Dzień 1. 28.czerwiec 2012r

Witaj przygodo. Lecimy do Teksasu, lot opóźniony, właśnie dzisiaj przylatują Włosi i Niemcy na półfinał Euro. Jesteśmy spokojni, tak jak nasz lot, bo przecież mamy prywatnego pilota , którym jest Mirek Ołowski, nasz kolega motocyklista. Przez opóźnienie na starcie z ledwością udaje nam się złapać w Chicago dolotowy lot do San Antonio. Kiedy szczęśliwi zasiedliśmy w fotelach, samolot ruszył, ale nie oderwał się od lotniska, po prostu zamieniliśmy się w krążownik naziemny. Jeździliśmy po pasach od lewa do prawa, po dwóch godzinach zaczęliśmy zastanawiać się…czy leci z nami pilot?…czy może chcą pochwalić się wielkością lotniska?…a może zabłądziliśmy?…nie…nie…po trzech godzinach pokazał się pilot żartowniś, który najpierw próbował wszystkich jakoś zabawić, a potem oznajmił, że po do tankowaniu paliwa…wystartujemy…a nie było to możliwe z powodu szalejącej burzy. Narobiliśmy tyle kółek, że co niektórzy tak się zakręcili, a przysypiając przy tym, myśleli…że są już w Chicago. Skonani do granic możliwości dostajemy informację…że nie doleciał nasz bagaż…no cóż…jeśli krążył tak jak my… Na szczęście Iwonka czeka już na nas i szybciutko jesteśmy w progach jej domu na przedmieściach San Antonio. Nie odmówiłem sobie przyjemności spoglądnięcia na naszą Toyotę i sprawdzenia, czy odpali po ponad pięciu miesiącach postoju. Wszystko wypadło pomyślnie i po krótkiej wspólnej biesiadzie wędrujemy na spoczynek.

Dzień 2. 29.czerwca 2012r

Aklimatyzacja i przejście na teksański czas wypadło świetnie, siedem godzin różnicy czasowej i te wczorajsze perturbacje, nasze organizmy zniosły dzielnie. Pakowanie auta i przysposabianie do jazdy w czwórkę, razem z naszymi przyjaciółmi, Elą i Andrzejem , którzy razem z nami przylecieli z Polski, zajęło nam całe przedpołudnie. Przywieziono nasze bagaże i o dziwo tylko nasz plecak był kontrolowany, a ponieważ wieźliśmy nasze książki dla znajomych,  informacją o kontroli oklejone były wszystkie. Zginęło natomiast łożysko oporowe sprzęgła, które wiozłem na zapas do naszej Toyoty Hilux, ponieważ lekko szumi lepiej byłoby mieć je ze sobą. Po co komuś taka część, kiedy tutaj ten model nie występuje, być może myśleli…że to jakiś granat?…a może inny ładunek wybuchowy? No cóż strata i brak zapasowego elementu. Wieczorem nasi gospodarze Andrzej i Iwonka zaserwowali nam barbecue i jak zwykle przy takiej okazji biesiadowaliśmy do nocy.

Dzień 3. 30. czerwca 2012 r

Kończymy pakowanie, dziękujemy naszym gospodarzom za okazaną pomoc w realizacji naszej bezstresowej przerwy w podróży. W południe opuszczamy gościnne progi ich domu i w drogę z San Antonio, starej stolicy Teksasu do Santa Fe, historycznej stolicy Nowego Meksyku. Dystans 1200km. Jedziemy najpierw na zachód Hwy #10 do miejscowości Fort Stockton, a następnie drogą nr 285, na północ do miasteczka Artesia, gdzie po przebyciu 800km zostajemy na nocleg w podrzędnym, przydrożnym motelu. Szok cenowy, gdyż za nocleg w pokoju z dwoma małżeńskimi łożami, co tu jest standardem trzeba obecnie zapłacić 85$ USA. Siedem lat temu za tego typu motel płaciłem najwyżej 40$. Droga bez większej historii, poruszamy się pustynnymi terenami usianymi setkami teksańskich szybów naftowych i kiwających się pomp. Temperatury dochodzą miejscami do 38ºC.

Dzień 4. 1.lipiec 2012r

Kontynuujemy jazdę dr. 285 w kierunku Santa Fe. Po 40 milach docieramy do miejscowości Roswell…gdzie w nocy 4 lipca 1947 r. rozbił się tu niezidentyfikowany obiekt latający…i dlatego miasteczko to kojarzy się z jednym...spotkaniami z UFO. Wilmot, miejscowy sprzedawca artykułów żelaznych i jego żona, siedząc na tarasie swojego domu zauważyli duży jarzący się przedmiot, który ze znaczną prędkością przeleciał w kierunku północno-zachodnim. Małżeństwo pobiegło do ogrodu, aby obserwować ów obiekt, przypominający swym kształtem ,,dwa talerze zwrócone ku sobie wnętrzem”. Po niecałej minucie obiekt zniknął. Wilmot twierdził, że poruszał się on bezszelestnie, zaś jego żona powiedziała później iż wydawało jej się, że słyszała słaby, ostry świszczący dźwięk. Natomiast biwakujący wtedy w okolicy Jim Ragsdale twierdził, że widział błysk, a potem przez drzewa przeleciała jakaś maszyna, z której wypadły ciała czterech małych ludzików, o skórze przypominającej skórę węża. Siły powietrzne USA wydały oświadczenie o znalezieniu latającego spodka i pomimo późniejszego dementi…opowieść oddziałała na wyobraźnię i żyje swym życiem do dziś…a, że był to de facto balon badający skład atmosfery, szukając dowodów na radzieckie próby nuklearne…nikogo dziś nie obchodzi. My poddajemy się atmosferze i zwiedzamy muzeum .Uwagę przyciąga postać ,,kosmity podczas sekcji zwłok”, zbudowana dla potrzeb filmu pt. ,,Roswell”, który oczywiście oglądałam. Dodatkową atrakcją tego miejsca jest coroczny siedmiodniowy festiwal UFO… my trafiamy na dzień ostatni festyniarskiego alienowania.

Popołudniem docieramy do Santa Fe i zwiedzamy zabytkową część miasta z centralnym placem pamiętającym jeszcze kolonialne czasy Hiszpanów i kościołem Loreto, w którym główną atrakcją są schody wykonane bez użycia gwoździ…ja osobiście kilku się dopatrzyłam…ale nie robiłam z tego afery, bo centralny punkt miasta legł by w gruzach, a mnie przeklęto by na zawsze (wstęp 3$).

2012-07-01a-map

Obie dzisiejsze atrakcje, mocno nagłośnione zapewne nie zasługują na poświecenie zbytniej uwagi, ale czegóż można oczekiwać po kraju o zaledwie 200 letniej historii? Jeszcze tego dnia wieczorem przemieszamy się najpierw drogą nr 84 na północ do Espanola, później dr. nr 4 do Los Alamos. Niedaleko od tego miasteczka znajduje się Narodowe Laboratorium Los Alamos (ang. Los Alamos National Laboratory), ośrodek badań jądrowych, utworzony w 1942 w ramach realizacji Projektu Manhattan; podczas II wojny światowej prowadzono w nim od 1943 pod kierunkiem J. Roberta Oppenheimera prace nad konstrukcją amerykańskiej bomby atomowej, a po II wojnie światowej bomb wodorowych. Obecnie ośrodek prowadzi badania nad wieloma dziedzinami nauki, między innymi neurobiologią, techniką komputerową oraz nad wykorzystaniem energii słonecznej, geotermicznej i jądrowej do celów pokojowych. Jego rola w badaniach nad bronią nuklearną skupia się głównie na przeprowadzaniu komputerowych symulacji wybuchów jądrowych. Na podstawie przeczytanych relacji ze zwiedzania LANL(my widzieliśmy tylko zewnętrze) zastanawiam się tylko jak można drżeć z emocji opowiadając o bombach i destrukcyjnej sile broni, miejscowe radio nazwać KBOM, a w księdze pamiątkowych wpisów w znacznej ilości doszukać się…przyjezdnych z Hiroszimy i Nagasaki…hm…

Wkroczyliśmy wreszcie w rejon Gór Skalistych, opuszczając pustynne tereny. Kontynuując jazdę dr. nr 4 docieramy wieczorem do małej osady La Cueva na terenie Parku Narodowego Chaco Culture National Historical Park. Nocleg w skromnym motelu, gdzie wynajmujemy pokój dla naszej czwórki za ,,jedyne” 95$ – szok cenowy nadal trwa.

2012-07-01b-map

Dzień 5. 2.07.2012r

Po wczorajszych upałach, dzisiejszy poranek przywitał nas rześką, słoneczną pogodą z temperaturą 15ºC, wszak jesteśmy na wysokości 2400m.n.p.m. Kontynuujemy jazdę dr. nr 4 do San Ysidro wzdłuż kanionu, który jest rezerwatem Indian Jemez. Następnie przemieszczamy się na północ drogą nr. 550 do miejscowości Cuba i dalej przez Chaco Mesa drogą nr 197 docieramy do Chaco Culture N.P. podziwiając monumentalne ruiny budowli z okresu 850÷1250 r.n.e., kiedy kultura tej formacji przeżywała lata wielkiego rozwoju i świetności. Prezydent Stanów Zjednoczonych Theodore Roosevelt utworzył 11 marca 1907 roku na obecnych terenach parku pomnik narodowy o nazwie Chaco Canyon National Monument, a w 1987 roku wpisano go na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Na jego terenie znajduje się największe skupisko starożytnych ruin w Stanach Zjednoczonych. Na obszarze parku istnieją ślady obecności człowieka sprzed 7 tysięcy lat. Indianie z plemiona Pueblo zamieszkiwali te regiony przez przeszło 2 tysiące lat, gdzie zlokalizowany był wielki ośrodek ceremonialny, handlowy i polityczny, po którym pozostały ruiny budowli o charakterze publicznym. Tutaj też zaopatrujemy się w specjalną kartę wstępu do wszystkich parków narodowych USA za cenę 80$ (7lat temu 50$) – jest to doskonałe rozwiązanie, ponieważ obejmuje pojazd i osoby nim wjeżdżające. Wstęp naszej czwórki bez tej karty, tylko do tego parku kosztowałby nas 24$.

Wracamy 30mil na drogę nr 550 i kontynuujemy jazdę na północ do miejscowości Durango. Na trasie 50mil przed miastem przekraczamy granicę stanu Kolorado. Zwiedzamy historyczną, XIXw zabytkową zabudowę miasta, podziwiając obiekty stacyjne, zachowanej do dziś linii kolejowej, obsługiwanej nadal przez lokomotywy parowe, ale już nie idzie tutaj o gorączkę złota…lecz potrzeby turystyczne. Bilet na 80 milową podróż na szlaku Durango&Silverton i z powrotem kosztuje 129$ od osoby, Znajduje się tu też małe muzeum i skansen kolejowy. No cóż, wygląda to nieco tak, jakby nasza Bieszczadzka Kolejka Wąskotorowa była rozdmuchaną atrakcją, o skali sięgającej połowy Polski. Jeszcze tego dnia przemieszczamy się na zachód dr. nr.160 do miejscowości Mancos w okolice Mesa Verde N.P. i wynajmujemy pokój w motelu, ponownie za mocno wygórowaną cenę 92$.

2012-07-02-map

Dzień 6. 3.07.2012r

Z Mancos ruszamy do Mesa Verde N.P. Najpierw 16 km nadal dr. nr 160 na północ, później w lewo od drogi do bram parku. Wjazd kosztuje 30$, my wykorzystujemy nabytą wczoraj kartę. Mesa Verde (hiszp. zielony stół) to nazwa nadana temu płaskowyżowi przez Hiszpanów w XVIII wieku. W dniu 29 czerwca 1906 teren ten został uznany za park narodowy, a 6 września 1978 roku został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Główną atrakcją tego parku narodowego są prekolumbijskie osiedla mieszkalne typu pueblo, zbudowane w ścianie kanionu przez Indian Anasazi. Ocenia się, że osiedla powstały w okresie między VI a XIV wiekiem naszej ery. W XIV wieku mieszkańcy z przyczyn nie do końca wyjaśnionych (np. klęska klimatyczna lub wyjałowienie gleby), opuścili tę okolicę. Nie wdrażamy się w szczegółowe zwiedzanie, gdyż zajęło by nam to cały dzień, spędzamy tam jednak całe do południa. Następnie zmierzamy do miejsca gdzie spotykają się granice czterech stanów USA – Four Corners (pol. cztery rogi) – czwórstyk w zachodniej części Stanów Zjednoczonych, w którym schodzą się granice stanów (wymieniane są zgodnie z ruchem wskazówek zegara, poczynając od północnego zachodu): Utah, Kolorado, Nowy Meksyk oraz Arizony. Leży na terenie rezerwatu plemienia Indian Navajo, oraz Indian Ute. Jest to jedyne miejsce na terenie USA, gdzie granice stanów krzyżują się pod kątem prostym. Za wstęp pobierane są 3$ od osoby. Jedziemy tam trasą okrężną około 110 mil, przez Cortez , aby ponownie powrócić do Cortez. W jedną stronę dr. nr.145, z powrotem drogą 262 do Aneth i dalej nieoznakowaną drogą wzdłuż rzeki, zieloną, farmerską piękną doliną do miasteczka. Tam też po raz pierwszy udało nam się zjeść porządny obiad w prywatnej , skromnej knajpce typu ,,american country” za bardzo przystępną cenę, a podane steki smakowały podobnie jak te argentyńskie i nie ustępowały również im wielkością(11$ danie z dodatkami).

Dalej ruszamy na północ przez pasma gór skalistych do Placerville tam w dr.nr.62, 25mil do Ridgvay i następnie w dr. nr.550 do Montrose. Tu zaliczamy zlot starych pojazdów, a następnie wynajmujemy pokój w motelu ,,EconoLodge” prowadzonym przez naszych górali z Białki Tatrzańskiej-Janusza i Danutę Kustwan. Za 74$ mamy zakwaterowanie dla całej naszej czwórki, dostęp do basenu i śniadanie, obiecano nam nawet jajecznicę.

2012-07-03-map

Dzień 7. 4.07.2012r

Z Montrose ruszamy na wschód drogą nr.50, aby po 11milach wjechać do Black Canion N.P. . Przy widokach, tylko tych z górnej półki, zatracamy się w ogromie i pięknie przyrody, niejednokrotnie zastanawiając się jak marnym okruszkiem jest człowiek w obliczu potęgi natury. Wracamy na trasę i kontynuujemy jazdę drogą nr. 50 od Sapinero, a tam odbijamy na północ w drogę nr.92, okrążając sztuczny zbiornik wodny utworzony na rzece Gunnison, która meandruje dnem 800m kanionu, wydrążonego w skałach o czarno stalowej barwie.

Docieramy do miejscowości Hotchkiss i tam skręcamy w drogę nr 133, która prowadzi nas od Corbondale drogą 82 do Aspen. Miasto powstało w 1879 roku jako osada górnicza. Wydobywano tu rudy srebra. W 1880 miasto, od otaczających je lasów osikowych, zostaje nazwane Aspen (osika). Rozwijało się dynamicznie do roku 1893. Podczas załamania gospodarczego zamknięte zostały kopalnie, a tysiące górników zostało zwolnionych z pracy. Stagnacja trwała do 1930, kiedy to powstał projekt budowy w Aspen centrum narciarskiego. Plany te przerwała II wojna światowa. Po wojnie założono Aspen Ski Corporation, która doprowadziła do organizacji Mistrzostw Świata w Narciarstwie Alpejskim w 1950 roku. Po tym wydarzeniu Aspen zaczęło być rozpoznawalne w świecie. Kurort zaczął być rozbudowywany w 1958 roku, kiedy to powstała stacja narciarska Buttermilk. Czytając ekskluzywne magazyny, można pomyśleć, że Aspen odwiedzają jedynie gwiazdy filmowe i ludzie zamożni…no…no…tak elitarny ośrodek narciarski do tego zobowiązuje…tymczasem my jesteśmy w czasie, kiedy nie ma śniegu…nie ma Cher, Jacka Nicholsona ani Goldie Hawn…jest tylko deszcz, gra jakiś uliczny zespół country, tańczy kilku pijanych oraz tych, którzy wznieśli się na wyższy poziom świadomości. Wracamy na trasę piękną widokowo drogą nr 82 podążamy dalej na wschód pokonując pasmo górskie Sawatch Ranger, na przełęczy o wysokości 3685m.n.p.m gdzie temperatura spada do 8ºC. Robi się późno, a pogoda dzisiejszego wieczoru nie rozpieszcza i przelotnie pada deszcz. Zjeżdżamy w dolinę i po dotarciu do drogi nr 24 w miejscowości Landville wynajmujemy pokój dla naszej czwórki w motelu z cenę 92$ (po dzisiejszej rozmowie z rodakiem, właścicielem motelu w którym ostatnio nocowaliśmy, wiemy, że ceny w okresie wakacyjnym rosną o 30% i stąd te hotelowe drożyzny). Od wyjazdu z san Antonio pokonaliśmy już 2600km.

2012-07-04-map

Dzień 8. 5.07.2012r

Leadville, trochę olbrzymich hałd żużlu, opuszczonych kopalnianych szop niewartych uwagi, ale jest coś z romantyzmu w tym mieście. To tutaj pojedynkowali się rewolwerowcy i mieszkał cwany sklepikarz Horace Tabor, który licząc na przyszłe dochody z pozyskania cennych kruszców, zaopatrywał poszukiwaczy w niezbędny sprzęt w zamian za udział w potencjalnych zyskach. Ktoś zapyta, a gdzie tu romantyzm?… ano jest… bo kiedy pierwsi jego klienci dokopali się do srebra, on porzucił żonę i poślubił miejscową kelnerkę, wyprawiając pamiętne wesele na którym był sam ówczesny prezydent. Trzydzieści sześć lat później żona zrujnowanego Tabora, wypełniając ostatnią jego wolę…zamarzła na śmierć w jednej z kopalnianych szop, by tylko nie oddać ostatniej jego kopalni. W mieście pozostało kilka zachowanych wiktoriańskich kamienic, stary drewniany saloon i muzeum wydobycia kruszcu. Ruszamy drogą nr 91 i po 20milach docieramy do skrzyżowania z drogą nr 70, a tam kierujemy się na wschód do Silverthorne, gdzie z kolei jedziemy na północ drogą nr 9 do Granby, aby tam drogą nr 34 po 63milach dotrzeć do miejscowości Estes Park przejeżdżając przez Rocky Mountain N.P. Pokonujemy przełęcz na wysokości 3830m.n.p.m, patrząc na drzewa które umierają stojąc, trzymając się resztkami sił w pionie, ich kikuty objawiają prawdę o sile szkodnika, który bezlitośnie odciął je od wody, by móc swobodnie żerować.

Wspaniałe widoki Gór Skalistych, pełna gama niepowtarzalnych krajobrazów oraz wapiti, łosie, niedźwiedzie czarne i owce gruborogie. Tu znajdują się lasy iglaste jak i tundra wysokogórska. Kontynuując jazdę drogą nr 34 po 34 milach docieramy Loveland i tam skręcamy na północ na drogę nr 287 do Laramie, aby zboczyć na widokową drogę nr 130 prowadzącą na zachód przez Saratora Hot Springs. Ponieważ w stanie Kolorado płonie wiele lasów, a jest bardzo sucho i wszędzie widnieją informacje o ekstremalnym zagrożeniu pożarem, jedziemy w zaciemnieniu, a chmury przybrały dziwnie podpalany kolor. Docieramy do autostrady nr 80, gdzie po 20milach, jadąc na zachód docieramy do Rawlins, pokonując na 85 mil przed tym miastem, granicę stanu Wyoming. O 19.00 wynajmujemy pokój w motelu dla całej naszej czwórki za cenę 75$.

Dzień 9. 6.07.2012r

Rankiem z Rawlins przemieszczamy się szybko drogą nr.287 pustynnymi terenami w kierunku parków narodowych Grand Teton N.P. i Yellowstone N.P. W Moran Jct, u wrót pierwszego przekraczamy jego bramy i kierujemy się na północ. Parki graniczą ze sobą. Całe popołudnie pochłania nam podziwianie widoków na ich obszarze.

Po wjeździe do Parku Yellowstone objeżdżamy go wokół drogą okrężną. Położony jest na terenie stanów Wyoming, Montana i Idaho, jest najstarszym parkiem narodowym na świecie. Na jego terenie znajdują się słynne gejzery, gorące źródła, wulkany błotne, fumarole  i wodospady. Park usytuowany jest na rozległym wulkanicznym płaskowyżu, pod którym na głębokości 7-17 km znajduje się komora magmowa (dł. 72 km, szer. 30 km i głębokość 660 km). Ustalono, że 300 km pod ziemią również znajdują się silnie stopione skały. W przeszłości (przed ponad 2 mln lat; 1,3 mln lat i 640 tys. lat) dochodziło w tym miejscu do eksplozji super wulkanu, powodujących ogromne i rozległe zniszczenia. Park Narodowy jest rozcięty głębokim wąwozem rzeki Yellowstone. W 1978 Park Yellowstone został wpisany na listę światowego dziedzictwa kultury i przyrody UNESCO. Uznawany jest powszechnie za najlepsze środowisko megafauny w kontynentalnej części USA. Żyje tu 67 gatunków ssaków, wliczając introdukowanego ponownie w 1995 roku wilka szarego, zagrożonego w Stanach Zjednoczonych rysia kanadyjskiego, oraz niedźwiedzia grizzly. Innymi dużymi ssakami których populacja jest znacząca są bizon, baribal, wapiti, łoś, mulak, jeleń wirginijski, kozioł śnieżny, widłoróg, muflon kanadyjski i lew górski. Yellowstone jest jedynym miejscem w kontynentalnej części Stanów Zjednoczonych, gdzie przetrwała populacja dzikich bizonów, które niejednokrotnie mijamy po drodze, a nawet czasem spacerują dostojnie przez jezdnię, zupełnie nie zwracając uwagi na turystów.

Zwiedzanie zaczynamy od spektakularnych gejzerów West Thumb Geyser Basin, a następnie jedziemy wzdłuż jeziora Yellowstone Lake do Grand Canyon of the Yellowstone. Za miejsce noclegu obieramy położony opodal kemping w wiosce stworzonej na potrzeby obsługi parku o nazwie Canyon Village. Miejsce dla naszej czwórki w specjalnie przygotowanym i wybranym miejscu z kręgiem na ognisko i stolikiem to koszt 34$ plus 2$ za garstkę drewna oraz darmowe szkolenie na wypadek przyjścia misia…i nie będzie to ani Yogi, ani Boo Boo z rysunkowych kreskówek oglądanych za dziecięcych lat.

Im bardziej ciemność zaglądała nam w oczy, tym poważniej rozważaliśmy niekoniecznie przyjazną wizytę kudłatego zwierza i kto z nas ma większe szanse na ocalenie…po zastanowieniu wyszło…że my, bo przecież misiu musiałby wejść na Toyotę po drabince, a do namiotu Eli i Andrzeja ma łatwiejszy dostęp…po naradzie Ela zabrała do namiotu siekierę (mamy ją jako niestandardowe wyposażenie auta)… i tylko w oczach wszystkich zaczaił się strach…przed ewentualnymi nocnymi potrzebami fizjologicznymi.

Dzień 10. 7.07.2012r

Po zimnej nocy kontynuujemy zwiedzanie Yellowstone N.P. O porannym słońcu jeszcze raz podziwiamy przepiękny kanion (20 mil długości ) o pięknej piaskowo-żółtej barwie, następnie podążamy nadal na północ i obok północnego wjazdu do parku w Mammoth Hot Springs obserwujemy kompleksowo, piękne tarasowe gejzery którym glony nadają przeróżne odcienie szarości, zieleni, żółci, brązu i pomarańczu.

Kolejne wielkie tereny zespołów gejzerów oglądamy jadąc j dalej na południe wschodnią stroną parku w pobliżu osady Noris, o nazwie Noris Geyser Basin. Teraz cała nasza dalsza trasa przez Madison, Old Faithful, aż do wschodniego wyjazdu z parku, którym wczoraj wjeżdżaliśmy w West Thumb, to droga usiana gejzerami. Ponownie przez Grand Teton N.P. powracamy do Moran Jct. i wyjeżdżamy z obu parków, gdzie na ich terenie pokonaliśmy ponad 400km.

Robi się późno, próbujemy znaleźć jakieś miejsce na noclegowe lokum, niestety w Jackson przy drodze nr 191 napotykamy na zaporowe ceny. Nawet za pospolity, motelowy niski standard żądają 130-190 $. Udaje nam się to dopiero zrealizować pod miejscowością Bondurand, gdzie za 84$ mamy dwuosobowy domek, a w pakiecie pijaną obsługę i zużytą pościel.

Reasumując…postawiłam wysoką poprzeczkę Parkowi Yellowstone, wiedziałam czego się spodziewać, a mimo wszystko chciałam by mnie zaskoczył, przekonał do siebie czymś, czego nie zobaczyłam na National Geographic. Osobiście nie lubię miejsc mocno przedeptanych i silnie przereklamowanych, ale…wszystko w ,,rękach Yellowstone”. Tysiące fumaroli wyrzucających z siebie obłoki pary, w błotnych kotłach bulgocząca maź z rozpuszczonej przez kwas gliny, z głębi Ziemi wypływają gorące geotermiczne źródła tworzące sadzawki mieniące się kolorami tęczy , efektowne gejzery wyciskają wrzącą wodę pod wysokim ciśnieniem, kaskady kamiennych tarasów tworzące rdzawo-pastelowe welony, sycząca para i zapachy unoszących się siarkowych dymów, łosie, maleńkie świstaki, niedźwiedzie, bizony, ogrom i wielobarwność Wielkiego Kanionu, kryształowe wody jeziora Yellowstone, łąki pełne polnych kwiatów i ,,niezawodny staruszek”gejzer Old Faithful…tworzą fascynujący obraz czarodzieja barw, który nie zawahał się użyć płynnego złota i innych kolorów, na złość wszystkim, którzy ośmielą się opisać to słowami.

2012-07-07-map

Dzień 11. 8.07.2012r

Kontynuujemy jazdę drogą nr.191 na południe (na pewnym odcinku wspólne oznaczenie z drogą nr 189), po 70 milach w Farson odbijamy na zachód drogą nr 28, aby dotrzeć do rzeki Green River i dalej wzdłuż jej biegu drogą nr 372 przez miejscowość Green River i drogą nr 530 docieramy do Flaming Gorge N.R.A. ,by popatrzeć na Red Canyon. Mało, lub wręcz zupełnie nie reklamowany, swoimi widokami dosłownie powala na kolana, czerwone klify skał spadają pionowo w dół, w toń szmaragdowej wody zalewu utworzonego na rzece Green River. Kiedy już nacieszyliśmy oczy, ruszyliśmy przez Manila drogami nr 44 i 191 i dotarliśmy do miejscowości Vernal. Zatrzymaliśmy się na ,,tradycyjny amerykański obiad”, a po wyjściu z knajpy w stylu ,,bar u mechanika” mamy niespodziankę – pod naszą Toyotą kałuża oleju. Co się stało??? Odkręcam osłony miski, patrzę na korek spustowy oleju z silnika i oczom nie wierzę, trzyma się na ostatnim gwincie. Okazało się, że podczas ostatniej wymiany oleju, meksykanin który dokonywał tej czynności, zapomniał go porządnie dokręcić i tylko potrzeba utrzymania funkcji życiowych spowodowała, że nie zatarliśmy silnika. Ja leżę pod autem, Andrzej jest pierwszym pomocnikiem, dziewczyny czyszczą osłonę z oleju(za co dostały sprawność harcerek od brudnej roboty). Dokręcam korek, uzupełniamy ubytek oleju i nawet nie myślę o możliwych konsekwencjach tego zdarzenia, bo ciarki przechodzą po ciele – już teraz mogliśmy zakończyć podróż naszym autem, zatarcie silnika w temperaturach 40ºC, to tylko moment, przy kompletnym braku oleju w silniku. W USA Toyota nie oferuje w ogóle diesli na ich rynek, więc naprawa byłaby praktycznie niemożliwa. Po godzinie ruszamy dalej drogą nr 191 i po następnych 15milach odbijamy na północ do Dinosaur National Monument. Ten amerykański pomnik narodowy, znajdujący się na granicy stanów Kolorado, Arizona,Wyoming i Utah, w pobliżu ujścia rzeki Yampa do rzeki Green River, utworzono kiedy w 1909r odkryto na tym terenie pierwszy skamieniały szkielet apatozaura. Do tej pory na terenie pomnika znaleziono tysiące kości należących do 10 gatunków dinozaurów. W budynku Dinosaur Quarry paleontologowie zabezpieczyli unikatowy eksponat: pochyłą warstwę piaskowca z niesamowitą, trójwymiarową układanką ze skamieniałych kości dinizaurów. Miejsce to dedykowane jest, jedynie wielkim entuzjastom wykopalisk szczątków kości tych prehistorycznych zwierząt, natomiast krajobrazy w parku bardzo przeciętne.

Wracamy na trasę i po 34milach w małym miasteczku Dinosaur kierujemy się na południe drogą nr 139 do miejscowości Fruita, gdzie w motelu prowadzonym przez Polonusów z Zakopanego, Haliny i Józka Gewontów wynajmujemy za 60$ pokój dla naszej czwórki. Biesiada z sympatycznymi Góralami trwała do trzeciej w nocy(na stole znalazły się śledzie, grzybki, prawdziwa kiełbasa i jajka z prywatnego chowu)…i wszystko było po naszemu…czyli po polsku.

Dzień 12. 9.07.2012r

Rano opuszczamy gościnne progi motelu ,,Balanced Rock Motel” i podążamy do Parku Narodowego Colorado National Monument, gdzie spędzamy całe do południa podziwiając niesamowite formacje skalne. Ten amerykański pomnik narodowy, znajdujący się w stanie Kolorado i położony jest na wyżynie o tej samej nazwie, znajduje się około 13 km na południowy zachód od miasta Grand Junction. Jego główną atrakcją są liczne formacje geologiczne powstałe na skutek erozji. Niszczące wiatry i wody przez miliony lat rzeźbiły pustynny krajobraz z niesamowitymi kanionami i łukami z czerwonego piaskowca. Pomnik został ustanowiony decyzją prezydenta Williama Howarda Tafta, już w 1911. Jak wiele innych pomników narodowych zarządzany jest przez National Park Service, gdzie działa nasza karta. Później ruszamy autostradą nr 70 i drogą nr 128 do Moab, dawnej spokojnej osady Mormonów, która wraz z odkryciem dużych złóż uranu, przekształciła się w jedno z najbogatszych miast w Ameryce, po wyczerpaniu się złóż…postawiono na turystykę i miasteczko stało się bazą wypadową do zwiedzania północnej części Canionlands N.P. ( 30km) i Arches N.P. (10km). Park Narodowy Canyonlands położony we wschodniej części stanu Utah, został utworzony w 1964 i podzielony jest na trzy obszary – Island in the Sky (Wyspa na niebie) w północnej części parku, The Needles (Igły) w południowo-wschodniej części parku i The Maze (Labirynt) w zachodniej część parku. Części tych nie łączy żadna droga wewnątrz parku, a podróż między nimi może zabrać wiele godzin jazdy samochodem. Obszary Island in the Sky oraz The Needles są dostępne z asfaltowej drogi nr191, w pobliżu miejscowości Moab. Część The Maze jest mniej dostępna i wymaga wielomilowego dojazdu po nieutwardzanych drogach.

Natomiast Park Narodowy Arches tzw. okien i łuków skalnych założony został w 1971r. Mechanizm ich powstawania jest dość złożony. Wpływają na to pionowe naprężenia w obrębie skorupy ziemskiej prowadzące do powstawania głębokich, równoległych spękań w grubych warstwach piaskowca. W wyniku procesów erozji i wietrzenia poszerzających te szczeliny następuje wykształcenie murów skalnych. Procesy wietrzenia mrozowego powodują łuszczenie i wykruszanie się płytek rozwarstwionego piaskowca. Jeśli wietrzenie to przebiega z większą intensywnością u podstawy muru, powstają nieckowate zagłębienia, które z czasem mogą przekształcić się w okno skalne, a przy sprzyjających warunkach w łuk skalny. Procesy erozyjne zachodzą na obszarze Parku Narodowego Arches od ponad 150 milionów lat. Na terenie dzisiejszego Parku Narodowego od tysięcy lat zamieszkiwali Indianie Anasazi, pozostawiając po sobie ślady w postaci tajemniczych rytów naskalnych. Pod koniec XIX wieku pierwsi biali dotarli na ten teren w poszukiwaniu minerałów i kruszców. Suchy klimat, niewiele ziemi nadającej się do uprawy, czy też hodowli oraz brak cennych surowców sprawiły, że teren Arches uchronił się przed intensywnym rozwojem. Zapewne Windows Section, Delicate Arch, Balanced Rock czy Devil’s Garden zaspokoją niejedno wytrawne oko.

Na nocleg powracamy do Moab, aby wynająć lokum w przeciętnym motelu za 100$.

2012-07-09-map

Dzień 13. 10.07.2012r

Godzina 8.00 a już 32ºC. Z Moab jedziemy na południe nadal drogą nr 191, 80mil do Blandink i tam skręcamy w drogę nr 95, aby po następnych 40 milach dotrzeć do Bridges National Monument. Obejmuje on ochroną trzy naturalne mosty skalne zbudowane z piaskowca, które powstały na skutek erozji i noszą indiańskie nazwy Kachina, Owachomo i Sipapu.

Wracamy do trasy i po następnych 5 milach jazdy na zachód skręcamy na południe w kierunku Glen Canion N.R.A. utworzonej wzdłuż rzeki Colorado, na sztucznym zbiorniku wody o długości prawie 300km. Promem przedostajemy się na drugi brzeg (odpływa ze wschodniego brzegu o równych godzinach, przeprawa kosztuje 25$ dla samochodu, a podróżujący w nim pasażerowie nie płacą).

2012-07-10a-map

Po przeprawie która trwa pół godziny, jedziemy 55mil drogą nr 276, aby powrócić na trasę nr 95 i kontynuować dalej nią jazdę do miejscowości Honksville. Dalej nr 24 poprzez przepiękny. Nazwa parku pochodzi od znajdujących się na tym obszarze białych kopuł skalnych, które pierwszym osadnikom kojarzyły się z budynkiem Kapitolu w Waszyngtonie. Docieramy Torrey i tam drogą nr 12 prowadzącą górskimi zalesionymi terenami Dixie National Forest podążamy w kierunku Cannonville.

Ponieważ robi się późno na 30 mil przed tą miejscowością w małej osadzie Escalante wynajmujemy pokój w urokliwym motelu Cowboy Country Inn. 118$ za dwa pokoje ze wspólną łazienką (wreszcie cena adekwatna do jakości zakwaterowania – godny polecenia, czysto i klimatycznie). To był gorący dzień, z temperaturami dochodzącymi do 40ºC. Krajobrazowa uczta trwała na dystansie ponad 550km i była jak wszystko w stanach…była w skali makro.

2012-07-10b-map

Dzień 14. 11.07.2012r

Z Escalante szybko docieramy do Cannonville, aby zwiedzić Bryce National Park. Dekretem prezydenta Warrena Hardinga w 1923 roku ustanowiono pomnik narodowy pod nazwą Bryce Canyon National Monument, a rok później, Kongres przegłosował ustawę, która podnosiła rangę pomnika do parku narodowego. Na przestrzeni kolejnych lat trwał odkup ziem i ostatecznie park oficjalnie powstał 15 września 1928 roku. A wracając do historii tego miejsca…to niewiele jest tak dziwnych miejsc na Ziemi jak Bryce Canyon…nazwę swą zawdzięcza mormońskiemu osadnikowi, Ebenezerowi Bryce’owi, który stracił nadzieję na to, że można utrzymać się na tej jałowej ziemi. Nadal wspomina się jego słowa, że:,,w tym cholernym miejscu można tylko zgubić krowę”. W gruncie rzeczy nie jest to nawet kanion, tylko ciąg głębokich amfiteatrów, wypełnionych skalnymi iglicami o płomiennych barwach zwanymi hoodoo. Przez ponad 200 dni w roku w ciągu doby na terenie parku występują zarówno temperatury dodatnie i ujemne. Ten cykl zamrożeń i rozmrożeń powoduje rozpadanie się skał. Ponadto woda deszczowa ma odczyn kwasowy, dzięki czemu rozpuszcza wapienne skały. Oba procesy odpowiedzialne są za powstawanie tych wspaniałych formacji skalnych powszechnych na terenie parku. Zbudowane są one z wapienia i mają od 1,5 do 45 metrów wysokości, a ich pastelowa kolorystyka w odcieniach ognistego pomarańczu dopełnia obrazu fantazyjnie powykrzywianych form skalnych. Aż do 14.00 zachwycamy się urokami miejsca, gdzie polujący tu kiedyś Indianie z plemienia Pajutów określali je jako ,,czerwone skały stojące jak ludzie w nieckowatym zagłębieniu”.

Po zwiedzeniu tego ewenementu widokowego, nadal drogą nr 12 podążamy 12mil do skrzyżowania z drogą nr 89, którą jadąc na południe po 40 milach docieramy do Mt. Carmel Jct. Tam w skręcamy w drogę nr 9 prowadzącą przez następny Park Narodowy – Zion N.P. Przejeżdżamy przez cały jego teren i po 28milach zawracamy, aby ponownie dotrzeć do Mt. Carmel Jct.

Około tysiąca lat temu tereny te zamieszkiwali Indianie z grupy plemiennej Anasazi, potem zastąpili ich Pajutowie, a pod koniec XIX wieku osiedlili się tu mormoni i to oni nadali temu miejscu nazwę Zion (czyli Syjon) z uwagi na niemal rajskie widoki zadziwiających płyt skalnych wznoszących się wzdłuż utwardzonej drogi Scenic Drive. Zajmuje on obszar w zachodniej części wyżyny Kolorado i zbudowany jest ze skał piaskowcowych, które tworzą płaskie stoliwa, kręte kaniony i malownicze formy skalne przypominające zamki, iglice i wieże. Teren parku rozcięty jest głęboką doliną rzeki Virgin River. Obszar ten został objęty ochroną w 1909 roku, początkowo jako pomnik narodowy, a w 1919 podniesiono go do rangi parku narodowego i nazwano obecną nazwą. Dalej kontynuujemy jazdę na południe drogą nr 89 i parę mil za miejscowością Kanab przekraczamy granice stanu Arizona. Docieramy do osady Jacob Lake, bazy wypadowej do zwiedzania Grand Canyonu Colorado i tam na miejscowym kempingu wynajmujemy miejsce na naszą dzisiejszą bazę noclegową. Do dyspozycji mamy grilla na propan-butan, a polskie kiełbaski zakupione w miejscowym sklepie, upieczone…smakowały wybornie.

2012-07-11-map

<<<< POPRZEDNIA ——– NASTĘPNA >>>>