Ostatni etap wyprawy do Magadanu rozpoczął się nazbyt nietypowo, najpierw musimy przedostać się do Moskwy, gdzie nasza toyota miała dotrzeć „Koleją Transsyberyjską” z Magadanu 20września. Niestety z powodu opóźnień przeładunkowych, odbiór się nieco przesunął i dopiero 27września dostaliśmy wiadomość, że auto jest do odbioru w magazynie spedycyjnym w Podolsku pod Moskwą. Mocno pokrzyżowała nasze palny ta informacja, myśleliśmy iż odbiór nastąpi przed zlotem kończącym sezon motocyklowy (4÷6.10.2019), a tu przychodzi nam dokonać tego dopiero po zlocie, gdyż zostało zbyt mało czasu, aby pogodzić te dwa zadania. Szybko myślę jak poukładać plan, Bielsko Biała na południu Polski, Bory Tucholskie na północy, do Moskwy daleko na wschód, taki rozrzut, a musimy tam być przed 10 października…? Po wielu logistycznych kalkulacjach i układankach, wybieramy jedyny możliwy wariant – motocykl na przyczepę i autem Wioli jedziemy w Bory Tucholskie, realizujemy zlot i dalej przez Kaliningrad, do którego dotrzemy autobusem (30zł od os.), z tamtejszego lotniska przelecimy wewnętrznymi, rosyjskimi liniami lotniczymi „Pabieda” (135zł od os.) na lotnisko Wnukowo pod Moskwą. Mamy możliwość wszystko w ten sposób poukładać, gdyż mamy półroczną wizę rosyjską i do tego wielokrotną.

Realizując powyższy plan już we wtorek, 1października docieramy do Okonin Nadjeziornych, do naszych przyjaciół Celinki i Andrzeja. Tam uruchamiamy się motocyklowo i jako organizatorzy najpierw przygotowujemy, a następnie realizujemy plan spotkania pt. Zakończenie Sezonu Podróżników Motocyklowych „Bory Tucholskie 2019”, gdzie bazą zlotu jest kompleks „Dworek Tucholski” położony w miejscowości Zblewo https://www.dworektucholski.com.pl/ . Relację ze spotkania przekazywaliśmy w ostatniej wiadomości: (kliknij tutaj)

Tak więc impreza zamykająca sezon, przeszła już do historii, a do „Dworku Tucholskiego” w Zblewie, przybyło 115 uczestników na 66 motocyklach. Pogoda nad wyraz dopisała, mieliśmy sporo słonecznych chwil, temperatura oscylowała w okolicach 10ºC i praktycznie nie spadła kropla deszczu. Tematem przebieranek podczas biesiady zlotowej były stroje na literę „S”… i spontanicznie spłynęły szerokim strumieniem super szkice i sugestie, aby stworzyć i sformułować scenariusz swojego stroju na literę „S”… i stało się… wypracowano tak porywające projekty, że uśmiech krążył dookoła głowy.

W niedzielne popołudnie pożegnaliśmy ostatnich uczestników, opuściliśmy Zblewo i ponownie korzystając z gościny Celinki i Andrzeja, ulokowaliśmy się do wtorku w ich uroczym domku w Okoninach Nadjeziornych. Znalazł się więc czas na pokaźne grzybobranie, bo tenże jesienny czas, okazał się niezwykle obfity jeśli chodzi o wszelakie grzybowe runo, prawdziwki, kozaki, podgrzybki wypełniły nasze koszyki. Przy czyszczeniu i suszeniu zebranej kolekcji, popijając doskonałe nalewki gospodarzy, odreagowaliśmy nieco po trudach organizacyjnych związanych ze zlotem.

08.10.2019 wtorek

Bory Tucholskie > Tczew > Braniewo > Nowa Pasłęka

Od rana czekamy na informację z biura wizowego „Wiza24”, ponieważ rano mieli odebrać nasze paszporty z konsulatu Algierii (w listopadzie planujemy wyjazd do Tunezji i Algierii). Jest informacja , że wiz jeszcze nie wystawili, a znając naszą sytuację, pytają co mają robić? Oczywiście odpowiedź może być tylko jedna, odebrać nieowizowane paszporty i wysłać jak najszybciej przesyłką konduktorską do stacji kolejowej Tczew. Przecież bez paszportów nie przemieścimy się do Moskwy. W późniejszej rozmowie telefonicznej z algierskim konsulem, uzyskaliśmy lakoniczną odpowiedź… iż formalności trwają, dokumenty są rozpatrywane, a nasze paszporty mamy dosłać jak najszybciej po powrocie.

Popołudniem, całym zestawem (auto + przyczepa z motocyklem), zaopatrzeni w już wysuszone „skarby lasu”, opuszczamy gościnne progi Celinki i Andrzeja. Na trasie do Braniewa, w Tczewie na dworcu kolejowym odbieramy przesyłkę z paszportami i mkniemy następne 120km, do zarezerwowanej wcześniej agroturystyki w Nowej Pasłęce, tuż nad brzegiem Zalewu Wiślanego (14-500 Nowa Pasłęka 20c Telefon: +48 505 779 271 pok.2os – 100zł). Jeszcze tego dnia rezerwujemy taksówkę, aby o 7.30 rano być na Dworcu Autobusowym, w oddalonym o 7km Braniewie. Tutaj też załatwiliśmy z właścicielami agroturystyki możliwość pozostawienia całego naszego zestawu do momentu, kiedy to już naszą wyprawową toyotą w drodze z Moskwy, odbierzemy pozostawioną tu karawanę.

09.10.2019 środa

Nowa pasłęka > Braniewo > Kaliningrad

Kierowca jest punktualnie i po kilkunastu minutach jesteśmy w Braniewie na dworcu autobusowym, który mieści się naprzeciwko dworca kolejowego. O zgrozo, komuna zakończyła się 30lat temu a dworzec to jakieś widmo, nie ma nawet ławki, o wiacie już nie wspomnę, wszystko zarośnięte krzakami, żadnej informacji, jakieś stare zdezelowane dwa znaki. O dziwo, dworzec kolejowy również zamknięty, z przyklejonej karteczki dowiadujemy się, że otwierają go dopiero o 13.00… ? Pusto, głucho, aż nie wierzymy, że w ogóle to miejsce funkcjonuje jako dworzec…? Na wszelki wypadek, idziemy spytać do sklepiku wyjętego jakby z czasów poprzedniego półwiecza, mieszczącego się w podupadającym baraku. Pani oświadcza, że tak, autobusy do Kaliningradu tu podjeżdżają. Jaka ulga, bo myśleliśmy, że obecnie dworzec autobusowy przeniesiony został gdzieś w bardziej eksponowane miejsce. Z 10 minutowym opóźnieniem podjeżdża autobus i to całkiem elegancki mercedes z gdańskiego PKS-u. Po sprawdzeniu biletów i aktualnych wiz rosyjskich możemy wsiadać. Do granicy jest niespełna 8km, odprawa błyskawiczna (30min) i po następnych 60km, przed 10.00 jesteśmy w Kaliningradzie, przy Południowym Dworcu Kolejowym. Mamy jedynie malutkie plecaki, więc możemy od razu z buta potraktować zwiedzanie miasta. Zakwaterowanie mamy po północnej stronie, tak więc na trasie marszu, będziemy chcieli zahaczyć o wszystkie interesujące miejsca i ciekawostki. Za czasów niemieckich miasto nosiło nazwę Konigsberg, a w języku polskim historycznie zwany był Królewcem. Dawniej największe miasto Prus Wschodnich, dziś stolica Obwodu Kaliningradzkiego i główny jej ośrodek administracyjno-przemysłowy, mieszka tu ponad 700tys. mieszkańców, blisko połowa ludności całego obwodu. Jadąc do Kaliningradu, zastanawialiśmy się, ile w tym mieście pozostało jeszcze niemieckości, a na ile zostało przekształcone przez obecnych rosyjskich obywateli. Kaliningrad należy do tych dużych miast, które po zakończeniu II wojny światowej, zmieniły swoją państwową przynależność, podobnie jak Wrocław, Szczecin, Wilno czy Lwów… Umówmy się, Kaliningrad to nie jest miasto marzeń. Nigdy nie słyszeliśmy by ktoś krzyknął… „Zobaczyć Kaliningrad i umrzeć!”. Mimo wszystko warto zajrzeć do starego Królewca. Pomijając kwestie, że naszym zdaniem, wszędzie warto pojechać, chociażby na chwilę, by samodzielnie wyrobić sobie opinię o danym miejscu, a skoro mamy wizy wielokrotnego wjazdu, to trzeba nam wykorzystać sytuację, ponieważ nie wyobrażamy sobie, żebyśmy kiedyś w przyszłości, mieli specjalnie wyrabiać wizy, aby zobaczyć to miejsce.

Na trasie marszu Leninskim Prospektem do centrum, rzecz jasna musieliśmy natrafić na wodza rewolucji, tym razem z brązu, w pozie twardej zadumy, znajduje się tuż przy budynku- „Dom Sztuki”(„Dom Iskusstv”). Niegdyś dumnie stał na Placu Pobiedy, czyli Placu Zwycięstwa, lecz po tym jak zabrany został do renowacji, nie wrócił już na swoje stare miejsce… ale powrócił do Kaliningradu. Po przekroczeniu pierwszego z kanałów rzeki Pregoła, dochodzimy do „Ostrov Kanta” („Wyspa Kanta”). Niegdyś, przed II wojną światową, było to zabudowane kamienicami stare miasto, dziś pusta przestrzeń, na której ulokowano rozległy park. Jednym z nielicznych zabytków, które zachowały się z przedwojennej architektury miasta, jest gotycka Katedra Najświętszej Marii Panny i św. Wojciecha (wstęp 350 rubli od os.) . Budowę katedry rozpoczęto ok. 1330 r., kiedy to biskup sambijski Jan Clare, po chwilowym wstrzymaniu prac, podpisał umowę pomiędzy Zakonem i Kościołem, dotyczącą budowy katedry bez elementów obronnych, ponieważ w pobliżu znajdowała się już umocniona twierdza. Początkowo katedra była siedzibą katolickich biskupów sambijskich. Od 1525 do 1945 r. była świątynią luterańską. Obecnie katedra pełni głównie funkcję instytucji kultury. Mieszczą się tam m.in. sale koncertowe oraz „Muzeum im. Immanuela Kanta”. W katedrze odbywają się koncerty muzyki poważnej i religijnej, sporadycznie odprawiane są nabożeństwa katolickie, prawosławne i protestanckie. Na tyłach katedry znajduje się Mauzoleum Immanuela Kanta. Ten niemiecki filozof oświeceniowy, był profesorem logiki i metafizyki na Uniwersytecie Albrechta w Królewcu. Jeden z najwybitniejszych reprezentantów oświecenia, był twórcą filozofii krytycznej, zakładającej, że podmiot jest poznawczym warunkiem przedmiotu. Osiemnastowieczny filozof, który kierował się maksymą: „Niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie”, poddawał znane mu osiągnięcia nauki przeglądowi oraz krytycznej ocenie. Nic dziwnego, że często rozgranicza się dorobek filozofii na… przed Kantem i po nim. Waga („przewrót kopernikański w filozofii”) i uniwersalność jego myśli, szlachetność jego osobowości oraz zażyła więź, łączącą go z miastem nad Pregołą, a więź ta obrosła w legendy, głoszące, iż Kant nigdy ze swego ukochanego miasta nie wyjeżdżał, a jeśli, to tylko jeden raz… do Gołdapi. Z życiem Kanta wiąże się wiele anegdot, świadczących o jego wyjątkowej osobowości i silnym charakterze. W drugiej połowie życia prowadził on tak regularny tryb życia, że mieszkańcy Królewca mogli według jego spacerów regulować zegarki. Po obejściu wyspy i jej peryferii, przez rozległy park docieramy ponownie do głównej trasy marszu, do Prospektu Lenina. To główna ulica miasta, która łączy znajdujący się w centrum „Plac Zwycięstwa” z Południowym Dworcem Kolejowym. Na „Placu Pobiedy” odbywają się uroczystości państwowe, znajduje się tu charakterystyczny obelisk, który zastąpił pomnik Lenina, a tuż zanim jeden z najwyższych budynków w mieście, konsekrowany w 2006 roku sobór Chrystusa Zbawiciela (niestety zamknięty). Nad losem „Domu Sowietów”… nie ukończonego betonowego wieżowca, który miał świadczyć o potędze władzy radzieckiej… duma wielu… i jakby na to nie spojrzeć, wychodzi wynik… kontrowersyjny relikt radzieckiej przeszłości.

Idąc dalej na północ, przechodząc przez nowoczesne centrum handlowe, docieramy do starej hali targowej usytuowanej przy ul.Chernyakhovskogo 15. Na typowym dla wschodnich krajów bazarze, kupić można praktycznie wszystko… nawet dziękczynną koszulkę ze Stalinem. Dalej na trasie marszu natrafiliśmy na typową w Rosji „stołowaja”, „Шарк Кафе”, ul.Chernyakhovskogo 19А, prowadzoną przez Uzbeków, gdzie można wyjątkowo tanio posmakować ichniejszych smakołyków, lagman i szaszłyki baranie były doskonałe. Kilka minut marszu dalej, pod numerem 27, znajduje się „Muzej Jantara” („Muzeum Bursztynu”) zlokalizowane w robiącej duże wrażenie, starej „Baszcie Dohna” z XIX wieku (wstęp 300rubli od os.). Jest jedynym muzeum w Rosji, poświęconym wyłącznie jednemu minerałowi. Dzięki bliskości największego na świecie złoża, zwanego palmnikeńskim, stworzono urozmaiconą kolekcję przyrodniczo-naukową tego kamienia, w tym także z inkluzjami zwierzęcymi i roślinnymi. Zgromadzono również ozdoby i przedmioty użytkowe pochodzące od czasów neolitu po dzień dzisiejszy. Kolekcja przyprawia o jantarowy zawrót głowy. Możemy ujrzeć tutaj prawdziwe arcydzieła stworzone z bursztynu. W niektórych gablotach znajdują się cząstki bursztynów, które możemy obejrzeć pod specjalnie wbudowanym szkłem powiększającym. Na początku 2007 roku kolekcja muzeum składała się z ponad 6800 eksponatów. Za szczególnie cenne uznaje się unikatowe naturalne formy – około 30 dużych brył bursztynu o masie jednostkowej ponad 500 gramów, a wśród nich największą w Rosji o wadze 4.280 g.

Takim to sposobem, późnym popołudniem, dotarlismy na północne rubieże miasta, do wcześniej zarezerwowanego poprzez Booking.com pensjonatu „Villa Tatiana”, ul.Lineynaya 11А, tel: +7 401 233 33 35 (2340rubli duży pok 2os.). Obecny kurs wymiany – 100rubli, to 6,20zł.

Reasumując… kiedyś Konigsberg, Królewiec, dziś Kaliningrad… miasto Kanta i bursztynu… idealne na niespieszny, jednodniowy spacer bez konieczności korzystania z komunikacji publicznej. Wystarczy podążać czterokilometrowym Prospektem Lenina i co jakiś czas odbić kilkaset metrów na wschód lub zachód, aby dotrzeć do większości najciekawszych miejsc stolicy Obwodu Kaliningradzkiego. Co by nie powiedzieć… Kaliningrad wzbudza emocje geopolityczne jako stolica graniczącego z Litwą i Polską, najmniejszego i najbardziej wysuniętego na Zachód obwodu autonomicznego Rosji (Obwód Kaliningradzki), który z perspektywy Rosji… jest (pół)eksklawą, a z perspektywy unijnej… (pół)enklawą. Podejście mieszkańców wyraża identyfikację z Rosją a jednocześnie poczucie odrębności od jej reszty i bliskości z Europą… czyżby byli Euro-Rosjanami? A sama nazwa miasta? Co przechowuje?… ano pamięć Michaiła Kalinina, którego współodpowiedzialności za „Zbrodnię Katyńską” nie trzeba przypominać i w tym kontekście rozważa się też ideę powrotu do historycznej nazwy Konigsberg.

10.10.2019 czwartek

Kaliningrad > Moskwa (przelot) > Podolsk > Smoleńsk > Katyń - 470km

Rankiem, przyjemna obsługa pensjonatu, przygotowała nam wcześniejsze śniadanie i szybciutko, taksówką przemieściliśmy się 18km na północ od Kaliningradu do Portu Lotniczego Kaliningrad-Chrabrowo. Punktualnie o 9.35 wylecieliśmy liniami „Pobieda” (Boeing 727-800) na lotnisko Wnukowo pod Moskwą. Tam spośród wielu oczekujących pseudo taksówkarzy, wybraliśmy sympatycznego Ormianina i za 1500rubli, przemieściliśmy się do odległego o 40km Podolska, do placu składowego firmy Отправка автомобилей Гранд-Сервис ( www.gs25.ru , e-mail: gs.vl@mail.ru , tеl: 8 (423) 265-69-35 ), gdzie czeka na nas nasza wyprawowa toyota. Po uiszczeniu opłaty 155tys. rubli (ok.9600zł), bez najmniejszych zastrzeżeń odebraliśmy auto. Przypominamy, że pokonało ono w swej powrotnej drodze, rejs statkiem z Magadanu do Władywostoku, a później całą trasę „Kolei Transsyberyjskiej” z Władywostoku do Moskwy, łącznie to jakieś 12tys. km.

Samochód po otwarciu przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy, kurz w połączeniu z wilgocią po prostu zakwitł. Pamiętajmy, że najpierw jechaliśmy przez suche tereny Mongolii, gdzie pył z drogi wdziera się najmniejszymi szczelinami, a później przez jakże wilgotne tereny Kołymy i Magadanu, gdzie powstała mikro gleba, stała się doskonałą pożywką dla pleśni i grzybków. No cóż… skutki uboczne wypraw… jakoś przeżyjemy tę stęchliznę, w domu auto przejdzie gruntowne mycie i sprzątanie. W całości dzisiejszych zdarzeń, pogoda nic nie pomaga, wręcz złośliwieje, gdyż w podmoskiewskim rejonie darzy nam się deszczowa i posępna aura. Tym razem, w trasie powrotnej, nie zaplanowaliśmy wielu miejsc do zwiedzania, przecież w podobnej sytuacji, na powrocie z Władywostoku, też odbieraliśmy tu auto w 2015r. i właśnie wtedy objechaliśmy wszystkie interesujące nas miejsca wokół i w szerokim rejonie od Moskwy, jak również w drodze powrotnej z Chin w 2017r.

Tym razem założyliśmy, że w drodze powrotnej do Polski, pojedziemy pod Borodino, do Smoleńska i Katynia, a wykorzystując ponownie rosyjską wizę wielokrotną, przejedziemy przez „Mierzeję Kurońską” („Kurszskaja Kosa”), wpisaną na światową listę UNESCO.

Już na wstępie tej trasy, po koszmarnym wyjeździe z podmiejskich rejonów Moskwy (Moskwa jest totalnie zakorkowana), zmuszeni byliśmy zrezygnować z Borodino, muzeum panoramy bitwy jest obecnie w remoncie, a ulewny deszcz całkowicie uniemożliwił zobaczenie i zwiedzenie realnego pola bitwy. No cóż, muszą pozostać jedynie moje wspomnienia z 2002r., kiedy objeżdżałam te miejsca na motocyklu… wtedy jeszcze było to BMW R 650 GS Dakar.

W strugach ulewy i w koszmarnym ruchu panującym na drodze Moskwa > Smoleńsk, przed 22.00 docieramy 15km za Smoleńsk do Katynia, pod „Memoriał Katyński”. Ostatni raz byłem tutaj w 2004r, a Wiola będzie tu po raz pierwszy. Obecnie, tuż obok memoriału, wybudowano spore, prawosławne centrum pielgrzymkowe, tam też wynajmujemy lokum na dzisiejszą noc – 1500rubli za 2os.

19-10-10-podolsk-katyn-map

11.10.2019 piątek

Katyń > Smoleńsk > Wieliż > Dyneburg, Łotwa – 530km

Rano na szczęście już nie pada, podjeżdżamy na parking przed „Memoriałem Katyńskim” i idziemy na Polski Cmentarz Wojenny w Katyniu. Nie będziemy opisywać historii, wszyscy ją znają, a ta moja związana jest z przejazdem pierwszego, motocyklowego „Rajdu Katyńskiego” w 2001r, kiedy to wspólnie z Wiktorem Węgrzynem, przecieraliśmy szlaki tej wielkiej, sowieckiej zbrodni. Pamiętam jak prałat Peszkowski, jeden z niewielu ocalałych prowadził nas po terenie, pokazywał miejsce egzekucji i w szczegółach opowiadał o tej okropnej tragedii.

Moja przygoda z „Rajdami Katyńskimi” i pomocą w organizacji, zakończyła się po czwartym rajdzie, nieco rozjechały się moje intencje z ideami Wiktora. W 2015r. „Międzynarodowy Motocyklowy Rajd Katyński” skrytykował rząd za zakaz wjazdu nałożony na „Nocne Wilki”, mówiąc iż dwa rajdy tego klubu motocyklowego miały miejsce wcześniej oraz zadeklarowali zapalenie świec w imieniu „Nocnych Wilków” na grobach żołnierzy Armii Czerwonej. To spowodowało protest ze strony rodzin ofiar „Zbrodni Katyńskiej” i od tego czasu nie chce być utożsamiana z rajdem, jak było do tej pory. Ponadto katastrofa lotnicza w Smoleńsku, mocno wypaczyła pierwotną ideę rajdu.

Oczywiście obszar memoriału obejmuje również mogiły rosyjskich i wielu innych narodowości antykomunistów. Katyński piękny, sosnowy las był również miejscem ich pochówku, gdyż poza ponad 4tys. polskich żołnierzy, spoczywa tu 20tys. wrogów Stalinowskiego reżimu i Sowieckiego Kraju Rad. Dwa lata temu odsłonięto tu okazały monument upamiętniający tę zbrodnię, dokonaną na własnym narodzie.

Jedyne co nas mocno zbulwersowało, to pobieranie opłaty za zwiedzanie muzeów zbrodni, polskiego (100rubli) i rosyjskiego (150rubli). Jak można zarabiać na tak dramatycznej ludzkiej tragedii…?! To typowe dla rosyjskiego stanu świadomości. Sprzedawczyni biletów zapytana… czy uważa iż takie postępowanie jest w porządku?… odpowiada: „to tylko moja praca”… eh… a dla tych co mordowali, to też była jedynie praca?… robota na zamówienie polityczne przywódców Związku Sowieckiego?

Opuszczamy to tragiczne miejsce i przenosimy się do Smoleńska. Objeżdżamy rozległy Kreml, odwiedzamy monumentalny, widoczny z oddali „Sobór Zaśnięcia Matki Bożej”. Całe wnętrze jest jak wodospad albo kaskada złota. Kruszec ten jakby wylewał się ze stropu i płynął ok. 30 m w dół po ścianie, pokrywając szlachetną barwą rzeźby, kolumny i obrazy. Ten arcybogaty ikonostas, to dzieło wykonane przez Syłę Trusickiego i jego uczniów. Na mocarnych kolumnach wiszą z kolei obrazy w pozłacanych ramach, takie też są poręcze. Słowem… złoto wszędzie.

Ostatnim miejscem które chcemy odwiedzić, jest obelisk upamiętniający ofiary katastrofy lotniczej. Niestety jest to dość trudne, gdyż nie ma jakichkolwiek oznakowań, jedynie podpowiedź miejscowych ułatwia nam dotarcie do tego miejsca. Znajduje się na wylocie ze Smoleńska w kierunku Moskwy, przy ul. Kutuzowa, ok.300m za salonem UAZ-a. Uczynny pracownik salonu, zaprowadził nas do skromnego miejsca pamięci.

Nieopodal, na wyjeździe z miasta, zdarzyło nam się niecodzienne spotkanie, „na stopa” zatrzymała nas para ślubna. Pierwsza myśl… zepsuło się ich auto i konieczne jest szybkie podwiezienie. Po zatrzymaniu, okazało się jednak, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale pada dość istotne pytanie… chłopiec czy dziewczynka? W pierwszej chwili nie zrozumieliśmy o co chodzi, lecz szybko sprawa się wyjaśnia, to tutejszy zwyczaj, nowożeńcy zatrzymują auto i zadają pytanie: jaki pierwszy potomek przyjdzie na świat z ich związku? Odpowiadamy… bliźniaki! Lekka konsternacja, śmiech, a do naszych rąk wędruje flaszka luksusowej wódki „Carska”. Na tak specyficzne spotkanie, nie wypadało nam, aby nie przekazać od nas choćby drobnego prezentu… w ręce nowożeńców przekazujemy książkęz wyprawy obejmującą Syberię (zapewne pooglądają tylko obrazki) i dwie kolorowe piłeczki (to na wypadek gdyby wróżba spełniła się w 100%).

Dalszy przejazd, to objazd od północy terytorium Białorusi (nie mamy wiz) i kierowanie się w stronę granicy z Łotwą. Na przejściu jesteśmy późnym popołudniem, odprawa całkiem sprawna, jedynie po łotewskiej stronie, jakaś nad wyraz brzydka nieuprzejmość.

Jeszcze tego dnia, dojeżdżamy następne 150km do Dyneburga i tam w hotelu „Biplan City” wynajmujemy bardzo przyjemny pokój (40€).

19-10-11-katyn-daugaspilis-map

12.10.2019 sobota

Dyneburg > Kłajpeda, Litwa > „Park Narodowy Mierzei Kurońskiej” > Kaliningrad > Braniewo > Nowa Pasłęka – 630km

Rano nadal leje, zimno i ponuro. Co za pech, na powrocie z Moskwy mamy pogodę wyjętą z naszego pobytu sprzed dwóch miesięcy w Magadanie, a później na Kamczatce. Najbardziej denerwuje fakt, że w Polsce babie lato, letnie temperatury, a słońce skrzy kolory jesieni. No cóż, realizujemy program powrotu w kiepskiej aurze. Opuszczamy posępny Dyneburg, przekraczamy granicę z Litwą i kierujemy się w stronę Kłajpedy. Na wjeździe do miasta, promem przemieszczamy się na drugi brzeg kanału łączącego Zalew Kuroński z Bałtykiem i wjeżdżamy na teren “Mierzei Kurońskiej” (prom 25€). To wąski i długi na 98km półwysep, w postaci piaszczystego wału, położony w płd.-wsch. części wybrzeża Morza Bałtyckiego, podzielony pomiędzy Litwę i Rosję (Obwód Kaliningradzki). Znajdują się na niej drugie pod względem wysokości kompleksy wydm w Europie, po Zatoce Biskajskiej. W X-XI wieku mierzeja była zasiedlona przez Wikingów, którzy zamieszkiwali okolice dzisiejszego osiedla Rybaczij. Pierwsze ślady ich obecności zostały znalezione przez niemieckich archeologów w 1893r., jednak dopiero w 2008r. w trakcie rosyjskich prac ustalono, że było to ich stałe miejsce zamieszkania. Według legendy mierzeję usypała olbrzymka Neringa, chcąc ocalić w ten sposób rybaków przed gniewem boga mórz. Nazwa pochodzi od zamieszkujących te obszary Kurów, którzy we wczesnym średniowieczu toczyli tu walki z Wikingami. Później ziemie podzielili pomiędzy siebie Krzyżacy i Rycerze Zakonu Kawalerów Mieczowych. Po wyludnieniu, w okresie podbojów krzyżackich z północy napłynęli rybacy pochodzący z obszaru późniejszego Księstwa Kurlandzkiego. Jeszcze na początku XX w. podróżnych zaskakiwała możliwość porozumienia się z niektórymi miejscowymi, poza niemieckim, również przy użyciu łotewskiego. Kres niemieckiego osadnictwa na tych terenach przyniosła II wojna światowa i okupacja sowiecka. W 1991r. utworzono tu „Park Narodowy Mierzei Kurońskiej”, a w 2000r. mierzeja (wraz z częścią rosyjską) wpisana została na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Dziś jest to jeden z najpopularniejszych obszarów turystycznych na Litwie.

Tuż po wjeździe, uiszczamy opłatę za wjazd do parku narodowego w wys 15€ od auta. Kręta droga, prowadzi przez wąski pas lądu porośnięty sosnowymi lasami. Od strony zalewu, co raz widoczne są wysokie wydmy, porośnięte skromną roślinnością. Niestety pogoda nadal stabilnie deszczowa. Mijamy kolejne kameralne kurortowe miejscowości Juodkrante, Pervalka, Preila i Nida, które zchowały przyjemną zabudowę, pamiętającą pruskie czasy. Niestety późna pora nie pozwala na dłuższy pobyt, kiedyś przyjedziemy tu z pewnością, a teraz kierujemy się wprost na granicę z Rosją, umiejscowioną w połowie długości mierzei. Odprawa błyskawiczna, w przeciągu pół godzinyjesteśmy po stronie Obwodu Kaliningradzkiego. Na szczęście przestało padać, mamy szansę popatrzeć na wybrzeże Bałtyku. Po stronie rosyjskiej ponownie musimy uiścić opłatę za wjazd do parku, tym razem w wysokości 400rubli (po 100od os. i 200 za auto). Oprócz ruchomych wydm, zdecydowaną atrakcją tej części mierzei jest tzw. „Tańczący Las”. Wytyczona ścieżka dydaktyczna, prowadzi pomiędzy najdziwniejszymi formami pokręconych i wykrzywionych drzew. Fenomen tego miejsca polega na tym, że na powierzchni około kilometra kwadratowego, na piaszczystym podłożu mierzei, w tajemniczy sposób zostały powyginane sosny. Drzewa przypominają baśniowe postaci, jakby tańczące od powiewu wiatru. Największą zagadką tego lasu jest fakt, że tańczą nie wszystkie drzewa, tylko określona ich grupa. Wszystkie pozostałe rosną normalnie. Wyjaśnienia tej przyrodniczej anomalii uczeni nie mogą znaleźć do tej pory. Istnieje kilka wersji: żerowanie szkodników owadzich, działanie wiatru, zanieczyszczenie gleby, promieniowanie. A może kosmici? Jednoznacznej odpowiedzi brak. Na trasie i na parkingu spotykamy wiele lisków, wydają się być tak oswojone z ludźmi jak psy. Lasy ponadto zamieszkują łosie, sarny i dziki oraz wiele gatunków ptaków. Późnym wieczorem docieramy do Kaliningradu, aby w znanej nam z poprzedniej bytności uzbeckiej knajpce „Шарк Кафе”, ponownie zjeść lagmana i szaszłyki baranie z wypieczoną na chrupiąco lepioszką. Teraz pozostało nam dojechać do przejścia granicznego z Polską, pod Braniewo. Po stronie rosyjskiej pusto, po 15minutach jedziemy na polską stronę, a tam „zong”. Wg stojących w kolejce miejscowych, będziemy czekać około 3godzin. Pytamy dlaczego? Mówią… nie chce im się pracować… hm… i rzeczywiście, tak opieszałej odprawy w wykonaniu naszych pograniczników jeszcze nie widzieliśmy. Wręcz przypomina to celowe, ślimacze działania. Miejscowi z oburzeniem i beznadzieją opowiadają o stosowanych tu praktykach. Tu też dowiadujemy się, że od października w Obwodzie Kaliningradzkim wprowadzono e-wizy, już teraz wyobrażamy sobie, co będzie działo się tutaj w sezonie… koszmar… jak my traktujemy turystów?… wstyd! Tak jak przewidywali miejscowi, po trzech godzinach stajemy do odprawy, a tu kolejny „zong”, musimy przejść procedurę rentgena naszej toyoty. Kolejne pół godziny stania. Wreszcie tuż przed północą, jesteśmy po stronie polskiej i po kolejnych 15km, docieramy do agroturystyki w Nowej Pasłęce, gdzie czeka na nas nocleg i nasz zestaw pojazdów, pozostawiony tutaj pięć dni temu.

19-10-12-daugaspilis-braniewo-map

13.10.2019 niedziela

Nowa Pasłęka > Braniewo > Bielsko- Biała > Międzyrzecze Górne – 640km

Tym razem pogoda diametralnie się zmieniła i w blasku słońca i letniej temperaturze sięgającej 25ºC przemierzyliśmy całą karawaną Polskę z północy na południe. O 16.00 zameldowaliśmy się w naszej „Chałupie na Górce”, kończąc tym samym definitywnie wyprawę do Magadanu.

Nasza wyprawowa toyota przebyła wraz z nami dystans ponad 22tys. km, a my bezpiecznie powróciliśmy do naszej bazy, aby projektować kolejne wyprawy. Jednak najpierw, trzeba nam auto doprowadzić do stanu używalności, szczególnie wymaga doczyszczenia, gdyż jeszcze z żadnej z podróży, nie powracaliśmy tak upaprani, najpierw wszechobecny kurz, a później wilgoć, dokonały dzieła zniszczenia.

magadan-2019_trasa