12 styczeń – niedziela – dzień 8.

Dubai > Hatta > granica emiracko-omańska > Al Wajajah > Sohar > Muskat – 460km

Po śniadaniu i wykwaterowaniu z hotelu, kończymy definitywnie wycieczkową przygodę z biurem podróży „Itaka”, informując iż nie korzystamy z powrotnego lotu do kraju, a jedynie z transferu na lotnisko, które oferuje hotel, ponieważ na 10.00, jesteśmy umówieni w firmie „Budget”, gdzie wynajmujemy auto na kolejne 13dni. Za rozsądną cenę, bierzemy małego SUV-a Hyundai Tucson ( 1246zł + 483dirham, czyli 530zł pełne ubezpieczenie) – łącznie 1776zł. Nie wszystkie wypożyczalnie dają zgodę na wjazd wynajętego auta do Omanu, z naszego wywiadu wynika iż wydają takowe jedynie „Budget” i „Hertz”.

Zapinamy naszego GPS-a i ruszamy w drogę, krótko mówiąc „płyniemy” w kierunku granicy z Omanem, w Hatta > Al Wajajah. Po kolejnych nocnych opadach, Dubaj wygląda jak po powodzi. To już trzeci dzień, gdy nocami przechodzą potężne ulewy. Raczej nie spodziewaliśmy się w tym rejonie tak fatalnej pogody. W takiej to nieprzyjemnej atmosferze, zimno, mgliście i dżdżyście, pokonujemy pustynne rejony emiratu Dubaj i docieramy do gór „Al Hajar’. W tym miejscu skumulowały się chyba wszystkie deszczowe chmury i paszcza nieba rozwarła się, wycieczając na przełęczy strumienie wody. Po drugiej stronie, w Hatta, nie jest lepiej, nie mamy parasola i wyjście tylko do sklepu, aby poczynić jakieś zakupy na drogę, kończy się przemoczeniem. Robimy zakupy, ponieważ przed wyjazdem, przewodniczka z „Itaki” poinformowała nas o śmierci sułtana i ostrzegła, że w Omanie pogrążonym w żałobie, wszystko będzie zamknięte przez co najmniej kilka dni.

Z Hatta szybciutko docieramy do emirackiego punktu granicznego, płacimy po 35,25dirhamów od os. (37zł) opłaty wyjazdowej i przejeżdżamy następne 10km, do omańskiego posterunku w Al Wajajah. Płacimy po 5riali za wizy i dodatkowo musimy wykupić ubezpieczenie na auto, za które płacimy 31riali. Na miejscu możemy wymienić pieniądze – 1 $USD = 3,90 riali omańskich (OMR), co daje iż 1 rial omański = 9,94zł. Odprawa po obu stronach granicy bardzo sprawna, całość zajęła niespełna godzinę – uprzejmie, miło i szybko.

Ponieważ mamy sporo czasu, postanawiamy pokonać dystans dzielący nas od stolicy Muscat, drogą nr1. biegnącą wzdłuż brzegu „Zatoki Omańskiej”. Autostradą byłoby zapewne szybciej, ale mniej ciekawie. Pokonanie 320km zajęło nam niecałe pięć godzin, wszędzie wyjątkowo pusto, ponura pogoda i do tego żałoba państwowa. Co po drodze? Kraj jest świetnie zorganizowany, uporządkowany i czysty.

Już po zmroku, docieramy do stolicy i lokujemy się we wcześniej zarezerwowanym, przez booking.com, w hotelu sieci OYO 103, „Hotel Golden Oasis”, Adres: Al Wadi Al Kabir, Muscat, 117, Oman, Tel: +971 800 0178152 GPS: N 023° 34.735, E 58° 33.841 cena – 120zł ze śniadaniem.

06-12-01-20-map

Zastanawiałam się, co napisać o Zjednoczonych Emiratach Arabskich?… napiszę o ich sztucznym sercu… snobistycznym raju zdominowanym przez „Księgę Rekordów Guinnessa”… o diamencie z licznymi skazami… o lejącym się złocie, po czarnej ścianie współczesnego niewolnictwa…

… szklane domy… złotomania… i perfum na sen…

… złoty pierścionek, złoty pierścionek na szczęście… z Swarovskiego oczkiem, diamentowym niebem na szczęście… a może jednak sukienka?… przymierzam słowa do figury i co?… szyk z rozmachem mierzony w kilogramach, tylko prowokuje perwersyjną jogę mózgu… a może popatrzę na zamki na piasku?… na sztuczny raj, którego mieszkańcami są bajecznie bogaci Dubajczycy, wnukowie niepiśmiennych Beduinów, rybaków, pasterzy i poławiaczy pereł… zarzucam temu miastu brak orientu!… futurystyczne szklane domy mają nieskromną misję, szokować, onieśmielać i oczarować… tak, tak… osiągnęłam szok nietermiczny!… petrodolarowy wyścig materialny, porywa status społeczny prosto na szczyt prestiżowej góry… a tak wysoko lecąc, nikt nie zamierza patrzeć w dół… przecież tam, gdzieś na dnie, w nieludzkich warunkach, żyją budowniczy czystego snobizmu, rzesze azjatyckich proli, producenci „planów filmowych” miasta… a wszystko to dla sfokusowanych na wszystko co „naj”… bo jeśli nie ropa to co?… ano to! Ekstrawagancka przynęta, panoptikum szykowności na poziomie mozaikowości… i to wszystko dla turystów?… w takim razie poproszę deser „Black Diamond” i perfum „Shumukh” na sen… bo zdaje mi się że śnię!…

13 stycznia – poniedziałek – dzień 9.

Muscat > „Wadi Al Main Stream” > „Wadi Samakt” > „Wadi Al Ain”.> „Wadi Dayqah Dam” > „Madinat Qalhat” – „Bibi Maryam Mausoleum” (UNESCO) > Sur - 290km

Tak naprawdę od dzisiaj rozpoczynamy zwiedzanie Omanu. Wreszcie zdecydowana poprawa pogody, zaświeciło słońce. Próbujemy zwiedzić stolicę Omamu, Muscat. Zaczynamy od nadmorskiego bulwaru w Muttrah. Niestety, okazuje się iż dzisiaj całe centrum zablokowane, odbywają się jakieś uroczystości żałobne związane ze śmiercią sułtana Kabusa. Powiedziano nam, że mają trwać cały tydzień. Z grubsza objeżdżamy miasto i postanawiamy, że dokładnie zwiedzimy je w drodze powrotnej, już po zakończeniu żałoby.

W tym miejscu małe wtrącenie na temat tego niewielkiego państwa, ulokowanego na płn.-wsch. części „Półwyspu Arabskiego”, do którego właśnie zmierzamy. Sułtanat Omanu jest suchym i pustynnym regionem Azji, gdzie zdecydowaną większość tego kraju stanowią wyznawcy islamu, który został narzucony przed wiekami przez Arabów. Oman, znany z ważnych szlaków handlowych, już w drugim tysiącleciu p.n.e. słynny z produkcji kadzidła, wtedy też był bogatym i znaczącym państwem. Przed islamizacją w VIIw., kraj był często niszczony przez wojny plemienne i perskie najazdy. W historii państwa, musiał się zmierzyć również z dominacją Portugalczyków, Persów i Turków, a od końca XVIIIw. popadł w zależność od Wielkiej Brytanii, pozostając jednakże krajem formalnie niepodległym. Po tym okresie w 1951r. zyskał całkowitą niepodległość. Kraj ma za sobą wojnę domową, której przyczyną był spór o dominację nad krajem. W 1970 po pałacowym zamachu stanu, panującego sułtana zastąpił jego syn – Qaboos bin Said (Kabus ibn Said). Odziedziczył kraj zacofany, niemalże średniowieczny, w którym było 10 km dróg asfaltowych, dwa szpitale, jedna szkoła wyższa, nierozwiązane konflikty graniczne ze wszystkimi sąsiadami i tląca się jeszcze wojna domowa. W 1975 Oman został ostatecznie zjednoczony przez młodego sułtana Kabusa i od tego momentu nastąpił cywilizacyjny i gospodarczy rozwój kraju. Dlatego jego śmierć, to wielka strata, był niezmiernie lubiany i szanowny przez swój naród, dodatkowo pojawił się problem, gdyż sułtan nie miał potomstwa i tak naprawdę nie ma sukcesora do rządzenia krajem. Sułtanat Omanu jest bowiem monarchią absolutną, którą rządzi sułtan, zaś prawo w kraju ustanowiono na podstawie prawa koranicznego i po części brytyjskiego. Państwo to, w przeciwieństwie do swojego sąsiada Arabii Saudyjskiej, jest przyjazne dla zagranicznych gości. Poza wpływami z ropy naftowej, gospodarka czerpie spore dochody właśnie z turystyki.

Pierwsze tankowanie (litr benzyny: 0,222 riala, ok.2,20zł) i wyruszamy ze stolicy drogą na południe. Po kilkunastu kilometrach, zagłębiamy się w ląd, w kolejne malownicze wąwozy „Wadi Al Main Stream”, „Wadi Samakt” i „Wadi Al Ain”. Przez pierwszą z dolin prowadzi szutrowa droga. Widoki wspaniałe i wreszcie mamy doskonałą pogodę, takie piękne polskie lato. Pierwszym interesującym miejscem, do którego specjalnie zbaczamy z trasy, jest wąwóz „Wadi Dayqah Dam” i potężna zapora. Zostawiamy auto na parkingu i idziemy rzucić okiem na widoki z góry tamy. Jest pięknie. Wody w zbiorniku nie ma zbyt wiele, ale po śladach na brzegu widać, że w bardziej mokrych okresach, przelewa się górą i spływa schodkową konstrukcją w dół zielonej doliny. Teraz jednak lustro wody znajduje się dużo poniżej brzegu tamy. Wokół malownicze, kolorowe góry o wszelkich odcieniach żółci i brązu. Tamę „Dayqah Dam” budowano jedynie dwa lata, głównie nocami, ukończona została w 2009r. i jest to największa zapora w całym Omanie. Jest to również miejsce, które Omańczycy upodobali sobie na relaksacyjny pobyt i organizowanie rodzinnych pikników.

Przez kolejne wadi (wąwozy, gdzie płynie stały bądź okresowy strumień wody), malowniczą trasą, w poprzek gór „Al Hajar al Gharbi”, zjeżdżamy w kierunku oceanu do miejscowości Quyrat. Niezbyt duża miejscowość, gdzie w zatoce portowej, znajdujemy bardzo dużą ilość niewielkich łodzi rybackich. Wszędzie pusto i spokojnie. Dalej podróżujemy na wschód wzdłuż brzegów zatoki, mijamy kolejne małe portowe osady i miejscowości. A w bok od szosy, otwierają się krajobrazy wysuszonego pustkowia, które usiane jest karłowatymi, kolczastymi drzewami. Na horyzoncie zamykają ten pejzaż brunatne, zębate góry. W kilku miejscach, droga zbiega nad malownicze, zaciszne zatoczki morskie, które kuszą lazurem i przejrzystością wody. Czasem góry są tuż przed nami, a od ich stoków w kierunku morza biegną wąwozy i koryta wyschniętych rzek.

Docieramy do „Madinat Qalhat” („The ancient city of Qalhat”), to historyczne miejsce wpisane na światową listę UNESCO. Są to ruiny starożytnego miasta, gdzie zachowała się świątynia grobowa „Bibi Maryam Mausoleum”. Cofnijmy się o 900 lat, do XIIw., kiedy port w Qalhat stał się nowym gospodarczym centrum Omanu, by następnie w 1270r. zostać włączonym do Królestwa Hormuz (tereny dzisiejszego Iranu). Pod perskim panowaniem, w XIIIw., handel rozkwitł do tego stopnia, że Qalhat stało się drugim z najważniejszych portów, zaraz po Hormuz. Pod koniec XIIIw., miastem zachwycał się Marco Polo (nazywał je Kalayati), a 100 lat później opisywał je słynny arabski podróżnik Ibn Battuta. Czasy świetności Qalhat nie trwały jednak długo…

Pięknie rozwijającą się historię tego tętniącego życiem miasta, w XVw. przerywa tragiczny w skutkach kataklizm. Trzęsienie ziemi, bo o tym wydarzeniu mowa, zniszczyło port i wiele domów, by następnie wszystko to, co pozostało, zrównały z ziemią portugalskie wojska pod wodzą generała Albuquerque w 1508r. Nigdy już nie odbudowano miasta. Dziś jedynym dowodem na istnienie jego dawnej świetności są ruiny wybudowanego w XIVw. mauzoleum „Bibi Maryam Mausoleum”. Teren jest ogrodzony i zamknięty, tak więc auto zostawiamy za szlabanem i nie bacząc na zakazy, obchodzimy część ruin. Ktoś kiedyś zajął się restaurowaniem, ale teraz widać, że od długiego czasu czynności te zostały zaniechane. Objeżdżamy jeszcze przyległą osadę, która miejscami popada również w ruinę i ruszamy dalej na trasę.

Po następnych kilkudziesięciu km, docieramy do portowej miejscowości Sur, gdzie pozostajemy na nocleg w: OYO 111 „Al Thabit Hotel”, Adres: Street Sheriya – Sur, 112, Oman, Tel: +971 800 0178152 GPS: N 022° 34.636, E 59° 30.991 – cena 11,10 riali.

13-01-2020-map

14 stycznia – wtorek – dzień 10.

Sur > „Al Hadd” > Ras al Jinz > Al Ashkharah > Duqm – 550km

Piękna pogoda, słoneczny poranek przeznaczamy na zwiedzenie portowego miasta Sur. Ta względnie niewielka, portowa miejscowość położona jest około 200 km na wschód od stolicy Omanu. Wbrew pozorom, jest tu co oglądać i zwiedzać, trzy forty przypominające wyglądem warowne zamki, do tego muzeum tradycyjnych łodzi, stara stocznia wytwarzająca tradycyjnymi metodami łodzie „dhow” oraz całkiem urokliwa zatoka. Ruszamy na podbój Sur! Zaczynamy od portu, położonego kilka kilometrów od naszego hotelu. Już przed wiekami Arabowie wyruszali z niego na dalekie wyprawy, na swoich żaglowych łodziach „dhow”. Podjeżdżamy do „Dhow Museum”, gdzie w skład zgromadzonych zbiorów wchodzi kilka łodzi i całkiem spora łódź „dhow” o nazwie„Fatah Al Khar” („Fatah al Chair”), oznacza „Triumf Dobra”, zbudowana w Sur w 1951r., o wadze ponad 200ton. Obecnie pięknie odrestaurowana, stoi na wielkim placu przed muzeum. Niestety wszystko oglądamy zza płotu, gdyż muzeum jest zamknięte.

Następnie odwiedzamy maleńką stocznię „Ship Factory- Khour al Batah” (wstęp 1rial od os.), gdzie te tradycyjne łodzie buduje się po dziś dzień. Możemy tutaj podpatrzeć, jak ręcznie wycina się z odpowiednich gatunków drewna, poszczególne elementy ich konstrukcji. Obecnie zamiast drewnianych kołków, używa się gwoździ i śrub, ale architektura statków pozostała bez zmian. Mieści się tu również małe muzeum i sklepik z wyrobami, które oprócz wielkich łodzi, są tu również produkowane – miniatury okrętów, ozdobne skrzynie, tace, łódki w butelkach itp.

Objeżdżamy urokliwą zatokę, podjeżdżamy pod kolejne forty i latarnie morską. Po drugiej stronie mostu zaglądamy do „Al Aygah Castle”, niestety trudno znaleźć jakiekolwiek wyczerpujące informacje. Obchodzimy cytadelę dookoła, ale w końcu odpuszczamy sobie wejście do środka.

Opuszczamy ciekawe miasteczko Sur i jedziemy dalej na wschód, wzdłuż brzegów oceanu na płn.-wsch. cypel „Al Hadd”. Podjeżdżamy pod fort, objeżdżamy piaszczyste plaże, arabscy turyści przygotowują sobie jakieś prymitywne szałasy do wypoczynku. Następnie przemieszczamy się nieco na południe cypla do Ras al Jinz. Jego plaże, w basenie Oceanu Indyjskiego, na długości około 45 km stanowią jedno z najważniejszych siedlisk gniazdowania żółwi, przede wszystkim żółwia zielonego. Wielkie samice wracają dokładnie w to samo miejsce, w którym kilkadziesiąt lat wcześniej same przyszły na świat, by dać szansę na zatoczenie kręgu życia swemu potomstwu. Najlepszym miejscem do obserwacji tego cudownego procesu, jest właśnie plaża w miejscowości Ras al Jinz. Stworzono tu ośrodek ochrony żółwia. Obecnie „Ras al Jinz Scientific and Visitor Centre”, jest chyba jednak bardziej nastawiony komercyjnie niż stricte naukowo. Niestety nie jest to „żółwiowy” sezon i szanse na ich zobaczenie są niewielkie, opłata spora i musielibyśmy tu zostać do późnego wieczora. W związku z tym rezygnujemy i jedziemy dalej na południe.

Chcemy jeszcze dzisiaj dotrzeć do miejscowości Duqm, gdyż na trasie, w tym pustkowiu nie ma żadnego hotelu. Co po drodze? Po jednej stronie morze, a po drugiej regularna pustynia. Droga w super stanie, miejscowości zdarzają się sporadycznie, jazda nieco monotonna. Przemieszczamy się trasą „Sultan Said bin Taimur Road”. Podjeżdżamy do miejscowości Al Ashkharah, zaglądamy do portu i jedziemy dalej. Dla relaksu, bądź dla poruszania się, przystajemy i hasamy po ogromnych wydmach. Na stacji paliw spotykamy naszego rodaka Tomka, podróżuje wzdłuż brzegu oceanu z Muskat do Salalah… na rowerze. Trzeba przyznać, że to nie lada wyczyn, gdyż wzdłuż wybrzeża wieją silne wiatry, a dystanse między osadami, są wyjątkowo duże. Już o zmroku docieramy do miasta Duqm, gdzie wcześniej, przez internet zarezerwowaliśmy nocleg: „Duqm Suites”, Adres: 55 Duqm Street New Duqm city, 314, Oman, Tel: +968 9215 1784 GPS: N 019° 37.212, E 57° 38.271

Miasto, a raczej cały przyległy kilkudziesięciokilometrowy obszar, to jeden wielki plac budowy, nowa industrial area. Kompletny brak hoteli na trasie do Salalah, odległego jeszcze o dalsze 650km na południe, doprowadza nas do dzisiejszego spania, gdzie nocleg mamy dosłownie na budowie. Pomiędzy gruzem a rozrzuconymi narzędziami, zachodzimy na tył budynku i szukamy kogoś, kto powie nam dlaczego, w tym jeszcze nie skończonym hotelu, jesteśmy zmuszeni zapłacić za nocleg 38riali, to prawie 100 $USD. I choć uzasadnienie było słabe, trudno nie ma wyjścia, musimy zostać.

14-01-2020-map

15 stycznia – środa – dzień 11.

Duqm > Shalim > Ash Shuwaymiyyah > Jabal Samhan Nature Reserve – UNESCO > Sadah > Mirbat > Tawi Atayr – baobaby w „Wadi Hinna” > Taqah – „Sumhuram Archaeological Park” – UNESCO > Salalah – 700km

Szybko opuszczamy to nieprzyjazne miejsce, hałas, pył i ogólny budowlany bałagan. Kontynuujemy przejazd na południe, wzdłuż brzegu Oceanu Indyjskiego. Po 350km szybkiej jazdy przez pustynną równinę, w miejscowości Shalim, zjeżdżamy w trasę „Ras Markaz Road”, prowadzącą do Salalah, oceanicznym brzegiem poprzez rezerwat „ Jabal Samhan Nature Reserve”. Za miejscowością Ash Shuwaymiyyah wjeżdżamy w wysokie góry i od tego momentu jesteśmy w innym świecie. Cudowne krajobrazy, monstrualne góry w odcieniach, od pustynnego piasku i żółci, po róże, czerwienie i brązy.

Górzysty obszar wznosi się na wysokość 1500–1800 m n.p.m., na wschodzie strome zbocza tworzą monumentalną skarpę i klify, a na zachodzie opadają łagodnie ku pustyni. Raz pniemy się serpentynami w górę, następnie zjeżdżamy w dół. Masyw przecinają głębokie wąwozy, wyrzeźbione przez okresowe rzeki. Na dnie wadi, w kilku większych zagłębieniach, zbiera się woda pitna, umożliwiając przeżycie zwierzętom. Występuje tu m.in. krytycznie zagrożony lampart arabski, tworząc największą populację tego gatunku na Bliskim Wschodzie. Nie mamy jednak przyjemności się z nim spotkać. Dawno nie przebywaliśmy w tak widokowych i spektakularnych krajobrazach.

Na trasie dojeżdżamy do oszałamiającego punktu widokowego o wysokości 1300 m n.p.m, położonego na skraju skarpy, kanionu schodzącego gdzieś na horyzoncie aż do oceanicznego brzegu. Przypominamy sobie podobne widoki w okolicach „Grand Canyon” w Arizonie. W 1997r., na mocy sułtańskiego dekretu, obszar objęto ochroną i utworzono tu rezerwat przyrody, a w 2013r. „ Jabal Samhan Nature Reserve”. został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Przy jednej z zatok napotykamy na kampera ze Szwajcarii. Po rozmowie z podróżującymi turystami, okazało się, że dotarli do Omanu przez Turcję > Iran > prom przez cieśninę Ormuz ( Bandar-e Abbas – Szardża http://www.valfajr.ir ) > Emiraty Arabskie > Oman. To jedyna opcja aby tu dojechać, przez Izrael się nie da, ze wglądu na pieczątki w paszporcie (Saudowie nie wpuszczą). Tą drogą chcą właśnie powrócić na pięciodniowej tranzytowej wizie saudyjskiej, później Jordania, Izrael i prom przez Cypr do Gracji, tak jak my powracaliśmy z Afryki, końcem 2014r. Super sprawa, tylko bardzo długi dojazd – pomysł wart powielenia… może kiedyś?…

Dzisiejszą trasę uatrakcyjnił aż kilka razy… atak szarańczy. Olbrzymie owady rozbijały się o przednią szybę jak grad, mnóstwo wylądowało na drodze i tam stacjonowało aż do… rozjechania przez inne samochody.

To nie koniec dzisiejszych doznań estetycznych, już po wyjeździe z rezerwatu docieramy do Mirbat, pierwszego większego miasta regionu Zufar, geograficznej krainy, największego gubernatorstwa Omanu, położonego przy granicy z Jemenem. Mirbat znany z produkcji kolorowych kadzielnic dekorowanych geometrycznymi wzorami (madżmar), kiedyś słynął z hodowli koni arabskich, a jego nazwę można przetłumaczyć „miejsce, gdzie przywiązywane są konie”. Nie jest zbyt ładny… nie ma tu starego miasta, chyba, że za takowe można uznać rudery ciągnące się od fortu w stronę gęściej zamieszkanej części miasta. Wzdłuż wąskich uliczek, bez asfaltu, ciągną się domy w mniejszym lub większym stadium rozkładu. Niektóre z nich są jeszcze zamieszkane, inne mają ściany i resztki okien czy drzwi, a część zamieniła się już w zwykłą kupę kamieni leżącą przy drodze. Wygląda to tak jakby Omańczykom stare miasto się znudziło i postanowili zbudować obok nowe, niekoniecznie lepsze czy ładniejsze. Nie ma tu spektakularnych zabytków, nie ma wyraźnego centrum i nie ma planu zagospodarowania przestrzennego. Przynajmniej my, w tej chaotycznej zabudowie, nie dostrzegamy żadnego pomysłu, śladowej idei urbanistycznej, ale jednak jest coś w tym miejscu… jest jakiś specyficzny klimat… i może dlatego zapadnie nam bardziej w pamięci, niż inne miasta Omanu. Niewykluczone, że ci, którzy za jakiś czas postanowią odwiedzić Mirbat, nie zastaną już całej, przyportowej dzielnicy. Może będzie stał tam pusty plac, a może luksusowe hotele, gdyż piękne krajobrazy na góry, które otaczają Mirbat, doskonale komponują się ze złocistymi plażami, szmaragdowym morzem i kolorowymi łodziami rybackimi stojącymi na brzegu. Tuż za miastem znajduje się inna osobliwość tego miejsca, sanktuarium i „Mausoleum of Bin Ali”(„Bin Ali Tomb”). Cel wielu pielgrzymek wyznawców islamu. To mały biały budynek, zwieńczony dwiema nietypowymi kopułami. To mauzoleum szanowanego i religijnego uczonego, który w XIIw. otworzył szkołę w Mirbacie. Obok budynku znajduje się duży cmentarz islamski. Zrobiliśmy zdjęcia i ruszyliśmy dalej.

Dalej na trasie, zbaczamy 25km w głąb lądu, aby zobaczyć baobaby w „Wadi Hinna”. Następnie przez góry, zjeżdżamy ponownie do oceanu, aby z kolei w Taqah zwiedzić obszar „Sumhuram Archaeological Park” lub „Khor Rori”, starożytne ruiny miasta wpisane na światową listę UNESCO. w ramach programu „Krainy Kadzidła” (The Land of Frankincence”), wstęp 1rial od os. Złote czasy przypadły na I i IIw. Sumhuram stało się wtedy doskonale prosperującym portem, utrzymującym kontakty handlowe z Arabią Wschodnią, Indiami i państwami Morza Śródziemnego. Głównym towarem eksportowym było kadzidło, które z Zufaru uczyniło jedną z najbogatszych krain na świecie. Ale dobra passa tego miejsca trwała mniej więcej do IIIw. Dzisiejsze odrestaurowane ruiny, mogą nam jedynie zaświadczyć o potędze dawnego Omanu. Możemy sobie uzmysłowić, że w owych czasach żegluga odbywała się wzdłuż brzegów, a takie miasta- porty, były podobnymi miejscami, jak oazy na pustyni. Miejsce to daje wyobrażenie o ówczesnym handlu i szlakach handlowych.

Już po zmroku docieramy do Salalah i od razu kierujemy się do naszej bazy noclegowej na kolejne trzy noce: OYO 115 „Star Emirates Furnished Apartment”, Adres: Salalah Al Jadidah Street, opposite to Bank Dhofar, Salalah, 211, Oman Tel: +971 800 0178152 GPS: N 017° 01.040, E 54° 05.205 – 9riali za noc.

15-01-20-map

16 stycznia – czwartek – dzień 12.

Zwiedzanie okolic Salalah – „Sultan Qaboos Mosque” > „Al Balid Archeological Site’ > „Souq Al Haffa” > „Gold Market” > Mughsail Beach > Al Mughsail Geyser > Dhalkut (potężny baobab, wrak helikoptera) > Sarfayt (granica z Jemenem) > Salalah – 380km

Po wczorajszym długim dniu pełnym wrażeń i wspaniałych widoków, niespiesznie rozpoczynamy kolejny podróżniczy dzień. Na początek chcemy zwiedzić zabytki Salalah. Rozpoczynamy od odwiedzenia głównego meczetu miasta, „Sultan Qaboos Mosque”. Przykład islamskiego uwielbienia dla geometrii i harmonii. Góruje nad centrum miasta, przyjmując codziennie tysiące wiernych. Wokół budowli zachowującej orientalny charakter posadzono palmy, utworzono wypielęgnowane trawniki i rabaty. Po wejściu do środka uderza wielkość przestrzeni modlitewnej. Całość zamyka kopuła o średnicy 36m z misternie rzeźbionym sklepieniem, z której zwisa ogromny kryształowy żyrandol. Podłogę zdobi 20-tonowy, ręcznie tkany dywan, składający się z 115 milionów pojedynczych węzełków. Oczywiście podczas zwiedzania (z wyłączeniem piątków), należy się odpowiednio ubrać, a kobiety powinny zakrywać włosy chustą.

Następnie przejeżdżamy wzdłuż plaży na północne rubieże miasta, pod „Al Balid Archeological Site”, ruiny średniowiecznego portu Al Baleed, z którego wypływały okręty z kadzidłem. Teren jest bardzo rozległy, otoczony murami z zachowanymi ruinami meczetów, fortów i domów, Cały czas trwają prace wykopaliskowe, więc można spodziewać się kolejnych odkryć. Obszar wykopalisk, którego historia sięga starożytności, jest starannie przygotowany do zwiedzania. Chociaż są to jedynie ruiny, to spacer po rozległym terenie jet całkiem przyjemny. Bardzo realnie można sobie wyobrazić, jak funkcjonowało miasto i ówczesny port związany z wysyłką i handlem kadzidłowcem. Musimy sobie uzmysłowić, że znajdujemy się tzw. „Krainie Kadzideł Wadi Dawkah”. Handel kadzidłem kwitnący w tym regionie przez wiele stuleci, to jeden z najważniejszych sektorów produkcji starożytnego i średniowiecznego świata. Stanowi on znakomite świadectwo cywilizacji w południowej Arabii od czasów neolitu. Al-Baleed, miasto i port położony bezpośrednio na plażach Oceanu Indyjskiego, zaświadcza o istnieniu „Silk Road to the Sea”, jedwabnego szlaku wzdłuż wybrzeży Półwyspu Arabskiego. Al Baleed było jednym z pierwszych miejsc, które możemy nazwać multi-kulti- spotykali się tutaj kupcy z Chin, Indii, Persji, Wschodniej Afryki i obszaru basenu Morza Śródziemnego. To niezwykłe miasto odwiedził również Marco Polo, który opisał je jako tętniący życiem ośrodek handlowy, gdzie… „kupcy nabywają duże ilości koni arabskich i mają z tego duże zyski i produkuje się tutaj duże ilości białego kadzidła”… Znalezione tu artefakty z Chin (Ming) i innych krajów wskazują, że w zamian handlowano tu kadzidłem. Silnie ufortyfikowane miasto, nie uniknęło najazdów i było częściowo zniszczone w XIIIw. Pod koniec XVw. radykalne zmiany w strukturze handlu narzucone przez Portugalczyków, przypieczętowały upadek i los miasta. Natomiast „Wadi Dawkah”, położone w głębi lądu, gdzie nadal funkcjonują plantacje tych specyficznych drzew (boswellia sacra), jest nadal ważnym miejscem, w którym po dziś dzień pozyskuje się kadzidło. Całość wykopalisk ujęto na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Przy wejściu znajduje się bardzo ciekawe muzeum z artefaktami „The Museum of the Frankincense Land”, gdzie szczególnie ciekawa jest ekspozycja poświęcona lokalnej żegludze. Przedstawiono tu modele łodzi, od starożytności do czasów obecnych.

Niezbyt daleko od wykopalisk, jadąc w kierunku centrum Salalah, znajduje się „Souq Al Haffa”. Głównym handlowym produktem oferowanym na bazarze jest skrystalizowana żywica drzewa kadzidłowca. Od starożytności do czasów obecnych to główny artykuł eksportowany z tych terenów na cały świat. Drzewa te wymagają specyficznych, pustynnych warunków, które występują jedynie na pograniczu Omanu i Jemenu. Oprócz naturalnego kadzidła znajdziemy tu wiele odmian kadzielnic do ich palenia, a specyficzna woń jest wszechobecna. Kolejnymi oferowanymi artykułami są chusty, perfumy, kadzidlane kremy, szafran, piżmo, turystyczne pamiątki i specyficzne, tradycyjne sztylety „khanjar” („handżar”). Skoro jesteśmy przy bazarach, to podjeżdżamy jeszcze do następnego, znajdującego się w samym centrum Salalah, pod „Gold Market’. Oczywiście to nie Dubaj, ale sklepów i warsztatów jubilerskich jest całkiem sporo.

Jeżdżąc po mieście dwukrotnie przejeżdżamy obok pałacu sułtana Qaboosa (Kabus). Wybudował go w swoim rodzinnym mieście. Ogromny pałac, niedostępny dla zwiedzających był rezydencją letnią, czyli miejscem, gdzie nobliwy sułtan spędzał porę deszczową. Pałacowa architektura podziwiana z zewnątrz, robi wrażenie. Niesamowity jest przede wszystkim kontrast między niską i stosunkowo skromną zabudową miasta, a przepychem sułtańskiej budowli. To właśnie tutaj zdeponowany jest sułtański testament, którego treść szczególnie teraz, po jego śmierci, budzi ciekawość światowej opinii publicznej. Wszak właśnie w tym dokumencie, bezdzietny władca, określa sposób sprawowania władzy po jego śmierci. Dotarły do nas pogłoski iż na jego następcę, wyznaczono jego kuzyna, Haitham bin Tarik Al Said (Hajsam ibn Tarik Al Said). Wszędzie zauważamy iż sułtan Qaboos cieszył się niekłamanym szacunkiem poddanych. Jego portrety spoglądają z wielu gmachów publicznych. Ludzie w sklepach często wieszają sobie fotografię sułtana obok zdjęć rodzinnych, a w rozmowach nierzadko podkreślają swoje przywiązanie do władcy.

Ale wróćmy do kadzidła… Zapewne każdy zna historię Trzech Króli… to oni obdarowali Jezusa mirrą, kadzidłem i złotem, W owych czasach kadzidło nie było wcale mniej warte od złota i pochodziło często właśnie z południa Omanu. Dziś powszechne jest zresztą w kościele katolickim. Spalane razem z mirrą, nie tylko podczas obrządku religijnego, daje charakterystyczny zapach. Podobno działa też antyseptycznie i oczyszcza powietrze z groźnych mikrobów. Naśladując Omańczyków, można też okadzić sobie ubranie przytrzymując je przez chwilę w dymie lub postawić kadzielnicę w miejscu, z którego chcemy odstraszyć owady. Kadzidło na miarę złota?… zdrowia?… uroczystości?… a może odurzenia?…

Jest na tyle wcześnie, że postanawiamy jeszcze dzisiaj pojechać dalej na południe, wzdłuż oceanu aż pod granicę z Jemenem. Na trasie przejazdu jest całkiem sporo ciekawych miejsc. Pierwszym to wspaniałe, rozległe plaże „Mughsail Beach”. Na razie wzdłuż drogi wybudowano kilka willi i funkcjonuje mały porcik rybacki, ale przypuszczamy iż za kilka lat, może wyrosnąć tu sporo resortów, gdyż przepiękna, kilkukilometrowa plaża, będzie magnesem dla przybywających tu turystów i wczasowiczów. Kilka kilometrów dalej, znajduje się równie osobliwe miejsce zwane „Al Mughsail Geyser” lub „Blowhole”. U stup specyficznego skalnego klifu, pomiędzy postrzępionymi głazami, znajdują się dziury, przypominające gejzery. Połączone są one kanałami z podmorskim brzegiem, którędy woda morska wpada pod wysokim ciśnieniem i wytryskuje strumieniem kopiującym gejzer. Przy odpowiedniej sile fal, wytryskująca woda może wznieść się na kilka metrów. Ponadto jest to bardzo krajobrazowe miejsce, z ciekawymi formacjami skalnymi i przepięknym widokiem na wysokie klify, spadające pionowo w dół do oceanu.

Jadąc dalej na południe, zaraz za wodotryskami, nowo wybudowana droga przecina góry i szeregiem zakrętów ułożonych w serpentyny, prowadzi na wysokość 1100 m n.p.m., na szczyt klifu. Później biegnie wzdłuż grzbietów pasma górskiego położonego równolegle do wybrzeża. Widoki niesamowite.

Dalej, aż po granicę z Jemenem, przemieszczamy się nadoceanicznymi wyżynami. Przy wjeździe do strefy nadgranicznej, przechodzimy policyjną kontrolę, a nasze dane są zapisane do specjalnego kajecika. Dopiero na wysokości miejscowości Dhalkut, ponownie wąską drogą, zjeżdżamy w dół aż do plaży. Na trasie zjazdu, jeszcze przed wjazdem do miejscowości, znajduje się osobliwe drzewo, wielki baobab, rzecz jasna widzieliśmy wiele większych baobabów, jednak tutaj, ten okaz na tle innych szczególnie się wyróżnia. Z pobliskiego punktu widokowego, roztacza się wspaniały widok na krajobraz gór, spadających do turkusowego oceanu. Podjeżdżamy jeszcze nieco w dół, do miasteczka Dhalkut, gdyż dowiedzieliśmy się, że na plaży leży wrak helikoptera. Co się stało i dlaczego tu spoczywa, pozostaje zagadką… być może spadł, a może został strącony w wyniku walk? Następnie zataczamy pętlę pod granicę z Jemenem w Sarfayt. Piszemy pętle, gdyż jedną drogą, tą niższą, położoną bliżej brzegu można przejechać w jedną stronę, a drogą przez góry, w drugą. Oczywiście poza widokami i specyficzną przyrodą, nic spektakularnego więcej nie było, ale chcieliśmy dojechać do samej granicy. To był nasz cel. Tą sama drogą którą tu dotarliśmy, po trzech godzinach, już po zmroku, powróciliśmy do Salalah i do naszego hotelu.

16-01-20-map

17 stycznia – piątek – dzień 13.

Salalah > „Mausoleum of an Nabi Ayub” > Salalah – 100km

Po dwóch dniach intensywnego zwiedzania, dzisiaj narzucamy sobie nieco luźniejszy program. Odpoczynek, a ponadto musimy nieco uporządkować nasz materiał zdjęciowy oraz zapiski robione na trasie. W południe robimy jedynie niezbyt długą przerwę w tych czynnościach i jedziemy okrężną trasą pod hipotetyczny grób Hioba, czyli „Mausoleum of an Nabi Ayub”. Miejsce określane jako miejsce pochówku biblijnego Hioba. Jest to jedno z magicznych miejsc, gdzie historia miesza się z teraźniejszością, wiara z faktami, a biblijne przypowieści nabierają zupełnie nowego wymiaru. Właśnie tutaj, 30 km od Salalah, znajduje się grób jednej z najbardziej tragicznych postaci biblijnych, Hioba, którego bogobojność Bóg wystawił na ciężką próbę, na sprawdzian szczerości modlitw, którym szatan nie dawał wiary i kwestionował czystość intencji. Bogacz, na skutek boskiego „zakładu” z szatanem, został pozbawiony majątku, zdrowia i rodziny, a mimo to nie wyparł się swojej wiary… w księdze jawi się jako prawdziwy sługa boży, pełen pokory, cierpliwości i skruchy. Choć z zewnątrz grób Hioba prezentuje się dość skromnie, mały meczet, a wewnątrz grób przykryty zielonym suknem, to właśnie tutaj gromadzą się i modlą muzułmanie.

Na krętych dróżkach, pomiędzy nieprzyjazną surową ziemią, obserwujemy jak pastuszkowie z kijaszkami poganiają wielbłądy swoimi Land Cruiserami… no cóż, nowoczesność weszła pod strzechy. Wracamy do hotelu w Salalah. Wszystko mamy w pobliżu, markety, pralnie, restauracje, coffee shop, bank, aptekę, warzywniak, stację paliw. Kolację jemy u Jemeńczyków, po prostu pycha! Tak na marginesie, żałoba wciąż trwa i cały czas od naszego wjazdu do Omanu, wszystko jest czynne i życie nie zamarło, jak to przed wjazdem wróżyła nam przewodniczka z „Itaki”.

17-01-20-map

18 stycznia – sobota – dzień 14.

Salalah > plantacja kadzidłowca w „Wadi Dawkah” > Thumrait > Haima > Nizwa – 900km

Ostatni dzień pobytu w prowincji Zufar. Przed nami długi przejazd przez pustynię, na północ Omanu w rejon gór „Al Hajar” („Al-Hadżar”). Jednak najpierw jadąc główną trasą w kierunku stolicy, po 45km zjeżdżamy z drogi głównej i docieramy do doliny „Wadi Dawkah”. Cały obszar „ Natural Park of Frankincense Tree”, przygotowywany jest do zwiedzania, robione są parkingi, montowane drogowskazy, teren chyba niedługo będzie ogrodzony, a wstęp płatny (na razie jeszcze nie), na plantacji spotykamy jedynie strażnika. Na rozległym obszarze rośnie tysiące drzewek kadzidłowca, każde oznakowane, podlewane systemem rurek, a wokół, jak okiem sięgnąć wszędzie pustynia. Gdy przemieszczamy się pomiędzy drzewkami i próbujemy zaobserwować sposób pozyskiwanie żywicy, strażnik tłumaczy nam, że największa ilość tej substancji, zbierana jest w okresie lipca i sierpnia, w porze największych upałów, kiedy temperatura na pustyni przekracza 50ºC. Myśleliśmy, że pozyskiwanie jest podobne jak kauczuku, okazuje się, że odbywa się to całkowicie inaczej, po ścięciu kory żywica krystalizuje się w grudki na powierzchni okaleczonego drzewa. Takim to sposobem, w tym miejscu, na plantacji w „Wadi Dawkach”, zamknęliśmy temat „Krainy Kadzidłowca” i światowego handlu tym towarem, który już 2tys. lat p.n.e. zapewniał świetność i bogactwo temu państwu.

Teraz pozostaje nam uzbroić się w cierpliwość i mozolnie pokonać ogromną, pustynną przestrzeń tego kraju. Na tym monotonnym pustkowiu, podobnie jak na odludziach w Australii, zatrzymujemy się jedynie na stacjach paliw, gdzie ulokowane są również małe restauracje. Trudno w nich szukać dań typowo arabskich, gdyż w gastronomii pracują głównie przybysze z Bangladeszu, Sri Lanki czy Indii, więc kuchnia ma też wymiar tamtej części Azji. Posiłki były bardzo smaczne i niezbyt drogie, gdyż za obiad dla dwóch osób płaciliśmy z reguły około 20÷ 30 zł. Drogi są wspaniałe, a ruch bardzo słaby, zupełnie niepodobny niż w innych krajach arabskich. Jedynie musimy uważać na radary, które ustawione są co kilka km, a dozwolona prędkość to jedynie 120km/h. Na szeroko otwartej przestrzeni jazda z taką prędkością nowoczesnym, cichym autem prowokuje wrażenie, że jedziemy w ślimaczym tempie. Jednak matematyka w tym wypadku jest bezwzględna i każda godzina jazdy, to przebyte 120km. Już o 16.00, po przejechaniu 900km, docieramy do dzisiejszego celu podróży, do Nizwy. Tuż przed miastem szybko kwaterujemy się we wcześniej zarezerwowanym przez booking.com pensjonacie i ruszamy w miasto: „Beyout Guest House”, Adres: Abo Srwoog, Manah Road, Manah State Ad, Dakhiliyah Governorate, Ma‘mad, 619, Tel: +968 9874 4141 GPS: N 022° 49.415, E 57° 34.237 – 13,85riali pok. 2os.

Podjeżdżamy do starego centrum, gdzie w sąsiedztwie murów miejskich, mieści się rozległy bazar, fort i główny meczet. To nie jest przypadek, że Nizwa została wzniesiona w wyjątkowo strategicznym miejscu… w rozległej, życiodajnej dolinie, na przecięciu szlaków handlowych łączących północ z południem i wschód z zachodem. To największe i najważniejsze miasto na południowych zboczach gór „Al Hajar” oraz jedno z najstarszych w całym Omanie. Przez wieki było głównym ośrodkiem handlu, rzemiosła, religii i kultury, a w VI i VIIw. nawet stolicą kraju. To bez wątpienia najciekawsze miasto we wnętrzu kraju, a odnowione zabytki decydują o tym, że Nizwa stała się zaraz po stolicy, drugim w Omanie ważnym ośrodkiem turystycznym.

Ponieważ do zmroku nie pozostało zbyt wiele czasu, dzisiaj postanawiamy zwiedzić jedynie fort „Nizwa Fort”, licząc na ciekawe widoki z jego murów o zachodzie słońca. Wstęp niestety nie jest tani. Odkąd twierdza przeszła w prywatne ręce, opłata została podniesiona aż do 5riali od os.(ok. 50 zł od os.). Widać, że nowy właściciel włożył w ten obiekt spore fundusze, został on odnowiony i odrestaurowany. Z poziomu murów baszty, roztacza się wspaniały widok na domy o płaskich dachach, piękną kopułę sułtańskiego meczetu i morze palm daktylowych porastających dolinę. W krajobrazie Omanu, ten gatunek palm spotyka się wszędzie, gdzie tylko występuje choć odrobina wody. Daktyle obok ryb zawsze były podstawą pożywienia miejscowej ludności, szczególnie tej, która zamieszkuje interior. Duży gaj tych palm znajduje się również w przyległym do fortu ogrodzie, gdzie przebiega interesujący system irygacyjny, stary „falaj” („faladż”) z oryginalną studnią, gdzie przy pomocy zwierząt i specjalnych wielkich skórzanych bukłaków, przepompowywano wodę. Pięć z ponad 3tys. działających systemów tego typu, zostało wpisanych na listę światowego dziedzictwa UNESCO i właśnie jeden z nich znajduje się w Nizwie.

Natomiast imponujący fort powstał w 1650r. na fundamentach innego, który stał w tym miejscu już od XII w. Strategicznie położenie na skrzyżowaniu ważnych szlaków oraz bogactwa naturalne Nizwy, kusiły wielu wrogów, przez co budowla musiała być naprawdę potężna. Fundamenty sięgają ponoć 30 metrów wgłąb ziemi. Fort ten wyróżnia w szczególności ogromną, wysoką na 30m basztą o średnicy 36m. To podobno największa wieża, jaką zobaczyć można na „Półwyspie Arabskim”. Robi wrażenie. Jej owalny kształt wraz z 24 stanowiskami artyleryjskimi, pozwalał na obronę z każdej możliwej strony. Jednak ostrzał armatni nie był jedyną bronią, strażnicy wyposażeni byli w muszkiety, a w razie dostania się wroga na teren fortu, wylewano na nich gorący syrop daktylowy, jak również zastosowano szereg zapadni, również na schodach. Ci, którzy przebywali w forcie, dzięki piwnicom i temu, że wzniesiony był nad podziemnym strumieniem, przez długi czas nie musieli martwić się o brak zapasów i wody. Gdy tak kręcimy się po najróżniejszych pomieszczeniach, w pewnym momencie można stracić orientację tyle tu zakamarków i ślepych zaułków, rozlokowanych na różnych poziomach. Czujemy się jak w jakimś wielkim labiryncie. W środku podziwiać można wystrój w postaci oryginalnych mebli, garnków, talerzy, wystawy biżuterii i broni. Jest tego naprawdę sporo, zwiedzanie zajęło nam ponad dwie godziny i kończymy go już po zmroku.

Teraz pozostało nam zjeść kolację w jednej z knajpek przy bazarze i powrócić do naszej bazy noclegowej przez „Gold Souq”, wytwórnię typowych omańskich czapek (kumma) i meczet, Jutro wrócimy tu ponownie, aby zwiedzić resztę.

18-01-20-map

19 styczeń – niedziela – dzień 15.

Nizwa (souq, mosque) > Jabrin („Jibreen Castle”) > Bahla (12km mur wokół miasta, fort, souq) > Al-Hamra – (falaj, domy z cegły mułowej, 400letni dom „Bail Al-Safah”) > Misfat al Abriyyin (falaj, palmy, bananowce i dom na skale) > A’ Nakhar View Point > Wadi Ghul (kanion) > Jebel Shams View Point – 2008m n.p.m (widok na Jabel Shams 3009m n.p.m) > Sayq – 280km

Rano powracamy do Nizwy. Pierwsze kroki kierujemy na targ „Nizwa Souq”, gdzie handluje się wielbłądami i kozami „Kozi Targ”(„Goat Market”), a czasem też owcami i krowami. Nie tak wyobrażaliśmy sobie to miejsce, obecnie zwierzęta sprzedaje się z ciężarówek i pick-upów. Zaglądamy do meczetu „Nizwa Mosque”, który dzisiaj rano jest otwarty, wczoraj patrzyliśmy na niego z góry z poziomu murów fortu, a później tylko z wejścia, ukradkiem na chwilkę. W Nizwie poza słynnym już targiem kóz, atrakcją jest także „Old Souq”, czyli stary, arabski targ ogrodzony wysokim murem, z głównym wejściem w postaci ogromnej, bogato rzeźbionej bramy. Podzielony jest na sektory. W zachodnim („As Souq al Garb”) kupi się tradycyjne skrzynie, biżuterię z omańskiego srebra, kadzidło uzyskiwane z żywicy kadzidłowca. Na wschodnim („As Souq ash Sharqi”) z kolei rozejrzeć się można za artykułami spożywczymi: mięsem, rybami, przyprawami. Smakujemy tu daktyle, ale uważać należy na kraj ich pochodzenia, często importowane są z krajów ościennych, głównie z Arabii Saudyjskiej. Sprzedawcy niezwykle uprzejmi, nie nagabujący do zakupów. Mile spędza się czas w takiej atmosferze.

Kolejnym przystankiem na naszej trasie był „Jibreen Castle” („Fort Dżabrin”) z końca XVIIw. (wstęp 500baisa od os. co daje jednego riala). Niektórzy twierdzą, że to najpiękniejszy zamek w Omanie. Rzeźbione okna, reliefy na ścianach i drewniane balkony przypominają bardziej pałac. Może wiązać się to z tym, iż nie był zbudowany do obrony, a raczej jako rezydencja letnia Imama Bil’arab bin Sultana z dynastii Yaruba, który rządził tymi terenami w latach 1679-1692. Był intelektualistą, toteż gromadził wokół siebie astrologów, fizyków, prawników i poetów, finansując na terenie Dżabrin uniwersytet i utrzymując studentów. Zamknięty czworobok murów otacza główną, trzypiętrową budowlę z dwiema wieżami, na których umiejscowiono tarasy widokowe. Odnowione wnętrza udostępnione są do zwiedzania: biblioteka, tłocznia i magazyn daktyli, kuchnia, sala recepcyjna i reprezentacyjna, gdzie przyjmowano gości. Na dolnej kondygnacji obok pomieszczenia prochowni, znajduje się grobowiec świętego imama. Wokół zamku rozciągają się wielkie plantacje palm daktylowych.

Po zwiedzeniu „Jibreen Castle” udajemy się 10km dalej na północ, do miejscowości Bahla, okolonej 12km murem. Mieści się tam najpotężniejszy fort w Omanie, już z oddali budowla zwraca uwagę swym ogromem. „ The Bahla Fort” (wstęp 500baisa od os.), jest jednym z najlepiej zachowanych obiektów tego typu w kraju, wpisany jest na światową listę UNESCO. Majestatyczne gliniane ściany (cegła mułowa), pięknie prezentują się w promieniach słońca. To kolejne miejsce z serii „to koniecznie trzeba zobaczyć”. Forty są niewątpliwie jedną z największych atrakcji Omanu i najbardziej charakterystycznym elementem omańskiej architektury. Burzliwa historia sprzyjała powstawaniu tego typu budowli, a ich pozostałości rozsiane są po całym kraju. Forty wojskowe i zamkowe broniły miast, a mury obronne zapewniały schronienie mieszkańcom wsi. Z wież strażniczych strzeżono szlaków handlowych i innych strategicznych punktów, na przykład z dostępem do wody czy żyznych gleb. Forty usytuowane wzdłuż wybrzeża, przy górskich strategicznych przełęczach i w dolinach na stałe wpisały się w krajobraz Omanu. Owa twierdza ma zupełnie inny klimat, niż ta w Nizwie. Malowniczo położona, nie została do końca odnowiona, więc czuć tu ducha dawnych czasów. Obiekt jest ogromy, więc na zobaczenie całości potrzeba sporo czasu. Zabudowa dziedzińca i przyległych budynków, stanowi nie lada labirynt z krętymi schodkami, korytarzami i zawiłymi przejściami. Aby zwiedzić wszystkie zakamarki, trzeba trochę pokrążyć i nieraz od nowa szukać właściwej drogi. Choć pomieszczenia są puste, warto zaglądnąć w jego zakamarki, natomiast z górnych tarasów roztacza się wspaniały, panoramiczny widok na pasma gór „Al-Hadżar”. Naprzeciwko fortu, po drugiej stronie drogi, mieści się stary „Old Souq”, gdzie oprócz wielu kramów i warsztatów, ceramiki z której słynie miasto, na wewnętrznym dziedzińcu stoi drzewo. Wg legendy mieszkały w nim złe dżiny, w obawie iż demony mogłyby się wydostać i porwać mieszkańców… drzewo skuto łańcuchem.

Następnie przemieszczamy się dalej na północ, w kierunku gór „Al Hajar”. Kolejno mijamy wioski wzniesione z kamienia i gliny, przytulone do górskich zboczy. Nas interesuje jedna z nich, Al Hamra. Zawdzięcza swoje istnienie spływającemu z gór potokowi, który ujęty w rodzaj akweduktu „falaj”, zasila poletka na tarasach. Podziwiamy stare, wielopiętrowe zabudowania wykonane z cegły mułowej, które dzisiaj w większości popadają już w ruinę. W jednym z nich, w 400-letnim domu „Bail Al Safah”, utworzono muzeum i przyjmuje się zwiedzających (wstęp 3riale od os.). Do końca nie wiedzieliśmy, czego mamy się tu spodziewać i chyba przez to zostajemy bardzo pozytywnie zaskoczeni. Można tu zobaczyć, jak w tradycyjny sposób wypiekano niegdyś cieniutki chleb, tłoczono olejki, palono kawę, czy przygotowywano maści szafranowe. W jednym z tradycyjnie urządzonych pokoi, na gości czeka kawa z kardamonem i daktylami oraz imbirowa herbata. Czekają także tradycyjne stroje, w które można się przebrać. Na dachu budynku znajduje się taras widokowy. Wszyscy są niezwykle mili i z chęcią odpowiadają na wszystkie pytania.

Po zwiedzeniu, przejeżdżamy do następnej wioski Misfat Al Abriyeen (Misfat Al-Abrijjin), w której po dziś dzień toczy się życie jak w zamierzchłych czasach. Dlatego też, należy się tu dostosować do panujących zwyczajów, o czym przypominają tablice informacyjne. Zakryte ramiona oraz nogi to podstawa. Co ciekawe, wioska i tarasy znajdują się na stromym górskim zboczu, co powoduje iż możemy przemieszczać się jedynie na piechotę, systemem przejść, chodników, schodów i tarasów.

Cały ten region słynie z systemów irygacyjnych „falaj”, czyli nawadniających kanałów, z których większość eksploatowana jest do dzisiaj. „Faladże” wykorzystując grawitację, służą do transportu wody z jej źródła do odległych terenów, ubogich w ten życiodajny płyn. Wioska Misfat Al Abriyeen jest tego najciekawszym i najlepiej zachowanym przykładem, który wspomaga uprawy palm daktylowych i bananowców. W dużym stopniu systemy te po dziś dzień warunkują rolnictwo w kraju i niewątpliwie wpisały się w tutejszy krajobraz. Tam gdzie są źródła lub strumienie powstawały ludzkie osiedla, sadzono palmy, by rodziły daktyle, tutejszy „chleb powszedni”. Gaje palmowe stanowią także i dzisiaj bardzo malowniczy element tutejszego krajobrazu. I choć w jadłospisie Omańczyków pojawiły się już i inne potrawy, to palma wciąż jest ważna, poza daktylami daje liście na strzechy i plecionki oraz drewno na opał. Wioska, to również typowa architektura starego Omanu, domy wzniesione z gliny mułowej, parterowe lub jednopiętrowe z małymi oknami osadzonymi tuż przy podłodze (lepsza cyrkulacja powietrza), w których tkwią drewniane, często misternie rzeźbione kraty. Solidne, nabijane ćwiekami drzwi, a za nimi toczy się skrywane przed obcymi życie rodzinne.

Następnie jadąc w kierunku najwyższej części gór, zrobiliśmy przystanek w „Wadi Ghul”, gdzie rozpoczyna się trasa do drugiego, największego kanionu na świecie, liczy 8km dł. i pionowo opada na 1000m w dół. Widok jest zupełnie nieziemski. Od teraz wspinamy się tylko w górę i jedziemy na „Jebel Shams View Point”, ulokowany na płaskowyżu położonym na wys. 2009m n.p.m. Na 15km przed celem, kończy się asfalt i podążamy dalej bardzo kiepską, gruntową drogą. Po dotarciu do celu, otwiera się panoramiczny widok na największy szczyt Omanu „Jebel Shams”, czyli „Góra Słońca” (3009m n.p.m.) i pasma gór „Al Hajar”. W dole, prawie 1000m niżej, majaczy dno kanionu, który tworzą dwa koryta rzeczne „Wadi Ghul” i „Wadi Al Nakhur”. Po napatrzeniu się na ten „Wielki Kanion Bliskiego Wschodu”,tą sama trasą zjeżdżamy w dół i kontynuujemy podróż o dalsze 120km, na wschodnią część pasma „Al Hajar”, do Sayq, położonego na terenie rezerwatu „Jebel Akhdar” („Al-Jabal Al-Akhdar”). Niestety większość przejazdu musimy pokonać po zmroku, a droga jest niezwykle krajobrazowa, szczególnie na odcinku z Birkat Al Mouz, na płaskowyż położony na wysokości ponad 2000m n.p.m. Na szczęście jutro, już za dnia, będziemy tędy również wracać. Droga jest dobrej jakości, asfaltowa, ale wjazd tylko samochodem 4×4. Na dole, przy wjeździe na trasę, ulokowany jest posterunek i sprawdza to policja. Ponieważ mamy auto typu SUV, Hyundai Tucson, nikt nas nie zatrzymuje, pomimo iz nasza wersja jest z napędem tylko na dwa koła… kamuflaż się udał. Niezbyt rozumiemy o co chodzi z tym napędem 4×4 na doskonałej asfaltowej drodze i dlaczego co kilka kilometrów przypominają o tym wielkie, ostrzegawcze tablice. Owszem, jest bardzo stromo, ale „maluchem” bez problemu, też by można wyjechać. Chyba chodzi o to, żeby tylko porządne samochody, a co za tym idzie majętni ludzie, mogli poruszać się w tym rejonie, gdzie temperatury w lecie są o 15ºC niższe niż w dolinach. Dopiero przed 21.00 docieramy do celu, do pierwszej miejscowości Sayq, położonej już na płaskowyżu. Tu mamy zarezerwowany pokój w pensjonacie „Traveler’s Residence”, Tel: +968 9976 7232 GPS: N 023° 04.378, E 57° 40.887 – 13riali pokój 2os. Obsługującym pensjonat jest pracownik najemny z Bangladeszu, mówiący tylko w swoim języku, więc było zabawnie i… zimno.

19-01-20-map

20 stycznia – poniedziałek – dzień 16.

Sayq > „Anantara Al Jabal Al Akhdar Resort” (wiev point) > Birkat Al Mouz > Izki („falaj” 14km – UNESCO) > Muscat (pałac prezydencki, souq, port) – 220km

Dopiero rano widzimy gdzie jesteśmy, rozległy płaskowyż, wokół góry, a gdzieś na horyzoncie, daleko w dole, ponad kilometr niżej majaczy płaska powierzchnia pustyni. Zanim w 2006r. ukończono doskonałą, asfaltową drogę, wejście na „Płaskowyż Sayq”, było wyczerpującą wspinaczką, po prawie pionowej ścieżce. Transport odbywał się na plecach specjalnej rasy osła „jabal”, wytrzymałego i zwinnego jak koza, normalny osioł nie radził sobie w takich warunkach, nie mówiąc już o załadowaniu. Na południowych stokach wioski rosną migdały, jabłka, morele, figi, winogrona, cytryny, brzoskwinie, granaty, róże i orzechy włoskie, a na małych poletkach pod drzewami i krzewami, czosnek i cebula. Klimat tego miejsca jest zdecydowanie inny, surowy, a latem temperatury oscylują w okolicy 20÷ 25ºC.

Ponieważ droga przez płaskowyż, ciągnie się do jej końca jeszcze kolejne 25km, toteż jedziemy, aby podziwiać doskonałe, aczkolwiek surowe widoki. Na samym końcu drogi, docieramy do „Anantara Al Jabal Al Akhdar Resort” („Alila Jabal Akhdar”). Podjeżdżamy na parking zamierzając obejść teren pięciogwiazdkowego resortu, położonego na samej krawędzi skalnego płaskowyżu. Właściwie jest to jeden wielki taras widokowy, z którego mamy panoramiczny widok na całe pasmo gór „Al Hajar”, z jego najwyższym szczytem „Jebel Shams”. Oszałamiający pejzaż! Nikogo nie pytając o zgodę, spacerujemy po terenie resortu, przyswajając niesamowite obrazy górskiego krajobrazu, a w połączeniu z nietuzinkową architekturą ośrodka, gdzie w naturalny teren wkomponowano baseny, tarasy i punkty widokowe oraz ciekawe wille, przypominające wielkie bungalowy. Widzieliśmy wiele luksusowych hoteli, resortów, spa itp., jednak ten to zupełnie coś innego, to połączenie specyfiki niezwykłego miejsca i największego luksusu, to przepych Omanu w najbardziej naturalnych warunkach i perspektywą przodującej jakości. Podczas gdy na dole panuje upał, a suche powietrze smaga wyschnięte rośliny, na płaskowyżu „Jebel Akhdar” („Zielona Góra”), można przebywać w komfortowych temperaturach i klimacie. Biorąc pod uwagę, że w większości jest to teren dość skalisty i niedostępny, można pomyśleć, że to przesada z tą nazwą. Pochodzi ona jednak od pól uprawnych, które znajdują się na zboczach góry, w okolicach wioseczek Al Ayn i Al Aqr. Dzięki specyficznemu mikroklimatowi rosną tu też róże, których płatki przerabia się na olejki i wodę różaną oraz znajdują się plantacje słynnych w tym rejonie granatów i nie tylko. Ale wróćmy do resortu… na jednym z tarasów próbowaliśmy napić się kawy i dopiero wtedy okazało się, że będzie to trudne, gdyż w kompleksie mogą przebywać tylko goście hotelowi, a oni wszystko mają w pakiecie. Menadżer okazał się jednak łaskawy i za „jedyne” 6riali (około 60zł.), zrealizowaliśmy zamiar, z ciekawości zapytaliśmy też o cenę za jedną noc- 340riali! (około 3400zł.). Rozumiemy teraz dlaczego jeden z punktów widokowych nosi nazwę od imienia księżnej Diany „Diana Wievpoint”… nie dziwi nas iż przybyła tutaj kiedyś z wizytą.

Tą samą drogą, którą wczoraj tu przybyliśmy, zjeżdżamy w dół, aż do miejscowości Birkat Al Mouz, chłonąc po drodze niepowtarzalne widoki i strzelając fotki w najciekawszych miejscach. Po godzinnym zjeździe serpentynami, odwiedzamy ww wieś, czyli oznacza dosłownie „Bananowe Jezioro”, gdzie znajdują się malownicze ruiny domostw, pomiędzy którymi przeprowadzono kanały irygacyjne. Na poletkach zasilanych wodą poprzez system „falaj”, rośnie niezliczona ilość palm i bananowców. Kręcimy się po ruinach starej wioski, kilka domostw do tej pory jest jeszcze zamieszkałych. A teraz legenda… swego czasu mieszkańcy uznali wioskę za przeklętą i czym prędzej ją opuścili. Nie mógł się z tym pogodzić pewien bogaty Omańczyk i postanowił udowodnić, że mieszkańcy się mylą. Do osady sprowadził palmy bananowe, które dzięki dobrze rozwiniętemu systemowi nawadniającemu, świetnie się przyjęły. Widząc, jak ziemie obrodziły, a ogrody palmowe się rozrastają, tubylcy uznali, że na tak żyzną ziemię, żaden urok nie mógł być rzucony i zaczęli wracać do opuszczonych domostw, zaś samą wioskę nazwano „Bananowe Jezioro”. Dziś historia się powtarza… wioska wyludniła się, ale to nie domniemany urok rzucony na nią spowodował ten stan… to Sułtan Kabus w trosce o zdrowie i wygodę mieszkańców, podarował im nową ziemię i dofinansował budowę nowoczesnych domów, z dostępem do elektryczności i bieżącej wody.

10 km dalej znajduje się się następna interesująca miejscowość, Izki, w której do tej pory zachował się najdłuższy, 14875-metrowy „falaj” o nazwie „Falaj Al Malki”, wpisany na światową listę UNESCO. Trudno było go odnaleźć na terenie rozległej miejscowości, położonej w szerokiej dolinie, jednak miła Omanka, ślicznym mercedesem, doprowadziła nas do celu. W miasteczku znajdują się również rozległe ruiny „Harat Al Yemen” jednej z najstarszych osad ludzkich w Omanie, a są one w sąsiedztwie zamku „Izki Castle”.

Następnie szybki przejazd do stolicy Omanu, Muscat. Dzisiaj bez żadnych przeszkód, mogliśmy przebyć i przejechać całe nabrzeże od portu w Muttrah (Matrah), przez nadmorski deptak zwany „Corniche”, aż po pozostałości dwóch portugalskich fortów „Al Mirani” oraz „Al Jalali”, zwanych bliźniaczymi, górującymi nad pałacem prezydenckim „Qasr Al Alam” gdzieś w oddali. „Al Alam” oznacza w języku arabskim flagę. Zgodnie z legendą każdy niewolnik, który dotknął znajdującego się terenie pałacu masztu z flagą państwową, stawał się wolnym człowiekiem. Pałac nie jest udostępniony zwiedzającym, więc można go podziwiać jedynie zza bramy. Spoza masywnych krat, widoczne są jednak fantazyjne dachy, ażurowe okna, witraże, równiutko przystrzyżone trawniki i klomby. Na tle białych gmachów opery czy ministerstw, dzięki niebieskim i złotym kolumnom, prezentuje oryginalny styl… jakiś taki japoński.

Przebrnęliśmy również poprzez potężny souq, „Muttrah Souq”, to największy i najbardziej znany bazar w Omanie, gdzie oferowane są wszelakie towary, te dla turystów, jak i dla lokalnych mieszkańców. Wzdłuż głównej i kilku bocznych alejek, znajdziemy kolorowe stoiska pełne tekstyliów, w tym szlachetnych kaszmirów, paszmin i jedwabi, do zakupu których, mocno namawiają sprzedawcy. Przywożone są one najczęściej z Indii, a że blisko, to i tanio. Popularne są tu także przeróżne olejki, w tym zachwalany wszędzie olej arganowy, dziwne, przecież to wyrób importowany z Maroka. W innym miejscu znajdziemy perfumy, porcelanę, przyprawy czy słodycze. Warto spróbować tutejszej chałwy, czyli galaretowatego deseru robionego z wody różanej i tapioki, doprawionych m. in. szafranem, orzechami i migdałami. Są też tkane dywany, kadzidło, mydła i oleje, nie wspominając o magnesach, pocztówkach i innych najróżniejszych pamiątkach. Jeżeli na szyi zawieszony masz aparat fotograficzny, poznasz na pewno sztukę perswazji tutejszych sprzedawców, którzy proszą… zrób mi fotkę na facebooka.

Zakwaterowanie mamy kilometr od portu i starego centrum w „Nuzha Hotel Apartments”, Al Mujamma Street,Darsait, 113 Maskat, tel: +96824789199 – 119riali.

20-01-20-map

21 stycznia – wtorek – dzień 17.

Muscat (muzeum „Bait Al-Baranda”, „Royal Opera House”, „The Sultan Qaboos Grand Mosque”)> Sohar (fort) > granica Oman-Emiraty > Hatta > Fujairah – 420km

Ostatni dzień pobytu w Omanie. Jeszcze raz podjeżdżamy w okolice portu. Zamierzamy zwiedzić muzeum „Bait Al-Baranda”, mieszczące się w starym, ponad 100-letnim, zabytkowym budynku (wstęp 1rial od. os.). Wnętrza ładne, wystawa bardzo skromna – nie polecamy. Auto zostawiliśmy pod ogromną halą rybną, więc odwiedzamy jeszcze „Fish Market” z ogromną różnorodnością gatunków oferowanych ryb i innych stworzeń morskich.

Na wyjeździe ze stolicy podjeżdżamy pod monumentalny budynek „Royal Opera House Muscat”. „Królewski Teatr Operowy” udostępniony jest do zwiedzania, szczęśliwym trafem w ostatniej minucie dołączamy do grupy oprowadzanej przez przewodniczkę (wstęp 3riale od. os. wejścia o pełnych godzinach, zwiedzanie trwa pół godziny). Sułtan Kabus, jako prawdziwy meloman, zlecił wybudowanie w Maskacie Teatru Operowego, toteż obiekt został otwarty w 2011r. W czasie wieczoru galowego z udziałem dostojnych gości, wykonano operę „Rigoletto” Verdiego. Sezon teatralny rozpoczęto 14 października 2011r. operą „Turandot” Pucciniego” pod dyrekcją Placido Domingo. Obiekt jest architektonicznym dziełem sztuki, zachwycającym swoją kubaturą i pięknem, łączy w sobie architekturę arabską, islamskie ornamenty i włoską klasykę. Zarówno jego stosunkowo prosta i surowa część zewnętrzna, jak i bogato zdobione wnętrze, robią niezwykłe wrażenie. Teatr w Maskacie stał się trzecią sceną operową w krajach arabskich Bliskiego Wschodu po scenach w Bejrucie i Kairze. Widownia teatru o 1100 miejscach, utrzymana jest w kolorystyce złota i czerwieni. Na oparciach foteli znajdują się monitory, na których ukazują się teksty w języku arabskim i angielskim. Królewska loża umieszczona jest naprzeciw sceny. Zautomatyzowane systemy, umożliwiają transformację sceny w przeciągu zaledwie kilkudziesięciu minut. Zachęcamy do odwiedzenia tego obiektu, gdyż naprawdę zachwyca… wszystko jest akuratne, nieprzesadzone i gustownie skomponowane. W przeciwieństwie do stolic sąsiednich krajów arabskich, to miasto prawdziwego orientu. Nie ma tu strzelistych wieżowców ani nowoczesnych biurowców, nie powstają szalone, ani wizjonerskie projekty architektoniczne. Zgodnie z zarządzeniem sułtana, dominuje tradycyjna zabudowa: białe, niskie kwadratowe domy, które niesamowicie kontrastują z surowym obliczem skał. Zaskakująco dużo jest też terenów zielonych. To jednak nie znaczy, że w Maskacie nie czuć bogactwa i rozmachu! Z roku na rok, wyrasta coraz więcej nowoczesnych i bardzo luksusowych hoteli, ogromne centra handlowe. Na wielopasmowych ulicach widać drogie auta, a jednak mimo wszystko, Maskat sprawia momentami wrażenie miasta bardzo prowincjonalnego. To jego niezaprzeczalny atut! Stolica Omanu, podobnie jak cały kraj, jest wciąż swoistą oazą i ostoją bliskowschodniej tradycji.

Ruszamy na trasę w kierunku Sohar. Po pokonaniu ok. 10km podjeżdżamy pod kolejny królewski obiekt, pod „The Sultan Qaboos Grand Mosque” – „Wielki Meczet Sułtana Kabusa”. To najbardziej okazały budynek w Omanie. To dar sułtana dla narodu, mający uczcić rewolucję, która rozpoczęła się w 1970r., po tym gdy Sułtan Kabus obalił swojego ojca Sa’ida. Zmiany jakie od tego czasu zaszły w Omanie są naprawdę spektakularne, więc wymagały odpowiedniego upamiętnienia. Ta imponująca budowla, oddana została do użytku w 2001r., po ponad 6 latach budowy. Jest to bez wątpienia architektoniczna perła Maskatu. Meczet wraz z przynależnymi do niego ogrodami zajmuje powierzchnię 416tys. m² i pomieścić możne nawet 20tys. wiernych. Najwyższy minaret ma 91,5m wys. i wraz z czterema mniejszymi symbolizuje 5 filarów islamu. Jest to jedyny meczet w mieście otwarty dla zwiedzających, musimy się jednak śpieszyć, otwarty jest jedynie do godziny 11:00 od soboty do czwartku, w piątek jest rzecz jasna zamknięty (wstęp bezpłatny). Do środka wchodzimy 20 minut przez zamknięciem, niemniej zostajemy tam ponad pół godziny, po czym jesteśmy poproszeni o opuszczenie terenu. Jest to miejsce które koniecznie trzeba zobaczyć, będąc w Maskacie. Już z ulicy robi ogromne wrażenie, z bliska zaś zachwyca, czaruje, wręcz powala… architektura w takim wydaniu to po prostu mistrzostwo, zarówno piękno jak i precyzja. Otoczony kwiatami oraz palmami oszałamia przepychem, zdobieniami w formie przeróżnych orientalnych motywów. Zieleń ta w połączeniu z białymi i szarymi lśniącymi marmurami, sprawia niesamowite wrażenie czystości, porządku, lekkości i harmonii. Główna sala modlitewna (musalla), zbudowana jest na planie kwadratu o boku 74.4m. Centralna kopuła wznosi się na wysokość 50m od posadzki, a w niej umieszczony jest niesamowity, wysoki na 14m żyrandol o średnicy 8m, wykonany z kryształów „Swarovskiego”. Wszystkie jego metalowe elementy pokryte są 14 karatowym złotem, a całość waży 8,5 tony! Drugim elementem, z którego słynie musalla, jest dywan wypełniający prawie całą jej powierzchnię. Ręcznie tkane dzieło, tworzone było 4 lata, przez 600 irańskich tkaczek. Z wymiarami 70 x 60m i wagą 21 ton… jest obecnie drugim największym dywanem świata (do niedawna był największym, ręcznie tkanym dywanem na świecie, musiał on jednak oddać ten tytuł dywanowi, który obecnie znajduje się w „Meczecie Szejka Zajida” w Abu Dhabi). Jak w każdym meczecie, po przeciwległej stronie wejścia znajduje się skierowana w stronę Mekki ściana zwana kiblą, (qibla) czyli dosłownie „to co jest naprzeciwko”, pośrodku niej przepiękny mihrab, nisza otoczona wersetami Koranu. To w tę stronę kierują swe twarze modlący się wierni. Sala modlitewna pomieści ich 6.500, z kolei na terenie całego obiektu może jednocześnie przebywać nawet 20tys. wyznawców. W pobliżu sal modlitewnych znajdują się pomieszczenia, w których dokonuje się ablucji oraz są specjalne półki na buty.

Jednak jeśli ktoś widział meczet w Abu Dhabi lub jeszcze piękniejsze w Iranie, może odczuć lekki zawód. Ale czy słusznie? Czy nie należy podejść do tego indywidualnie i zrezygnować z porównań? I choć to obiekty architektoniczne tego samego przeznaczenia… to trudno ustrzec się przed paralelowaniem;-)

Teraz definitywnie ruszamy na trasę w kierunku Sohar (Suhar) i granicy z Emiratami Arabskimi. Aby było szybciej jedziemy autostradą, zwykła drogą jechaliśmy tu dziesięć dni temu. Z trasy zjeżdżamy jedynie na wysokości Sohar, aby podjechać pod tamtejszy fort, malowniczo położony na niezbyt wysokim wzgórzu. „Sohar Fort” jest jedyną godną uwagi atrakcją, natomiast inną, którą wszyscy znają, to historia o Sindbadzie Żeglarzu. Mało kto wie, że jego rodzinnym portem był Sohar. To dziś trzecie co do wielkości miasto kraju, położone na płn.-zach. od stolicy Omanu, Swego czasu był największym i najważniejszym portem morskim muzułmańskiego świata, opisywany jako brama do Chin i „hurtownia” Orientu. Przedmiotem handlu była najlepsza porcelana, jedwab, piżmo i biżuteria z Chin, przyprawy, drewno z Indii i Malezji. Z półwyspu Arabskiego wyruszały transporty z perłami, a ze Wschodniej Afryki kość słoniowa i niewolnicy.

Wg legendy Sindbad Żeglarz, swe pełne przygód podróże odbywał na trasie pomiędzy Omanem i Chinami. Historia ta stała się inspiracją do odbycia podobnej, w dzisiejszej rzeczywistości. Wszystko zaczęło się w 1975r., kiedy to brytyjski żeglarz, Tim Severin, wpadł na pomysł, aby popłynąć śladami Sindbada. Zainteresował swoimi planami omański rząd, który sfinansował całą podróż. O ile postać Sindbada została wymyślona na potrzeby baśni, o tyle historie jego wypraw oparto na prawdziwych opowieściach żeglarzy z tamtych czasów, pływających po wodach Oceanu Indyjskiego. Do ich relacji, autor baśni dodał fantastyczną oprawę i bajkowe przygody bohatera. W 1977r. rozpoczęto budowę drewnianego statku „dhow”. Równocześnie, jako że postanowiono wiernie odtworzyć podróż z czasów Sindbada i nie używać żadnych nowoczesnych zdobyczy techniki, 25 osób załogi uczyło się starych technik nawigacji i poznawało arkana dawnej arabskiej sztuki żeglarskiej. W 1980r. statek zwodowano i nadano mu imię „Sohar”. W listopadzie 1980r. „Sohar” wypłynął z portu Sohar i skierował się w stronę Indii i Sri Lanki. Następnie przemierzył Ocean Indyjski i dotarł do Sumatry. Po ośmiu miesiącach w pełnej chwale dopłynął do celu, czyli do portu Kanton w Chinach. Podczas rejsu, dzielna załoga walczyła z wiatrem, ogromnymi falami i burzami. W bezwietrzne dni, z nadzieją spoglądała w bezchmurne niebo, a przy sprzyjających wiatrach z radością stawiała żagle i śpiewała marynarskie szanty. Ta historia na tyle mocno nas zaciekawiła, że postanowiliśmy odwiedzić to miasto i miejsce.

21-01-20-map

Teraz pozostało nam dotrzeć do granicy w Al Wajajah, szybka odprawa (10 minut) i jesteśmy z powrotem w Emiratach Arabskich w miejscowości Hatta. Następnie przemykamy przez góry, do emiratu Fujairach (Fudżajra) i w jego stolicy o tej samej nazwie, pozostajemy na nocleg: OYO 137 „Clifton International Hotel”, Sheikh Hamad Bin Abdullah Street, Fujairah, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Tel: +971 800 0178152 GPS: N 025° 7.344, E 56° 19.460 – 113dirham pok.2.os. Miasto to jeden wielki plac budowy, pierwsze wrażenie mocno niepozytywne, zobaczymy jutro jak to wszystko będzie demonstrowało się za dnia.

oman-trasa-map

Oman… jedyny kraj na literę „O”… jeszcze do niedawna odizolowany od reszty świata, dziś zaprasza na swoje pachnące kadzidłem i perfumami bazary, kawę z kardamonem i daktylami, bezkresne pustynne wydmy, piaszczyste plaże, ale też do warownych fortów, zielonych wadi w dolinach i tysięcy faladży. Kadzidlany sułtanat wiedzie na pokuszenie wielu… mnie porwał, ale nie wyścigowym wielbłądem… kadzidlanym szlakiem, przygodami Sindbada Żeglarza, zmyślnym systemem irygacyjnym i karakiem… czyżby Oman mnie omamił?…

… Wiola…

22 styczeń – środa – dzień 18.

Fujairah (zwiedzanie) > Dubai (zwiedzanie) – 210km

Niestety, rano obraz miasta przedstawia się jeszcze gorzej, po uporządkowanym Omanie, to tak jakby się cofnąć w czasie o kilkadziesiąt lat. Bałagan nie do opisania, zapyziałe budynki straszą, zamieszkujący je ludzie, to w przeważającej mierze Hindusi przebyli tu do pracy. Jedyna budowlę historyczną, którą udało nam się odnaleźć to XVIw fort. Jest częścią kompleksu z kilkoma starymi domami i meczetem, wszystko jakby opuszczone, pozbawione życia. Główny deptak „Corniche” zwyczajnie paskudny, dużo objazdów i jakby to powiedzieć… na tle wszystkich pozostałych emiratów, Fujairah wypada najgorzej.

Zawijamy się szybciutko z miasta i wyjeżdżamy przez góry w stronę Dubaju. W mieście kierujemy się od razu na „Palmową Wyspę”. Chcemy zajrzeć ponownie w te miejsca, gdzie trudno było nam zrobić zdjęcia z autobusu i tam, gdzie nie udało nam się ich wykonać z powodu deszczu i kiepskiej pogody, którą mieliśmy podczas poprzedniego pobytu w tym mieście.

Później zdajemy auto na lotnisku – łącznie przejechaliśmy po emiratach i Omanie 4.480km. Hyundai Tucson, okazał się być świetnym autkiem, polecam, jeździ się podobnie jak „rafką”. Z lotniska powracamy taksówką, do starej części miasta, położonej nad kanałem „Dubai Creek”. Mamy tu dość kuriozalną sytuację, w hotelu gdzie poprzez booking.com, wcześniej zarezerwowaliśmy pokój, po prostu go nie ma… Po sporym zamieszaniu w tej kwestii i próbie umieszczenia nas w kolejnych hotelach, ostatecznie wylądowaliśmy kilka ulic dalej, również w obiekcie sieci OYO, w „Middle East Hotel”, Adres: Al Musalla Road, Dubai, Zjednoczone Emiraty Arabskie GPS: N 025° 16.271, E 55° 18.213 – 130dirham pokój 2os. i zmarnowane 2 godziny.

Wieczór spędzamy w starym Dubaju, ulokowanym po obu brzegach kanału „Dubai Creek”. Wodną taxi o nazwie „abras” przepływamy na drugą stronę do zabytkowej dzielnicy Bastakiya (1dirham od os.). Byliśmy tu podczas poprzedniego pobytu w tym mieście, jednak wtedy padał deszcz i było ciemno. Dzisiaj spokojnie możemy się powłóczyć po kameralnych uliczkach, pójść na obiad do jednej z uroczych knajpek, a w drodze powrotnej odwiedzić miejscowe bazary.

Przedłużyliśmy nieco pobyt w hotelu, gdyż w nocy mamy przelot na Sri Lankę – wylot: Dubai (DXB) 02:35 > Przylot: Colombo(CMB) 08:25. Przed północą przejeżdżamy na pobliskie lotnisko i czekamy na rejs.

22-01-20-map

Zakończyliśmy długi pobyt i zwiedzanie Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Omanu, dwóch krajów położonych w rejonie „Zatoki Perskiej”, na Półwyspie Arabskim. Podsumowujemy myśli i wydaje się nam, że nie pominęliśmy w tym temacie żadnych istotnych miejsc, jesteśmy bardzo zadowoleni z sumy wrażeń i przygotowujemy się do całkowitego przeskoku społeczno-kulturowego oraz religijnego, zostawiamy islam i wkraczamy w strefę buddyzmu i hinduizmu… przed nami Sri Lanka.

bliski-wschod-map

<<<< POPRZEDNIA ——– NASTĘPNA >>>>