21.07.2020r. – Seignosse > Bayonne > Biarritz > Saint-Jean-de-Luz > Irun (granica z Hiszpanią na rzece Bidassoa) > San Sebastian > Bermeo > Algorta (Portugalete i Getxo łączy gondolowy „Most Biskajski” („Puente de Vizcaya”)- ponad ujściem rzeki Nervion (Ibaizabal) – UNESCO) > Miono – 210km (nocleg na parkingu)

Rano opuszczamy kemping i przebijamy się wybrzeżem, przez kolejne zatłoczone kurorty w stronę granicy z Hiszpanią. Szczególnie dwa, Biarritz i Saint-Jean-de-Luz, położone wokół małych kameralnych zatoczek, tchną elegancją i przepychem. Widać, że to miejsca dla turystów nie cierpiących na deficyt portfela, luksusowe hotele, kasyna, wspaniałe rezydencje i wille. Granicę z Hiszpanią przekraczamy w miejscowości Irun, na moście rozpostartym nad rzeką Bidassoa. Wjeżdżamy do autonomicznej wspólnoty w północnej Hiszpanii… Kraju Basków. Jest to tajemniczy i niepokorny naród, zamieszkujący tereny na granicy Hiszpanii i Francji nad Zatoką Biskajską. Nierozerwanie związani z jednym z najpiękniejszych zakątków Europy, swoją ojczyzną, który sami zwą „Euskadi”. Fascynująca historia hardych górali pokazuje nam, jak można zachować własną kulturę, pomimo przeciwności losu. Obecnie żyje około 10mln Basków, z czego 2,3mln w Hiszpanii, około 285tys. we Francji i kilka milionów na emigracji, głównie w Ameryce Łacińskiej. Baskowie mówią językiem, który nie wywodzi się z języków indoeuropejskich, wykazuje za to pewne podobieństwo do dialektów, którymi posługują się pewne odosobnione populacje w dolinach Kaukazu. Niektóre wyrazy, podobne są do słów z języka węgierskiego, fińskiego, czy też nawet japońskiego. Co by nie powiedzieć, ich język nie przypomina żadnego innego współcześnie używanego języka na świecie. Historia dążenia Basków do niepodległości, sięga bardzo odległej przeszłości. Potężna ekspansja Rzymian sprawiła, że na pięć wieków, znaleźli się oni pod panowaniem Imperium. Baskowie nie ulegli procesom romanizacji, a nawet skorzystali na wpływach rzymskich, ponieważ pod panowaniem Rzymu zostali ochrzczeni. Wraz z upadkiem Cesarstwa Zachodniorzymskiego, Baskonia na powrót stała się krainą od nikogo niezależną. Nie zmieniło się to nawet wówczas, gdy ekspansywni Arabowie w VIII w. opanowali niemal cały Półwysep Iberyjski. O ile wpływy muzułmańskie uwidaczniają się w Hiszpanii (m. in. w jej architekturze) do dziś, to Baskonia zawsze pozostawała czysto chrześcijańska. Próby podbicia tego obszaru podejmowali również Frankowie, jednak ponieśli klęskę. Stała się ona słynna za sprawą trubadurskiego eposu rycerskiego „Pieśń o Rolandzie”, która opiewa bohaterską śmierć rycerza w armii Karola Wielkiego. Kres baskijskiej autonomii, wiąże się ze zjednoczeniem Hiszpanii, do którego doszło w roku 1474, za sprawą małżeństwa zawartego między królem Kastylii Ferdynandem a Izabelą- królową Aragonii. Pod koniec XIX w., działacze baskijscy powołali do życia „Nacjonalistyczną Partię Basków” („PNV”), której nadrzędnym celem było uzyskanie autonomii i uniezależnienie się od władzy Hiszpanii. Po zakończeniu II wojny światowej, sytuacja Basków nie była dla nich samych zadowalająca. Pragnęli oni niepodległości, odrębnej państwowości, a nie dysponowali nawet autonomią. Momentem zwrotnym w historii Baskonii był rok 1959, w którym doszło do powstania organizacji o nazwie „Kraj Basków i Niepodległość” („Euskadi ta Askatasuna”) w skrócie zwanej „ETA”… o której to zapewne wielu słyszało. Działalność „ETA” skupiała się głownie na przeprowadzaniu akcji wewnątrz miast. Najczęściej ograniczali się do podkładania ładunków wybuchowych w miejscach publicznych, zastraszaniu polityków. Mordy przez nich dokonywane dotyczyły pojedynczych osób, szczególnie niewygodnych dla organizacji. I tak… od zamieszek do krwawych ataków, od rozmów pokojowych do działań zbrojnych. A dziś… po wielu latach terroru („ETA” nazywała to walką zbrojną o wolność), w 2011r. ogłosiła definitywne zawieszenie w broni, kończąc tym samym cztery dekady przemocy, która kosztowała życie ponad 800 ludzi, a w maju 2018r. formalnie się rozwiązała. Jednak wieloletni konflikt dążących do niepodległości Basków z resztą Hiszpanii jest ciągle żywy i politycy ze wszystkich stron wykorzystują go w międzypartyjnych rozgrywkach. Być może, gdyby sposób działania tej organizacji nie był tak brutalny, gdyby podejmowane przez nią działania nie pochłonęły tylu ofiar, rzecz wyglądałaby inaczej. „ETA” kojarzona jest z terroryzmem, a ten jest obecnie na świecie szczególnie potępiany (zwłaszcza po zamachach na „World Trade Center”).Kojarzony jest on obecnie z przemocą, brakiem bezpieczeństwa, terroryzmem i ekstremizmem. Lepiej by było, aby słynął ze swych bogactw naturalnych, pięknych krajobrazów i przyjaznych ludzi.

Dalszą jazdę kontynuujemy północnymi terenami na zachód wzdłuż Atlantyku. Całkowicie zmienia się krajobraz i charakter zabudowy, nawet w małych miasteczkach, dominuje zabudowa blokowa, wielkie domy wybudowane na przestrzeni ostatniego półwiecza.

Przez San Sebastian docieramy na przedmieścia Bilbao i kierujemy się w stronę rzeki Estuary of Bilbao. Chcemy zobaczyć specyficzny most, zwany „Mostem Biskajskim”. Jest to bardzo specyficzne dzieło techniczne, a pokonanie dystansu na drugą stronę odbywa się w specjalnej gondoli, podwieszonej do jego konstrukcji na linach. Most, zaprojektowany został przez znanego architekta Alberto Palacio (jednego z uczniów Gustawa Eiffla) i oddany do użytku w 1893 r. Połączył on miasto Portugalete oraz dzielnicę miasta Getxo – Las Arenas. Przy budowie zastosowano nowoczesne, jak na koniec XIX w. rozwiązania. Oprócz ciężkiej żelaznej konstrukcji wykorzystano lżejsze stalowe liny. Był to pierwszy i zarazem najstarszy na świecie most gondolowy, który był zdolny przewozić ludzi i pojazdy. Stanowił wzorzec dla innych podobnych mostów w budowanych Europie, Afryce czy Amerykach, z których po dziś dzień przetrwało tylko kilka. Most jest ciągle w użyciu. Ma około 160m dł. i 50m wys. Do przęsła znajdującego się 45m nad wodą, podwieszona jest na długich linach gondola, która może przewieźć co 8 minut, jednorazowo 8 pojazdów i kilkudziesięciu pasażerów w ciągu 1,5 minuty. Na przejazd mostem obowiązuje zbiorczy bilet komunikacji miejskiej Bilbao. „Most Biskajski” został wpisany na listę UNESCO 13 lipca 2006r.

Z tego co zauważyliśmy, nasze auta nie kwalifikują się, aby można je było przetransportować tym mostem na druga stronę, więc aby przedostać się na drugą stronę rzeki Estuary of Bilbao, musimy dotrzeć do mostu położonego głębiej w lądzie. Dalej kontynuując jazdę wzdłuż atlantyckiego brzegu, przemierzamy postrzępione, górzyste wybrzeże. W okolicy małej miejscowości Miono, na parkingu opustoszałej restauracji, rozbijamy obozowisko na dzisiejszą noc. Z jednej strony, w górach mosty nowej autostrady, a z drugiej… w dole Atlantyk.

20-07-21-map

22.07.2020r. - Miono > Santillana del Mar > Comillas > Ribadesella > Cudillero > Luarca > Cueva – 390km (nocleg na plaży w Cueva)

Pierwszym miejscem, które odwiedzamy dzisiejszego dnia, jest kameralne miasteczko Santillana del Mar. Auta pozostawiamy poza centrum i pieszo obchodzimy jego zakamarki. Spacer po tym średniowiecznym miasteczku, to tak jakby cofnąć się w czasie. Podziwiamy dobrze zachowane domy z kamienia (wykończone drewnem i złotem), rezydencje arystokratów i zwykłe gospodarstwa, wszystkie te budowle cechuje jednolitość architektury. Słynny francuski noblista Jean-Paul Sartre w jednej ze swoich pierwszych powieści „Mdłości”, nazwał je najpiękniejszym w tym kraju. Główną ulicą Calle de Santo Domingo, przecinającą Santillanę, docieramy do historycznej dzielnicy, która przetrwała upływ czasu i zachowała się w doskonałym stanie. Przy malowniczych brukowanych uliczkach, stoją okazałe domy z piaskowca (casonas), z których większość została zbudowana między XIV a XVII w… prześcigające się ekstrawagancją herbów rodowych. Wyróżniają się fasady renesansowego Palacio de Velarde, przekształconego na hotel Palacio Valdivieso, Palacio Barreda-Bracho, przyozdobionej interesującym herbem Casa de los Hombrones, Casa de Leonor de la Vega, Casas de los Quevedo y Cossío czy Casa de la Parra y del Aguila. Do dzisiaj mieszkańcy wyrabiają lokalne produkty takie jak słynne przetwory z sardeli europejskiej „anchoas”, serowa „quesada”, tradycyjny deser „flan”, wyrosły na kult cydr, czy słodycze „bizcocho”. Najpyszniejsze są lody z mleka prosto od krowy, a wszystko to w licznych knajpkach, kawiarenkach i sklepikach.

O Santillana del Mar mieszkańcy mówią, że jest „Miastem Trzech Kłamstw”. A dlaczego?… bo nie jest ono ani święte (santo), ani płaskie (llano), ani nie znajduje się blisko morza (mar). Nazwa miasteczka pochodzi od imienia jego patronki, św. Juliany (Santa Juliana). Podziwiać możemy tutaj najważniejszy zabytek w mieście i jeden z najpiękniejszych zabytków romańskich w całej Kantabrii „Kolegiatę św. Juliany” „(Colegiata de Santa Juliana”). Świątynia utrzymana w stylu romańskim i wzniesiona w XII w., w miejscu dawnej pustelni (wstęp 3€ od os.). Wewnętrzny dziedziniec otaczają krużganki z lasem podwójnych kolumn zwieńczonych 43 dobrze zachowanymi, bogato zdobionymi kapitelami (sceny biblijne, motywy roślinne i geometryczne). Znajdują się tutaj szczątki świętej Juliany, które przechowywane są w specjalnym sarkofagu od ponad 1200 lat. Juliana była katolicką męczennicą, która według legendy, została skazana na śmierć przez swojego męża, ponieważ nie chciała mu oddać dziewictwa. Inna legenda głosi, że święta Juliana najprawdopodobniej złapała w pułapkę samego diabła. Santillana del Mar, to także częsty przystanek na drodze pielgrzymów zmierzających szlakiem zwanym „ Droga św. Jakuba”, a często określanym („Camino de Santiago”), prowadzącym do katedry w Santiago de Compostela w Galicji.

Odwiedzamy tu również specyficzne „Muzeum Tortur” („Museo de la Tortura”), wstęp 4€ od os. Już kilkukrotnie opisywaliśmy podobne muzea, są ciekawe, choć posiadają wstrząsającą kolekcję ponad 70 narzędzi tortur. Poświęcone działalności instytucji śledczo-sądowniczej Kościoła Katolickiego… Inkwizycji. Muzeum jest podzielone na 3 piętra, na których można zobaczyć wszelkiego rodzaju wyrafinowane urządzenia do zadawania bólu lub sprowadzania śmierci w wyjątkowo okrutny sposób. Różnej wielkości narzędzia, niektóre naprawdę imponujące, takie jak byk Falaris w całości z metalu z otworem w pysku. To do niego wprowadzono skazanego, a tymczasem na dole rozpalano ognisko, aby więzień został upieczony żywcem, a wydając z siebie potworne krzyki… na zewnątrz wydawało się iż byk ryczy. Pozostałe sadystyczne ustrojstwa odzierające człowieka z godności, zadające nieludzkie, powolne cierpienia i śmierć… gilotyna, żelazna dziewica, źrebaki, krzesło przesłuchań, pałki, beczka pijaka, kołyska Judasza, pasy cnoty, gruszka, bocian, trumna, metalowe maski-kagańce, stół do rozciągania, rozdzieracz piersi, piła, widelec heretyka itp. Będziemy mogli zobaczyć również metody tortur, ponieważ na średniowiecznych rysunkach, wyjaśniono w dosadny sposób inkwizycyjne warsztaty przesłuchań. Dla uzupełnienia wyobraźni, każdemu narzędziu tortur towarzyszy wyjaśnienie czasu, w którym został użyty, jakiego rodzaju przestępstwo zostało nim ukarane, a skutki jakie osiągnięto na skazanych… wielu nie pozostawi bez słowa. Niegdyś sentencja Plauta „homo homini lupus”, dziś słowa Zofii Nałkowskiej „Ludzie ludziom zgotowali ten los”… czy „Człowiek człowiekowi” Edwarda Stachury… to wciąż aktualne zapewnienia o tym, że… człowiek jest mówiony przez emocje…

Wczesnym popołudniem opuszczamy średniowieczne klimaty, a następny postój urządzamy w portowym miasteczku Comillas. Akurat przebywamy tu w porze obiadowej, toteż w miejscowej knajpce, serwującej „owoce morza”, smakujemy miejscowe sardynki i kalmary. Sardynki takie sobie, natomiast kalmary wspaniałe. W tym miejscu, powiedzmy ciut o kulinariach, cenach i godzinach otwarcia barów i restauracji. Francja – wszystko bardzo drogie, kawa 3÷4€. Właściwie możemy coś zjeść do godz 14.00, później w barach serwują jedynie napoje. Restauracje otwierają dopiero po 19.00. W Hiszpanii wszystko zdecydowanie tańsze, kawa 1,5€, espresso można wypić już poniżej 1€. Obiad można zjeść do 15.00, później knajpy otwierają dopiero przed 21.00. Trochę nie odpowiada nam czas serwowania posiłków, gdyż na typowy nasz obiad jest nieco za wcześnie, a z kolei gdyby go przenieść na wieczór, to zbyt późno. Staramy się coś zjeść o obiadowej porze, a typowy posiłek, przygotowujemy sami podczas biwakowania, z produktów zakupionych w supermarkecie. Staramy się raz dziennie odwiedzić Lidla, który jest jedną z popularnych sieci w obu krajach.

Dalej na trasie odwiedzamy kilka małych porcików i plaż, Ribadesella i Cudillero. Szczególnie urokliwa jest kurortowa miejscowość Luarca, rozpostarta na wzgórzach wokół wąskiej zatoki, mocno zagłębionej w ląd. Ze wzgórza rozciąga się panoramiczny widok na miasto, klifowe wybrzeże i ciekawie ulokowany cmentarz „Cementerio de Luarca”, który w formie amfiteatru pokrywa sporą część zbocza, to osobliwości tego miejsca.

Na nocleg podjeżdżamy do małej zatoczki, którą widzieliśmy z góry dojeżdżając do miasta. Okazała się być dziką plażą, gdzie sporo turystów biwakuje i pozostaje do następnego dnia. Plaża kamienista, obok wpływa zielona rzeka, gdzie u jej brzegów po drugiej stronie, ulokowane jest wejście do obszernej jaskini.

20-07-22-map

23.07.2020r. - Cueva > Foz > O Caritel – „Basilica de San Martino de Mondonedo” > Ferrol > Betanzos > Santiago de Compostela – 310km (nocleg na kempingu „As Cancelas”- 2km od centrum miasta)

Rano podjeżdżamy do miejscowości Foz, gdzie urządzamy krótki postój na kawę. Dalej kierujemy się w góry i po 10km docieramy do bazyliki „Basilica de San Martino de Mondonedo”. Uważana jest za najstarszą katedrę w Hiszpanii. Była siedzibą dwóch biskupów w IX w., a obecny kościół o architekturze romańskiej pochodzi z końca XI w. W przyległych zabudowaniach mieści się muzeum i o dziwo wstęp jest bezpłatny.

Dalej przebijamy się przez przepiękne góry, wspaniała pogoda i w związku z tym niezapomniane krajobrazy. Jedziemy bocznymi, wąskimi dróżkami, zaglądając dosłownie w posesje mijanych gospodarstw. Późnym popołudniem docieramy do Santiago de Compostela, odwiecznego celu pielgrzymek i wizualnie jednego z najbardziej okazałych miast Hiszpanii. Jest jednym z najbardziej niekwestionowanych miejsc będących pod patronatem UNESCO. Miasto, dzięki swojej spójności związanej z dziedzictwem historyczno-kulturowym, łączy specyficzne i uniwersalne wartości w idealnym ośrodku miejskim, który wypełniają równocześnie historia i ponadczasowość. Chyba każdy z nas słyszał chociażby nazwę tej miejscowości, a co zagorzalsi katolicy, myślą o odbyciu pielgrzymki do tego miejsca. Santiago de Compostela to stolica regionu Galicja i jeden z najbardziej znanych ośrodków kultu chrześcijan. Legenda mówi, że na terenach hiszpańskiej Galicji jeden z apostołów, św. Jakub Starszy, nawracał na chrześcijaństwo zamieszkujących wówczas te rejony Europy Celtów. Miał on zginąć śmiercią męczeńską po powrocie do Jerozolimy, poprzez ścięcie mieczem przez kata z polecenia Heroda Agryppy. Jego ciało złożone na łodzi, dopłynęło z powrotem na wybrzeże Galicji, prowadzone przez zastępy aniołów. Szczątki świętego pogrzebano, jednak z upływem czasu, zapomniano o miejscu pochówku apostoła. Odnaleziono je dopiero w 813r., na skutek cudownego zjawiska. Na niebie miała pojawić się wielka światłość oraz deszcz gwiazd, które wskazały grobowiec świętego oraz jego dwóch uczniów: Atanazjusza i Theodomira. Miejsce to nazwano „Campus Stellae” (hiszp. – „Pole Gwiazd”), od którego nazwę wzięło miasto Santiago (hiszp. – św. Jakub) de Compostela.

Pierwsze pielgrzymki do grobu świętego odbywały się już w IX w. Miały one jednak zgoła inny charakter, niż dzisiaj. Często traktowano je jako element resocjalizacji, pątnicy zadawali je sobie samodzielnie jako pokutę lub były one nakazywane wyrokiem sądowym. Średniowieczne pielgrzymki do Santiago de Compostela czasem były też elementem zadośćuczynienia i sposobem na umocnienie wiary. Zdarzało się, że całe miasta lub parafie organizowały pielgrzymki w ważnych dla swojej społeczności intencjach (np. prośby o pomyślne plony, koniec suszy lub wyleczenie zarazy). W drodze do Santiago de Compostela pielgrzymów prowadzą muszle przegrzebka, które są symbolem trasy. Szczyt popularności „Drogi św. Jakuba” miał miejsce w okresie od XI do XIV w. Były lata, kiedy pielgrzymkową trasę przemierzało nawet ponad milion osób. Tak duże zainteresowanie sprawiło, że w XII w. Santiago de Compostela zostało uznane za trzecie (po Jerozolimie i Rzymie) najważniejsze święte miejsce chrześcijan i po dziś dzień jest metą wszystkich szlaków św. Jakuba, „Caminos de Santiago”.

Budowla „Katedry Santiago de Compostela” („Catedral de Santiago de Compostela”), jest arcydziełem hiszpańskiej wersji architektury romańskiej. Główna fasada znajduje się przy „Placu Seminaryjnym” („Plaza del Obradoiro”), gdzie można również zobaczyć wiele innych zabytków, które razem tworzą niezwykły i zachwycający kompleks. W czasie zwiedzania katedry, warto zatrzymać się na chwilę przed „Portalem Chwały” („Portico de la Gloria”), arcydziełem rzeźbiarstwa romańskiego stworzonym przez Mistrza Mateo w ciągu jedynie 20 lat. Pozostałe trzy fasady katedry to południowa „Fachada de las Platerías” (wyróżnia ją „Puerta de las Platerias” czyli zachowujący romańską architekturę tzw. „Portal Złotników”, posiadający dwa tympanony przedstawiający sceny kuszenia Chrystusa na pustyni oraz Jawnogrzesznicę), wschodnia „Fachada de la Quintana” (barokowe portale „Puerta Real” i „Puerta Santa” czyli „Wrota Królewskie” oraz „Święte Wrota”, zgodnie z tradycją otwierane od XII w. tylko 31 grudnia przed jubileuszowym rokiem, kiedy dzień patrona przypada na niedzielę).

Na głównym placu katedralnym spotykamy się z kolegą Jurka, hiszpańskim motocyklistą, który uczestniczył wraz z nim w kilku wspólnych motocyklowych wyjazdach po Europie. Javier przyjechał tu swoim Harleyem z Vigo, odległego o 150km. Teraz już razem, zwiedzamy kolejno przyległe do katedry zabytki. Jesteśmy nieco rozczarowani, gdyż większość zabytków jest w remoncie, rusztowania tak na zewnątrz, jak i wewnątrz, toteż nie mamy sposobności do jak najbardziej rzeczywistej oceny zabytków.

Warto zwrócić uwagę (my zajrzeliśmy) na „Hostal Królów Katolickich” („Hostal de los Reyes Catolicos”. Hostal został wybudowany w XVI w. z rozkazu Królów Katolickich, Izabeli i Ferdynanda, żeby przyjmować chorych i pielgrzymów, którzy przyjeżdżali do miasta. Obecnie jest pięciogwiazdkowym hotelem, należącym do sieci wysokiej klasy hoteli „Paradores Nacionales”. I w związku z tym ciekawostka… na imponującej fasadzie wykonanej w stylu plateresco, można zobaczyć różne gargulce (ozdobne elementy wystające poza lico muru) przybierające fantazyjne formy. Odróżnia się jeden, u którego wyraźnie widać… wypiętą tylną część ciała. Mówi się, że kamieniarz nie był zadowolony z warunków pracy i postanowił zaprotestować w ten szczególny sposób.

Kolejną ciekawą budowlą jest „Pałac Raxoi” („Pazo de Raxoi”), wybudowany w II połowie XVIII w. jest obecnie siedzibą Rady Miejskiej. Uwagę zwraca dekoracyjna fasada, kolumny w stylu jońskim i fronton przedstawiający bitwę pod Clavijo. Pałac jest uważany za jeden z najważniejszych przykładów stylu neoklasycznego w kraju. Podchodzimy również pod „Kolegium św. Hieronima” („Colegio de San Jeronimo”), założone w XVI w., było szkołą dla biednych. Obecnie znajduje się tam rektorat Uniwersytetu. Kolejne mijane miejsce to „Casa do Cabido” jest zabytkiem w stylu barokowym z połowy XVIII w. Funkcją budynku, o długości ledwie przekraczającej 3m, było zamykanie „Placu Złotników” („Plaza de las Platerías”). Nazwa placu wzięła się od tego, że w tym miejscu, u podnóży Katedry, złotnicy zakładali swoje pracownie od czasów średniowiecza. Kolejna budowla to „Dwór Bendana” („Pazo de Bendana”), to miejski pałac w stylu barokowym z XVIII w. położony na placu „Praza do Toural”. „Dwór Fondevila” („Pazo de Fondevila”), to pałac w stylu barokowym, położony na imponującej ulicy calle de las Casas Reais. Tą ulicą wchodzą do miasta pielgrzymi idący szlakiem francuskim „Camino Frances”. Dalej na trasie marszu natrafiamy na kompleks „Convento de San Francisco”, klasztoru wraz z kościołem św. Franciszka, znajduje się tuż za murami najstarszej części historycznej miasta. Jest jakby łącznikiem pomiędzy zwartą zabudową skupioną wokół katedry, a resztą miasta. A to nie koniec zabytków, trudno je wszystkie wymienić… a co dopiero dokładnie obejrzeć, na to potrzeba co najmniej kilku dni.

Mieszkańcy Olsztyna, z pewnością rozpoznają element flagi swojego miasta…muszlę. Nic w tym dziwnego, herbem miasta Olsztyn jest wizerunek świętego Jakuba Starszego, a pierwszy odcinek tzw. „Drogi Polskiej” („Camino del Norte”) wiedzie z „Bazyliki Katedralnej św. Jakuba” w Olsztynie, do gotyckiego „Kościoła św. Jakuba” w Toruniu i dalej przez całą Europę, do Santiago de Compostela.

Na nocleg zatrzymujemy się na miejscowym kempingu, położonym 2km od centrum – „Camping As Cancelas” – 27,5€ za auto, 2os. i prąd.

20-07-23-map

24.07.2020r. - Santiago de Compostela > Noia > Concello de Vilagarcía de Arousa > Cambados (na lancz przegrzebki – muszle świętego Jakuba) > Sanxenxo > Pontevedra > Bueu > Cangas > Vigo > Baiona > Viladesuso – 270km (nocleg na parkingu przy plaży)

Ruszamy dalej na południe, wzdłuż postrzępionego, galicyjskiego oceanicznego brzegu. Widoki wręcz pocztówkowe. Docieramy do małego porciku Noia, a jak głosi legenda, to właśnie tutaj miała przybić do brzegu… biblijna Arka Noego.

Na płytkich rozlewiskach, zalewanych oceanicznym przypływem, w mazistym błotku, miejscowi wygrzebują specyficzne muszle. To tajemnicze „coś” w wiaderkach mieszkańców… to sercówki „almejas”. Małże w Polsce praktycznie nieznane, dające utrzymanie każdej rodzinie, a na świecie uznawane za przysmak, najlepszy z najlepszych. W Galicji „almejas” są ozdobą każdego rybnego targu i każdej restauracji. A gdy kucharze z całego świata, ci szczycący się gwiazdkami Michelin, potrzebują sercówek, są gotowi słono zapłacić za ten rarytas.

Kolejny kulinarny cymes to muszle św. Jakuba, nazywane przegrzebkami, to smakowite jadalne małże, które natura podarowała narodom zamieszkującym wybrzeża europejskiej części Atlantyku. W Cambados, postanawiamy popróbować kulinarnej „perły”czyli przegrzebków. W różnych programach kulinarnych słyszeliśmy o przegrzebkach, zwanych również muszlami św. Jakuba. Teraz dokładnie wiemy, gdzie i jak się je poławia oraz skąd ta nazwa. Puste muszle były zabierane przez pątników i stanowiły pamiątkę, swego rodzaju dowód odbycia pielgrzymki do grobu tego świętego, z czasem stając się symbolem tych pielgrzymek. Po dziś dzień, symbolem muszli oznacza się szlaki „Drogi św. Jakuba” prowadzące do Santiago de Compostela, a pielgrzymi ozdabiają nią swój strój (plecak, płaszcz i kapelusz) oraz kij pielgrzymi.

Spacerując po Cambados szukamy odpowiedniej knajpki serwującej te specjały i znajdujemy ją tuż przy morskim brzegu. Bardzo elegancki wystrój i szykowna obsługa, rzecz jasna zamawiamy przegrzebki. Jedna muszla przygotowana do konsumpcji to koszt 8€. Małże św. Jakuba, nazywane w Galicji „vieiras” to popularna pozycja w menu tutejszych restauracji. Możemy je tu zjeść na dwa sposoby… gotowane serwowane w połówce muszli, z limonką albo zapiekane z panierką, sosem z cebuli, pomidorów, papryki i przyprawami. Wybieramy wersję nr 2 i „empanadę” (10€), która nam najbardziej kojarzy się z kuchnią Ameryki Łacinskiej, ale tak naprawdę pochodzi z Galicji i Portugalii. Galicyjska „empanada” wygląda trochę inaczej niż południowo-amerykański odpowiednik… jest znacznie większa, w tym wypadku to spory placek, podawany w kwadratowych kawałkach, takich jak nasze domowe ciasto. „Empanada” nadziewana jest różnorodnymi farszami – mięsnymi, rybnymi, owocami morza. Najbardziej popularne nadzienia to tuńczyk, mule albo dorsz… nasza była z tuńczykiem. Do tych kulinarnych specjałów serwujemy sobie piwo „Estrella Galicia” (1,80€).

Przemieszczając się dalej na południe objeżdżamy wzdłuż brzegów kolejne strzępiaste półwyspy, rozkoszując się niezwykłymi widokami. Niespiesznie, pod wieczór docieramy do Vigo, rozległego miasta z dużym portem. Ponownie szukamy stacji z LPG, ponieważ jak już wcześniej wspominaliśmy, Jurek ma Toyotę Tacoma z silnikiem benzynowym 3,6l, więc mocno konsumpcyjnym, co przelicza się oczywiście na koszty. Ma również zamontowany system na gaz z 96l zbiornikiem. W Polsce to opcja bezproblemowa, prawie wszędzie można go zatankować, a tutaj, już od Francji mamy ciągły problem ze znalezieniem takich stacji paliw, gdzie sprzedają również gaz. Prawdopodobnie jest to spowodowane sprawą ekonomii, gdyż jego cena jest prawie dwukrotnie wyższa niż w Polsce. Otrzymaliśmy informację, że właśnie w Vigo, gdzieś w porcie, takowa się znajduje. I rzeczywiście jest, po raz drugi w Hiszpanii, udaje się Jurkowi zatankować gaz.

Opuszczamy Vigo i jedziemy następne 35km, do kolejnego portowego miasteczka Baiona. Obecnie miasto jest hiszpańskim kurortem. Plaże są tutaj niewielkie, jednakże w sezonie bardzo zatłoczone. Blisko Baiony znajduje się plaża „Praia de America”, jedna z większych na tym obszarze. W miejscowości tej, znajduje się również port rybacki, pełen tradycyjnych domów i barów tapas. Miasteczko szczyci się sławą i tytułem… iż właśnie w 1493 roku karawela „Pinta” (najszybszy z trzech statków podczas pierwszej wyprawy Krzysztofa Kolumba) zawinął do Baiony ogłaszając odkrycie Ameryki i z tego miejsca wiadomość rozeszła się po całej Europie. Żeby upamiętnić to wydarzenie w pierwszy weekend marca w Baionie obchodzona jest średniowieczna fiesta nazywana „La Arribada” (dosł. zawinięcie, przypłynięcie, przybycie). Z drogi widoczna jest forteca, w której mieści się zamek „Castillo de Monterreal” – obecnie luksusowy hotel należący do sieci „Paradores Nacionales”.

Robi się późno, więc pozostało nam znaleźć odpowiednie miejsce na nocleg, mamy z tym nieco problemów, gdyż od Atlantyku bezlitośnie wieje . Za Viladesuso, za kolejnym cyplem, znajdujemy nieco zaciszniejsze miejsce i rozbijamy obozowisko.

20-07-24-map

25.07.2020r. - Viladesuso > Oia „Mosteiro de Santa Maria de Oia” – barokowy klasztor UNESCO > A Guarda – „Monte Santa Trega” > Vila Nova de Cerveira – granica z Portugalią > Caminha > Viana do Castelo > Mindelo > Vila do Conde > Vila Nova de Gaia > Mealhada – 270 km (nocleg na komunalnym parkingu, tuż obok parku)

Jedziemy dalej i po kilkunastu km docieramy do osady Oia. Znajduje się tu barokowy klasztor z ciekawą kamienną fasadą „Mosteiro de Santa Maria de Oia”, wpisany na listę UNESCO. Niestety jest zamknięty, a samo miejsce jakieś takie opustoszałe. Pod klasztorem czeka na nas Javier, ma zamiar doprowadzić nas do granicy z Portugalią. Najpierw jednak docieramy na sam południowy cypel galicyjskiego wybrzeża, do miejscowości A Guarda i wspinamy się na wierzchołek góry „Monte Santa Trega” („Monte Santa Tekla”), dominujący nad miasteczkiem (wjazd 1€ od auta). Na szczycie „Góry Świetej Tekli”, zachowały się pozostałości celtyckiej osady „Celta” datowanej na I w p.n.e. Należy w tym miejscu wspomnieć iż obecni mieszkańcy Galicji, to spadkobiercy Celtów, którzy przybyli do Iberii pod koniec epoki żelaza wraz ze swoimi zwierzętami i zwyczajami. Galicja stanowiła dla nich doskonałe miejsce do dalszych ekspansji. Celtycka przeszłość uwidacznia się w kulturze, w muzyce i w tańcach. Swoje uczucia religijne wyrażają w budowaniu krzyży i przydrożnych kalwarii, biorą udział w procesjach i świętowaniu licznych odpustów. Szczyt góry zajmują fragmenty ponad stu okrągłych zabudowań, ciasno stłoczonych za otaczającym je murem. Lokacja jest bajeczna i przede wszystkim idealna strategicznie, „Monte Santa Trega” znajduje się tuż przy ujściu rzeki Minho do oceanu, na granicy Hiszpanii z Portugalią. Krajobrazy jakie rozpościerają się z punktów widokowych są niezwykłe, a do tego wzbogacane leniwie snującymi się chmurami ocierającymi się o szczyt. Znalazł się też czas, na wypicie smacznej kawy z dodatkiem spektakularnej panoramy.

Zjeżdżamy w dół i kierujemy się kilka km dalej do osady A Pasaxe na prom, który z wg. Javiera ma pływać na drugą stronę do portugalskiego, portowego miasteczka Caminha. Okazuje się, że prom nie działa, więc musimy jechać na most oddalony o 15km, w górę biegu rzeki Minho i wjechać do Portugali w miasteczku Vila Nova de Cerveira. W tym miejscu opuszcza nas Javier i już dalej podążamy bez wesołego pilota na motocyklu.

Kolejno zaglądamy do mijanych, już portugalskich portów i miasteczek. Viana do Castelo, gdzie dominuje wspaniała stara zabudowa, a niegdyś, przez wiele lat, była prężnie rozwijającym się ośrodkiem, słynącym przede wszystkim z wypraw morskich. To stąd właśnie pochodziła większość kolonizatorów, obdarowanych ziemią na terytoriach odkrytych za panowania króla Manuela. Tymczasem w Mindelo, kameralnym porciku, zapraszamy się na obiad w restauracji „Refe Icao”. Na wejście „entrada mista dia” (6,50€), czyli krewetki, małże, prościutto, ale to co przynieśli za 30€ (pieczone mięso, boczek, krewetka olbrzym, frytki i sałatki)… przerosło nasze oczekiwania. Kulinaria uzupełniło piwo „Super Bock”(1,50€) oraz 0,5l wina (2,80€). Na etapie kawy espresso (0,80€), zastanawialiśmy się, jak w trzy osoby, nie poradziliśmy zjeść tej zastawy…? toteż resztę kazaliśmy zapakować i zabieramy na kolację.

Następnie musimy przedrzeć się przez rozległe miasto-port, Porto. Koszmarne przedmieścia, nieciekawa zabudowa i… mosty. Porto to drugie co do wielkości miasto w Portugalii i dawna jej stolica. Znajduje się u ujścia rzeki Duero, którą od setek lat spływają z doliny Duero transporty wina Porto. Ponownie docieramy do Atlantyku i rozkoszujemy się widokami na plażach w Valadares, Arcozelo i Sao Felix da Marinha. Na nocleg, zostajemy w miejscowości Mealhada, na komunalnym parkingu w dzielnicy rekreacyjnej, tuż obok parku.

20-07-25-map

<<<< POPRZEDNIA ——– NASTĘPNA >>>>