Zakończenie Sezonu Podróżników Motocyklowych „BROK 2017” (6÷8.10.2017)

Podróżnicze zakończenie sezonu motocyklowego, ta kolejna, już XXXIII edycja naszych spotkań, odbyła się się na Mazowszu, w miejscowości Brok w dniach 6÷8 października 2017r., a za bazę imprezy wybraliśmy ośrodek „Binduga”, położony bezpośrednio nad Bugiem w obszarze „Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego” „Binduga” . Zakwaterowani byliśmy w różnorodnych domkach, pawilonach, hotelu, a nawet w wiatraku.

Tym razem, naszym celem było przybliżenie wszystkim uczestnikom mazowieckich i podlaskich klimatów, pokazanie nieco kultury i życia tych pięknych regionów Polski.

brok_2017

Jako organizatorzy, już w czwartek ulokowaliśmy się w ośrodku, aby dopracować szczegóły programu i objechać trasę wycieczki z uwzględnieniem bezpiecznego przejazdu grupy liczącej 70 motocykli. W przygotowaniach czynnie brali udział Basia i Przemek z Długosiodła i Grzesiu w Zabrza. Dziękujemy im bardzo!

Jak zwykle w piątek, już od południa, zaczęli przybywać uczestnicy zlotu. Pogoda na trasach dojazdowych niestety niezbyt dopisała, gdyż całą poprzednią noc padał obfity deszcz. Mimo to, gorąca atmosfera piątkowego spotkania, całkowicie stłumiła dyskomfort przejazdu i wszyscy, już w promieniach wieczornego słońca, bawiliśmy się na pokaźnym obszarze ośrodka. Gospodarze przyjęli nas niezwykle gościnnie i serdecznie, zapewniając dodatkowe atrakcje. Oprócz programowego piwa i ciepłej strawy, którą był bigos w porcjach dla atlety z przewagą mięsa, urządzono jeszcze grilla. Dla urozmaicenia wieczoru, właściciel „Bindugi”, p. Zdzisław Niegowski, podstawił nam pięknie odrestaurowany, zabytkowy autobus Jelcz „ogórek”, dumę PKS-u w czasach PRL-u, którym wożono nas wokół przyległych terenów, a na stanie autobusowego, samoobsługowego baru… był aromatyczny grzaniec. Biesiadowanie trwało jednak do rozsądnej pory, a salę posiedzeń tego wieczoru zamknęliśmy o północy, tak aby każdy miał szansę sprawnie wyruszyć na trasę jutrzejszej wycieczki.

Sobotni ranek przywitał nas pochmurną, lecz stabilną pogodą. Po obfitym śniadaniu z tylko swojskimi wędlinami, ruszyliśmy na trasę dzisiejszej wycieczki. Na początku trasy, odwiedziliśmy nazistowski obóz zagłady w Treblince. Do obozu, jechaliśmy malowniczą trasą przez mazowieckie wioski, gdzie co rusz napotykaliśmy spore ilości domów i stodół o architekturze drewnianej. Od dyrektora muzeum, mieliśmy zgodę na przejazd motocyklami przez cały teren niegdysiejszego obozu, jednak po obfitych deszczach, z powodu rozmiękłej, błotnistej drogi przez las (3,5km), odstąpiliśmy od tego pomysłu i podzieleni na dwie grupy zwiedziliśmy obozowe muzeum i symboliczny pomnik ofiar zbrodni. Właśnie tutaj, na bazie wcześniejszego obozu karnego, od lipca 1942 roku do listopada 1943 roku, funkcjonowała machina śmierci, utworzona w ramach akcji „Reinhardt”. Do obozu, Niemcy kierowali przede wszystkim transporty ludności żydowskiej z gett w okupowanej Polsce, w tym z getta warszawskiego. Ponadto w Treblince byli mordowani Żydzi austriaccy, czescy, greccy, jugosłowiańscy, niemieccy i słowaccy oraz Romowie i Sinti (wędrowna grupa etniczna pokrewna Romom). Obóz został ulokowany na terenie częściowo zalesionym, dzięki czemu był ukryty i znajdował się w odległości czterech kilometrów od stacji kolejowej Treblinka, na linii Warszawa – Białystok.

Memoriał składa się z 17 tysięcy kamieni różnej wielkości symbolizujących macewy… żydowskie nagrobki, upamiętnia około 900tys. spoczywających w Treblince ofiar zagłady. Na 216 kamieniach wypisano nazwy miast, z których przywożono tu Żydów. Wśród ofiar był Janusz Korczak, wybitny pedagog i pisarz. Na niewielkiej przestrzeni (zaledwie 400 na 600 metrów) Niemcy zorganizowali prawdziwą „fabrykę śmierci”. Deportowani docierali do Treblinki skrajnie wycieńczeni. Po wielodniowym transporcie w wagonach bydlęcych, często 1/3 przewożonych osób już nie żyła lub była bliska śmierci. Wypędzeni z wagonów ludzie, musieli zostawić bagaż, a następnie pod pozorem kąpieli kazano im się rozbierać. Osoby starsze, niesprawne fizycznie i osierocone dzieci, były od razu zabijane strzałem w tył głowy w tzw. lazarecie. Pozostali, popędzani z wielką brutalnością, szli do przypominających łaźnie komór gazowych, gdzie byli uśmiercani spalinami z silnika diesla, dusząc się w wielkich męczarniach przez ok. 30 minut. W tym czasie żydowscy więźniowie sortowali rzeczy zamordowanych, myli wagony i odtaczali je na bocznicę, aby zrobić miejsce dla kolejnych transportów. Skala i metodyczność popełnionych zbrodni przeraża, a przecież tego niewyobrażalnego ludobójstwa dokonali ludzie… homo homini lupus!… nie tylko tutaj i nie pierwszy raz…

Dalej skierowaliśmy się na Podlasie w stronę Ciechanowca, a tam spędziliśmy sporo czasu na terenie „Muzeum Rolnictwa” im. ks. Krzysztofa Kluka i w przyległym skansenie. Muzeum powstało w 1962 i znajduje się na terenie zespołu pałacowo-parkowego z połowy XIX wieku, dawnej posiadłości rodziny Starzeńskich, odbudowanym ze zniszczeń wojennych w latach 1966-1969.

Na początek zwiedzania całego kompleksu w dworskiej wędzarni, podglądaliśmy staropolski proces wędzenia kiełbas, połączony z późniejszą ich degustacją… jeszcze na ciepło, bardzo smaczne.

W Skansenie Mazowiecko-Podlaskim zgromadzono 47 zabytkowych obiektów architektury drewnianej ( XVIII – pocz. XX w.), które ulokowano w trzech zespołach, z pełnym wyposażeniem wnętrz. Zwiedzając poszczególne zagrody, mieliśmy możliwość, poznania różnicy pomiędzy chałupą ubogiego chłopa, a szlachcica zaściankowego z pogranicza mazowiecko-podlaskiego. To również żywy skansen, gdzie na potrzeby ekspozycji, hodowane są zwierzęta domowe, tu też zapoznaliśmy się techniką działania wodnego młyna, który nadal napędzany jest tradycyjnym kołem wodnym. Sprawny i pracujący młyn, zbudowany został w połowie XIX wieku i jest jedynym budynkiem, oprócz pałacu, który istniał od początku na terenie zespołu. W jego wnętrzu można oglądać ekspozycję poświęconą wypiekowi chleba.

Dział Techniki Rolniczej gromadzi, konserwuje i upowszechnia zbiory z zakresu szeroko pojętej techniki rolniczej, czyli maszyny i narzędzia rolnicze produkcji polskich fabryk i wytwórni, jak również napływających do Polski z innych krajów. W chwili obecnej, dział posiada w zbiorach ponad 800 eksponatów, z czego prawie 600, stanowią maszyny i narzędzia rolnicze. Bardzo duża część zgromadzonych muzealiów pochodzi z końca XIX i pierwszego pięćdziesięciolecia XX w. W ostatnim okresie zostały odrestaurowane dwie duże kolekcje, tj. największy w Polsce muzealny zbiór ciągników (29 sztuk wyprodukowanych w latach 1923 – 1990) oraz 6 lokomobil parowych. Jest to druga pod względem wielkości kolekcja lokomobil w Polsce.

Na terenie muzeum, w dworze myśliwskim z 1858 r., który pierwotnie usytuowany był we wsi Siemiony, w lasach należących do hr. Potockich z Rudki, ulokowano jedyne w Polsce Muzeum Pisanki. Powstało z prywatnej kolekcji prof. Ireny Stasiewicz-Jasiukowej i Jerzego Jasiuka z Warszawy. Ofiarowali oni w 2004 r. Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu, uzbieraną w ciągu 35 lat, liczącą ok. 1500 eksponatów, kolekcję pisanek. Pochodzą one z różnych regionów Polski, a także z wielu krajów całego świata, nie tylko Europy, lecz również z Azji, Afryki, Ameryki i Australii. W muzeum znajdują się ozdobione jaja kurze, gęsie, perlicze oraz bardziej egzotyczne, jak np. jaja strusie, emu, pingwinów, czy mew. Są tu również miniaturowe jajeczka afrykańskiej zięby, czy kolibra. Kolekcja z roku na rok się rozrasta. Liczy już ponad 1600 pisanek.

Zgromadzono tu także wiele zabytków tzw. malej architektury. Miedzy innymi jest to pasieka, składająca się z ponad trzydziestu uli typu kłodowego i skrzynkowego, studnia z żurawiem, kościół, kapliczka, gołębnik słupowy, bróg na siano, a nawet piwnica ziemna… jak również słynny zielnik ks. Krzysztofa Kluka, w którym możemy zobaczyć rośliny pożyteczne i potrzebne nie tylko w kuchni, ale także w apteczce.

Po zwiedzeniu muzeum, obiad zaserwowała nam ulokowana tuż obok karczma „Nowodwory”, z której to przemieściliśmy się do miejscowości Bielany-Wąsy, opodal Sokołowa Podlaskiego, do „Podlaskiego Muzeum Techniki Wojskowej i Użytkowej”.

Właściciel muzeum P. Mariusz Murawski, pozyskał i zabezpieczył eksponaty z byłych jednostek wojskowych oraz zajął się ich renowacją. Na niewielkim terenie zgromadził mnóstwo zabytków. Głównymi eksponatami w muzeum są wojskowe, ciężkie pojazdy kołowe i gąsienicowe: czołgi, transportery opancerzone, wojskowe pojazdy inżynieryjne oraz działa i broń strzelecka. W muzeum możemy zobaczyć też eksponaty techniki użytkowej – samochody, motocykle, różnego rodzaju maszyny oraz dział modelarski. Ekspozycja zawiera również największą w Polsce, ciekawą kolekcję radiostacji.

Tu oprócz eksponatów, czekała na nas nie byle jaka atrakcja, którą była przejażdżka po poligonie, na pace potężnego, radzieckiego, wojskowego samochodu ciężarowego… Kraz. Jak później się okazało, była to doskonała atrakcja dzisiejszego dnia, dająca szereg wstrząsów… nie tylko tych z rodzaju emocji.

Już pod wieczór, powracamy do bazy w Broku i szykujemy się do przebieranej biesiady. Sala „Biesiadnej Chaty”, była świadkiem zlotowej zabawy, której tytuł brzmiał: „Wszystko na literę „F”… i niech będzie to fantazja, finezja, fenomenalność… a nawet frywolność… czyli figlarny flow&fun”… tak więc, niech żyje inwencja twórcza.

Zabawa rozpoczęta… zgodnie z wytycznymi stawili się… Frankenstein (ten z żoną i ten z narzeczoną), faraonowie, kot Filemon, fiut na kaczych łapach, fantastyczna Conchita Wurst, Francuzi z różnych epok, flamingi, ludzie kwiaty (flowers), Flinstonów dwóch, fryzjerki, fani frędzli, fenomenalna Genowefa Pigwa, feministki, kobiety frywolne, fajni wikingowie, więzień Franek, Ferdek Kiepski (samotny i ten z żoną Halinką), tancerze flamenco i wiele innych postaci, niekoniecznie na „F”.

Gospodarz ośrodka „Binduga”, zaserwował nam nadprogramową niespodziankę, przychodząc na bal w szlacheckim stroju Bractwa Kurkowego i zaprezentował uczestnikom wzruszający koncert 12 letniej Wiktorii, córki swoich przyjaciół, którzy akurat gościli w jego progach. W ramach kulinarnej specjalizacji kuchni, jako atrakcja z zaskoczenia, na biesiadny stół… wjechał pieczony dzik z hodowli p. Zdzisława i jakby tego było mało… ogromny sum, prosto z Bugu.

A pośród nas… przodowała spontaniczna zabawa, radość z dookoła głowy uśmiechem… z tylko takim długo słyszalnym echem…

W taktach świetnie prowadzonej muzyki, prezentowanej przez miejscowego didżeja Grzegorza, niestrudzenie pląsaliśmy po sali, a najwytrwalsi, „walczyli” na parkiecie prawie do czwartej nad ranem.

W niedzielny poranek, po śniadaniu, przyszedł czas na pożegnania i rozjazd do domów. Większość uczestników podążała na południe i zachód, a pogoda ponownie nie rokowała suchego przejazdu.

Wspaniały nastrój imprezy, przeszedł około południa w przykre zdarzenie. Zadzwonił telefon i otrzymujemy wiadomość o niefortunnej kolizji jednego z naszych uczestników. Józek i Nina jadący na Śląsk, zostali potrąceni przez lekkomyślnego młokosa. Wyjechał im swoim autem z bocznej drogi wprost pod koła. Motocykl zmiażdżony przez przejeżdżającego tira, szczęśliwym trafem sami uniknęli tragedii. Józek mocno pokiereszowany, natomiast Ninę musiano przewieźć helikopterem do szpitala w Warszawie z podejrzeniem złamania kręgosłupa. Dziś, pisząc tę relację, mogę przekazać iż Nina ma połamane żebra, wstrząśnienie mózgu i jest bardzo boleśnie poobijana. Józek wyszedł z opresji w mocno stłuczoną dłonią i wybitym kciukiem.

Informacja o wypadku, spowodowała potrzebę zorganizowania pomocy, tak więc, osobiście chcielibyśmy podziękować Irence i Andrzejowi z Ostrowi Mazowieckiej, którzy na miejscu wypadku zaopiekowali się Józkiem i pozostałościami po motocyklu oraz Izie i Jackowi z Warszawy, którzy w kolejnym etapie, przejęli opiekę nad poszkodowanymi…. Dziękujemy!

Jakiś taki niefortunny był w tej materii obecny sezon motocyklowy, najpierw wypadek miał Grzesiu, wracając ze zlotu w Solinie, później Lidka, wracając z Rumunii, teraz Józek z Niną. Im wszystkim życzymy całkowitego powrotu do zdrowia.

Cały ten ambaras spowodował iż było już na tyle późno, że postanowiliśmy wraz z Grzesiem z Zabrza pozostać w „Bindudze” na jeszcze jedną noc, tym bardziej, że nadal mocno lało. W poniedziałek rano, wyjechaliśmy w kierunku naszej „Chałupy na Górce”, a na trasie podczas krótkiej przerwy na „sikunde”… niezamierzenie, zaaranżowaliśmy trwające zaledwie kilka chwil… niesłychanie obfite grzybobranie.

Jeszcze mała statystyka. Deklarowało przyjazd 119osób, było nas 107 uczestników na 63motocyklach, tylko nieliczni przestraszyli się pogody i przyjechali czterokołowymi pojazdami.

Dziękujemy wszystkim za udział w spotkaniu, bez Was nie stworzylibyśmy tak wspaniałej, wręcz rodzinnej atmosfery.

Już dziś rezerwujemy termin otwarcia sezonu 2018, które odbędzie się w dniach 20÷22 kwietnia 2018r, natomiast o miejscu powiadomimy nieco później, musimy dopiero coś wymyślić…

Do zobaczenia i usłyszenia…

Wojtek +48 602 224897 i Wiola +48 882 902100