img_1000

Bazą naszego kolejnego spotkania motocyklowego, XL złotu pt. Zakończenie Sezonu Podróżników Motocyklowych „Szlakiem Orlich Gniazd 2021”, był Ośrodek Wypoczynkowy „ORLE GNIAZDO HUCISKO”, mieszczący się w miejscowości 42-421 Hucisko, ul. Orle Gniazdo 20.  , położony na terenie malowniczej Jury Krakowsko-Częstochowskiej.

Hucisko-OrleGniazdo

Niełatwo było znaleźć w obecnym czasie tak dużą bazę , kiedy to zaległe wesela i inne imprezy, czekają w długiej popandemicznej kolejce. Udało się, toteż w dniach 1 ÷ 3.10.2021r. ponownie była okazja się spotkać i podokazywać w motocyklowym towarzystwie.

Głównym tematem zwiedzania były „Zamek Pieskowa Skała” i „Zamek Pilcza”, natomiast myślą przewodnią biesiady, był szeroko pojęty temat „wesele”.

Również tym razem, możliwy był przyjazd uczestników dzień przed spotkaniem, z czego skorzystało 23 uczestników. Była więc okazja rozpocząć zabawę już we czwartek. Przedtakt udowodnił… ile butelek Jacka Danielsa… może pomieścić jedna skromna walizka. Ile uciechy, może sprowadzić stojący wieszak na ubrania… skoro kobiet do tańca tak niewiele.

Ile można wypić „magicznej pepsi”… nim zaszumi pomiędzy uszami.

W piątkowy ranek, wraz z kilkoma motocyklowymi kolegami objechaliśmy część trasy, między innymi wykluczyliśmy podjazd pod pałac w Pilicy (dojazd w tragicznym stanie) i odwiedziliśmy bazę spotkania “Morsko 2011″, które odbyło się dokładnie 10lat temu, obok zamku w Morsku. W tym czasie dziewczyny przygotowywały biuro zlotu, a ekipa z Zagórowa zapewniała rozrywkę (zabawa przy ognisku), zaopatrzenie w jadło (wyśmienita pizza) i trunki („magiczna pepsi”), tak więc od 15.00 można było już przyjmować uczestników.

W sobotni poranek pogoda przywitała nas iście letnią aurą. Pierwszym etapem wycieczki był dojazd do miejscowości Skała (60km) i zwiedzenie jednego z najokazalszych zamków Jury Krakowsko-Częstochowskiej… „Zamku Pieskowa Skała” (wstęp 24zł + 3zł od os. koszt przewodnika). Na tę okoliczność, mieliśmy pod zamkiem zarezerwowany parking (5zł od motocykla). Aby zwiedzić tak ogromną grupą zamek, musieliśmy z panią kustosz dokonać niemalże cudu. Rzecz jasna, była konieczność, sprawnego podzielenia się na grupy. W zakresie zwiedzania, był również krótki spacer (500m), pod najbardziej charakterystyczną skałę na terenie całej Jury „Maczugę Herkulesa”.

Historia zamku rozpoczyna się przed rokiem 1315. Wtedy to, niewysoki Władysław, pozwala niejakiemu Mikołajowi lokować wieś pomiędzy Kosmolowem, Sułoszową, a owym zamkiem. Według Długosza, powstanie zamku związane jest z synem Władysława – Wielkim Kazimierzem. Jak wiemy, bardzo lubił on budować zamki i ten w Pieskowej Skale jest tego przykładem. Miał on (zamek, nie Kazimierz), strzec nie tylko zachodnich rubieży kraju, ale też przebiegającego „Doliną Prądnika” szlaku handlowego. Tak strzegł, że od 1422 roku, Piotr Szafraniec, syn Piotra Szafrańca oraz… Piotr Szafraniec syn Piotra Szafrańca, rabowali i tłukli kupców poruszających się owym szlakiem. Towarzyszył im jeszcze niejaki Krzysztof… też Szafraniec. Kiedy akurat nie rabowali, zajmowali się podobno alchemią i czarną magią. W 1484 roku wkurzył się król Kazimierz Jagiellończyk. Z wkurzonym Kazimierzem raczej nie było żartów, przez co Krzysztof stracił głowę w Baszcie Senatorskiej na krakowskim zamku. Niestety z powodu braku źródeł, nie wiemy jak wyglądał wkurzony Kazimierz, nie wiemy też, jak wyglądał zamek w Pieskowej Skale w wieku XV. Na podstawie rekonstrukcji prof. Alfreda Majewskiego uważa się, że zamek posiadał dwa poziomy. Wyższy, pełniący rolę wieży strażniczej i części mieszkalnej nie zachował się do dzisiaj, a ulokowany był na niedostępnej skale, zwanej dziś „Dorotką” i ostatecznie zawalił się w XIX wieku… oraz niższy, gdzie znajdowała się studnia wraz z zabudowaniami gospodarczymi.

Zamek ten, podobnie jak Kazimierzowski w Ojcowie, był ważnym ogniwem w łańcuchu fortyfikacyjnym broniącym drogi handlowej z Krakowa na Śląsk. Po zmiennych kolejach losu, na początku XX wieku, zamek został odrestaurowany i przekształcony w pensjonat, utworzono tu także muzeum archeologiczno-przyrodnicze. Po wojnie, od 1949 roku prowadzono tu prace konserwatorskie, przywracające autentyczne cechy architektury renesansowej. Obecnie zamek znów jest po gruntownym remoncie i prezentuje się wspaniale, świecąc bielą skał i murów wśród otaczającej zieleni. Dziś należy do czołówki nielicznej grupy zabytków polskiego odrodzenia i jest dużą atrakcją turystyczną na „Szlaku Orlich Gniazd”.

Po zwiedzeniu zamku i krótkim przejeździe „Doliną Prądnika”, przemieściliśmy się do Wolbromia (20km), gdzie w ramach działalności zajazdu „Gospoda Pod Lasem” w sali bankietowej „Biały Dom”, zaserwowany został obiad (rosół, schab w sosie kurkowym, sałatka, kompot – 25zł).

Kolejno, po obiedzie podjechaliśmy do miejscowości Smoleń, aby zwiedzić zamek, a raczej jego ruiny „Zamek Pilcza” (parking bezpłatny – wstęp, bilet zbiorowy w cenie ulgowego 7zł od os.). Jest on jedną z najbardziej malowniczych i atrakcyjnie położonych warowni na „Szlaku Orlich Gniazd”. Wyrastająca ponad las wieża, jest charakterystycznym punktem w krajobrazie. Zamek znajduje się na terenie rezerwatu przyrody (również o nazwie Smoleń). Takim to sposobem, podczas poprzedniego i obecnego zlotu, który organizowaliśmy na „Szlaku Orlich Gniazd”, zwiedzimy sześć zamków. Jak pamiętamy w 2011r podczas spotkania „Morsko 2011”, gdzie bazą był ośrodek pod zamkiem w Morsku, zwiedziliśmy jeszcze Morsko, Ogrodzieniec, Mirów i Bobolice.

Tym razem, nieco wcześniej, bardziej pokrętnymi drogami, powróciliśmy do bazy zlotu, gdyż na uczestników czekała nie lada niespodzianka. Skoro wesele… to powinien być ślub… i to nie taki na niby, dla zabawy… ale najprawdziwszy!!!. Urządziliśmy naszym motocyklowym kolegom i koleżankom… prawdziwą uroczystość i to w plenerze, na łące przed „Ośrodkiem Orle Gniazdo”.

Wykorzystaliśmy miejsce i czas, aby właśnie w taki sposób, wstąpić w związek małżeński. Poza skromną reprezentacją rodziny, wtajemniczonych było jedynie pięć osób, a obsługa ośrodka „nie puściła pary z ust”… Pełne zaskoczenie, niektórzy do końca myśleli, że to jedynie inscenizacja, tak dla hecy…

Tym razem, po zaślubinach, wszyscy mieli nieco więcej czasu na przygotowanie do jubileuszowej, przebieranej biesiady. Jak wiemy, jej temat mieścił się pod szeroko pojętym określeniem… „wesele”… W ten właśnie sposób, nieco bałamutnie, realizujemy pomysł ekipy z Konina z naszą koleżanką Sarą na czele… która okrzyknęła się starościną, a jak starościna, to musiał być również starosta, którą to rolę powierzyliśmy Przemkowi.

Tak więc, co kraj to obyczaj… poznawaliśmy tradycje różnych kultur i religii, poprzebieraliśmy się wg wybranej ceremonii… zdobnie, czasem kiczowato, w wersji chłopskiej, czy na bogato… była to mozaika inspiracji… osobliwe spektrum możliwości… ku wszystkich radości! A skoro jubileusz, to zmobilizowaliśmy wszystkich do figlarnego przebrania…

Jak przystało na wesele, starościna i starosta zatroszczyli się, aby przeprowadzone zostały wszystkie zwyczajowe procedury takowego wydarzenia… powitanie pary młodej, oczepiny, tort weselny, szampan i… żywy płonący prosiak! Był kurczak haribo i wiele innych przyozdobionych żartami ceremonii. Na uroczystość przyjechał dobrze znany w naszym kraju… zespół muzyczny „Tropikana”… detronizując elektronicznego muzykanta DJ Damiana. Przybył również szykowny szejk z Arabii Saudyjskiej ze swoją świtą, który okazał się być naszą daleką rodziną, a o ślubie dowiedział się z gazet, co sprawiło mu przykrość i wyłuszczył nam nieco napomnień. Ale skoro już przyjechał, to nie zapomniał o stosownych prezentach… petrodolary, złoto w sztabach i łańcuchach, wielbłądy objuczone złotymi monetami, worek kawy arabica i baryłka ropy (choć pisało na niej, że to napój tylko dla wielbłądów)… dziękujemy!!!

Mistrzowie ceremonii w osobach Sary, Przemka, Zbyszka i „Ławeczki” świetnie poprowadzili przebieg całej imprezy.

Jak to zwyczajowo bywa, przeprowadziliśmy również konkurs strojów, a wyróżnieni zostali obdarowani symbolicznymi prezentami.

Na okoliczność jubileuszowego zlotu, ekipa z Zagórowa zadedykowała nam niezwykłą kompozycję w takt rytmu wiersza Juliana Tuwima „Lokomotywa”…

Jest w Międzyrzeczu lokomotywa, Chata na Górce się stacja nazywa…

Mieszka w niej Wojciech. O jaki wielki…!

Wielki podróżnik, o wielkim sercu, co dziś tu stoi na weselnym kobiercu…

Jest tam i Wiola. To Konduktorka. Nie. Dyrektorka. No w każdym razie niezła aktorka…

Co nosi się bardzo hardo i ma warkocze z kokardą…

A przy tym na złość koleżankom, zakłada kombi z bandamką…

Jak się poznali…? Jak pokochali…? Milczą rozkłady…

Ponoć w wagonie, czy na peronie, ujrzał laleczkę i nie ma rady…

Więc stoi i sapie, dyszy i dmucha, żar przecież od niej tak bucha i bucha.

On biegu przyspiesza i gna coraz prędzej…! A ona krzyczy, a co tu tak pędzi…?

A co to to, co to to, a kto to tak pcha…? A skądże, jakże to, czemu tak gna…?

Gna… Pcha… Aaa…

To para gorąca, co wprawia świat w ruch. Rowerem, motorem, toyotą i buch…!

To para szalona co pędzi i pędzi. A dokąd…? A dokąd…? A dokąd…? Na wprost…!

Przez góry, przez morza, przez pole, przez most…

Ta para szalona na stacji nie stała, lecz pięć kontynentów już objechała…

Azja… Puff…! Antypody, Ameryka… Buch…! Czasem do wody…!

Australia… Uff… Jak… Nęcąco…! Afryka… Uch…! Jak Gorąco…!

To podróżnicy młodego ducha, żar z rozgrzanego ich serca bucha…

i zawsze uśmiech od ucha do ucha…

Nagle gwizd…! Nagle świst…! Para buch…! Koła w ruch…!

Ruszyły Zloty, co ciągną z mozołem i kręcą się kręcą jak koła za kołem…

I chętnych przybywa i gna coraz więcej, bo z każdym wyjazdem jest coraz goręcej…!

A Wojtek sapie i ledwo zipie, co Wam tu wszystkim po takim Vip-ie…?

Wiola na to… niech by się wreszcie poodczepiali…!

A wszyscy krzyczą… dalej i dalej…!

Dalej jedziemy…! Dalej jedziemy…! Wszyscy wokoło… Zrobimy koło…!

Jest w Międzyrzeczu lokomotywa, Wiola i Wojtek się kolej nazywa.

Lokum jak oni nie znajdzie nikt, tam opierunek, a nawet wikt…

Więc nie pytajcie… zlot zrobi kto…? Bo Wiola i Wojtek to jest To…!

A skoro był to jubileuszowy LX zlot, kolejno ekipa z Prudnika ze Zbyszkiem na czele, zapodała intrygujący spektakl poszukiwania organizatorów, którego efektem końcowym, było wypicie toastu szampanem ułożonym na stole biesiadnym trafną mozaiką kolorów, tworzącą liczbę „40”…

… dziękujemy…!!!

Chcemy również podziękować wszystkim, za udział w tym zlocie, jak i wielu poprzednich spotkaniach na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat. Kim bylibyśmy jako organizatorzy bez Was… uczestników. To przede wszystkim Wy tworzycie sympatyczny i radosny klimat naszych spotkań. Zdajemy sobie sprawę, że stworzyliśmy wielką rodzinę motocyklową, którą kochamy i szanujemy, więc postanowiliśmy nieco zmienić nasze stanowisko co do zakończenia organizacji kolejnych zlotów. Jak wynikało z przeprowadzonych rozmów, tworzymy wielki klan rodzin, które na imprezę przybywają z wielu regionów (Goldwingowy Śląsk , Grupa Maryjana, Zagórów, Konin, Opole, Prudnik, Warszawa, Kraków i okolice, Podkarpacie). Pomysłem jest, że zarządzimy losowanie i każda z grup zmotywuje się do pomocy w swoim regionie, a my Wam pomożemy zorganizować spotkania. Ważnym jest, aby wyszukać bazę, zaproponować miejsca do zwiedzania oraz pomóc w procedurach i ustaleniach, co spowoduje mniejsze obciążenie dla nas, organizatorów. Jak wynikło z obecnej imprezy, na pierwszy ogień idzie ekipa z Opola, a dalej będziemy losować, rzecz jasna tylko wtedy, gdy zaakceptujecie takie rozwiązanie.

Na koniec jeszcze statystyka – przybyło 139 uczestników na 69 motocyklach.

Dziękujemy!!!

Wojtek i Wiola