O pomyśle wyjazdu na Sycylię w okresie wyjątkowo długiego, tegorocznego weekendu majowego dowiedzieliśmy się zaraz po powrocie z Teksasu, końcem stycznia. Ponieważ od wielu lat jeździliśmy w tym okresie na zlot do Krzysia Sypniewskiego do Kazimierza Biskupiego i poznaliśmy już chyba wszystkie zakamarki tamtego rejonu, postanowiliśmy dołączyć do starej grupy z którą wielokrotnie po Europie podróżowaliśmy na motocyklach i wybrać się na wyspę znaną przede wszystkim z czynnego wulkanu Etna i mafii sycylijskiej, słynnej La Cosa Nostra(nasza sprawa). Osobiście przygotowywałem taki wyjazd w 2004r i odbyliśmy go jeszcze w czasie ostatniego roku pontyfikatu naszego papieża Jana Pawła II, gdzie uczestniczyliśmy w motocyklowej audiencji w połączeniu z odwiedzeniem Monte Casino w 60 rocznicę bitwy. Tym razem stroną organizacyjną zajął się Grzesiu Łabędź z Krakowa, a uczestnikami byli ponadto ks. Romek z Łodzi i Janusz z Asią również z okolic Krakowa.

sycylia-mapa

Dzień 1. 25 kwietnia – środa

Za punkt zborny całej grupy wybraliśmy sobie austriacką miejscowość Melk, położoną nad Dunajem. My na trasę wyruszyliśmy do południa i w pięknej, acz nieco wietrznej aurze poprzez Brno, Znojmo, Krems, jadąc poprzez rozległe obszary winnic, a następnie malowniczym przełomem Dunaju, dotarliśmy do tej pięknej historycznej miejscowości nad którą góruje barokowy klasztor opactwa Benedyktynów, położony na skarpie. Założono go już 1089 r, a Benedyktynów sprowadził z Lambach margrabia Leopold z rodziny Babenbergów i wzgórze nieprzerywanie po dzień dzisiejszy należy do zakonu. Już w XII wieku istniała przyklasztorna szkoła, a w bibliotece gromadzono cenne manuskrypty. W 1227 miasto uzyskało prawo urządzania jarmarków. W XV wieku opactwo było głównym ośrodkiem średniowiecznych reform w chrześcijaństwie i utrzymywało ścisłe kontakty z myślicielami z uniwersytetu w Wiedniu. Melk podniesiono do rangi miasta dopiero w 1898 r. My mamy tu zarezerwowany nocleg, tuż przy rynku w Pension Weisses Lamm, Linzer Straße 7, 3390 Melk (28€ od osoby ze śniadaniem). Późnym wieczorem docierają Grzesiu i Janusz z Asią, Romek z Łodzi dojedzie do nas dopiero we Włoszech, gdyż ruszy jutro i będzie jechał autostradami przez Berlin. Oczywiście jak Polacy się spotkali, to biesiada musi być, testowanie miejscowych win również.

Dzień 2. 26 kwietnia – czwartek

Z Melk ruszyliśmy w kierunku Alp, przez Admont, Liezen bocznymi, lokalnymi drogami, unikając jak zarazy autostrad. Następnie w Radstadt odbiliśmy na Obertauern i dalej przez Hermagor na przełęcz Naßfeldpaβ wjechaliśmy do Italii. Później jeszcze dojazd do San Daniele i nocleg w zarezerwowanym przez Grzesia jeszcze z Polski, gospodarstwie agroturystycznym typu B&B – 60€ pokój 2os. ze śniadaniem. Cały dzisiejszy dzień, 530km to wspaniała włóczęga alpejskimi, krajobrazowymi trasami, pokonywanie pięknych przełęczy, drogi kręte i suche, a wokół jeszcze walczący ze słońcem o byt…śnieg. Widoki w promieniach wiosennego słońca…tylko te z górnej półki, wszędzie czyściutko i porządek. Test kuchni włoskiej, oczywiście podczas kolacyjnej biesiady zapijanej winem- vino de la casa(wino domowe), wypadł jak najbardziej pomyślnie.

Dzień 3. 27 kwietnia – piątek

Z San Daniele szybki dojazd do autostrady w pobliże Wenecji i cóż, to czego nie lubimy najbardziej, czyli przejazd autostradami. Tu mamy niezły zastrzyk adrenaliny, gdyż pod Vicenzą, po krótkim postoju na parkingu i ponownym ruszeniu na wielopasmową autostradę, wskaźnik paliwa w naszym BMW zasygnalizował tak szybkie zużycie paliwa, jakby powstała dziura w baku, po czym zapaliła się kontrolka i przy szybkości 120km na godzinę, na trzecim pasie, pomiędzy pędzącymi autami…silnik zgasł. Pierwsza myśl jak dostać się bez napędu na pobocze, poprzez sznury aut – ręka do góry i jakoś daliśmy radę, ale stresu pełna głowa. Po przejechaniu naszym motocyklem 80tys. km po raz pierwszy zaciął się wskaźnik paliwa i pokazywał nieprawidłową jego ilość, co robić??? – na szczęście wiem, że w prawej komorze zbiornika Adventure, jest jeszcze zawsze mały zapas paliwa, kładę motocykl na lewy bok, aby przelać z prawej do lewej niszy, tam gdzie znajduje się smok i maszyna odzyskała przytomność. Pierwszy zjazd, tankowanie i po 20min. znowu jesteśmy całą grupą, ponieważ kiedy zorientowali się, że zniknęliśmy im z pola widzenia, czekali na nas na następnym autostradowym parkingu. Przed Cremoną dołącza do nas Romek z Łodzi i przez Piacenzę i dalej lokalną, piękną drogą nr 45 w poprzek Apeninów do Genui. Kolacja i o 21.30 pakujemy się na prom do Palermo na Sycylii. Bilet w obie strony dla dwóch osób plus motocykl to wydatek około 1000zł. Spanie w wersji grupowej, na fotelach lotniczych – my zaopatrzyliśmy się dodatkowo we własny pakiet, czyli materace dmuchane i śpiwory. Biesiada zwana dalej…zakłócaniem ciszy nocnej…jak zwykle i w takich warunkach była i to przednia…aż do wyłączenia przez obsługę światła, telewizorów i po części…nas.

Dzień 4. 28 kwietnia – sobota

Genua > Palermo – dzień na promie mijał nam dość leniwie, opalaliśmy się na leżakach poubierani, tak więc tylko twarze nam się zaczerwieniły. Od czasu do czasu snuliśmy się po promie by coś zjeść i napić się kawy. W Palermo jesteśmy o 19.00 i na nocleg udajemy się do zarezerwowanego, skromnego hotelu Dimora Annulina, Via Rocco Pirri 12 Palermo, 90123 Nr tel: +390916169936 faks:+390917817075 E-mail: info@dimorannulina.it (59€ pokój 2os ze śniadaniem). Wieczorny obchód miasta połączony z kolacją w sycylijskim wydaniu – spaghetti sardynkowe, kalmary, mule ,oczywiści pizza na cienkim cieście i lokalne wino.

Warto tu zobaczyć: San Giovanni degli Eremit – Kościół 1132r, Katedra 1184r, piazza Pretoria z fonntanną, Pałac Reale, Teatry – Massimo i Garibaldiego.

Dzień 5. 29 kwietnia – niedziela

O Palermo mówi się, że położone jest w otwartej na morze muszli, przycupnięte pod osłoną zbocza Monte Pellegrino, odgrodzone od wschodu masywem Monte Alfano. Palermo usadowiło się w naturalnym amfiteatrze, zwanym Conca d’ Oro(Złota Concha). Gleba jest tu niezwykle żyzna, idealna do uprawy oliwek i cytrusów. Orientalna atmosfera wprowadza nas w klimat jak z „Baśni 1001 nocy”, jednocześnie jest to miasto zatłoczone, szalone i pełne kontrastów, a kiedy skręcimy w boczne uliczki zobaczymy mieszkańców pędzących na motorynkach, chaos i prowizorkę. Zachwyca wielokulturowość – można tu spotkać imigrantów z Turcji, Indii, krajów arabskich i afrykańskich.

Udajemy się również do katakumb przy klasztorze Kapucynów(Convento dei Cappuccini)- Catacombe Dei Cappuccini z zabalsamowanymi zwłokami(wstęp 3euro od os.). Przed wejściem targają człowiekiem sprzeczne uczucia. Z jednej strony dreszcz emocji, że zaraz przyjdzie nam oglądać ludzkie mumie, a z drugiej strony to natrętne pytanie…po co ktoś to robił?…czym się kierował?…być może odpowiedź znajdziemy w środku?…

Duże podziemia, wypełnione po brzegi mumiami. Jakby „muzeum martwych”, a może uosobienie kultu śmierci?, w każdym razie pomnik zasłużonych tudzież szlachetnie urodzonych. W obszernych lochach, udostępnionych oczywiście do zwiedzania, znajduje się około 8000 mumii, z których większość należała niegdyś do miejscowej elity – arystokracja, duchowieństwo, przedstawiciele niektórych zawodów…

Sycylijską praktykę mumifikacji należy datować na końcówkę XVI wieku, kiedy miejscowi ojczulkowie zaczęli wywodzić, że w katakumbach pod ich klasztorem istnieje jakiś tajemniczy konserwant, który w naturalny sposób zatrzymuje rozkład zwłok. Dopiero dużo później okazało się, że to nie ziemia, na której został zbudowany klasztor, ma niezwykłe właściwości opóźniania rozkładu ciał zmarłych, lecz proces naturalnej mumifikacji zachodził w wyniku braku dostępu powietrza.

A zaczęło się to wszystko bardzo prozaicznie.

W 1534 r. kapucyni zbudowali przed bramami Palermo klasztor. Tam robili to, co zazwyczaj się w podobnych przybytkach robi. Z oficjalnych enuncjacji wynika, że braciszkowie zakonni prowadzili życie w nagich celach, zgodnie ze swymi surowymi ideałami: modląc się, studiując Pismo Święte, pomagając biednym i chorym i trwając w zupełnym ubóstwie, towarzyszącym im do śmierci. Gdy któryś z zakonników rozstawał się z tym padołem łez, jego zwłoki owijano po prostu w chustę i spuszczano do katakumb pod klasztorem. I tak by to pewnie trwało, gdyby któregoś dnia jeden z żałobników nie przybiegł w te pędy do przeora, krzycząc: nie mieszczą się już! Uradzono tedy, że – skoro brakuje miejsca dla zmarłych mnichów – należy poniechać starych miejsc spoczynku i zdecydowano się na wykonanie większego grobowca pod ołtarzem głównym. Przy okazji postanowiono też przenieść zmarłych ze starej krypty na nowe miejsce. Ku ogólnemu zaskoczeniu okazało się, że zamiast szkieletów, jakich się spodziewano w przypadku starszych(?) zwłok, natrafiono na zupełnie dobrze zachowane mumie (w ilości ok. czterdziestu sztuk). To niecodzienne odkrycie skłoniło przeora klasztoru do podjęcia brzemiennej w skutki decyzji. Zamiast pochować zmarłych tak, jak to się wcześniej czyniło, polecił poustawiać je wzdłuż ścian – miały służyć jako przestroga dla mnichów, aby się troskliwie przygotowywali do śmierci. Pierwsze pochówki były więc cokolwiek przypadkowe, ale stworzono podstawy dla kultu zmarłych. W 1599 roku miejscowi kapłani z wielką estymą i celebracją podeszli do ciała jednego z braciszków, uznawanego w okolicy za świętego. Jest to pierwszy przypadek, gdy podjęto jakieś czynności mające ułatwić mumifikację. Pierwszy zatem był wielce pobożny mnich Silvestro z Gubbio, ale dosyć szybko grzebanie w katakumbach stało się modne. I to właśnie w ten zupełnie nietradycyjny sposób. Początkowo grobowiec kapucynów służył jako miejsce pochówku zmarłych zakonników. W połowie XVII w. było tam już ponad sto zwłok. W miarę upływu czasu wierni jednak wywierali coraz większy nacisk na klasztor. Wiele osób wyrażało chęć bycia pochowanym w pobliżu świętych braci zakonnych. Mnisi nie mogli długo opierać się tym kategorycznym żądaniom, ponieważ wśród ubiegających się było także sporo dotujących klasztor. Musiano więc otworzyć katakumby dla pogrzebów świeckich (ok. 1670 r.), które w tej formie stawały się coraz częstsze. Chętni zapisywali w testamentach, a jakim ubraniu ich pochować, czy zmieniać co jakiś czas itd. Następstwem tego było systematyczne powiększanie katakumb. Aby zapanować nad wzrastającą ilością grzebanych tu zmarłych, trzeba było opracować system umożliwiający kontrolę procesu mumifikacji zwłok. Jedną z „atrakcji” katakumb są zwłoki zmarłej w 1920 r. Rosalii Lombardo, 2-letniej dziewczynki, której ciało zachowało się wyjątkowo dobrze i wygląda jakby dziecko dopiero co zmarło lub po prostu zasnęło.

Następnie krótki przejazd do położonego opodal Palermo Monreale i zwiedzanie katedry, jednego z najważniejszych normańskich zabytków Sycylii. Ufundowana w 1172r. przez króla Normanów Wilhelma II. Wnętrze świątyni lśni od mozaik wykonanych przez miejscowych i bizantyjskich artystów. Punktem centralnym jest imponująca mozaika przedstawiająca Chrystusa jako Pantokratora(Pana wszystkiego).

Następnie jedziemy na zachodnią stroną wyspy do Erice, to jeden z najbardziej urokliwych, najpiękniejszy zakątków Sycylii, średniowieczna osada w chmurach, zachowana w całości do dzisiejszych czasów, łączy w niezwykły sposób mity i historię, sztukę i kulturę, architekturę i naturę, fantazję i realność. My mamy tu jednak niezłą „zachwostkę”, ponieważ trafiamy na zakończenie wyścigu małych szybkich samochodzików, krętymi drogami prowadzącymi na szczyt, gdzie ulokowana jest miejscowość . Zgiełk , tabuny ludzi, kręcący się organizatorzy i służby techniczne, tak więc niestety odpuszczamy szczegółowe zwiedzanie i przez Trapani, jakby wymarłe i nieciekawe miasto docieramy do Segesty. Świątynia w Segeście i starożytne miasto Segesta założone zostało i zamieszkane było przez lud Elymów. Niezależne politycznie, walczyło z miastami greckimi, głównie z Selinuntem i Syrakuzami. W 307 p.n.e. zostało spustoszone przez syrakuzańskiego tyrana Agatoklesa, a w 241 p.n.e. zdobyte przez Rzymian. Ze starożytnych zabytków Segesty do czasów współczesnych zachowały się: nieukończona wielka świątynia oraz teatr. Świątynia stoi wśród gór. Pochodzi z około 430 p.n.e.. Była budowana na planie doryckiego peripterosu (6 x 14 kolumn) o wymiarach 23,25 m x 57,50 m. Teatr zbudowano około 230 p.n.e.. Częściowo wbudowany jest w zbocze, a częściowo podtrzymuje go mur. Widownia ma średnicę 60 m. Miasto zostało zburzone przez Kartagińczyków.

Jeszcze tego dnia dojeżdżamy do Agrigento, gdzie z marszu w nadmorskiej miejscowości Porto Empedocle, jako bazę na dzisiejszą noc, wynajmujemy pokoje w pensjonacie nad samym morzem, co ciekawe u Polki zamieszkałej tu już od 19lat( 50€ za pokój ze śniadaniem i wszelakimi wygodami. Na kolację wyruszamy do miejscowej knajpy, a wszystkie miejscowe specjały smakują wybornie.

Dzień 6. 30 kwietnia – poniedziałek

Po śniadaniu zwiedzamy najwspanialszy pomnik starożytnej kultury na Sycylii którym jest Dolina Świątyń (Valle dei Templi) w mieście Agrigento, założone przez greckich kolonizatorów w VI w. p.n.e., na południowym wybrzeżu Sycylii. Osada w dobie helleńskiej była jednym z najważniejszych miast.

Co łączy harmonijne greckie świątynie i zapiekanie ludzi we wnętrzu mosiężnego byka? Historia wspaniałych starożytnych budowli splata się tutaj z okresem panowaniem despoty, który z makabryczną fantazją pozbywał się swoich przeciwników. Tyran ten o nazwisku Phalaris, miał zwyczaj piec swoje ofiary we wnętrzu mosiężnego byka, za co oczywiście odpłacono mu tym samym. Na liście okrucieństw władcy znalazło się również zjadanie niemowlaków.

W czasach świetności, starożytna kolonia zajmowała 18 hektarów. Mur obronny o długości 10 km otaczał osiem świątyń. Do środka prowadziło dziewięć bram. Dziś Dolina Świątyń to park archeologiczny położony na wzgórzach, na południowych obrzeżach Agrigento(wstęp 10 euro od os.). Najlepiej zachowana świątynia, Templo Della Concordia, wydaje się wręcz nietknięta zębem czasu. Szczególnie, w porównaniu do kruszejących, acz wciąż majestatycznych kolumn, które są pozostałościami świątyń Herkulesa, Hery czy Demeter.

Dobry stan Concordii to głównie zasługa chrześcijan, którzy w VI w n.e. przemianowali ją na kościół katolicki i otoczyli staranniejszą opieką niż pozostałe budowle. Do dzisiaj świątynia jest ważnym miejscem rytualnym, przynajmniej dla tej części społeczeństwa sycylijskiego, która nie boi się małżeńskich zobowiązań – tradycyjnie młode pary przybywają tu w dzień ślubu poprosić o błogosławieństwo…

Następnie jedziemy do Piazza Armerina. Miejscowość usytuowana jest na górskim grzbiecie, otoczona lasami i sadami, Znajduje się tu piękne średniowieczne centrum z barokową katedrą. Dalsza trasa prowadzi do Caltagirone, Qal’at Ghirân (czytaj: Kalat al Giarun), czyli Twierdza Waz lub Wzgórze Waz, nazwę zawdzięcza rozkwitowi rzemiosła ceramicznego w czasie panowania Arabów. Początki produkcji majoliki w tym regionie sięgają jednak neolitu (VII w. p.n.e.) lub nawet okresu brązu (4 tys. lat p.n.e.). W 2002 r. miasteczko – obowiązkowy cel podróży dla wielbicieli ceramiki i poszukiwaczy ,,innej Sycylii” – wpisano na światową listę zabytków UNESCO.

Natomiast do Caltagirone przyciągnęła nas chęć wdrapania się do nieba po monumentalnych Schodach Świętej Maryi Górskiej (La Scalinata di Santa Maria del Monte di Caltagiro), inkrustowanych ceramiką malowaną w baśniowe wzory. Schody powstały w 1606 r. zaprojektowane przez architekta królewskiego. Połączyły katedrę z placem, na którym stoi Pałac Senatorski. Niezwykłość schodów polega na tym, że wykonano je z wulkanicznej skały, a następnie pokryto ceramiką Malunki zawierają typowe elementy używane od podboju muzułmańskiego w 828 r.: papugi, słonie, wielbłądy, rumaki, smoki, sfinksy, ryby i zające, ale na schodach odnajdziemy też wizerunki Arabów, Matki Boskiej, kupców na osiołkach, rycerzy na koniach i dostojnych dam, sceny polowania na jednorożca, statki na morzu, elementy roślinne i geometryczne. Zobaczyliśmy na własne oczy, jak wygląda ceramiczny raj. Sklepy oferują niezliczone ilości ceramiki w nieprawdopodobnych wzorach i kolorach.

Symbolem wyspy jest trójnoga Trinakria, starożytny symbol słońca. Wyrastające z głowy meduzy nogi oznaczają 3 krańce Sycylii, jak i opływające ją 3 morza: Śródziemnomorskie, Jońskie i Tryrreńskie jak również są symbolem szczęścia i pomyślności. Są również trzy kłosy pszenicy…magiczna liczba trzy przechodzi w dwa…flaga podzielona jest na dwa równej wielkości trójkąty, górny trójkąt jest barwy czerwonej, a dolny żółtej. Są to barwy dwóch sycylijskich miast, które jako pierwsze zawiązały konfederację, by przeciwstawić się władzy Andegawenów: Palermo i Corleone.

Triskelion,, jest oficjalnym symbolem Sycylii. Flaga w obecnej formie została przyjęta w roku 2000, jako flaga regionu autonomicznego Sycylia

Następna ciekawa miejscowość na naszej dzisiejszej drodze po przekroczeniu pasma górskiego Monti Blei, to Noto. Barokowe miasteczko we wschodniej części Sycylii, którego początki sięgają IX w. p. n. e. Pałace, kościoły, zakony, kolumny, balustrady i inne elementy dekoracyjne zbudowane są ze skały o charakterystycznej ciepłej barwie przypominającej kolor miodu. Ze względu na zabudowę z tufu – miękkiej skały o pochodzeniu wulkanicznym Noto nazywane jest „kamiennym ogrodem”. Z kolei przez UNESCO miasto zostało nazwane stolicą i perłą baroku sycylijskiego.

Dalej to dojazd do Syrakuz, gdzie na przedmieściach wynajmujemy w agroturystyce typu B&B pokoje w kameralnej sycylijskiej atmosferze. Kolacja w knajpie opodal- wspaniała pizza i…dużo wina.

Dzień 7. 1 maja – wtorek

Od rana zwiedzamy piękne miasto na wyspie Ortygia stare Syrakuzy. Odwiedziny w Syrakuzach to jak podróż przez wieki – przez starożytną grecką metropolię, miasto europejskiego baroku i nowoczesny, dynamicznie rozwijający się ośrodek. Ortygia, nazywana „kołyską Syrakuz” to najstarsza część miasta z labiryntem wąskich uliczek i starych domów. Spacerując z pewnością trafimy na plac z katedrą, która jest niezwykłym połączeniem różnych elementów architektonicznych. Miasto to powstało jako antyczna kolonia greckich Dorów z Koryntu w 733 p.n.e. na miejscu wcześniejszej osady. Początkowo miasto zajmowało tylko przybrzeżną wysepkę Ortygię. Po zbudowaniu kamiennej grobli w VI wieku p.n.e. Syrakuzy zaczęły rozrastać się szybko na lądzie stałym, gdzie założono agorę, a z dala od miasta, nad rzeką Anopos, wzniesiono około 560-550 p.n.e. wielki peripteros dorycki poświęcony Zeusowi Olimpijskiemu. Od V wieku p.n.e. Syrakuzy były uważane za najpiękniejsze i najbogatsze, a niewątpliwie najludniejsze miasto wyspy (około 200 tysięcy mieszkańców), posiadające dwa doskonałe porty (handlowy i wojenny), które zapewniały panowanie miasta nad wschodnią częścią Sycylii. W dzielnicy Neapolis udajemy się na teren Parco Archeologico, gdzie znajduje się Teatro Romano, ołtarz Hierona II i okazały Teatro Greco, który nas wszystkich całkowicie rozczarował, ponieważ zabudowano go drewnianymi, współczesnymi trapami i pomostami, zrobiono betonowe wylewki i jak tu teraz wystawić tragedię Ajschylosa „Persowie”?…

W starożytnych kamieniołomach zaglądamy do „Ucha Dionizosa”- jaskini o długości 65 m. i wysokości 23 m. o niezwykłej akustyce. Legenda głosi, że Dionizos wykuł grotę w skale, aby podsłuchiwać z dowolnego miejsca swoich więźniów.

Kiedy znaleźliśmy się w starym mieście, spotykamy grupę Łosia, czyli Jurka i Monikę z Bielska i Pawła i Olę z Warszawy, którzy dwa dni przed nami również na motocyklach wyjechali na Sycylię. I kiedy tak rozpuściliśmy się pomiędzy wąskimi uliczkami, podziwiając zabudowę i smakując wyśmienitych lodów…nasze Bezustannie Maltretowane Wehikuły odpoczywały w miejscu z widokiem na morze. Po powrocie, kiedy już rozprawialiśmy, gdzie jedziemy dalej…ogarnęło nas zdziwienie wywołujące bezcenny grymas twarzy…ugrupowanie Łosia obkleiło nam motocykle serduszkami Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, a do tankbagów poupychali kilogramy kamieni…

Później podjazd pod wulkan Etna od południowo-wschodniej strony. Ostatnia erupcja miała miejsce całkiem niedawno, bo 25 kwietnia tego roku, a o tym, że Etna nie śpi i ciągle pracuje na miano najaktywniejszego wulkanu europy przypominają wydobywające się z jej wnętrza pary i gazy. Nazywana „bijącym sercem Sycylii” przeraża i zachwyca już od czasów starożytnych, kiedy uznawano go za miejsce mitologicznej kuźni boga ognia. Po księżycowym krajobrazie z 270 bocznymi kraterami, jaskiniami i kanionami można wędrować z przewodnikiem. Jest to obecnie najwyższy i największy w Europie stożek wulkaniczny (145 km obwodu u podnóża). Wysokość 3340 m n.p.m. (wskutek wybuchów ulega zmianom). W górnym pasie przez większą część roku pokryta śniegiem. Na wysokości 2942 m n.p.m. znajduje się obserwatorium wulkanologiczne. Od V wieku zanotowano 80 dużych wybuchów, z których najsilniejszy był ten z 1669 roku, kiedy została zniszczona Katania. Jesteśmy na tyle późno, że nie decydujemy się na wyprawę pod jeden z pomniejszych kraterów (główny niedostępny dla przeciętnego turysty). Cała wyprawa kosztuje 60€od osoby i trwa 3-4godzin, najpierw kolejką, a potem podjazd specjalnymi autami terenowym

Tak więc po przyjrzeniu się z „prawie”bliska tej groźnej górze i z bardzo bliska sklepom z pamiątkami, zjeżdżamy z Etny malowniczą drogą podnóżami wulkanu do Taorminy. Tam mamy już zarezerwowany nocleg jeszcze z Polski w pensjonacie Hotel Soleado, Via Dietro Cappuccini 41/A, Taormina, 98039  Nr tel:+39094224138 faks:+39094223617 E-mail: info@hotelsoleado.com (75€ pokój 2os)

Taormina to absolutnie niepowtarzalne miejsce, to miasteczko położone na zboczu wciętym między morze a Etnę. Stanowi esencję tej pięknej wyspy. Kiedyś zafascynowany miastem Jarosław Iwaszkiewicz pisał – „Kiedy słyszę słowo „Taormina”, oczami wyobraźni widzę wysokie wzgórze, nisko rozłożone jedwabiste morze, w blasku słońca roztapiającą się jak kryształ Etnę i w końcu całą czarodziejską scenerię grecko-rzymskiego teatru. Jest to jedyna taka scenografia na świecie”. Natomiast Guy de Maupassant napisał: –„Jeśli ktoś miałby spędzić tylko jeden dzień na Sycylii i pytał, co trzeba tam zobaczyć, odpowiedziałbym bez wahania: Taorminę” Niby tylko krajobraz, ale krajobraz, który zawarł w sobie to wszystko, co zostało stworzone na ziemi, by oczarować oczy, umysł i wyobraźnie”. Ze swoim położeniem na szczycie wzgórza, zwrócona w stronę kryształowego morza czarowała między innymi Goethego, którego myśli często przywołujemy w swoich tekstach. Rozpalone słonecznym żarem miasto jest zachwycające, choć narzekać można na nieprzebrane tłumy turystów i wygórowane ceny.

Zabytkiem, którego nie można pominąć jest grecki teatr położony malowniczo z widokiem na Etnę i plażę. Taormina nosi znamiona wielu kultur, które miały okazję zagościć tu dzięki greckim, arabskim, hiszpańskim i francuskim kolonizatorom. Wieczorne zwiedzanie miasteczka połączyliśmy z kolacją która zakończyła…bogaty w mnóstwo wrażeń dzień.

Dzień 8. 2 maja – środa

Opuszczamy Taorminę i podrzędnymi drogami północną stroną Etny, malowniczymi, górskimi taktami przemieszczamy się do portu w Milazzo. Stąd za 15€ od osoby , 50km w 50min „przelot” wodolotem Ustica Lines na wyspę Vulcano. Zakwaterowanie w hotelu zarezerwowanym z Polski, hotel Orsa Maggiore, Porto Ponente, Isola Di Vulcano, 98050, Nr tel: +390909852018 faks: +390909852415 E-mail: info@orsamaggiorehotel.com (65€ pok 2os)

Leżąca najbliżej brzegów Sycylii wyspa Vulcano stanowi bardzo charakterystyczny element archipelagu wysp liparyjskich. Strome, skaliste brzegi oraz ogromny stożek wulkaniczny to pierwszy element rzucający się w oczy zaraz po przybyciu na wyspę. Innym niemniej charakterystycznym elementem są wszechobecne gazy wulkaniczne przypominające o aktywności wulkanu. Na wyspie znajduje się małe miasteczko portowe Porto di Levante będące głównym ośrodkiem życia tutejszych mieszkańców oraz turystów. Znajdują się tam restauracje, małe kawiarenki, wypożyczalnie rowerów oraz motocykli.

Jedną z największych atrakcji wyspy jest położony na południe od miasteczka wielki krater, stanowiący stożek aktywnego wulkanu o wysokości 385 metrów. Z krateru ciągle wydobywają się obłoki gazów, których głównym składnikiem są związki siarki. To właśnie związkom siarki okolica krateru zawdzięcza żółtawy kolor. Inną, cieszącą się niezwykłą popularnością, szczególnie wśród pań, atrakcją turystyczną jest małe jeziorko z którego wydobywają się bąbelki gazów wulkanicznych. Ta naturalna kąpiel bąbelkowa ma podobno zbawienny wpływ na zdrowie i urodę. Warto wspomnieć także o tym, że kąpiel w morzu otaczającym wyspę, dzięki gazom wulkanicznym wydobywającym się gdzieniegdzie z dna morskiego, stanowić może także dużą atrakcję. Podzieliliśmy się wyspą między sobą i tak: my postanawiamy odbyć kąpiele w wulkanicznym, gejzerowym błotku, Grzesiu, Asia i Janusz zdobywają wulkan, Romek leczy przeziębienie przykryty po uszy kołdrami. Nasze brodzenie w siwej brei zakończyło się szczypaniem oczu, a wszystko przez reklamę, że będziemy mieć piękną skórę i deficyt reumatyzmu, a pani która wpuściła nas za sześć euro mówiła żeby nie siedzieć w tej emulsji dłużej niż 20 minut…eh…cóż się nie robi choćby dla iluzji bycia pięknym i zdrowym…tymczasem wokół roztacza się aromatyczne siarkowe powietrze…czujemy się jak w wylęgarni smoków…Zdobywcy wulkanu powrócili szczęśliwi i usatysfakcjonowani z widoków, natomiast Romek…nie ozdrowiał.

Dzień kończymy wspólna biesiadą przy świetnym sycylijskim jedzeniu, które zaproponował i osobiście doglądał wyjątkowo profesjonalny pracownik hotelu, nie zapominamy o spożyciu odpowiedniej ilości wina z „winnicy” hotelowej restauracji.

Dzień 9. 3 maja – czwartek

O 9.30 powrót wodolotem z Vulcano do Milazzo i przejazd północnym brzegiem wzdłuż morza do Palermo. Po drodze odwiedzamy jeszcze nadmorską, mocno turystyczną miejscowość Cefalu, perełkę sycylijskiego wybrzeża. Nazwa miasta pochodzi od greckiego „kefale”- przylądek, gdyż leży u stóp potężnej skały Rocca. Piaszczyste plaże, czyste morze i przepiękne położenie zapraszają na słoneczne sycylijskie wakacje. Najsłynniejszym zabytkiem Cefalu jest monumentalna katedra zbudowana w XII w. przez normańskiego króla Rogera. Białe domki o śródziemnomorskiej architekturze ozdobione są kwiatami, a wąskie uliczki zachęcają do spacerów. Cefalu uważane jest za najpiękniejszy kurort Sycylii, ze słynnymi ponoć najpiękniejszymi plażami – mamy co do tej teorii mieszane uczucia, z pewnością nie chcielibyśmy spędzać tu czasu na plażowaniu.

Dzień potraktowaliśmy na tyle spokojnie by mieć czas na nasze małe pikniki na trasie, wieczorem docieramy w okolice Palermo, pizza na drogę i zaokrętowanie na promie. Tym razem płyniemy większą paczką, gdyż wspólnie z grupą Łosia, z którą spotkaliśmy się w Syrakuzach. Tym razem z trunkami przenieśliśmy się z miejsca, gdzie upomniano nas już kilka razy, ponieważ zakłócaliśmy ciszę nocną intensywnym śmiechem. Kiedy już zalogowaliśmy się tam, gdzie żywej duszy był widoczny brak, nasz entuzjazm w śmiechu postanowiło zgasić kilku członków załogi. Po kilku ostrzeżeniach o ciszę, zrobiliśmy odwrót i poszliśmy spać do naszej piwnicy w stylu przerośniętego Boeinga, Jumbo Jeta.

A ponieważ Sycylia postrzegana jest w świecie przez pryzmat mafii…tak więc obowiązkowy element  historii…wrogości wobec prawa…

Mafia powstała na Sycylii podczas średniowiecznych czasów, aby chronić stany (mienia), kiedy panów akurat nie było na Sycylii. W 1800r. Mafia stawała się zbrodniczą i uważaną za najbardziej bezwzględną organizację na Sycylii. Stała się tak silną organizacją, że przystępowali do niej nawet politycy, którzy byli zdolni wpływać na policyjne siły i zdobywać dostęp do broni… A może mafia jest dzieckiem romantyzmu, gdzie bodźcem do jej powstawania jest zawsze pragnienie wolności i poprawienia losu zaprzysiężonego. W swoich założeniach mafia opiera się na wartościach pokrewnych romantyzmowi, to znaczy na wzajemnym zaufaniu członków, szacunku dla siebie i dla wrogów, a przede wszystkim na honorze. Jej zarodek tkwi także w południowowłoskiej tradycji ludowej, do której tak wielką wagę przywiązywał romantyzm. Mafia nie jest, bowiem w swojej idei organizacją przestępczą. Ma być „stanem ducha, filozofią życia, kodem moralnym” tak mówi się o priorytetach mafii. Opór przeciwko państwu i prawu jest tylko środkiem wykorzystywanym w walce o wolność. Sycylia, która jest ojczyzną mafii, nigdy nie zaznała upragnionej wolności. Władza panująca nad tą wyspą zawsze była władzą narzuconą. Wyzyskującą rdzennych mieszkańców Sycylii. Obcość władzy, brak poczucia jedności i odmienne interesy rządzących i rządzonych doprowadziły do powstania licznych antagonizmów pomiędzy nimi. Z władzą byli także kojarzeni właściciele ziemscy, którzy najmowali chłopów do pracy na swoich ogromnych gospodarstwach. Stosunek włoskich południowców do państwa jest bardzo nieufny. Wynalazek państwa traktują nie jako próbę zwiększenia aktywności obywatelskiej, lecz jako uderzenie w jego niezależność o oraz podkopanie autorytetu rodziny. To nastawienie do państwa przyczyniło się do wytworzenia prawa „Omerta”, czyli nakazu milczenia w kontaktach z organami państwa. Omerta była także przysięgą lojalności wobec własnej rodziny. W momencie wprowadzenia Omerty rodzina zastępowała członkowi mafii społeczeństwo i państwo, stawała się jego ojczyzną. Kultura mafijna zakorzeniona jest w tradycyjnym systemie wartości panujących na Sycylii, przywiązującym dużą wagę do godności, agresji i umiejętności narzucania swojej woli innym. Jako organizacja walcząca z ciemięzcami w XIX wieku mafia cieszyła się dużym poparciem wśród uciskanej ludności Sycylii i południowych Włoch. Świadczyć może o tym pochodzenie słowa „mafia”. Uważa się, że pochodzi ono od arabskiego słowa „mu’afah”, co oznacza ochrona.

I bardziej znany aspekt- „Ojca chrzestnego” kochają wszyscy, nawet najbardziej wymagający krytycy filmowi. Ekranizacja powieści Mario Puzo zdobyła aż dziewięć Oskarów. Amerykańska Cosa Nostra została tam pokazana bardzo realistycznie. Do tego stopnia, że sycylijscy mafiosi zaczęli się zastanawiać, skąd tyle informacji o nich przeciekło do opinii publicznej. Odpowiedź na to pytanie nie była trudna. Ich amerykańska kalka – Cosa Nostra – nie miała tak stanowczych reguł milczenia, jak sycylijska organizacja. Niektórzy z członków mafii zza Atlantyku zaczęli po prostu sypać. Złamali włoską zasadę, że nie mówi się publicznie o mafii. To, że na Sycylii się o niej nie rozmawiało, nie oznaczało jednak, że mieszkańcy nie wiedzieli o jej istnieniu. Co więcej, struktury mafii przetrwały do dziś, a wielu Sycylijczyków ciągle milczy na ich temat jak grób. Jak wygląda współczesna Cosa Nostra? Czy jej struktury są nadal tak zakorzenione we włoskiej społeczności?

Ktoś…kiedyś powiedział:,,Mafia jest nieszkodliwa, to swoisty duch przekory, to podstawa sprzeciwu wobec grup dominacji, to zachowanie typu farceur, jak mówią Francuzi. Dziś nikt nie wspomni o Sycylii czy Włoszech, nie wspominając o mafii, a mafia i Sycylia czy Włochy to jedno. Mafia to roślina wyrosła na Sycylii i ten kwiat zdobi pierś każdego Sycylijczyka…czy tego chce czy nie.

sycylia-mapa

Dzień 10. 4 maja – piątek

Palermo > Genua – dzień na promie zaczął się dość spokojnie, czyli poranna toaleta i kiedy już mieliśmy plan podążyć za śniadaniem(kawa i croissant), odezwał się wrzaskliwy głos kobiety, która ciągle coś mówiła, na co my nie zwracaliśmy uwagi. Tym razem do jej mowy dołączyło głośne wycie syreny…pierwsza myśl…chyba toniemy…patrzymy…wszyscy opuszczają miejsca i wychodzą (pierwsza informacja podawana po włosku)…druga myśl…jednak toniemy…

Wychodzimy kierowani na górny pokład i grupowani pod komendę pracowników promu, na razie nie myślimy o tym co będzie. W głowie totalny chaos i kiedy życie przelatywało przed oczami z precyzją aparatu rentgenowskiego…pomyślałam…toniemy…a ja nawet nie zjadłam śniadania…pytania generowały się chaotycznie…czy wystarczy szalup ratunkowych?czy woda jest oby nie za zimna?a jeśli źle założę kamizelkę ratunkową to co?i na co ciągle czekamy?kobieta nieustająco coś krzyczy z głośników, ale my nie zwracamy już na to uwagi…nagle pojawia się pracownik demonstrujący prawidłowe zakładanie kamizelek ratunkowych i poprawne umieszczenie rac świetlnych…okazało się, że to po prostu…ćwiczenia.

Moja trzecia myśl…no tak…zrobili nam to za karę, że tyle razy musieli nas wyciszać, a my byliśmy twardzi i śmialiśmy się do rozpuku…

Kiedy już doszliśmy do siebie, po „śniadaniu” postanowiliśmy poleżeć w słoneczku na leżakach, niestety to była pełna okupacja, próbowaliśmy nawet wyczekać, a może ktoś pójdzie do toalety? No niestety…nie zdobyliśmy ani jednego leżaka…pozostało powykładać się na deskach pokładu i udawać…że jest nam wygodnie.

W Genui jesteśmy o 20.00 , a po 200km jazdy zostajemy na nocleg w agroturystyce opodal Cremony – Angelo Zavarise, AGRITURISMO COLOMBAROTTO

Alfiano Nuovo 1 – 26010 Corte de’ Frati (CR), Tel. +39.0372.93138 – Mobile +39.328.2481546 www.colombarotto.cominfo@colombarotto.com

Wspaniała wiejska atmosfera, budynki typowej zagrody ze stajnią i domowe jedzonko z najwyższej półki – coś w stylu u włoskiej mamy!

Dzień 11. 5 maja – sobota

Teraz rozdzielamy się na grupy, gdyż każdy wraca inną trasą i innym tempem. Mamy do pokonania 1200km dzielące nas od domu. Tym razem potraktowaliśmy tą trasę jako typową „dojazdówkę” i przez Wenecję, Udine, Klagenfurt, Graz, Wiedeń po pokonaniu tego dnia dystansu 950 km docieramy na granicę Czech do Mikulova. Pomimo zapowiadanej kiepskiej pogody tylko raz w okolicy Villach dopadła nas alpejska burza, a na wyjeździe z Austrii była jej skromna powtórka. Przez całą Austrię na trasie towarzyszyły nam setki polskich aut wracających z długiego weekendu, niechlubny przykład zachowania rodaków mieliśmy podczas kolacji – grupa kilku osób weszła w konflikt z kelnerką, ponieważ zabrakło im kilku drobnych do uregulowania rachunku (o napiwku nie było mowy). Po tym jak jeden z grupy stwierdził, że nie mają już żadnych pieniędzy…rzucił okrzyk…cytuję…,,Czeskie dziady”, wszyscy wyszli, a nam zrobiło się wstyd za rodaków, tym bardziej kiedy kelnerka się rozpłakała. Polscy turyści i podróżnicy nie jesteście pępkiem świata – szanujcie innych!

Dzień 12. 6 maja – niedziela

Po odespaniu trudów poprzedniego dnia, spokojny przejazd przez Czechy do Polski i już w południe jesteśmy w naszej Chałupie na Górce w Międzyrzeczu k. Bielska Białej, po pokonaniu 4050km na kołach. Był to bardzo udany wyjazd wszyscy pozostali uczestnicy dotarli w podobnym czasie bezpiecznie do swych domów, a my w swej pamięci pozostawiamy jak najlepsze wspomnienia. Jedyny minus…to przeciągi w portfelu, gdyż był to nasz najdroższy wyjazd w przeliczeniu na dzień pobytu – paliwo na Sycylii sięga prawie 2€ za litr, noclegi i usługi nie mają żadnego odzwierciedlenia w stosunku do realnej ich wartości.

Ponieważ każdy nasz wyjazd jest również podróżą kulinarną,  teraz coś o tradycyjnej kuchni sycylijskiej.

To jedna z najbardziej urozmaiconych we Włoszech. Przyczyniło się do tego wyjątkowe położenie wyspy, do której blisko z Afryki, Europy i niezbyt daleko ze wschodnich wybrzeży Morza Śródziemnego, oraz kolejni najeźdźcy. Żyzna Sycylia wabiła greckich kolonistów, którzy eksportowali do swej starej ojczyzny oliwę, pszenicę, miód, ser, owoce i warzywa. Dla Rzymian wyspa była tylko spichlerzem. Za to Arabowie wprowadzili tu uprawę pomarańczy, cytryn, bakłażanów i trzciny cukrowej. Z ich zamiłowania do słodyczy powstała „cassata”-wyśmienite ciasto biszkoptowe z serem ricotta, kandyzowanymi owocami(próbowaliśmy w dwóch wersjach). Kolorowe owoce z marcepanu pięknie wyglądają na turystę z wystaw cukierni, ale są bardzo słodkie. Odwiedzający Sycylię koniecznie powinni spróbować sycylijskich serów, oliwek i szynki. Smakują wybornie! Podobną rozkosz dla podniebienia stanowią rozpływające się w ustach lody.

Potrawy które próbowaliśmy były zawsze smaczne i świeże. Jako główne należałoby wymienić różnego rodzaju pasty(w tym sardynkowa), pizze, ryby miecze, różnego rodzaju owoce morza, ser ricotta, czerwona papryka, wspaniałe pomidory, kapary, oliwki, karczochy.

Jako wytrwali degustatorzy wina, mieliśmy szansę popróbować małe co nieco (odmierzane w litrach).

Podsumowanie:

…miasteczka w kolorze piasku…gaje oliwne…mniemające końca winnice Marsali…mafijne porachunki o cytryny…pomarańcze i mandarynki wzdłuż dróg…co krok greckie, rzymskie i normańskie świątynie, nad którymi unosi się księżycowy krajobraz zboczy Etny. Taka właśnie jest Sycylia, wyspa wielu kultur, tradycji i zabytków starożytnego świata. „Gdyby Bóg zobaczył moje królestwo Sycylii, nie wybrałby Palestyny” – tak mawiał panujący na wyspie w XIII wieku Fryderyk Hohenstaufen. Ulokowana pośrodku Morza Śródziemnego, a więc w samym centrum starożytnego świata…Sycylia…do dziś jest miejscem obfitującym w monumentalne antyczne zabytki, egzotyczną roślinność i sprzyjający klimat

Jeśli akurat ktoś wybiera się na Sycylię (nie motocyklem) może zapakować sztandarowe produkty wyspy:

1. Symbol wyspy – Trinakrię. Często jest ona wykonana z ceramiki, która na wyspie jest bardzo dobrej jakości. Z ceramicznych wyrobów można też skompletować sobie kuchenną zastawę w niebanalne sycylijskie wzory.

2. Lalki, które niegdyś wykorzystywane były jako rekwizyty w sycylijskich teatrach.

3. Bożonarodzeniowe figurki z terakoty.

4. Tkane w geometryczne wzory dywaniki z Erice i szyte ręcznie wyroby z sukna.

5. Tradycyjne sycylijskie jedzenie – kapary, oliwki, suszone pomidory i karczochy, a także produkowane na zboczach Etny kremy pistacjowe, cytrusowe likiery i słynne Fuoco dell’Etna.

6. Wino: Nero d’Avola, Marsala, Malvasia i Passito, Etna Blanco i Etna Rosso(to akurat zmieściło się do kufra:)

Jeśli chodzi o moje doświadczenia nabyte również w wyjeździe w 2004r polecałbym jeszcze  odwiedzić ruiny w Selinunte, które obecnie pominęliśmy i obowiązkowo zawitać w mieście Enna, ulokowanym w centrum wyspy.

Sycylię najlepiej odwiedzać wiosną, kiedy kwitnie drzewami owocowymi, oleandrami i bugenwillami. Odradzamy sierpień, kiedy jest tak upalnie, że nawet Sycylijczycy starają się wyjeżdżać na urlopy w bardziej umiarkowane strefy.