Wyprawa wzdłuż Atlantyku przez kontynentalną część Europy:

Zdecydowanie pokrzyżowała pandemia koronawirusa nasze plany wyprawowe na obecny rok. Mieliśmy przejechać przez Kaukaz, zaczynając od strony Gruzji, później Osetkia, Abchazja, Inguszetia, Czeczenia i rozległa Rosja, przez Ural, Archangielsk, Wyspy Sołowieckie po Murmańsk, dalej Nordkapp i Norwegię… a co nam pozostało?… obserwować wiadomości i czekać, które kraje w ogóle otworzą się, aby można było do nich wjechać. Do końca liczyliśmy, że może zatoczymy malutki krąg przez Finlandię i Norwegię, jednak i tu dotknęło nas rozczarowanie, gdyż Polski nie ujęto jako kraju z którego turyści mogą wjechać – ponoć nadal współczynniki zachorowań na COVID-19 były przekroczone. Cóż począć w takiej sytuacji?… ano to co od dawna leżało gdzieś w kącie, odłogiem na dnie marzeń i naszych podróżniczych planów. Pozostała więc Europa Zachodnia, miejsce do którego niezbyt się palimy, ale z czystego faktu, że w pewnej jej części jeszcze nie byliśmy, postanowiliśmy to obecnie zrealizować. Konkretnie przejazd wzdłuż Atlantyku, od Normandii, aż po południową część Portugalii. Wszak Atlantyk objechaliśmy prawie cały wzdłuż brzegów obu Ameryk, Afryki, Irlandii, Szkocji i Islandii, a w części Europy kontynentalnej jedynie skrawek przy Gibraltarze, a ja jeszcze południe Portugalii na motocyklu, wracając w 2006r. z podróży dookoła świata.

Tak więc na szybko przygotowuję plany przejazdu, powiadamiam naszego kolegę Jurka, który deklarował od dawna chęć wspólnego przejazdu, ustalamy datę startu i w drogę. Jurek, stary kolega motocyklista jechał ostatnio z nami swoją Toyotą Land Cruiser do Kirgistanu w części zeszłorocznej wyprawy do Magadanu. Obecnie sprowadził ze stanów pick-upa, Toyotę Tacoma, przebudował ją do wyprawowej formy i będzie to na obecnej trasie jej chrzest bojowy. Ponieważ będziemy zwiedzać kilka miast, postanowiliśmy wziąć ze sobą rowery, aby sprawniej poruszać się w ich centrach. Pobieżny plan zakładał szybki dojazd do Paryża, zwiedzenie miasta, a następnie zaczynając od normandzkiego wybrzeża przebyć Bretanię, Dolinę Loary, winnice Bordeaux i Akwitanię, wjechać do Hiszpanii przez Pireneje i przebyć trasę od Kraju Basków po Galicję. Następnie przejechać całe portugalskie wybrzeże, zaglądając do stolicy, Lizbony. W drodze powrotnej zwiedzić Madryt i ciekawą trasą przeciąć ponownie Pireneje. We Francji zakończymy zwiedzanie i już szybko powrócimy do kraju. Zakładaliśmy, że zajmie to nam około miesiąc, a trasa będzie liczyć 10tys.km.

08.07.2020r. – Bielsko-Biała > Zgorzelec > Hof > Bayroyt – 710km (nocleg na parkingu przy autostradzie)

Niespiesznie ruszamy w drogę, Jurek ma sporo dalej, gdyż startuje z Muszyny. Spotykamy się z nim w południe, na autostradzie za Gliwicami. Tak naprawdę, dopiero teraz na parkingu widzimy jego nowy sprzęt, Toyota Tacoma w wersji wyprawowej, całkowicie przebudowana wyprawowo przez właściciela. Auto sprowadzone z USA, silnik benzynowy 3,6l dodatkowa instalacja na gaz, butla 95l.

Dzisiejszy dzień to typowa przejazdówka, którą kończymy na parkingu, kilkanaście km za Bayroyt. Wreszcie było trochę czasu na pogaduszki i małego drinka. Niestety, u Jurka w aucie wystąpiła mała usterka, a mianowicie nie działa klamka zewnętrzna od strony kierowcy i musi auto otwierać od środka, wchodząc przez drzwi pasażera. Niby drobiazg, lecz w przyszłości przyniesie niespodziewany i dziwny skutek.

09.07.2020r. – Bayroyt > Witzburg > Dietzenbach > Offenbach > Saarbrücken > gr.Francja > Bechy – 500km (nocleg z dala od drogi w polach z pszenicą).

Rano ruszamy w dalszą drogę, w kierunku Offenbach. Tam mamy krótkie spotkanie z moją rodziną, niestety ludzie odchodzą tak szybko, więc należało przy sposobności przejazdu odwiedzić tych co jeszcze żyją i powspominać tych, którzy już odeszli. Dokładnie byliśmy w tym miejscu w 2015r., jadąc naszą Toyotą do Afryki. Wtedy był czas na spotkanie z kuzynem, teraz niestety odwiedzam już jego grób. Lata lecą niepostrzeżenie, a porządku świata nie zmienimy… zachowamy jego wizerunek w pamięci.

Po spotkaniu kierujemy się dalej na trasę w stronę Saarbrücken, przekraczamy granicę z Francją i podążamy dalej w kierunku Paryża, jadąc podrzędną drogą nr D910. Jeszcze na terenie Niemiec, miał ciąg dalszy przygody z niedziałającą, klamką Jurkowej Toyoty. Podczas ostatniego tankowania na autostradzie, nie domknął pokrywy silnika, kiedy się zorientował, zatrzymał się na pasie awaryjnym i szybciutko zatrzasnął maskę. Niestety w tym samym czasie zastrzasnęły się i drzwi, a te od strony pasażera były zaryglowane. Autostrada… pas awaryjny, auto na chodzie, kluczyki w stacyjce… co robić? Szybka decyzja, a że jest to pick-up 1,5 kabiny, to mała szybka za drzwiami leci w drobiazgi. Jurek włamuje się do własnego auta i sytuacja zostaje opanowana. Słuchamy tej opowieści z niedowierzaniem, ale takie są fakty… niedziałająca klamka, może sprowokować rozbicie szyby! Przygody muszą być… samo życie.

Jakieś 50km za granicą, w okolicy miejscowości Bechy, pod wieczór rozglądamy się nad rozbiciem naszego nocnego obozowiska. Musimy choćby tekturą wypełnić otwór okienny Jurka Toyoty. Wybieramy na ten cel rozległy parking dla TIR-ów przy małej knajpce. Właściciel zezwala, jednak warunkuje to jakimś zakupem w jego restauracji. Gorąco, zmęczeni drogą, tak więc raczymy się piwem, za „jedyne” 3€ – 250dcl, wypełnianie zoobowiązania, nieco hamuje nasze dalsze zapędy ilościowe. Płacimy i idziemy rozbijać obozowisko. Jakież było nasze zdziwienie, gdy po chwili jakiś pracownik przyjechał na hulajnodze i sprawdza, czy aby czegoś nie konsumujemy na jego parkingu z naszych wewnętrznych zapasów. Akurat Jurek zajadał kanapkę, czego upierdliwy gość mu zabrania kontynuować. Oświadcza, że na jego parkingu można spać, ale nie wolno nic jeść, ani pić swoich trunków, należy wyłącznie korzystać z restauracji. Kiedy tak natrętnie stał i patrzył, mamrocząc coś przy tym po francusku (angielski to jakiś nieznany dialekt), nasze nerwy nie wytrzymały napięcia i nie omieszkaliśmy ostro wypowiedzieć się o gościnności Francuzów, z czego rzecz jasna nie zrozumiał ani słowa. Niezwłocznie opuściliśmy to miejsce i nieco dalej, wjechaliśmy głęboko w pola i tam urządziliśmy sobie dzisiejszy biwak. Wreszcie przyszedł czas na dokończenie naprawy wybitej szyby, chwile relaksu i odreagowanie „gościnności”.

10.07.2020r. - Bechy > Paryż – 340km („Camping de Paris”, 2 Allée du Bord de l’Eau, 75016 Paris, Francja, tel: +33 1 45 24 30 00)

Kontynuujemy jazdę w kierunku Paryża, chcemy dotrzeć do miasta jak najwcześniej. Po opuszczeniu Niemiec, mamy jak najgorsze odczucie co do stanu i kondycji francuskiej infrastruktury drogowej. Stacje benzynowe, jak u nas za czasów komuny, czasem nawet nie uświadczysz WC, ani innej wersji, jak choćby „sławojki”. Jest dosyć brudno, nie ma nawet skromnych parkingów. Zastanawiamy się, gdzie na trasie kierowca ma zrobić postój na „sikundę”? Napotkani ludzie można by rzec niesympatyczni, jacyś tacy nieuprzejmi, w ogóle jest tak jakoś niepozytywnie. W dużym centrum parkingowym, przy węźle autostradowym, próbowaliśmy coś zjeść, ano właśnie „coś”… i włyszła z tego totalna porażka. Obsługa beznadziejna, zamówiony obiad był zwyczajnie obrzydliwy, a ceny wielokrotnie przeszacowane co do wartości oferowanego towaru. Jak sobie przypomnę, to do dzisiaj odbija mi się tymi klopsikami, które zamówiłem. Zresztą inne dania, jak skomentowała to Wiola i Jurek, smakowały równie podle. Reasumując… ledwie ciepłe obrzydlistwo za wygórowaną cenę…

Późnym popołudniem docieramy na kemping położony na płn.-zach. obrzeżach Paryża, kilkanaście km od centrum, na skraju „Lasku Bulońskiego” („Bois de Boulogne”), nad brzegiem Sekwany. Bardzo dużo czasu zajmuje nam przebicie się przez stolicę na drugą stronę. W dobie pandemii, zrobiłem wcześniej wywiad na temat funkcjonowania kempingu „Camping de Paris”, jak mnie informowano miał być czynny i taką też sytuację zastajemy. Płacimy od razu za dwie doby – 90€, za auto, dwie osoby plus prąd i lokujemy się na wskazanym miejscu. Jeszcze dzisiaj przygotowuję w mojej rowerowej nawigacji „Mio”, trasę na jutrzejszy objazd najciekawszych miejsc w Paryżu. W dobie pandemii, chcemy zwiedzić miasto z zewnątrz, bez zwiedzenia muzeów i wewnętrznych przestrzeni obiektów… zwiedzanie w maseczkach i kiedy jest ciepło, jest niezwykle męczące.

20-07-08-10-map

11.07.2020r. – Paryż – zwiedzanie miasta na rowerach – 34 km

„Łuk Triumfalny”(„Arc de Tromphe”), „Wielki Pałac („Grand Palais”), „Mały Pałac”(„Petit Palais”), „Plac Zgody”(„Place de la Concorde”), ogrody „Jardin des Tuileries”, „Luwr” („Musee du Louvre”), „Katedra Notre- Dame” („Cathedrale Notre-Dame de Paris), „Plac Bastylii” („Place de la Bastille”), „Panteon”(„Pantheon”), „Pałac Luksemburski”( „Palais du Luxemburg”), „Montparnasse”, „Pałac Inwalidów” („Les Invalides”), „Wieża Eiffla” („Tour Eiffel”), „Pałac Chaillot”(„Palais de Chaillot”).

Paryż… stolica Francji, najpiekniejsze miasto świata, stolica mody, miasto zakochanych, miasto spacerowiczów, miasto innowacji, miasto świateł… te określenia można mnożyć w nieskończoność. To jedno z piękniejszych miast Europy, przyciągające jak magnes turystów z całego świata. Skąd się wzięła nazwa „Paryż”? Nazwa stolicy Francji pochodzi od plemienia Paryzjów… to oni zamieszkali jedną z dwóch wysp na Sekwanie, gdzie w III w. p.n.e. założyli celtycką osadę. Nazwa plemienia po łacinie to Parisii. Swoje miasto pierwotnie nazwali Lutetia, czyli podmokłe miejsce lub miejsce cumowania łodzi. Z czasem jednak upowszechniła się nazwa Paris.

Rano wsiadamy na rowery i jedziemy w kierunku centrum stolicy Francji. Trasa biegnie przez „Lasek Buloński”, specjalnie przygotowany ścieżkami rowerowymi. Najpierw docieramy pod „Łuk Triumfalny”, na ogromny wybrukowany plac („Place Charles de Gaulle- Etoile”) i zarazem potężne rondo. Mamy satysfakcję, gdyż udało się go w całości objechać naszymi rowerami. Na środku stoi monumentalna budowla – pamiątka zwycięstw Napoleona. Zlecając w 1806r. budowę „Łuku Triumfalnego” pragnął, aby przyświecały temu trzy cele. Budowla miała dominować nad miastem, odzwierciedlać zamiłowanie cesarza do sztuki antycznej i zapewnić mu nieśmiertelność. Niestety, sam Napoleon przejechał pod jego sklepieniem dopiero w kondukcie żałobnym po swojej śmierci w 1841r. Budowę „Łuku triumfalnego” ukończono po 30 latach od jej rozpoczęcia! Bogato zdobiona rzeźbami budowla liczy 49m wysokości, pod tym względem jest drugim na świecie, a wyższym od niego jest, ewidentnie wzorowany na paryskim, łuk w Korei Północnej. Na wewnętrznych ścianach wykuto nazwy 128 miejscowości, w których toczono bitwy Rewolucji Francuskiej i Wielkiego Cesarstwa oraz nazwiska kilkuset najbardziej zasłużonych marszałków oraz generałów Wielkiej Armii. Warto odnaleźć polskie miasta: Gdańsk (Danzig), Pułtusk, Ostrołękę oraz nazwiska polskich generałów Dąbrowskiego i Poniatowskiego.

Dalej, jadąc „Polami Elizejskimi” („Champs- Elysees”), kolejno docieramy do Dużego Pałacu” (duża, przeszklona hala wystawowa) i „Małego Pałacu” (muzeum), placu „Place de la Concorde”, gdzie pradzieje placu sięgają czasów Ludwika XV – jednego z ostatnich królów przedrewolucyjnej Francji. Plac nosił wówczas jego imię, toteż pomnik tego króla stał w centralnym miejscu placu aż do okresu Wielkiej Rewolucji. W jej czasie pomnik króla usunięto, ustawiając na tym miejscu gilotynę, przy pomocy której ścięto dziesiątki osób, w tym między innymi króla Ludwika XVI i królową Marię Antoninę. Sam plac nazwano wówczas, co dość oczywiste, „Placem Rewolucji”.

Po uspokojeniu rewolucyjnych nastrojów plac otrzymał miano „Placu Zgody”, obowiązujące również i dziś. Dominującym obiektem na placu jest jednak mierzący 23m obelisk, podarowany w XIX wieku dla króla Ludwika Filipa przez wicekróla Egiptu. Obelisk pochodzi wprost z Teb, ze świątyni Ramzesa II. Niezwykłą ciekawostką jest fakt, iż obelisk pełni równocześnie funkcję zegara słonecznego, co czyni go największym tego typu chronometrem na świecie. Dalej jedziemy do ogrodów „Jardin des Tuileries” i na końcu do dawnego „Pałacu Królewskiego”, a obecnie muzeum sztuki „Luwru” („Musee du Louvre”). Nie będziemy opisywać wszystkich budowli, ogrodów i parków, jedynie pobieżnie należy przyznać iż wszystko budowane było z rozmachem, wielkim kunsztem i jak na królów i cesarzy przystało, w godziwym przepychu i bogactwie. Oczywiście największe wrażenie robi sam kompleks budynków Luwru. Nim wielka budowla stała się pałacem, a sale pałacu wypełniły dzieła sztuki, stał tu zamek warowny mający bronić dostępu do miasta. Był to okres wypraw krzyżowych i wielkich zmian w całej Europie, gdzie władza przechodziła z rąk do rąk, a wszelkie podpisywane traktaty miały ulotny charakter. Francuzi za wszelką cenę chcieli uniknąć podobnego scenariusza, a chętnych na podbój nie brakowało. Budowano więc zamki, kasztele, twierdze i potężne umocnienia. Między innymi na brzegu Sekwany wyrósł zamek Louvre, by bronić Paryża przez kolejne dwieście lat. Zawierucha wojny z czasem przycichła, a władza umocniła się na tyle, by ludzie przestali się bać. Część zamków opustoszała inne tak jak Louvre przebudowano. Na przestrzeni kolejnych wieków czyniono to wielokrotnie. Dobudowywano kolejne budynki i pałace, cały obszar zabudowy był poszerzany. Z czasem również udostępniony dla artystów, pełniący w kolejnych czasach rolę muzeum. Ostatnie wielkie rozbudowy miały miejsce za czasów Napoleona. Jak wszyscy doskonale słyszeli, jest obecnie najlepiej rozpoznawalnym muzeum na świecie. Ze swymi, ponad trzystoma tysiącami dzieł sztuki, jest również jedną z największych instytucji tego typu. Podzielone jest na trzy skrzydła otaczające dziedziniec Napoleona Bonaparte. Z założenia naszego programu, nie ujęliśmy zwiedzania jego wnętrz, po pierwsze chodzenie i zwiedzanie w maseczkach, to zwyczajna uciążliwość, ponadto aby obejść wszystkie wystawy i pomieszczenia, należy przygotować na ten cel minimum dwa dni, a niektórzy twierdzą, że tydzień to też za mało. Cała powierzchnia wystawowa Luwru to ponad 55km² sal, galerii, korytarzy i podziemi… po brzegi wypchanych dziełami sztuki. Zebrano tu eksponaty pochodzące z niemal wszystkich epok oraz stron świata. Luwr to jednak nie tylko zgromadzone tam dzieła, ale również piękna architektura. Pierwotny wygląd muzeum zawdzięcza królowi Francji Ludwikowi XIV. Był on zapalonym miłośnikiem sztuki oraz jej kolekcjonerem. To on wpadł na pomysł, by stworzyć wielką galerię i zebrać w niej najpiękniejsze dzieła z całego świata. Pomysł zrealizowano i przetrwał w niezmienionej formie aż do lat osiemdziesiątych poprzedniego wieku. Wtedy powstał też plan przekształcenia i rozszerzenia muzeum. Końcowym efektem tych działań było przebudowanie podziemia oraz stworzenie ogromnego głównego wejścia w formie szklanej piramidy. Dzięki temu „Luwr” niemal podwoił swoją powierzchnię. Wejście główne w formie szklanej piramidy, zostało ukończone pod koniec lat osiemdziesiątych i początkowo wzbudziło ogromną niechęć mieszkańców Paryża. Pojawiły się głosy, że jest to element zupełnie nie pasujący do architektury pałacu. Twierdzono też, że piramida jest zbyt nowoczesna i psuje atmosferę muzeum. Pojawiły się różne teorie spiskowe mające tłumaczyć tak dziwną konstrukcję. Ktoś, kiedyś przeliczył szklane elementy piramidy i wyszła mu liczba 666, co miało świadczyć o religijnym pochodzeniu projektu. Później okazało się, że to nieprawda i że elementów w konstrukcji jest trochę więcej. Wciąż jednak są tacy, którzy uważają szklaną piramidę w Luwrze za konstrukcję mistyczną, mającą chronić niebezpieczne i magiczne dzieła sztuki ukryte głęboko pod podłogą holu głównego, mieszczącego się wewnątrz piramidy.

Opuszczamy rejon „Luwru” i jedziemy w równie interesujące miejsce, na małą wysepkę („Ile de la Cite”) na Sekwanie, gdzie ulokowana jest słynna gotycka „Katedra Notre Dame”. Swoją chwałę zawdzięcza nie tylko słynnej powieści Wiktora Hugo. Co roku blisko 12mln turystów staje w zachwycie przed tą imponującą bryłą, co czyni z niej najczęściej odwiedzanym zabytkiem we Francji. Budowa świątyni godnie reprezentującej Paryż rozpoczęła się w XII w i trwała blisko 200 lat. Jeszcze nie dokończono budowy katedry, a stała się ona centrum najważniejszych wydarzeń w historii Francji. Spod Katedry Notre Dame w średniowieczu wyruszały wyprawy krzyżowe, a kilkaset lat później w roku 1804 Napoleon Bonaparte koronował się na Cesarza Francuzów. Tutaj również tysiące Francuzów żegnało przywódcę Charles de Gaulle’a. Jak wiemy dosięgła ją niedawno ogromna tragedia, wielki pożar, który 15 kwietnia 2019r. strawił jedną z najważniejszych pereł europejskiej kultury. Obecnie trwają prace nad rekonstrukcją tej niezwykłej budowli, ale zapewne odbudowa potrwa wiele lat.

Kolejno przemieszczamy się na „Plac Bastylii”, gdzie niegdyś stało ponure więzienie z XIV w., które legło po szturmie rozwścieczonego ludu paryskiego 14 lipca 1789r. „Czy to bunt?”… zapytał natenczas Ludwik XVI… „nie, Panie”- padła odpowiedź… „to rewolucja!”. Dziś na placu dominuje „Opera Bastille”. Następnie, ponownie przekraczamy Sekwanę i na trasie rowerowej wycieczki zajeżdzamy pod „Panteon”, klasycystyczną budowlę w „Dzielnicy Łacińskiej”, wzniesioną pod koniec XVIII w. jako kościół pod wezwaniem świętej Genowefy. Przy wejściu do „Panteonu” wyryto napis: „Wielkim Ludziom – Wdzięczna Ojczyzna”. Pochowano tutaj wiele osobistości zasłużonych dla narodu: naukowców, polityków, bohaterów narodowych oraz pisarzy. To w „Panteonie”, jako pierwsza kobieta, spoczywa wybitna polska fizyczka, Maria Skłodowska-Curie. Kolejno na naszej trasie podjeżdżamy pod „Pałac Luksemburski”. To niesamowity pałac, został zaprojektowany przez Salomona de Brosse dla Marii Medycejskiej, żony króla Francji Henryka IV. Od 1799r. „Pałac Luksemburski” jest siedzibą francuskiego Senatu. W czasie Rewolucji Francuskiej pałac był więzieniem, a w czasie II wojny światowej siedzibą Luftwaffe. Wielokrotnie przebudowywany, zyskał swój obecny kształt pod koniec XIX w.  Wreszcie docieramy do tętniącego życiem „Montparnasse”, dziś ruchliwa, tłoczna z charakterystyczną wieżą „Tour Montparnasse”, punktem widokowym masowo odwiedzanym przez turystów. A czym dzielnica „Montparnasse” była kiedyś? Na początku XX w. do dzielnicy zaczęli ściągać artyści. Cicha wówczas atmosfera tamtych ulic, zwabiła pisarzy takich jak Victor Hugo, Balzac, Chateaubriand, Sainte-Beuve. Malarze, poeci i pisarze gromadzili się na wesołych spotkaniach w takich kawiarniach jak La Dome, La Coupole i La Closerie des Lilas. Dzielnica stanowiła centrum zabawy, twórczości i intelektualizmu. Zdawało się, że wszystko jest możliwe i dozwolone. To właśnie tu zamieszkiwali Picasso, Braque, Henri Rousseau, Henri Matisse. Tu przeżywał czasy swojej świetności malarz japońskiego pochodzenia Tsuguharu Fujia, czy też Moise Kisling. Królowała uwielbiająca zabawę „Kiki”… modelka i kochanka wielu artystów. Na „Montparnasse” w czasach rozkwitu dzielnicy zamieszkiwali amerykanie – Ernest Hemingway, Sylvia Beach, czy rodzina Fitzgeraldów. Następnie przybywamy pod „Pałac Inwalidów” („Les Invalides”), to okazały kompleks budynków powstałych na polecenie króla Ludwika XIV. Został zbudowany jako miejsce opieki i odpoczynku dla weteranów. Aktualnie pełni przede wszystkim funkcje muzealne, a w „Kościele Inwalidów” („Dome des Invalides”), w ogromnym sarkofagu, pochowany jest Napoleon Bonaparte.

I w końcu docieramy pod „Wieżę Eiffla”… żelazny punkt programu. To chyba najbardziej rozpoznawalna budowla Paryża i zarazem całej Francji. Wieżę wznoszono według projektu inżyniera Gustawa Eiffela od 28 stycznia 1887r. do 31 marca 1889r. jako symbol „Paryskiej Wystawy Światowej” w 1889 roku. W momencie wybudowania licząca 324m, była najwyższą wieżą na świecie. „Monstrum ze stali” wzbudzało jednak kontrowersje wśród mieszkańców Paryża. Czasem nazywano ją niepochlebnie „niewymiarowym filarem mostu”. Zakładano przy tym, że będzie stała przez 20 lat, a stoi po dziś dzień i trudno chyba wyobrazić sobie stolicę Francji bez jej wizerunku. Niezaburzoną przyszłość zapewniło jej nadejście epoki radia, okazała się bowiem przydatnym miejscem pod antenę. „Wieża Eiffla” przetrwała uderzenie pioruna w 1902r., w 1925r. dwukrotnie została „sprzedana” przez oszusta z fantazją, a w 1944r. miała być rozebrana na rozkaz Hitlera, gdy alianci zbliżali się do Paryża. Wytrzymała nawet zniszczenia spowodowane przez korozję, a podczas remontu wieży z okazji jej setnych urodzin, zdjęto z niej tony rdzy. Postanawiamy odstać należny czas w kolejce i wjechać na tarasy widokowe, z których roztacza się panoramiczny widok na stolicę Francji (16,60 od os.). Platforma pierwsza znajduje się na wysokości 57m (można wejść na nią jedynie schodami), druga na 115m oraz trzecia, która stanowi główny punkt widokowy, znajduje się na 276m. Na wieży funkcjonują dwa rodzaje wind: jedna kursuje od samego dołu do drugiej platformy, druga pomiędzy drugą a trzecią platformą. Widok jest panoramiczny, a jest to głównie spowodowane efektem niskiej zabudowy. Regulacje prawne w Paryżu uniemożliwiają wznoszenie budynków o wysokości całkowitej przekraczającej 36m. Oznacza to, że zabudowa miasta jest stosunkowo niska. Dlatego wieża… która wedle dzisiejszych standardów wysokości nie jest już kolosem… zapewnia niesamowite widoki.

Po zjeździe z wieży, rozglądamy się dookoła i coż widzimy?… Ano wielu czarnoskórych mości panów próbuje przekonać nas do tego, że potrzebujemy miniaturki wieży (a najlepiej kilku!) i selfie sticka. Inni „zabawiają” ludzi grą w trzy kubki… to stary jak świat rodzaj hazardu ulicznego. Chwilę później inny ciemnoskóry wyrwał dziewczynie torebkę i zwiał. Tymczasem ponownie przekraczamy Sekwanę, podziwiamy przepiękny pałac „Palais de Chaillot”, ten modernistyczny obiekt został otwarty w 1937 r. z okazji kolejnej „Wystawy Światowej”. Obecnie mają tu swoje siedziby liczne placówki kulturalne. Zamykamy krąg wokół Paryża i ponownie docieramy pod „Łuk Triumfalny”, a stamtąd wracamy przez „Lasek Buloński” na kemping. A w lasku… mnóstwo „urzedujących”… wielobarwnych prostytutek. Rozstawione niczym wojsko… zachęcają śladową ilością fatałaszków. Kończymy doskonałą rowerową wycieczkę, która pochłonęła cały dzisiejszy dzień. Na trasie liczącej 34km, zarejestrowaliśmy w pamięci większość rozpoznawalnych obiektów Paryża.

20-07-11-map

12.07.2020r. - Paryż > Rouen (zwiedzanie stolicy Normandii) > Fecamp – 200km (nocleg na parkingu dla kamperów

Rano opuszczamy kemping, sprawnie wyjeżdżamy z Paryża i kierujemy się w stronę Normandi i jej stolicy Rouen. Jeszcze o tym nie pisaliśmy, ale zdecydowanie największym problemem, jest zaparkowanie naszych pojazdów w okolicy zwiedzanych obiektów, czy miast. Tym razem, po wielu minutach kręcenia się po zakamarkach Rouen, dopiero na obrzeżach miasta, udało się znaleźć parking i do tego bezpłatny.

Rouen jest starożytnym centrum przemysłu tekstylnego oraz miejscem męczeństwa Joanny d’ Arc- narodowego symbolu przeciwstawienia się tyranii. To tutaj urodził się Gustaw Flaubert i tu rozgrywa się akcja „Madame Bovary”. Zabytkowe uliczki miasta, znane z uroczych domów w zabudowie szachulcowej, te krzywe i te nie do końca proste, te z nieregularnie nałożonym tynkiem, czasem wypukłym, tylko na pozór wyglądające niestabilnie… zafascynują każdego. Zabytkowych domów z charakterystycznymi drewnianymi belkami jest w Rouen ponad 2 tysiące, a sto z nich ma ponad 500 lat, pamięta czasy średniowieczne i pochodzi sprzed 1520r. Brzmi to trochę niewyobrażalnie, bo ciężko uwierzyć, że te konstrukcje przetrwały tak liczne wojny, pożary i inne historyczne zawieruchy. Na trasie zwiedzania stolicy Normandii podziwiamy„Pałac Sprawiedliwości” („Palais de Justice”), to koronkowa ornamentyka o wyrafinowanej estetyce, „Katedrę Notre- Dame” („Cathedrale Notre- Dame de Rouen”) – arcydzieło płomienistego gotyku francuskiego, bohatera serii ponad 30 obrazów Claude’a Moneta. Natomiast na placu „Place du Vieux-Marche”, w miejscu, w którym Joanna d’Arc spłonęła na stosie, stoi 20m krzyż, a tuż obok niego nowoczesny kościół „Eglise Sainte-Jeanne-d’Arc”, architektura jest dosyć nietypowa, kościół ma kształt łodzi, który przycmiewają przepiękne XVI w. witraże, ocalone ze starszego kościoła zbombardowanego w 1944r. Jest też niezwykle malownicza ulica Rue du Gros Horloge zakończona okazałą XVI w. bramą miejską z zegarem ozdobionym złotym cyferblatem. Z uwagi na to, że w Rouen znajduje się niezliczona ilość kościołów, nazywane bywa ono także często „miastem 100 dzwonnic”.

Decydujemy się również na zwiedzenie „Muzeum Historycznego Joanny d’Arc” (wstęp 10,5€ od os.). Muzeum przedstawia nie tylko fakty z życia skazanej, lecz także odkrywa zawiłą historię tamtych czasów. Podczas podzielonej na dwie części trasy zwiedzania, przemierza się pałacowe sale, a specjalnie przygotowane nowoczesne pokazy multimedialne, zabiorą nas w podróż w czasie. Pierwsza część poświęcona jest Francji XV w., kiedy miał miejsce proces skazujący Joannę na śmierć. Druga przedstawia kulisy kontrowersyjnych debat politycznych i religijnych, sporów historycznych, jakie wywoła postać Joanny i które doprowadziły do uznania jej za świętą. To była długa i dziwna droga. Tak więc, w tym mieście się urodziła, mieszkała, została osądzona i spalona na stosie. Znana jest także jako „Dziewica Orleańska” (ur. prawdopodobnie 6 stycznia 1412r. w Domremy-la-Pucelle, zm. 30 maja 1431r. w Rouen) – francuska bohaterka narodowa, święta Kościoła katolickiego, patronka Francji. To podczas wojny stuletniej, poprowadziła armię francuską do kilku ważnych zwycięstw, twierdząc, że działa kierowana przez Boga. Pośrednio przyczyniła się do koronacji Karola VII. Została schwytana przez Burgundczyków i przekazana Anglikom, osądzona przez sąd kościelny i spalona na stosie w wieku 19 lat. 24 lata później papież Kalikst III dokonał rewizji decyzji sądu kościelnego. Uniewinnił ją i określił przeprowadzony w Rouen proces jako sprzeczny z prawem. Została beatyfikowana w 1909r. i kanonizowana w 1920r.

Historia jej zwykłego żywota zaczęła nabierać kolorów, kiedy to młoda Joanna zaczęła słyszeć głosy… brzmi jak historia z psychiatryka… dziewkę zaczął nawiedzać sam Michał Archanioł z zastępami aniołów, zdradzając jej przyszłą misję… „Bóg, miłując Francję, każe ci udać się tam i spełnić powinność. (…) ginie Francja. Tylko czysta dziewica może ją ocalić z boską pomocą”. Widzenie, w konsekwencji prowadzić miało do wyzwolenia ojczyzny spod panowania angielskiego. Chcąc wypróbować jej prawdomówność, niekoronowany król Karol VII wysłał ją do oblężonego Orleanu. Po doprowadzeniu do zniesienia oblężenia miasta, w ciągu zaledwie dziewięciu dni, uzyskała powszechny szacunek i przezwyciężyła lekceważącą postawę weteranów. Kilka kolejnych zwycięstw doprowadziło do koronacji Karola VII w Reims i rozstrzygnęło spór o sukcesję tronu Francji. Dekretem 11 marca 1922r. papież Pius XI ustanowił św. Joannę d’Arc jako drugorzędną (po Najświętszej Marii Pannie Wniebowziętej) patronkę Francji. Ach, jaka piękna tragedia!… dziewczyna z ubogiej chłopskiej rodziny, zgładzona przez Kościół, zdradzona przez króla, w zbroi i z flagą walcząca o wolność ojczyzny… kiedy płonęła… ci, którzy spośród zgromadzonych umieli czytać, mogli się nie tylko pogapić na płonącą heretyczkę, ale i przeczytać umieszczony w widocznym miejscu napis „Joanna, która zwała siebie Dziewicą: zakłamana, szkodliwa, zabobonna, bluźniąca, bałwochwalcza, rozpustna, obrończyni diabłów, odstępczyni, heretyczka”. Oskarżona o herezję i paktowanie z diabłem… z głęboką wiarą aż po stos… blisko 500 lat czekała na to, by trafić na ołtarze.

Po zwiedzeniu miasta, jedziemy dalej na północ nadatlantyckim brzegiem i w kameralnym małym porcie „Port de Fecamp” pozostajemy na nocleg, na parkingu dla kamperów (opłata 5€ za 24godziny postoju). Najpierw spacer po kamienistej, szerokiej plaży rozpostartej pomiędzy klifowymi brzegami oceanu. Wieczór spędzamy w porcie, gdzie wreszcie mamy pierwszą okazję spróbowania smaków miejscowej kuchni. Oczywiście są to specyfiki morskiej kuchni, małże, ślimaki, kalmary, krewetki i wino domowe.

20-07-12-map

13.07.2020r. – „Port de Fecamp” > Etretat > La Havre (most „Pont de Normandie” nad Sekwaną) > Honfleur > „Omaha Beach” – 170km (nocleg na parkingu przy słynnej plaży)

Pierwszym punktem do którego docieramy dzisiejszego dnia, jest wizyta w Etretat, nadmorskiej miejscowości. To turystyczne i portowe miasto słynie z pięknych, wapiennych klifów. Znajdziemy tam wysokie urwiska, trzy skalne łuki i naturalną iglicę o wysokości 70m. Niektóre klifowe ściany mają wysokość 90m. Klify w Etretat są częścią „Alabastrowego Wybrzeża” – 120km pasma kredowych klifów usytuowanych w Normandii. Rzecz jasna wchodzimy na popularny punkt widokowy. Dalej przejazd przez Hawr i ogromny most „Pont de Normandie”, wantowej konstrukcji, która połączyła Hawr z Honfleur. Po drugiej stronie podziwiamy Honfleur, urocze miasteczko, które z wioski rybackiej u ujścia Sekwany, wyrosło na popularny kurort. Wąskie brukowane uliczki, rybackie kutry, kolorowe kamienice, które uwiodły Moneta i Boudina… Ponad osłoniętym portem dla jachtów „Vieux Bassin”, górują wysokie domy o łupkowych i drewnianych fasadach.

Na koniec dzisiejszego dnia, odwiedzimy okolice „Plaży Omaha”, miejsca najkrwawszych walk podczas inwazji wojsk alianckich w Normandii rozpoczętej 06.06.1944. Zajrzymy do muzeum „Overlord Museum” lub inaczej „D-Day Museum” w Arromanches. Muzeum było pierwszym tego rodzaju obiektem zbudowanym po to, by przedstawić wydarzenia w Normandii począwszy od dnia 6 czerwca 1944r. Sfinansowane ze sprzedaży wraków zaściełających teren przybrzeżny, muzeum zostało otwarte 5 czerwca 1954 r. Mieści się dokładnie na wprost lokalizacji byłego sztucznego portu. „Operacja Overlord”, to aliancka operacja wojskowa rozpoczęta udaną inwazją na okupowaną przez Niemców Francję ww. 6 czerwca 1944 r. i trwająca do końca sierpnia, która stanowiła początkową fazę działań wojennych na froncie zachodnim II wojny światowej.

Rozpoczęła się lądowaniem w Normandii, największą operacją morsko-desantową w dziejach świata, której celem było przełamanie „Wału Atlantyckiego”. Po zdobyciu i skonsolidowaniu przyczółków przez aliantów oraz przesunięciu przez Niemców w rejon inwazji posiłków, nastąpił okres względnej równowagi sił i stabilizacji frontu, podczas którego główny punkt ciężkości stanowiły walki o Caen. Nowy etap działań zapoczątkowała przeprowadzona pod koniec lipca „Operacja Cobra”, w której Amerykanie przełamali front i wyszli na tyły niemieckich armii w Normandii. Kulminacyjny moment kampanii stanowiła sierpniowa bitwa pod Falaise, podczas której znaczna część wojsk hitlerowskich Niemiec została okrążona i rozbita, co umożliwiło aliantom wyjście na linię Sekwany i wyzwolenie Paryża. Amerykańskie kryptonimy Omaha i Utah, stały się oficjalnymi nazwami geograficznymi. Jest to hołd kartografów dla najzagorzalszych walk w „dniu D”. Udajemy się z wizytą na cmentarz żołnierzy amerykańskich. O dziwo, znajdujemy jeden nagrobek polskiego marynarza. Nagrobki Polaków są mocno rozpoznawalne, gdyż sklepione są ostro, jakby daszkiem, a nie łukiem. Tak jest na wszystkich alianckich cmentarzach wojennych, które odwiedzałem od czasów mojego udziału w misji wojskowej ONZ na Bliskim Wschodzie (Al Kantara, El Alamein). Nocleg na parkingu przy słynnej plaży.

20-07-13-map

14.07.2020r. – „Omaha Beach” > „Mont-Saint-Michel” > St Malo > Guimiliau – 340km (biwak na parkingu przy skrzyżowaniu wiejskich dróg, 5km za Guimiliau)

Przejazd do „Mont-Saint-Michel”. Auta należy nam pozostawić na płatnym parkingu, gdzie jego cena zdecydowanie szokuje 14,20€ od auta. W cenie, ujęty jest autobusowy transport, na 3km odcinku dzielącym parking od klasztornej wyspy. Ze względu na długą kolejkę do autobusów, do Opactwa na szczycie olbrzymiej, granitowej góry, w padającym deszczu idziemy na piechotę. Monumentalny klasztor Świętego Michała Archanioła, górujący nad niewielkim średniowiecznym miasteczkiem, spiętrzona zabudowa płaszcząca się u jego stóp, to widok, który zapewne wielu kojarzy ze zdjęć lub pocztówek. „Mont-Saint-Michel”… „Boska Piramida” lub „Cudowna piramida, która raz włada piaszczystą pustynią jak Cheops, raz morzem jak skały Teneriffy”… pisał o Mont-Saint-Michel znawca piękna Viktor Hugo. Lecz, to nie tylko wspaniale zachowana średniowieczna architektura, ale także miejsce, gdzie cud architektury styka się, i to dosłownie, z cudem natury. Miasteczko jest tak zjawiskowe, że zalewają je nie tylko fale oceanu, ale także turystów. Spacerując krętą uliczką La Grande Rue, prowadzącą na szczyt wzgórza, przepychamy się w ludzkim gąszczu. Po dziś dzień zachowało swój unikatowy charakter … wąskie alejki pełne są romantycznych zaułków, restauracji, hoteli i klimatycznych sklepów z pamiątkami. Atrakcję stanowią także zabytkowe bramy wjazdowe: „Porte de l’Avancee”, „Porte du Boulevard” i „Porte du Roy”. Samo powstanie opactwa, wiąże się z opowieścią o Archaniele Michale, patronie klasztoru i wyspy. Otóż na początku VIII w. (709r.) miejscowemu biskupowi, św. Aubertowi, ukazał się Archanioł Michał i nakazał mu wybudowanie kościoła na skale. Musiał prosić aż trzy razy, a tymczasem biskup miał za nic cudowne objawienia. Aż Archanioł Michał się wzburzył i dotknął palcem czoła Auberta tak, że wypalił mu dziurę w czaszce, pozostawiając go jednak przy życiu. Biskup szybciutko się ogarnął i budowa ruszyła, a podczas niej miało miejsce wiele cudów. Opactwo rozwijało się, bogaciło i zyskiwało na prestiżu, aż do Rewolucji Francuskiej, kiedy zostało zamienione w więzienie. Po latach rewolucyjnej zawieruchy, mnisi wrócili i żyją tu po dziś dzień.

Ten wiekowy klasztor na samotnej skale, którą odcinają od lądu potężne przypływy, a z kontynentalną Francją łączy tylko niemal 2km długości grobla, to dość niebiezpieczne miejsce. Fachowo, taki skrawek lądu nazywa się wyspą pływową, tak więc w przypadku opactwa, w czasie odpływu, w dole powstają ruchome piaski, natomiast przypływ powtarza się dwa razy w ciągu doby, a każda zbliżająca się fala jest ogłaszana zawczasu przez bicie dzwonów na szczycie. Jak mówił Victor Hugo:… „prędkość z jaką następuje przypływ porównać można do galopującego konia”. Wg historii, to właśnie one wielokrotnie uratowały klasztor przed zdobyciem… najeźdźcy zostawali uwięzieni w grząskim piasku morskiego dna, a następnie zalewani podczas przypływu. Obecnie nie jest tak niebezpiecznie, trzeba jednak uważać i uważnie czytać informacje (są dobrze widoczne na każdym parkingu), kiedy poziom wody znowu się podniesie.

W 1979r. „Mont-Saint-Michel” zostało wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO i jako turystyczna mekka, jest co roku odwiedzane przez ponad 3mln turystów, w tym tłumy pielgrzymów. Nic dziwnego, że przez wielu określana jako druga po Paryżu, największa atrakcja turystyczna Francji. Ze względu na pokaźną kolejkę do klasztoru, odpuszczamy wizytę i po obejściu zewnętrznych peryferiów, wracamy busem na parking.

Opuszczamy Normandię i wjeżdżamy do Bretanii kierując się do portowej miejscowości Saint-Malo. W tym silnie ufortyfikowanym porcie, na skalistym półwyspie, jedziemy wzdłuż potężnych murów obronnych starego miasta. Ponownie natrafiamy na potworny, turystyczny ścisk. O zaparkowaniu aut nawet nie ma mowy. Czy zwiedzający z całej Francji akurat przyjechali na bretońskie wybrzeże? Zdegustowani sytuacją, kręcimy się to tu, to tam i musimy zadowolić się widokami z auta. Na szczęście, ze względu na panujący ruch, przejazd odbywamy w tempie piechura i to co wypatrzymy na trasie, możemy dokładnie pooglądać. Natomiast historia, tego melodyjnie brzmiącego miasta, sięga połowy VI w., kiedy to walijski mnich Maclo (Święty Malo- jeden z Siedmiu Świętych Założycieli Bretanii) założył tu klasztor, wokół którego w późniejszym czasie zawiązała się niewielka osada. Korzystne położenie na wcinającym się w wody „Kanału La Manche” skalistym cyplu oraz handel z pobliską Hiszpanią sprzyjały rozwojowi miasta, które już w 1144r. stało się siedzibą biskupstwa. Wtedy też niewielki port otoczony został pierwszymi fortyfikacjami, które zapewniały mu ochronę przed wszelkimi atakami od strony morza. W XII w. Saint-Malo otrzymało prawa miejskie. Na przełomie XVII i XVIII w. Saint-Malo należało do jednego z największych i najważniejszych francuskich portów. Dziś historyczne zabudowania, w dużej mierze odtworzone po zniszczeniach II wojny światowej, harmonijnie komponują się z pobliskimi plażami, tworząc malowniczy krajobraz jednego z najpopularniejszych miasteczek Bretanii.

Jedziemy dalej malowniczą trasą wzdłuż atlantyckiego brzegu, a później szlakiem kalwarii bretońskich. Bretania, czyli najdalej wysunięta na płn-zach. część Francji, wciąż pozostaje najbardziej nieodkrytym francuskim regionem. Przepiękne wybrzeże, magiczny klimat, a w tym wszystkim doza dzikiej natury i tajemnicy związanej z celtycką historią. Zamieszkuje ją obecnie ok. 3mln ludzi. Region ten może poszczycić się niezwykłą historią, a jego mieszkańcy niespotykanym w kontynentalnej części Europy pochodzeniem etnicznym. Współcześni mieszkańcy Bretanii w większości wywodzą się od celtyckich Brytów, plemion, które w Vw. zmuszone były opuścić Kornwalię – krainę wchodzącą obecnie w skład Anglii. Do dziś można spotkać się z podobieństwami kultur kornijskiej i bretońskiej. Już w średniowiecznym państwie frankońskim, Bretania uzyskała częściową niezależność, jednak wpływy francuskie, które dokonywały się poprzez struktury kościelne i państwowe, z biegiem lat romanizowały ludność celtycką. Okazuje się, że do dzisiaj, ok. 200tys. mieszkańców używa języka bretońskiego, który jest pochodnym dawnego celtyckiego. Tak więc, podajmy jako ciekawostkę… język bretoński (ar brezhoneg), który brzmi niczym taniec kaszlących głosek, uchodzi za ostatnią używaną na kontynencie europejskim odmianę celtyckiego i jest spokrewniony z językiem walijskim. Od początku XX w. wraz z wprowadzeniem obowiązku szkolnego był systematycznie rugowany jako „bydlęca mowa”. Kto go używał, tego uważano za głupka i wieszano mu na szyi drewniak. Dziś około 170tysięcy Bretończyków mówi bretońskim swoich przodków, w tak zwanych szkołach „Diwan” dzieci od 1985r. znowu mogą uczyć się tego języka. W północnej Bretanii dwujęzyczne szyldy z nazwami miejscowości (np. Concarneau – Konk Kerne) dowodzą, że Bretończycy są dumni ze swoich korzeni.

Specyfiką tego regionu są „Kalwarie Bretońskie”. Powstawały zarówno w miastach, jak i maleńkich wioskach. Dziś w zachodniej Bretanii zachowało się ich ok. 60. Podjeżdżamy do tej najbardziej znanej położonej w wiosce Guimiliau. Tym co przyciąga tu wielu wiernych oraz turystów jest okazała kalwaria (sporych rozmiarów rzeźba przedstawiająca głownie sceny z Męki Pańskiej). Zespół parafialny stanowi jeden z najcenniejszych przykładów XVI w-go bretońskiego założenia kościelnego, zrodzonego z gorliwej wiary i rywalizacji między lokalnymi parafiami… dziś stoi jako omszały pomnik zapału i przesądów, które kiedyś opanowały dusze Bretończyków.

W skład całego kompleksu wchodzą XVI w. kościół z dzwonnicą, monumentalny wejściowy łuk triumfalny, renesansowe ossuarium (kostnica) oraz charakterystyczny dla tego typu założeń kościelnych krucyfiks z figurami Matki Boskiej, św. Jana, św. Piotra i św. Iwona. Poniżej znajduje się 17 scen z Męki Pańskiej oraz 15 scen z życia Jezusa. Wszystko jest misternie rzeźbione w kamieniu z perfekcyjnym oddaniem szczegółów i ekspresji postaci. W sumie na terenie kalwarii w Guimiliau doszukać można się przeszło 200 figur wyrzeźbionych w latach 1581-1588 przez lokalnych mistrzów kamieniarstwa. Na nocleg zatrzymalismy się na parkingu 5km za Guimiliau… na rozstaju dróg, gdzie przydrożny Chrystus stoi.

20-07-14-map

15.07.2020r. - Guimiliau > Commana > Pleyben > Quimper > Concarneau > Port Louis – 160km (nocleg na kempingu – „Camping Municipal” )

Jako pierwszy punkt programu, mamy założenie kościelne w Commana, ponieważ jadąc od Guimiliau, przemieszczamy się malowniczą trasą, a zarazem szlakiem kalwarii bretońskich. Później uskuteczniamy spacer po Pleyben, a nastepnie po najstarszym mieście Bretanii, Quimper.

Najstarsza część Quimper, to przede wszystkim brukowane uliczki z szachulcowymi domami, a także gotycka katedra świętego Corentina („Cathedrale St Corentin”) z dwuwieżową fasadą (w środku wspaniałe witraże, barokowa ambona, freski i piękne ołtarze w kaplicach bocznych oraz średniowieczne grobowce). Quimper jest również znany jako bretońska stolica fajansu, a ta gałąź przemysłu jest nadal bardzo żywa. To miasto sztuki, historii i fajansu, ale także doskonałe miejsce do spróbowania miejscowego specjału, naleśników gryczanych. Dla Bretończyków to potrawa narodowa, coś jak kiełbasa dla Polaków. W niektórych częściach Bretanii naleśniki wytrawne z mąki gryczanej nazywa się „galettes”, a te na słodko z mąki pszennej „crepes” Płacimy 6,50€ za sztukę i zachwycamy się „galette complete”, czyli cienkim gryczanym naleśnikiem z szynką, serem i jajkiem. Rzucony na szafkę kuchenną „galette”… zapewnia powodzenie po przeprowadzce do nowego domu… hm… być może w naszym kraju, taka wróżba zadziała z kiełbasą?

Następnie jedziemy do Concarneau. Główną atrakcją tego miasteczka jest ufortyfikowane stare miasto na wyspie (czyli „La Ville Close” – „zamknięte miasto”). Przy samym moście jest wieża z dwoma zegarami, jeden mechaniczny drugi słoneczny. A jakie skarby skrywa w sobie to kamienne miasteczko-forteca?… za murami kryją się głównie sklepy (ze słodyczami, pamiątkami, ubraniami), restauracje i kawiarnie i… maślane ciastka! Z jego murów obronnych roztacza się wspaniały widok na zatokę. Nadmieniamy iż znajdujemy się w regionie Finistere… „Koniec Ziemi”. Dalej kontynuujemy jazdę wzdłuż Atlantyku na południe do Port Louis. Tu odwiedzamy bastion i fortyfikacje, a następnie podjeżdżamy na kemping miejski, gdzie zostajemy na nocleg na kempingu „Camping Municipal” (3.80€ od os. 5,60€ za auto, 4,10€ za prąd).

20-07-15-map

16.07.2020r. – Port Louis > Vannes > Varades („Dolina Loary”) > przejazd południowym brzegiem Loary > Angers > Tours > Amboise390km (nocleg na kempingu „Camping Municipale de ile D’or Amboise”)

Od rana kontujemy jazdę najpierw brzegiem Atlantyku, następnie czmychamy w głąb lądu i już podrzędnymi drogami, docieramy nad brzegi Loary. Po dotarciu w małym miasteczku Varades, raczymy się pizzą w przyrynkowym barze. Przekraczamy Loarę i jedziemy południowymi wałami rzeki na wschód. Praktycznie przemieszczamy się wzdłuż brzegów ścieżkami rowerowymi, podziwiając rzekę i ulokowane wokół niej budowle. Tak przemierzamy 150km jej biegu, snując się w tempie szybkiego rowerzysty. Bajkowe, spektakularne i zachwycające zamki, to największy klejnot „Doliny Loary”, często nazywanej „Ogrodem Francji”, czy kolebką języka francuskiego. To jedno z dziedzictw historycznych wpisanych w 2000r. na listę UNESCO. Położone w dolinie rzeki Loary i jej dopływów, gdzie na niewielkim obszarze znajduje się ponad 300 średniowiecznych i renesansowych zamków i pałaców.

A skąd się wzięły zamki na Loarą? Najstarsze mają średniowieczny rodowód i… jak większość tego typu budowli wzniesionych w wiekach średnich… pełniły funkcję obronną. Miało to sens, dopóki Francja prowadziła wojny. Z czasem jednak zapanował pokój, a warownie w XV i XVI w. zaczęto przebudowywać na siedziby francuskiej arystokracji na modłę włoską, gdzie elegancja i kultura były wyznacznikiem statusu i władzy. Za projekty odpowiadali włoscy architekci. To oni tworzyli pełne przepychu zamki i pałace dla króla, jego rodziny i arystokracji. W wietrze historii… przez pewien czas „Dolina Loary” była ośrodkiem władzy królewskiej, jednak w XVII w. Ludwik XIV zbudował pałac w Wersalu i dwór wrócił do Paryża. Niestety dla zamków, już pod koniec XVIII w. wybuchła Wielka Rewolucja Francuska, która wielu właścicielom rezydencji przyniosła śmierć na gilotynie, a samym rezydencjom… zniszczenia i kradzieże. Dziś, niektóre zamki pozostają w rękach arystokracji i są ich miejscem zamieszkania, inne pełnią funkcję hoteli, pensjonatów czy muzeów. Ponieważ jest ich tak wiele, rzecz jasna nie można liczyć na zobaczenie każdego. A szkoda!.. oj chciało by się chciało… bo przecież każdy z zamków, kryje bowiem inną historię i tajemnicę.

Jest też druga twarz „Doliny Loary”… to pozostałości po troglodytach, czyli inaczej mówiąc… bardziej współczesnych „jaskiniowcach”. Ich obecność wpłynęła też na historię zamków, gdyż wiele z nich zbudowano z tuffeau, miękkiego, ale silnego kremowo-białego wapienia, wydobywanego przez wieki w regionie „Doliny Loary”. Podczas gdy członkowie rodziny królewskiej i szlachty żyli w przepychu (ograniczonym znacznie przez Wielką Rewolucję Francuską), wapienne jaskinie, będące pozostałościami po kamieniołomach, w których wydobywano tuffeau na budowę zamków, zapewniały domy dla szerokiej rzeszy mieszkańców doliny. Utrzymująca się praktycznie przez cały rok niska temperatura i wilgotność, stworzyły idealne środowisko dla wykorzystywania jaskiń jako piwnic do przechowywania wina, z których korzystają miejscowi winiarze… i tak życie kręci się wokół wina… ale też hodowli pieczarek.

Pod wieczór docieramy do małego miasteczka Amboise i na lokalnym kempingu ulokowanym na wyspie opływanej przez wody Loary, lokujemy się na dzisiejszą i jutrzejszą noc („Camping Municipale de ile D’or” – Amboise – 10,50€ doba 2os. auto+prąd)

20-07-16-map

17.07.2020r. - Amboise – „Dolina Loary” (zamkiChateau Amboise”, „Chateau Clos Luce”, „Chateau Gaillard”, „ Parc des Mini-Chateaux”) – zwiedzanie na rowerach – 15km

„Dolina Loary” to teren rozciągający się na przestrzeni 280km i obejmuje nie tylko brzegi rzeki, ale również jej dopływy. To ogromny teren na którym znajduje się 11 zamków królewskich, 17 zamków nobile (szlacheckich) i 51 innych zamków. Do tego dochodzą pałace, małe dworki, wille czy rezydencje. Jest tego sporo, lecz nie wszystko można zwiedzać. Ogromna ilość zabytków jest w rękach prywatnych, schowana za bramami i murami. Niemniej jednak, jest tu na co popatrzeć.

Wsiadamy na rowery, a dzisiejsze zwiedzanie rozpoczynamy od zamku położonego w miasteczku w którym stacjonujemy. Robimy to z rozmysłem, ze względu na osobę Leonada da Vinci i jego ostatnie trzy lata życia, które spędził w tym miejscu, zaproszony przez króla Francji, Franciszka I (1516 – 1519r.). Miał on tutaj jednocześnie pracować nad planem wyregulowania rzeki i połączenia pałaców drogą wodną. Mieszkał kilkaset metrów od zamku w pałacu „Chateau Clos Luce”. Po śmierci został pochowany w zamkowej kaplicy św. Huberta (Chapelle St-Hubert) i tam się mieści po dziś dzień jego grób. Zamek położony jest w samym sercu miasteczka Amboise, tuż u brzegów Loary, a jego okazała bryła, dominuje nad panoramą miasta (wstęp 14€ od os). Jest to jeden z zamków należących do królów francuskich. Rezydowali tu między innymi Ludwik XI, Karol VIII (zmarł tu w wyniku wstrząśnienia mózgu, którego doznał przechodząc przez niskie drzwi) i Franciszek I… oraz były tu wychowywane dzieci Henryka II i Katarzyny Medycejskiej. Ciekawostką zamku jest „Tour des Minimes”, czyli wieża, będąca wewnętrzną spiralną rampą jako podjazd dla wozów konnych.

Następnie zwiedzamy dom, a właściwie pałac Leonarda da Vinci „Chateau Clos Luce”, przyległe ogrody i park, gdzie eksponowane są repliki jego wybitnych dzieł inżynierii i techniki (wstęp 22€ od os.). Pałac zbudowano na planie litery „H” z surowej cegły, z wykorzystaniem kamiennych elementów dekoracyjnych. Część z nich ma charakter późnogotycki, część nawiązuje już do renesansu. Wnętrza pałacu zostały odrestaurowane. Umeblowano je sprzętami z epoki. Znajdują się tu także zrekonstruowane malowidła ścienne oraz pokrywające belki stropowe. „Chateau Clos Luce” połączony jest podziemnym przejściem z położonym w odległości 500m zamkiem w Amboise. Zbudowany został w połowie XV w. przez Etienne le Loup, a od roku 1490 należał do króla Karola VIII, który przeznaczył go na rezydencję dla swej żony, Anny Bretońskiej. W 1516r. na zaproszenie królewskiego rodzeństwa, do Amboise przybył Leonardo da Vinci, przywożąc ze sobą trzy swe wielkie dzieła: Mona Lisę, Świętą Annę Samotrzecią i Jana Chrzciciela. To waśnie tutaj, ostatnie 3 lata swojego życia spędził Mistrz, pracując dla króla Francji, tworząc w międzyczasie liczne odkrywcze projekty. Tworzył też wspaniałe widowiska dla Króla i jego dworu, jak choćby impreza na zamku 19 czerwca 1518r. w podzięce dla Franciszka I za jego dobroczynność… kiedy to dziedziniec pokryto błękitnym suknem, na którego tle przedstawiono główne planety oraz słońce i księżyc, a do oświetlenia widowiska wykorzystano… 400 dwuramiennych świeczników. Tutaj też zmarł 2 maja 1519r.

Obecnie w pałacu mieści się muzeum. W jego piwnicach można obejrzeć modele 40 maszyn, sporządzonych przez IBM według oryginalnych rysunków Leonarda Da Vinci, reprezentujących jego pomysły w dziedzinach inżynierii budowlanej i wojskowej, mechaniki, optyki, hydrauliki czy aeronautyki. Mamy tu więc protoplastę czołgu, samochód, obrotowy most, statek z napędem kołowym, helikopter czy spadochron… pomysły, którymi Mistrz wyprzedził swe czasy o jakieś 400 – 500 lat… ale dorzućmy jeszcze co nieco o Mistrzu… był samoukiem, zawodowo zajmującym się, dziś byśmy powiedzieli… efektami specjalnymi, był też eksperymentatorem, wegetarianinem, bystrym obserwatorem, mańkutem, designerem i marzycielem… „Pragnę czynić cuda”- pisał młody Leonardo da Vinci. W muzealnych salach znajdziemy również interesujące projekcje i pokazy pracy modeli, z prezentacją multimedialną na ekranach… są doskonałą lekcją dla każdego zwiedzającego.

W parku otaczającym pałac, można obejrzeć 16 ogromnych ruchomych machin zaprojektowanych przez Leonarda (helikopter, wentylator , most obrotowy, śluzy, śrubę helikoidalną, pojazd opancerzony, wielolufowe działo, jest i młyn z przekładnią zębatą i inne). Każdą z nich można dotknąć, wprawić w ruch, a dzięki temu także zrozumieć zasadę działania. W krajobraz parku wkomponowane zostały 32 półprzezroczyste płótna o rozmiarach ok. 3 – 4 metrów, ukazujące detale obrazów Leonarda.W parku mieści się też luksusowa restauracja „Klasztorna Oberża”… z muzykantem. Wypiliśmy piwo, posłuchaliśmy grajka i czas na kolejne atrakcje.

Kolejno docieramy do następnego zamku „Chateau Gaillard” (wstęp 13€ od os). Wybudowany został na zlecenie króla Karola VIII w XV.w. Słynie z włoskiej inspiracji oraz z rozległych ogrodów. Posiadłość „Chateau Gaillard” była „laboratorium” francuskiego renesansu, pierwszym ogrodem aklimatyzacyjnym we Francji. To tutaj neapolitański geniusz Dom Pacello de Mercoliano, mnich-botanik-ogrodnik, uważany za „największego ogrodnika w Europie”… zrealizował marzenie Karola VIII o ziemskim raju w dolinie „Chateau Gaillard”. Pacello przeszczepiał swoje „Arte del Verde” i aklimatyzował pierwsze drzewa pomarańczowe we Francji. Wynalazł skrzynki pomarańczowe i uprawę szklarniową. Pacello stworzył pierwszą oranżerię we Francji w 1496r. w którym powstała w szczególności pierwsza francuska oranżeria królewska. W 1963r. Królewska posiadłość „Chateau Gaillard” została wpisana na listę zabytków, a ostatnio w 2014r., po pięciu latach renowacji, zamek został otwarty dla zwiedzających. Jest też pijalnia soków… z pomarańczy!

Na koniec podjechaliśmy 6km za miasteczko, do parku miniatur zamków nad Loarą „ Parc des Mini-Chateaux”, gdzie prezentowane jest 41 zamków w miniaturze, tych najokazalszych z całego obszaru „Doliny Loary” (wstęp 14€). Są one zbudowane w skali 1:25. Wystawa znajduje się w zabytkowym parku krajobrazowym, który oferuje także przyjemne ścieżki spacerowe. Jest to propozycja dla osób, które nie mają zbyt wiele czasu, a chciałyby poznać jak najlepiej architekturę i kulturę regionu. Wystawa obejmuje wszystkie najbardziej znane zamki, w tym Chambord, Chenonceaux, Amboise, Villandry czy Blois. Są one odtworzone z dbałością o detale. Można tu także zobaczyć najbardziej charakterystyczne elementy architektury ogrodowej z „Doliny Loary” oraz fragmenty znanych parków zamkowych. Oprócz tego na terenie parku miniatur znajdują się także tradycyjne ogrody francuskie oraz park angielski.

Wieczór spędzamy na kempingu, a czas umilamy sobie poprzez kulinarne doznania… smażymy steki wołowe i pijemy chilijskie wino… jeszcze z zapasów zabranych z domu.

20-07-17-map

18.07.2020r. – Amboise > „Chateau Montpensier” > Thouars (stare miasto) > La Rochelle > „Chatelaillon Plage” > Tonnay Charente – 300km (nocleg na kempingu w Tonnay Charente, sieć kempingów „Camping-Car Park”.

Jedziemy sielskimi drogami, przez tereny należące do regionu „Doliny Loary”. Wspaniała pogoda, widoki na pola słoneczników, przemierzamy rolnicze tereny Francji. Pałac „Chateau Montpensier” był niestety zamknięty, ale objechaliśmy go dookoła. La Rochelle okazało się być nie do zatrzymania, wszystkie parkingi zajęte, totalny brak możliwości postoju, no cóż, pozostało nam popatrzeć z kabiny samochodu. Nawet kempingi położone za miastem, były wypełnione po brzegi i do tego niemiłosiernie drogie- 50€ za noc dla naszego zestawu.

Musimy opuścić ten komercyjny i luksusowy region. Podjeżdżamy jeszcze kilkadziesiąt kilometrów na południe i nad brzegami rzeki Charente, w małej kameralnej mieścinie Tonnay Charente, zostajemy na nocleg na kempingu sieci kempingów „Camping-Car Park” (13,75€ za nocleg + katra członkowska 5€). Na kolację smażona ryba i jak przystało na region… wino!

20-07-18-map

19.07.2020r. – Tonnay Charente > Royan (plaża) > Zalew rzeki Gironde (winnice Bordeaux) > Degustacja win w winnicy „ Chateau La croix de Pawlowski” (zakup win) > Bordeaux – 170km – wsiadamy na rowery i zwiedzamy miasto Bordeaux – 15km (nocleg w marinie – bezpłatne miejsce postojowe dla kamperów – wyszukane poprzez www.searchforsites.co.uk )

Jedziemy przez Akwitanię, gdzie region Bordeaux znany jest przede wszystkim z produkcji wina. Wielowiekowa tradycja fermentacji oraz poparte latami doświadczeń, doskonałe receptury powodują, że miejscowe trunki uważane są za jedne z najlepszych na całym świecie. Odwiedzamy jedną z winnic „Chateau La Croix De Pawlowski”, której właścicielem jest potomek naszych rodaków. Degustujemy kilka gatunków, a pobyt kończymy zakupem kilku butelek wina, tylko tych które najlepiej smakowały – Chardonnay i Gamay Rose.

Na miejscu, w stolicy Nowej Akwitanii, jesteśmy przed 14.00, ściągamy rowery i szybciutko mkniemy do miasta. Bordeaux rozciągnięte jest w zakolu rzeki Garonny, około 20km od jej ujścia do Gironde (Żyrondy). Jego historia sięga czasów starożytnych, kiedy to znajdowała się tu celtycka osada zwana Burdigala. Jakiś czas później została podbita i zajęta przez Rzymian, którzy założyli tu jeden ze swoich obozów warownych. Bardzo szybko niewielka wioska rozrosła się w znaczący ośrodek, który podniesiony został do rangi stolicy prowincji Akwitanii. Na początku IV w. do Bordeaux dotarło chrześcijaństwo czego skutkiem było założenie biskupstwa. Po upadku Cesarstwa, miasto było wielokrotnie najeżdżane i łupione przez Wizygotów, a potem Franków. Bordeaux w miarę szybko podniosło się z upadku, stając się ponownie ważnym ośrodkiem handlowym i kulturalnym regionu. Szczyt rozkwitu przypadł na lata 1154-1452, kiedy miastem zarządzali Anglicy. W owych czasach Bordeaux stanowiło także ważny port, zaopatrujący Wyspy Brytyjskie w wino i płody rolne. Niespełna 10 lat później, po zwycięstwie Francuzów z Anglikami w bitwie pod Castillon, Bordeaux zostało wcielone do korony francuskiej. Kolejny okres świetności miasto przeżywało na przełomie XVII i XVIII w. dzięki połączeniu miejscowego portu z „Canal du Midi” (skrótu łączącego Morze Śródziemne z Atlantykiem). Umożliwiło to Bordeaux rozpoczęcie wymiany handlowej z Indiami i Antylami. Bogacący się mieszczanie wybudowali wówczas w mieście wiele nowych okazałych rezydencji z charakterystycznymi, długimi na całą szerokość budynku balkonami na wysokości pierwszego piętra. W późniejszym czasie w podczas wojny francusko-pruskiej (1870-1871), a później I i II wojny światowej, Bordeaux pełniło rolę tymczasowej stolicy kraju i siedziby rządu francuskiego. Po wojnie, zaniedbane stare miasto, stało się miejscem osiedlania ubogich imigrantów, stając się jedną z najgorszych dzielnic Bordeaux. Sytuacja ta zmieniła się dopiero w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia, kiedy to rozpoczęta została na dużą skale rewitalizacja miasta. Obecnie, Bordeaux stanowi nowoczesną i kwitnącą metropolię, to nie tylko światowa stolica wina, ale także „mały Paryż”. Choć stwierdzenie to wydaje się odważne, istnieje wiele niepodważalnych dowodów, że to prawda. Nie bez powodu bowiem, wielu Paryżan porzuca stolicę Francji i przenosi się na stałe właśnie tutaj. Z uwagi na charakterystyczny kształt zakola rzeki Garonny, który przypomina sierp (lub widziany z góry księżyc w nowiu), miejscowy port określany jest mianem księżycowego „Port de la Lune’.

Najstarszą część Bordeaux, cechuje typowa dla XVIII w. stulecia harmonia. Wtedy to, wytyczono szerokie bulwary, które zabudowano okazałymi gmachami i rezydencjami mieszczańskimi. To właśnie tu powstała najszersza w Europie esplanada „Esplanada des Quinconces”- szeroka ulica z aleją spacerową oraz tarasy Ludwika XVIII, z których rozpościera się przepiękna panorama rzeki. Stare Miasto w całości zostało wpisane w 2007r. na listę UNESCO. Serce miasta bije na dawnym placu królewskim miasta, czyli „Place de la Bourse”. Zbudowany został w latach 1730-1755 w miejscu, gdzie wcześniej mieściły się mury obronne. Nie bez powodu zlokalizowano go tuż nad brzegiem rzeki Garonny, tutaj bowiem przed laty znajdował się główny port miasta. Świetność temu flagowemu przykładowi architektury XVIII w. przywróciło niezwykłe „Wodne Zwierciadło” pomysłu Micheala Corajouda. Nowatorski projekt „Miroir d’eau”, to swego rodzaju fontanna z chlorowaną wodą… zajmująca aż 3450m². Nieopodal, przyjrzeć można się największej na świecie stworzonej z grafitu fontanny autorstwa Jean Marx- Llorca. Co ciekawe początkowo na środku znajdował się pomnik Ludwika XV, ale został on zniszczony podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Ostatecznie w 1869r. powstała w tym samym miejscu fontanna z figurą „Trzech Gracji”. Niedaleko od placu znajduje się „Le Porte Cailhau”, który jest jednym z elementów dawnej fortyfikacji Bordeaux. XV-wieczny portal strzegł w przeszłości głównej drogi z portu do centrum miasta. Pierwotnie brama posiadała warowne wrota, które zostały usunięte wraz utratą funkcji obronnych. Brama wyznacza drogę do „Place du Palais”, gdzie od XI do XIX w. znajdował się „Palais de l’Ombriere”. Jest też „Wielka Dzwonnica” („Grosse Cloche”), to jedna z najstarszych dzwonnic we Francji, wzniesiona w XV w., jest dziś jednym z nielicznych śladów po murach obronnych miasta. Bezpośrednio do niej przylega XII w. kościół „Eglise Saint-Eloi”. Ulica prowadząca do bramy pod dzwonnicą nosi nazwę św. Jakuba („Rue Saint-James”), tędy też przechodzili pielgrzymi w drodze do Santiago de Compostela. Dzwonnica odgrywała istotną rolę w życiu miasta… jej dzwony na rozkaz miejskich sędziów obwieszczały początek żniw oraz alarmowały ludność w przypadku wybuchu pożaru. Wagę budowli podkreśla fakt, że do dziś znajduje się ona w herbie miasta i stanowi jego symbol.

Spacerując po starówce, której obszar zajmuje 150 ha, podziwiać można pozostałości murów obronnych wraz z bramami miejskimi. Większość zabytków skupiona jest wokół centrum starówki „La place des Quinconces”, wytyczonego wg planu tzw. kwinkunksu. W jego centralnym punkcie znajduje się 50m monumentalna kolumna „Pomnik Żyrondystów”(„Monument aux Girondins”).

Pozostałe ważne zabytki Bordeaux to m.in. na placu „Place Pey Berland” gotycko- romańska „Katedra św. Andrzeja” („Cathedrale Saint-Andre”). Najbardziej reprezentacyjną częścią budowli jest fasada północna z dwiema wieżami oraz wejściem ozdobionym portalem z figurami świętych i scenami z Biblii. Katedra otoczona jest monumentalnymi późnobarokowymi pałacami, rozległy plac „Place de Bourse”, dawny klasztor Dominikanów, romański „Kościół św. Krzyża”( „Eglise Sainte-Croix”), gotycka „Bazylika św. Michała” („Basilique de Saint-Michel”), gdzie w XV w. do świątyni dobudowana została dzwonnica o wysokości 114m. Najwspanialszą budowlą, jest neoklasycystyczny, monumentalny teatr „Grand Theatre”, z symetrycznie rozmieszczonymi kolumnami i łukami, wybudowany w latach (1773-1780). Tak więc, po setkach lat prosperity, miasto zaliczyło w XX w. spektakularny upadek, by powstać niczym Feniks z popiołów i stać się gorącym miejscem na mapie turystycznej Francji. Jest mnóstwo powodów, by się tu zatrzymać… ale winomanów z całego świata od dwóch lat przyciąga „La Cite du Vin”.

I jeszcze ciekawostka dotyczących win. Winorośl, która czyni Argentynę i Chile sławnymi, pochodzi z Bordeaux. Wielu Francuzów wyemigrowało do Ameryki Południowej w ciągu ostatnich dwóch stuleci, a razem z nimi, powędrowały sadzonki winorośli.… Tymczasem nadeszła szara godzina i czas na lampkę Bordeaux w Bordeaux… teraz poleci dość skomplikowany tytuł… „Bordeaux Grande Reserve Sec” białe, wytrawne wino, które jest kupażem trzech szczepów: Semillon, Sauvignon Blanc i Muscadelle. Jest niezwykle złożone, zawiera w sobie zarówno aromaty kwiatowe, jak również owocowe. Oj… otworzyła nam się z-winna kuchnia!

20-07-19-map

20.07.2020r. – Bordeaux > Mimizan (kościół parafialny Eglise Notre-Dame-de-l’Assomption”) > Mimizan „Plage des Ailes” > Seignosse – 200km (nocleg na kempingu sieci „Camping-Car Park” nr 23 w Seignosse – 13.75€)

Opuszczamy nabrzeże portowe, gdzie spędziliśmy dzisiejszą noc, wyjeżdżamy z Bordeaux i kontynuujemy jazdę na południe, starając się jak najszybciej dotrzeć do Atlantyku. Okazuje się, że po opuszczeniu miasta radykalnie zmienił się krajobraz, dotychczasowe winnice i pola uprawne, zastąpiły rozległe lasy sosnowe. W takim klimacie docieramy do małej miejscowości Mimizan. Najpierw zaglądamy na plażę i co?… i co?… woda zardzewiała! Wstąpiliśmy do „Kościoła Matki Bożej Wniebowziecia”( „Eglise Notre-Dame-de-l’Assomption”), który ze względu na położenie, jest ważnym przystankiem na szlaku pielgrzymkowym św. Jakuba do Santiago de Compostela. Dzwonnicę wpisano na listę UNESCO.

Kolejne miejscowości, które leżą na południe od Mimizan okazują się być tak zatłoczone, że trudno nawet przejechać przez wąskie drogi zastawione parkującymi autami. Widocznie w dobie koronawirusa Francuzi postanowili spędzić wakacje nad własnym wybrzeżem. Zamirzaliśmy ulokować się na jednym z nadoceanicznych kempingów, jednak ceny i tłok, skutecznie nas od tego pomysłu odwiodły (50€ za nasz zestaw).

Na nocleg pozostajemy na kempingu sieci „Camping-Car Park” nr 23 w Seignosse – mamy już kartę, więc płacimy jedynie 13.75€ za stanowisko – system jest bezobsługowy, gdyż po włożeniu karty sieci kempingowej, płaci się kartą kredytową, po czym podnosi się szlaban wjazdowy. Przez 24h można przebywać na jego terenie, a włożenie karty przed upływem tego czasu, otwiera również wyjazd. Tym razem na kempingu jest jedynie automatyczna toaleta, punkt poboru wody i spuszczania ścieków, nie ma natomiast klasycznych łazienek z prysznicem. Mamy nieco czasu na odpoczynek i uskutecznianie własnej kuchni. Dziś serwowane były tygrysie krewetki na maśle z pietruszką, czosnkiem i wiadomo jakim winem.

20-07-20-map

21.07.2020r. – Seignosse > Bayonne > Biarritz > Saint-Jean-de-Luz > Irun (granica z Hiszpanią na rzece Bidassoa) > San Sebastian > Bermeo > Algorta (Portugalete i Getxo łączy gondolowy „Most Biskajski” („Puente de Vizcaya”)- ponad ujściem rzeki Nervion (Ibaizabal) – UNESCO) > Miono – 210km (nocleg na parkingu)

Rano opuszczamy kemping i przebijamy się wybrzeżem, przez kolejne zatłoczone kurorty w stronę granicy z Hiszpanią. Szczególnie dwa, Biarritz i Saint-Jean-de-Luz, położone wokół małych kameralnych zatoczek, tchną elegancją i przepychem. Widać, że to miejsca dla turystów nie cierpiących na deficyt portfela, luksusowe hotele, kasyna, wspaniałe rezydencje i wille. Granicę z Hiszpanią przekraczamy w miejscowości Irun, na moście rozpostartym nad rzeką Bidassoa. Wjeżdżamy do autonomicznej wspólnoty w północnej Hiszpanii… Kraju Basków. Jest to tajemniczy i niepokorny naród, zamieszkujący tereny na granicy Hiszpanii i Francji nad Zatoką Biskajską. Nierozerwanie związani z jednym z najpiękniejszych zakątków Europy, swoją ojczyzną, który sami zwą „Euskadi”. Fascynująca historia hardych górali pokazuje nam, jak można zachować własną kulturę, pomimo przeciwności losu. Obecnie żyje około 10mln Basków, z czego 2,3mln w Hiszpanii, około 285tys. we Francji i kilka milionów na emigracji, głównie w Ameryce Łacińskiej. Baskowie mówią językiem, który nie wywodzi się z języków indoeuropejskich, wykazuje za to pewne podobieństwo do dialektów, którymi posługują się pewne odosobnione populacje w dolinach Kaukazu. Niektóre wyrazy, podobne są do słów z języka węgierskiego, fińskiego, czy też nawet japońskiego. Co by nie powiedzieć, ich język nie przypomina żadnego innego współcześnie używanego języka na świecie. Historia dążenia Basków do niepodległości, sięga bardzo odległej przeszłości. Potężna ekspansja Rzymian sprawiła, że na pięć wieków, znaleźli się oni pod panowaniem Imperium. Baskowie nie ulegli procesom romanizacji, a nawet skorzystali na wpływach rzymskich, ponieważ pod panowaniem Rzymu zostali ochrzczeni. Wraz z upadkiem Cesarstwa Zachodniorzymskiego, Baskonia na powrót stała się krainą od nikogo niezależną. Nie zmieniło się to nawet wówczas, gdy ekspansywni Arabowie w VIII w. opanowali niemal cały Półwysep Iberyjski. O ile wpływy muzułmańskie uwidaczniają się w Hiszpanii (m. in. w jej architekturze) do dziś, to Baskonia zawsze pozostawała czysto chrześcijańska. Próby podbicia tego obszaru podejmowali również Frankowie, jednak ponieśli klęskę. Stała się ona słynna za sprawą trubadurskiego eposu rycerskiego „Pieśń o Rolandzie”, która opiewa bohaterską śmierć rycerza w armii Karola Wielkiego. Kres baskijskiej autonomii, wiąże się ze zjednoczeniem Hiszpanii, do którego doszło w roku 1474, za sprawą małżeństwa zawartego między królem Kastylii Ferdynandem a Izabelą- królową Aragonii. Pod koniec XIX w., działacze baskijscy powołali do życia „Nacjonalistyczną Partię Basków” („PNV”), której nadrzędnym celem było uzyskanie autonomii i uniezależnienie się od władzy Hiszpanii. Po zakończeniu II wojny światowej, sytuacja Basków nie była dla nich samych zadowalająca. Pragnęli oni niepodległości, odrębnej państwowości, a nie dysponowali nawet autonomią. Momentem zwrotnym w historii Baskonii był rok 1959, w którym doszło do powstania organizacji o nazwie „Kraj Basków i Niepodległość” („Euskadi ta Askatasuna”) w skrócie zwanej „ETA”… o której to zapewne wielu słyszało. Działalność „ETA” skupiała się głownie na przeprowadzaniu akcji wewnątrz miast. Najczęściej ograniczali się do podkładania ładunków wybuchowych w miejscach publicznych, zastraszaniu polityków. Mordy przez nich dokonywane dotyczyły pojedynczych osób, szczególnie niewygodnych dla organizacji. I tak… od zamieszek do krwawych ataków, od rozmów pokojowych do działań zbrojnych. A dziś… po wielu latach terroru („ETA” nazywała to walką zbrojną o wolność), w 2011r. ogłosiła definitywne zawieszenie w broni, kończąc tym samym cztery dekady przemocy, która kosztowała życie ponad 800 ludzi, a w maju 2018r. formalnie się rozwiązała. Jednak wieloletni konflikt dążących do niepodległości Basków z resztą Hiszpanii jest ciągle żywy i politycy ze wszystkich stron wykorzystują go w międzypartyjnych rozgrywkach. Być może, gdyby sposób działania tej organizacji nie był tak brutalny, gdyby podejmowane przez nią działania nie pochłonęły tylu ofiar, rzecz wyglądałaby inaczej. „ETA” kojarzona jest z terroryzmem, a ten jest obecnie na świecie szczególnie potępiany (zwłaszcza po zamachach na „World Trade Center”).Kojarzony jest on obecnie z przemocą, brakiem bezpieczeństwa, terroryzmem i ekstremizmem. Lepiej by było, aby słynął ze swych bogactw naturalnych, pięknych krajobrazów i przyjaznych ludzi.

Dalszą jazdę kontynuujemy północnymi terenami na zachód wzdłuż Atlantyku. Całkowicie zmienia się krajobraz i charakter zabudowy, nawet w małych miasteczkach, dominuje zabudowa blokowa, wielkie domy wybudowane na przestrzeni ostatniego półwiecza.

Przez San Sebastian docieramy na przedmieścia Bilbao i kierujemy się w stronę rzeki Estuary of Bilbao. Chcemy zobaczyć specyficzny most, zwany „Mostem Biskajskim”. Jest to bardzo specyficzne dzieło techniczne, a pokonanie dystansu na drugą stronę odbywa się w specjalnej gondoli, podwieszonej do jego konstrukcji na linach. Most, zaprojektowany został przez znanego architekta Alberto Palacio (jednego z uczniów Gustawa Eiffla) i oddany do użytku w 1893 r. Połączył on miasto Portugalete oraz dzielnicę miasta Getxo – Las Arenas. Przy budowie zastosowano nowoczesne, jak na koniec XIX w. rozwiązania. Oprócz ciężkiej żelaznej konstrukcji wykorzystano lżejsze stalowe liny. Był to pierwszy i zarazem najstarszy na świecie most gondolowy, który był zdolny przewozić ludzi i pojazdy. Stanowił wzorzec dla innych podobnych mostów w budowanych Europie, Afryce czy Amerykach, z których po dziś dzień przetrwało tylko kilka. Most jest ciągle w użyciu. Ma około 160m dł. i 50m wys. Do przęsła znajdującego się 45m nad wodą, podwieszona jest na długich linach gondola, która może przewieźć co 8 minut, jednorazowo 8 pojazdów i kilkudziesięciu pasażerów w ciągu 1,5 minuty. Na przejazd mostem obowiązuje zbiorczy bilet komunikacji miejskiej Bilbao. „Most Biskajski” został wpisany na listę UNESCO 13 lipca 2006r.

Z tego co zauważyliśmy, nasze auta nie kwalifikują się, aby można je było przetransportować tym mostem na druga stronę, więc aby przedostać się na drugą stronę rzeki Estuary of Bilbao, musimy dotrzeć do mostu położonego głębiej w lądzie. Dalej kontynuując jazdę wzdłuż atlantyckiego brzegu, przemierzamy postrzępione, górzyste wybrzeże. W okolicy małej miejscowości Miono, na parkingu opustoszałej restauracji, rozbijamy obozowisko na dzisiejszą noc. Z jednej strony, w górach mosty nowej autostrady, a z drugiej… w dole Atlantyk.

20-07-21-map

NASTĘPNA >>>>