Trynidad&Tobago > Barbados > Grenada

27.01.2013 – niedziela

Wykorzystując…a raczej wspierając nasze PKP, pociągiem InterCity dotarliśmy do Warszawy, a stamtąd krótkim lotem przemieściliśmy się do Düsseldorfu, aby po nocy spędzonej w Lindner Hotel Düsseldorf Airport (nie polecamy) następnego dnia 11godzinnym lotem liniami Lufthansa, dotrzeć do Miami na Florydzie ( bilet zakupiliśmy dwa miesiące wcześniej za ceną 2400zł od os. w obie strony).

28.01.2013 – poniedziałek

Pomimo, że mamy ponad dwie godzimy do następnego lotu na Trynidad, nasza sytuacja zagęszcza się, a czas kurczy do rozmiaru krótkich fali stresu, gdyż odprawa imigracyjna z powodu natłoku ogromnej ludzkiej masy, trwała ponad godzinę, a następne skrupulatne czynności lotniskowe, też trwają, więc dosłownie rzutem na taśmę dotarliśmy do samolotu linii American Airlines. Tak kiepskiego stanu samolotu, dość mocno nadużytego, o historii 30-letniej (Boeing 757) to jeszcze nie widzieliśmy, latając wiele po całym świecie (bilet kosztował 700zł od osoby, zakupiony dwa miesiące wcześniej, tak jak ten do Miami -polecamy stronę : http://flysiesta.pl ). Po czterech godzinach lotu lądujemy na Trynidadzie, mocno skonani wielogodzinnym lataniem, marzymy o szybkim dotarciu do miejsca z łóżkiem(taxi 10$USD za 5 minut jazdy). Pierwszy nocleg zarezerwowaliśmy jeszcze z Polski poprzez http://www.booking.com, opodal portu lotniczego Piarco…i jakież było nasze zaskoczenie, gdy okazało się, że naszej rezerwacji nie ma!? Noc, a my walczymy o to co nasze, chcą od nas ponownej zapłaty i to nie małej…bo 95$USD. Dopiero pokazany na naszej skrzynce e-mail potwierdzający rezerwację, przekonuje ich na tyle, że mamy klucz do pokoju i sprawę pozostawiają do dalszego rozpoznania. Koszmar, który przedłuża naszą podróż o następną godzinę i sporą dawkę dodatkowego stresu. Standard pokoju u Hindusów, za w/w cenę…co najmniej budzi odrazę, ale pakujemy się do łóżka, nie bacząc na resztę niedociągnięć. Rankiem o rezerwacji już nie było ani słowa, a po zjedzeniu drogiego jak na swą bylejakość śniadania, oddaliliśmy się czym prędzej.

A dlaczego płacimy w $USD, a nie w $TT?…Tutaj można swobodnie płacić i jedną i drugą walutą, a nawet mieszając je nawzajem ($ trynidadzki TT jest równorzędnie używany z $ USA –powszechna jest prosta wymiana 1$USD = 6$TT).

29.01.2013 – wtorek

Trynidad i Tobago (TT) port lotniczy: Port of Spain – Piarco (POS), (Republika Trynidadu i Tobago) Stolica: Port of Spain. Waluta: dolar Trynidadu i Tobago (TTD) 1$ = 6.32 TTD. Język urzędowy: angielski. Obejmuje dwie główne wyspy Trynidad i Tobago i 21 mniejszych wysepek, leżących u wybrzeży Wenezueli. Największa wyspa Trynidad stanowi pod względem geologicznym przedłużenie Gór Karaibskich z północno-wschodniej Wenezueli. Klimat równikowy gorący i wilgotny, łagodzony przez wiatry pasatowe, ze średnią dzienną temperaturą wynoszącą ok. 27 °C. Najsuchsze i najbardziej słoneczne dni , to początkowe miesiące roku. Gospodarka przede wszystkim oparta jest na wydobyciu takich surowców jak ropa naftowa, gaz ziemny i asfalt. Nadal ważną gałęzią gospodarki pozostaje także rolnictwo i uprawa trzciny cukrowej, kakaowca, ryżu, kawy, bananów i warzyw. Rozwinęła się także hodowla bydła, kóz, owiec oraz rybołówstwo, w tym głównie połów krewetek. W/g nas turystyka rozwija się niezwykle wolno i jest prawie nie zauważalna. Narodowe identyfikatory to: Scarlet Ibis(Ibis Szkarłatny), Hummingbird(koliber), Trinity Hills(trzy statki Columba). Narodowy kwiat- Chaconia.

trynidad

Już o 8.00 jesteśmy ponownie na lotnisku i wynajmujemy auto na następne dwa dni. Nissan Almera za 50$ USD…jest najtańszą opcją. Dodatkowo pobierana jest kaucja z karty kredytowej w wysokości 500$ USA. Spośród wielu firm wypożyczających samochody, jedyne Singgh’s Auto Rentals Co.Ltd. oferuje wynajem na okres krótszy niż tydzień. Przestawiamy się na lewostronny ruch i rozpoczynamy zwiedzanie. Wyspy Trynidad i Tobago odkryte zostały przez Krzysztofa Kolumba w 1498 roku i włączone do królestwa Hiszpanii, które od 1532 roku uznali je za swoje ziemie kolonialne. W okresie prekolumbijskim zamieszkane były przez Indian Arawak oraz Karaibów (Tobago). Pod koniec XVII wieku wyspę Trynidad opanowali Brytyjczycy, a w1962 uzyskały niepodległość jako jedna z pierwszych brytyjskich kolonii, zaś w 1976 roku państwo przekształcono w republikę. Pierwsze zderzenie z ruchem samochodowym jest dla nas zaskoczeniem, gdyż nie wyobrażaliśmy sobie tu takiego jego natężenia i niezliczonej masy pojazdów, poruszamy się w nieustannym korku…jak żółwie. Wreszcie udaje nam się dotrzeć do pierwszej atrakcji Trynidadu…do Pitch Lake, czyli Asfaltowego Jeziora położonego na południu wyspy 20km od miasta San Fernando, obok niewielkiej wioski Le Brea. To naturalne jezioro…przyrodniczy cud świata, którego powierzchnia przypomina skórę słonia, osiąga 90 m głębokości. Powstało miliony lat temu, prawdopodobnie w wyniku wybuchu wulkanu błotnego. Zalegająca płytko pod powierzchnią ropa naftowa, pod wpływem gazów, ulegała procesowi przeobrażenia, tworząc…asfalt. Jezioro odkrył w 1595 r. Walter Raleigh, który zastosował asfalt do uszczelnienia kadłubów w swoich statkach. Obecnie bitumin wykorzystuje się do asfaltowania dróg na całym świecie. Zalecane jest chodzenie z przewodnikiem(55$USD od os.). My mieliśmy przewodnika Johna, który zdesperowany z powodu braku turystów, oprowadził nas za 20$USD za nas dwoje. Jak głosi legenda…jezioro wchłonęło plemię Indian Chaima, każąc je za jedzenie kolibrów, w których chroniły się dusze przodków…tak więc nie należy zapuszczać się samemu zbyt daleko…nawet jeśli nie jada się kolibrów.

I tu małe wtrącenie…jesteśmy na wyciągniecie ręki od granicy z Wenezuelą. Dwa lata temu byliśmy około 40km od miejsca w którym się obecnie znajdujemy i w miejscowości La Horqueta, zostaliśmy odprawieni przez straż graniczną tego państwa, wypływając łodzią w deltę rzeki Orinoko, na wypadek gdybyśmy się przeprawiali na wyspę Trynidad. Obecna podróż w przedłużeniu czasowym, jest alternatywną trasą od Panamericany, którą pokonujemy pomiędzy kontynentami obu Ameryk, tym razem od ujścia rzeki Orinoko poprzez archipelag Wysp Karaibskich, aż po Florydę.

Następną atrakcją dzisiejszego dnia było zwiedzenie rezerwatu ornitologicznego Wild Fowl Trust w Pointe-a-Pierre. Osobliwe zjawisko położone na północ od miasta San Fernando. Do parku wjeżdża się poprzez teren wielkiej rafinerii ropy naftowej i to przez jej chronione wojskiem bramy. Lokalizacja rezerwatu może wydawać się dość zaskakująca, jednak dzikie ptactwo, prowadząc nierówną walkę z człowiekiem, doskonale radzi sobie w tych jakby nie było…naftowych klimatach.

Brnąc w ciągłej masie pojazdów, dzisiejszego dnia docieramy do stolicy Trynidadu&Tobago – Port of Spain i lokujemy się w polecanym przez lotniskową informację turystyczną pensjonacie Par-May-La’s www.parmaylas.com , położonym opodal centrum (68$USD za przyzwoity 2os. pokój – totalny brak alternatywnej, taniej, turystycznej bazy noclegowej).

30.01.2013 – środa

Po zakupie biletów na jutrzejszy rejs promu na Tobago (17$USD od os. w obie strony), kontynuujemy zwiedzanie wyspy Trynidad. Tym razem kierujemy się na północ, na polecane najpiękniejsze jej plaże. Oczywiście brniemy w nieprzebranej ilości pojazdów, a jazda to prawdziwa droga przez mękę. Tankowanie, to spory szok, bo za litr benzyny super płacimy jedynie 1,40zł . Poprzez pasmo górskie Northern Range, docieramy na północny brzeg i rozkoszujemy się wspaniałymi krajobrazami, jakie serwuje nam ta wyspa. Pogoda wspaniała, temperatury rzędu 27÷30ºC, woda w morzu tylko nieco chłodniejsza. Najciekawszą i zarazem najrozleglejszą plażą jest Maracas Bay. Specjalnością jest tutaj ,,Bake&Shark”…pyszne i rozmaite lokalne rarytasy. My docieramy do końca drogi prowadzącej brzegiem na wschód, odwiedzając kolejne plaże (Cuevas Bay, Chupara Bay, Blanchisseuse Bay). Już o zmroku powracamy do bazy w stolicy, nie znajdując lepszej opcji noclegowej, jak ta z poprzedniego dnia. Dzień kończymy wieczornym spacerem po dość intrygującym centrum Port of Spain. Chodząc tak pomiędzy budynkami, sklepami, jadłodajniami, mijamy ludzi którzy wieczór spędzają na ławkach, jedząc, pijąc, grając w karty. My zachwycamy się ich niejednokrotnie skomplikowanymi fryzurami jak i stylem ubierania się. Nie należy zbyt długo plątać się po stolicy, gdyż odkąd ekonomia państwa poszybowała w dół…przestępczość wprost przeciwnie.

W drodze powrotnej do pensjonatu, zachodzimy na próby zespołów grających na stalowych bębnach zrobionych w większości z pociętych   baryłek (beczek) do transportu ropy naftowej, przygotowując się do karnawału. Konkursy ,,Steelpan”zaczynają się na dwa tygodnie wcześniej. Z naszych obserwacji wynika, że uczniowie posiadają notesy z instruktarzem, a bębny mają oznaczenia lekko załamanych pól, by nadać właściwy dźwięk uderzając pałeczkami…i to by było na tyle…z pozycji dwóch laików.

31.01 2013 – czwartek

Rano ,,szybko” przemieszamy się na lotnisko Piarco International Airport, oddalone o 34km od stolicy. Słowo szybko oznacza, że ten przejazd trwa 1,5godz. Zdajemy wypożyczone auto i luksusowym autobusem komunikacji publicznej…za równowartość 2 PLN…powracamy do Port of Spain. Cały dzisiejszy dzień aż do wypłynięcia promu na Tobago poświęcamy zwiedzaniu miasta, a nie jest tego zbyt wiele, na dodatek o bardzo krótkiej historii. O 17.00 wypływamy szybkim luksusowym promem w 2,5 godzinny rejs. Po przypłynięciu na Tobago do stolicy i głównego portu wyspy-Scarborough, wynajmujemy nieoficjalną taksówkę i udajemy się za podpowiedzią właściciela pojazdu do wioski Buccoo, gdzie w nadmorskim Miller’s Guest House www.milersguesthouse.com wynajęliśmy świetne lokum na dzisiejszą noc (33$USD za pokój – klima, łazienka). Z kierowcą umawiamy się na jutrzejsze zwiedzanie wyspy i analizując koszty wynajęcia auta dogadujemy stawkę 80$USD(początkowa wersja to 150$USD) za całodzienną wycieczkę wokół jej brzegów.

Dzisiejszą noc umila nam huczna karnawałowa fiesta ,,Quinn Show” odbywająca się trzy ulice dalej, przy wejściu można zakupić zupę, co też uczyniliśmy. Zupa a’la breja…w smaku ostra, gęsta, z dodatkiem kilku kości i gumowych kluch. Sytuacja wymusiła zażycie wytrawiacza przed snem, tak więc…degustujemy najlepszy gatunkowo trunek kompanii Angostura, tworzony w/g legendarnej receptury…to taki sekret od 1824 r….Rum Single Barrel Limited Edition.

01.02.2013 – piątek

Mniejsza wyspa Tobago, to raczej senna, spokojna wyspa. Malownicze krajobrazy, sielankowa atmosfera i nieskażona przyroda czynią Tobago idealnym miejscem na oderwanie się od miejskiego gwaru i zawrotnego tempa życia. W 1498 r. Kolumb oznaczył Tobago pod nazwą ,,Magdalena”. Ciekawostką jest, że w latach 1639-1693 wyspa Tobago była (jako Nowa Kurlandia) kolonią lennego względem Polski Księstwa Kurlandii. Kiedy to w 1561 r. mistrz zakonu krzyżackiego Kettler poddał się Zygmuntowi II Augustowi, w zamian otrzymując Księstwo Kurlandii. Polska kolonia…jak chcą marzyciele i entuzjaści…przetrwała do III rozbioru Polski w 1795 r. Nasz kierowca, czarnoskóry Ingle Arnold tel: 1868 332 6558 e-mail: sunsetdriverbago@gmail.com punktualnie melduje się pod pensjonatem i ruszamy na trasę wycieczki. Dzień zaczynamy od dość istotnych czynności czyli…pobrania pieniędzy w automacie…po wciśnięciu odpowiednich klawiszy…maszyna nie dała ani banknotów, ani karty… pozostawiła nas z karteczką z napisem „Error”. Ależ pięknie zaczął się dzień…hm… Na szczęście nasz Ingle wie, gdzie jest siedziba banku, właścicieli tej sieci bankomatów i błyskawicznie jedziemy do stolicy Tobago – Scarborough, wyjaśnić zdarzenie i sprawić, by zwrócono nam naszą kartę. Pięknie uczesana, powolna pani z banku zapowiedziała, że nie ma szans na odzyskanie karty, wtedy do akcji wkroczył Wojtek i przy użyciu łagodnych środków perswazji, naszemu kierowcy i jego przyjacielskim układom, mamy tymczasowe zapewnienie, że postarają się do 15.00 odzyskać, tak ważną dla nas rzecz. Tymczasem my, nie tracąc wiary i zapału, ruszamy dalej na objazd wyspy, miejsca akcji słynnej powieści autorstwa Daniela Defoe – ,,Robinson Crusoe”. Fakt ten z pewnością porusza naszą wyobraźnię i objawia nam pierwszy obraz tego dzikiego i wspaniałego obszaru. To położone pomiędzy Morzem Karaibskim, a Oceanem Atlantyckim państwo, oferuje jedne z najlepszych miejsc na spędzenie urlopu czy wymarzonych wakacji w regionie. Dużą atrakcją wyspy jest unikalna przyroda, rzadkie gatunki ptaków i motyli, oraz możliwość spędzenia wakacji wypoczynkowych w połączeniu z prawdziwą iście ,,robinsonowską” przygodą.

W takiej scenerii małych kameralnych zatoczek spędzamy dzisiejszy dzień. O 15.00 meldujemy się w banku, by po 30minutach otrzymać pozytywną informację… wydobyli naszą kartę z bankomatu! Jakież było nasze zaskoczenie, gdy wyszukiwano ją z pliku około 50 sztuk, które w podobny sposób utkwiły w tej nieszczęsnej maszynie, przysparzając wiele stresów i kłopotów ich właścicielom. Po wyjściu, Ingle zaprasza nas na miejscowy przysmak ,,Roti”(karaibskie burrito) w postaci pikantnego żółtego naleśnika wielkości dużej pizzy, nadziewanego warzywami, mięsem i zawiązanego w papier, niczym ogromny, ciepły cukierek. Zjedliśmy te zawiniątka na plaży i pożegnaliśmy się z naszym miłym właścicielem pojazdu.

Wracamy do Port of Spain na Trynidadzie, tym samym promem którym przybyliśmy tu wczoraj.

02.02.2013 – sobota

Nadal przyglądamy się stolicy Trynidadu, piszemy nieco tekstu do internetu i już o 16.00 udajemy się na lotnisko szybką zbiorowa taksówką ,, Maxi Taxi”. (6PLN od os.), a o 20.05 mamy lot na Barbados do Bridgetown – przylot 21.50. Transport do hotelu, już na Barbadosie, świetnie zorganizowany. Płacimy 17$USA i po 15 min jesteśmy w pensjonacie, który w ostatniej chwili, jeszcze w Port of Spain zarezerwowaliśmy przez internet www.booking.com . (Melbourne Inn, Adres: 135 4th Avenue Dover, Christ Church (Barbados), BB, Nr tel: +12464205475 , E-mail: melbourneinn@caribsurf.com

Warty polecenia ponieważ jak na warunki tego państwa cena 60$USD za przyzwoity pokój 2os. to niezbyt wygórowana cena. Jest możliwość wypożyczenia samochodu z ceną 65$ USD za dzień, z czego korzystamy.

Po opuszczeniu Trynidad&Tobago, jeszcze parę słów podsumowania:

Kiedyś południowoafrykański biskup Desmond Tutu nazwał go ,,tęczowym krajem”, ze względu na mnogość barwnych kwiatów i różnorodność mieszkańców. Jeszcze nie tak dawno na wyspy te przybywali tylko biznesmeni, ograniczający się do wizyty w Port-of-spain. Ponieważ gospodarka kraju opiera się głównie na zasobach ropy naftowej i gazu, przez długi czas nie brano pod uwagę…turystyki. A przecież ta kolebka „calypso”, „limbo”,„steelpan”,„najbarwniejszego festynu świata”, jak i kolaż mieszający tu i ówdzie Surinam z Gujaną Brytyjską (40% ludności to hindusi, styl budownictwa), Wenezuelę (kraty, zasieki, przestępczość), z salonami fryzjerskimi (niesamowita ilość rodzai fryzur), afrykański styl (poruszanie się w prędkości replay), z amerykańskim hip-hopem (hip-hop jest kombinacją dwóch slangowych określeń –„ hip” [znaczącego „teraźniejszy",„obecny”] i „hop” [oznaczającego specyficzny styl poruszania się]. Wymyślił go w 1978r Keith ,,Cowboy” Wiggins, podczas przedrzeźniania kolegi, który dołączył do amerykańskiej armii, scatując słowa „hip/hop/hip/hop”, w sposób, który przedrzeźniał rytm marszu żołnierzy. “Cowboy” wprowadził to wyrażenie do własnych występów, po czym zaczął być identyfikowany z powstająca nową kulturą). Pojawia się tutaj również i będzie nam już do końca podróży towarzyszyć jeszcze inna kultura… ,,Rastafari”…często niewłaściwie nazywane rastafarianizmem, choć określenie to przez część rastafarian uznawane jest za obraźliwe. Rastafarianie uważają, że słowa zakończone na -izm zostały wymyślone, aby wprowadzić podziały między dziećmi Jahwe. Głoszą oni zasadę ,,No ism, no schism”. Subkultura rasta to przedstawiciele ruchu o charakterze społeczno – religijnym, który powstał w połowie lat 60-tych na Jamajce wśród ludności murzyńskiej. Ruch miał cele społeczne i polityczne, ale charakterystyczne jest to, że chciał je osiągnąć przede wszystkim za pomocą religii. Dlatego w swojej ideologii jest to ruch religijny, który inspiracje dla swoich działań politycznych znajdował w Piśmie Świętym. Do rozwoju ruchu przyczyniła się zrodzona w jego obrębie muzyka reggae: teksty pieśni głoszą równość społeczną, miłość i braterstwo, potępiają rasizm, demaskują symbol zła – Babilon, w którym żyjemy. Do Polski ruch rastafariański trafił na początku lat 80-tych. Noszą na głowach wielkie, wełniane czapki, spod których wystają ,,dredy” – długie włosy splecione w kilkadziesiąt warkoczyków, nie rozwiązywane i nie myte przez dłuższy okres czasu, z których powstają zmechacone ,,rurki”. Noszą luźne stroje o barwach zielonej, żółtej i czerwonej (barwy narodowe Etiopii). Nazwa tego ruchu wywodzi się od imienia cesarza Etiopii – Rasta Farii I, Poprzez muzykę reggae idea ta nabrała nowych wymiarów.

Na koniec kilka osób znanych w świecie, a na Trynidad&Tobago uznanych za bohaterów.

Ato Boldon- w 1997 r. został Mistrzem Świata na 200 m. W 1998 r. pobił dwa rekordy: średnia jego wyników na koniec sezonu wyniosła poniżej 10s i jako jedyny pobiegł 5 razy poniżej 10s.

Geoffrey Holder znany z filmu ,,Dr.Dolittle” (Willie Shakespeare). Billy Ocean wykonawca muzyki pop, zasłynął w1984 r. głównym singlem ,,Caribbean Queen”. Dwight Yorke piłkarz Aston Villa.

03.02.2013 – niedziela

Barbados (BDS) stolica: Bridgetown, waluta: dolar Barbadosu (BBD) powszechna wymiana 1$USD = 2$BBD, a dolar amerykański zastępczo wszędzie honorowany, język urzędowy: angielski. Nazwa wyspy pochodzi z języka portugalskiego. Zwrócili oni uwagę na miejscową odmianę figowca, tworzącego dużą siatkę korzeni, przypominającą brodę. Drzewa te nazwano ,,drzewami brodatymi” (los barbados) i stąd przeszła nazwa na całą wyspę. Wyspa otoczona ze wszystkich stron wodami Oceanu Atlantyckiego charakteryzuje się tropikalnym klimatem podrównikowym. W lecie wyspę nawiedzają cyklony. Odkryli ją dla Europejczyków na początku XVI wieku portugalscy podróżnicy, jednak jej nie skolonizowali. W 1627 r. na wyspie wylądowali angielscy koloniści, w pobliżu obecnej miejscowości Holetown. Strategiczne położenie, zapora z raf koralowych i duże manufaktury cukru przyniosły rozkwit wyspie. Przez cały XVII wiek dla korony brytyjskiej była ona ważniejsza od innych posiadłości w Ameryce Północnej. Na Barbados sprowadzano niewolników z Afryki, którzy pracowali przy uprawie trzciny cukrowej. Gdy w 1834 r. w całym Imperium Brytyjskim zniesiono niewolnictwo, kolonia zaczęła podupadać. Kryzys doprowadził do powstania ruchów domagających się oderwania od monarchii, co ostatecznie nastąpiło 30 listopada 1966 r. (obecnie 30 listopada jest świętem narodowym kraju). Mimo to Barbados i Wielka Brytania są połączone unią personalną – Barbados należy do Wspólnoty Narodów (Commonwealth).

barbados_0

Swoją obecność na turystycznych mapach Barbados zawdzięcza rajskim plażom, wciąż żywym tradycjom Indii Zachodnich, egzotycznym ogrodom, łatwym połączeniom z Europą, likierowi ,,Malibu” oraz…współczesnej piosenkarce Rihannie.

Podczas wczorajszego lotu okazało się, że od stycznia 2013r firma lotnicza ,,Liat” w której wykupiliśmy przeloty, zmieniła plan rejsów i nie mieliśmy międzylądowania na Granadzie, lecz na St. Vincent. Dla nas ta zmiana to wielki szok, gdyż mieliśmy bilet powrotny na Trynidad z możliwością wysiadki właśnie na Grenadzie, a tu taka niespodzianka, nie będziemy mieli takiej możliwości i nie było takiej informacji w listopadzie kiedy kupowałem bilety przez internet. Stąd od rana „akcja lotnisko” i dopłata do biletów aż 380$USD, a dlaczegóż?… a poniewóż (sic!)…dla nich wszystko jest tak jak powinno być i na Trynidad możemy lecieć, a że trasa lotu się zmieniła…to już taka przypadłość zmian. I tak zwrócili nam jakieś marne grosze za nasz powrotny bilet, a policzyli sobie za 50 minutowy przelot z Barbadosu na Grenadę 580$USD. Później to już tylko jedno wielkie piękno i zwiedzanie Barbadosu wynajętą Toyotą Corolla, oczywiście w ruchu lewostronnym.

Zaczynamy od targu rybnego w Oistins(najświeższe ryby na wyspie), ruiny zamku Sam Lord’s Castle i wspaniała plaża Long Bay, Sunbury Plantation House(300-letnia hacjenda z pełnym wyposażeniem, jako jedyna na wyspie w całości do zwiedzania- wstęp 10$USD), kościół św. Jana-St.John’s Parish Church oraz grób z 1670 r. Ferdynanda Paleologa- potomka ostatniego władcy Cesarstwa Bizantyjskiego). Na obiad ze wspaniałą rybką zatrzymaliśmy się przy urokliwej, kameralnej plaży Martin’s Bay. Następnym punktem był ogród botaniczny w Bathsheba ,,Andromeda Botanic Gardens”(wstęp 12,5$USD od os.). Pośród skał rosną storczyki, hibiskusy, helikonie, begonie, palmy i mnóstwo innych roślin. Jadąc dalej na horyzoncie pojawiły na się skały ,,Soup Bowl”, które wyglądały jak kamienne chatki. Na koniec zajrzeliśmy do niespecjalnie ciekawej stolicy Barbadosu, Bridgetown, pozbawionej w niedzielę powszechnego zgiełku.

Na kolację z głównym daniem w postaci grillowanej latającej ryby zasiedliśmy obok targu rybnego w Oistins.

04.02.2013 – poniedziałek

Rankiem naszym wynajętym autem ruszamy na dalsze zwiedzanie wyspy Barbados. Tankowanie i wracamy do cen europejskich za paliwo, benzyna w cenie 3,15 BBD, czyli około 5zł za litr. Po objechaniu południowej jej strony, skierowaliśmy się w wyżej położone tereny w głębi wyspy, gdzie znajdują się trzy przyrodnicze atrakcje. Pierwsza to jaskinia ,,Harrison’s Cave”, gdzie zwiedzanie jej głębin odbywa się specjalnie do tego przystosowanymi pojazdami elektrycznymi (wstęp 30$USD od os.). Wagoniki wiozą pasażerów do krainy szmerających strumieni, podświetlonych jeziorek oraz różnego kształtu wyrostków, wybroczyn i narośli we wszystkich odcieniach brązu, wytartego złota i bieli. W jaskini tej z pewnością nie ma szans, aby ze względu na przepastne komnaty zapaść na klaustrofobię…ale zawsze jest szansa na agorafobię.

Następnie udaliśmy się do lasu kwiatów – „Flower Forest” (wstęp 12,5 $USD od os.), gdzie w warunkach tropikalnego lasu deszczowego… ludzie łączą siły z przyrodą, by stworzyć coś unikalnego, czyli wszystkie kwiaty jakie było nam dane spotykać na całej trasie przejazdu przez Amerykę Południową i Środkową. Dalej przemieściliśmy się do równie znanego i powszechnie odwiedzanego świata orchidei – „Orchid World”, gdzie w ogrodach można podziwiać niezliczone gatunki orchidei o niezwykle różnorodnych barwach. Po tych estetycznych i widokowych doznaniach, przyszedł czas na coś dla podniebienia i na pierwszy strzał poszły dwie destylarnie rumu: „Mount Gay” i „Malibu”, gdzie degustację rozpoczął drink „Rum Punch” (przepis mamy na kartce do wykorzystania kiedyś tam)… reszty nazw nie pamiętamy, za co szczerze przepraszamy. I przyszedł czas na kolację w kameralnej smażalni, tuż przy plaży obok targu rybnego w Oistins. Tym razem rozkoszowaliśmy się smakiem ryby Dolphin (Mahi-mahi)… wspomagając doznania miejscowym piwem „Banks”.

A teraz kilka ciekawostek…

To właśnie z Barbadosu pochodzi słynny likier ,,Malibu” – destylarnię, położoną przy plaży Malibu na południowo-zachodnim krańcu wyspy można zwiedzić i oczywiście, dokonać degustacji. Destylarnia prosperuje nieprzerwanie od 1897 r. zawdzięczając swoją doskonałą kondycję… rumowi kokosowemu. Natomiast Mount Gay, jako pierwszy z rumów był eksportowany (trunek ów nazywano niegdyś „zabójcą demonów”).

Inna barbadoska sława jest związana z muzyką – gwiazda muzyki Pop i R&B – Rihanna, której nadano tytuł ambasadora (promowanie wyspy na świecie), a dzień 21 lutego ogłoszono ,,Dniem Rihanny”(narodowe święto wolne od pracy). No a skoro rodzą się tu takie piosenkarki, to chyba warto wybrać się wieczorem do miejsc, gdzie grana jest muzyka na żywo oraz organizowane są pokazy taneczne. Będziemy mogli na pewno posłuchać calypso, reggae i soca. Oczywiście coś dla siebie znajdą tu też miłośnicy jazzu. Warto także dowiedzieć się, gdzie występują tancerze stylu limbo (przechodzenie w tańcu pod nisko zawieszoną poprzeczką)

Barbados było jedynym miejscem na świecie do którego mniej więcej cztery razy w tygodniu, swego czasu latały Concordy z wakacjowiczami.

Dawni przybysze przywieźli na wyspę mangusty z Indii – w celu rozprawienia się z wyspiarskimi szczurami. Mangusty jednak nigdy się ze szczurami nie spotkały, bo te grasują w nocy. Ciekawe jest jednak to, ze mangusty upodobały sobie węże, które szczurami nie pogardzą. Rezultat jest taki, ze na wyspie nie ma (podobno) ani szczurów ani węży!

Nazywany „Małą Anglią”, gdzie w wielu miejscach w dalszym ciągu kultywuje się tradycję popołudniowej herbatki, gdzie sportem narodowym jest krykiet, a w mowie pobrzmiewa brytyjski akcent. To tutaj odbywa się najgorętszy festiwal jazzowy, kończący żniwa trzciny cukrowej, jak również konkurs rybny na Karaibach. A w związku z wysoką gęstością zaludnienia, znany pisarz mieszkający na Barbadosie, John Wickham, tak napisał o swojej ojczyźnie: ,,Niemożność oddzielenia się od innych ludzi doprowadziła do powszechnej troski o publiczny porządek, współczucia dla innych i skrupulatnego przestrzegania praw sąsiedzkich”.

05.02.2013 – wtorek

Zakończyliśmy zwiedzanie Barbadosu, a dzisiejszy dzień aż do wylotu na Grenadę przeznaczamy na plażowanie i kąpiele w zadziwiających kolorach wody gorącego Atlantyku. Znajdujemy się pomiędzy lotniskiem a stolicą w miejscowości Maxwell, tuż obok Oistins. Pensjonat mamy w odległości 100m od pięknej plaży, tak więc, miejsce które przypadkowo wybraliśmy na naszą bazę pobytową, ulokowane było perfekcyjnie blisko…wszystkiego co istotne. O godz 18.30 opuszczamy Barbados i z lotniska Grantley Adams wylatujemy na wyspę Grenada. Po drodze mamy międzylądowanie na wyspie St. Vincent, tak więc odbywamy dwa krótkie półgodzinne loty, a samolot linii ,,Liat”, to taki, tutejszy autobus, jedni wysiadają , drudzy się dosiadają i tak z wyspy na wyspę, jedynie ceny za bilety jakieś takie zatęchłe.

Tutaj musimy nadmienić, że wielkim problemem dla nas, okazało się podejście służb granicznych do przemieszczania się po Karaibach. Prowadzony jest skrupulatny wywiad odnośnie planu podróży, sprawdzane wylotowe bilety powrotne, my natomiast mamy następne etapy połączone z płynięciem na jachcie, a bilet powrotny do kraju dopiero za 1,5miesiaca z Miami, więc za każdym razem musimy się solidnie tłumaczyć, łącznie z wszystkimi namiarami na dane właściciela jachtu, jego markę i nazwę.

Żądają nawet okazania biletu lub voucheru na wykupioną dalszą podroż – pod tym względem jest gorzej niż w USA, oczywiście sprawdzają czy i w jakim hotelu będziemy zakwaterowani. Pomni tego ponownie poprzez www.booking.com zarezerwowaliśmy hotel La Heliconia & Day Spa.Adres: Point Salines, Maurice Bishop High Way, Saint George’s, Nr tel: +14734497689 E-mail: debbie@laheliconia.com cena za najtańszy apartament dwuosobowy 80$USD plus podatki 20%.

06.02.2013 – środa

Grenada (WG) – państwo wyspiarskie na wyspie Grenada i części wysp archipelagu Grenadyn (Małe Antyle) na Morzu Karaibskim – stolica: Saint George’s, port lotniczy: Port Saline International, waluta: dolar wschodniokaraibski (XCD) 1$USD = 2.6$XCD, język urzędowy: angielski. W 1498  została odkryta przez Kolumba. Do 1958 była kolonią brytyjską, a w 1974 roku uzyskała niepodległość. W 1979 doszło do zamachu stanu lewicowej partii NJM. W jego wyniku na Grenadzie przeprowadzono szereg reform społecznych i ekonomicznych oraz nawiązano bliską współpracę z Kubą. Premierem został Maurice Bishop który w październiku 1983 r zginął podczas zamachu stanu. Kilka dni później nastąpiła interwencja zbrojna armii USA, która obaliła lewicowo-rewolucyjne rządy i ustanowiła przyjazne Waszyngtonowi władze.

grenada

Rankiem w hotelu wynajmujemy auto (63$USD za dobę), a jako element dodatkowy, z właścicielem pojazdu musimy jechać na miejscowy posterunek policji, aby na podstawie mojego prawa jazdy, wyrobić specjalny permit na poruszanie się pojazdami mechanicznymi po terenie wyspy Grenada (12$USD) – załatwianie odbywa się błyskawicznie, czyli jakieś pół godziny. Zaopatrzeni we wszystkie potrzebne dokumenty ruszamy na zwiedzanie wyspy. Rozpoczynamy od stolica St. George’s, z targiem rybnym oraz fortem usytuowany na skalnym wzgórzu, tuż nad brzegiem morza, z którego roztacza się wspaniały widok na miasto i zatokę (wstęp 2$USD od os.). Następnie jedziemy na północ do Gouyave – głównego ośrodka uprawy gałki muszkatołowej i manufaktury z tym związanej – „Nutmeg Plant”. Za jednego dolara USD, można zwiedzić zakład, gdzie suszy się i przerabia nasiona muszkatołowca. W starej hali fabrycznej robotnicy siedzą na taboretach (czasem zdarza się, że… śpią), oddzielają nasiona od osnówek i rzucają do odpowiednich koszy (idealny produkt idzie na eksport). Inni pracownicy mielą je, obierają, przesiewają i suszą. Ponieważ Grenada nie stoi tylko gałką, ale też goździkami, cynamonem, liściem laurowym, wanilią i imbirem… tak więc po wyjściu z zakładu można zakupić te wszystkie przyprawy (co też uczyniłam)… w postaci naszyjnika – jeszcze nigdy nie używałam przypraw w taki sposób… nosząc je na szyi. Objeżdżamy plaże rozlokowane wzdłuż brzegów morza karaibskiego oraz od strony Atlantyku z tą najbardziej wysunięta na północ – Levera Bay, z której roztacza się widok na następne wyspy archipelagu. Wjeżdżamy do Portu Grenville i trafiamy w datę święta wyzwolenia narodowego, czyli 39 rocznicę. Wszędzie czuć i widać tego oznaki, w postaci wspaniale poubieranych ludzi, a przede wszystkim dzieci, w strojach w kolorach flagi Grenady. W czasie jazdy aż w oczach wiruje od kolorów… wiosek, osad i miasteczek ustrojonych w barwy narodowe.

Wyspa mocno górzysta, drogi wąskie i kręte, ruch i jazda tutejszych kierowców, a w szczególności mini busów to kaskaderskie popisy, tak więc pomimo niewielkich odległości (wyspa ma 45km długości) objazd zajął nam cały dzień.

Po powrocie do hotelu okazuje się, że mamy wiadomość od Roberta i Bożeny z jachtu ,,Rum Punch”, czekają już na nas w Port Louis Marina. W kilka minut jesteśmy już na jachcie, gdyż marina znajduje się niedaleko naszego zakwaterowania.  Jak to bywa w podróżniczym gronie, a w szczególności, że dopiero tutaj poznajemy się osobiście, omawiamy wiele spraw technicznych i dokonujemy wymiany zdań na temat naszej wspólnej dalszej podróży. Późnym wieczorem opuszczamy jacht, gdyż mamy opłaconą jeszcze jedną noc w hotelu i wynajęte auto do jutra, a właściciele jachtu przybyli ciut za wcześnie.

07.02.2013 – czwartek

Skoro mamy jeszcze na dzisiaj autko, więc kończymy zwiedzanie wyspy Grenada. Mieszkańcy szykują się do poobiedniej fiesty i koncertów muzycznych. Próbujemy zwiedzić miejscowe destylarnie rumu, jednak wszystko dzisiaj pozamykane (wciąż trwa święto niepodległości), a więcej poza plażami z których korzystamy, wyspa ta nie ma zbyt wiele więcej do zaoferowania turyście. Wczoraj zwiedziliśmy pozostałą część wyspy, w sumie objeżdżając wokół.

Po tych kolorach, najbardziej w pamięci pozostanie nam piękny widok na miasto i zatokę, przy której usytuowana jest stolica oraz pobyt w rejonie przetwórstwa gałki muszkatołowej,  jej specyficzny zapach i smak.

Czy bezcenny lek na dolegliwości żołądkowe, czy to, że skutecznie tłumi zapach niezbyt świeżych mięs, czy może dlatego, że stała się najbardziej poszukiwaną przyprawą kuchenną… kiedyś wydarta Arabom… dziś zaprowadziła Grenadę na drugą pozycję w świecie… gałka muszkatołowa.

Po południu zaopatrujemy się w niezbędny prowiant i… tymczasowe zameldowanie na jachcie „Rum Punch”gotowe (ponieważ wyżywienie mamy w cenie rejsu, pisząc prowiant mamy na myśli kawę, rum, piwo i wino). Płyniemy sześcioosobową jednostką, model Feeling 39 o nazwie ,,Rum Punch” w czwórkę, my i właściciele jachtu. Nadeszła wiekopomna chwila… przynajmniej dla nas… zaczynamy naszą pierwszą wyprawę pod żaglami. Na usta cisną się pytania… jak to będzie?… czy dopadnie nas choroba morska?… czy będą mocne przechyły?… czy przebywanie czterech obcych sobie osób, na tak małej powierzchni, jest w ogóle możliwe?… a co będzie, jeśli nastąpi jakaś awaria?… pytania… pytania… mnóstwo pytań… lepiej niech wypadną za burtę i zatoną pod powierzchnią wody… czasem może lepiej nie wiedzieć, nie wyprzedzać faktów, a może mieć wiedzy tylko tyle, ile potrzeba na tu i teraz.

Podstawowe parametry jachtu: Długość kadłuba – 12m, Szerokość – 4.05m, Zanurzenie kadłuba – 1.8m. Wysokość w kabinie – 2m, Powierzchnia ożaglowania – 80m². Dodatki – dwie kabiny WC, odsalarka, baterie słoneczne, kostkarka do lodu, lodówka, ponton z silnikiem Mercury 15HP

Pierwszą noc spędzamy w ciasnej i dusznej kajucie na jachcie, gdzie do dyspozycji mamy jedynie maleńki wentylatorek.

karaiby_trasa

<<<< POPRZEDNIA ——– NASTĘPNA >>>>