26.01.2022r. środa – Basra > Al Zubair > Safwan (granica z Kuwejtem – 4h po stronie irackiej, 5h po stronie kuwejckiej) > Al Jahra > Kuwait City – 190km

Opuściliśmy Basrę i po odebraniu wyników testów PCR (wyniki negatywne), udaliśmy się na granicę iracko-kuwejcką. Na pierwszej wymyślanki trwały 4h, papiery, podpisy, grzebanie w aucie, opłata 12$ USD od auta. Natomiast na drugiej 5h, łącznie ze skanowaniem aut (2 KWD-dinary kuwejckie za auto) i kontrolą psów od bomb oraz narkotyków. Jeszcze tylko kilkanaście dokumentów, zakup znaczków (3 dinary od os.), zdjęcia, odciski palców, aplikacje, kawa, herbata, daktyle i już w ciemności… możemy wjechać do Kuwejtu. Szukamy stacji, gdyż mamy puste baki, tankujemy i już prawie marzymy o hotelu, a tu tragedia gotowa… Hindus zatankował nam benzynę… zamiast oleju napędowego. Dobrze, że to „tylko” 50l… reszty nie warto opowiadać, trzeba by użyć monologu nielirycznego. Obsługa dolała do pełna 160l oleju napędowego i jakoś to musimy wyjeździć, na szczęście to diesel i mamy na tyle przepastny bak, że jakoś to przepali.

Pokoje wynajmujemy w centrum Kuwait City w hotelu „Divona Hotel” i przechodzimy w stan kwarantanny, do momentu kiedy nie zrobimy ponownego testu PCR, tu na miejscu w Kuwejcie. Hotel 35 dinarów suita na 4os.

22-01-26-map

27.01.2022r. czwartek – kwarantanna Kuwejt

Szczepienia i testy PCR na maksimum 72h przed wjazdem… to wystarczyło na granicy. Później rejestracja do systemu kwarantanny kuwejckiej „Shlonik” i po ponownym teście PCR wykonanym już w Kuwejcie, nastąpi zwolnienie z kwarantanny. Aby się tak stało, musimy przebrnąć przez kuwejckie rejestracje elektroniczne, co udało nam się zdziałać następnego dnia, z trudnościami łamigłówki. Np. szczepienia należało wprowadzić do aplikacji w formie pliku PDF, a nasze imiona i nazwiska w wersji arabskiej – فويتشيتش إلكيفيتش & البنفسجي إلكيفيتش . Teraz czekamy, aż zaaprobują nasze szczepienia, aby było można zrobić ponowne testy PCR, które nas zwolnią z kwarantanny. Wg informacji na granicy potwierdzenie akceptacji szczepień powinniśmy dostać e-mailem w ciągu 24h. Tymczasem podstępna aplikacja, co jakiś czas, wymusza na nas robienie zdjęć twarzy i siedzenie we wskazanym hotelu na czterech miękkich literach.

28.01.2022r. piątek – kwarantanna Kuwejt

Czekamy na aprobatę naszych covidowych szczepień, a informacja nie nadchodzi. Wykorzystując czas, wybieramy zdjęcia, piszemy reportaż i zaciągamy informacji, co do dalszego przejazdu po Arabii Saudyjskiej. A tymczasem… rezolutny szpieg żąda fotografii twarzy!

29.01.2022r. sobota – kwarantanna Kuwejt

Trochę niecierpliwi nas temat potwierdzenia naszych szczepień… jak długo można czekać? 24h już dawno minęły, powinniśmy jutro udać się do tutejszego Ministerstwa Zdrowia i przekazać wersję papierową naszych szczepień. Czyżby denuncjator zawiódł?

Właściciel hotelu w którym mieszkamy, w uznaniu włożonego trudu, aby dotrzeć do Kuwejtu na kołach naszymi autami, zaprosił nas dzisiaj na lunch do hotelowej restauracji. Tu też dowiedzieliśmy się, że jest rozjazd w informacjach, twierdzą iż nie musimy czekać na potwierdzenie akceptacji naszych szczepień, wystarczy zrobić test PCR i automatycznie, gdy wynik rzecz jasna jest negatywny, jesteśmy zwolnieni z kwarantanny. Nie zgadza się to z regulaminem, który zmuszeni byliśmy podpisać na granicy, ale cóż robić, przecież nie będziemy siedzieć w hotelu w nieskończoność! Jak widać, obecna podróż obfituje w ćwiczenia cnoty wytrwałości i cierpliwości, których to mamy aż nadto.

30.01.2022r. niedziela - kwarantanna Kuwejt

Jak to nas wczoraj poinformowano, dzisiaj wprowadzamy w realizację… robimy ponowne testy PCR w ruchomym punkcie dla kierowców (6dinarów od os.). Mamy tylko podać nazwę i numer do hotelu, gdzie prześlą wyniki (numer telefonu musi być kuwejcki). Wieczorem już wydrukowane, oczywiście negatywne, przynosi nam do pokoju recepcjonista, powiadamiając iż kwarantanna jest automatycznie zakończona.

Ponieważ byliśmy w tym kraju dwa lata temu i niewiele się tu zmieniło, możemy zaprosić do zwiedzania:

Kuwejt to państwo położone w płd.-zach. Azji, na płn.-zach. wybrzeżu „Zatoki Perskiej”. Graniczy z Irakiem i Arabią Saudyjską. Jest to miejsce, w którym panuje klimat zwrotnikowy kontynentalny suchy. W wyniku czego, przy niskich opadach oraz wysokich temperaturach, miejscowa fauna i flora jest niezwykle uboga. Ponad 90% powierzchni kraju, zajmują pustynie oraz półpustynie. Kraj jest zamieszkiwany przez niespełna 4,2 mln osób. Historia Kuwejtu sięga VII w., choć początki obecnego państwa, to okres dopiero tysiąca lat później, kiedy to w 1710r. uciekinierzy z Arabii Saudyjskiej, na miejscu portugalskiej fortecy z XVI w., założyli miasto Kuwejt. Od końca XIX w. kraj znalazł się pod protektoratem brytyjskim. Gdy w roku 1938r. odkryto gigantyczne złoża ropy naftowej, w ciągu zaledwie kilku lat Kuwejt stał się światowym potentatem w wydobyciu tego surowca. Na początku lat 60-tych była to jeszcze niewielka osada przedzielona ulicą, która wkrótce przekształciła się w nowoczesne miasto. W 1961r. Kuwejt uzyskał niepodległość i wstąpił do „Ligi Arabskiej”. W sierpniu 1990r. cały świat zwrócił uwagę na Kuwejt, kiedy to wojska irackie pod dowództwem Saddama Husajna, dokonały inwazji na ten niewielki kraj. To wydarzenie stało się przyczyną I wojny w „Zatoce Perskiej”, gdzie wojska koalicji dowodzonej przez Stany Zjednoczone wyzwoliły Kuwejt i pokonały iracką armię. Ze względu na typowo pustynny krajobraz oraz uwarunkowania historyczne, Kuwejt nie ma zbyt wiele do zaoferowania wymagającym turystom. Jeszcze sto lat temu, kraj ten nie przypominał dzisiejszego obrazu. Bramy tego otoczonego murem miasta-państwa zamykano na noc. Mieszkańcy byli pozbawieni elektryczności i wody pitnej, gdyż tą, dowożono aż z Basry w Iraku. Obecny Kuwejt – stolicę państwa o tej samej nazwie, opasuje od południa siedem autostrad biegnących łukiem od „Zatoki Perskiej” („Zatoka Arabska”, „Persian Gulf”) do „Zatoki Kuwejckiej” („Kuwait Bay”). Prostopadle do nich poprowadzono dwie inne autostrady, każda ma po cztery pasy w jednym kierunku, które wiodą na południe, do granicy z Arabią Saudyjską. Poza tym benzyna jest bajecznie tania. Kuwejt wyrósł na ropie, a dzięki niej, jest tu najwięcej prawdziwych milionerów na m². Prawdziwych, bo kuwejcki dinar jest najdroższą walutą na świecie.

Kuwejt nie ma ambicji stać się rajem turystycznym. Zwiedzając go, mamy szansę poczuć się jak pionierzy. Ponieważ zakwaterowanie mamy w samym centrum, prawie wszystkie ciekawe miejsca mamy w zasięgu kilku km. Pierwszy obiekt, usytuowany nad samym morzem, noszący szumną nazwę „Al Bahhar Entertainment Historical Village”, miał być pieczołowicie odrestaurowaną tradycyjną osadą kuwejcką, a okazał się całkiem nową budowlą z rekreacyjnym placem zabaw. Podobnie dwa skromne muzea, znajdujące się przy nadmorskim bulwarze, pierwszy to „Sadu House”, czyli „Dom Tkactwa”, gdzie raz w tygodniu odbywają się pokazy sztuki tkania wyjątkowych i niepowtarzalnych kilimów oraz poduszek Sadu. Można tu także zobaczyć, jak w tradycyjny sposób farbuje się tkaniny i wełnę, lecz dziś, to nie jest ten właśnie dzień. Natomiast drugi to „Dickson House”, tradycyjny, stary dom, obecnie to właściwie dom kultury, który niegdyś był kwaterą główną Wielkiej Brytanii, a ostatnim i prawdopodobnie najbardziej znanym mieszkańcem był pułkownik Harold Dickson, który opuścił go w 1935r. Tuż obok, mieści się równie zabytkowy dom państwa Dicksonów, a w nim jedna z najstarszych w kraju „Diwaniya Al-Shamlan”. Diwaniya to miejsce, gdzie spotykają się mężczyźni, rzadziej kobiety (zawsze osobno), by porozmawiać dosłownie o wszystkim. W ciągu jednego wieczoru, Kuwejtczyk potrafi odwiedzić kilka takich miejsc, wpada na pół godziny, wypija herbatkę i jedzie do następnej diwaniya. Na koniec z reguły przyjeżdża tam, gdzie był specjalnie zaproszony i zostaje na posiłek. Wszystkie te obiekty nie mają wielkiej wartości historycznej, należy powiedzieć wprost, tu nie ma zabytków w naszym pojęciu tego słowa. Natomiast port rybacki „Dhow Harbour”, to działający rybacy i ich kutry, które służą do połowów, a nie do wożenia turystów. W latach 80-tych ubiegłego wieku, większość łodzi miała jeszcze żagiel, dzisiaj wszystkie są wyposażone w silnik spalinowy.

Od połowy lat 80. ubiegłego wieku, w mieście zbudowano ponad 21km sztucznego nadbrzeża z wyspami, portami jachtowymi, kompleksami rozrywkowo-handlowymi i promenadami. Zachowano przy tym piaszczyste plaże, a wzdłuż całego wybrzeża, poprowadzono dwupasmową drogę szybkiego ruchu zwaną „Arabian Gulf Street”. Jadąc dalej tym nadmorskim bulwarem, przejeżdżamy obok dawnego i nowego Urzędu Emira, czyli „Seif Palace” i „New Seif Palace”. Niedaleko stamtąd do „Wielkiego Meczetu” („Grand Mosque”). Został on zbudowany w 1986r. i jest największym meczetem w Kuwejcie. Kolejno docieramy do „Souk Sharq”, ogromnego centrum handlowego z przystaniami, mostami i promenadą nadmorską. Jednak nas zaciekawiła ogromna hala „Fish Market” i niespotykana ilość różnych gatunków ryb i innych stworzeń morskich. Wreszcie po następnych 3km, dochodzimy do wizytówki i symbolu tego kraju, do kuwejckich wież. Gdyby spojrzeć na stolicę z lotu ptaka, w oczy rzuciłyby się trzy białe spiczaste wieże kłujące niebo, ulokowane bezpośrednio nad brzegiem „Zatoki Arabskiej”. Dwie z nich to „Kuwait Towers”, najwyższa o wys. 187m jest udostępniona do zwiedzania. Nanizane są na nią dwie kule. Większa mieści restaurację, w mniejszej znajduje się punkt widokowy, który obraca się raz na pół godziny. Wydajemy po 3 dinary od os. i wjeżdżamy windą w górę na „Viewing Sphere”. Wszystko byłoby pięknie, jednak stan i czystość szyb ma wiele do życzenia, tak więc z dobrych widoków, a w szczególności zdjęć, niestety tylko ogólny zarys. Zdegustowani, naświetlamy swą opinię personelowi i opuszczamy to miejsce, które pozostawiło w nas podrzędne uczucia, gdyż nijak ma się to do bogactwa tego kraju.

Na koniec docieramy do ścisłego centrum. Popołudnie spędzamy na „Souk Al Mubarakiya”, największym targu w Kuwejcie. Labirynt uliczek, został pieczołowicie odrestaurowany za panowania poprzedniego emira szejka Jabera Al Sabaha. Oprócz meczetów, znajdują się tu dziesiątki tradycyjnych kafejek i jadłodajni, czysto, tanio i smacznie. W poszczególnych działach bazaru, można kupić: warzywa, ryby, mięso, buty, ubrania, zegarki, elektronikę i… perfumy, perfumy i perfumy! W części zwanej „Souk Al Hareem”, gdzie dostaniemy m.in. damskie kosmetyki i ubrania, sprzedawcami są tradycyjnie ubrane kobiety z zasłoniętymi twarzami. Ale największe wrażenie robi targ złota, trag dywanów oraz sklepiki z przyprawami. Ich zapach długo pozostaje w nozdrzach.

31.01.2022r. poniedziałek – zwiedzanie Kuwejtu – 30km

Dzisiejszy dzień zaczynamy od zwiedzenia kuwejckiego „Grand Mosque”. Bez problemu możemy wejść do środka, jednak nie jest to zwykłe zajrzenie do wnętrza. Aby się tam dostać, będziemy uczestniczyć w specjalnie zorganizowanym zwiedzaniu z przewodnikiem. Ale najpierw ceremonie… należy się, abym była odpowiednio przyodziana… i już po chwili, cała na czarno, mogę przystąpić do picia herbaty w oczekiwaniu na przewodnika. Nasza przewodniczka z najdrobniejszymi szczegółami wyjaśniła wszelkie zawiłości religijne i historię budowy. Został oddany do użytku wiernym w 1986r. i jest największym meczetem w Kuwejcie. Wewnętrzny dziedziniec ma wymiary 72 x 43m, razem z krużgankami może pomieścić 10tys. osób. Dzienne światło wpuszczają do wnętrza świątyni 144 okna. Cztery potężne kolumny wspierają sufit, ale jaki?… spektakularny, są na nim motywy kwiatowe, geometryczne i kopuła, a tam „Al-Asma Al-Husna”, czyli 99 imion Boga, cały koncept opiera się na muzułmańskiej idei 99 „najpiękniejszych imion” Boga i jest to lista 99 atrybutów, przydomków Allaha, których część bezpośrednio występuje w Koranie, zaś część została utworzona z czasowników i imiesłowów, zawartych w świętej księdze muzułmanów. Setne imię Boga brzmi Allah. Mężczyźni i kobiety modlą się w oddzielnych salach. Emir wchodzi specjalnymi drzwiami od płn.-zach. Zwiedzanie zajęło prawie 1,5h, a na koniec poczęstowano nas sokiem, herbatą i wodą. Wstęp bezpłatny.

Przemieszczamy się następne 20km, do kolejnego punktu zaplanowanej na dzień dzisiejszy naszej podróży po Kuwejcie. Takim to sposobem dotarliśmy do „Scientific Center. & Aquarium”, gdzie nas interesuje jedynie to drugie „Mijbil Almutawa Aquarium”. Wg informacji ma być największym akwarium na Bliskim Wschodzie z morskimi zwierzętami, w tym rekinami, tymi występującymi w „Zatoce Arabskiej”. Wstęp 4dinary od os. Już od wejścia dociera do nas fakt iż informacja ta, jest mocno przesadzona. Owszem, wszystko bardzo ciekawe, jednak lekko zaściankowe i nieporównywalnie mniejsze niż to w Dubaju. Dla chętnych, jest tutaj też „Pawilon Odkryć” z doświadczeniami dla dzieci, kino IMAX (specjalna konstrukcja ekranu i odpowiednia technika filmowa).

Następnie jedziemy 10km dalej, wzdłuż brzegów zatoki do „Al Hashemi Marine Museum”. Znajduje się na terenie hotelu „Raddison Blu Hotel”. Zgromadzono tu świetnie odrestaurowane łodzie, morskie wyposażenie i sprzęt nawigacyjny. Nas jednak najbardziej interesuje niezwykła „Al-Hashemi II”. Jest to największa na świecie drewniana łódź, kolos o dł. ponad 80m, szer. prawie 19m i wadze 2.500 ton. Wpisana w 2002r. na światową listę rekordów „Guinness World Records”. Co prawda nigdy nie pływała, ale i tak wszyscy przychodzą do hotelu „Raddison Blu Hotel”, podziwiać to cudo. W swym wnętrzu mieści salę balową na tysiąc osób, ozdobioną 24-karatowym złotem. Nie indagowani przez kogokolwiek, obeszliśmy wszystkie zakamarki, po czym spokojnie opuściliśmy hotelowy teren.

Kolejno przemieszczamy się następne 15km do „The Avenues Mall phase 3”, miasta-galerii pod dachem. Trudno to opisać, ale obszar ok 2km na 0,7km… zamknięto pod przeźroczystym dachem, a wewnątrz… wybudowano miasto. Dzielnice Grand Avenue, Grand Plaza, Elektra, The Forum, The Souk, SoKu, The Mall, The Arcades, The Gardens, Prestige, Cinema, mieszają wpływy architektoniczne lokalne, europejskie i amerykańskie, to coś niesamowitego, nigdzie w świecie nie spotkaliśmy jeszcze czegoś podobnego. Trzeba przyznać, że zaprojektowano wszystko z wielkim rozmachem, jak również ze smakiem. Oczywiście znajdziemy tu ofertę handlową wszystkich znanych i ekskluzywnych marek. Pięknie, ale jakoś tak nazbyt sztucznie, już po godzinie kręcenia się to tu, to tam, mamy nieco dość i opuszczamy ten bezlitośnie kosztowny świat, który dla bogatych mieszkańców Kuwejtu, z jednej strony jest realizacją statusu społecznego, a z drugiej, namiastką czegoś, co my mamy w rzeczywistości… szeroko rozumianą przyrodę. Żyjąc na piaskach pustyni, tej nasączonej ropą, w ustawicznym gorącu… za niewyobrażalne pieniądze, budują swój skrawek „klimatyzowanego” szczęścia… zamki na piasku i całe w szkle!

Jest jednak zasadnicza różnica, którą dostrzegamy w tym kraju, w porównaniu do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, czy Kataru. Po pierwsze, czuć pewną zaściankowość, niby wszystko okazałe i z rozmachem, ale jakieś takie nie do końca należycie wykończone, nie zadbano o szczegóły, jak porządne chodniki, wypielęgnowane trawniki, nie zachowano całościowej wizji architektonicznej, która łączyłaby stare z nowym. Gołym okiem widać iż Kuwejt jest jednak gdzieś na uboczu, tego co dzieje się w ZEA i Katarze. Kuwejtczycy są przyzwyczajeni do bogactwa znacznie dłużej niż pozostałe państwa regionu, przez co są też społeczeństwem bardziej otwartym i kosmopolitycznym. Z drugiej strony, wartości muzułmańskie są tu przestrzegane niezwykle ściśle. Brak turystów i nastawienia na rozwój branży turystycznej, jest zapewne również tego powodem. To na minus, jednak jest i coś na plus. Na ulicach i bazarach widujemy prawdziwych Kuwejtczyków, uczestniczą w życiu swojego kraju, są widoczni, mamy z nimi kontakt. Tego nie ma w ZEA i rzadko się zdarza w Katarze. Tam widzimy turystów i wszelkie narodowości, które przybyły, aby tam pracować. Oryginalnych mieszkańców mogliśmy jedynie spotkać, kiedy przemykali szerokimi ulicami swymi Land Cruiserami, Lexusami i innymi limuzynami. Tak więc, na każdym kroku dostrzegamy serdeczność, przechodzącą wręcz w spontaniczność i chyba właśnie to powoduje, że czujemy się tu bardziej swojsko. O Kuwejcie krążą mity… przede wszystkim, że dzięki ropie, wszystko kapie tu złotem. Tym, co mają kuwejckie obywatelstwo, żyje się tu dobrze. Jednak większość to ci, którzy na ich dobrobyt pracują. Prawdą jest jednak, że obywatele Kuwejtu mają zagwarantowaną bezpłatną opiekę medyczną i edukację (nawet zagraniczną), ich domy niejednokrotnie przypominają pałace i ogólnie rzecz ujmując… biedni nie są. Zwykła diszdasza (długa szata, w którą ubierają się Arabowie) kosztuje na targu 3 dinary, ale można wydać na nią i 200dinarów… kto bogatemu zabroni! Dla porównania… chłopak z Bangladeszu pracujący przy sprzątaniu miasta, zarabia 25dinarów miesięcznie… może za to przez całe dwa dni… pojeździć taksówką po mieście.

Kuwejt cierpi też na typowe przypadłości krajów, którym bogactwo spadło z nieba lub… co na jedno wychodzi… wytrysnęło z ziemi. Toteż jest też inny Kuwejt… Kuwejt ekspatów, którzy przyjeżdżają tu za chlebem. Tym nie zawsze jest tutaj wspaniale. Obok eleganckich dzielnic, są więc i takie, gdzie na pewno nie widać rzeczonego kapiącego złota. Rodowitych Kuwejtczyków jest tu jedynie jedna trzecia, a ponad 90% (sic!) z nich jest zatrudniona w sektorze rządowym, głównie na posadach niewymagających od nich żadnego wysiłku. Pozostałe dwie trzecie, to oczywiście głównie przybysze z biedniejszych krajów, przy czym w odróżnieniu od Omanu, w którym można spotkać przede wszystkim Pakistańczyków i Hindusów, tu mozaika jest znacznie szersza… należy dołożyć przede wszystkim Tajów, Malezyjczyków, Filipińczyków, obywateli Bangladeszu oraz muzułmańskich krajów Północnej Afryki. Przybysze ci wykonują oczywiście najmniej prestiżowe i najniżej opłacane zajęcia. Słowem, ziemia obiecana to nie jest, ale ekspaci i tak mają lepiej, niż w swoich krajach rodzinnych.

01.02.2022r. wtorek – Kuwait City > most przez Zatokę Kuwejcką – 34km > Subiya > Al Jahra > As Salimi > granica Kuwejt-Arabia Saudyjska > Ar Rugi > Al Artawiyah - 540km

Rano, po tak długim pobycie w jednym miejscu, definitywnie opuszczamy nasz hotel i kierujemy się w stronę przejścia granicznego z Arabią Saudyjską. Nadkładamy nieco drogi, aby przejechać jednym z najdłuższych mostów świata, rozpostartym nad „Zatoką Kuwejcką”, łączącym Kuwait City z miastem Subiya, po jej drugiej stronie. Jego długość wynosi dokładnie 36,1km. Budowa przeprawy rozpoczęła się w 2013r. i jest częścią dużego planu rozwojowego, który Kuwejt będzie realizował do 2035r. Plan został nazwany imieniem trzynastego Emira Kuwejtu – Sheikh Jaber Al-Ahmad Al-Sabah’a, który rządzi krajem od stycznia 2006r. Celem planu jest odbudowa historycznego „Jedwabnego Szlaku” i ułatwienie transportu i komunikacji w rejonie „Zatoki Perskiej”. Ułatwi rozwój niezamieszkałego regionu przygranicznego Subiya, który będzie miejscem głównej strefy wolnego handlu, Madinat al-Hareer lub „Silk City”. Budowa pochłonęła ponad 3 mld dolarów, a most został oddany do użytku całkiem niedawno. Wisząca część mostu, tworzy kanał nawigacyjny o szer.120m i wys. 23m, umożliwiający dostęp do portu Doha w Kuwejcie. Podtrzymywany jest przez niekonwencjonalny w swojej konstrukcji pylon o wysokości 151 m, kształtem przypominający tradycyjny wielki żagiel.

Długi przejazd architektonicznym osiągnięciem przy zerowym ruchu, to wyjątkowe doznanie. Dalej już lądem objeżdżamy zatokę i przemierzamy „ Desert Area”, gdzie ulokowały się działki rekreacyjne. Taki camp posiada namiot, kampera, cysternę z wodą i pożywienie dla ewentualnych zwierząt. Tuż przy drodze rozlokowały się obwoźne sklepy, gdzie działkowicze mogą zakupić towary niezbędne do życia na działce z piasku. Objeżdżamy zatokę i kierujemy się w głąb pustyni, do miejscowości Al Jahra, gdzie ulokowane jest przejście graniczne „Al Raga’i Port” do Arabii Saudyjskiej. Odprawa po stronie Kuwejtu trwała jedynie 20minut, a po stronie saudyjskiej niespełna godzinę, łącznie z wykupem obowiązkowego ubezpieczenia OC dla naszej Toyoty (na miesiąc 287,50 riala saudyjskiego – ok.320zł). Nie musieliśmy uruchamiać karnetu CPD. Wymiana pieniędzy 100$ USD – 377riali (1rial – 1,10zł), za litr oleju napędowego płacimy 0,63riala – 0,70zł… tak można jeździć! Jak sobie przypominamy historię naszych tankowań, to jedynie w Wenezueli płaciliśmy za paliwo mniejszą stawkę. Aktualnie woda jest droższa od paliwa.

Pierwsze co zauważamy, to ogromne zaniedbania w strukturze przydrogowej. Jakoś rozminęła nam się wyobraźnia o tym kraju, z realiami które widzimy z drogi. Jakaś taka beznadzieja się przedstawia , zrujnowane lub porzucone stacje paliw i dziadostwo wokół, to ma być ta bogata Arabia Saudyjska? To jest to królestwo ropą płynące? Widok toalet na stacjach paliw przyprawił nas o zgrozę, to prawie taka sama wersja jak na Syberii! No dorzućmy jeszcze Azję Centralną. Stacje paliw wyglądają dużo gorzej niż te nasze CPN-y w czasach komuny. Wyobraźcie sobie, że nie kupicie tu nic poza paliwem (generalnie stacja paliw powinna sprzedawać paliwo), są jakieś mizerne warsztaty samochodowe znajdujące się w jej obrębie (oferują stary kompresor i podstawową naprawę), jest też buda chroniąca przed słońcem i… „toaleta”!. Pracownik stacji (najczęściej z Bangladeszu lub Indii), pomiędzy dystrybutorami posiada budkę z kocami… to jego miejsce wypoczynkowe, widzieliśmy też miejsca noclegowe, to piętrowe łóżka w budynku stacji, posiadają też kuchenkę do gotowania obiadów… i nie nazywa się to przywiązanie człowieka do pracy… to współczesne niewolnictwo.

Na jednej z takich stacji, na wyjeździe z miejscowości Al Artawiyah, gdzieś z tyłu za niewykończonym pawilonem, pozostaliśmy na nocleg i rozbiliśmy obozowisko „Toyota Inn”.

22-02-01-map

02.02.2022r. środa – Al Artawiyah > Rijad (zwiedzanie) – 330km

Dość szybko docieramy do stolicy Arabii Saudyjskiej, Rijadu. Nazwa z arabskiego oznacza „miejsce ogrodów i drzew”. Jakby z marszu poznawanie miasta rozpoczniemy od Ad – Dirijja z zabudową powstałą w XV wieku. Była to pierwsza stolica dynastii saudyjskiej, położona w samym sercu Półwyspu Arabskiego. Niestety, dzisiaj trwa tu wielka przebudowa i rekonstrukcja, cały obszar otoczony płotem z reklamami i zdjęciami jak będzie wyglądało to miejsce po rewitalizacji. Mnóstwo robotników z Sudanu, Indii, Jemenu, Bangladeszu i innych krajów, walczą z czasem i murami z cegły mułowej… niegdysiejszego kwitnącego pustynnego miasta, potęgi kultury i handlu… miejsca narodzin pierwszego państwa saudyjskiego. Myśleliśmy, że jednak zobaczymy choćby cokolwiek, gdyż „Historical Diriyah” wpisany jest na listę UNESCO i już z daleka wzbudza zainteresowanie, jednak ochrona i strażnicy szybko wyprowadzili nas z błędu i poprosili, abyśmy przybyli tu za dwa miesiące, kiedy nastąpi oficjalne otwarcie i udostępnienie do zwiedzania całego kompleksu.

Cóż było robić, opuszczamy to miejsce i jedziemy do centrum Rijadu pod „Fort Al Masmak”(„Qasr al-Masmak”). To jeden z najważniejszych historycznych zabytków stolicy. Potężna forteca o grubych murach, z gliny i cegły mułowej z czterema wieżami strażniczymi, zbudowana została za panowania Abdullaha bin Rashida w roku 1895, jako siedziba wojskowego garnizonu dla jego armii. Jest to jeden z niewielu zabytkowych budynków, które przetrwały w królestwie. Był używany do 1938r. przez króla Abdulaziza, zanim przeniósł swój dwór do nowo wybudowanego Pałacu Murabba. Obecnie przekształcony do zwiedzania – wstęp bezpłatny. Obok fortu znajduje się specyficzny plac „Deera Square”…zwany także „Chop Chop Square”… czyli „Plac Siekania” z kratką ściekową na środku. To tutaj, po dziś dzień, po piątkowych modlitwach, ale nie w każdy piątek, nikt nie wie w który, gdyż nie ogłasza się takich zamiarów, publicznie wykonuje się karę śmierci, a jeszcze do niedawna karę chłosty i obcinania rąk. Kat smukłym, ostrym, lśniącym mieczem… wykonuje wolę Boga… ponieważ prawo wykonywania kary śmierci opiera się na szariacie. Kara śmierci grozi głównie za zabójstwo, uczestnictwo w protestach politycznych, gwałt, apostazję, rozbój, cudzołóstwo, przestępstwa narkotykowe, przejawianie skłonności homoseksualnych i czary. Na placu znajduje się siedziba policji religijnej „Mutawa”, czyli „Komitetu Krzewienia Cnót i Zapobiegania Złu”. W całym kraju, ostre kary śmierci i kary fizyczne nakładane przez saudyjskie sądy, takie jak ścięcie, ukamienowanie, amputacja, ukrzyżowanie i chłosta, a także sama liczba egzekucji, wręcz zatrważają opinię światową… no cóż, taki to przywilej monarchii absolutnej.

Dzisiejsze zwiedzanie Rijadu kończymy w słynnym budynku „Kingdom Tower”, potocznie określanym „otwieracz do butelek”. Rzeczywiście z oddali wygląda jak ten pospolity przedmiot, mierzy 311m wysokości i posiada 99 kondygnacji – wstęp, a raczej wjazd na taras widokowy to koszt 69riali od os. Z oszklonego mostu łączącego dwa krańce budynku „Sky Bridge”, roztacza się panoramiczny widok na stolicę. Niezwykle rozległa, w większości regularnie podzielona na kwartały, o zdecydowanie niskiej zabudowie.

Tym razem zostajemy na nocleg w hotelu „Al Jude Apart Hotel”, gdzie za czteroosobową suitę (kuchnia, living room, dwie sypialnie, dwie łazienki) płacimy 300riali.

Generalnie Rijad nas rozczarował… wcześniejsze rozpoznania informacyjne, zapowiadały nową definicję luksusu i wszędobylską ultranowoczesność… a tymczasem… metro się dopiero buduje, zaledwie dwa wysokościowce zasługują na uwagę („Kingdom Tower” i „Al Faisalyah Center”), w konkurach z Dubajem to nic takiego, prawdziwego bazaru trudno szukać, to co zobaczyliśmy w porównaniu z Irańskimi, tureckimi, irackimi, marokańskimi, emirackimi… to miernota. Jeśli idzie o motoryzację, to tyle eleganckich aut, w większości Land Cruiserów, ile widzieliśmy w irackim Kurdystanie… tutaj próżno szukać. Na każdym kroku działa system „kafala” czyli… współczesne niewolnictwo. Jedyne czego można zaznać w nadmiarze … to oferta perfum. Natomiast drogi są dobre i posiadają po kilka pasów w jedną stronę.

22-02-02-map

03.02.2022r. czwartek – Riyadh (zwiedzanie) > „Edge of the World” - 140km

Rano podjeżdżamy pod „Centrum Historyczne Króla Abd al-Aziza”, którego częścią jest nowoczesne „Muzeum Narodowe Arabii Saudyjskiej”. Zwiedzanie imponujących wystaw prezentujących historię kraju pozostającego od 1932r. pod rządami dynastii Saudów. Arabia Saudyjska jest jedną z nielicznych już na świecie monarchii absolutnych. Muzeum posiada również ciekawą kolekcję dzieł sztuki islamskiej i arabskiej. Należy do niego również wspaniały ogród, jeden z najpiękniejszych w kraju. Zachwyt zwiedzających wzbudza także imponująca kolekcja starych samochodów, niegdyś używanych przez członków rodziny królewskiej.

Później wizyta w pałacu Murabba „Qasr al Murabba”, mieszczącym się obok muzeum. Został zbudowany przez króla Abdul Aziza w typowym dla tego gorącego i suchego regionu stylu „najid”, charakteryzującego się wysokimi budynkami wzniesionymi wokół prostokątnego dziedzińca. Głównym materiałem użytym do budowy są suszone na słońcu mułowe cegły i błoto.

Po zakończeniu zwiedzania, odwiedzamy jeszcze niezbyt interesujący bazar, mieszczący się w samym centrum starej części stolicy i wyjeżdżamy z miasta w kierunku tzw. „Krańca Świata” – „ Edge of the World” („Jebel Fihrayn”). Ten skalny klif wyrastający pionowo z niemal płaskiej pustyni, znajduje się ok. 120km na płn.-zach. od Rijadu. Na 30km przed celem, kończy się asfalt i dalej kamienistą drogą, podążamy w stronę skalnych klifów. Jednak na 6km przed celem, usypano wał ziemny uniemożliwiający przejazd. Podobnie jak my, zaskoczeni byli młodzi Saudyjczycy, którzy przyjechali tu na wycieczkę trzema terenówkami. Okazało się, że kilka miesięcy wcześniej, piątka turystów jadąca krawędzią klifu, spadła wraz z autem w przepaść i odtąd zamknięto górną drogę dojazdową. Trochę kiepsko… hm…

Jednak młodzi Arabowie, znaleźli gdzieś ślady objazdu i takim to sposobem, lekko ekstremalnym objazdem, dostaliśmy się na druga stronę. Widoki klifu warte były zadanego trudu, a roztaczający się krajobraz z jego krawędzi, gwarantował niezapomniane panoramy bezkresnej pustyni. Nagrodą był również piknik i dzisiejsza baza noclegowa… pustynia, cisza i tylko nocą wiatr miał niezłe pole do popisu.

22-02-03-map

04.02.2022r. piątek – „Edge of the World” > Ushiqer > Unaizah – 340km

Opuszczamy teren „Krawędzi Świata”, dojeżdżamy do asfaltu i podążamy w kierunku Ushaiqer, jednej z najstarszych saudyjskich osad. Na trasie zajeżdżamy jeszcze do równie ciekawego miejsca, jakim jest mała miejscowość Al Qasad, gdzie odrestaurowano sporą część zabudowy, łącznie z murami i bramą wjazdową. Zarówno Al Qasad jak i osada Ushiqer, reprezentują typową dla regionu, zabudowę z wysuszonej na słońcu błotnej cegły. Spacerujemy wąskimi uliczkami tej dobrze zachowanej i pięknie odrestaurowanej wioski z wieloma meczetami i ponad 400 błotnymi domami. Niektórzy z dawnych mieszkańców utrzymują swe domy nadal w 100% kondycji, większość choć odrestaurowana od frontu, tworzy jedynie strukturę osady, pozostając już w trwałej ruinie.

Kolejno jedziemy w kierunku miejscowości Unaizah. Przemieszczamy się poprzez sztucznie nawadniane tereny rolnicze położone w prowincji Al Quassim. Intrygująco wyglądają wielkie okrągłe, zielone tereny na tle pustynnego krajobrazu… dlaczego okrągłe pola?… gdyż wielka, nawadniająca rura z doczepionymi kołami, przemieszcza się jak cyrkiel wokół środka, podlewając wyznaczony teren koła… W ten sposób sztucznie tworzone są zielone życiodajne oazy. W Arabii Saudyjskiej obszary uprawne stanowią zaledwie ok. 2% powierzchni kraju. Rozwinęło się tu tzw. rolnictwo pustynne, wykorzystujące podziemne pokłady wodonośne, z których pompuje się wodę i nawadnia pustynne pola. Jak zauważyliśmy, gospodarstwa te zajmują się głównie produkcją siana dla skarmiania wielbłądów.

I to właśnie wielbłądy, są głównym powodem naszej bytności w Unaizah. Na obrzeżach tego miasta, ulokowany jest największy na świecie targ wielbłądów. Dromadery, czyli jednogarbne wielbłądy, od zawsze stanowiły niezastąpiony środek transportu w krajach arabskich. Obecnie Saudyjczycy cenią sobie to zwierzę ze względu na mleko, skóry i mięso. Niektóre hodowane są, aby startować w wyścigach. Bazę noclegową zakładamy na terenie targu wielbłądów, tuż przy stertach siana przeznaczonego do sprzedaży, zgromadzonego na naczepach. Czekamy na poranne aukcje i atmosferę tego miejsca w szczycie handlu tymi zwierzętami. Co po drodze? Ano rzecz ma się tak… przy bardzo dobrych drogach, na których przewija się szczątkowy ruch, stacji paliw brak lub są tylko te zrujnowane lub porzucone, albo jedno i drugie naraz. Serwis nie działa, a jako pozostałości po działalności zachowały się toalety… do użycia na własną odpowiedzialność.

22-02-04-map

05.02.2022r. sobota – Unaizah > Jubbah – 380km

Już o szóstej jesteśmy na nogach, jeszcze ciemno, przy ogniskach gromadzą się grupki Arabów okrytych w typowe galabije, na głowach biało-czerwone chusty „kefija” , my znamy je pod nazwą „arafatka”. Na razie spokojnie, wszyscy popijają mocno słodzoną poranną herbatę. Wraz ze świtem, przybywa handlarzy i kupujących, zaczyna się zagęszczać i jest aż czerwonawo od nakryć głowy stłoczonych tu ludzi. Jak tylko zrobiło się jasno, kolejni właściciele pozbawiają swe wielbłądy spętań i prezentując walory zwierzęcia przeprowadzają aukcję. Na moment wokół gromadzi się wielki tłum, okrzyki z pewnością świadczą o oferowanej cenie, wszystko trwa minuty i ktoś nabył zwierzę. Tłumek się rozchodzi i przechodzi do następnego oferującego sprzedaż kolejnego wielbłąda… Z przeprowadzonego wywiadu, ceny zaczynają się od 3tys. riali i kończą na około 18tys. przy najokazalszych sztukach. Małe wielbłądki do jednego roku, sprzedawane są wyłącznie w parze z matką zaczynając od 6tys. Jak nas poinformowano, handluje się tu na dwóch placach, na jednym sprzedaje się zwierzęta tylko do dalszej hodowli lub dla zwyczajnego hobby, na drugim na rzeź. Nie handluje się tu wielbłądami wyścigowymi, do takiego handlu przeznaczone są inne miejsca, a ceny wielbłądów sięgają kosmicznych cen, zahaczających o setki tysięcy, a nawet miliony!

Około ósmej tłum rzednie, a my po śniadaniu, ruszamy w dalszą trasę w kierunku „Jabal Umm Sinman”. Po drodze mijamy ronda, ale to nie są jakieś tam ronda, każde z nich to coś zaskakującego, wręcz niespotykanego. Stacja paliw, choć dramatyczna, ale zdarzyła się po 320km! Na miejscu jesteśmy wczesnym popołudniem, niestety dzisiaj kompleks archeologiczny „Jabal Umm Sinman” jest już zamknięty, gdyż to dzień po weekendowym wolnym dniu – dopiero jutro czeka nas zwiedzanie. Lokujemy się na obszernym parkingu, tuż obok jest woda i toalety, jest nawet prysznic. Mamy czas na ogarnięcie aut.

Jednak późnym popołudniem okazało się, że kompleks otworzono i górną część zwiedziliśmy jeszcze dzisiejszego dnia. Miejsce to, zwane „Jubbah Rock” składa się z dwóch obszarów leżących w pustynnym krajobrazie – Jabal Umm Sinman w Jubbah oraz Jabal al-Manjor i Raat w Shuwaymis.

Zwiedzamy jedynie kompleks z Jubbah. Niegdyś u stóp wzgórza Umm Sinman znajdowało się jezioro, które było źródłem wody pitnej zapewniającej egzystencję ludziom i zwierzętom w południowej części pustyni „Wielki Nefud” („Pustyni Czerwonej” – piasek ze względu na dużą zawartość tlenku żelaza, przybiera charakterystyczne czerwone zabarwienie). Przodkowie współczesnej ludności arabskiej pozostawili ślady swojej obecności w postaci licznych petroglifów i inskrypcji na powierzchni skał. Powstające na przestrzeni 10 tysięcy lat ryty naskalne, przedstawiają postaci ludzi i zwierzęta, w tym lwa, konia i wielbłąda.

22-02-05-map

06.02.2022r. niedziela – Jubbah > Mawgaq > Jaharah > Al Ula > Mada’in Salih – 540km

Rano, po kilku napomnieniach, bo czas po temu, otwarto nam bramy do dolnej części kompleksu. Chłopcy, jeden od kluczy a drugi od śniadania, niechętnie ruszyli do pracy, ale cóż począć, kiedy przyjechali natrętni turyści – czyli my i nie pozwolimy im się wyspać i zjeść. Wizerunki naskalne można oglądać ze specjalnie do tego przygotowanych platform. Całość wpisana jest na światową listę UNESCO.

Po obejściu całości ruszamy w dalszą drogę do Mada’in Saleh (Hegra) drogą prowadzącą poprzez skalne, pustynne przełęcze, którędy dwa tysiące lat temu, przebiegały niemal wszystkie szlaki handlowe, łączące Indie i Chiny z Azją Mniejszą i Europą. Piękna, krajobrazowa trasa przez góry.

Dość sprawnie dojeżdżamy do miejscowości Al Ula. Miasteczko rozłożone pomiędzy spektakularnymi formacjami skalnymi. Zagłębiamy się w labirynt uliczek najstarszej części miasta „Old Town”, biegnących między glinianymi domkami, zaglądamy na miejscowy bazar. Al Ula utożsamiane jest z biblijnym Dedanem – żydowską osadą słynącą z handlu kadzidłem i mirrą, leżącą na starożytnym szlaku handlowym, którym kupieckie karawany przemierzały pustynie Arabii. Jakby się nie obrócić, okolica pełna jest niezwykłych formacji skalnych, ostańców i jardangów. Jadąc pomiędzy nimi, wkrótce przestaniesz liczyć kamienne okna i kamienne grzyby. Formacje z żółtego, pomarańczowego i różowego piaskowca przeplatane krętymi wadiami z małymi wydmami.

Ponieważ jesteśmy w miejscu turystycznym i nawet znaleźliśmy ofertę kempingową, postanowiliśmy po raz pierwszy w obecnej podróży rozeznać temat. I rzeczywiście jest kemping, jest pilnujący go pracownik z Bangladeszu. Precyzujemy nasze potrzeby, on dzwoni do właściciela i przedstawia nam warunki cenowe. Słuchając oferty, mało nie parsknęliśmy śmiechem, właściciel zażądał 1000riali za nasz pobyt w tym miejscu na jedną noc… to jakiś żart czy nieporozumienie? Jeszcze raz zapytaliśmy, czy aby się nie pomylił, może idzie o sto riali, ale nie, dobrze zrozumieliśmy… tysiąc! Przecież to ok.1100zł. Oferta właściciela to kawałek placu z palmami, dwie zewnętrzne umywalki i jeden marny prysznic. Rozbawieni zarządziliśmy odwrót. Ledwo co otworzyli swój zacofany, dziki kraj dla innego turysty niż muzułmanin, a już oszaleli. Jednak podczas rozmowy przybył kolejny Arab, który widząc całe zdarzenie, zaoferował swoje miejsce na dzisiejszą noc, prosi abyśmy pojechali za nim. Zachwala, że piękne miejsce, że pomiędzy skałami, że można napalić ognisko, no cóż, jeszcze raz spróbujemy. I rzeczywiście, jest przyjemnie pośród skalnych głazów. Myśleliśmy, że oferuje nam ten postój tak od serca, spontanicznie i bezpłatnie… a on zażądał kwotę 500riali… twierdząc, że to o połowę mniej niż w poprzednim miejscu. Tego już było za wiele, skwitowaliśmy całość zdarzenia tak soczyście po polsku i jak najszybciej opuściliśmy to miejsce. Dosłownie 3km dalej, przy bocznej nieutwardzonej drodze, pomiędzy skałami, wyznaczyliśmy sobie bazę noclegową na dzisiejszą noc… Równie pięknie i darmo… minęło może pół godziny, podjeżdża samochód i mężczyzna zapytuje nas: dlaczego nocujemy w tak nieodpowiednim dla nas miejscu?… w tak brzydkim, przecież możemy w dużo lepszym… pożegnaliśmy go, nie sposobiąc się na szczególne grzeczności.

22-02-06-map

07.02.2022r. poniedziałek - Mada’in Salih > Al Ula > Aburaka > Al Ula - 280km

Rano, jeszcze tylko sesja zdjęciowa przy silnie zdumiewających skałach i jedziemy do najsłynniejszej atrakcji znajdującej się w tym rejonie, gdyż na płd.-zach. obrzeżach Mada’in Salih, zachowały się ruiny starożytnego miasta Hegra, zamieszkanego niegdyś przez Nabatejczyków i Samudejczyków. To największy, zachowany zespół zabytków cywilizacji nabatejskiej na południe od Petry, którą kilka lat temu zwiedzaliśmy w Jordanii. Od razu kierujemy się do bramy wjazdowej rozległego kompleksu. Jednak w tym miejscu nie można kupić biletów, obsługa nie mówi po angielsku, ale jakoś dowiedzieliśmy się, że bilety należy kupić w centrum obsługi turystów, na wjeździe do Al Ula, to 25km stąd. No cóż, nie ma wyjścia, wracamy. Po dotarciu na miejsce, okazuje się, że nasza koncepcja indywidualnego zwiedzania, totalnie rozjechała się z rzeczywistością, do kompleksu archeologicznego „Hegra” możemy wjechać tylko w ramach zorganizowanej wycieczki, przygotowanej przez obsługę wszystkich historycznych atrakcji znajdujących się w tym rejonie. Wjechać, ale nie dzisiaj, po prostu nie ma już miejsc. Pierwszy wolny termin, to jutro o 9.15. Wykupujemy bilety, po 95riali od os. (ok.105zł) i zastanawiamy się jak zagospodarować dzisiejszy dzień. Temat szybciutko sam się rozwiązuje, gdyż kolejne dwa miejsca, które chcieliśmy tu zobaczyć, są również niedostępne do indywidualnego zwiedzenia. Tam też należy pojechać autokarem na zorganizowaną wycieczkę. Tym razem są miejsca na dzisiaj i o 13.00 mamy zarezerwowane zwiedzanie – 43,50 riala od osoby.

Tymczasem, wykorzystując kilka wolnych chwil, postanowiliśmy przejechać doliną Al Ula do Aburaka, około 120km w jedną stronę. Droga prowadzi poprzez powulkaniczne tereny, na rozległy płaskowyż umiejscowiony 1600m n.p.m. Przez dłuższy czas przemieszczamy się w księżycowym krajobrazie, aby na kilkanaście km przed Aburaka, zjechać w doliny przypominające oazy rozlokowane pomiędzy skałami. Ze względu na czas i zarezerwowaną wycieczkę, wracamy tą samą drogą, gdyż okrężna trasa liczy prawie 200km.

Dosłownie o czasie meldujemy się w centrum turystycznym, zajmujemy miejsca w luksusowym autokarze i jedziemy na pierwszą zorganizowaną wycieczkę. Na krótkiej liczącej niespełna 20km trasie, podjeżdżamy najpierw pod zespół grobowców „Dadan” ulokowanych na skalnym klifie. Każdorazowo, kiedy opuszczamy autobus, witają nas przewodnicy i obsługa serwująca kawę, herbatę, daktyle i specyficzny gazowany napój jabłkowy, podawany w butelkach do złudzenia przypominających szampana.

Jednym z najważniejszych odkryć w Al Ula jest miasto Dadan, stolica królestw Dadan i Lihyan. Miasto, zbudowane z kamienia, pochodzi z przełomu IX i VIII wieku p.n.e. (Królestwo Dadan) oraz V-II wieku p.n.e. (Królestwo Lihyan). Ze względu na bliskość szlaków handlowych kadzideł, Dadan był jednym z najbardziej rozwiniętych miast I tysiąclecia p.n.e. w północnej Arabii. Pozostałością są komory grobowe, a na szczególną uwagę zasługują dwie, chronione przez wykute w skale lwy. Niestety nie możemy podejść pod skały, gdyż ponoć niedawno ktoś ucierpiał podczas podejścia skalnym urwiskiem i teraz szczegóły oglądamy poprzez przygotowane na tę okoliczność lornetki… nie zadowala nas to rozwiązanie, wszystko jest takie dęte, więcej czasu zajmują ceremonie poczęstunkowe, niż popatrzenie na cel właściwy, a do tego z tak daleka przez jakiś tam przyrząd optyczny.

Dalej jedziemy doliną Al Ula do miejsca „Jabal Ikmah”, nazywanego biblioteką pod gołym niebem, z powodu znajdujących się tu niezwykle cennych inskrypcji naskalnych datowanych na ponad 2000 lat wstecz. Teksty zostały wykute w różnych starożytnych językach (aramejski, dadanicki, tamudzki, minajski i nabatejski), którymi posługiwały się plemiona zamieszkujące teren obecnej Arabii zanim narodził się islam, a w raz z nim język arabski. Tym razem podchodzimy blisko skał i dokładnie możemy się przyjrzeć rożnym technikom wykonywania tych inskrypcji. Dzień kończymy przejazdem naszymi autami do kolejnej ciekawostki tego regionu, pod skałę „Elephant Rock”, do złudzenia przypominającą wielkiego słonia, który zagłębił trąbę w piasku pustyni. W obrębie skały, przygotowano specyficzną kawiarnię, gdzie stoły i siedziska, zagłębiono w piasku pustyni… oryginalna propozycja. Oczywiście w takim miejscu, przy zachodzącym słońcu… nic tylko robić fotografie.

Na dzisiejsze zakwaterowanie wybraliśmy „Hotel Arkan” w Al Ula – 440riali za czteroosobową siutę (kuchnia, living room, dwie sypialnie i dwie łazienki).

22-02-07-map

08.02.2022r. wtorek – Al Ula > Mada’in Salih – Hegra > Al Ula > Al Medinah – 320km

Już o 9.00 ponownie jesteśmy w centrum turystycznym w Al Ula. Dokładnie o czasie, po czym 15minut później, jedziemy autokarem w kierunku Hegry. Leży w krainie historycznej Hidżaz, u południowych podnóży pasma Harrat al-Uwajrid. Na płd.-zach. obrzeżach Mada’in Salih, zachowały się ruiny starożytnego miasta Hegra, zamieszkanego niegdyś przez Nabatejczyków i Samudejczyków. Stanowisko archeologiczne w Mada’in Salih zostało w 2008r. wpisane na listę UNESCO, jako pierwszy obiekt w Arabii Saudyjskiej. Jest największym zachowanym świadectwem cywilizacji nabatejskiej na południe od jordańskiej Petry. Pozostałości miasta obejmują dobrze zachowane monumentalne grobowce o dekorowanych fasadach, pochodzące z okresu od I w. p.n.e. do I w. n.e. O tym, kto został pochowany w danym grobowcu, świadczy wielkość i ilość zdobień… zmarli wywodzący się z wyższych sfer społecznych spoczywali w najokazalszych mauzoleach, podczas gdy służbę i ubogich poddanych, chowano w najskromniejszych grobach. Na terenie miejsca znajduje się również około 50 inskrypcji z czasów przednabatejskich oraz rysunki naskalne. Hegra (Al-Hijr) stanowi unikalne świadectwo cywilizacji nabatejskiej. Dzięki 111 monumentalnym grobowcom, z których 94 są dekorowane oraz studniom wodnym, jest wyjątkowym przykładem osiągnięć architektonicznych i znajomości zasad hydrauliki.

Nabatejczycy byli plemieniem semickim, które przywiązywało szczególne znaczenie do tworzenia wytwornych grobowców i rozległych nekropolii. Podobnie jak w jordańskiej Petrze, również w Hegrze wykuto w skale imponujące miejsca pochówku, perfekcyjnie wpisujące się w pustynny krajobraz. Wśród nich na szczególną uwagę zasługuje samotny pałac „Qabr al-Fareed”. Być może jest to miejsce spoczynku któregoś z władców lub też zasłużonych przywódców duchowych. Podczas przejazdu zatrzymujemy się 5 razy na wyznaczonych parkingach. W miejscach tych, oprowadzani jesteśmy przez przewodników i w ten to sposób zwiedzamy kolejne partie grobowców. Z pewnością, tak jak w Petrze, byłoby ciekawiej obejść teren indywidualnie, no cóż, tak obmyślono i zorganizowano tu zwiedzanie.

Pozostałą część dnia poświęcamy na przejazd do Medyny. Krajobrazy widziane z drogi niezbyt przyjazne, przestrzenne powulkaniczne żużlowisko, do tego cały czas unosi się pył w powietrzu, tworzący coś w rodzaju smogu. Pod wieczór, zatrzymujemy się na nocleg na parkingu obok meczetu, na wjeździe do bram miasta, 20km od centrum i „Meczetu Proroka” („Al-Masdżid an-Nabawi”). Nocowanie obok meczetu, ma swoje plusy i minusy. Wierni przybywający na modlitwę, obdarowują nas wodą, zbieramy butelki, tylko na co nam tyle wody?… nijak nie można zamienić jej w wino. Pamiętam jak kiedyś Beata Kozidrak śpiewała… „nie ma, nie ma wody na pustyni, a wielbłądy nie chcą dalej iść”… dziś wszystkie te słowa już nic nie znaczą… wody jest pod dostatkiem, wielbłądy nigdzie nie muszą chodzić, zastąpiły je terenówki i TIR-y.

22-02-08-map

09.02.2022r. środa – Al Madinah > Jeddah – 420km

Rano, szybki dojazd do centrum Medyny. Żadnych ograniczeń, żadnych znaków, które by informowały o zakazie wjazdu dla wyznawców innych wiar, niż islamu. Lokujemy się z autami pod okalającym „Meczet Proroka” ogrodzeniem, gdzie wzdłuż drogi wyznaczono płatne parkingi, tymczasem jest pusto i spokojnie. Dalej idziemy już spacerkiem do jednego z wejść, kontrolowanego przez mundurowych. Po okazaniu papierowego świadectwa szczepień (nie posiadaliśmy w telefonie), jesteśmy wpuszczeni na plac. Niezwykle zaskoczeni, że reż nikt nie zapytał nas o przynależność do wyznawców wiary islamu? Spacerujemy po dziedzińcach, robimy zdjęcia telefonem, a dlaczego telefonem a nie aparatem fotograficznym??? A to już wyższa szkoła rozmyślań. W wielu miejscach w Arabii Saudyjskiej można robić zdjęcia tylko i wyłącznie telefonem. Nadeszła wielka chwila… podchodzimy do wejścia do grobowca Mahometa, ochrona widząc europejczyków, absolutnie nie wyglądających jak pozostali pielgrzymi, wreszcie zadała to jedno magiczne pytanie, którego się przecież spodziewaliśmy: you muslim? Czy jesteśmy wyznawcami islamu? Po oświadczeniu iż nie jesteśmy, zostaliśmy odprowadzeni przez ochronę do wyjścia z terenu świątyni. Teraz już wiemy, że do grobu Mahometa się nie dostaniemy, ale do reszty świątynnego kompleksu, systemem „na Szwejka” spróbujemy. Tak też uczyniliśmy i już innym, dość odległym wejściem, znaleźliśmy znów na tym samym placu. Ogrom obiektu przytłacza, okalające place wyposażone w zmyślnie skonstruowane olbrzymie parasole, chroniące pielgrzymów przed słońcem, obrazują jak wielu wyznawców może przebywać jednocześnie w tym miejscu. We wnętrzach (absolutny zakaz robienia zdjęć), wszystko wykonane i wykończone jest schludnie i elegancko (te kilka fotografii, jak zwykle zrobiłam w wersji tajnos agentos). Rzecz jasna, nie znajdziemy tu doszlifowania takiego jak w szyickich świątyniach („Meczet Imama Alego” w Najaf, Irak), gdzie aż kipi od różnokolorowych kafelek, mozaik i iskrzy od szkiełek i lustereczek… to dzieło perfekcyjnie zoptymalizowane!

To tutaj w 1279r. postawiono zieloną kopułę, pod którą znajdował się niegdyś dom żony proroka A’iszy oraz grobowiec Mahometa i jego córki Fatimy. W 1837r. pomalowano i ją na zielono i stąd wzięła się jej nazwa. Wg tradycji w 622r. w Medynie schronił się Mahomet po opuszczeniu Mekki (stąd obecna nazwa Madinat al-Nabi – miasto proroka). W czasach przed Hidżrą (ucieczką Mahometa do Mekki) była znana pod nazwą Jasrib. Właśnie z tego powodu Medyna, stała się drugim po Mekce świętym miejscem islamu.

„Meczet Proroka” w Medynie, to obecnie jeden z największych meczetów świata, który w obecnej formie zbudowano na tym samym miejscu, który powstał jeszcze w czasach i z inicjatywy proroka Mahometa. Oryginalny meczet został zbudowany przez niego i jego towarzyszy obok domu, w którym zamieszkał po swoim przybyciu do Medyny w 622r. Postawiony został na planie prostokąta o wymiarach 30m na 35m i wysokości 2m. Ściany wykonane były z pni palmowych i błota, a dach pokrywały liście. Do środka prowadziły trzy wejścia: od strony południowej Bab ar-Rahma (Drzwi Miłosierdzia), od zachodu Bab Dżibril (Drzwi Gabriela), a od wschodu Bab an-Nisa (Drzwi Kobiet). Wewnątrz Mahomet utworzył zacieniony obszar w południowej części budynku zwany „suffah”, a przestrzeń modlitewną skierował na północ, w stronę Jerozolimy. Później, kiedy kibla, czyli kierunek modlitwy, został zmieniony w stronę Al-Kaby w Mekce, meczet także ukierunkowano na południe. Siedem lat później w 629r. meczet rozbudowano i zwiększono jego powierzchnię niemal dwukrotnie, żeby pomieścić wzrastającą liczbę wiernych. Otoczono go również 35 kolumnami. Podstawowy plan budynku został później zaadaptowany w innych meczetach na świecie. Początkowo meczet służył również jako sąd i szkoła religijna, a z podwyższenia przemawiali ludzie nauczający Koranu. Meczet pozostał w niezmienionym stanie do czasu rządów kalifa Umara, który powiększył jego obszar do 3575m² i postawił drewniane kolumny. Później, kolejni muzułmańscy przywódcy kontynuowali rozbudowę i upiększanie meczetu. W 707r. umajjadzki kalif Al-Walid ibn Abd al-Malik wyburzył starą strukturę i zbudował w tym miejscu jeden duży meczet, w którym znalazł się również grobowiec Mahometa. Nowa świątynia mierzyła 84m na 100m i zbudowana była z kamieni oraz kamiennych kolumn. Ściany zaś zostały ozdobione mozaikami przez koptyjskich i greckich rzemieślników, a dziedziniec otoczono czterema minaretami. W latach 778–781 abbasydzki kalif al-Mahdi, usunął północną część meczetu, w celu dalszej rozbudowy oraz dodał dwadzieścia nowych wejść: po osiem od strony wschodniej i zachodniej i cztery od północnej. Za rządów mameluckiego sułtana Kalawuna, nad grobowcem Mahometa wzniesiono kopułę i miejsce do rytualnego obmycia. Później inny sułtan An-Nasir Muhammad odbudował jeden z minaretów, który został wcześniej zniszczony. Osmańscy sułtani, którzy kontrolowali Medynę od 1517r. do I wojny światowej również wprowadzili w meczecie wiele swoich zmian. Sułtan Sulejman ponownie przebudował zachodnie oraz wschodnie ściany meczetu i dobudował nowy minaret znany jako As-Sulajmanijja. Gdy do władzy doszedł sułtan Abdulmecid I (1839–1861), meczet został całkowicie przekształcony (z wyjątkiem grobowca Mahometa oraz minaretu Sulajmana). Powiększono m.in. salę modlitewną oraz północną część świątyni, tak by w jej obszarze znalazło się miejsce do rytualnego obmycia. Na kopułach z kolei umieszczono cytaty z Koranu, a podłogę sali modlitewnej wyłożono marmurem i czerwonymi kamieniami. Dobudowano także piąty minaret. W 1909r. było to pierwsze miejsce na Półwyspie Arabskim, gdzie korzystano ze światła elektrycznego. Podczas panowania Husajna Ibn Alego (lata 1916–1924) Medynę przyłączono do Arabii Saudyjskiej.

Zachwyceni zwiedzeniem Medyny, jesteśmy podróżniczo usatysfakcjonowani iż mogliśmy zobaczyć tak historyczne miejsce. Opuszczamy miasto pielgrzymów. Po drodze, widzimy to, do czego już zdążyliśmy przywyknąć, czyli upadłe kompleksy stacji paliw, z opuszczonymi warsztatami, sklepami i meczetem. Można by rzec, co 4 stacja jest czynna, a czasem, na takiej bardziej cywilizowanej jest mała restauracja, bankomat i budka z kawą i to bardzo dobrą, co mnie najbardziej spasowało. Uczestnikami ruchu drogowego najczęściej są ciężarówki z paliwem dla wielbłądów (siano w kostkach). Jedziemy przez żużlowe góry i wadi w których wody brak. Droga to trzy pasy w jedną i w drugą stronę, a możliwa prędkość to 140km/h. Dojeżdżamy nad Morze Czerwone do Jeddah (Dżeddy). Tuż przed wjazdem do miasta mieliśmy spotkanie ze stadem małp z gatunku pawianów, które okazały się nad wyraz zuchwałe. Na przedmieściach miasta, przez booking.com wynajmujemy pokoje w czterogwiazdkowym hotelu „Violet Rose” w specjalnej ofercie przecenionej z 840 na 352 riale za czteroosobowe studio z kuchnią, dwoma sypialniami i łazienkami, która okazała się najtańszą ofertą w tym mieście z tak doskonałymi warunkami.

22-02-09-map

10.02.2022r. czwartek – Jeddah – zwiedzanie miasta i okolic - 110km

Zaraz rano, jeszcze przed opuszczeniem hotelu, przedłużamy nasz pobyt o następną noc, grzechem byłoby nie wykorzystać tak dobrej oferty, skoro i tak pozostajemy w Dżeddzie do jutra. Pierwsze nasze kroki kierujemy do Konsulatu Sudanu, który mieści się dokładnie w tej samej części miasta. Na miejscu, całkowicie rozwiano nasze nadzieje co do wjazdu do tego kraju. Przyjazny konsul, wyjaśnił nam iż obecnie państwo to jest w stanie wojny domowej po wojskowym zamachu stanu i jedynie specjalny „permit” wystawiony przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych Sudanu, dałby nam taką możliwość, ale jest nierealny do zdobycia dla turysty. Ponadto sam sugerował, że nie jest to dobry czas na przejazd choćby tranzytem, ze względu na terroryzm, porwania i brak kontroli nad całością państwa przez rząd. Nikt nie jest w stanie zapewnić wam bezpieczeństwa… powiedział.

Co dalej? Mocno debatujemy nad tym tematem. Jedyne co jest pewne na teraz… do Afryki nie wjedziemy, gdyż jedyna możliwość, to wjazd przez Jordanię do Egiptu, a dalej to już droga dla nas zamknięta, gdyż z jednej strony jest Sudan, a z drugiej Libia, gdzie sytuacja jest podobna. Natomiast Egiptu nie zamierzamy ponownie zwiedzać, gdyż poświeciliśmy temu krajowi sporo czasu i odwiedziliśmy wszystkie ciekawe i historyczne miejsca. Tak to upadł nasz ambitny plan w poprzek Afryki. To co nasuwa się na ten czas, to dokończyć zwiedzanie Arabii Saudyjskiej, przejechać do Kataru i Bahrajnu, później drogą przez Irak, Kurdystan i Turcję… powrócić do Europy. Albo alternatywna trasa przez Jordanię, Izrael i dalej z Hajfy promem przez Cypr do Grecji lub Turcji, ale ta wersja w okresie covidu wydaje się być nazbyt skomplikowana, szczególnie jeśli chodzi o Izrael.

Dżudda (Jeddah) nazywana jest „Bramą do Mekki” lub „Oblubienicą Morza Czerwonego” W Arabii imię ma znaczenie, ta zasada dotyczy również miejsca. Uważa się iż nazwa Dżuddy pochodzi od arabskiego słowa oznaczającego „babcię”. Miasto wg wschodnich wierzeń ludowych, uważane jest za miejsce wiecznego spoczynku babki ludzkości, biblijnej Ewy. Jeśli istnienie grobowca, nigdy nie zostało udowodnione, napisy przy wejściu na cmentarz, na którym jest przechowywany, wskazują na jego obecność. Jednak domniemany grobowiec Ewy został zapieczętowany od 1975r., by nie dopuścić do tego, aby miejsce to stało się źródłem bałwochwalstwa, czyli grzechu w islamie. Począwszy od VII wieku, miejscowość położona na wschodnim wybrzeżu Morza Czerwonego, była jednym z najważniejszych portów na szlakach handlowych Oceanu Indyjskiego. To tutaj przywożono towary przeznaczone dla Mekki. Tutaj również przybijali pielgrzymi podróżujący drogą morską, zatrzymując się w drodze do świętego miasta, do którego wstęp mają tylko wyznawcy islamu. Z racji bycia bramą do świętego miasta, wielokrotnie była podbijana i przechodziła z rąk do rąk. Ta podwójna, handlowo-pielgrzymkowa funkcja sprawiła, że Dżudda stała się dynamicznie rozwijającym się wielokulturowym ośrodkiem miejskim, z charakterystycznymi wielopiętrowymi domami-wieżami stawianymi pod koniec XIX wieku przez miejscowe elity kupieckie. Ich okna przysłaniają misternie rzeźbione „muszarabi”, rodzaj gęsto tkanej kraty, przez którą można patrzeć, samemu nie będąc widzianym. Zgodnie z muzułmańskim zwyczajem, te zamknięte koronkami z drewna balkony, miały chronić kobiety przed wzrokiem obcych mężczyzn. Najpiękniejszy i najbardziej znany to Nasif i Baashen. Spacerujemy przez historyczne centrum Starego Miasta „Al-Balad Historic Jeddah”, co rusz odkrywając jeszcze inny, bardziej efektowny dom-wieża. Od ilości balkonów, aż kręci się w głowie, a pazerne oczy lecą w górę do kolejnych pięter, nie zważając na ich gąszcz.

Oryginalna tradycja architektoniczna „hedjazi” opierała się na budowaniu z koralowca, typowym dla basenu Morza Czerwonego, ale czerpała również z nowych idei i umiejętności, które upowszechniły się w drodze wymianie handlowej. To właśnie tutaj król Abdul Aziz spędził pierwszą noc, po tym jak poprowadził swoją zwycięską armię do stolicy Prowincji Zachodniej. Warto porobić zdjęcia ulicznym sprzedawcom i tradycyjnie ubranym mieszkańcom, śpieszącym na modlitwę.

Jak każde islamskie miasto, Dżudda posiada również liczne meczety, w tym jeden z symboli miasta „Al Rahmah Mosque” – znajdujący się przy słynnej nadmorskiej promenadzie „Corniche”, nazywany jest „Pływającym Meczetem”, ponieważ zbudowano go na palach wbitych w dno morza. Niestety obecnie dojazd i zwiedzenie jest niemożliwe, z powodu przebudowy tej części nabrzeża. Trwa potężna inwestycja, gdyż już niebawem w tym miejscu, na torze „Jeddah Street Circuit”, wystartuje Grand Prix Formuły 1.

Na koniec, przejażdżka wzdłuż nadmorskiego Corniche i już o zachodzie słońca, lokujemy się w miejscu skąd można podziwiać słup wody wyrzucany na ponad 300m z królewskej fontanny „King Fahad’s Fountain”, ulokowanej w zatoczce przy morskim brzegu. Na co jeszcze należy zwrócić uwagę?… ano znów te szalone ronda i próbę, jak na razie nieudaną, zbudowania najwyższego budynku świata „Jeddah Tower”, wieżowiec jest w budowie od 2013r. o planowanej łącznej wysokości ponad 1000m, co wystarczy do przejęcia tytułu najwyższego wieżowca na świecie, który należy obecnie do Burj Khalifa (828m) w Dubaju. Ukończenie przewidywano na 2020r., niestety na dzień dzisiejszy, dźwigi stoją nieruchomo, budowa jest wstrzymana i przyszłość wysokościowca na ten czas niepewna.

11.02.2022r. piątek – Jeddah > Makkah > góry Al-Sarawat – Al Hada i Al Shafa znana również jako Jabal Dakka > Taif > 70km przed Bishah – nocleg na pustyni (zaproszenie na kolację do Saudyjskich pasterzy) - 460km

Rankiem opuszczamy Dżuddę i kierujemy się w stronę Mekki. Po dotarciu na rogatki miasta, znaki świętej granicy „Haram Boundary”, kierują przejeżdżających na tych którzy przybyli tu jako pielgrzymi i tych, którzy jadą przez miasto tranzytem. My, świadomie podążając w stronę wyznaczoną dla pielgrzymów, nagle znaleźliśmy się w samym centrum, gdzie droga przebiega pomiędzy najokazalszym kompleksem hotelowym dla zamożnych pielgrzymów „Abrag al-Bayt”, a „Świętym Meczetem”. Patrząc na wszystko z drogi, oczy nie nadążają za obrazami, przecież właśnie znajdujemy się w głównym miejscu, tak istotnym dla świata islamu. Dosłownie tuż za meczetem, zjeżdżamy z głównej trasy i o dziwo po kilkuset metrach, znajdujemy wolne miejsca parkingowe, jesteśmy zaledwie 500m od głównego palcu przed meczetem. Dalej, już spacerkiem, podchodzimy do bramek wejściowych na dziedziniec meczetu „Al-Masdżid al-Haram”, najświętszego miejsca, gdzie niewiernym, czyli niemuzułmanom… wstęp jest zabroniony. Całość jest odgrodzona metalowym stelażem, a kontrola służb jest zdecydowanie dokładniejsza niż w Medynie. Jednak sama świadomość, że jesteśmy w centrum tak ważnego miejsca dla wyznawców islamu, tym samym mamy przejrzysty obraz tego wszystkiego, co mieści się w szerokim pojęciu Mekka, a to przecież serce islamu, miejsce narodzin Mahometa. W jej stronę zwracają się wierni podczas modlitwy, do niej zmierzają co roku miliony pielgrzymów ze wszystkich zakątków świata. Jednak znaczenie Mekki wykracza poza aspekty religijne: stosunek muzułmanów do politycznej i kulturowej historii tego miejsca miał i nadal ma ogromny wpływ na wydarzenia na świecie. Ale wróćmy do samego miejsca… na dziedzińcu „Świętego Meczetu”, w obecnej postaci, stoi rodzaj monumentalnego relikwiarza architektonicznego w formie prostopadłościanu (wys.15m, dł. 12m, szer. 10m), wzniesionego z bloków szarego kamienia na podstawie z marmuru… okrywa go czarna jedwabna tkanina z haftowanymi złotem wersami koranu (zmieniany każdego roku). We wschodnim narożniku „Al-Kaby” jest wmurowany tajemniczy „Czarny Kamień” („Al-Hadżar al-Aswad”, największa świętość islamu), który wg legendy… spadł z nieba, by ukazać Adamowi i Ewie miejsce, gdzie powinni zbudować ołtarz ofiarny. Kamień miał być pierwotnie biały jak śnieg, lecz z czasem czerniał, przyjmując na siebie grzechy ludzi. „Al-Kaba” otoczona kultem, stanowiła cel pielgrzymek plemion arabskich jeszcze przed islamem; Mahomet uznał pielgrzymkę (hadżdż) do Mekki za jeden z 5 obowiązków muzułmanina i nakazał zwracanie się twarzą w kierunku „Al-Kaby” (kibla) podczas modlitwy. Natomiast na miejscu, zgodnie z rytuałem „tawaf”, pielgrzym ma po siedmiokroć obejść sanktuarium, przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. A jeśli już jesteśmy przy zegarze, to właśnie tutaj kompleks „Abrag al-Bayt”, posiada kilka światowych rekordów, w tym najwyższy hotel na świecie, najwyższy zegar wieżowy na świecie, największa na świecie tarcza zegara, i największy na świecie budynek pod względem powierzchni. Jego wys. to 601m, a liczba pięter – 120. Budowa tego obiektu została zakończona w 2012r.

Tak ogólnie jeśli idzie o samo miasto… Mekka położona w krainie Al Hijaz, u podnóża gór „Jabal Al Hijaz, to centrum religijne islamu i najświętsze miasto muzułmanów, dostępne tylko dla wyznawców tej religii. Wg wyznawców islamu, to miejsce urodzenia Proroka Mahometa w 571r. oraz miejsce objawienia sur mekkańskich. Od powrotu proroka z Medyny w 630r., cel pielgrzymek wszystkich muzułmanów z całego świata. Zarządzana przez członków rodziny kalifa Alego (Alidów), od 960r. noszących tytuł szarifów. Szarifowie Mekki zachowywali niezależność od kalifatu, którą zdołali utrzymać także po włączeniu Mekki w skład Imperium Osmańskiego w 1517r. Od 1924r. należy do Arabii Saudyjskiej. Są tacy, co twierdzą iż dzisiejsza Mekka, to miasto pozbawione duszy, którą stanowiła jej historia. Wyburzanie zabytków, by wybudować w ich miejscu luksusowe hotele i apartamentowce, niemal wymazało przeszłość miasta. Polityka rodziny królewskiej, w której wyraźnie widoczne są podziały ze względu na pochodzenie i status społeczny, ma niewiele wspólnego z islamem. Prawa człowieka nie stanowią w Arabii Saudyjskiej szczególnej wartości, za to konsumpcjonizm nabiera coraz większego znaczenia.

Następnie przejazd niezwykłą drogą, prowadzącą w góry należące do łańcucha Al-Sarawat – Al Hada i Al Shafa, znana również jako Jabal Dakka, których szczyty osiągają wysokości ponad 2000 m n.p.m. Wijąca się, pełna ostrych zakrętów i wspinająca się strono w górę droga, zapewnia malownicze widoki… z małpami w tle.

Kolejno zajeżdżamy do Taif, aby zerknąć na pałac „Shubra Palace Regional Museum”, ważne miejsce w historii Arabii Saudyjskiej, ale również przykład ciekawej arabskiej architektury, niestety zamknięte.

Dalej,to już długi przejazd poprzez pustynne tereny. w stronę granicy z Jemenem. Na 60km przed Bishah, zjeżdżamy z drogi, aby rozbić obozowisko w ustronnym miejscu, przy niewielkich skałkach. Tu też w blasku zachodzącego słońca, stygniemy od nadmiaru wrażeń dzisiejszego dnia. Jednak jak się chwilę później okazało, to nie koniec dzisiejszych wrażeń! Ustawiliśmy auta w dogodnym miejscu, wszystko rozłożone, a tu podjeżdża pick-up, wychodzi z niego ubrany w białą galabiję Arab i zaprasza nas do swojego obozu, który znajduje się kilometr dalej, w głąb pustyni. Nie mieliśmy i nie dano nam szansy odmówić… mamy zabrać się z autami, zapraszają nas na kawę, herbatę i wspólny posiłek. Jak się okazało, to właściciele sporego stada wielbłądów i kóz, które wypasają na obszarze 100ha pustyni, porośniętej tu i ówdzie maleńkimi krzaczkami… widać dla zwierząt te skromne zasoby zieleni wystarczają. Jednak, jakby to wyobraźnia podpowiadała, nie natrafiliśmy na Nomadów mieszkających w skromnych namiotach, ci saudyjscy… mieszkają w wielkim kamperze ulokowanym na naczepie ciężarowego mercedesa. Może słowo kamper nie oddaje obrazu tego pojazdu, to raczej wielkie, luksusowe salonki i kuchnia z bateriami słonecznymi, akumulatorami i zbiornikami na wodę. Oczywiście obok rozłożony jest namiot wyściełany dywanami i pali się ognisko, ale to nierozłączne elementy towarzyszące życiu pustynnych pasterzy.

Jak się w trakcie „rozmowy” okazało, zostaliśmy zaproszeni przez wielopokoleniową rodziną nomadów, gdzie wspólnie mieszkało dziesięć osób. Rzecz jasna, największą barierą było porozumiewanie się… jednak od czego jest internet i tłumacz Google… mutardżi! Popijając herbatę i kawę z kardamonu, zagryzając słodkimi daktylami i ciastkami, z telefonami w rękach, dotrwaliśmy do kolacji. Ale do końca nie mieliśmy świadomości, kto te kolację gotuje. Jedyna kobieta siedzi z nami, mężczyźni czynią honory domu, dzieci kręcą się to tu to tam… aż w namiocie nie pojawił się posługiwacz z Sudanu i to on nagotował dla wszystkich, w kanciapie oddalonej tylko kilkanaście metrów od obozu. No to jemy, zasady są proste, panie osobno, panowie osobno, a podano mięso z młodego wielbłąda z ryżem i warzywami. Ponieważ kobietom nie wolno robić zdjęć, toteż matki dzieci na fotografiach nie ma, celowo nie piszę gospodyni, czy też pani domu, bo nią w żadnym z miejsc nie jest. Nie zakłócając życia saudyjskich pasterzy, po kolacji opuściliśmy ich gościnne progi i tak jak wcześniej zaplanowaliśmy, uskuteczniliśmy nocleg opodal na pustyni, choć gorąco zachęcali nas do spania w ich kamperze.

Dopiero teraz możemy powiedzieć… to był pełen wrażeń dzień… A czego dowiedzieliśmy się podczas rozmów przy ognisku?… a to, że te ich obozy służą tylko do wypasu zwierząt i kultywowania pustynnego życia przy ognisku, a to, że posiadają gaje palmowe i jutro zapraszają nas do nich na wypoczynek, a to, że mają potężny dom i do niego też nas zapraszają i tak można by wymieniać bez końca… mutardżi się aż zagrzało od tłumaczeń.

22-02-11-map

12.02.2022r. sobota – Bishah > Tathlith > Hamdah > Bir Idimah > Hima – 560km

Od rana przemierzamy bezkresne, pustynne tereny, aby późnym popołudniem dotrzeć do miasteczka Hima. To ogromny obszar kulturowy „Hima Archeological Site”, położony w płd.-zach. części Arabii Saudyjskiej, w regionie pustynno-górskim, nieopodal miasta Najran, rozciąga się wzdłuż jednego z dawnych szlaków karawan na Półwyspie Arabskim, wzdłuż granicy z Jemenem. Natenczas, osada Najran była ważnym ośrodkiem na „Szlaku Kadzidła”. Region, jest miejscem bogatym w zabytki sztuki naskalnej o tematyce łowieckiej, zwierzęcej, roślinnej i obyczajowej, pochodzące z okresu kulturowego trwającego nieprzerwanie 7 tysięcy lat.

Znajdują się tu liczne, zachowane w doskonałym stanie, inskrypcje i petroglify pozostawione przez podróżników, a także przez wojska, które stacjonowały w tym regionie w różnych epokach, aż do końca XX wieku. Inskrypcje są zapisane różnymi alfabetami, przede wszystkim pismem musnad, aramejsko-nabatejskim, południowoarabskim, greckim i arabskim. Na terenie obszaru wpisu i w jego strefie buforowej, występuje wiele nieprzebadanych pozostałości archeologicznych: neolityczne miejsca pochówku, kamienne struktury, grobowce, zbiory kamiennych narzędzi, dawne studnie. Właśnie te studnie i petroglify, były głównym celem dzisiejszej podroży. To tutaj, znajdował się najstarszy na głównym szlaku karawan, postój na pustyni ze studniami w Himie, liczącymi co najmniej 3 tysiące lat, które do dziś dostarczają wody pitnej.

Po dotarciu na miejsce, mimo iż obiekty wpisane są na światową listę UNESCO, zastaliśmy obraz nieco opuszczonego miejsca. Dopiero pomoc jednego z policjantów miejscowego posterunku, pozwoliła nam na zlokalizowanie inskrypcji i możliwość ich zobaczenia. Ale wcześniej należało obudzić policjantów, tak twardo spali na urzędzie. To dobrze, że po skałkach z licznymi rytami, chodziliśmy z policjantem, gdyż przy zamkniętych ogrodzeniach stanowisk archeologicznych, do których nikt tutaj kluczy nie posiada… wchodziliśmy na teren w miejscu, gdzie kończy się płot… takie to zwiedzanie. Po krótkim objeździe tych miejsc, zostaliśmy zaproszeni na herbatę i kawę z kardamonu i… znów mutardżi.

Dzisiejszą bazę noclegową, rozbiliśmy opodal Himy, ponownie w malowniczym miejscu, na pustyni.

22-02-12-map

13.02.2022r. niedziela - Hima > N. P. „Uruq Bani Ma’arid” > Tamrah > As Sulayyil > „Qasr Himam” > Al Badi > Layla – 670km

Miejsce na obozowisko okazało się nad wyraz wspaniałe i spokojne, tylko nad ranem na pustyni jest jeszcze nieco zimno, tak więc musieliśmy włączyć nasze webasto, termometr pokazywał tylko 8ºC. Za to po przebudzeniu widoki jak z bajki.

Opuszczamy rejon Himy i kierujemy się w stronę Rijadu od którego dzieli nas 1000km bezkresnej pustyni. Na trasie, mamy zaledwie jedną atrakcję, jaką jest rezerwat oryksów. Obszar chroniony „Uruq Bani Ma’arid”, leży wzdłuż zachodniej strony „Rub’al Khali”, największej na świecie powierzchni piaszczystej pustyni. Obszar obejmuje trzy sekcje obszaru przyrodniczego w centrum, strefę buforową, w której odbywa się kontrolowany wypas oraz obszar łowiecki. Miejsce to wygooglowaliśmy w internecie, ponadto żadnych informacji co do wjazdu do parku i miejsca gdzie się ono znajduje nie mamy, tak więc tymczasem to zagadka. A ponieważ obszar rezerwatu jest ogromny, w sumie park narodowy zajmuje powierzchnię ok. 4887 mil², a rezerwat leży na wapiennym płaskowyżu i obejmuje również waty, żwirowe równiny i skarpę „Tuwaiq”. Na trasie pustka, jakieś skromne osady i piachy pustyni, bardzo monotonny krajobraz, a co za tym idzie jednostajna jazda, ale za to wyśmienitymi drogami. Na wysokości N.P. „Uruq Bani Ma’arid”, napotykamy na posterunek policji, gdzie zaciągamy języka. Uczynni policjanci swoją Toyotą FJ, pilotują nas do drogi, która z głównej trasy prowadzi do parku. Dziękujemy za pomoc i dalej już sami jedziemy dalej. Po kilku kilometrach, droga kończy się i stajemy na podwórku przed jakimiś biurami, cicho i pusto. Szukamy obsługi i znajdujemy ją w jednym z budynków, przy poranny śniadaniu i herbatce. Zapraszają nas do środka, częstują herbatą, jednak spośród kilku osób tam znajdujących się, nikt nie mówi po angielsku. Na ścianach wielkie zdjęcia oryksów, w rożnych pustynnych krajobrazach, utwierdzamy się w przekonaniu, że najprawdopodobniej jesteśmy we właściwym miejscu. Jednak z tego co na migi wywnioskowaliśmy, zapytali… skąd się tutaj wzięliśmy i co tu robimy? Wreszcie przekazują mi telefon, gdzie ktoś duka po angielsku. Od razu dowiaduję się, że aby znajdować się w tym miejscu, potrzebny jest nam specjalny „permit”. Tłumaczę, że jesteśmy turystami, chcemy zapłacić i prosimy o zorganizowanie wycieczki do parku, aby zobaczyć oryksy. Okazuje się, że sprawa jest nie do załatwienia, a my, nawet w tym miejscu, jesteśmy bezprawnie, bo bez zezwolenia i do tego jeszcze, robimy w tym miejscu zdjęcia. Robi się nieprzyjemnie, już wiemy, że nikt tu niczego nam nie załatwi, więc natychmiast zarządzamy odwrót i jedziemy dalej na trasę. Chyba sytuacja otwarcia się na turystów, którą od trzech lat preferuje Arabia Saudyjska, jeszcze tu nie dotarła. Książę koronny Mohammad bin Salman wprowadza zmiany jakich do tej pory nie było, ale jest to za krótki czas, by zafunkcjonowały wszędzie i z jednakową mocą.

Tak więc, dalej przemierzamy bezkresy pustyni i jedyną atrakcją… jest smaczna kawa, którą można nabyć na większych stacjach paliw w cenie 8-13 riali. Prócz prawie darmowego paliwa, są budko-kawiarenki, obsługują je przybysze z Bangladeszu, Jemenu, Filipin i Indii. Wiemy, ponieważ w trakcie czekania na kawę, zawsze pytamy o kraj pochodzenia.

Jak już zauważyliśmy w trakcie przemieszczania się, są rezerwaty do których nie wiadomo jak się dostać i są też obiekty UNESCO, zrewitalizowane i nieczynne, jak w Himie. Wciąż za mało, a właściwie nie ma turystów, a jeśli przybędą, to wszystkie te miejsca muszą działać i obsługiwać podróżnych. Młody książę koronny, od kilku lat wprowadza poważne zmiany „Saudi Vision 2030”, to strategia, by kraj nie opierał gospodarki wyłącznie na sprzedaży ropy. Nowoczesne technologie, turystyka, prywatyzacja, upodmiotowienie kobiet itp. To wszystko się dzieje i my to zauważamy, jednak w tradycyjnej mentalności Saudyjczyków, trudno będzie szybko zaakceptować te zmiany.

Ale powróćmy do kawy… ponad 1100 lat temu, kupcy przetransportowali ją przez Morze Czerwone do Arabii, gdzie początkowo produkowano z niej napój zwany „qishr” (był on robiony ze sfermentowanych owoców kawowca, a nie ich pestek, czyli ziaren kawy) i służył do celów religijnych. Później służył do celów medycznych, ale dość szybko zdano sobie sprawę, że z ziaren można sporządzić także znakomity napój codzienny. Domy kawowe (kawiarnie) zaczęły powstawać jedna po drugiej w całej Arabii, jednak na początku XVI wieku, wśród konserwatywnych duchownych islamskich, rozszedł się pogląd iż kawa szkodzi tak jak wino, jest niezgodna z Koranem i stymuluje „radykalne myślenie”, co może powodować bunt wśród poddanych. W 1511r. wpłynęli oni na Khair-Bega, gubernatora Mekki, który zamknął w tym mieście wszystkie kawiarnie. Niebawem jednak sułtan Kairu, któremu podlegał Khair-Beg uznał, że tak popularny i lubiany napój nie może być zakazany. Restrykcyjne prawo cofnięto, Khair-Beg został skazany na śmierć, a kawa znów była legalna. Ponad 100 lat później podobne myśli naszły sułtana Konstantynopola, Murada IV. Uznał on, iż kawa to napój heretycki, a jej miłośnicy spotykają się w „domach kawowych” i mogą spiskować przeciwko władzy, więc w 1623r. została ona zakazana. Nie można było jej pić ani w domu, ani serwować w żadnym lokalu. Za złamanie tego zakazu groziło biczowanie, a za recydywę – zaszycie w skórzanym worku i wrzucenie do wód Bosforu. Kawa w oka mgnieniu opanowywała kolejne regiony świata, lecz jej popularyzacja wśród wyznawców islamu bywała od czasu do czasu ograniczana przez różne zakazy. Dlaczego, więc kawa była tak mocno atakowana przez tamtejszych liderów religijnych? W dużej mierze wynikało to z pobudzającego działania kawy, której wpływ niektórzy uznawali za podobny do substancji narkotycznych, takich jak haszysz lub spożywania alkoholu, który jest zakazany w islamie. Nie tylko Islamowi zdarzało się negatywnie podchodzić do kawy…i choć od czasu do czasu, uważana za napój szatański kawa zalegała w niełasce… to powracała, odradzając się niczym Feniks z popiołów… w coraz doskonalszej wersji.

Na nocleg pozostajemy na 300km przed stolicą, w obrębie jednej z pustynnych stacji paliw… całej usłanej zużytymi oponami.

22-02-13-map

14.02.2022r. poniedziałek – Layla > Riyadh – 300km

Dzisiaj, po ponownym dotarciu do Rijadu, od razu skierowaliśmy się do budynku Konsulatu Iraku, mieszczącego się w willowym kwartale, przeznaczonym dla placówek dyplomatycznych. Chcemy jeszcze raz potwierdzić możliwość otrzymania wizy do tego kraju na granicy Arabia Saudyjska – Irak. Jakież było nasze zdziwienie, że ta granica jest nadal zamknięta i jedyny możliwy wjazd, to drogą przez Jordanię. Tak więc, aby wjechać ponownie do Iraku, musimy najpierw wjechać do Jordanii i dopiero do Iraku, gdzie wg konsula, prawdopodobnie dostaniemy wizę na granicy. Musimy to potwierdzić jeszcze w Konsulacie Iraku w Ammanie. Nie może być lekko. Na tym właśnie polega podróżowanie, nigdy do końca nie możesz być pewny co się wydarzy i właśnie taka podróż ma w sobie to coś… niewiadomą, nieprzewidywalność i zwroty akcji, co na swój sposób jest fascynujące. Jak wiecie, w naszej podróży dookoła świata, wielokrotnie zmienialiśmy plany i musieliśmy przerwać podróż po Afryce nawet na dwa lata (ebola), wjeżdżaliśmy do krajów tydzień po przewrocie (Burkina Faso), kontynuowaliśmy podróż innymi środkami lokomocji (Tajlandia – odmowa wjazdu dla naszego auta). Nigdy nie ma sztywnego planu… jeśli nie teraz, to w innym czasie zrealizujemy to co zaplanowaliśmy… nie ma odwrotu.

Mając dzisiaj jeszcze sporo wolnego czasu, jedziemy ponownie w rejon starej stolicy Saudów do Ad-Dirijja, miejsca w którym rozpoczęła się historia tej dynastii. Mamy informację iż choć trwa tam rewitalizacja obiektów, jedna z części jest już udostępniona do zwiedzania. I rzeczywiście, jakoś udało się nam wjechać na teren budowy, pozostawić auta na parkingu dla pracowników i przemykając pomiędzy betoniarkami i innymi maszynami budowlanymi, dotrzeć do skrawka odrestaurowanej części potężnego terenu, gdzie trwa ogromna inwestycja. Jak twierdzą napotykani inżynierowie budowlani, już niedługo, bo za dwa miesiące, miejsce to będzie najokazalszą wizytówką stolicy. W końcu to pierwsza stolica dynastii saudyjskiej, położona w samym sercu Półwyspu Arabskiego, na płn.-zach. od centrum Rijadu. Zabudowa powstała w XV wieku w stylu architektonicznym Nadji, charakterystycznym dla środkowej części półwyspu arabskiego. Budynki wykonano z suszonej na słońcu cegły. W wieku XVIII i na początku XIX wieku w związku z rosnącą rolą polityczną i religijną stolicy, miejsce to stało się ośrodkiem władzy Saudów i kolebką wahhabizmu… najbardziej rygorystycznej i purytańskiej doktryny wśród sunnitów.

Tym razem na nocleg zajeżdżamy do hotelu „Hotel Ahdab” – czteroosobowa suita 340riali.

Jutro jedziemy w stronę Kataru, gdzie spędzimy trzy dni, później Bahrajn i przejazd do stolicy Jordanii, Ammanu. Czy powrócimy do Europy przez Irak, czy przez Izrael, okaże się po kolejnej wizycie w Konsulacie Iraku w Ammanie.

22-02-14-map

15.02.2022r. wtorek - Riyadh > Khurays > Al Hufuf > Salwali – 480km

Rano opuszczamy stolicę Saudów i jedziemy w kierunku Kataru. Na trasie w Al Hufuf, podjeżdżamy pod potężną palmową oazę „Al-Aḥsa”, której historia sięga początków osadnictwa na tym terenie. Oaza znajduje się ok. 60 km w głąb lądu od wybrzeża „Zatoki Perskiej”. Historycznie „Al-Ahsa” była głównym miastem w prowincji Al-Bahrajn, stanowiąc główne centrum dostaw większości produktów rolnych. Obejmuje ogrody, kanały, źródła, studnie, kanały, zbiorniki retencyjne, a także zabytkowe budynki, fortece, meczety, tkankę miejską i stanowiska archeologiczne. Uważa się je za ślady nieprzerwanego osadnictwa w regionie zatoki od neolitu do czasów obecnych. Jest to największa oaza na świecie, licząca 2,5 tysiąca palm daktylowych. Oaza stanowi unikalny krajobraz geo-kulturowy i wyjątkowy przykład interakcji między człowiekiem i przyrodą. W 2015r. „Al-Ahsa” wpisana została na listę światowego dziedzictwa kulturowego i przyrodniczego UNESCO, jako ewoluujący krajobraz kulturowy. Zamieszkana była od czasów prehistorycznych, z uwagi na bogactwo wody na tym terenie, co stanowiło ewenement w pustynnym regionie. Naturalne źródła wody pitnej przyciągały w to miejsce osadników, którzy podejmowali próby uprawy różnych roślin, przede wszystkim jednak palm. W dawnych czasach w rejonie „Al-Ahsa”… uprawiano również ryż. W 899r. oaza „Al-Ahsa” dostała się pod panowanie Abu Tapira Al-Jannabi i stała się niezależnym Kalifatem Bagdadu. Około 1000r. n.e. była jednym z największych miast ówczesnego świata z ponad 100tys. mieszkańców. W 1521r. teren ten został podbity przez Portugalię, zaś „Al-Ahsa” dostała się pod władanie imperium Tomanów. Zostali oni odsunięci od władzy w regionie „Al-Ahsa” dopiero w XVII wieku, by na krótko powrócić wiek później. W 1913r. oaza włączona została do Arabii Saudyjskiej. Szybki rozwój przemysłu naftowego na obszarze Arabii Saudyjskiej, spowodował modernizację całego regionu. Obecnie w „Al-Ahsa” uprawia się głównie drzewa palmowe, które dają ponad 100tys. ton daktyli rocznie.

Okazuje się, że większość obiektów w tym rejonie, choć odrestaurowana jest całkowicie zamknięta lub jest otwarta, ale świeci pustkami „Castle of Craftsmen”. Toteż najpierw, z niewielkiego wzgórza spojrzeliśmy na bezkres palm, podjechaliśmy pod zamknięty pałac „Qasr Ibrahim” i dwie równie zamknięte fortece, zrobiliśmy kilka fotek i pojechaliśmy dalej, w stronę przygranicznego miasta Salwali. Tutaj, na miejskiej plaży, rozbiliśmy obozowisko na dzisiejszą noc. Spokój, są toalety, auta ustawione kilkadziesiąt metrów od morza.

Jutro próba przejazdu do Kataru, ze względu na upierdliwe przepisy covidowe w tym kraju, tak do końca nie wiemy, jak mocno utrudnią nam podróżnicze życie.

Już trochę przejechaliśmy już po tym kraju, ponad dwa tygodnie podroży, prawie 6tys. km. Arabia Saudyjska to ogromna przestrzeń, przyjaźni ludzie rządni kontaktu z turystą, którego nie było tu od dziesiątków lat. Jak na razie nie spotkaliśmy żadnego turysty z Europy, nie wspominając już o pojazdach którymi by tutaj przyjechali… a tymczasem non stop mamy słońce, jest tanio, a olej napędowy przy cenie 70groszy za litr… zachęca do jazdy. Obserwujemy, podziwiamy i zastanawiamy się nad tutejszą rzeczywistością… i jedno przychodzi nam na myśl… ropa jest jak najmocniejszy narkotyk, to ona sprawiła, że arabscy szejkowie wprost z pustynnych namiotów przenieśli się do raju miliarderów. Teraz jednak w oczy zajrzał im strach, iż zbyt silne uzależnienie może przynieść równie efektowny upadek. Plany snute przez następcę tronu Arabii Saudyjskiej księcia Mohameda bin Salmana przyprawiają o zawrót głowy. Ogłosił, że w ramach nowego projektu jego kraj zbuduje za 0,5 bln dolarów supernowoczesną metropolię. Ta nowa „Wieża Babel” jest tylko jednym z elementów wielkiego planu reform „Wizja 2030”, którym zawiaduje Salman. Celem projektu jest uniezależnienie kraju od ropy naftowej, a przecież jej sprzedaż przynosi królestwu 80% dochodów. Z tego powodu 3lata temu, gdy ceny surowca gwałtownie spadły, monarchii Saudów zabrakło w budżecie 100 mld dolarów. Jedynie dzięki wielkiemu funduszowi rezerwowemu, udało się królestwu przetrwać trudny okres. Tymczasem wiele wskazuje na to, że epoka ropy powoli dobiega końca. Dla kraju ze szczątkowym przemysłem, słabo rozwiniętym sektorem usług, bez innowacyjnych kadr, za to ze społeczeństwem przyzwyczajonym do dobrobytu, zapowiada to ogromne kłopoty. Jest jeszcze jeden problem… sojusz tronu i ołtarza… tradycyjny stan jest nazbyt spetryfikowany. Fundamentalistyczni Wahhabici nie są zadowoleni z dotychczasowych zmian…kobiety jeżdżą autami, nie muszą nosić abaji, mogą podróżować bez męskiego opiekuna itp. Nowe pokolenie u władzy… oj będą zgrzyty…

Dla sfinansowania programu „Wizja 2030” utworzono już państwowy fundusz inwestycyjny, który docelowo ma dysponować kapitałem w wys. ok. 1,8 bln dolarów (18 budżetów Polski). W największym stopniu mają go zasilić pieniądze ze sprzedaży akcji „Saudi Aramco” – koncernu dostarczającego na światowe rynki co dziesiątą baryłkę ropy. Pozyskany kapitał, posłuży do budowy sieci elektrowni słonecznych i wiatrowych o łącznej mocy 10 GW. Jednocześnie zagospodarowane na potrzeby turystyki zostaną setki kilometrów wybrzeża Morza Czerwonego. Powstaną kurorty i centra rozrywki dla bogatych, spragnionych luksusów i bezpiecznego wypoczynku ludzi z całego świata.

Są to wstępne plany snute z coraz większym rozmachem przez księcia koronnego Salmana. Zderzenie z rzeczywistością dopiero je czeka. Przy czym nie jest to pierwszy raz, kiedy szejkowie próbują zafundować sobie odwyk od ropy naftowej. Jak dotąd nałóg zawsze wygrywał.

22-02-15-map

16.02.2022r. środa - Salwali > granica Arabia Saudyjska – Katar (rezygnacja z wjazdu do Kataru ze względu na przepisy covidowe) > Salwali > Dammam – 300km

Po dotarciu na granicę, odprawa saudyjska trwała 15 minut i wjechaliśmy na przejście katarskie. Po wstępnych konsultacjach, okazało się iż to że nie mamy testów PCR, nie stanowiło większego problemu, ale to że po ich zrobieniu tu na granicy za wyjątkową zgodą urzędnika (testy są przewidziane tylko dla Katarczyków), będziemy musieli mieć stosowną aplikację i… dwa dni spędzić na kwarantannie w wyznaczonym hotelu. Jak łatwo było się domyśleć, cena hotelu była zaporowa (1400 riali pokój, to ok. 1700zł.). Reasumując, chcąc być dwa dni w Katarze (a byliśmy tutaj zaledwie 2 lata temu), należy uiścić za test PCR ok. 100$ USD od os. plus hotel… rezygnujemy. Wracamy z powrotem do Arabii Saudyjskiej i jedziemy do Dammamu.

W mieście wynajęliśmy pokoje w hotelu „Wahajalmusk Hotel”. My robimy krótką przerwę w podróży, a nasi kompani Beata z Adamem, jadą na dwa dni do Bahrajnu. Jeszcze tam nie byli. Ponieważ w tym kraju również byliśmy dwa lata temu, tuż przed rozpoczęciem pandemii, nie czujemy potrzeby bycia tam po tak krótkiej przerwie, tym bardziej, że przecież ileż mogło nastąpić tam radykalnych zmian. A tak na marginesie, nie chce nam się przechodzić tych wszystkich durnych przepisów covidowych, typu aplikacje, rejestracje i obowiązkowe testy PCR. Jako ciekawostkę przypomnijmy iż właśnie powracając z podróży po Bliskim i Dalekim Wschodzie, to z ostatniego państwa na trasie jakim był Bahrajn, z powodu covidu, byliśmy zmuszeni ponownie wykupić bilety lotnicze do kraju, gdyż końcem lutego 2020r. odwołano wszystkie loty przez Dubaj. Toteż lecieliśmy przez Stambuł do Budapesztu, skąd do kraju powróciliśmy autobusem. Dopiero jesienią zeszłego roku, wykorzystaliśmy zaległe loty w podróży na Maltę i Cypr.

22-02-16-map

17.02.2022r. czwartek - Dammam -piszemy relację, obrabiamy nagromadzony materiał fotograficzny, mamy też czas na podsumowanie naszych spostrzeżeń i refleksji z przejazdu po Arabii Saudyjskiej.

To jeden z najdziwniejszych krajów, w którym do tej pory byliśmy. Totalnie rozminęła się nasza wyobraźnia o tym kraju, przekazywana przez nieliczne relacje i medialne reportaże. W tym całkowicie zamkniętym dla świata kraju, przez lata widzieliśmy jedynie rodzinę królewską, szejków i ich bogactwo, a tu na miejscu, od samego wjazdu, widzimy zaściankowość, zacofanie i dziadostwo. Z jednej strony ogromna, wręcz nieskończona przestrzeń, z drugiej potworny ruch na wąskich i zatłoczonych ulicach Rijadu, a wystarczy wyjechać na prowincję, by zobaczyć zacofanie, zapyziałe miasteczka i osady, brudne toalety i choć drogi są wspaniałe, to pozbawione infrastruktury ułatwiającej długodystansowe podróżowanie. Wielkie pieniądze i przepych ogromnych, zakurzonych wieżowców kontrastuje z opuszczonymi, wielopiętrowymi budowlami, niechlujnymi stacjami paliw i jakimiś dziwnymi, pozostawionymi samym sobie inwestycjami. W większości, saudyjskie miasta pozbawione są jakiejkolwiek estetyki. Nawet w stolicy, budynki nijak nie łączą się w żadną urbanistyczną całość. Bogate dzielnice drapaczy chmur to dzikie pomieszanie, kompletny brak jakiejkolwiek konsekwencji i stylu w architekturze. Do tego ten wdzierający się wszędzie kurz, brud, śmieci i śmierdzące toalety, połamane chodniki i kapiąca z zardzewiałych klimatyzatorów woda. Kultura nakazuje wyrzucić opakowanie po spożytym napoju dokładnie pod nogi… przecież pan, a raczej nowy styl niewolnika z Bangladeszu, czy Pakistanu zaraz to posprząta. Wprawdzie koszy na śmieci na ulicach nie ma zbyt wiele, ale czy stanowi to jakiekolwiek wytłumaczenie? Wszystko jest zakurzone i zasypane tonami śmieci. Tutejszym to nie przeszkadza, oni po prostu tego nie zauważają. Wszędzie śmieci… w końcu na pustyni wszystko z czasem rozwieje wiatr i przykryje piach. Tutaj niczego się nie naprawia, jak popadło w ruinę, to buduje się lub kupuje nowe, a stare „straszy”, porzucone i zapomniane. Zasada ta pasuje do wszystkiego, od samochodu, poprzez wszelaki sprzęt, po antenę satelitarną na dachu budynku.

Saudyjczycy w swej historii bytu, nie doświadczyli takich dziedzin życia społecznego jak rozwinięte rzemiosło, handel i usługi. Królestwo Arabii jest krajem stosunkowo młodym. Jego współczesny kształt, to efekt przeobrażeń i boomu gospodarczego ostatnich osiemdziesięciu lat, przy czym zaznaczyć należy, iż to środowisko ściśle powiązane z kulturą islamską. Na przestrzeni dwóch pokoleń, przeszli od pastucha do zasobnego konsumenta. To pokutuje brakiem tradycji w bezpośrednim handlu, brakiem straganów i usług świadczonych wprost na ulicy. Tam, gdzie w innych krajach arabskich, aż kipi od tego typu działalności, tu zastajemy totalną pustkę. Najbardziej zauważalne jest to po przyjeździe do tego kraju z Iraku lub Jordanii. No tak… ale kto ma je świadczyć, kto ma handlować na straganach i obsługiwać uliczny handel i punkty gastronomiczne?… przecież nie Saudyjczyk otoczony giermkami i służącymi przybyłymi z biednych krajów, gdzie wyznawany jest islam. Importowane produkty można nabyć w sklepie, a głód można zaspokoić jedynie w nielicznych markowych fast foodach i to tylko w większych miastach. Przemierzamy setki kilometrów wspaniałymi autostradami, ale na trasie nie uświadczysz kulturalnych warunków do wypoczynku. Na stacjach paliw, znajdziesz jedynie jakiś sklep, połamany i brudny kibel i szczątkową gastronomię. Na prowincji, wyjątkiem jest czasem budka z kawą. Były takie trasy, że na przestrzeni 400km, nie uświadczyliśmy nic więcej poza paliwem.

Podróżowanie samochodem to temat równie malowniczy, co cała kultura arabska. Nigdy nie jest nudno. W tym miejscu należy się drobna dygresja, której nie popełnię tylko dlatego, że zawierałaby zbyt wiele niecenzuralnych słów, choć Wiola podczas jazdy je wielokrotnie wykrzykiwała. Niestety, ale w kwestii podejścia do bezpieczeństwa na drodze, wyprzedzania poboczami, jazdy z ogromnymi prędkościami, mijania samochodów na granicy otarcia, Arabia Saudyjska jest równie zacofana jak w kwestii traktowania kobiet. Jeszcze kilka pokoleń kierowców zginie na drogach tego pustynnego raju, nim Saudyjczycy zrozumieją, że jednak egzamin na prawo jazdy powinien faktycznie weryfikować jakieś umiejętności jazdy samochodem. Widzieliśmy jak kierują jedną stopą prawie leżąc, jak kierują z dzieckiem na ręku, jak piszą i telefonują w czasie jazdy, a kobiety które przecież od niedawna posiadły prawo do prowadzenia samochodu, nie wiadomo czy w ogóle coś widzą, tak są zakutane i do tego jeszcze okulary. Łatwo zauważyć jak duża ilość aut jest uszkodzona, ale cóż tam… kupi się nowe, a „stare” niech kupią sobie ekspaci. Można powiedzieć, że mieszkańcy dość swobodnie podchodzą do zasad ruchu drogowego. O ile coś nie jest wymuszone żelaznymi kolcami lub barierami na drodze, uniemożliwiającymi przejazd w konkretnym kierunku, kierowcy tego nie respektują. Jeśli wydarzy się wypadek, to nie szukają przyczyn w sobie, lecz traktują to jako coś co musiało się stać, widać Allah tak chciał.

I jeszcze kilka ciekawostek… Saudyjczykiem stać się nie można. Można się jedynie urodzić i to pod warunkiem, że ojciec był z krwi i kości Saudyjczykiem. W Arabii mieszka wiele rodzin, które przybyły tutaj kilka pokoleń temu. Szczególnie liczna jest mniejszość hinduska, której udział procentowy w całości populacji przekroczył już podobno 20%. Wszyscy przebywają tutaj na zasadach rezydenta, bez przywilejów, bez praw obywatela, bez wsparcia ze strony państwa, bez darmowej służby zdrowia.

W Arabii Saudyjskiej kobiety nie opuszczają praktycznie domu rodzinnego. Nawet jeśli, to od pewnego czasu, kiedy mogą posiadać prawo jazy, wyjeżdżają luksusowymi, wielkimi Land Cruiserami, swoich mężów lub braci, z czarnymi jak smoła szybami. Nie muszą podróżować, przemieszczać się po mieście, dojeżdżać do pracy. Egzystencja w zamkniętych murach majestatycznych posiadłości nie pozwala saudyjskim kobietom na jakąkolwiek inicjatywę, o biznesie już nie wspomnę.

Cały świat muzułmański świętuje weekend w piątek i sobotę. W Arabii, dla większości ludzi, wolny od pracy dzień poza piątkiem to czwartek. W piątek nie pracuje już kompletnie nikt. Dzień ten spędza się z rodziną, przeważnie w domu.

Arabia Saudyjska traktuje czary tak poważnie, że kraj ten zakazał książek o Harrym Potterze, a rząd powołał jednostkę do walki z czarnoksięstwem, która podlega „Komitetowi do spraw Promocji Cnoty i Zapobiegania Złym Obyczajom” oraz policji religijnej.

Wszystkie szkoły publiczne w Arabii Saudyjskiej mają charakter religijny, a państwo nakazuje codzienne czytanie Koranu, zaczynając od pierwszej klasy, zajmując tym czynnościom mniej więcej połowę szkolnego dnia. Na poziomie szkoły podstawowej nauka religii trwa średnio 9godz. tygodniowo, podczas gdy matematyka, nauki ścisłe, geografia, historia i wychowanie fizyczne łącznie tylko 12 godzin.

Klimat jest na ogół bardzo suchy i gorący. Często występują burze pyłowe i burze piaskowe. Temperatury dzienne i nocne są bardzo zróżnicowane. Od maja do września, temperatury dzienne osiągają nawet 54°C i należą do najwyższych odnotowywanych na świecie. Od października do kwietnia, klimat jest bardziej umiarkowany, z temperaturami w dzień od 16° do 21°C. Średnie roczne opady wynoszą 9 cm, przy czym większość opadów przypada na miesiące od listopada do maja.

Półwysep Arabski jest największym półwyspem na świecie i nie ma na nim ani jednej stałej rzeki. Najdłuższą, jest okresowa rzeka w Arabii Saudyjskiej płynąca w dolinie „Wadi ar-Rima”, która raz na kilka lat pojawia się wartko płynącym nurtem podczas opadów i osiąga 900 km długości. Arabia Saudyjska pozbawiona jest jezior.

18.02.2022r. piątek - Dammam – piszemy relację, obrabiamy nagromadzony materiał fotograficzny.

Tuż przy hotelu mamy dobrą restaurację, gdzie przygotowują świeże posiłki, smacznie i niedrogo. Za 17riali można nabyć zapiekany ryż z warzywami i pieczonym kurczakiem, duża porcja nie do zjedzenia. Tyle kurczaków co w Arabii Saudyjskiej… nie zjadłam przez wiele lat w Polsce. Mamy jednak pewną drobną uciążliwość, od 10dni dopadła nas 100% prohibicja… nawet zimowy płyn do spryskiwaczy się skończył;-)

19.02.2022r. sobota – Dammam > Al Khubar > Hadriyah > Al Quaysumah > Rafha > Rawdat – 700km

Po opuszczeniu hotelu w Dammam, jedziemy jeszcze na nadmorski bulwar „Corniche” w Al Khubar (razem z Dammamem i Az-Zahranem tworzy metropolię, tzw. Trójmiasto). Tu jadąc wzdłuż „Zatoki Perskiej”, robimy kilka fotek i kierujemy się na trasę dalej jej Brzegiem na płn.-zach. w stronę Kuwejtu. Dalsza jazda, to pokonywanie setek km, poprzez pustynne tereny, jadąc najpierw wzdłuż granicy z Kuwejtem, a później z Irakiem, w stronę Jordanii. W zasadzie byłaby to droga bez historii, gdyby nie porywisty wiatr i burza piaskowa, która dopadła nas gdzieś w środku pustyni. Nagle zaczęło grzmieć, z boku drogi nadszedł tuman piachu, widoczność spadłą do zera, a po chwili zerwała się ulewa, której strugi deszczu zasiekały wraz z piachem w poziomie. Jedynym ratunkiem było zjechać z drogi w głębokie pobocze i czekać. Po 10minutach szaleństwa, wichura nieco ustała i tylko potężna ulewa zalewała drogę strumieniami wody. To było prawdziwe piaskowanie, lecz czy nasze auto zmatowiało?

Po przebyciu tego dnia 700km, zatrzymujemy się na nocleg na zapleczu małej stacji paliw, gdzie za warsztatem wulkanizacyjnym, obok skromnego meczetu, rozbiliśmy obozowisko na dzisiejszą noc… do toalet baliśmy się zajrzeć.

Pustynny wiatr jednak nie odpuszcza i dzisiejsza noc była mocno zakłócona tym uciążliwym zjawiskiem… szarpało nam domem od lewa do prawa.

22-02-19-map

20.02.2022r. niedziela - Rawdat > Arar > Turayf > Al Qurayat – 770km

Rano nadal wieje, a po wyjeździe na otwartą przestrzeń piaszczystej pustyni, jedziemy w jednej wielkiej kurzawie. Gnany wiatrem drobny pył, unosi się w powietrzu i przypomina swą strukturą i wyglądem rudą mgłę. Widoczność w tych warunkach ogranicza się do kilkudziesięciu metrów, a stłumione dzienne światło, przypomina wieczorny półmrok. W takich to okolicznościach, przemierzamy ponad 500km i dopiero na około 100km przed granicą z Jordanią, po raz pierwszy dzisiejszego dnia, zobaczyliśmy horyzont i jakieś krajobrazy, których nie widzieliśmy od wczoraj. Na trasie w miejscowości Arar, tam gdzie odchodzi droga do przejścia granicznego z Irakiem, podjechaliśmy na posterunek policji, aby jeszcze raz potwierdzić informację uzyskaną w Konsulacie Iraku w Rijadzie, że przejście to jest zamknięte dla ruchu turystycznego. I rzeczywiście, jedyne przejście graniczne pomiędzy Arabią Saudyjską a Irakiem, nadal jest zamknięte.

Na 20km przed przejściem granicznym do Jordanii, zjeżdżamy z trasy do miasta Al Qurayat, gdzie wyszukaliśmy laboratorium robiące covidowe testy PCR, które potrzebne są do przekroczenia granicy z Jordanią. Okazuje się, że wszystko się zgadza i nawet jest czynne do 22.00. Test kosztuje 80 riali (90zł), po wyniki mamy przyjechać jutro po 8.00 rano. Wyjeżdżamy na rogatki miasta i na parkingu dla tirów, przy stacji paliw, zostajemy na dzisiejszy nocleg. I żebyśmy nie byli gołosłowni, prezentujemy budynek toalety przy miejskiej stacji paliw, z którego byliśmy zmuszeni skorzystać.

22-02-20-map

21.02.2022r. poniedziałek – Al Qurayat > Al Hadidhah > Qasr Amra > Qasr Al Kharrana > Amman – 200km

Rano, odbieramy negatywne covidowe testy PCR i błyskawicznie jedziemy na granicę z Jordanią. Po stronie saudyjskiej odprawa trwa kilka minut. Po stronie jordańskiej, najpierw odprawa covidowa. Oczywiście podstawą jest test który już mamy. Następnie wprowadzają te dane do specjalnej aplikacji internetowej i na miejscu, na nasz koszt (35$ USD od os.), wykonują kolejny test PCR. Teraz możemy dopiero przystąpić do odprawy granicznej. Wizy wystawiane są na granicy, to koszt 40dinarów jordańskich od os. (100$ USD – 70 JOD, 1 dinar – ok. 6,30zł). Kolejno musimy wykupić ubezpieczenie na nasze auto… i tu dopadło nas ogromne zaskoczenie, najkrótszy okres to miesiąc, a koszt 100dinarów! Szok, bo to przecież 630zł. To nie koniec wydatków, jeszcze w miejscowym Urzędzie Celnym wystawiają nam kolejny dokument na odprawę auta za 20dinarów. Wreszcie po dwóch godzinach, możemy opuścić granicę, lżejsi o dokładnie 2tys. zł ( to pełny koszt odprawy i testów covidowych, które obowiązkowo należało zrobić i zapłacić).

arabiasaudyjska-trasa

Na trasie do stolicy Jordanii Ammanu, prowadzącej poprzez pustynne tereny, podjeżdżamy do pustynnego zamku „Qasr Amra”. Niski, ale w kontraście do płaskiego otoczenia absurdalnie wielki. To zameczek Amra (kusajir- zameczek to zdrobnienie od słowa kasr – zamek), stojący w dolinie suchego potoku Wadi Butm . Dziś stoi tu jedynie jedna sala sklepiona kolebkowo otoczona trzema pomieszczeniami i łaźnia z podgrzewaną podłogą. Wszystkie ściany i sklepienia zostały ozdobione freskami i to one stanowią tu główną atrakcję. Po prawej… wielki obraz nagich kobiet w kąpieli, po lewej… sześciu władców, przeciwników kalifatu, na łukach kobiety z nagimi piersiami, na sklepieniu w lewej części holu… historia budowy łaźni, na ścianach polowania. Jesteśmy zdziwieni, że tyle tu rysunków pełnych osób i zwierząt. A przecież w sztuce islamu i nie tylko sztuce, jest to zabronione. Budynki te wchodziły swego czasu w skład fortu i zabudowań mieszkalnych. Dlatego też najprawdopodobniej freski uniknęły zniszczenia (nakaz zniszczenia obrazów z VIII wieku nie był zbyt rygorystycznie wykonywany w budynkach świeckich). Ze względu na te malunki zabytek wpisano na listę UNESCO. W beduińskim namiocie kilkadziesiąt metrów od zamku pustynnego, młody chłopak przyrządza pyszną tradycyjną kawę i herbatę. Następny po drodze był zamek „Qasr Al Kharrana”. Wysoka na dwa piętra budowla, której przeznaczenia do dziś nikt nie jest pewny, wygląda jak wielka budowla obronna. Dwupiętrowy budynek z nieociosanych kamieni ma 4 dziedzińce, w narożnikach okrągłe wieże, w murach półokrągłe wieże i dziury w ścianach wyglądające jak strzelnice. Można tu pohasać po piętrach, ukryć się przed słońcem i pozastanawiać, po jaką cholerę ktoś to wybudował. Może to był karawanseraj? Przecież nie ma wody w okolicy, ani żadnego szlaku handlowego tuż obok. Czym by nie był ten pustynny zamek, to ładnie tu…

Przebiwszy się przez przez niemiłosiernie zatłoczone przedmieścia i centrum stolicy, pierwsze kroki w kierujemy do Konsulatu Irackiego, niestety jest zbyt późno, był czynny do 13.00. Pozostawiamy nasze auta tuż obok konsulatu na strzeżonym parkingu i spacerkiem idziemy do zarezerwowanego zakwaterowania w pensjonacie w samym centrum („The Boutique Hotel Amman” 20,50 dinara za pokój 2os. ze śniadaniem). Po zakwaterowaniu, resztę dnia poświęcamy na zwiedzanie stolicy Jordanii.

Amman nazywany jest „białym miastem”, ze względu na jednolity, biały kolor zabudowy. Kiedy miasto powstawało, jego terytorium rozciągało się na siedem okolicznych wzgórz, nazywanych przez miejscowych „dżabal” (co ma symbolizować siedmioramienna gwiazda umieszczona na fladze Jordanii). Aktualnie Amman zajmuje aż 19 pobliskich wniesień i położony jest na wysokości około 850 m n.p.m. Obeszliśmy miasto oglądając wystawy, tyle strojnych sukien jeszcze nie widzieliśmy, co jedna to bardziej zdobna. Nie wspominałam o tym wcześniej, ale w Jordanii, też mylą mnie z kimś sławnym, bo tutaj też jestem proszona o fotki, raz nawet dostałam za nie dwa soki… coś jest na rzeczy.

Na rozległym wzgórzu, nad centrum stolicy Jordanii dominuje Cytadela „Jebel Al Qala’a”, której fragmenty pochodzą jeszcze z czasów rzymskich. Centralnym miejscem Ammanu jest Amfiteatr Rzymski z II wieku z widownią mogącą pomieścić do ok.6 tys. widzów, pięknie zrekonstruowany i odrestaurowywany w 1957r. Kolejną zabytkową budowlą jest Meczet Króla Abdullaha I („King Abdulkah Mosque”), przykryty charakterystyczną błękitną kopułą. Przy meczecie działa również „Muzeum Islamskie”.

Kolejno idziemy na przeciwległe wzgórze do Cytadeli, na słynną ulicę Rainbow Street. To kosmopolityczna część miasta, wiele tu restauracji i klubów, urządzonych w stylu europejskim. Nam niezbyt przypadła do gustu ta część miasta, Amman w tym miejscu zupełnie traci swój orientalny charakter. Jeśli już, to polecamy przyjść tutaj wieczorem i napić się przedziwnych drinków.

Niesamowite wrażenia wizualne Ammanu widzimy i czujemy dopiero nocą, dzięki kolorowym światłom i zapachom, niezapomniane emocje typowego miasta arabskiego . W jednej z miejscowych cukierni, mamy możliwość skosztowania tradycyjnych słodyczy, to dla mnie wędrówka od tacy do tacy, może jeszcze to, a może tamto, a jeszcze tego nie próbowałam i tak aż… do interwencji Wojtka. Wizytujemy rozrywkę dla mężczyzn, kawiarnię, czy też herbaciarnię, jakich już wiele widzieliśmy, z fajkami wodnymi shisha i dominem. Odwiedzamy stylową jadłodajnię, którą odwiedza również obecny król, to knajpa wegetariańska, ale było pysznie. Nieopodal jest baza kunafy, ale jakiej?… najlepszej w mieście, stoi kolejka po konafeh, künefe, knafeh… jak zwał tak zwał… ten deser należy do jednych z najpopularniejszych deserów arabskich znanych na całym świecie. Otóż kunafa to po prostu dwie warstwy ciasta kadayif, przełożone serem lub kremem, w zależności od regionu. Jeszcze gorący deser polewany jest zimnym syropem cukrowym (zwanym ater) i dekorowany najczęściej posiekanymi pistacjami. Obchód kończymy na miejscowym bazarze, a tam wszystko takie kolorowe, świeżutkie i pyszne… jak żyć?… gdy ubrania wciąż w tym samym rozmiarze!

22-02-21-map

<<<< POPRZEDNIA ——– NASTĘPNA >>>>