dzień 32. – 3 sierpień – Pospelicha > Barnaul > Nowosybirsk > Moszkowo – 520km

Ruszamy w kierunku Barnaul, aby w stolicy Ałtajskiego Kraju odwiedzić słynną bajkerską knajpę „Bajk-Bar” prospekt Krasnoarmeńskij 61. Tam spotykamy Francuza na Kawasaki KLE, który od marca przemierza trasę z Australii do Paryża. Wyjeżdżamy i znów to samo, czyli pochłaniamy monotonne km trasy. Tak naprawdę to jazda od tankowania do tankowania, od posiłku do posiłku, aby dojechać do następnego interesującego celu naszej podróży, jakim jest stara 406 letnia niegdysiejsza stolica Syberii, Tomsk. Po drodze mijamy koszmarne miasto, moloch Nowosybirsk, nie warte nawet zaczepienia wzroku i zrobienia jakiegokolwiek zdjęcia. Przejazd przez ten miejski twór zajął nam dwie godziny, w czasie których mijaliśmy kolejne warsztaty samochodowe, auto myjki, sklepy z częściami samochodowymi, jakieś zapomniane ruiny starych fabryk i mnóstwo nierealnych reklam. Po wyjechaniu z tysiąca odmian szarości, 70km dalej, udało nam się przy trasie na Tomsk w Moszkowie zakwaterować w przydrożnej „gostinicy”. Pokój 2os.- 1000 rubli i 50 rubli za umieszczenie naszej maszyny w garażu.

dzień 33. – 4 sierpień – Moszkowo > Jurga > Tomsk – 220km

Wielka burza przeszła nocą i z poprzednich upałów rankiem zostało jedynie 15ºC oraz ołowiane chmury, słaniające się ociężale po syberyjskiej ziemi. Wkraczamy obecnie w typową krajobrazowo syberyjską krainę, bujna zieleń, moczary i lasy z przewagą tych brzozowych oraz wszędobylskie komary. Szybko pokonujemy dzisiejszy dystans dzielący nas od starej stolicy Syberii położonej nad rzeką Ob, Tomska gdzie niegdyś handlowało się „złotem ówczesnej Syberii” czyli skórami z soboli. W centrum miasta w byłym budynku NKWD zwiedzamy muzeum martyrologi czasów stalinowskich, gdzie 23000 osób różnej narodowości, oddało swe życie jako przeciwnicy sowieckiego reżimu. W Tomsku pod koniec XIX w. ponad 30% ludności stanowili zesłańcy, jak i dobrowolnie tu przybyli Polacy. Byli to, kupcy, przemysłowcy, budowniczy, którzy tu realizowali swoje plany życiowe, tu mieszkali i pracowali. Prężnie rozwijało się życie duchowe i kulturalne Polaków. Jednym z współzałożycieli muzeum był potomek polskich Wasilij Haniewicz, dobrowolnych emigrantów z Polski, którzy osiedlili się tu na przełomie XIX i XX w. w wiosce Białystok, położonej 200km na północ od Tomska.

A oto kawałek tej jakże tragicznej historii: Wioskę tą zakładali w 1904 r. polscy chłopi z kresów wschodnich, którzy dobrowolnie wyemigrowali w te tereny za pracą. Umożliwiał to plan ówczesnego ministra carskiej Rosji – Stałypina, który przewidywał zasiedlenie Syberii ludnością z europejskiej części tego kraju. Ułatwiało to oddanie końcem XIX w do użytku Kolei Transsyberyjskiej. Budowa trasy kolejowej, wzdłuż której poruszamy się obecnie przez Syberię rozpoczęto 12 maja 1891r we Władywostoku. Postanowiono, że początek będzie miała miejsce w Czelabińsku, a do Władywostoku trasa będzie liczyła 7400km. Większość prac przy budowie wykonywali zesłańcy, żołnierze, najemni robotnicy- pracowało ponad 90 tyś. osób. W 1898r. oddano do użytku odcinek do Irkucka, a w1905r. ruszył pierwszy pociąg i dotarł do Władywostoku. Tą drogą przybyli osadnicy z rozbiorowej Polski, gdzie na miejscu karczowali tajgę i budowali swoje domy. W 1910 r. w wiosce powstał kościół i to właśnie religia i kościół powodowały, że nie następowała rusyfikacja mieszkańców wioski. W 1938 r. wioskę nawiedził pogrom – Sowieci rozstrzelali wszystkich mężczyzn Polaków powyżej 19-go roku życia, zostawiając przy życiu kobiety i dzieci. Powód to „ukaz”(zarządzenie) władz Sowieckich rozkazujący zagładę 140 tys. mężczyzn pochodzenia polskiego jako szpiegów na rzecz Polski za domniemane tworzenie „piątej kolumny”, polskiej organizacji wojskowej na terenach Rosji. Ponoć w tych czasach brano jak leci tak, aby tylko wykonać statystycznie ten „ukaz” -stanowiło o tym wyłącznie pochodzenie, nie ważne było, że np. ludzie ci urodzili się już na terenach Syberii i nigdy nie byli w Polsce – wielka tragedia! Od tego momentu matki uczyły dzieci mówić tylko po rosyjsku, bojąc się represji i podobnych mordów w przyszłości. Kościół zamieniono na magazyn – nastały ciężkie czasy komuny – jakże smutne i tragiczne były losy tych prostych ludzi. Później docieramy do katolickiego kościoła, gdzie pod nieobecność ks. Andrzeja przyjmuje nas córka Wasilija, Natalia Haniewicz. Niestety pogoda dzisiaj nie rozpieszcza i w deszczu zwiedzamy stary drewniany Tomsk. Zachowało się wiele zabytków architektury drewnianej z XIX wieku: zdobione budynki mieszkalne oraz użyteczności publicznej. Wszystko mocno zaniedbane, ale widać i czuć urok minionej epoki. Na dzisiejszą noc mamy lokum w mieszkaniu u księży nieopodal kościoła, dodatkowo wspaniałą strawę w postaci zupy grzybowej i bigosu w wykonaniu Natalii – to pierwszy po ponad miesiącu kulinarny, polski akcent. Kościół pochodzi z 1830 r. i sąsiaduje z przytułkiem prowadzonym przez siostry od św. Teresy. Ulicę, przy której stoi kościół, plebania i przytułek budowali Polacy – zesłańcy po powstaniu styczniowym.

dzień 34. – 5 sierpień - Tomsk dr.nr.1P400> Mariinsk dr.nr.M53 > Acinsk > Tadżikskij dr.nr.M54 – 520km

Rankiem nadszedł dżdżysty, arktyczny front, tylko 11ºC. Źle rozpoczynać jazdę od ubierania „kondomów”. Ruszamy w tej aurze w kierunku Mariinska. Po 100km jest nieco lepiej i tak na przemian, przebijając się przez ściany burzowego deszczu przemierzamy, syberyjskie, monotonne przestrzenie. Za Acinskiem podejmujemy jeszcze jedno wyzwanie, które postawił przed nami los. Wiedząc sporo z poprzednich wyjazdów od napotkanych Rosjan o pięknie gór Sajanów Zachodnich i dodatkowo zachęceni przez Lilkę i Jurka z Poznania, aby odwiedzić specyficzny naród zamieszkujący Republikę Tuwy, a z którymi to dwa dni temu, o włos minęliśmy się z braku precyzyjnej informacji pod Nowosybirskiem ( przybyli tu koleją Transsyberyjską wraz z motocyklem zwiedzić Ałtaj i Tuwę). Postanawiamy dołożyć jeszcze dwa tysiące km do naszej podróży i jedziemy zwiedzić ten rejon. Myślę, że to jest to jedyna szansa, gdyż nie zakładam, że piąty raz wybiorę się na motocyklu na Syberię, żal więc by było pominąć tą nieodwiedzoną krainę, leżącą dalej na wschód od Ałtaju, który cztery lata temu przejeżdżałem jadąc do Mongolii. Wiolusia poparła tę ideę i na 70km przed Krasnojarskiem zbaczamy z trasy M53 i kierujemy się na Abakan drogą nr. M54. Już o zmroku zatrzymujemy się w przydrożnym kompleksie gastronomicznym, mającym również skromną bazę noclegową. Niestety to, że skromnie nie znaczy tanio – pokój 2 os. 1500 rubli.

dzień 35. – 6 sierpień – Tadżikskij dr.nr.M54 > Abakan – 320km

Rankiem obudził nas jakiś nieprzyjemny swąd, po otworzeniu drzwi na podwórze okazało się, że gospodarz podpalił stertę plastikowych butelek wymieszanych z odpadami z baru, a do tego toaleta tuż obok chyba przebrała. Wojskowe tempo odwrotu i już jedziemy. Pokonujemy odległość dzielącą nas od stolicy Chakasji, Abakan. Republika położona jest w południowo-zachodniej części Wschodniej Syberii, w lewej części basenu Jeniseju, na wysoczyźnie Sajano-Ałtajskiej oraz w kotlinie Chakasko-Minusinskiej. Od północnego zachodu graniczy z obwodem kemerowskim, od południa i południowego zachodu z republikami Ałtaj i Tuwa, od północy z Krajem Krasnojarskim. Najliczniejszą grupą narodowościową w Chakasji są Rosjanie, stanowiący ok. 80 % mieszkańców. Chakasi stanowią obecnie około 11-procentową mniejszość, co wywołuje obawy o ich przyszłość. Droga biegnie wzdłuż wielkiego sztucznego zbiornika wodnego, utworzonego na rzece Jenisej o długości prawie 400km, zwanego potocznie Krasnojarskim Morzem. W spokojnym mieście Abakan jesteśmy po południu i postanawiamy dorwać się do internetu, aby prawie po dwóch tygodniach wysłać wiadomości z trasy, co uczyniliśmy.

dzień 36. – 7 sierpień – Abakan – dr.nr.M54 > Kyzył – 420km

Niedziela, a jak niedziela to wreszcie nagroda, ranek przywitał nas kryształową pogodą. Ruszamy w kierunku stolicy republiki Tuwy, Kyzył. W lazurze nieba przekraczamy pasmo gór Sajanów Zachodnich – prawdziwa uczta dla zmysłów! Wspaniała droga wijąca się pomiędzy górami, czasami do złudzenia przypominającymi rumuńskie lub ukraińskie Karpaty Południowe. W kotlinach roślinność stepowa, w górach iglaste lasy tajgi oraz tundra wysokogórska. Jedyny minus to, po przyzwyczajeniu się do często spotykanych na trasie zajazdów gastronomicznych, tu prawdziwa dżungla i totalnie nie ma nic, poza stacjami paliw. Sporadycznie małe wioseczki ziejące pustką w których mieszkańcy oferują jedynie jagody, grzyby i wyhodowane przez siebie produkty rolne. Przekraczamy granicę Republiki Tuwy i do samej stolicy, nie spotykamy nic, co by świadczyło, że jesteśmy w innej krainie. Republikę o 310 tyś. populacji zamieszkują głównie Tuwińcy (77 %) i Rosjanie (20,1 %). Jest to jedna z nielicznych republik autonomicznych Rosji o przewadze rdzennej ludności nad ludnością rosyjską i rosyjskojęzyczną. Poza Kyzyłem język tuwiński jest w powszechnym użyciu, a ludność słabo włada językiem rosyjskim.

W Kyzył zajeżdżamy wczesnym popołudniem, a po zalogowaniu się w ,,gostinicy” idziemy szukać folkloru z którego słynie ten lud , czyli z gardłowego śpiewu. Pokierowano nas do teatru, ale niestety okazał się być zamknięty, potem wskazano nam filharmonię, a tam odbywało się wesele, po zapytaniu strażnika, gdzie mamy szukać występów śpiewaków, podał nam numery telefonów pod które mamy zadzwonić, to się dowiemy. Już wiemy, że o folklorze można zapomnieć, bo podobno to nie sezon na koncerty, czyli ,,koncjerta nie budjet”, a skoro tak, to zobaczmy przynajmniej muzeum, no tak, ale kiedy byliśmy zaaferowani poszukiwaniem śpiewaków, czas pracy muzeum dobiegł końca. Ludność o rysach typowo chińskich z domieszką mongolskich, wielką trudnością jest uzyskanie od nich odpowiedzi, gdyż albo trzeba długo czekać, albo mówią i coś robią, a my czekamy, aż wypowiedź ułoży się w jakiś logiczny sens. Stoimy na centralnym placu w stolicy Tuwy, Kyzył przed pomnikiem Władimira Ilicza Ulianowa-Lenina i zastanawiamy się… o co tu chodzi!? A Lenin…betonowym gestem pokazuje drogę wyjazdową z miasta…bo tu „nie mata co szukać” – nawet nie można kupić płyty CD z nagraniami tego śpiewu, a brzmi on niezwykle, wręcz nieprawdopodobnie, aż trudno uwierzyć, że dźwięk ten wydobywa się z gardła ludzkiego. Śpiew ten zwany xöömej (khoomei) polega na wprawianiu strun głosowych w niezwykłą wibrację, przywodzącą na myśl jęki stepowego wiatru. Przykład tuwińskiego śpiewu gardłowego (KLIKNIJ TUTAJ). Co do koncertów to owszem, można je pooglądać, oczywiście w konkretnym terminie, ale tak jak my w Polsce zespół Śląsk lub Mazowsze, a o miejscowym folklorze i śpiewach na ulicy można zapomnieć, to nie Peru, ani Meksyk – tu pełna reglamentacja… a szkoda… Mocno rozczarowani wracamy do naszej ,,gostinicy” położonej w samym centrum, za cenę 1600 rubli.

dzień 37. – 8 sierpień – Kyzył > Ak-Dowyrak > Abaza – 540km

A tu nad ranem „Bingo”, kończy się jakieś wesele i spora grupa podpitych biesiadników urządziła sobie koncert śpiewu gardłowego na ulicy – tym sposobem mamy i słyszymy na żywo to, czego nie udało nam się usłyszeć wczoraj i to w wydaniu pospolitym, a nie koncertowym! Wyruszamy na trasę zahaczając o miejscowy targ, gdzie udało się zakupić płytę CD oraz DVD ze śpiewami i tym czym urzeka Tuwa. Okrężną drogą prowadzącą przez republiki Tuwy i Chakasji, przez Ak-Dowurak, Abaza ponownie do Abakan – innej alternatywy nie ma, no jeśli idzie o Rosjan…to jest…mogą przejechać do Mongolii – dla „inostrańców”- granica zamknięta. Jedziemy przez niezwykle urokliwą krainę, cudowne widoki na Górny Jenisej, krajobrazy z najwyższej półki. To był trafna decyzja, aby pojechać w te strony, aż pod granicę z Mongolią, bo właśnie wzdłuż niej przemieszczamy się teraz na zachód. Jedynym słabym ogniwem w tej kolorowej bajeczce są smutne tuwińskie wioski, wszystkie składowe to szarość, drewno które już dawno utraciło barwę, zardzewiała blacha falista, wszystko ledwo trzyma się kupy, szkielety zabudowań pozostałe po czasach, kiedy miały przeznaczenie. Widoczna nędza, beznadzieja i walka o przetrwanie. Tak niestety zniszczyły ten naród czasy sowieckiej komuny, kolektywizacji pasterstwa i zakładanie w zamian sowchozów. Zamknięto wówczas i zniszczono klasztory lamajskie, w 1929 było ich jeszcze 25 i około 2200 mnichów, w 1931pozostał już tylko jeden, w którym było 15 mnichów. Klasztorne dobra przeszły na skarb państw. Próbowano zakazać również praktyk szamańskich, ale nie udało się tego uczynić, gdyż związek człowieka z przyrodą jest nierozerwalny. Dlatego też nierozłącznym elementem wierzeń animistycznych (łac. anima-dusza) jest obecność ludzi – ekstatyków – szamanów, mających wpływ na światy duchów. W czasie jazdy często widzimy jak ludzie wiążą na drzewach kolorowe wstążki i chusteczki w różnych intencjach. Kilkadziesiąt lat temu uważano powszechnie, że szamanizm na Syberii zanikł i może zostać zaliczony do bezwartościowych ideologicznych reliktów przeszłości. Opinia taka przeważała zarówno w komunistycznym Związku Sowieckim, który istniał w owych czasach, jak również w innych częściach świata, w kapitalistycznych krajach Zachodu. W połowie dwudziestego wieku i nawet w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych oba te systemy przeżywały jeszcze gorączkę postępu. Najważniejszym ideałem tamtych dziesięcioleci był ideał nowoczesnego świata, który powinien zostać stworzony dzięki postępowi. Ludność nie mieszka już w jurtach, tylko w koszmarnych zabudowaniach. Rozległe, porośnięte trawą doliny rozpostarte pomiędzy górami pozostają obecnie puste, tylko gdzieniegdzie na przestrzeni 300km zauważamy dosłownie kilka skromnych osad pasterskich. Nacja zamknięta w swoim środowisku nie integrująca się towarzysko z turystami i przybyszami z zewnątrz, poza jednym czyli zadawaniem mnóstwa pytań, ale to specyfika bycia w podróży na motocyklu we wszystkich krajach byłego systemu sowieckiego.

Pozwolę sobie dosłownie zacytować pytania zasadnicze…gdyż zawsze są identyczne…

Skąd?…dokąd?…kto wy?(Germańce?)…a po co tu przyjechaliście?…a po co tam jedziecie?…wy mąż i żona?…ile kosztuje motocykl?…a po co wam dwie lodówki?(chodzi o kufry)…co robicie w Polsce?…jak szybko jeździcie?(i dlaczego nie 200?)…w tych ubraniach wam nie gorąco?…ile motocykl ma cylindrów?…reszta to pytania dodatkowe…i kiedy już człek upora się z wszystkimi odpowiedziami…nagle podchodzi ktoś następny i kolejny…zadając pierwsze pytanie – „atkuda wy”?…już po tygodniu…odpowiadamy na tyle szybko i po kolei…żeby zyskać na czasie dla odpoczynku…a pozostać życzliwym…bo przecież my też zadajemy mnóstwo pytań…tak więc empatia mile wskazana…

W takim klimacie docieramy do Ak-Dowurak, będąc przekonanym, że tu po południowej stronie Sajanów Zachodnich znajdziemy jakiś nocleg w górskim klimacie, za turystyczną stawkę. Już na rogatkach miasta, podczas rutynowej kontroli milicyjnej(wcześniej po drodze były jeszcze trzy), czar tych myśli prysnął jak bańka mydlana, dostajemy informację, aby lepiej nie zatrzymywać się w tym mieście, gdyż jest tu niebezpiecznie, mieszkają nie dobrzy ludzie i lepiej byśmy jechali dalej, aż do Abaza w republice Chakasji. Jednak nie zakładaliśmy dzisiejszego przejazdu przez przełęcze gór Sajanów, ponieważ jest już późne popołudnie, nadciągają czarne chmury i zaczyna padać deszcz. Postanowiliśmy poszukać miejsca na dzisiejszy nocleg w miejscowej ,,gostinicy”. A ta jedyna znajdowała się w sąsiedztwie kombinatu im. Lenina produkującego azbest, dlatego miasto w tłumaczeniu znaczy ,,biała ziemia”. Kiedy podjechaliśmy oczom naszym ukazał się paskudny blok, zaadoptowany na coś do spania, sklep, fryzjera i coś tam jeszcze. Poszłam na zwiad, za blaszanymi drzwiami siedziała kobieta i kiedy zapytałam ją o nocleg wskazała dwie kartki, jedna to ceny, druga to dodatki specjalne. Pokazała mi pokój…smród chciał mnie zabić na samym wejściu… pościel zmieniana jest w trybie…co dwudziesty klient…do ceny 1400 rubli doliczyć należy prysznic, ręcznik, mydło…czajnik…nim skończyła…mnie już tam nie było. Zapici Tuweńczycy obu płci, bez zębów z wieloma wadami genetycznymi, karykatury ludzi i mnóstwo kalek z powykręcanymi tułowiami i kończynami( zapewne powodem jest azbest, który powoduje pylicę, włóknienie płuc i raka i nie wiem co tam jeszcze) zgromadzili się przy Wojtku i zagrożenie już wisi w powietrzu. Rzuciłam hasło…uciekamy stąd! Opędzamy się, dając parę rubli, tak jak chcieli na wódkę i wyjeżdżamy z miasta. Ale co robić, już 18.00, w górach wisi śliska paszcza ołowianych chmur, a przed nami 250km przejazdu przez Sajany Zachodnie z przełęczą na 2200m.n.p.m. Trudno trzeba jechać. Po przebiciu się przez front burzowy deszcz ustaje i już w przyjemnej aurze o 21.00 docieramy do miejscowości Abaza. Niepowtarzalne i wspaniałe widoki w górach, czasem dorównujące tym pamirskim i na koniec dzisiejszej podróży prywatna baza „ekoturizma”, odpowiednika naszej agroturystyki ze wspaniałą kolacją, banią i wszystkim tym co oferują takie rodzinnie prowadzone miejsca, a których w Rosji jest jeszcze bardzo mało! Mieliśmy również możliwość spróbowania piwa z miejscowego browaru (robi to trzech mężczyzn w drewnianej chatce) z terminem przydatności 15 dni.

dzień 38. – 9 sierpień – Abaza > Abakan > Tadżikskij – dr.nr.M54 – 560km

Przejazd przez północną część Sajanów zachodnich do Abakanu i powrót w kierunku Krasnojarska. Innej alternatywy nie ma, trzeba się z tego „worka” wydostać z powrotem na drogę federalną M53 prowadzącą nad Bajkał i dalej do Władywostoku. Jedziemy dzisiaj przez tereny republiki Chakasji. W większości to stepowe tereny hodowli i upraw rolnych. Właściwie tu w przeciwieństwie do Ałtaju czy Tuwy nie zauważamy, abyśmy byli poza terenem macierzystej Rosji. Reszta dzisiejszej trasy to powtórka przejazdu sprzed trzech dni tyle, że w przeciwnym kierunku i w kiepskiej deszczowej pogodzie. Nocleg w tym samym miejscu, czyli przydrożnej „gostinicy”, gdzie zapach palonego plastiku uśpi nas, aż do jutra w Tadżikskij 90km przed Krasnojarskiem. Od wyjazdu z domu na liczniku przybyło 12 tyś. km, a jesteśmy na tyle wcześnie, że tego dnia przeprowadzam jeszcze mały serwis przeglądowy motocykla, sprowadzający się właściwie do wymiany oleju, który jest dostępny na stacji paliw tuż obok. Filtr z odpowiednim kluczem do jego odkręcenia wiozę z Polski. Co do motocykla, to poza urwaną osłoną przeciw błotną tylnego koła (źle przykręcona przez mechaników serwisu podczas wymiany gwarancyjnej przekładni głównej – śruby nie wkręcono na kleju i po wykręceniu się samoczynnie jednej, na niezliczonej ilości dziur, element połamał się i tylko szczęście, że nie wpadł pod tylny błotnik i nie zablokował nam koła – niby taka błahostka, a jak może wpływać na bezpieczeństwo! – już czekam mając dokumentację zdjęciową, jaka będzie reakcja serwisu) i wymianą pięciu sztuk żarówek reflektora (włókna strzepują się na dziurach, a tu dostępne są tylko halogenowe żarówki chińskie lub koreańskie – czasem świecą tylko jeden dzień), poza tym, nie mam żadnych zastrzeżeń co do naszego BMW. Średnie spalanie byle jakich benzyn wynosi 4.9l na 100km.

dzień 39. – 10 sierpień - Tadżikskij- dr.nr.M54 > Krasnojarsk – dr.nr.M53 > Kańsk > Tajszet – 490km

Jedziemy w kierunku Krasnojarska mijając po drodze ogromną tamę na Jeniseju. Mała kawka przy bulwarze w okolicy Rzecznego Dworca i mostu przewieszonego nad rzeką (oba te obiekty są umieszczone na banknocie 10 rublowym) i dalej w drogę na wschód przez Kańsk do Tajszet, gdzie czeka na nas Andriej i Tania. Już trzeci jestem w ich progach. Tajszet to rozległe miasteczko z typową syberyjską parterową zabudową drewnianą. Ludzie i ich życie właściwie całkowicie związane jest z koleją Transsyberyjską. Tu rozgałęzia się linia kolejowa prowadząca na wschód-BAM północną stroną Bajkału i Transsyberyjska południową stroną. Andriej z Tatianą mieszkają w jednym z nielicznych murowanych piętrowych domów, bardzo przedsiębiorczy ludzie, prowadzą w miasteczku nowoczesny sklep z wyposażeniem budowlanym. Czujemy się tu jak byśmy byli gdzieś w Polsce u naszych przyjaciół, a nie daleko na syberyjskiej ziemi, gdzie w większości widzimy tylko małe drewniane domki. Przez te cztery lata od poprzedniej wizyty sporo było do obgadania, więc oczywiście dzisiejsza spontaniczna i serdeczna biesiada zakończyła się dopiero późno w nocy.

azja-trasa-plan-i-real

dzień 40. – 11 sierpień – Taiszet –  O km

Pierwszy dzień od zjazdu z promu, po przeprawie przez Morze Kaspijskie w Aktau, kiedy nie wsiadamy na motocykl – totalna laba i odpoczynek – no nie do końca, będziemy uzupełniać wiadomości na str. internetowej.

<<<< POPRZEDNIA ——– NASTĘPNA >>>>