Grenada>St.Vincent>St.Lucia>Martynika>Dominika

08.02.2013 – piątek

Po odprawie celno-imigracyjnej ruszamy z portu-Port Louis Marina z wyspy Grenada i płyniemy na północ wzdłuż archipelagu wysp karaibskich, aby po 7godz. rejsu, jeszcze przed zmrokiem dotrzeć do małej wysepki Sandy Island położonej obok Carriacou, wyspy wchodzącej w skład Grenadynek należących jeszcze do państwa Grenada. Tam kotwiczymy i spędzamy następną noc na jachcie.

09.02.2013- sobota

Następny etap płynięcia to odcinek pomiędzy Sandy Island do wyspy Tobago Cays, należących już do państwa Saint Vincent.

st_vincent-i-grenadyny

Saint Vincent i Grenadyny (WV) Stolica: Kingstown, Waluta: dolar wschodniokaraibski (XCD), 1$USA = 2,6 XCD = 100 centów. Język urzędowy: angielski. Saint Vincent i Grenadyny – wyspiarskie państwo na Morzu Karaibskim, w archipelagu Małych Antyli. Oprócz wyspy Saint Vincent obejmuje położoną na południe od niej północną część archipelagu Grenadyny (jego południowa część należy do Grenady).Wyspy odkryte były przez Krzysztofa Kolumba w 1498. Dopiero w XVII wieku zaczęli się osiedlać tu koloniści brytyjscy. Na krótko stało się kolonią francuską, by z powrotem wrócić pod zarząd Anglików. Od 1804 do 1958 był kolonią koronną Wielkiej Brytanii, później stało się członkiem nieudanego związku Federacji Indii Zachodnich, by znów powrócić do poprzedniej formy zależności. W 1969 roku stało się państwem stowarzyszonym z Wielką Brytanią o rozbudowanym samodzielnym wewnętrznym samorządem, a w 1979 kraj uzyskał niepodległość w ramach Wspólnoty Narodów.

Prawie cały dzień płynięcia pod wiatr. Docieramy tam późnym popołudniem i od razu przystępujemy do penetrowania małej wysepki. Pierwsza myśl… jesteśmy na Galapagos!… iguany spacerują razem z żółwiami, a w morzu na płytkich wodach pasą się morską trawą, wielkie morskie żółwie, które podglądam jako snorkel (nurkowanie w płetwach i masce z fajką). Na obrazach wokół nas, jakiś malarz ukradł farbom ich kolory… zostawiając niebieskie i resztki po pozostałych… przez co świat skurczył się tak… że pomiędzy ziemią a niebem… horyzontu brak… Wieczorem płyniemy na sąsiednią wysepkę w celu dość prozaicznym… pozjadać langusty (grillowane) z dodatkami (sałatka, zapiekane ziemniaki, ryż, owoce). A wszystko to zaoferowano nam w plażowych warunkach, w wydaniu miejscowych specjalistów w tej dziedzinie. My mieliśmy tylko przywieźć sztućce i trunki. Jedliśmy… jakby ktoś za kilka chwil miał nam to odebrać, przypomniała nam się Kuba, kiedy to codziennie jadaliśmy takie specjały i to również na plaży. Cała ta uczta za 120XCD, około 140zł od osoby (do końca nie wiemy czy była to cena za jedną , czy też za dwie porcje) . Po powrocie na jacht czar prysł, ponieważ mamy pierwsze nieprzyjemne starcie z właścicielami jachtu, próbowano nas oszukać, właśnie na cenie owego posiłku, czyli przy płaceniu nie podzielono kosztów za naszą czwórkę, tylko powiedziano nam, że my płacimy całą sumę, gdyż jest to cena za nas, a oni mają jakieś tam inne rozliczenia i nie płacą za ten posiłek, o czym opowiedzą nam później. Nasza kontra spowodowała, że od tej pory staliśmy się wrogami, a przecież od początku kładliśmy nacisk, podczas wcześniejszych rozmów… na słowo uczciwość! Po raz kolejny przekonujemy się jak Polak, – Polaka, nawet na tak skromnej wartości, sięgającej zaledwie 280zł chce sprytnie oszukać. Nie byłoby całej sprawy, gdyby nie fakt, że zawsze drobiazgowo sprawdzamy szczegóły, aby prawidłowe informacje znajdowały się w naszych opisach i stąd od razu prawda przyszła i na jachcie zatrzeszczało. Ale wyszło coś jeszcze… ponieważ właściciele byli pod wpływem dość mocnego oprocentowania (już na początku określili się, że uwielbiają pić alkohol) ujawnili swoje wyjątkowo głębokie pokłady chamstwa i uświadomili nam, gdzie jest nasze miejsce (w tym miejscu padnie cytat)…WYPIERDALAĆ Z MOJEGO JACHTU!!!” Aby rozjaśnić nam w głowie, oświadczyli, że dla nas, oni są posiadaczami jachtu, a my dla nich tylko załogą do pomocy i sprzątania. Przy wstępnych ustaleniach, fakty te nie były nam przedstawione, toteż brak umowy na piśmie… usankcjonuje wszystko co powiedzą – na szczęście wymiana e-mailowa została przez nas zachowana.

10.02.2013 – niedziela

Wcześnie rano, w atmosferze wielkiej niezgody wypływamy w dalszą trasę. Właściciele, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło, nie egzekwując wczorajszego imperatywu kategorycznego, wielokrotnie powtórzonego…w milczeniu podają nam śniadanie. Z Tobago Cays płyniemy na wyspę Bequia. O 13 jesteśmy na miejscu i jak najszybciej opuszczamy jacht, ponieważ zagościła na nim atmosfera jak w starej oponie. Znajdujemy się w marinie, tuż obok głównego portu tej wyspy- Port Elizabeth. Penetrujemy małe sklepiki i targ owocowy. Chodzimy to tu, to tam, a resztę dnia spędzamy na plażowaniu i kąpielach. I właśnie na tej wyspie, wydarzyło się coś, co sprawiło, że zapomniałam o jachcie… generalissimusie… i jego żonie – szyderczej, cynicznej i wulgarnej babie.

W jednej chwili, przybiegło do mnie kilka dzieciaków, przytuliły się do mnie, obejmowały mnie, prowadziły pod rękę i powiedziały, że mnie lubią i zostaną ze mną. Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy… aż tylu nie mogę adoptować… druga myśl… no dobrze… może jedno?… do końca dnia została ze mną dziewczynka Miya, później jak już prawie zostałyśmy rodziną, a ja pogodziłam się z tym faktem… ona poszła do domu… a ja z Wojtkiem… do bazy obrazy.

11.02.2013 – poniedziałek

Po odprawie celno-imigracyjnej z wyspy Bequia, przepłynęliśmy krótkim skokiem na wyspę St. Vincent do mariny ulokowanej na zachodnim jej brzegu w Wallilabou Bay, 15km od stolicy Kingstown. Teren ten służył jako podstawowa lokacja i scenografia w pierwszej części ,,Piratów z Karaibów”: Klątwa Czarnej Perły. Cały obszar zatoki został zmieniony na potrzeby filmu w fikcyjne miasteczko „Port Royal”, mieszczące się na Jamajce. Zarówno urząd celny, jak i hotel zostały przystosowane i lekko zmodyfikowane na potrzeby produkcji – tak, aby bardziej pasowały do obrazowanej epoki. W sklepikach można nabyć pamiątki związane z filmem. Pozostałe dwie części – Skrzynia Umarlaka” i Na końcu Świata”, używały tego miejsca jako jednej z lokacji. Dziś pozostały już tylko resztki scenografii zbudowane na potrzeby filmu, trochę zdjęć, drewnianych beczek i trumien.

Natomiast my wynajmujemy łódeczkę i z pomocą czarnoskórego Franklyna, zwiedzamy wioskę Barrouallie. Piechotką wracamy poprzez następne małe wioseczki do naszej zatoki i oddajemy się bliższemu przyjrzeniu się tego co pozostało po scenografii do w/w filmu. W części budynku została utworzona dość klimatyczna knajpa, w której jest takie małe muzeum tworzenia tego filmu. Wytwórnia Disneya, szukając najlepszych plenerów do filmu ,,Piraci z Karaibów”, przedstawiciele odwiedzili Saint Vincent i zdecydowali, że właśnie na tej wyspie nakręcą zdjęcia. Wybrzeże jest tu jeszcze nie w pełni zagospodarowane i wygląda jak w XIX w.

12.02.2013 – wtorek

Rankiem porywamy naszego wczorajszego przewodnika, Franklyna i jedziemy busem do Kingstown, stolicy St. Vincent. Zwiedzanie rozpoczynamy od ogrodu botanicznego założonego w 1765r przez brytyjskiego gubernatora wyspy George Melville. Bogata roślinność tropikalna – drzewa tekowe, mahoniowe, migdałowce, cynamonowce, muszkatołowce i tzw. ,,kule armatnie”. Następnie penetrujemy centrum, tego niezbyt rozległego miasta. Do portu zawitał wielki statek wycieczkowy (cruise), więc „białasów” wokół co niemiara. Nasz przewodnik wprowadza nas w zakamarki wiedzy, dotyczącej tego miasta i kraju. Nie dość, że jest bardzo komunikatywny, to czerpie przyjemność z oprowadzania nas po zaułkach i ciekawych miejscach.

Spotykamy pierwszych podróżników z Polski, Paweł z dwiema towarzyszkami podróży, przybyli dzisiaj z St. Lucia i na gorąco dzielą się z nami wiadomościami www.wedrowkizpawlem.pl . Z polecenia naszego przewodnika, mamy również okazję do kulinarnych przeżyć w knajpie dla „lokalesów”, czysto, przyzwoicie i smacznie, obiad w cenie 10 XCD. Na koniec dzisiejszego dnia Franklyn zaplanował botaniczną wycieczkę w góry, do regularnej dżungli lasu deszczowego, aby po 50 minutach forsownego marszu, po stromiznach, błocie, poprzez chaszcze… dotrzeć i zwiedzić (i tu następuje nadużycie tego słowa)… ogród działkowców o nazwie…gandża farm”. Roślinność była rzeczywiście dość interesująca i bujna… ale jakaś taka mało różniąca się od siebie;-)

Wcześniej wyspę dobrze znali tylko marynarze i żeglarze…senną Saint Vincent omija się ze względu na większość czarnych plaż…brak wykwintnych restauracji… popularnych lokali rozrywkowych… ale są gościnni ludzie… uprawiający banany, warzywa, tapiokę, mango, bataty, maniok, muszkatołowiec, kawowiec, kakaowiec, trzcinę cukrową… i chwalą swoje piwo ,,Hairoun”… tak właśnie kiedyś nazywała się ta wyspa… lecz kiedy przypłynął Krzysztof Kolumb w 1498 r…. postanowił odmienić stan rzeczy… na cześć uczczenia patrona Saragossy… San Vincente.

Polecamy przybywającym w ten rejon, jeśli zechcą, do skorzystania z usług naszego przewodnika- Franklyn Browne tel: 17845278122.

13.02.2013- środa

Od trzeciej nad ranem pokonujemy morską odległość 47 mil morskich dzielących wyspę St. Vincent od następnej na północ w archipelagu wysp karaibskich, St. Lucia. Po 15godzinach docieramy do zatoki Rodny Bay 13km na północ od stolicy Castries. Sumując wszystkie operacje wykonywane przez skippera oraz to co robiły fale lub ich brak… pijany jacht szamotał się z mokrym błękitem… zabierając nam resztki koordynacji… przez co cały świat z nami tańczył. Tymczasem jesteśmy w następnym państwie Saint Lucia (WL) stolica: Castries, waluta: dolar wschodniokaraibski (XCD) 1$USD = 2,6 XCD, język: angielski – państwo w Ameryce Środkowej na Morzu Karaibskim, na wyspie o tej samej nazwie należącej do archipelagu Wysp Zawietrznych, części Małych Antyli. Wyspa zamieszkana była przez Karaibów i została odkryta prawdopodobnie 1502r przez Krzysztofa Kolumba. Od 1650 kolonizowana przez Anglików i Francuzów, która to sytuacja była przedmiotem ich sporów. Od 1803 kolonia brytyjska, 1958–1962 w ramach Federacji Indii Zachodnich, a od 1967 państwo stowarzyszone z Wielką Brytanią. St. Lucia uzyskała niepodległość 22 lutego 1979r i pozostała członkiem brytyjskiej Wspólnoty Narodów. Od 1990 działa na rzecz unii ekonomicznej i politycznej z Dominiką, Grenadą oraz Saint Vincent i Grenadynami.

st_lucia

Wieczorne chwile poświęcamy na przygotowanie się do jutrzejszej wycieczki.

14.02.2013 – czwartek

Rankiem wyruszyliśmy busem do stolicy (jeździ ich tu mnóstwo). Oglądactwo zaczynamy od targu, należało również spojrzeć na duży port, następnie przyszedł czas na ,,Morne Fortune”(Wzgórze Szczęścia) i żeby nie było za prosto… w 30 minut idąc pod górę podeszliśmy tam, gdzie w XVIIIw. Francuzi i Brytyjczycy stoczyli jedną z najkrwawszych bitew na Karaibach.

Jednym z niewielu ocalałych z pożarów wiktoriańskich domów, jest Government House, w którym urzęduje gubernator generalny Saint Lucii.

…kiedyś nazywano ją ,,Heleną Indii Zachodnich”… przechodziła z rąk do rąk (aż czternaście razy)… a kiedy w zatoce Marigot Bay, admirał Rodney ukrył swoje okręty, przykrywając je liśćmi palmowymi… zasadzka na francuskie fregaty była gotowa… dziś niepodległa… zaliczana do najlepszych na świecie miejsc dla nowożeńców… koncerty Jazz Festival ustępują pod względem wielkością… tylko karnawałowi w Trynidadzie… laureat literackiej Nagrody Nobla – Derek Walcott napisał kiedyś….jestem tylko tym Czarnym, co morze lubi i dali mi solidne wykształcenie kolonialne. Mam w sobie krew Anglików, Holendrów, Czarnych, i chyba nikim jestem, chyba że światem całym”…  W 1992 roku Szwedzka Akademia Literatury przyznała Nobla Derekowi Walcottowi i po raz pierwszy od wielu lat, po ogłoszeniu werdyktu…zapadła wręcz grobowa cisza. Wszyscy byli zdumieni, skonsternowani, a potem odezwały się głosy, że jest to nagroda rocznicowa. W 500-lecie wyprawy Kolumba i musiał ją otrzymać ktoś z Karaibów. Twórczość Walcotta była wówczas w Europie zupełnie nieznana, a i w Polsce niewielu o nim słyszało. W ciągu następnych kilkunastu lat sytuacja zmieniła się, a popularyzacją jego twórczości zajmowały się takie tuzy jak Josif Brodski czy Czesław Miłosz. Derek Walcott to taki Homer lub Szekspir Karaibów, który pisze po angielsku, mieszka w Stanach, lecz cały czas pozostaje wierny swoim karaibskim korzeniom. Wywodzi się z anglojęzycznej mniejszości metodystów; ojciec jego ojca był biały, reszta rodziny była czarna, co jednakże dla samego Walcotta nie ma żadnego znaczenia… liczy się tożsamość kulturowa.

Wracamy busem w stronę zatoki, by na koniec spenetrować plaże Rodney Bay. Pomyśleliśmy sobie, że przejdziemy je od początku do końca i plan ciut się zapętlił, gdyż przeszkody w postaci ogrodzeń resortowych… przywołały sprawność radzenia sobie i kiedy doszliśmy do ostatniej restauracyjki, czekali tam na nas Robert z Bożeną, by powrócić pontonem na jacht.

15.02.2013 piątek

Pokonujemy jachtem odległość pomiędzy wyspami St. Lucia i Martynika. Pogoda iście żeglarska, dystans 45mil morskich pokonujemy w siedem godzin i już o 11.00 kotwiczymy przy plaży w Saint Pierre. Resztę dnia poświęcamy na zwiedzanie tej starej stolicy Martyniki, która po erupcji wulkanu w 1902r (pochłonął całą 30tys. populację miasta), przeniesiono do Fort-de-France. Jeszcze 2 maja, kiedy to wytworzyła się czarna chmura popiołu i spadł deszcz z pumeksu, uspakajające hasła burmistrza, ostudziły zdrowy rozsądek wśród ludności… bo przecież najważniejsze były wybory (10 maja)… nie można było dopuścić by potencjalny elektorat uciekł ze strachu… – Tymczasem kapitan zacumowanego w porcie frachtowca ,,Orsolina” armatora Pollio Fratelli S.R.L., stwierdził: „Nie wiem wprawdzie nic o Montagne Pelee (z fr. Łysa Góra), ale gdyby Wezuwiusz wyglądał tak jak ta góra, natychmiast uciekłbym jak najdalej”. Tak też postąpił i odpłynął wraz z załogą, chociaż okręt załadowany był dopiero do połowy. Na groźby sankcji karnych, takich jak więzienie czy utrata patentu kapitańskiego, którymi inspektorzy celni chcieli zmusić go do pozostania na wyspie, odpowiedział: „A kto je na mnie nałoży? Jutro wszyscy będziecie martwi”. Tragedia wydarzyła się o 8 rano 8maja, kiedy to gazy w połączeniu z popiołem o temp. niemal 1000ºC w tempie 300km/h spadły na miasto zabijając prawie wszystkich obywateli…. a dlaczego prawie?… a dlatego, że jedyną ocalałą osobą był osadzony w podziemiach budynku, czarnoskóry wiezień Auguste Ciparis… oczekując na karę śmierci… hm… cóż za paradoks. Resztę dnia poświęcamy na poszukiwanie auta do wynajęcia, na jutrzejszy dzień. Po wielu próbach, jedyną opcją pomocy w tym temacie, okazał się (mówiący po angielsku), właściciel wykwintnego sklepiku połączonego z restauracyjką na balkonie, przy nadmorskim bulwarze. Polecamy tą przyjemną knajpkę z wi-fi, na potrzeby uzyskania wszelkich informacji i pomocy w przeciwieństwie do urzędowej informacji turystycznej, gdzie nikt nie mówi po angielsku: L’Alsace A Kay & 7242, Philippe Mehn, 75, Rue Gabriel Peri, 97250 Sant Pierre, tel: 05 96 675365, 06 96 776867. Mamy z pomocą Philippe, wynajętego na jutro Peugeota 104 za cenę 30€ za dobę(dodatkowo pobierana jest kaucja zwrotna w wys.700€).

16.02.2013 – sobota

Martynika – ( Francja), język urzędowy francuski, stolica Fort-de-France, status terytorium zamorskie Francji: departament zamorski. Wyspa została odkryta przez Krzysztofa Kolumba, który w 1502 roku podczas swojej czwartej podróży do Ameryki, na krótko przybił do brzegu w okolicach dzisiejszego Le Carbet. Pierwsi francuscy osadnicy pojawili się jednak dopiero w 1635 roku. Od tego czasu wyspa pozostaje nieomal nieprzerwanie w rękach Francuzów. Francuscy plantatorzy sprowadzali na wyspę niewolników do pracy przy trzcinie cukrowej. Dopiero w 1848 uzyskali oni wolność. Od tej pory tworzą oni swoistą kreolską kulturę wyspy. W 1946 Martynika uzyskała status departamentu zamorskiego Francji. Z inspiracji komunistycznych władz kubańskich od drugiej połowy lat 60. XX wieku zaczęły aktywnie działać na wyspie ugrupowania o orientacji lewicowej, których celem jest niepodległość wyspy. W latach 70. i 80 cieszyły się poparciem nawet kilkunastu procent ludności. Jako integralna część Republiki Francuskiej, jest członkiem Unii Europejskiej.

martynika

Dzisiejszą wycieczkę, południowa pętlą, zaczynamy od stolicy Martyniki Fort-de-France, gdzie prócz licznych sklepów, w samym sercu miasta, w środku ogrodu La Savane, widać biały marmurowy pomnik Józefiny (małej kreolki Napoleona), niestety bez głowy…to kara za domniemanie iż była zwolenniczką niewolnictwa.

Jedziemy do posiadłości Józefiny w Les Trois- Ilets. Tutaj roku pańskiego 1763 urodziła się Marie-Joseephe-Rose Tascher de la Pagerie… jednakże Napoleonowi opowiedziała historyjkę o zagubieniu metryki… ponieważ była starsza od niego aż o sześć lat. Pomimo małych akrobacji matematycznych, została żoną Napoleona Bonaparte, tytuł cesarzowej Francji nosiła w latach 1804-1809. Po drodze jeszcze kilka urokliwych porcików aż docieramy na cypel z którego białe postaci z kamienia patrzą w dal… na Le Rocher du Diamant (Diamentowa Skała), wysepkę sterczącą samotnie wśród fal… nazywaną Gibraltarem Karaibów, a to ze względu na rolę z 1804 r. w poważnych starciach Francuzów ze 110 brytyjskimi żeglarzami.

Od rybackiej wioski Ste-Luce, odbijamy przez las deszczowy z powrotem do St-Pierre, nie zapominając o muzeum z pamiątkami po Paulu Gauguinie w Le Carbet (w przewodniku jest… w rzeczywistości to opuszczony budynek bez okien i drzwi). Tuż za rogiem zaglądamy do ,,Le Jardin des Papillons”, czyli ,,motylarni”. Na koniec, tuż przed zamknięciem, wpadamy do ,,Muzeum Wulkanicznego”(wstęp 3€ od os.), gdzie zebrano zalane lawą przedmioty znalezione w zgliszczach. I jeszcze do ,,Le Centre Decouverte des Sciences de la Terre (wstęp 5€ od osoby), to nowoczesne muzeum związane z sejsmologią i geologią regionu. Wieczorem zdajemy samochód i powracamy na jacht.

…powierzona pieczy św. Marcina… wyspa kwiatów… lecz bez odrobiny złota… nic nie warta dla odkrywców… odpłynęli… a kiedy sprowadzono czarnych niewolników… to patrząc przez pryzmat czasu… ludność wyspy jest czarna… a niewolnik zawsze był ważniejszy od swojego pana… to przecież on tworzył historię… historię czarną jak kawa… a kto poświęcił się dla kawy bardziej niż kapitan Marynarki Matyniki Gabriel de Clie, kiedy wykradał z cieplarni Ludwika XIV maleńki krzaczek?… ile trosk i cierpienia czekało go w podróży na Martynikę… nie spał, pilnował, by starczyło wody dla krzaczka, by nikt go nie połamał, nie ukradł…a kiedy dotarł do swojej hacjendy… włożył kawowiec w żyzną glebę… i zmartwień mu jeszcze przybyło… pilnował bez przerwy, bo każdy chciał wyrwać i zniszczyć… w końcu zrobił ogrodzenie z ciernistych krzewów i postawił straż… aż wyrośnie… pierwszy obfity plon kapitan zebrał następnego roku… podzielił się z tymi co pomogli mu strzec roślinki… bo przecież kawa to znak czasów… nasz czas nastał po bitwie pod Wiedniem w 1683 w formie tureckiej (choć wcześniej już znana była regionalnie, np. w Kamieńcu Podolskim, gdzie dla wojsk osmańskich stworzono po zajęciu przez nie miasta kawiarnie, tak że i polscy mieszkańcy Kamieńca mogli się wówczas zapoznać z kawą i kawiarnią) …a kawa?… kawa ma być czarna jak diabeł… gorąca jak piekło… mocna jak życie i gorzka jak śmierć…

17.02.2013 – niedziela

Pokonujemy dystans 50mil morskich pomiędzy Martyniką a Dominiką aż do zatoki Rupert Bay na północy wyspy, od strony morza karaibskiego. Po przypłynięciu, wobec zaistniałych okoliczności, czyli… kolejnego monologu nielirycznego właściciela jachtu… zarządzamy ewakuację. Ciąg dalszy naszej podróży będziemy kontynuować… bez użycia tego narzędzia do przemieszczania się. Nie może być tak, że aż dwie osoby nie pamiętają uzgodnionych warunków na początku wyprawy i zmieniają je (tuż po dokonaniu przelewu) w/g swojej woli. Ponieważ umowa słowa jest umową prawa, próbowaliśmy negocjować finansowe rozstanie i…oberwaliśmy szyderczym śmiechem prosto w twarz.. jak również zapowiedź… cytuję… ,,jeszcze musicie dopłacić!”. Dla ustalenia faktów… zapłaciliśmy z góry za 28 dniowy rejs (mile widziana gotówka… przelew pozostawia ślad), mieliśmy zapewnienie wyżywienia (rzadko działało), a zakończenie nastąpiło po 10 dniach płynięcia po tym jak wymuszano na nas pomoc w rozmaitych czynnościach (jesteśmy totalnymi laikami w temacie, co zostało na początku podkreślone) oraz traktowano jak balast, przeszkody i zło konieczne. Jeszcze nigdy w podróży nie spotkaliśmy się z tak wulgarnym towarzystwem, tak bezkrytycznie zarozumiałym i złośliwym… no cóż… idąc tokiem myślowym Wisławy Szymborskiej… ,,czemu ty się, zła godzino,z niepotrzebnym mieszasz lękiem?… jesteś… a więc musisz minąć… miniesz – a więc to jest piękne”… dokładnie ta godzina minie jutro (dziś blokują nas jeszcze urzędowe czynności formalne).

Jeszcze tego wieczoru, Polacy z innego jachtu namawiają nas na plażową fiestę w lokalnym barze. Płyniemy pontonem, a tam wszyscy siedzą przy długich stołach, piją ,,Rum Punch” ( skojarzenia to przekleństwo), ale tylko ten drink przysługiwał uczestnikom (wstęp 50 XCD od os.). Przy naszym stole zasiedli Mirek i Julita oraz Robert i Bożena, gdyż są to osoby im znane. Kiedy gospodarze podali grillowane ryby i kurczaki z ryżem i sałatkami, w kącie przygrywał hałaśliwy zespół, tworząc atmosferę…nie do rozmowy (po prostu krzyczeliśmy do siebie). Przyszedł moment na wyrzucenie stołów i… zaczęły się tańce. Zbiegiem okoliczności, umówiliśmy się na jutrzejsze, grupowe zwiedzanie Dominiki. Po powrocie na jacht, my poszliśmy spać, a państwo właściciele… dalej w tan.

18.02.2013 – poniedziałek

Rankiem szybko spakowaliśmy się, o umyciu się nie było mowy, bo jakoś dziwnym trafem zakręcono nam wodę. Końcowym akcentem, kiedy już właściciele wstali, był fakt oskarżenia nas o próbę kradzieży plecaka (luki w pamięci po nocnym powrocie z imprezy, plecak został bezładnie porzucony przez nich na pokładzie). Po załatwieniu wszelkich formalności celno-imigracyjnych w porcie Portsmounth, zbieramy co swoje z jachtu i wraz z poznanymi wczoraj Polakami, ruszamy wynajętym busem na zwiedzanie wyspy Dominika (w grupie 9 osobowej, udział wypadł po 35$ USD od os.).

dominika

Dominika (WD) – Wspólnota Dominiki, stolica: Roseau, waluta: dolar wschodniokaraibski (XCD), język: angielski. Wyspa zamieszkiwana przez Indian Karaibów oraz Arawaków, została odkryta 3 listopada 1493 przez Krzysztofa Kolumba i nazwana na cześć Dnia Pańskiego. Od 1632 kolonizowana była przez Francuzów, ale w 1763 roku stała się posiadłością angielską. W latach 1871-1940 była częścią Brytyjskich Wysp Podwietrznych, a później należała do Federacji Indii Zachodnich. Kraj uzyskał pełną niepodległość w rocznicę odkrycia przez Kolumba, 3 listopada 1978.

Jako najciekawszy punkt wycieczki uznaliśmy rezerwat Indian ,,Carib Indian Reservation”, gdzie w 1903 r. Brytyjczycy zmusili nielicznych rdzennych mieszkańców wyspy do zamieszkania w nim. Jest to ostatni azyl plemienia, od którego wzięły nazwę całe Karaiby. Niegdyś bardzo wojownicze plemię… dziś wyplata koszyki dla turystów…a gdzie tu chichot historii?…oto jak można zrobić z tygrysa… kota domowego… eh… Nasza pętla wokół Dominiki kończy się w stolicy – Roseau, żegnamy się z naszymi sympatycznymi towarzyszami  wycieczki – (Mirkiem, Julitą, Jackiem, Jurkiem i świetnie mówiącym po polsku Jean-Paulem), tuż obok hotelu, gdzie wynajmujemy pokój na dzisiejszą noc (100$ USD).

19.02.2013 – wtorek

Pierwszą czynnością już o 8.00 było zakupienie biletów na jutrzejszy rejs promem linii L’exdress na Gwadelupę. Rejs mamy wyznaczony na dzień 20 lutego, godz. 16.05, koszt to 295 XCD (110$USD) od os. Mamy więc czas na małe pranie i przede wszystkim na pisanie relacji z dotychczasowych przygód w naszej podroży.

Na zmianę próbujemy dorwać się do komputera. Ponieważ na jachcie mocno bujało i często obijaliśmy się o wszystko co na nim zamontowane, czasem licząc siniaki, a czasem tylko guzy… vertigo trzymało nas w poziomie… toteż dopiero teraz listem emaliowanym… poprzez silos sekund i cyfr… wysyłamy do Was czarne kruki naszych słów… zatopione w morzu białych łez… a serwer śmiechem się dławi… przekazując wiadomość, że nasz pobyt na jachcie dobiegł końca… ponieważ uzyskaliśmy odpowiedź na jedno z pytań… które zadaliśmy sobie na samym początku… prawda przyszła nieproszona i ujawniła wielość ludzkich słabości… Czas pomiędzy… spędzamy penetrując zakątki małego miasteczka, żyjącego odCruisa” doCruisa” z którego wylewa się masa ,,białasów”z dolarami, i jak szarańcza penetrując stragany i robiąc wiele zamieszania…potrzebują pomocy ,,lokalesów”, by zamienić chiński wynalazek… na chińskie towary ( jak zawsze i wszędzie… niby regionalne).

20.02.2013 – środa

Ponieważ prom z Dominiki, a konkretnie z jej stolicy Roseau na wyspę Gwadelupę do Pointe-a-Pitre, mamy dopiero o 14.15, dzień ponownie spędzamy snując się pomiędzy straganami nabrzeża portowego stolicy, do którego przypłynął następny Cruise (statek wycieczkowy – miasto).

Prom płynie pomiędzy wyspami 2,5h, a na otwartych przestrzeniach, gdzie z Atlantyku wieje, nieźle nim buja. Po wyokrętowaniu i koszmarnym ścisku podczas odprawy imigracyjnej, trwającej niemal godzinę, jesteśmy na nabrzeżu stolicy Pointe-a-Pitre. Uczynny taksówkarz za nieco wygórowaną sumę 25€ zawozi nas do skromnego i niedrogiego jak na ten rejon, hotelu w oddalonej o około10km miejscowości Gosier (45€ pok.2os.). Rankiem wyjaśniło się skąd tak niska cena… no tak…jesteśmy w hotelu na godziny i jak to zwykle w takich wypadkach bywało w Ameryce Pd. i Śr. pościel i ręczniki bardzo czyste, reszta godna pominięcia – Hotel Canibis, Hernandez Philippe, Mathurin 97 190 Le Gosier, Guadelope Fwi. Tel 05 90845458 – warty polecenia…choć ewidentnie brakowało luster na suficie;-)

…to w niedzielę Krzysztof Kolumb odkrył wyspę (łac. dies Dominica)…dla Karaibów była ona szanowaną Wai’tu Kubali (wysokie i stare jest jego ciało), gdyż tutaj mieszkali ich potężni przodkowie…dziś Dominika jest jedną z najsłabiej rozwiniętych wysp…jej atutem jest nieokiełznana przyroda wciąż czekająca na swych ,,odkrywców”… to tutaj nakręcono sceny do dwóch części filmu ,,Piraci z Karaibów”… żadna inna karaibska wyspa nie jest tak oblegana przez kaszaloty, grindwale, orki i delfiny… jeśli ktoś zechce udać się na poszukiwania Moby Dicka… to właśnie na Dominice… a jeśli szuka pięknych plaż… to nie znajdzie ich tutaj… większość brzegu jest skalista… a plaże pokryte grubą warstwą szaroczarnego piasku pochodzenia wulkanicznego… tak więc dzika Dominika kusi nurkowaniem i szlakami górskimi, które czasem są dziecinnie łatwe, a czasem piekielnie ciężkie… a jeśli ktoś wybierze się nad jezioro Boiling Lake… to niech zapamięta, że to wielki wrzący kocioł, gdzie gorące odmęty kłębią aż 88ºC… i kąpiel grozi ugotowaniem;-)

karaiby_trasa

<<<< POPRZEDNIA ——– NASTĘPNA >>>>