Rozpoczynamy kolejną podróżniczą przygodę. Przygotowany wcześniej plan jest następujący: 5 stycznia lecimy na Półwysep Arabski do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, które zamierzamy zwiedzić w ciągu siedmiu dni. Następnie, wynajętym w Dubaju autem, przez dwa tygodnie objeżdżamy Oman, ąż po granicę z Jemenem. Wracamy do Dubaju, zdajemy auto i lecimy na Sri Lankę. Mamy tam wynajęte auto z kierowcą-przewodnikiem i przez 8 dni objeżdżamy i zwiedzamy wyspę, docierając do jej najciekawszych miejsc. Później na 3 tygodnie lecimy na Filipiny, gdzie czas spędzimy na objechaniu i opłynięciu kilku wysp (Luzon, Bohol, Panglao, Palawan). Wracamy przez Hong Kong, Katar, Bahrajn, Kuwejt, gdzie spędzimy po kilka dni. Całość wyprawy powinna zająć nam około dwóch miesięcy. Rzecz jasna obecna podróż, to typowa wędrówka z plecakiem (max 7kg), bez bagażu głównego. To założenia… a jak będzie miała się rzeczywistość?… tego nie wie nikt.

5 styczeń – niedziela – dzień 1.

Przelot z Warszawy do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, do Ras Al-Khaimah > transfer do hotelu w Sharjah (Szardża).

Dzień rozpoczynamy wcześnie, gdyż już o 8.12 meldujemy się na dworcu w Bielsku Białej i jedziemy pociągiem „Intercity” do Warszawy. O 15.55 mamy lot z Lotniska Chopina na Okęciu, na lotnisko Ras Al Khaimah, położone niedaleko miejscowości Szardża, w emiracie o tej samej nazwie. Pierwsze siedem dni, tym razem postanowiliśmy spędzić wraz z biurem podroży „Itaka”, które w swej ofercie ma zwiedzanie emiratów wraz z przelotem. Wykorzystamy jedynie dzisiejszy lot, powrotny skazany jest na przepadek, gdyż po zakończonej wycieczce, już na własną rękę jedziemy do Omanu. Przypuszczamy, że od razu padnie pytanie… skąd ten pomysł?… skoro zawsze organizujemy wszystko sami. Powody są dwa, po pierwsze… w tym wypadku powiodło nas na łatwiznę i nie musimy troszczyć się o zakwaterowanie, wyżywienie (śniadanie i obiadokolacja), przewodników i transport podczas zwiedzania, a po drugie… nigdy nie uczestniczyliśmy w typowej wycieczce i chcemy sprawdzić, jak zwiedza się świat z biurem podróży… jaka jest obsługa, standard zakwaterowania i wyżywienia oraz jak zachowują się uczestnicy …itd… itp…? Cena wycieczki wraz z przelotem i pełną obsługą wynosi 3tys. od os.

Niestety, już na lotnisku pierwszy zgrzyt, czarterowy lot spóźniony o 2,5godziny. Do tego doszło trzygodzinne przesunięcie czasowe i w efekcie końcowym, lądujemy w Ras Al-Khaimah dopiero o trzeciej w nocy. Następnie odprawa, dojazd do hotelu „Royal Hotel” w Sharjah i jesteśmy w łóżkach dopiero o piątej nad ranem. Kolacja przepadła, a wg przekazanej przez biuro informacji, miała na nas czekać w formie pakietu w pokojach hotelowych. To jakiś absurd, przecież już o 9.00, zaraz po śniadaniu, wg planu rozpoczynamy zwiedzanie. Kto o zdrowych zmysłach, tak planuje pobyt, aby turyści, którzy jadą de facto na wypoczynek, zwiedzanie zaczynali od patrzenia zaledwie jednym okiem.

6 stycznia – poniedziałek – dzień 2.

Sharjah > Abu Dhabi – 270 km

Niewyspani, po śniadaniu, naszą wycieczkę rozpoczynamy od krótkiej odprawy. Oczywiście przedstawiłem swoje uwagi co do wczorajszego przelotu, braku kolacji itd. Moja opinia, stała się solą w oku naszej przewodniczki, a brak kolacji, ponoć kiedyś tam nam zrekompensują. Następnie pobrano od nas jeszcze po 254$ USD od os. za wstępy, lokalnych przewodników i napiwki. Po formalnościach i ustaleniu pierwszeństwa wsiadania do autokaru, ruszyliśmy na trasę dzisiejszego zwiedzania. Przelicznik 1 dirham (ZEA)- 1,05 PLN, 1$USD- 3,65 dirham.

Aby rozpocząć podróż po tym kraju, nakreślmy krótko jego historię. Tereny te od wieków zamieszkiwały plemiona arabskie, a ludzie żyli sobie szczęśliwie pośród piachów pustyni, wypasając swoje kozy i wielbłądy. Od VII w. umilali sobie czas cytowaniem wersetów z Koranu, przegryzając słodkie daktyle zerwane prosto z palm. Przywódcy lokalnych społeczności okrzyknęli się szejkami, a region podzielono na 7 emiratów: Dubaj, Sharjah, Abu Dhabi, Ajman, Fujarah, Umm al.-Quwain i Ras al-Khaimah. W XV wieku terytorium to zostało zdobyte przez Turków, później zagościli tu Portugalczycy, następnie Brytyjczycy. W okresie od XVII do XIXw. wybrzeże to zwane było „Wybrzeżem Piratów”, a to za sprawą arabskich korsarzy, którzy wyposażeni w kindżały i bułaty, napadali na europejskie statki pływające po wodach „Zatoki Perskiej’. W toku wielu stoczonych walk, korsarze ostatecznie ponieśli klęskę, a „Wybrzeże Piratów” powoli stawało się strefą wpływów Brytyjczyków, którzy na dłuższy okres podporządkowali emiraty na zasadach protektoratu. Zasady układu podpisanego w 1892r. były proste… szejkowie nadal robili swoje, ale w zakresie polityki zagranicznej, nie mogli zrobić nic bez zgody Brytyjczyków, a oni w zamian, zobowiązali się bronić ich terytoriów przy pomocy swoich wojsk. Od tego czasu słynne i groźne „Wybrzeże Piratów” stało się obszarem powierniczym Wielkiej Brytanii. Układ ten odpowiadał każdemu. Brytyjczycy mieli zagwarantowany spokój na drogach handlowych z Europy do Indii przez „Kanał Sueski”, a szejkowie mogli spokojnie relaksować się pod palmami rosnącymi w oazach. Jedyną gałęzią, która na początku dwudziestego wieku przynosiła spory dochód emiratom, był rozwijający się na znaczącą skalę przemysł związany z połowem pereł. Miejscowym szejkom nie brakowało „kasy”, a mieszkańcy mieli jakieś zajęcie, inne niż międzyklanowe potyczki. Interes z perłami popsuli jednak Japończycy, którzy założyli sztuczne hodowle perłopławów. Los okazał się jednak nazbyt łaskawy i pod koniec lat 30-tych… odkryto w tamtych rejonach ropę naftową. Niewyczerpany strumień petrodolarów, zamienił nomadów… w bogaczy siedzących na złocie. Szejkowie mieli jednak głowę na karku i znaczną część bogactwa, przeznaczyli na rozwój infrastruktury, edukację, rozwój przemysłu petrochemicznego. Ściągnięto też zagraniczne firmy, rozwinięto turystykę i własny sektor finansowo- bankowy, z namiotów przeniesiono się do klimatyzowanych domów, a z wielbłądów do luksusowych limuzyn. Emiraty Arabskie się bogaciły, a Wielka Brytania nie miała łatwo – wojny, utrata kolonii. W połowie lat 60-tych, szejkowie, tak jak zwykle, zajadali się daktylami i relaksowali w oazach, różnica jednak była taka, że już nie mieszkali w namiotach, ale bogatych pałacach, a w wolnym czasie kalkulowali co zrobić z nagromadzonymi pieniędzmi. Było pięknie… ale w pewnym momencie Brytyjczycy stwierdzili… drodzy szejkowie, decyzja zapadła, definitywnie wynosimy się stąd 1 grudnia 1971r. i… pojawił się problem. Przecież dotychczas emiraty funkcjonowały jako niezależne księstewka, zajmujące się wyłącznie swoimi sprawami, a Brytyjczycy zapewniali spokój i bezpieczeństwo. No cóż, nagle trzeba było praktycznie od zera zbudować państwo. Trzeba chronić granice. Trzeba pilnować wód terytorialnych. Trzeba zapewnić wszystkim bezpieczeństwo. Szejkowie naradzali się, kłócili, uzgadniali kształt i zasady organizacji nowego państwa. Nie było łatwo, emirat Abu Dhabi był największym i najbogatszym, dlatego naturalnie starał się narzucać, wspólnie z emiratem Dubaju, swoje warunki. Bahrajn i Katar, zaproszone do negocjacji, zadecydowały się pójść drogą własnej niepodległości. Termin pierwszego grudnia zbliżał się nieubłaganie, negocjacje były w rozsypce, każdy z szejków kręcił nosem i marudził. Jedynie emirom Abu Dhabi i Dubaju udało się w miarę dogadać i rozpocząć współpracę w ramach jednego organizmu państwowego. Kiedy Arabia Saudyjska ostrzyła sobie zęby na co atrakcyjniejsze skrawki, jeszcze przed 1 grudnia 1971r., cztery mniejsze emiraty przyłączyły się do federacji, a rok później, ostatni, siódmy emirat, Ras al-Khaimah. Na prezydenta państwa wybrano szejka Abu Dhabi i był nim Zajid ibn Sultan Al Nahajjan. Podstawą prawną działania emiratów była tymczasowa konstytucja z 2 grudnia 1971r., która później ulegała licznym modyfikacjom. Pieniądze z wydobycia ropy naftowej z pól w „Zatoce Perskiej” płynęły szerokim strumieniem, więc wszyscy żyli długo i szczęśliwie. No, może poza proletariuszami z Azji płd.-wsch., ciężko pracującymi za marne pieniądze, przy rozbudowie tego państwa…. I tak to w sporym uproszczeniu… powstały Zjednoczone Emiraty Arabskie.

Wróćmy jednak do wycieczki. Wylądowaliśmy w emiracie Ras al-Khaimah, a zwiedzanie zaczynamy od Sharjah, to trzeci pod względem wielkości emirat w ZEA. Znajduje się tutaj najwięcej zabytków kultury arabskiej, dlatego jest wyjątkowo atrakcyjny dla turystów. Poza tym region jest spokojniejszy, niż sąsiedni emirat- Dubaj, a niewielka odległość do tego miasta, podnosi atrakcyjność Sharjah. Region przyciąga także, olbrzymią sztucznie stworzoną laguną, szerokimi piaszczystymi plażami oraz mnóstwem sklepików i bazarów. Można zakupić wyroby ręcznie wytworzone przez tutejszych mieszkańców np. dywany, tkaniny, pamiątki, złoto, srebro i wiele innych cudeniek. Jest to jedyny emirat przestrzegający szariatu, a prawo szariatu ma obowiązywać każdego muzułmanina, regulować życie religijne i świeckie. Święta Księga Islamu mówi o zasadach, jakimi należy kierować się w życiu rodzinnym, społecznym, tłumaczy, jak należy traktować innowierców i jakie obowiązki ma każdy muzułmanin. Szariat jest interpretacją zapisów Koranu, hadisów, przypowieści o życiu proroka Mahometa. Wg szariatu największą zbrodnią jest odstępstwo od wiary. Prawo to jest bardzo restrykcyjne i zakazuje między innymi spożywania alkoholu na terenie emiratu, należy również przestrzegać dress code odnośnie ubioru (przykryte ramiona i kolana), a życie nocne poza hotelem nie funkcjonuje.

Rozpoczynamy w Sharjah od „King Faisal Mosque”, czyli „Meczetu Króla Faisala” – jednego z największych w ZEA. Futurystyczny styl wykonania fasady, znacząco różni się od typowych obiektów sakralnych krajów Bliskiego Wschodu. Następnie podjeżdżamy pod „Sharjah Fort Al Hisn”, niegdysiejszą formalną rezydencję rodziny panującej. Fort i stare miasto, częściowo otoczone murami wpisano na światową listę UNESCO i obecnie prowadzony jest tam projekt restauracyjny, który ma potrwać do 2025r. i przywrócić świetność tej zabytkowej dzielnicy. Obecnie, oprócz rzecz jasna fortu, miejsce to nie jest zbyt nachalne do zwiedzania. Następnie wizytujemy targowisko „Souk Al Arsah”, gdzie prócz pamiątek, w jednej z kafejek, prażone pestki daktyli służą do przygotowywania erzacu kawy z kardamonem, którą to podano nam z daktylami. Pojechaliśmy do centralnego marketu zwanego „Blue Souk”, ze względu na niebieskie płytki ścian zewnętrznych. Składający się z dwóch dużych budynków z bujnymi sklepieniami, połączonych przejściami nad jezdnią, o łącznej powierzchni 80tys. m² z ponad 600 sklepami, słynący z dywanów, biżuterii, perfum, odzieży i rękodzieła. W swoim posiadaniu ma 20 wież wiatrowych, jakże typowych dla Iranu łapaczy wiatru (badgiry).

Kolejno docieramy do „Muzeum Historii Islamu” – „Sharjah Museum of Islamic Civilisation”, unikatowego w całych Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Muzeum jest olbrzymie i eleganckie. Najbardziej interesującą częścią, była dla nas sekcja dotycząca pielgrzymki do Mekki oraz pokazująca architekturę meczetów na świecie. Na jednym ze zdjęć był nawet, drewniany meczet tatarski w Kruszynianach. Stanowi on jedną z ilustracji dużego cyklu zdjęć i modeli muzułmańskich świątyń, od tej najważniejszej, Al- Kaba w Mekce.

Ciekawą ekspozycję możemy również oglądać w sektorze naukowo-technicznym. Wystawione w tej galerii modele, konstrukcje i urządzenia, poza zamkniętymi w szklanych gablotach, można dotykać, uruchamiać, sprawdzać ich działanie. Są to m.in. średniowieczne astrolabia, które ze Wschodu przywędrowały do Europy, modele obserwatoriów astronomicznych i wiele innych, np. z dziedziny medycyny, narzędzia chirurgiczne, skonstruowane przed wiekami w krajach arabskich. Ponadto urządzenia pomocne w żegludze i nawigacji, systemy nawadniania pól i drążenia studzien. Osiągnięcia techniki wojskowej – m.in. średniowieczna maszyna oblężnicza. Oraz dziesiątki innych z zakresu inżynierii, architektury, geografii, matematyki, chemii, farmacji itp. Wszystko niezmiernie ciekawe.

Po zakończonym zwiedzaniu ciekawostek Sharjah, przejeżdżamy do Abu Dhabi. Zakwaterowanie mamy w hotelu „Ibis Hotel” połączonego z „Novotel Hotel”, tak więc kolacja i nocleg w jednym, a śniadanie w drugim. Do dyspozycji mamy basen, siłownię i SPA, Ale kto by tam myślał o rekreacji po wczorajszych nocnych perypetiach i niedospaniu, jesteśmy tak zmęczeni, że już o ósmej rzucamy się w objęcia Morfeusza

7 stycznia – wtorek – dzień 3.

Abu Dhabi – zwiedzanie

Wjeżdżając do Abu Dhabi, nie sposób nie zauważyć najbardziej charakterystycznej budowli miasta, „Sheikh Zayed Grand Mosque”, to „Wielki Meczet Szejka Zajida”. To największy meczet kraju, zbudowany ku pamięci pierwszego prezydenta Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Z inicjatywą budowy tak olbrzymiego meczetu, wyszedł ówczesny prezydent Zjednoczonych Emiratów Arabskich, szejk Zayed bin Sultan Al Nahyan. Jego polityczna aktywność doprowadziła do zjednoczenia siedmiu niezależnych emiratów leżących nad „Zatoką Perską” i utworzenia w 1971 r. kraju, który dzisiaj jest dla nas synonimem m.in. prężnego, postępującego w zawrotnym tempie rozwoju. Szejk Zayed jest dla obywateli Emiratów bohaterem, któremu przypisuje się rolę ojca narodu. Wyrażona przez niego wola budowy meczetu, który miał być perłą w koronie stolicy kraju, spotkał się z olbrzymią aprobatą. Celem nadrzędnym budowy, była chęć zjednoczenia zróżnicowanego świata islamu z wartościami nowoczesnej architektury i sztuki.

Budowa rozpoczęła się w 1996r. i trwała przez aż 11 lat. Budynki ustawiono na sztucznie usypanym wzniesieniu, 9 metrów nad poziomem gruntu, a głównym architektem świątyni był Syryjczyk, Yousef Abdelky. Budowa była olbrzymim przedsięwzięciem logistycznym, a generalnym wykonawcą była włoska firma „Impregilo”. Ostateczne koszty budowy zamknęły się w niewyobrażalnych 545mln $USD. Budowę ukończono w 2007 r., niestety szejk nie doczekał uroczystego otwarcia , które nastąpiło 3 lata po śmierci fundatora przedsięwzięcia. Kompleks „Wielkiego Meczetu Szejka Zajida”stał się miejscem, gdzie wybudowano jego mauzoleum. Złożenie jego ciała na terenie meczetu, było pierwszą uroczystością, jaka zdarzyła się w tym miejscu po zakończeniu budowy. Trudno o lepsze uczczenie pamięci i zasług pierwszego prezydenta Zjednoczonych Emiratów Arabskich.

To olśniewające dzieło sztuki zdobi śnieżnobiała fasada (symbol czystości i pobożności), pokryta macedońskim marmurem „Sivec”, pięknie współgra ze światłem słonecznym, dając doskonałe wrażenia wizualne. W głównej sali modlitewnej może modlić się 7 tys. osób, a dodatkowe 3 tys. w dwóch salach bocznych, z których jedna przeznaczona jest tylko dla kobiet. Cały meczet wraz z dziedzińcem może pomieścić 40 tys. wiernych! Do budowy świątyni wykorzystano wiele różnorodnych materiałów: marmur, złoto, kamienie półszlachetne, ceramikę i szkło kryształowe. Budowlę zdobią 82 kopuły, w tym największa kopuła świata (o średnicy wewnętrznej 70 m i zewnętrznej 85 m), znajdująca się nad główna salą modlitewną. Zwieńczenia kopuł i minaretów oraz kapitele wszystkich kolumn wykonano z 24-karatowego złota. Wnętrze meczetu to arcydzieło sztuki, harmonia ornamentów, kolorów i odcieni. W głównej sali znajduje się 96 marmurowych kolumn inkrustowanych macicą perłową. Świątynię oświetla 7 gigantycznych żyrandoli wykonanych z milionów kryształów Svarovskiego, projektu renomowanej niemieckiej firmy „Faustig”. Wszystkie żyrandole wykonane są z pozłacanej stali nierdzewnej i złoconego mosiądzu – do złoceń użyto 40 kg 24-karatowego złota. Największy z nich, o wysokości 15 m, średnicy 10 m i wadze 12 ton, znajduje się w głównej sali modlitewnej i jest trzecim co do wielkości żyrandolem na świecie. Jego dwie mniejsze wersje ważą zaledwie po 8 ton;-) Cztery błękitne żyrandole podobnej wielkości znajdują się w foyer. Podłogę głównej sali modlitewnej pokrywa największy na świecie, ręcznie tkany dywan o powierzchni 5.627 m² i wadze 35 ton. Dywan składa się z 2 mld splotów, a jego wykonanie 1200 tkaczom… zajęło aż dwa lata! Autorem projektu był irański artysta Ali Khaliqi, a wełna pochodzi z Iranu i Nowej Zelandii. Wnętrze meczetu zdobią tradycyjne, geometryczne wzory z dodatkiem kwiatów. Kopuły udekorowane są, malowanymi złotą czcionką wersetami Koranu, do których zastosowano trzy style kaligrafii. Warto zwrócić też uwagę na przepięknie zdobiony mihrab, czyli półokrągłą niszę wskazującą modlącym się kierunek Mekki. Na ścianach wypisano jednym z najstarszych rodzajów arabskiej kaligrafii 99 cech Allaha, a to wszystko wkomponowano w kwiatowe motywy. Z każdego z czterech rogów dziedzińca ku niebu wyrastają strzeliste 107-metrowe minarety. Są bardzo ciekawe architektoniczne- u podstawy są kwadratowe, następnie przechodzą w ośmiokąt, aby u szczytu być już koliste. Do budowy kompleksu Wielkiego Meczetu zużyto 100tys. ton białego, starannie wyselekcjonowanego marmuru z Grecji, Włoch i Macedonii. Wokół meczetu rozmieszczono baseny, w których odbijają się arkady, a budowla zachwyca przemyślaną symetrią. Tak więc „Wielki Meczet Szejka Zajida” jest rekordzistą w trzech kategoriach Guinessa: największa na świecie kopuła, największy na świecie ręcznie tkany dywan, największy na świecie żyrandol. Jakich słów by nie użyć, to nie pomieści się w nich całe to oszałamiające wrażenie, kumulacja olśniewających materiałów, koncentracja kunsztu i… szacunek dla wykonawców.

Ochłońmy i napiszmy ciut o samym zwiedzaniu. Wejście jest bezpłatne, należy mieć stosowny ubiór, czyli pamiętać o dress code, o czym ja sama często celowo nie pamiętam. A dlaczegóż? A poniewóż chcę, aby jak to zwyczajowo bywa, ktoś wypożyczył mi lokalny, czyli w tym wypadku abaję (długą sukmanę z rękawami i kapturem. Przeliczyłam się! Nasza przewodniczka powiedziała, że takowej nie otrzymam i poinformowała mnie iż nie wejdę… Ja nie wejdę!… I jak to w życiu bywa, zawsze są dwa wyjścia, albo w sklepie obok szybko kupię, gdyż są dostępne, albo sama spróbuję pobrać z wypożyczalni. Kiedy już zamierzałam podjąć temat, wpuszczający strażnik przyzwoitości, zezwolił abym natychmiast poszła po abaję i szybko wracała. Tak się spieszyłam, że założyłam ją tył na przód i wszyscy mieli z tego uciechę, łącznie ze mną.

Następnie przejeżdżamy obok „Qasr Al Hosn Palace” i strzelamy fotki przy „Hotel Emirates Palace”. Kolejnym miejscem na trasie dzisiejszego przejazdu przez Abu Dhabi, była wizyta w „Heritage Village” – skansenie, muzeum arabskiej kultury i jej dziedzictwa. Z terenu wioski roztacza się panoramiczny widok na nowoczesną zabudowę miasta.

Następnie przejeżdżamy przez nową część Abu Dhabi oraz przez dzielnicę „Corniche”, pełną nowoczesnych budynków, apartamentowców i wysokiej klasy hoteli. Kolejnym miejscem, które odwiedziliśmy, była wizyta na ogromnej, usypanej w morzu wyspie „Saadiyat Island”, na której powstało m.in. „Museum Louvre” i tworzą się nowe centra wystawowe oraz luksusowe dzielnice mieszkalne.

Ostatnim miejscem na trasie dzisiejszego zwiedzania była wyspa „Yas Island”, gdzie mieści się tor wyścigowy Formuły 1 ”Yas Marina Circuit” i pierwszy na świecie park „Ferrari World” z licznymi atrakcjami. Rozległy kompleks zawiera również galerie handlowe, ogromną ilość restauracji, a tuż obok mieści się najszybszy rollercoaster na świecie, Prędkość od 0 do 240 km osiąga w 4,9 sekundy, a przeciążenie wynosi 4,8G.

Po dniu pełnym wrażeń, powracamy do hotelu w którym zakwaterowani jesteśmy od wczoraj, gdzie czeka na nas kolacja i nocleg.

8 styczeń – środa – dzień 4.

Abu Dhabi > Al Ain – zwiedzanie Al Ain - 180 km

Po śniadaniu przejeżdżamy z Abu Dhabi do miasta Al Ain (po arabsku znaczy tyle co źródło), położonego w górach Hajjar. Pokonanie pustynnej trasy na dystansie 180km, zajęło nieco ponad dwie godziny. To drugie co do wielkości miasto emiratu Abu Dhabi, czwarte w ZEA. Jest to miasto narodzin szejka Zayeda ibn Sultan Al Nahyan (1918-2004), założyciela i pierwszego przywódcy Zjednoczonych Emiratów Arabskich, stąd jest bardzo ważne historycznie, bogate w tradycje, przez setki lat był to główny przystanek dla karawan w tym regionie. W końcu XIX lub początku XX wiek,u wraz z rozwojem państwowości arabskiej, nabrała rozpędu historia miasta. Powstały słynne forty, dziś mocno (aż za mocno) zrewitalizowane. To też najważniejsze zabytki miasta, położone w samym jego centrum. Zwiedzanie rozpoczynamy od fortu „Al Jahili Fort” i pałacu Szejka Zajida – „Sheikh Zayed Palace Museum”. Fort to typowa, arabska budowla obronna, został wybudowany przez rodzinę Zayed Al Nahajjan pod koniec XIXw. Potężny ród rządzący Emiratem Abu Dhabi postanowił przenieść się znad morza w góry, gdzie klimat był łagodniejszy. Wybudowano fort, jeden z największych w emiratach. Powstał nieopodal oazy, więc woda była zapewniona. Fort był nie tylko letnią rezydencją szejka, ale pozwalał na kontrolę okolicznych plemion oraz jednoznacznie podkreślał władzę rodziny. W latach trzydziestych ubiegłego wieku fort został opuszczony, więc zaczął popadać w ruinę. Z kolei w latach pięćdziesiątych przejęli go Brytyjczycy, którzy zrobili sobie tam koszary. Dwadzieścia lat później fort został przez nich opuszczony. Gruntowna odbudowa fortu zaczęła się w 1985 roku. Natomiast pałac Szejka Zajida, obecnie został zamieniony na muzeum „Al Ain Palace Museum”. Pałac to chyba za duże słowo, raczej architektura w stylu Beduinów, czyli konglomerat dziedzińców łączących oficjalne i prywatne budynki w jednym kompleksie. W Europejskich pałacach każdy miał swój pokój, tymczasem tutaj każdy pokój to osobny budynek. Ponieważ pała był zamieszkały do 1966r., całe jego wyposażenie zachowało się w stanie idealnym do dziś. Zwiedzanie domków pałacowych wielokrotnie nas zadziwia. Najlepszym przykładem jest kuchnia pałacowa. Wielu z nas ma inne wyobrażenie tego typu pomieszczeniach. Z pewnością zaskoczy nas skromne wyposażenie pomieszczeń prywatnych a w szczególności pokoju szejka, czy też pokoi dziecięcych. Szczególnie interesująca jest sala w której nauczano mieszkańców pałacu koranu, z wypisanymi na suficie słowami proroka . Muzeum prezentuje również galerię sztuki i salę konferencyjną do przyjmowania gości. Natomiast w pomieszczeniach gospodarczych, urządzono wystawy sprzętu i akcesoriów z życia mieszkańców. Na dziedzińcu znajduje się replika namiotu wielkiego sądu oraz stary Land Rover, którym Szejk Zajid jeździł po pustyni, aby odwiedzić społeczności Beduinów zamieszkujących jego emirat. Al Ain bardzo różni się od innych miast. Po pierwsze dlatego, że kodeks szejka zabrania budowania budynków wyższych niż czteropiętrowe, po drugie dlatego, że stanowi atrakcję turystyczną z wieloma zabytkami. Ponieważ panuje tu świetny klimat, wielu Emiratczyków buduje tu domy letniskowe. Al Ain ze względu na swój niepowtarzalny charakter, zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Kolejnym ciekawym miejscem w Al Ain była wizyta na targu wielbłądów „Live Stock Market”(opłata: 10$ USD od os.). To największy targ i jeszcze wciąż utrzymany zgodnie ze starymi tradycjami Beduinów. Można tu kupić każdy rodzaj tego zwierzęcia, obojętnie czy będzie to wielbłąd wyścigowy, transportowy, czy przeznaczony do uboju. Targ odbywa się na specjalnie do tego przygotowanym terenie i pomimo nowoczesnego wyglądu, nie zmienił jednak zasad handlu, gdyż jego reguły pozostały bez zmian. Oczywiście poza wielbłądami, handluje się tu również kozami i baranami.

Dzisiaj kwaterujemy się blisko centrum miasta w hotelu „City Seasons”. Jest na tyle wcześnie, że mamy nieco czasu, aby przespacerować się po mieście. W czasie wycieczkowej podróży, zawiązujemy bardziej ścisłe koleżeństwo z mieszkankami Katowic, Justyną i jej córką Zuzanną, toteż wolny czas spędzamy wspólnie. Handlowa ulica oferuje mnóstwo atrakcji, przede wszystkim gąszcz sklepów z miejscowymi słodyczami i wyrobami cukierniczymi. Obraz wnętrz przybytków słodkości przyprawia o zawrót głowy, czasem to zmyślne wariacje na temat czekoladek, innym razem istne ciasteczkowe szaleństwo. Wszędzie jesteśmy spontanicznie witani i częstowani nie tylko łakociami, ale też kawą z kardamonem, do której obowiązkowo podawane są słodkie daktyle. Do tego dochodzą wizyty w specyficznych perfumeriach, gdzie możemy komputerowo, sami dobrać składniki nuty swojego pachnidła. Poznajemy również wszelakie zapachy kadzideł, które tu w emiratach, są w powszechnym użyciu. Sklepy z sukniami, meblami, tortami, salony fryzjerskie… tej wieczornej eskapadzie towarzyszył ustawiczny śmiech dookoła głowy, który udzielał się wszystkim przyjmującym nas w swoich sklepach i których spotykaliśmy na ulicach. Z czekoladkami w kieszeniach i lukrem w ustach… z satysfakcją wracamy do hotelu.

emiraty-06-08-01-2020-map

9 stycznia – czwartek – dzień 5.

Al Ain > Dubai – zwiedzanie - 170 km

Po śniadaniu przejazd z Al Ain do Dubaju. Ponownie pokonujemy obszar rozległej pustyni oddzielający oba miasta. Raptem sto lat temu Dubaj był nieznaną nikomu wioską poławiaczy pereł. Morze było głównym źródłem bogactwa, a lokalnymi bohaterami byli odważni nurkowie. Jak to się stało, że w ciągu trzech pokoleń powstało miasto, które pretenduje do miana stolicy świata? Dziś to trzymilionowa metropolia zbudowana na piasku. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze w latach 60. XX wieku… była tu pustynia, przez którą prowadziła wąska droga. Dopiero odkrycie na tym terenie naturalnych bogactw, jak złoto i ropa naftowa, sprawiło, że miejsce to stało się twierdzą najbogatszych, krainą luksusu, przepychu i wielkich inwestycji. To miejsce, w którym arabskie tradycje przeplatają się z nowoczesną mieszanką kultur. Kraina luksusu, bogactwa i niczym nieograniczonej wyobraźni. W oczach całego świata, wzbudza ciekawość podszytą autentycznym podziwem. Trudno się dziwić. Niemal wszystko co się tu pojawia, określone przedrostkiem „naj”, pęcznieje do rozmiaru absolutu. Po tym, jak powstały tu największe na świecie centrum handlowe, najwyższy budynek, najdroższy hotel, największe akwarium… wydaje się, że nic większego powstać już nie może. Jednak Dubaj chce bić swoje własne rekordy i myśli o kolejnych inwestycjach, które zadziwią świat, a konkurentów wprawią w osłupienie. Szklane miasto to również stolica emiratu o tej samej nazwie oraz najsłynniejsze i największe miasto w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, będące coraz popularniejszym kierunkiem wśród turystów przybywających do tego kraju. Nazywany „Miastem ze złota”… skąpany w przepychu, gdzie bogactwo jest tak ekstremalne… że czasem trudno jest to ogarnąć rozumem…

Od razu kierujemy się na teren sztucznej wyspy „Palm Jumeirah”. Wybudowano ją w ciągu zaledwie siedmiu lat za niebagatelną sumę 10 mld $USD. Dzisiaj nazywana ósmym cudem świata wyspa „Palm Jumeirah”, to wizytówka wyrosłej na piaskach pustyni metropolii ZEA. Usypana na szelfie u wybrzeży miasta, to jedna z 3 dubajskich sztucznych wysp, tworzących zespół zwany „Wyspami Palmowymi”, który należy do największych na świecie, wykonanych ręką człowieka obiektów tego typu. Wyróżnia ją charakterystyczny kształt 16-ramiennej daktylowej palmy z koroną w postaci zewnętrznego pierścienia. Na uchodzącej za raj dla turystów wyspie, roi się od luksusowych hoteli, kurortów wypoczynkowych, osiedli mieszkalnych i domów letniskowych. Przy wjeździe wita nas widok „Burj Al Arab” („Wieża Arabów’), wieżowca w kształcie żagla, w którym mieści się jeden z najbardziej ekskluzywnych hoteli na świecie. Po drugiej stronie rozciąga się zaś las wieżowców mieszkalnych, tworzących kompleks „Jumeirah Beach Residence”, nazywany dubajskim Miami.W skład kompleksu wchodzi również hotel ”Jumeirah Beach Hotel”… budowla w kształcie fali. Podjeżdżamy pod hotel „Atlantis The Palm” i strzelamy fotki przy hotelu „Burj Al Arab” będącym wizytówką Dubaju. Niestety, obecnie cały ten obszar, to jeden plac budowy, który widokiem i hałasem, raczej odstręcza turystów, niż ich przyciąga.

Poświęćmy kilka linijek ww wizytówce. Luksusowe hotele możemy spotkać w wielu miastach. Ale tylko w Dubaju jest hotel… który jako jedyny na świecie ma 7 gwiazdek… skala przepychu nie pomieściła się w 5! Mowa oczywiście o „Burj Al Arab”, który jest ikoną nowoczesnego Dubaju i szczytem ekskluzywności. W hotelu, który przypomina ogromny żagiel, znajdziemy 202 luksusowe apartamenty, lądowisko dla helikopterów, czy usługujących gościom prywatnych lokajów. Nazywany „hotelem ociekającym złotem”… i choć sam wystrój nie każdemu może przypaść do gustu, a rzecz głównie w tym, czy lubi się pozłacane powierzchnie… warstwa 24-karatowego złota pokrywa w sumie powierzchnię ponad 22tys. stóp² (blisko 7tys. m²)… włączając w to telewizory! Pokoje są potężne, bo najmniejszy jest rozmiarów dużego, piętrowego domu (blisko 558 m²), a łóżka zaścielone są prześcieradłami z egipskiej bawełny i stosami poduszek, dostępnych w siedemnastu rodzajach. Złote są też iPady, iPhony i BlackBerry, z których bezpłatnie mogą korzystać goście. Do dyspozycji są też limuzyny Rolls Royce… rzecz jasna z szoferem. Twórcy jednego z najwyższych hoteli na świecie, postawili sobie chyba za cel onieśmielić każdego splendorem, chociażby pokrywając ponad 258tys. stóp² (czyli niemal 79tys. m²) ścian i podłóg… najdroższym włoskim marmurem „Statuario”. Tym samym… który Michał Anioł wykorzystywał do stworzenia swoich największych dzieł.

Zwiedzanie starego miasta rozpoczynamy od wizyty w muzeum „Dubai Museum”, zlokalizowanym w zabytkowej fortecy „Al Fahidi”, to najstarszy zachowany budynek w mieście. Trzy narożniki budowli zakończone są wieżami, z czego najwyższa ma prawie 13m wys. Tuż przy południowej ścianie, znajdują się szczątki dawnych murów miejskich. Fort stojący niedaleko ujścia kanału („Dubai Creek”), pierwotnie bronił miasto przed atakami sąsiednich plemion. W późniejszych latach pełnił różne funkcje: pałacu, koszar, więzienia. Na placu, który zakrywa podziemne galerie i wystawy, stoi tradycyjna arabska łódź żaglowa „dhow“. Natomiast na dziedzińcu fortu, zaprezentowane są tradycyjne łodzie arabskie i letni dom bambusowy. Na szczególną uwagę zasługuje płócienna wieża wiatrowa („badgir”), umożliwiająca naturalną wentylację. Muzeum prezentuje historię i dziedzictwo Dubaju, wystawy pozwalają zobaczyć, jak wyglądało życie codzienne w czasach przed odkryciem ropy naftowej. Galerie odtwarzają historyczne arabskie domy, meczety, targi, plantacje daktyli oraz życie pustynne i morskie. Można także poznać bogatą historię połowu pereł w regionie oraz zobaczyć na żywo wagi i odważniki stosowane w dawnych czasach. Wystawa obejmuje idealnie zachowane i starannie konserwowane eksponaty sięgające 3000 r. p.n.e. Wejście do muzeum, to koszt zaledwie 3dirhamów, czyli ok. trzy złote. Aż trudno uwierzyć, że w tym „złotym mieście”, wejściówka może być tak tania (po kilku wstępach, zastanawiamy się, za co pobrano od nas aż po 252 $USD za wstępy, z których wiele jest bezpłatnych, a za inne zobowiązani jesteśmy płacić z osobna). Tuż obok fortu mieści się główny, stary meczet „The Grand Mosque”.

Po zwiedzeniu fortu i spojrzeniu na meczet, taksówkami wodnymi zwanymi „abras”, przepływamy na drugą stronę kanału „Dubai Creek”. Tam odwiedzamy dzielnicę „Deira” i jej najciekawszy targ „Grand Souq Deira”. Czego tam nie ma?… jest wszystko!… i nawet więcej… są przyprawy, kosmetyki, kadzidła, perfumy, pamiątki, stroje etc… wszystko sprawdzamy, oceniamy, dotykamy i próbujemy. Ale to co zobaczyliśmy na „Gold Souq”…wprawiło nas w osłupienie… na wystawie „leży” sobie NAJwiększy złoty pierścionek świata („Najmat Taiba” – „Star of Taiba”- „Gwiazda Tajby”)… został wpisany do „Księgi rekordów Guinnessa” w 2010 r. Wykonano go z 58,6 kg 21-karatowego złota i ozdobiono 615 kamieniami Svarovskiego o łącznej wadze 5,17 kg. Obwód złotego dzieła sztuki wynosi… 2,2 m! Zewnętrzna średnica mierzy 70 cm, a wewnętrzna 49 cm. Wystawy bazaru kuszą błyszczącymi witrynami, gdzie obejrzeć można złote łańcuszki, bransoletki czy pierścienie. Często biżuteria uzupełniona jest diamentami, szmaragdami lub szafirami. Naszą uwagę, czyli moją i Justyny, przykleiły do szyby złote sukienki. Zastanawiałyśmy się… ile taka suknia, do której należne są stosowne dodatki oraz buty z elementami złota mogą ważyć?… Jak w takiej zbroi przetrwać rodzinną uroczystość?

Po zwiedzeniu targów przejeżdżamy do miejsca zakwaterowania w hotelu „Hampton by Hilton”, a po obiadokolacji jedziemy do dzielnicy „Bastakiya”, starej części miasta i realizujemy dodatkowo płatne(35 $USD od os.) zwiedzanie Dubaju nocą „Dubai by night”. Bastakiya to najstarsza dzielnica Dubaju powstała około 1890r. i została zbudowana przez irańskich kupców i rzemieślników. Nazwa „Bastakiya” pochodzi od irańskiego miasta Bastak. Na kompleks położony wzdłuż brzegów kanału „Dubai Creek” składa się sześćdziesiąt glinianych budynków z charakterystycznymi dla architektury Iranu „badgirami”, wszystkie odrestaurowane, w których teraz mieszczą się niezależne galerie sztuki, muzea (np. filatelistyki, monet), restauracje, kawiarnie oraz malutkie, prywatne hotele i pokoje gościnne. Wszystko pięknie podświetlone, tworzy kameralną atmosferę orientalnego miejsca. Niestety w pełnym odbiorze tego tak urokliwego miejsca, przeszkadza padający deszcz.

Można by w tym miejscu pobyć jeszcze dłużej, ale w programie mamy jeszcze spacer w okolicach „Burj Khalifa” i „Dubai Mall”, a jest to także miejsce zamieszkania (największego na świecie) systemu „tańczących” fontann. Wszystko jest niezwykle interesujące, ale padający deszcz przeistacza się w ulewę. Spacer odszedł w niebyt, a pokaz „tańczących” fontann, zmuszeni jesteśmy oglądać spod dachu przyległego centrum handlowego. Rekordowa pod każdym względem fontanna, mogła powstać jedynie w Dubaju, gdzie wszystko jest „naj”. To największy tego typu obiekt na świecie. Znajduje się na sztucznym jeziorze „Burj Lake” w centrum miasta, obok najwyższego na świecie wieżowca, „Burj Khalifa” oraz największego na świecie centrum handlowego „Dubai Mall” (pod względem całkowitej powierzchni – ponad 1,1 km²., czyli ok. 50 boisk piłkarskich).

Fontanna została uruchomiona w 2009r., a jej budowa kosztowała około 220 mln $USD. Ma 275 m długości (25% dłuższe niż w Las Vegas) i jest w stanie wystrzelić 83tys. litrów wody na wysokość 150m! Ale nie same możliwości techniczne fontanny budzą zachwyt. Dzięki nowoczesnej technologii, powstaje niezwykły show łączący wodę, światło i muzykę. Wydaje się, że woda tańczy i zachowuje się niczym żywy organizm, zmieniając formy jakby pod wpływem dźwięku. W pokazach używanych jest 6600 świateł i 25 kolorowych projektorów, które są w stanie wyświetlić ponad 1000 wodnych obrazów. Podczas widowisk wykorzystywana jest muzyka klasyczna i arabska, a także międzynarodowe przeboje, np. „Thriller” Michaela Jacksona, „I will always love you” Whitney Houston czy „Skyfall” Adele. Wszystko to, czego doświadczamy, to spektakularne widowisko, ta nieprzeciętność, ten projekt… jest po prostu oszałamiające. Jest to również kolejna bezpłatna atrakcja miasta!

10 stycznia – piątek – dzień 6.

Dubai – zwiedzanie

Całą noc lało, miasto nie jest przygotowane na tego typu opady, infrastruktura drogowa nie posiada żadnej instalacji deszczowej. Wokół powstały, stawy, jeziora i wielkie kałuże. Aż trudno sobie wyobrazić, że niektóre auta utknęły w tych drogowych pułapkach. Tak w ogóle, miejscowi kierowcy podczas deszczu, nie bardzo potrafią się odnaleźć. Pogoda mocno pokrzyżowała nasze dzisiejsze plany, miało być zwiedzanie „Dubai Marina” i rejs po kanale zabytkową łodzią „dhow”, a ze względu na prognozę i opady, wszystko zostało odwołane. Szczęśliwym trafem po śniadaniu, zrobiła się przerwa w deszczu i udało się przejechać pod „Miracle Garden’ (wstęp, to koszt 45dirhamów od os.). To największy ogród botaniczny na świecie (ok. 50 milionów roślin), a zrobione z nich kwiatowe rzeźby, zajmują powierzchnię 72 hektarów!… przecież to Dubaj, tu wszystko jest „naj”. Nie zapominajmy, że ogród usytuowany jest… na pustyni! A jak już dobrze wiemy, w Dubaju nie ma rzeczy niemożliwych. Mamy wrażenie, że w swoim zasobie słownictwa, projektanci nie posiadają zwrotów „nie da się” lub „to niemożliwe”. To miejsce jest magiczne i zachwycające. Na każdym kroku, nawet w tej kiepskiej pogodzie… zaskakuje. „Miracle Garden” przypomina trochę kwitnącą krainę Disneylandu, gdyż wiele kompozycji nawiązuje do znanych nam postaci z bajek. I choć nie było żadnych atrakcji podnoszących adrenalinę… jak choćby lot kwiecistym samolotem Airbus A380… to kwiaty aż po horyzont rekompensowały wszystko!

Po wizycie w „Ogrodzie Cudów”, przejeżdżamy do galerii handlowej „Mall of the Emirates”, drugiej co do wielkości w Dubaju. Nas interesuje tu jedynie sztuczny stok narciarski, taki ewenement, gdzie pośród gorących piachów pustyni, o każdej porze roku można pojeździć na nartach. Na szczyt pięciu stoków narciarskich kursują wyciągi krzesełkowe. Wytyczono tutaj jedyną na świecie „czarną” trasę w krytym kompleksie. Nieustannie pracują armatki przekształcające czystą wodę w śnieg o temperaturze -8°C. Utrzymuje się on dzięki odpowiedniemu systemowi klimatyzacyjnemu. Codziennie powstaje do 30 ton białego puchu. „Ski Dubai” jest otwarty cały rok, a 23 klimatyzatory utrzymują stałą temperaturę -1°C. Trasy narciarskie mają wysokość do 85 m, szerokość 80 m i długość 400 m, co pozwala by jednocześnie bez przeszkód szusowało 1,5 tys. osób. Cała dzisiejsza wycieczka zorganizowana przez biuro podróży „Itaka”, właśnie tutaj ma swój finał, gdyż reszta atrakcji została anulowana.

Nie dajemy za wygraną, to że biuro odwołuje realizację założonego programu wycieczki dla nas nic nie znaczy i po krótkiej naradzie, w małym gronie z Justyną i Zuzanną oraz Celiną i jej wnukiem Bartkiem, zaplanowaliśmy dalszą część dnia. Wykorzystujemy tutejsze naziemne metro (16,50 od os.), które w pół godziny zawozi nas pod „Dubai Marina”, a tam spacerując nadmorskimi deptakami, realizujemy godzinny rejs po kanale zabytkową łodzią „dhow” (63dirhamy od os.). Pogoda w żadnym stopniu nie przeszkodziła nam i jesteśmy mocno zbulwersowani, że biuro odwołało te popołudniowe atrakcje.

Po zakończonym rejsie, gdzie podziwialiśmy same architektoniczne cudeńka, przechodzimy do pobliskiego hotelu „Marriott Hotel”, gdzie w tamtejszej restauracji, z poziomu 52 piętra, możemy podziwiać panoramę „Palmowej Wyspy” i pobliskiej mariny. W tak eleganckim miejscu, wręcz nie wypada tylko fotografować, toteż postanowiliśmy wypić zimne piwo „Guinness”(50 dirham butelka) i patrzeć na spektakularne projekty. Całe popołudnie bawiliśmy się świetnie i już po ciemnościach, dotarliśmy metrem do naszego hotelu. Deszcz dopadł nas dopiero po wyjściu z metra. Pozostała grupa uczestników wycieczki, spędziła ten czas, snując się po galerii handlowej.

11 stycznia – sobota – dzień 7.

Dubai – zwiedzanie

Ponownie całą noc lało i to jak z cebra, deszcz było słychać nawet w naszym pokoju, gdyż tak waliło po szybach. Całe miasto zalane wodą. Dzisiejszy dzień to wizyta w „Dubai Mall” – największym centrum handlowym w mieście, położonym przy najwyższym budynku świata „Burj Khalifa”. Znajduje się tu ponad 1200 sklepów i 200 restauracji i kawiarni, rocznie odwiedza je prawie 80mln osób. Każdy z uczestników wycieczki z „Itaką”, mógł wykupić sobie wcześniej wjazd, na „Burj Khalifa”, gdzie ulokowano dwa poziomy tarasów widokowych (cena biletu jest ruchoma, trzy dni temu zapłaciliśmy po 48 $USD od os.), a dzisiaj rano musielibyśmy zapłacić już 60 $USD od os.). Być w Dubaju i nie wjechać na najwyższy budynek świata? Nie ma mowy. „Burj Khalifa” to jeden z symboli słynącego z niesamowitego rozmachu Dubaju. Połączenie ogromnych pieniędzy, nowoczesnej technologii i dążenia do przekraczania granic. Górujący nad Dubajem wieżowiec, został oddany do użytku w 2010r. Ma wysokość 828m (to prawie tyle co cztery „Pałace Kultury i Nauki” ustawione jeden na drugim) i tym samym jest najwyższą konstrukcją zbudowaną kiedykolwiek przez człowieka, liczy 240 kondygnacji, z czego 163 wykorzystywanych jest na cele użytkowe: mieszkalne, biurowe lub hotelowe. Najniższe piętra (parter i pierwsze 9) wieży zostały przeznaczone na hotel, którego wystrojem zajął się słynny włoski projektant mody Giorgio Armani, który zaprojektował też położone na kolejnych 7 piętrach apartamenty „Armani Residences”. Pobił też kilka rekordów Guinessa, m.in. za najwyższą i najszybszą (prędkość 16 m/s) windę na świecie, której szyb mierzy 504 metry. Na jego 122. piętrze działa najwyżej położona na świecie restauracja „At.mosphere”, z której okien można zachwycać się panoramą Dubaju. Na liście tych rekordów znajduje się też najwyżej na świecie położony basen (76 piętro), taras widokowy (124 piętro) czy meczet (158 piętro). Wrażenie musi robić też koszt budowy – około 1,5 miliarda dolarów. Gmaszysko może pomieścić 35tys. osób i jest widoczne z odległości 100km. Wybudowanie takiego budynku w trudnych warunkach klimatycznych ZEA, wymagało nie lada wysiłku. Budowla kształtem ma nawiązywać do pustynnego kwiatu ismeny, składa się z rdzenia oraz trzech ramion, które zwężają się ku górze, a zwieńczony jest iglicą. Spiralnie skręcona bryła nawiązuje do architektury islamskiej niektórych minaretów. Nazwa wieżowca oznacza „Wieżę Khalifa” i odnosi się do nazwiska szejka Abu Dhabi, który pomógł sfinansować ten symbol rozwoju, postępu i sukcesu, tę kwintesencję ekstrawagancji… i jednocześnie wyznaczyć swego rodzaju axis mundi. Ten nieprzeciętny wysokościowiec, jest przykładem na to… że ludzkość nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa w dziedzinie inżynierii i architektury.

Zwiedzanie rozpoczynamy przy makiecie budynku, dalej przechodzimy przez korytarz z interaktywnymi monitorami obrazującymi historię powstania budynku, ta jest niezwykle imponująca, gdyż budowa trwała zaledwie 5 lat. Równie imponujący jest czas wjazdu windą na 124 piętro, który trwa niecałą minutę. Taras widokowy ma sporą powierzchnię, co ważne, na górze nie ma limitu czasowego, więc można podziwiać widoki do woli. Na kolejne, czyli 125 piętro, można wejść samodzielnie schodami. Co można zobaczyć z góry? Przede wszystkim las!… las wieżowców „zasadzonych” w centrum Dubaju (ok. 200), spektakularną fontannę „Dubai Fountain” u stóp „Burj Khalifa” oraz piaski pustyni wokół miasta. Wrażenia tylko te z górnej półki, można by rzec… z wysokiej! Przecież oglądamy świat ze szczytu świata! Nie ma wątpliwości… Dubaj jest ekscytującą świątynią luksusu i stężonego koncentratu architektury XXIw., gdzie gąszcz ekscesów, ostentacyjny przepych, hiperaktywizm, progresywność… mają za zadanie, na każdym kroku zaskoczyć, oszołomić i oczarować. Urzeczeni do granic przyswajania, dopiero po godzinie pobytu zjeżdżamy w dół. Lecz kiedy emocje już opadną, fale zabełtanych myśli wyciszą… to pomyślmy, choćby tylko chwilę o ludziach żyjących na peryferiach miasta, gdzie w skrajnym ubóstwie mieszkają Hindusi, Pakistańczycy i inni Azjaci, to właśnie oni nadludzkim wysiłkiem, wzniesli w niewolniczych warunkach z epoki faraonów, jedno z centrów globalnej gospodarki, czy miejsce wakacji w stylu „Baśni z tysiąca i jednej nocy”. I to wszystko kosztem nędznego wynagrodzenia.

To jednak nie koniec pobytu w „Dubai Mall” i choć nie ma tej atrakcji w programie wycieczki z „Itaką”, wraz z Justyną i Zuzanną, wykupujemy bilety do oceanarium. Pewnie już przyzwyczailiście się do tego, że w Dubaju wszystko musi być „naj”, nie inaczej jest z „Dubai Aquarium & Underwater Zoo”. Żyje tu ponad 33tys. zwierząt, a łączna pojemność zbiorników… to ponad 10mln litrów wody. Gigantyczne akwarium zajmuje aż 3 kondygnacje. Pływa w nim około 70 różnych gatunków, w tym 300 rekinów i płaszczek .

Widzieliśmy już sporo tego typu atrakcji, jednak już sama akrylowa, przeźroczysta ściana o wymiarach 51m dł., 33m szer. i ponad 8m wys. i widok tego gigantycznego akwarium… prowokuje mózg do niebywałych akrobacji. Wykupujemy bilety za 230dirhamów od os., na wszystkie atrakcje, które oferuje to miejsce i realizujemy zwiedzanie. Oczywiście najciekawszym miejscem jest tunel przechodzący przez środek kolosalnego akwarium, gdzie w spokoju można podglądać przeróżne morskie stworzenia. Ale oglądać je można nie tylko z tunelu, pływamy po powierzchni akwarium łodziami z przeźroczystym dnem, schodzimy do wnętrza, bierzemy udział w karmieniu, odwiedzamy miejsce, gdzie wylęgają się młode osobniki, a na końcu przechodzimy przez małe Zoo. Pierwszy raz dotykaliśmy młodego rekina… ależ emocje!

Po zakończonym zwiedzaniu, w wyznaczonym miejscu i godzinie spotykamy się z grupą, dowiadujemy się iż kolejna, dzisiejsza atrakcja, wyjazd na safari została odwołana przez „Itakę” z powodu warunków pogodowych. Rano jeszcze lało, ale przecież teraz, o 13.00 pełnia słońca i pogoda wręcz doskonała. Sprawdzamy rokowania, są również obiecujące. Wielu uczestników ma pretensje i słusznie, niestety nic nie wskóraliśmy, wieczorem zwrócą nam po 45 $USD od os., a kolację będziemy mieć w hotelu (miała być na safari). Wracamy więc autobusem do hotelu, dziś mamy dodatkowo lunch, w zastępstwie pierwszej niewykorzystanej kolacji. Ja nie daję za wygraną i chcę, aby nasza przewodniczka (posiada wiedzę i kontakty), pomogła nam zorganizować prywatny wyjazd przez miejscowe biuro podróży. I co? Spotykam się z kategoryczną odmową. Poza tym, przewodniczka informuje pozostałych uczestników, aby nie brali z nas przykładu, a jeżeli tak, to muszą zdawać sobie sprawę z faktu iż po deszczu terenowe auta grzęzną w piasku, a nawet się przewracają, obóz jest zatopiony, czyli wszędzie stoi woda i zwyczajnie nie działa. Reasumując… jest realne zagrożenie i każdy bierze odpowiedzialność tylko i wyłącznie za siebie. Wynik… wszyscy udali się do swoich pokoi, zniechęceni niebezpieczeństwami i brakiem pomocy w razie wypadku. Ale wróćmy do nas. W trybie natychmiastowym załatwiam więc wyjazd poprzez obsługę hotelową. Skutek jest pozytywny, montujemy sześcioosobową ekipę, oczywiście z udziałem Justyny i Zuzanny oraz Celiny z Bartkiem, płacimy po 67 $USD od osoby i już po godzinie, podjeżdża po nas do hotelu terenowa Toyota Land Cruiser.

Wykupienie wycieczki „Dubai Desert Safari” w firmie „Rayna”, okazało się strzałem w dziesiątkę. Dojazd z hotelu na pustynię zajmuje około 40 minut. Pierwszy, krótki przystanek na toaletę, szybkie zakupy w sklepiku na parkingu przy drodze, kierowca w tym czasie spuszcza powietrze z kół terenówki. Nasza przygoda zaczyna się od „dune bashing”, czyli przejazdu samochodem po wydmach. No, no, no… to był jeden z mocniejszych „off roadów”, mimo że jak wiecie sami sporo jeździliśmy po wydmach. Auta są specjalnie wzmocnione, a w ich wnętrzu znajduje się zabezpieczająca klatka. Jazda jest bardzo szybka, dynamiczna, a miejscami sugerująca w odczuciu… że lada chwila wylądujemy na dachu, jadąc po stromych zboczach piaszczystych wydm. Po około 20-30 minutach ekspresyjnej jazdy z doświadczonym kierowcą, zatrzymujemy się po środku pustyni na zrobienie zdjęć oraz na „sandboarding”, czyli pustynną wersję snowboardu. Próbowaliśmy tej przyjemności w Peru, na wydmach koło miejscowości Ika, dzisiaj sobie podarujemy, aby nie musieć wytrzepywać piasku z najgłębszych zakamarków ciała. Wolimy zrobić sobie seans zdjęciowy z sokołem wędrownym. To symbol i duma Emiratczyków, osiąga średnią prędkość 300 km na godzinę (rekordowy lot wyniósł ok.400 km/h).

Ześlizgujemy się z wydm i podjeżdżamy do specjalnie przygotowanego obozu, gdzie czekają na nas kolejne atrakcje. Taniec brzucha, występ wirującego Derwisza oraz inferno (taniec i zabawa z ogniem). Poza tym w cenie mamy możliwość przejażdżki na wielbłądzie, przymierzanie lokalnych strojów, palenie shishy, a kobiety mogą wykonać sobie tatuaż z henny. Na powitanie częstowano nas małymi, pysznymi pączkami wypiekanymi na miejscu i kawą z kardamonem. Każda grupa ma miejsce przy tradycyjnych stolikach z arabskimi dywanami i poduszkami do siedzenia. Do wyboru mamy bary sałatkowe z makaronami i nie tylko, a także mięso i warzywa z grilla. W cenie wliczone są także napoje, kawa arabska i herbata. Naprawdę sporo jak na zapłaconą sumę.

O 20.00 kończymy zabawę i z głośną muzyką w samochodzie, paradnie powracamy do hotelu, gdzie posiadamy jeszcze ciut czasu, aby wypić pożegnalnego „Guinnessa” z naszymi kompankami podróżowania po emiratach. Justyna i jej córka, okazały się nie do podrobienia… szalona matka Zuzanny i córka vel zdrowy rozsądek. Ekscentryczna ja i Wojtek vel roztropny. Ileż to podobieństw zebrało się w czterech osobach. Jutro rozchodzą się nasze drogi, my realizujemy dalszy plan, dziewczyny wracają do Katowic. Obiecujemy sobie, że zaraz po powrocie, ponownie się spotkamy.

Zakończyliśmy wycieczkę z biurem podroży „Itaka”… I co możemy powiedzieć? Dla ludzi którzy nie mają czasu lub wyobraźni i zdolności organizacyjnych, aby zrobić coś samemu, to dobra oferta. Można się dużo dowiedzieć, przewodniczka od strony historycznej była dobrze przygotowana, a program jeśli będzie w całości zrealizowany, jest napięty. Jednak gdy zachodzi potrzeba, choć ciut odejść od określonego planu lub gdy zdarzą się jakieś nieprzewidziane sytuacje, a chcecie zrobić coś na własną rękę, a koliduje to tak jak w przypadku safari z jawnym kłamstwem, co zweryfikowaliśmy uczestnicząc w nim… to zgrzyt gotowy. Stajemy się wręcz wichrzycielami, a przewodniczka zaczyna być nazbyt zarozumiała, wręcz nieprzyjemna. Jeśli idzie o przekrój ludzi, którzy biorą udział w takich wycieczkach, większość to osoby z deficytem energiczności, całkowicie poddają się woli przewodniczki, a nawet często czują się zagubieni. I wcale się nie dziwimy, oni wszystko postrzegają inaczej, a my patrzymy na całokształt z zupełnie innej płaszczyzny, z perspektywy osób będących cały czas w podróży, więc nie takich którzy wyjeżdżają na wycieczkę i to sporadycznie, jedynie na kilka lub kilkanaście dni. Sumarycznie całość wypadła „in plus”, hotele i wyżywienie lepiej niż poprawnie, cena wycieczki w miarę relatywna, nie rozumiemy jedynie tej dodatkowej opłaty za wstępy (te które były, to jakieś drobne kwoty, reszta opłacana była rozdzielnie) i lokalnych przewodników (jeździła z nami jakaś Hinduska, ale mało kiedy coś robiła lub mówiła), tak więc uważamy to za jawne oszustwo, ponieważ nikt nie przedstawił rozliczenia. A morał z tego taki… już nigdy więcej nie skorzystamy z usług „Itaki”…

Najlepszy czas na wyjazd do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, to okres od grudnia do lutego, kiedy możemy spodziewać się temperatur oscylujących wokół 20-23˚C w ciągu dnia i około 15˚C nocą. To jeden z najbezpieczniejszych krajów na świecie, emiraty należą do państw o najniższym na świecie wskaźniku przestępczości. Istnieje tu wiele zakazów i ograniczeń związanych z alkoholem. Po pierwsze, jego spożywanie dozwolone jest od 21 lat. Po drugie, zakazane jest jego picie w miejscach publicznych. Zakaz nie dotyczy terenów hotelowych i wyznaczonych lokali ze specjalną licencją. Po spożyciu alkoholu, nie zaleca się wychodzenia na ulicę, a jeśli już musimy, lepiej nie zwracać na siebie uwagi, by nie dostać grzywny lub zostać aresztowanym. Co więcej, nie można nosić alkoholu przy sobie, nawet zamkniętego. Oczywiście jazda pod wpływem alkoholu jest rzecz jasna zabroniona. ZEA wykazują pod tym względem zero tolerancji, a karą jest więzienie. Takową objęte jest również przejechanie skrzyżowania na czerwonym świetle. I ciekawostka… najdroższe blachy świata… od lat numery rejestracyjne w Dubaju stanowią o prestiżu prowadzących najnowszy model Ferrari, Mustanga, Maybacha czy Porsche. Numer 1 i kolejne niskie numery rejestracji (do 10), są zarezerwowane dla rodziny dubajskiego szejka. Ale już dwucyfrowe tablice, mogą być droższe od samochodu, można za nie zapłacić nawet ponad milion dolarów. I kiedy właściciel samochodu z takimi tablicami podjeżdża pod hotel, to biegnie do niego cała armia „boyów”. Wszyscy więc, widząc samochód, mają odruch zerkania na tablice rejestracyjne, bo wtedy wiadomo, kto siedzi za kierownicą… niezwykle bogaty, czy średnio bogaty.

12 styczeń – niedziela – dzień 8.

Dubai > Hatta > granica emiracko-omańska > Al Wajajah > Sohar > Muskat – 460km

Po śniadaniu i wykwaterowaniu z hotelu, kończymy definitywnie wycieczkową przygodę z biurem podróży „Itaka”, informując iż nie korzystamy z powrotnego lotu do kraju, a jedynie z transferu na lotnisko, które oferuje hotel, ponieważ na 10.00, jesteśmy umówieni w firmie „Budget”, gdzie wynajmujemy auto na kolejne 13dni. Za rozsądną cenę, bierzemy małego SUV-a Hyundai Tucson ( 1246zł + 483dirham, czyli 530zł pełne ubezpieczenie) – łącznie 1776zł. Nie wszystkie wypożyczalnie dają zgodę na wjazd wynajętego auta do Omanu, z naszego wywiadu wynika iż wydają takowe jedynie „Budget” i „Hertz”.

Zapinamy naszego GPS-a i ruszamy w drogę, krótko mówiąc „płyniemy” w kierunku granicy z Omanem, w Hatta > Al Wajajah. Po kolejnych nocnych opadach, Dubaj wygląda jak po powodzi. To już trzeci dzień, gdy nocami przechodzą potężne ulewy. Raczej nie spodziewaliśmy się w tym rejonie tak fatalnej pogody. W takiej to nieprzyjemnej atmosferze, zimno, mgliście i dżdżyście, pokonujemy pustynne rejony emiratu Dubaj i docieramy do gór „Al Hajar’. W tym miejscu skumulowały się chyba wszystkie deszczowe chmury i paszcza nieba rozwarła się, wycieczając na przełęczy strumienie wody. Po drugiej stronie, w Hatta, nie jest lepiej, nie mamy parasola i wyjście tylko do sklepu, aby poczynić jakieś zakupy na drogę, kończy się przemoczeniem. Robimy zakupy, ponieważ przed wyjazdem, przewodniczka z „Itaki” poinformowała nas o śmierci sułtana i ostrzegła, że w Omanie pogrążonym w żałobie, wszystko będzie zamknięte przez co najmniej kilka dni.

Z Hatta szybciutko docieramy do emirackiego punktu granicznego, płacimy po 35,25dirhamów od os. (37zł) opłaty wyjazdowej i przejeżdżamy następne 10km, do omańskiego posterunku w Al Wajajah. Płacimy po 5riali za wizy i dodatkowo musimy wykupić ubezpieczenie na auto, za które płacimy 31riali. Na miejscu możemy wymienić pieniądze – 1 $USD = 3,90 riali omańskich (OMR), co daje iż 1 rial omański = 9,94zł. Odprawa po obu stronach granicy bardzo sprawna, całość zajęła niespełna godzinę – uprzejmie, miło i szybko.

Ponieważ mamy sporo czasu, postanawiamy pokonać dystans dzielący nas od stolicy Muscat, drogą nr1. biegnącą wzdłuż brzegu „Zatoki Omańskiej”. Autostradą byłoby zapewne szybciej, ale mniej ciekawie. Pokonanie 320km zajęło nam niecałe pięć godzin, wszędzie wyjątkowo pusto, ponura pogoda i do tego żałoba państwowa. Co po drodze? Kraj jest świetnie zorganizowany, uporządkowany i czysty.

Już po zmroku, docieramy do stolicy i lokujemy się we wcześniej zarezerwowanym, przez booking.com, w hotelu sieci OYO 103, „Hotel Golden Oasis”, Adres: Al Wadi Al Kabir, Muscat, 117, Oman, Tel: +971 800 0178152 GPS: N 023° 34.735, E 58° 33.841 cena – 120zł ze śniadaniem.

06-12-01-20-map

Zastanawiałam się, co napisać o Zjednoczonych Emiratach Arabskich?… napiszę o ich sztucznym sercu… snobistycznym raju zdominowanym przez „Księgę Rekordów Guinnessa”… o diamencie z licznymi skazami… o lejącym się złocie, po czarnej ścianie współczesnego niewolnictwa…

… szklane domy… złotomania… i perfum na sen…

… złoty pierścionek, złoty pierścionek na szczęście… z Swarovskiego oczkiem, diamentowym niebem na szczęście… a może jednak sukienka?… przymierzam słowa do figury i co?… szyk z rozmachem mierzony w kilogramach, tylko prowokuje perwersyjną jogę mózgu… a może popatrzę na zamki na piasku?… na sztuczny raj, którego mieszkańcami są bajecznie bogaci Dubajczycy, wnukowie niepiśmiennych Beduinów, rybaków, pasterzy i poławiaczy pereł… zarzucam temu miastu brak orientu!… futurystyczne szklane domy mają nieskromną misję, szokować, onieśmielać i oczarować… tak, tak… osiągnęłam szok nietermiczny!… petrodolarowy wyścig materialny, porywa status społeczny prosto na szczyt prestiżowej góry… a tak wysoko lecąc, nikt nie zamierza patrzeć w dół… przecież tam, gdzieś na dnie, w nieludzkich warunkach, żyją budowniczy czystego snobizmu, rzesze azjatyckich proli, producenci „planów filmowych” miasta… a wszystko to dla sfokusowanych na wszystko co „naj”… bo jeśli nie ropa to co?… ano to! Ekstrawagancka przynęta, panoptikum szykowności na poziomie mozaikowości… i to wszystko dla turystów?… w takim razie poproszę deser „Black Diamond” i perfum „Shumukh” na sen… bo zdaje mi się że śnię!…

…Wiola…

—————————- NASTĘPNA >>>>