22.12.09

Na godzinę 10.30 przyjeżdżamy do portu taksówką, oczywiście spakowani, by przesiąść się do naszego autka, które mamy odebrać, przynajmniej w to mocno wierzymy. Przewidywalnym był fakt, iż opłacona przez nas osoba na umówioną godzinę się nie pojawi. Pan agent przyszedł z ponad godzinnym spóźnieniem , ale jest dobrze, gdyż nakazał iść za nim w celu odbioru auta. Jest! Stoi nasza Toyota, odbieram kluczyki , z zewnątrz wszystko wygląda ok. Otwieram do środka i przeżywam szok, nogi ugięły mi się w kolanach, pomyślałem , że Wiola zareaguje podobnie jak to zobaczy ,a tymczasem pilnuje bagaży. Okradziono nas z samych markowych i nowych rzeczy. Oprócz ubrań i butów, zabrano lodówkę oraz całą skrzynkę narzędzi, których zakup był bardzo przemyślany i czasochłonny. Złodzieje przekopali wszystkie zapakowane i zabezpieczone skrzynie oraz pojemniki, musieli mieć na to sporo czasu, by tak przebierać i wybrać tylko to, co nowe i wartościowe. Wyjechaliśmy z portu w paskudnych nastrojach, co nie dawało namiastki pięknej wyprawy, lecz zadumę nad bezprawiem, co jak się okazało jest częstym procederem, gdyż okradziono również inne samochody. Tego dnia przejechaliśmy 820 km, aż do Rio Colorado.

03_22-09_buenos-riocolorado

23.12.09

Rankiem wstaliśmy niezbyt wyspani, gdyż uporczywe myśli o kradzieży i całej historii związanej z odbiorem auta, nie dawały szans na sen. Wyruszyliśmy drogą nr.Rn3 na południe w kierunku Ushuaia. Pokonujemy monotonne przestrzenie Patagonii, wieczorem docieramy do Puerto Piramides na półwyspie Peninsula Valdes. Jesteśmy na terenie Parku Narodowego o tej samej nazwie. Wstęp od osoby 45 peso. Małe miasteczko prezentuje się jako zlepek domków, budek, baraków i knajpek. Miasteczko pozbawione klimatu podróżniczego i drogie. Dzień przed Wigilią Bożego Narodzenia, a w tym miejscu ,gdzie można zobaczyć foki, morsy, słonie morskie, pingwiny, a przy wielkim szczęściu wieloryby, jakoś tchnie pustką. Pomyśleliśmy o noclegu w hotelu, lecz po zapoznaniu się z cenami w stosunku do oferowanego standardu, doszliśmy do wniosku, że coś tu jest nie tak, gdyż ceny były astronomiczne(350 peso), jak na takie bezładne miasteczko. Tak więc zamieszkaliśmy na campingu(20 peso od osoby), na dachu naszej Toyoty. Noc była bardzo burzliwa, szalejący wiatr chciał potargać nasze spanko łącznie z samochodem.

04_23-09_riocolorado-puertopiramidas

24.12.09

Dzień poświęcamy na zwiedzanie Parku Narodowego Peninsula Valdes. Objeżdżamy półwysep dookoła poruszając się szutrowymi drogami, z czego bardzo zadowolona była nasza Toyota, gdyż jest do tego stworzona i przygotowana, na tego typu drogach spisuje się wspaniale. Odwiedzamy kolonie pingwinów Magellana. Na północy podziwiamy wylegujące się na plaży foki i morsy a na południowym cyplu słonie morskie. W drodze zastaje nas czas Polskiej Wigilii. Tak więc postanawiamy improwizować i zastawiliśmy nasz stół wigilijny tj. klapę od Toyoty, trzema daniami tj. barszczyk Knorra z torebki, kanapki z szynką z konserwy(przywiezioną z Polski) oraz melon. Oczywiście nie zabrakło opłatka, który przywieźliśmy z Buenos Aires od księdza Ksawerego. Dzielimy się nim również w myślach ze wszystkimi najbliższymi, którzy pozostali w Polsce i prawdopodobnie właśnie w tej chwili zasiadają do Wigilijnej wieczerzy. Trochę nie typowo, ale akcent polski był najważniejszy i zachowany. Spotykamy tam dwie ekipy Francuzów i po krótkiej rozmowie okazało się, że ich terenowe campery płynęły tym samym statkiem co nasza Toyota. Również obsługiwała ich firma Grimaldi i również zostali okradzeni, łącznie z wyważeniem szyb samochodu. Istotnym jest fakt, że oni tym statkiem płynęli, ale to nie daje żadnych gwarancji bezpieczeństwa. Tak czy inaczej wszyscy zostali potraktowani równo przez złodziei.

05_24-09_puertopiramidas

Rozstajemy się z Francuzami i zmierzamy do tego samego campingu, by już o tutejszym czasie(4 godz. różnicy czasowej), udać się na Wigilijną kolację do restauracji. Znajdujemy przyjemny lokal i jak się okazało był cały nasz, aż do końca. Jako jedyni klienci, zostaliśmy serdecznie obsłużeni i wraz z całą rodziną właścicieli zjedliśmy tę uroczystą kolację, gdzie oczywiście nie zabrakło ryby o nazwie abadejo i merluza.

25.12.09

Opuszczamy Puerto Piramides i przez Puerto Madryn, Trelew, zmierzamy do Punta Tombo podziwiać liczącą 150 tysięcy kolonię pingwinów Magellana, które żyją w symbiozie z guanako(tutejsza odmiana lamy), oraz nandu(do złudzenia przypominające strusia). Spacerując pomiędzy domkami pingwinów, czyli dziurami w ziemi obserwujemy jak maszerują w różnych kierunkach lub po prostu stoją bez ruchu z łebkami wystawionymi do słońca. Po krótkiej chwili złapałam kontakt z nimi. Okazuje się, że fajnie można pokiwać się główkami. One naśladowały ruch mojej głowy i tak kiwaliśmy się, aż ja odpadłam sprawnościowo. Ponieważ to było chwilę po okresie lęgowym, mieliśmy szansę zobaczyć mnóstwo maleństw. Żegnamy zwierzątka we frakach i ruszamy dalej. Jadąc wzdłuż brzegu Oceanu Atlantyckiego, na rozległych dzikich plażach spotykamy wypoczywających Argentyńczyków, to taka inna forma wypoczynku świątecznego niż u nas.

06_25-09_puertopiramidas-comodororivadavia

Późnym wieczorem docieramy do naftowego miasta, portu Comodoro Rivadavia, gdzie próbujemy znaleźć hotel i spożyć uroczystą świąteczną obiado-kolację. Naszym oczom ukazują się paskudne domy, pozamykane hotele, brak restauracji. Gdy już znaleźliśmy hotel, to jego cena była wysoka, a gdy pani pokazała pokój, to musiałaby nam dopłacić, byśmy tam przenocowali. Tak więc jemy w ten świąteczny wieczór w snack-barze, a śpimy na parkingu za miastem, oczywiście na dachu naszej Toyoty.

26.12.09

Rankiem okazało się, że wybrany przypadkowy parking był bardzo blisko plaży. Jedynym problemem są tutaj porywiste wiatry, które nie dają odetchnąć ani na chwilę. Samochodem rzuca po jezdni, tumany kurzu unoszą się w powietrzu, a wokół osad ludzkich ogromne ilości śmieci roznoszone przez wiatr, walają się w promieniu kilkuset metrów. Jedziemy dalej na południe drogą nr.Rn3, aby 15 km za miejscowością Fitzroy skręcić w głąb lądu Rp 93 prowadzącą do Parku Narodowego Skamieniałego Lasu( Monumento Natural Bosques Petrificados). Sam przejazd tą prowincjonalną drogą dostarcza niezwykłych emocji, prócz otwierania i zamykania bram, by zwierzęta się nie przemieszczały, mamy niezwykłe widoki oraz ścigające się z nami guanako. Miejscami mamy wrażenie jakbyśmy przemierzali afrykańskie tereny safari. W parku leżą skamieniałe drzewa araukarii sprzed 150 milionów lat. Patrząc na ich strukturę wydaje się niemożliwym taki twór, a jednak natura wciąż zaskakuje.

07_26-09_comodororivadavia-elcalafate

Wracamy na drogę nr.3 i w miejscowości Comandante Luis Piedrabuena przekraczamy rzekę Rio Santa Cruz, by po 43 km skręcić w szutrową drogę Rp 9 prowadzącą do El Calafate. Jedziemy na zachód wzdłuż przełomu rzeki Rio Santa Cruz, droga wije się w szerokim kanionie, a przy zachodzącym słońcu, doznania wzrokowe są pierwszoligowe. Na ponad 200 km odcinku tej niezwykle urokliwej trasy, która kończy się na skrzyżowaniu z kultową drogą nr.Rn40 (Ruta 40) mamy towarzystwo guanako, nandu oraz bezstresowo hodowanych baranów. Po następnych 40 km, pokonawszy dzisiejszego dnia 720 km, przed północą docieramy do El Calafate. Kolacja, wspaniałe steki, a nocleg na miejscowym campingu(25 peso od osoby).

27.12.09

Z campingu udajemy do oddalonego o 80 km na zachód Parku Narodowego- Los Glaciares National Park(wstęp 45 peso). Odwiedzam to miejsce już trzeci raz, tym razem lodowiec Perito Moreno ukazuje całkowicie inne swoje oblicze. Zwykle o tej porze roku czoło lodowca opiera się o przeciwległy brzeg jeziora Lago Argentino tworząc naturalną tamę lodową, rozdzielając go na dwie części. Obecnie woda przepływa przez wydrążone w lodzie tunele, a powstałe w związku z tym lodowe mosty urzekają swym pięknem. Choć wieje mroźny wiaterek, to oświetlające czoło lodowca słońce wyzwala pomiędzy szczelinami intensywny odcień błękitu. Obserwując z tarasów widokowych ten cud natury, co kilka minut słyszymy jak trzeszczy i zachowuje się wybuchowo, gdy odpada mu jakaś ściana lub jej fragment. My doczekaliśmy się tego, na co wypatruje wielu turystów i nie zawsze jest taka szansa. Wrażenie niesamowite, gdy jest się świadkiem kiedy lodowiec „cieli się”i do wody spada z hukiem mająca ponad pięćdziesiąt metrów ściana lodu. To niezwykły spektakl światła i dźwięku w wykonaniu natury. W tej atmosferze przebywamy jeszcze kilka godzin sycąc swoje zmysły.

08_27-09_elcalafate-torresdelpaine

Do El Calafate powracamy szutrową drogą Rp15, z której to mamy możliwość podziwiać niesamowitą toń(przemieszanie turkusu z błękitem) jeziora Lago Argentino, z którego wypływa rzeka Santa Cruz, wzdłuż której wczoraj jechaliśmy i która to przecina kontynent południowoamerykański od Andów po Atlantyk, meandrując w przepięknym rozległym kanionie. Ponieważ nasz wyjazd jest również wyprawą kulinarną, odwiedziliśmy kolejną Parrillę i degustowaliśmy inne wydania różnych mięs, tym razem jagnięcina -cordero de asado-pychota i brak szans w Polsce na takie wysokiej klasy mięso. Teraz już wiemy, że zwierzę hodowlane, a wolno biegające sobie po rozległych terenach Patagonii, bez stresu i ograniczeń, to wielka różnica w smaku, gdy już jest ono na stole.

28.12.09

Z El Calafate jedziemy do Parku Narodowego- Parque Nacional Torres del Paine położonego w Chile. Jadąc na południe drogą nr.Rn40, granicę przekraczamy na małym przejściu oddalonym 10 km od tej drogi. Wjeżdżając do Chile najwięcej czasu zajmuje skrupulatna kontrola sanitarna, gdyż zakazane jest przewożenie mięsa i jego przetworów oraz owoców i warzyw w wersji naturalnej. Po pokonaniu 40 km wjeżdżamy do Torres del Paine(wstęp 15.000 chilijskich peso od osoby,1 dolar USD=500 peso). Największe wrażenie powodują góry w kształcie wież, kaskadowo położone jeziora, gdzie każde z nich ma inną barwę. Drzewa wyglądają specyficznie, jakby poprzyczepiały się do nich inne rośliny, a ponieważ każda z nich ma inny kolor i strukturę, wygląda to jakby drzewa były specjalnie na przyjazd turystów poprzystrajane, a to po prostu tylko pasożyty(u nas tą rolę pełni jemioła). Aby zobaczyć kolejny lodowiec Glaciar Grey, wybraliśmy się na dwie godziny spaceru w otoczeniu niesamowitej ilości przyrodniczych cudów. Lodowiec dużo mniejszy od Perito Moreno i nie jest możliwe zobaczyć go z bliska, ale oderwane jego części po dopłynięciu do brzegu jeziora tworzą piękne figurki lodowe. Następnie zamieszkaliśmy na campingu Lago Pehoe(8000 peso od osoby), miejsce na samochód wśród drzew, a widok na jezioro i górskie wieże nie do zapomnienia. Kolację zjedliśmy w Parrilli nad jeziorem, gdzie przez ściany z szyb, przy lampce wina patrzyliśmy na zmieniający się obraz gór.

29.12.09

Rankiem potrzeby fizjologiczne spowodowały wczesną pobudkę(na zewnątrz tylko +4 stopnie), co zostało wynagrodzone w postaci oświetlonych słońcem szczytów, które poprzedniego dnia były słabo widoczne z powodu mgły. Ruszamy dalej,opuszczamy park i kierujemy się na Puerto Natales. Tu spotykamy parę Niemców na specjalnie przystosowanym Triumpfie Tigerze z bocznym wózkiem. Miła wymiana wrażeń z podróży, co pokazało, że również ich wyprawa obejmuje całą Amerykę Południową. Następnie szybki przejazd nad Cieśninę Magellana(droga nr.9 i 255), a przekraczamy ją na drodze nr.257. Na prom udaje się nam wjechać w ostatniej chwili, tak z marszu w ciągu 20 min pokonujemy cieśninę Magellana (13 900 peso Chile). Ponownie wjazd do Argentyny i po pokonaniu dzisiaj 720km, zatrzymujemy się w miejscowości Tolhuin nad jeziorem Lago Fagnano. Wynajmujemy od właściciela tutejszej restauracji domek campingowy (160 peso Ar.) Restauracja typu parrilla, więc na kolację wspaniały bife de chorizo.

09_28-09_torres-del-paine-ushuaia

Trochę informacji praktycznych:

Ceny: Paliwo -olej napędowy-2,70 peso, benzyna super-3,00

Żywność, a w szczególności przetwory mleczne mocno podrożały, wzorcowy stek (350 gram) 45-50 peso, butelka wina – minimum 25-30 peso (w restauracji).

Stan dróg bez zarzutów – drogi szutrowe dobrze utrzymane (przejechaliśmy nimi ponad tysiąc km), bez problemu do przejechania motocyklem typu podróżne ciężkie enduro. Jedyne zagrożenie to biegające wszędzie zwierzęta.

Należy mieć oczy dookoła głowy, gdyż obecna sytuacja w kraju (ciągłe strajki, podwyżki cen i podatków )wzmogły przestępczość, czego doświadczyliśmy sami ,jak również byliśmy świadkami(wspomnę na marginesie, że dodatkowo skradziono mi w łazience na campingu kosmetyczkę z przyborami toaletowymi).

30.12.09

Wyjechaliśmy z Tolhuin drogą nr.Rn3 w kierunku Ushuaia, aby na 35km przed tym miastem zboczyć z trasy i pojechać na wschód, wzdłuż Canale Beagle. Po stu km, jadąc szutrową drogą docieramy do Prefektury Policji Ea. Moat, czyli do ostatniego miejsca na południu kontynentu, gdzie można dotrzeć pojazdem. Cały przejazd to niesamowite okazy przyrody. Ilość powalonych drzew wręcz przeraża, gdyż pasożyty przytwierdzone do ich korony, powoli i skutecznie wysysają z nich soki życia, wiatr uzupełnia dzieło zniszczenia. Polany bagienne porośnięte są pomarańczowo czerwonymi trawami i kolorowymi kwiatami. Wiele powykrzywianych i karłowatych drzew, jest pokryte seledynowym, zwisającym jak brody mchem. Choć tchnie z tych obrazów niezwykłą surowością, to jednak krajobrazy te emanują specyficznym, niepowtarzalnym pięknem.

10_29-09_ushuaia

Powracamy do drogi Rn3 i podążamy dalej do Ushuaia, gdzie znajdujemy hotel – Hospedaje Capri San Martin 720, znajdujący się przy głównej ulicy w samym centrum tego turystyczno-podróżniczego miasteczka ( tel. 0054 2901 435199 – 220 peso pokój dwu osobowy). Próbujemy również znaleźć jakieś lokum na jutrzejszą imprezę sylwestrowa, lecz okazuje się, że jutro od popołudnia wszystkie knajpki i restauracje są zamknięte. Dopiero pomoc i podpowiedź pary turystów z Holandii, którzy mieli ten sam problem doprowadził nas do lokalu o nazwie Arco Iris (łuk tęczy), który organizuje sylwestrowe wielkie żarcie -150peso od osoby.

31.12.09

Sylwestrowe przedpołudnie poświęcamy na zwiedzenie miejscowego więzienia, w którym obecnie mieści się muzeum obrazujące historię tego miasta, jak również przedstawiające pierwotnych mieszkańców całego rejonu Tierra del Fuego, czyli Indian Yamana ( Ziemia Ognista – nazwa pochodzi od ogni, które podtrzymywali Indianie, a które to widzieli żeglarze Magellana kiedy dotarli w te rejony ). Następnie objechaliśmy i zwiedziliśmy Park Narodowy Tierra del Fuego. Jestem tu już trzeci raz i choć niezwykle piękny, to jednak za dużo w nim już obecnie komercji, która w żaden sposób nie licuje z naturą. O 20.00 odpalamy szampana i witamy polski Nowy Rok ( cztery godz. różnicy czasowej ), a o 21.00 idziemy na imprezę pt. „wielkie żarcie”, bo tak należy to sobie wyobrazić. Masa kolorowego jedzonka przyciągała nasz wzrok, więc postanowiliśmy ruszyć na łowy. Pierwsze kilkanaście potraw przeszliśmy z entuzjazmem, ale kolejne już zaczęły powodować ciężki oddech. Przerwa w spożywaniu zbytnio nie pomagała, ale ponieważ jesteśmy wytrwali podejmowaliśmy kolejne próby. O północy przywitaliśmy argentyński Nowy Rok, pijąc za zdrowie całej naszej rodzinki i wszystkich przyjaciół. Gdzieś jednak umysł przywołuje myśl, jak daleko jesteśmy od naszego kraju.

ar_ch

<<<< POPRZEDNIA ——– NASTĘPNA >>>>