych demonstracji i strajków rewolucyjnych oraz rodzenia się bolszewizmu. To właśnie tutaj przywieziono i z 16 na 17 lipca.1918 z rozkazu Włodzimierza Lenina, w piwnicy budynku, przeprowadzono egzekucję ostatniego cara Rosji – Mikołaja II Romanowa i jego rodziny. Tragedia Romanowów miała miejsce w Domu Ipatiewa, zwanym Domem Specjalnego Przeznaczenia. W 2000 r. w tym miejscu wybudowano Sobór na Krwi (Chram na Krowi) dla uczczenia tragicznej śmierci rodziny carskiej. Okazałą cerkiew wykonano w stylu starocerkiewnym i to z wielkim rozmachem, sporo złota, a obok, pod prawosławnym krzyżem, stosowny pomnik rodziny carskiej, umęczonej i zamordowanej. Uświęceni, wokół których kreuje się religijną i narodową legendę… regularnie będą upamiętniani poprzez „Carskie Dni”, gdzie odbywała się będzie droga krzyżowa z Jekaterynburga do „Ganina Jama”. W podwałach obiektu utworzono małe muzeum z wieloma fotografiami, obrazami i artykułami prasowymi dotyczącymi życia i działalności Mikołaja II, a wśród nich dość intrygująca ulotka „Stop Matylda” przekreślona na czerwono, zabrałam ją ze sobą, by dowiedzieć się o co tyle ambarasu i już wiem… reżyser Aleksiej Uczitiel dopiero kończy montaż filmu „Matylda”, a w Rosji trwa już polityczna awantura. Powód?… film opowiada o romansie Matyldy Krzesińskiej, polskiej prima baleriny z teatru w Petersburgu i młodego carewicza, późniejszego cara i świętego, Mikołaja II. Problem w tym, że ten ostatni rosyjski monarcha, po upadku komunizmu… został kanonizowany na świętego cerkwi prawosławnej. I właśnie dlatego ten film, tak rozwścieczył środowisko rosyjskich konserwatystów, według których święty, nie mógł mieć żadnych romansów… ani przed, ani po ślubie… a zwłaszcza już z jakąś polską tancerką. Słaby i zamordowany przez bolszewików car, stał się nietykalnym świętym. Spór o honor Mikołaja II wygląda na absurdalny, ale to tak naprawdę konflikt Rosjan wierzących w demokrację i ludzkie oblicze władzy z tymi, którzy klęczą przed władzą i są mentalnymi niewolnikami.

Opuszczamy centrum miasta w nieznośnych korkach i kierujemy się na przedmieścia, do miejscowości Szuwalisz, gdzie w jej obrębie znajduje się uroczysko „Ganina Jama”, miejsce, gdzie zbezczeszczono i ukryto szczątki carskiej rodziny i służących. Obecnie znajduje się tu Monastyr Świętych Cierpiętników Carskich, męski klasztor prawosławny. Na parkingu obiektu zostajemy na nocleg. Mamy przyzwolenie ochrony, a tuż obok znajduje się przyzwoicie wyposażony obiekt z toaletami i umywalkami, nawet jest ciepła woda, mydło i papier, co w Rosji zdarza się bardzo rzadko.

17-09-05-map

Dzień 53 środa – 6września 2017r.

Ranek przywitał nas wreszcie wspaniałą pogodą i właśnie w takiej aurze rozpoczęliśmy zwiedzanie kompleksu cerkwi i innych obiektów „Ganina Jama”.Oficjalna nazwa brzmi Monaster Świętych Cierpiętników Carskich, męski klasztor prawosławny, położony 15km od Jekaterynburga. Został założony na miejscu, gdzie 17 lipca 1918 czekiści jekaterynburscy, ukryli szczątki zamordowanego cara Mikołaja II Romanowa, jego rodziny i służących. W nocy z 16 na 17 lipca 1918 w domu Ipatiewa w Jekaterynburgu zostali zamordowani, ostatni car Rosji Mikołaj II, jego żona Aleksandra, córki Olga, Tatiana, Maria i Anastazja, syn Aleksy, członkowie ich służby i lekarz rodzinny. W celu ukrycia tego faktu zwłoki rozstrzelanych wrzucono do uroczyska Czterech Braci w okolicy miasta. Według oficjalnej witryny monasteru już w latach 70-tych XX wieku pojawił się nieformalny kult zamordowanej rodziny carskiej. Wierni przychodzili na miejsce pochówku Romanowów, traktując je jak grób świętych. W lecie 1991r. w uroczysku ustawiono pamiątkowy krzyż, a miejsce to stało się celem oficjalnych procesji i nabożeństw. W 2000r. kult rodziny carskiej został usankcjonowany przez Sobór Biskupów Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego, który zaliczył Romanowów w poczet świętych z tytułem świętych cierpiętników i wyraził myśl iż najlepszym upamiętnieniem miejsca ich pochówku byłoby wzniesienie monasteru. Już w październiku wmurowano kamień węgielny pod budowę głównej cerkwi Świętych Cierpiętników Carskich. W następnych latach w kompleksie zabudowań klasztornych wzniesiono kolejne świątynie, jest ich w sumie siedem… każda przypomina o konkretnym członku carskiej rodziny. Przy monasterze działa muzeum poświęcone Mikołajowi II i jego rodzinie, eksponujące m.in. przedmioty należące do Romanowów w okresie uwięzienia w Jekaterynburgu. Tak do końca nie ustalono, czy aby wszystkie szczątki i to całej rodziny carskiej Romanowów znaleziono w jamie, w pobliskim lesie. Podobno dwie z córek znaleziono w odległości 150km od Jekaterynburga w głębi Syberii, a generalnie teorii jest jeszcze więcej. Przepiękny las, malownicze cerkwie, cudowne ikony… kiedy turysta, a właściwie pielgrzym, odwiedza uroczysko „Ganina Jama”, miejsce to emanuje wyjątkowością… pełne estetycznego uroku, lecz w swej historii przerażająco okrutne. Miejsce to, jak w soczewce skupia w sobie całe to okrucieństwo komunistycznej ideologii. Ideologii, z którą Rosjanie coraz wyraźniej próbują się uporać. Upadło „bezbożne radzieckie imperium”… objawiła się nowa Rosja prawosławna i jest… car „odkupiciel”… święty, ale nie męczennik za wiarę, car na ołtarzach, car na ikonach… Mikołaj II jest zarazem jedną z tych postaci, których kult przybiera postać niekanoniczną, ocierającą się o herezję. Podjeżdżamy jeszcze, pod prawdopodobnie faktyczne mogiły „Memoriał Romanowów”, położone 4km dalej i ruszamy na trasę, przez Ural do Perm.

Przejazd rozpoczął się totalną blokadą obwodnicy Jekaterynburga, którą udało nam się objechać pobliskim lasem, wzdłuż torów „Kolei Transsyberyjskiej”. Po 10km jesteśmy uwolnieni i kontynuujemy jazdę przez Ural. Mimo, że z uwagą śledziliśmy drogę, gdzieś umknął nam lub go w ogóle nie było, obelisk wyznaczający granicę pomiędzy Azją, a Europą, a miało to miejsce, tuż za miastem Revda. No cóż, wracamy do naszej starej Europy. Na wysokości miasta Krasnofimsk, nasz GPS wyszukał nieco krótszą (200km) drogę do Kazania, która omija Perm. Skuszeni tą propozycją, daliśmy się wyprowadzić w przysłowiowe „maliny”, a próby przejazdu skończyły się na wyboistej gliniance, która prowadziła donikąd. Suma strat, dołożyliśmy 60km i 1,5h w plecy, a zespawany w Mongolii resor, na wybojach ponownie pękł, jednak podtrzymywany przez solidne pióro pomocnicze z Uaza powoduje iż możemy jechać dalej. Po 360km jazdy, obwodnicą objeżdżamy przemysłowe miasto Perm i kierujemy się w stronę stolicy Tatarii, Kazania. Cała dzisiejsza trasa to walka o przetrwanie, w ustawicznym ciągu mknących ciężarówek. Zastanawiamy się jak dynamicznie pracuje gospodarka Rosji, aby totalnie zakorkować międzymiastowe, główne drogi, to istna lawina towarów przelewająca się poprzez żyły systemu drogowego, której nośnikiem są setki tirów. 100 km za Perm, stoimy w potwornym korku i tak naprawdę, nie wiadomo co jest jego powodem. Zachęceni co poniektórymi zachowaniami miejscowych, tych z wypasionych terenowych aut, jedziemy rowami i poboczami do początku korka i to dobre 10km. Co widzimy?… kraksa, wywrócona cysterna leży w poprzek drogi, drugi tir uderzony. Zachowując postawę Szwejka, czyli jak cię nie wyrzucą, to kontynuuj swój zamiar, rowem objechaliśmy teren kolizji. Tak na oko, odrobiliśmy czas straty z błędnego przejazdu. Dzisiaj też, po ostatnim pobycie w mongolskim hotelu w Ulaangom, zaserwowaliśmy sobie ciut komfortu i śpimy w przydrożnej gostinicy „Region 59” (2tys. rubli za pokój). Wreszcie porządny prysznic i lekkie opranie się. A co z resorem?… jakby to powiedziała Scarlett O’Hara… pomyślę o tym jutro!

17-09-06-map

Dzień 54 czwartek – 7 września 2017r.

W porannej mgle ruszamy na trasę w kierunku Kazania z myślą, że ponownie musimy zespawać resor. Brzmi dziwnie, gdyż to element, który nie należy spawać. Jednak w naszej sytuacji, kiedy poprzednie spawanie wytrzymało 4tys. km, to następne pozwoli nam prawdopodobnie dojechać do Polski. Po przejechaniu 100km, w przydrożnym kompleksie, gdzie dosłownie oferuje się wszystko, znajdujemy siermiężny warsztat, który ma podnośniki i spawarkę. Ponownie, podobnie jak w Mongolii, wg mojego scenariusza, krok po kroku, oczywiście z moją pomocą i technologią, dobrnęliśmy do celu naprawy i po trzech godzinach, powracamy na trasę. Droga do Kazania to istna męka, ciężarówka za ciężarówką, potworny ruch drogowy i co rusz roboty drogowe lub przebudowa i modernizacja. Tak sobie myślę, że kiedyś, w 2002r. jechałem tu na motocyklu (BMW R 650GS Dakar) i narzekałem tylko na jamy w asfalcie, gdyż ruch był zerowy. Magiczna Rosja „za kurtyną” nie pozwalała myśleć o niewygodach, wszystko było przygodą i to na całego. Teraz nuda i zmęczenie, krajobrazy żadne i tylko te tysiące tirów (to nie przesada, są ich obecnie tysiące), to wszystko powoduje, że po kilkuset kilometrach przemierzonej trasy, czujemy znużenie i zmęczenie. W końcu po całym dniu walki i otrzymaniu godziny, która wynika z przekraczania kolejnych stref czasowych, późnym popołudniem po pokonaniu 550km, dotarliśmy do centrum Kazania, pod Kreml. Nad miastem, w słonecznej pogodzie, unosi się potworny smog i smród rafineryjnych spalenizn. Natomiast struktura urbanizacyjna zadziwia uporządkowaniem i czystością. Ponieważ byłem tu ostatnio 15lat temu, mam porównanie jak bardzo zmieniło się to miasto i jak odrestaurowano historyczne miejsca. Zastanawiamy się nawet jak ogromne środki musiano wpompować, aby wizerunek obecnego Kazania, tak właśnie wyglądał. Szerokie dojazdowe arterie, wspaniałe ulice w centrum, czyściutko, wszystko uładzone i tylko ten smog robi przykre wrażenie.

Zwiedzanie zostawiamy na jutro, a za bazę noclegową wybraliśmy ogromny parking pomiędzy centralnym stadionem , a cyrkiem… z widokiem na oświetlony Kreml.

17-09-07-map

Dzień 55 piątek – 8 września 2017r.

Niestety ranek przywitał nas deszczem i ponurą pogodą, tak więc pod parasolem zwiedzamy rozległy obszar Kazańskiego Kremla, położonego za murami. Został wzniesiony przez cara Iwana Groźnego na zgliszczach dawnego zamku Chanatu Kazańskiego. W 2000 roku został umieszczony na liście światowego dziedzictwa UNESCO. W jego murach znajduje się wiele starych budynków, pośród których najstarszą budowlą jest Sobór Zwiastowania, który został wzniesiony w latach 1554-1562. Uważa się, że architektem tej budowli był Postnik Jakowlew, twórca słynnej Cerkwi Wasyla Błogosławionego znajdującej się na Placu Czerwonym w Moskwie. Najbardziej zauważalnym obiektem kazańskiego Kremla jest krzywa, 59 metrowa „Wieża Suyumbike”. Rosjanie udowadniają, że nie tylko włoskim architektom udają się takie „cuda”. Z wieżą związana jest tatarska legenda, podobna do polskiej historii o „Wandzie co Niemca nie chciała”. Główna bohaterka… Suyumbike, była piękną tatarską księżniczką. Wieści o jej urodzie dotarły do Iwana Groźnego, który wysłał do Kazania swoich ambasadorów z prośbą o jej rękę. Odmowa księżniczki doprowadziła do wojny. W trakcie oblężenia miasta piękna Suyumbike, widząc krzywdy wyrządzane przez Rosjan, uległa i przyjęła propozycję Iwana. Zgodziła się poślubić go pod warunkiem, że w ciągu tygodnia, jego rzemieślnicy zbudują wieżę. Budowla miała być wyższa od wszystkich minaretów w mieście. Życzenie pięknej księżniczki zostało spełnione i doszło do zaślubin. Podczas ceremonii ślubnej Suyumbike poprosiła o pozwolenie, aby spojrzeć na miasto ze szczytu wieży. Po wejściu na ostatnią kondygnację rzuciła się z niej w dół…w tych okolicznościach doskonale ją rozumiem… tylko głupia ignorantka, świadomie zechciałaby szalonego i tak okrutnego męża. Wśród budowli Kremla znajdują się śnieżno-białe wieże i ściany, wybudowane w XVI i XVII wiekach (później remontowane), meczetu Kul Szarif, Dom Gubernatora (wybudowany 1834-1853), który współcześnie spełnia rolę Pałacu Prezydenta Tatarstanu. Uważano, że miejsce współczesnego Pałacu Prezydenckiego jest miejscem, gdzie dawniej znajdował się pałac Chana. Pomiędzy Pałacem Prezydenckim a Wieżą Suyumbike, znajduje się pałacowa cerkiew, która została wybudowana na fundamentach dawnego meczetu. Wieża obronna zwana „tajemniczą” znajduje się w północnych murach Kremla.

W deszczowej aurze przemierzyliśmy kremlowskie wzgórze wzdłuż i w szerz. Postanowiliśmy jeszcze uzupełnić zapasy w miejscowym „uniwermagu” i dopiero wtedy wyszło na jaw, że żyjemy w innym świecie czasowym. Czas cofnął się w Tatarii o dwie godziny, a my zwiedzaliśmy Kreml, już o siódmej rano, dziwiąc się, że wszędzie takie pustki. Dobrze, że tak uczyniliśmy, gdyż później nastąpiło totalne załamanie pogody i w takim to klimacie, ruszyliśmy na trasę do Moskwy. A jazda w ulewnym deszczu, pośród pędzących tirów i drogi pełnej kolein, nie należy do przyjemności. Tak w ogóle, od wjazdu na „federalkę” w Nowosybirsku, cały czas zmagamy się z potokiem tych pojazdów. Pod Niżnym Nowgorodem, doszły do tego remonty drogi, które mogły nas uziemić na kilka godzin, ale idąc starym zwyczajem, przepchnęliśmy się poboczem do przodu i uratowaliśmy tempo podróży. Za Dzierżyńskiem, stan drogi wreszcie pozwolił nam na sensowną jazdę i po przejechaniu dzisiejszego dnia 650km, na rogatkach Władimira, zostajemy na nocleg, na parkingu skromnego motelu „Kafe Komieta”.

17-09-08-map

Nie wspominałem jeszcze w obecnym przejeździe przez Rosję o paliwie, jego jakości i cenie. Jak nigdy dotąd olej napędowy można tu nabyć w wielkim przedziale cenowym, jak wynika z naszych obserwacji na trasie, cena kształtuje się od 26,50 do 43rubli za litr. To droższe nosi dodatkowo nazwę „euro”. To tanie kupimy na wielkich, nie markowych stacjach dla tirów. Co do jakości, to tanie tylko raz było naprawdę kiepskiej jakości i na rozgrzanym silniku, motor zapalał ze sporym opóźnieniem, co do osiągów nie widziałem żadnej różnicy.

Dzień 56 sobota – 9 września 2017r.

Ranek ponury i zimny, nie zachęca do zwiedzania. Cóż robić, nie zawsze świeci słońce, szybko dojeżdżamy do historycznego centrum Władimira. Zachowała się tu znaczna część budowli z czasów świetności Księstwa Władymirsko-Suzdalskiego (1157÷1328r.), toteż jest to jedno z najciekawszych turystycznie miast Rosji. Włodzimierz (Władymir) to perła „Złotego Pierścienia („Zołotoje Kolco”), jest to około dziesięciu miast centralnej Rosji, o unikalnej architekturze i historycznym znaczeniu w dziejach kraju. W mieście warto zobaczyć co najmniej sto budowli, które przetrwały ze średniowiecznego okresu świetności miasta, które przez kilkadziesiąt lat było stolicą Rusi. Z ciekawostek, w czasie trwania wojny polsko-rosyjskiej, w 1614 pod miasto podszedł polski oddział pod dowództwem Aleksandra Lisowskiego, zniszczył przedmieścia jednak samego grodu nie zdobył.

Auto zostawiamy na parkingu, tuż obok budowli „Złote Wrota”, najcenniejszego historycznego obiektu miasta, wpisanego na listę UNESCO i ruszamy zwiedzać miasto. Stan zabytków w ostatnich 10-ciu latach mocno uległ zmianie, wiele domów i cerkwi zostało pięknie odrestaurowanych, co obecnie sprawia bardzo korzystne wrażenie. Najokazalszy, to Sobór Zaśnięcia Matki Bożej (Uspienskij Sobor) , który powstał w latach 1158-60 zbudowany przez mistrzów z Niemiec, przebudowany po wielkim pożarze w latach 1185-1189, od tego czasu zachował się praktycznie bez większych zmian. To cerkiew, pełna przepięknych średniowiecznych fresków, także tych namalowanych przez rosyjskiego „mistrza ikony” – Andrieja Rublowa, jak i późniejszych – barokowych, ufundowanych przez carycę Katarzynę II. W cerkwi znajdują się również szczątki rosyjskich książąt i kilku prawosławnych świętych. Obchód wzgórza kończymy w miejscowej kafejce, na porządnej kawie i prawdziwym strudlu z jabłkami.

W początkowym zamyśle mieliśmy przejechać jeszcze do Suzdala, położonego o niespełna 40km, jednak pogoda i fakt, że byliśmy tam zaledwie dwa lata temu, zwiedzając kompleksowo tę niegdysiejszą stolicę ruskiego prawosławia, odstręczył nas od tego pomysłu.

Jedziemy do następnego obiektu, który postanowiliśmy zwiedzić, a nigdy tam nie bylismy, czyli ławrę w Siergijew Posad, znajdującą się również na trasie „Złotego Pierścienia”. Połączone drogami, tworzą symboliczny okrąg, w którym każde miasto posiada bogatą historię i bezcenne zabytki, tworzące skarbnicę rosyjskiej kultury. Musimy w tym celu objechać Moskwę, jej północną stroną. Po drodze zbaczamy jeszcze nieco na wysokości Aleksandrowa, do innego obiektu cerkiewnego „Swiato-Troicki Żeńskij Monastyr”, który umiejscowiony jest nieco na południe, za Karabanowem.

Po południu dotarliśmy do Siergijew Posad, czyli jak go do niedawna nazywano… Zagorsk., gdzie zaskoczyła nas ogromna ilość turystów i pielgrzymów. Trudno znaleźć parking, jednak obok wejścia do ławry znajduje się „Kafe Blinnaya Gora” z kempingiem, gdzie udało się zostawić nasz pojazd. Już sam widok z dala, robi niesamowite wrażenie. To ważny ośrodek religijny, istniejący od XIV w., skupiony wokół Troicko-Siergijewskiej ławry. W 1993 roku odrestaurowana ławra, została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Główną cerkwią kompleksu jest Sobór Trójcy Świętej, w którym przechowywane są relikwie św. Sergiusza. Monaster założony został w 1345 roku przez pustelnika Sergieja Radoneżskiego (świętego patrona Rosji), który na Wzgórzu Makowieckim, wzniósł pierwszą drewnianą cerkiew i zgromadził wokół niej wspólnotę monastyczną. Ten mistyk i asceta miał ogromny wpływ na współcześnie mu żyjących. Sława o uzdrowieniach przez niego uczynionych rozeszła się po całej Rusi, a do monasteru zaczęli zewsząd przybywać wierni.

Na terenie klasztoru znajduje się muzeum, Moskiewska Akademia Teologiczna i seminarium. Najstarsze cerkwie Siergijewa Posadu, to położona w płd.-wsch. końcu Ławry cerkiew Przeświętej Bogurodzicy (cerkow Preswiatoj Bogorodicy) i cerkiew męczennicy Paraskiewy Piatnicy (chram muczenicy Paraskiewy Piatnicy). W latach 1559–85 na rozkaz Iwana Groźnego, zbudowano największą świątynię ławry, pięciokopułowy sobór Uspienski (Uspienskij sobor). Najwyższą budowlą ławry jest dzwonnica (1741–69). Jej wysokość razem z krzyżem to 88 m (aktualnie giftownia).  Tak wiele obiektów sakralnych i cerkwi okolonych solidnymi murami zadziwia formą i architekturą. Bajkowe kolory, mnóstwo złota, niezwykła atmosfera i studnia ze świętą wodą, która uzdrawia. To tutaj ogłoszono carem Iwana Groźnego, a lata jego panowania to umacnianie klasztoru jako silnej warowni, zajmującej ważne miejsce w systemie obronnym Moskwy. Dopiero w późniejszym czasie na rozkaz imperatorski Katarzyny II klasztor otrzymał szczytny tytuł ławry (czyli klasztoru męskiego o wysokim znaczeniu prawa zakonnego), co podkreśliło jego nadrzędną rolę wobec innych duchownych instytucji. Wtedy to Siergijew Posad stał się drugim w Europie Wschodniej, po Ławrze Kijowsko-Pieczerskiej, monasterem o tak wysokiej randze. Po rewolucji październikowej, w 1920, ławra została zamknięta, a jej budynki oddane na cele administracyjne lub zamienione w muzea sztuki. W tych czasach zniszczeniu uległo wiele elementów cennego wyposażenia klasztornych cerkwi, w tym wszystkie dzwony.

Z ciekawostek… twierdzę tę, jaką była w ówczesnych czasach, podczas trwania wojny polsko-rosyjskiej w latach 1608-1610, bezskutecznie oblegała 30 tysięczna armia polsko-litewska. Inna rzecz, z jakiej słynie Siergijew Posad, to matrioszka… najbardziej znana z rosyjskich zabawek. W 1918 założono tutaj działające do dziś muzeum zabawek, których wytwarzaniem zajmowali się mieszkańcy tych terenów od dawna.

Pod wieczór, opuszczamy to niezwykle miejsce i jedziemy w kierunku Tveru (Twer) i dalej do Miednoje, pod cmentarz wojskowy, pomordowanych polskich żołnierzy i policjantów.  Internowano ich w 1939r. na terenie klasztoru w Ostaszkowie i rozkazem Stalina w budynku NKWD w Twerze, uśmiercono poprzez strzał w tył głowy. Obok Miednoje, w lesie, złożono ich zwłoki w zbiorowych dołach. Nocujemy na parkingu, obok cmentarza. Niestety obiekt muzealno-administracyjny, jest w totalnym remoncie i tak do końca nie wyjaśniono nam, czy był ukończony i popadł w ruinę, czy niedokończona inwestycja, będzie miała dopiero teraz, po 15latach swój finał. Osobiście jestem tu po raz wtóry, gdyż odwiedziłem to miejsce po raz pierwszy w 2001r., wraz z pierwszym, motocyklowym Rajdem Katyńskim.

17-09-09-map

Dzień 57 niedziela – 10 września 2017r.

Rankiem odwiedzamy Polski Cmentarz Wojenny w Miednoje (Memorialnyj Komplieks Miednoje). Położony jest około 30 km od Tweru, w pobliżu drogi do Petersburga, w miejscu, gdzie w 1991r. odnaleziono zbiorowe mogiły Polaków zamordowanych w 1940 roku przez NKWD, w piwnicach Obwodowego Zarządu NKWD w Kalininie, obecnie noszący nazwę Twer. W 1991r. w ramach prowadzonego przez Naczelną Prokuraturę Wojskową Związku Sowieckiego, śledztwa w sprawie ustalenia losu polskich jeńców, którzy w latach 1939-1940 trafili do sowieckiej niewoli i byli przetrzymywani w trzech obozach specjalnych w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie, na wskazanym terenie przeprowadzono czynności ekshumacyjne. Prowadzone w bardzo ograniczonym zakresie prace, doprowadziły do odnalezienia zbiorowych mogił ze szczątkami zamordowanych jeńców. Jednak dopiero przeprowadzone w latach 1994-1995 przez specjalistów Rady OPWiM badania pomiarowe, sondaże i prace ekshumacyjne, pozwoliły na odkrycie i precyzyjne zlokalizowanie, znajdujących się na tym terenie masowych mogił. Prace ekshumacyjne przyniosły też wiele cennego materiału dowodowego, w postaci przedmiotów osobistych, odnalezionych przy zamordowanych policjantach, w tym dokumentów i zapisków, świadczących o ostatnich chwilach życia ofiar zbrodni. Wszystkie te przedmioty, po konserwacji, wzbogaciły ekspozycję Muzeum Katyńskiego w Warszawie.

11 czerwca 1995r. na przyszłym cmentarzu w Miednoje, uroczyście wmurowano akt erekcyjny oraz kamień węgielny, poświęcony przez papieża Jana Pawła II. W lipcu 1995r. rozpisano konkurs, na projekt zagospodarowania przestrzennego katyńskich cmentarzy. Wpłynęły 32 projekty; ostateczny projekt, autorstwa Zdzisława Pidka i Andrzeja Sołygi oraz Wiesława i Jacka Synakiewiczów, wybrano w październiku 1995 roku. Decyzja i formalne pozwolenie na budowę, po uzgodnieniu z władzami rosyjskimi, wydano dopiero 1 czerwca 1999r.. Prace budowlane wykonały firmy polskie – odbiór nastąpił 9 sierpnia 2000r. Człowiekiem, który w ogromnym stopniu, przyczynił się do powstania cmentarzy w Miednoje, Katyniu i Charkowie, był poznany przeze mnie podczas pierwszego Rajdu Katyńskiego, ks. prałat Zdzisław Peszkowski, jeden z nielicznych więzionych i ocalałych. Na cmentarzu, o łącznej powierzchni 1,7 ha, zlokalizowano 25 zbiorowych mogił, ponad 6300 jeńców obozu specjalnego w Ostaszkowie. Centralnym punktem cmentarza jest brama pamięci, na której w porządku alfabetycznym możemy przeczytać imiona i nazwiska Pomordowanych. Pod bramą zawieszono dzwon, którego stłumiony dźwięk wydobywa się spod ziemi, co ma symbolizować prawdę, niemożliwą do ukrycia nawet pod ziemią. Na powierzchni dzwonu widnieje tekst Bogurodzicy i nazwa „Miednoje”. Wokół polskiej części cmentarza, znajduje się trakt pieszy, gdzie każdy ze zmarłych posiada tabliczkę z imieniem, datą urodzenia, miastem pochodzenia, miejscem pracy lub służby w czasie aresztowania oraz rokiem śmierci – 1940. Tabliczki ułożono tak, jakby były pozostałością archeologicznej odkrywki, które ujawniają skrywane przez dziesięciolecia miejsce zbrodni. Bardzo łatwo, każdy członek rodziny, odnajdzie nazwisko bliskiej mu osoby. To wielkie, zbiorowe epitafium Ofiar. Każda z mogił zbiorowych ma formę kurhanu, na którym postawiono krzyż. Obrysy mogił zaznaczone są nakładającymi się na siebie żeliwnymi płytami. Wysokie krzyże, są jakby wtopione w korony drzew. Na każdej z 25 mogił jest postawiony krzyż. Znajdują się tam także m.in. krzyże, tabliczki lub napisy przywiezione przez rodziny. Ciąg inskrypcji indywidualnych, zakończony jest płaskorzeźbami, przedstawiającymi Krzyż Kampanii Wrześniowej 1939 i Krzyż Virtuti Militari.

Realizuję w tym miejscu, rodzinny aspekt mojego pobytu, ponieważ dziadek mojego kuzyna spoczywa na tym cmentarzu. Jan Lubowski, przodownik Wydziału Śledczego PWSI Bielsko, którego w wieku 45lat zamordowali Sowieci. Po chwilach refleksji i zadumy, jedziemy dalej w okolice Ostaszkowa, gdzie w 1939r. utworzony został jeden z obozów internowania Żołnierzy Polskich. Był największym obozem specjalnym, podległym Zarządowi ds. Jeńców Wojennych NKWD i zgromadzono tu głównie funkcjonariuszy Policji Państwowej i Policji Województwa Śląskiego, Straży Granicznej i Straży Więziennej, żołnierzy i oficerów Korpusu Ochrony Pogranicza i innych formacji wojskowych, pracowników administracji państwowej i wymiaru sprawiedliwości II Rzeczypospolitej, którzy po 17 września 1939r. znaleźli się w sowieckiej niewoli. Funkcjonował na wysepce Stołbnyj jeziora Seliger, w zabudowaniach poklasztornych monasteru Niłowa Pustyń, w odległości 11 km od miejscowości Ostaszków.

W XVI w. na terenie wyspy Stołobnyj, znajdowała się pustelnia późniejszego świętego mnicha Nilusa Stołobieńskiego. Pustelnik zmarł w roku 1554 i został pochowany w przygotowanym przez siebie grobie. W 1594r. patriarcha moskiewski Hiob, polecił założyć na tym miejscu męski klasztor, który funkcjonował do 1928r, gdzie po raz ostatni została odprawiona Święta Liturgia. Następnie zbór został skasowany, zaś wspólnota zakonna, zmuszona do rozproszenia. Po likwidacji monasteru, w jego zabudowaniach znajdowały się kolejno: kolonia karna, zakład dla młodocianych przestępców. W czasie II wojny światowej, znajdował się obóz jeniecki dla 6364 jeńców polskich (wrzesień 1939 – maj 1940r.) – 44 z nich umarło w obozie, natomiast 6311 zostało zamordowanych w Twerze i pochowanych w jamach w Miednoje. Latem 1940r. przywieziono tu jeszcze żołnierzy Wojska Polskiego z terenu Litwy i Łotwy, a w latach 1944–1945, zorganizowano tu obóz dla żołnierzy Armii Krajowej.

Kiedy byłem tu po raz pierwszy 16 lat temu, to były tylko ruiny, obecnie pięknie odrestaurowany zespół monasterów, z funkcjonującymi obiektami sakralnymi, pomieszczeniami klasztornymi i sklepikami z dewocjonaliami oraz produktami własnymi (ciasto, chleb, suszone owoce, dżemy, orzechy, miód, zioła, herbaty, ryby i kwas). Na grobli łączącej klasztor z lądem zakupiliśmy rybkę z jeziora i jedziemy w kierunku granicy z Łotwą. Przez Peno, Andreapol, Wielkie Łuki, już o 18.00 stajemy na granicy. Myśleliśmy, że spędzimy tu pół nocy, a już po dwóch godzinach, jesteśmy ponownie, a dokładnie po 57dniach, w Unii Europejskiej. Jeszcze 20km i szukamy noclegu, w pierwszej wiosce Pasiene, na parkingu obok kościoła.

17-09-10-map

… nie sposób pisać o Rosji w zaledwie kilku zdaniach, to zbyt potężny kraj i nazbyt wiele do opisania, a niechaj robią to historycy. W czasie tej podróży, prócz uroków przyrody i oszałamiających zabytków, zetknęliśmy się z wieloma skrajnościami, kontrastami, absurdami i nowoczesnymi trendami… ale jest coś, co łączy te kraje ponad wszystko… komunizm!… który był, jest i zapewne będzie… w jakiej formie?… a to już zależy od tego, kto i jak go wykreuje… jakie synkretyczne wariacje zastosuje… i kto zostanie głównym bohaterem, ojcem narodu, twarzą systemu, celem uwielbienia, zwiastunem świętości… by kiedyś, w chwale zasług, zobrazowanym na portretach, flagach, koszulkach, kubkach i matrioszkach… spoczywać spokojnie w mauzoleum, bo przecież system trwa… więc trwam i ja… anegdota?… socjalizm, komunizm i kapitalizm postanowiły się spotkać… kapitalizm i komunizm czekają w umówionym miejscu, ale socjalizm się spóźnia… oj, przepraszam, stałem w kolejce po mięso… a co to kolejka?… pyta kapitalizm… a co to mięso?… pyta komunizm…

…Wiola…

Dzień 58 poniedziałek – 11 września 2017r.

Przejazd do Polski, najpierw przez Łotwę, wzdłuż granicy z Rosją i Białorusią, gdzie trafiliśmy jeszcze na szutrowe drogi w okolicy Daugavpils. Tu małe wtrącenie, akurat dokładnie tego dnia, 11września, ale 16 lat temu, wracając z pierwszym Rajdem Katyńskim do kraju, zostaliśmy zaproszeni do Polskiego Konsulatu w tym mieście i to wtedy, oglądaliśmy na ekranie telewizora tragedię „World Trade Center”, cóż za zbieżność dat. Jedziemy dalej… Litwa, przez Kowno i na wysokości Suwałk, wkraczamy do Polski. Pomijamy zwiedzanie na trasie, byliśmy w tych stronach raptem dwa lata temu. Rosyjskie zespawanie resora wytrzymało, po 23 tys. km i 58 dniach podróży, nasza Toyota dowiozła nas bezpiecznie do Polski. Tym razem, zafundowaliśmy sobie nocleg w pensjonacie „Żagielek” w centrum Augustowa, nad samym jeziorem, tuż przy przystani i śluzie.

Dzień 59 wtorek – 12 września 2017r.

Ponieważ na trasie przejazdu mamy Mazowsze, dzisiejszy dzień postanawiamy poświęcić na przygotowanie Zakończenia Sezonu Podróżników Motocyklowych „Brok 2017”. Najpierw w Ciechanowcu ustalamy zwiedzanie skansenu i Muzeum Rolnictwa, w połączeniu z pokazowym, staropolskim wędzeniem kiełbasy, później dopracowujemy szczegóły pobytu w Treblince i na koniec w Broku, uzgadniamy wszystkie sprawy z zakwaterowaniem całego zlotu w ośrodku „Binduga”, położonym nad Bugiem. Wszystko udało się załatwić pomyślnie i późnym popołudniem docieramy do naszych przyjaciół, Basi i Przemka, mieszkających w Długosiodle, gdzie spędzamy wspaniały i rozprężający trudy podróży wieczór. Najbardziej zaskoczyło nas przywitanie, przebrani za Chińczyków, przywitali nas banerem „Witamy made in China”. Oczywiście nie obyło się bez toastów, dobrego, polskiego jedzonka i serdecznej atmosfery spotkania… po tych wszystkich korowodach podróży… niemocą mocy trwamy i choć zmęczeni, to jak tu się nie radować, kiedy Przemek z Basią nas rozśmieszają do łez.

Dzień 60 środa – 13 września 2107r.

Pierwotnie, mieliśmy zamiar dzisiejszego poranka dotrzeć do naszej „Chałupy na Górce”, jednak za namową Basi i Przemka postanowiliśmy pozostać u nich jeszcze jeden dzień, odpocząć od jazdy i nieco się zrelaksować. Przy okazji, rankiem, odbyliśmy małe grzybobranie w pobliskim lesie z pozytywnym skutkiem. Kontynuując przygotowania do zlotu w Broku, zabraliśmy się jeszcze na wycieczkę do miejscowości Bielany-Wąsy, pod Sokołowem Podlaskim, aby dopracować ostatni punkt październikowego programu spotkania, czyli zwiedzenie „Podlaskiego Muzeum Techniki Wojskowej i Użytkowej”. Wieczór, to powtórka dnia poprzedniego… lecz z ograniczonym udziałem alkoholu.

Mamy też pomyślne wieści od Mirki i Jacka z którymi rozstaliśmy się w Mongolii. Jadąc z Ułan Bator przez Ułan Ude, Irkuck i dalej „federalką” przez Rosję, pokonali w ostatnim odcinku swej trasy Ukrainę i swoim Defenderem szczęśliwie dotarli do granicy z Polską.

Dzień 61 czwartek – 14 września 2107r.

Przejazd na trasie Długosiodło – Międzyrzecze Górne

Podsumowanie:

Pokonaliśmy dystans dzielący kontynent Eurazji, od zachodu na wschód aż po Morze Żółte i z powrotem. Łącznie podczas 60 dni podróży, przebyliśmy na kołach, naszą Toyotą Hilux 4×4 23.420km, co dało średni, dzienny przebieg 390km. Aby pokonać taką odległość, musieliśmy zakupić 3040 litrów oleju napędowego, co dało średnie spalanie na poziomie 13 l/100km i na który wydaliśmy w przeliczeniu ok. 8500zł. Powróciliśmy do naszej „Chałupy na Górce” z wieloma nowymi wrażeniami i wspomnieniem całego mnóstwa przygód, które miały miejsce na tak dalekiej trasie. Była to jedna z najtrudniejszych wypraw, w szeroko rozumianym spektrum spraw i sytuacji. Szczególnie dały się nam we znaki awarie zawieszenia, co przyjmuję jako nowe doświadczenie i powód do wnikliwszego przeanalizowania doboru firmy oferującej wzmocnione jego elementy – już teraz po wywiadzie, rezygnuję z firmy ARB, na korzyść Peddersa. Przejazd przez Chiny, w towarzystwie przewodnika, wymagał reżimu czasowego, co przy przemieszczaniu się kilku aut w grupie, w ciężkim terenie, przy chińskich regułach ruchu drogowego, powodowało wiele stresów, brak pełnej swobody, w szerokim znaczeniu tego słowa i braku dłuższego odpoczynku. Kiedy już sami, po opuszczeniu Chin i wjechaniu do Mongolii, realizowaliśmy naszą część wyprawy, wreszcie wróciło to wszystko, co daje maksimum przyjemności bycia w podróży.

Zakończyliśmy kolejną wielką wyprawę, zakończyliśmy również tym reportażem, opis przeżyć i naszych doznań z całej podróży. Oddajemy ten tekst, dopiero po upływie miesiąca od naszego powrotu, gdyż ciężko się pisze relacje, które nie powstają na bieżąco, a na takie niestety nie mieliśmy tym razem czasu w trakcie jej trwania. Co dalej? Przygotowujemy następną… start początek przyszłego roku… Australia i powrót na kołach do kraju…

…Wojtek…

eurazja-mapa

<<<< POPRZEDNIA