Dziesiąte, rocznicowe spotkanie Moto Turystów

Od portalu moto-turysta.pl i organizatorów Pawła Kubisia i pozostałych dwóch Pawłów dostaliśmy zaproszenie na jubileuszowe spotkanie, więc postanowiliśmy odwiedzić to grono podróżniczej braci motocyklowej i udać się w dniach 6 – 8 czerwca 2014 r. do Ośrodka Szkoleniowo – Wypoczynkowego C.S.B. i R. „Mierzyn” nieopodal Międzychodu. Po powrocie z motocyklowej podróży wokół świata w 2006 r. gościłem również na ich spotkaniu, prezentując relacje z tej podróży, a promowanie każdej podróżniczej inicjatywy, jest przez nas popierane i propagowane. Zostaliśmy bardzo mile przyjęci jako goście specjalni, tego jednak w pewnym stopniu zamkniętego środowiska motocyklowego – 165 członków, na spotkaniu było około 50. Oczywiście każda forma jest wspaniała, jednak ta ujęta w składki i rejestracje, z jednej strony pobudza do działania, a z drugiej ogranicza w poznawaniu nieszablonowych podróży i kontaktu z jej uczestnikami.

Jubileusz… tak więc było mnóstwo wspominków i rozdawanych nagród we wszelakich podróżniczych rankingach, których nie będę wymieniał. Gwiazdą wieczoru był Sławek, który niedawno powrócił z części swej podróży wokół świata, dotyczącej przejazdu przez obie Ameryki, od Alaski do Tierra del Fuego, tak więc wspólnych tematów do rozmowy było wiele, a sam Sławek, przed wyprawą gościł w progach naszej Chałupy na Górce i zaciągał wskazówek na drogę… przyszedł więc czas na ich weryfikację.

Najciekawszym elementem spotkania zdecydowanie była sobotnia, motocyklowa wycieczka do czynnego, znanego wszystkim choćby tylko z nazwy… więzienia we Wronkach. Oprócz tego, że jest to dość duży i znaczący na polskiej mapie więziennictwa zakład, jego popularność, czy raczej po prostu znajomość zawdzięcza temu, że przez ostatnie lata było dosyć głośno o samej miejscowości. W tym pod poznańskim miasteczku mieści się fabryka urządzeń gospodarstwa domowego, a także rozgrywał swoje mecze zespół piłkarski Amica Wronki, który przez wiele lat występował w piłkarskiej ekstraklasie. Dlatego bardzo często obok wiadomości z piłkarskiego boiska pojawiała się wzmianka o pobliskim więzieniu. Zakład Karny we Wronkach… tu też jest Polska, choć zupełnie inna. Ma własną hierarchię, zwyczaje, a nawet język. Dzisiejsze więzienie, to nie czarny chleb,czarna kawa i zasłużona dotkliwa kara… to kilka diet do wyboru, stała opieka medyczna, telewizory w celach, szeroka gama terapii zajęciowej i… więcej praw niż obowiązków. Historycznie… obiekt więzienny we Wronkach zbudowany został w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku, z przeznaczeniem na dom karny dla skazanych na dłuższą karę pozbawienia wolności oraz osadzonych pozostających do dyspozycji Sądu Prowincji Poznańskiej. Budowa więzienia we Wronkach trwała od 1889 do1894 roku. Architektura obiektu pozostawała w ścisłym związku z warunkami izolacji określonymi przez system celkowy. Więzienie to należało wówczas do najnowocześniejszych więzień urządzonych według systemu amerykańskiego i zaliczane było do kategorii więzień centralnych. Wronieckie więzienie składało się z trzech pawilonów czterokondygnacyjnych zbudowanych na planie krzyża. Jest to zakład typu zamkniętego dla recydywistów penitencjarnych. Posiada liczne oddziały dla osób tymczasowo aresztowanych, dla skazanych, którzy odbywają karę w zakładzie karnym o charakterze półotwartym. Posiada także oddział terapeutyczny przeznaczony dla skazanych z niepsychotycznymi zaburzeniami psychicznymi albo z upośledzeniem umysłowym. Jest także oddział terapeutyczny dla osób uzależnionych od alkoholu lub też innych środków odurzających oraz substancji psychotropowych. Zakład karny we Wronkach posiada również szkołę, która naucza w zakresie wiedzy szkoły zasadniczej zawodowej a także średniej technicznej. Lecz kiedy nadchodzi długo oczekiwana chwila wolności… pojawia się lęk przed opuszczeniem zakładu, co jest bardzo powszechne wśród więźniów. Pojawiają się pytania… gdzie będę mieszkał?… czy znajdę pracę?… jak zareagują bliscy?… te pytania powtarzają w głowach jak mantrę. Niepewność jest nawet w tych, którzy mają wsparcie w rodzinie, mają gdzie mieszkać i mają zapewnione środki finansowe na początkowy okres pobytu na wolności. Problem w tym, że rzeczywistość w zakładzie karnym jest przewidywalna, a na wolności nie do końca… co sprowadza się nierzadko do paradoksalnej sytuacji, że zdarzają się tacy, którzy odmawiają wyjścia z zakładu. Dobrze im za kratami, mają dach nad głową, wikt i opierunek. Boją się wolności, bo dla recydywisty to najtrudniejszy egzamin w życiu. Wielu go nie zdaje… wracając do mimo wszystko dobrodziejstw… których fundatorem jest podatnik…

A skąd to wszystko wiemy?… ano zadaliśmy na tyle dużo pytań pracownikom służby więziennej… by na koniec zadać sobie tylko jedno pytanie… czy za popełnione zbrodnie, więźniowie otrzymują na tyle dotkliwą pokutę… by zadośćuczynić ludzkiej wspólnocie… poczuć świadomość wyrzutów sumienia i odnowić swoje człowieczeństwo… czy raczej słowo kara, stało się na tyle jałowe… sprowadzone do opieki zamkniętej i zarazem pozbawione solidnego odkupienia win?…

Po powrocie dalsze, główne uroczystości rocznicowe, tort, pieczony dzik, biesiada i występy zespołu rockowego. Podczas jubileuszowego spotkania w Mierzynie, miała miejsce premiera książki pt. „Prawdziwa droga”, która zawiera historię dziesięciu lat działalności tego portalu.

Na uwagę portalu MotoTurysty zasługuje z pewnością prowadzona tam biblioteka motocyklowych wydań książkowych, które ukazują się na naszym polskim rynku, a których jak wiemy jest niewiele.

Powrót to włóczęga po Wielkopolsce i traktami wzdłóż dolnego biegu Odry – szczególnie urzekł nas spokojny Bytom Odrzański.

Minęło kilkanaście dni i ponownie ruszamy na północ Polski, tym razem na Memoriał Barwy 2014

Już czwarty raz spotkaliśmy się u Andrzeja i Celinki w Okoninach Nadjeziornych, aby w bożociałowy, długi weekend powspominać wspólnie spędzone motocyklowe i przyjacielskie chwile z naszym, już nie żyjącym, kolegą Andrzejem Barwińskim. Tym razem spotkała się nieco mniejsza grupa, gdyż cała organizacja spadła na naszych wspaniałych gospodarzy, a uczestnicy odpowiednią zrzutką, dofinansowali ten czterodniowy pobyt pt. „Memoriał Barwy 2014”.

Już w środę po południu dotarliśmy do Okonin i po wspaniałym przywitaniu i zakwaterowaniu w przyległym gospodarstwie agroturystycznym, spędziliśmy miłe chwile w gronie uczestników przy ognisku. Czwartkowy dzień to realizacja zaplanowanego spływu kajakowego na rzece Brda. Najpierw dojechaliśmy przez Tucholę 40km do Nadolnej Karczmy, a następnie wywieziono nas busami do Rytla, gdzie rozpoczęliśmy spływ na odcinku około 16km z powrotem do miejsca pozostawienia naszych maszyn. Pogoda nazbyt nas nie rozpieszczała, było nieco zimno i chmurno, jednak dla nas szczęśliwym trafem nie padało. Po ostatnich wichurach przybyło wiele nowych przeszkód wodnych, trasa stała się dzięki temu dość wymagająca, humory dopisywały, a pięć godzin spływu minęło niezwykle szybko. Po takim wysiłku i szybkim przejeździe do Śliwic, zjedliśmy obiad w miejscowej knajpie, a smakował wybornie. Ponownie wieczór spędziliśmy biesiadując przy ognisku, a że towarzystwo doborowe, zabawa i tańce trwały do północy… tymczasem cała seria dowcipów serwowanych przez Maryjana i Przemka ubarwiały zdecydowanie ten czas… rozbrajając nas.

Następny dzień to wyjazd do Gdańska. Andrzej przygotował nam sporą niespodziankę, jego kolega, historyk przygotował nam specjalną, nieszablonową trasę zwiedzania prowadzącą przez Stare Przedmieście, fortyfikacje i systemy zalewania wodą z rzeki Motławy fos obronnych, Dolne Miasto, Długie Ogrody aż do Głównego Miasta.

Zwiedzanie rozpoczęliśmy od kościoła Św. Trójcy, następnie przeszliśmy do systemu południowych fortyfikacji w postaci bastionów św. Gertrudy i Tur (dawna nazwa Żubr). Oczywiście cały czas pozyskujemy od naszego przewodnika spory i bardzo ciekawy zakres wiedzy na temat zwiedzanych obiektów. Trzeba przyznać, że rajcy Gdańska przywiązywali sporą wagę do systemów obronnych miasta, w czym byli niezwykle konsekwentni, a ogrom systemów i ich poziom inżynieryjny zadziwia.

Dość niemiłe wrażenie zrobiły następne dwie dzielnice Dolne Miasto i Długie Ogrody… nasz Maryjan ze Świętochłowic stwierdził: „tu gorzej jak na Śląsku”. Można by rzec naturalna scenografia do kręcenia powojennych filmów, dodatkowo pokryta patyną upływającego czasu. Stare, niegdyś śliczne secesyjne kamienice zrujnowane i jakby pozbawione gospodarzy. Obecnie próbuje się coś restaurować i odbudowywać, ale to jeszcze na razie ledwo śmiałe dobrego początki. Warto jednak te dzielnice odwiedzić i doznać wizualnego zderzenia z pięknie odrestaurowaną starówką Głównego Miasta.

Po sporej dawce spaceru przyszedł czas na wykwintny obiad w Domu Zachariasza Zappio i zwiedzenie głównych i znanych miejsc starego miasta – rutynowo ul. Długa, pomnik Neptuna, ratusz i wiele kościołów. Wyjazd do Gdańska kończymy dojazdem na cmentarz Łostowice, aby złożyć wiązankę, zapalić znicze na grobie naszego kolegi „Barwy” i wspomnieć kilka różnych chwil z jego życia. Po późnym powrocie w Okoninach Nadjeziornych w miejscowej gospodzie, czeka na nas następna kulinarna atrakcja, czyli pstrąg z grilla. Dzień był tak intensywny, że ogniskowa biesiada nie dotrwała do północy.

Sobotni dzień, to spotkanie z kulturą kaszubską. Rozpoczynamy od prawie 100km przejazdu do Chmielna, gdzie zwiedziliśmy żywe muzeum kaszubskiej ceramiki Neclów. Nasza koleżanka Iza podjęła jako jedyna wyzwanie i ulepiła coś co wyglądało jak nocnik, ale było jak twierdziła wazonikiem, za co otrzymała od nas ustne wyrazy podziwu. Po niewielkich zakupach tych ceramicznych cudeniek udaliśmy się do Kartuz.

W tym sercu Kaszub zwiedziliśmy kolegiatę pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, niegdysiejszą siedzibę Zakonu Kartuzów. Zakon sprowadzony został na tereny dzisiejszych Kartuz przez Jana z Rusocina. Pierwsza grupa zakonników przybyła z Pragi Czeskiej w 1380 roku. W latach 1383 -1403 roku powstał kościół zakonny. Nad brzegiem jeziora Klasztornego zakonnicy pobudowali budynki gospodarcze między innymi browar, słodownię, spichlerz, stajnie, młyn, dom pożarny i rybacki. Zakon w Kartuzach uległ kasacie na mocy rozporządzenia rządu pruskiego w 1826 roku. Ostatni kartuzjanin ojciec Piotr Kazimierz zmarł w 1859 roku. Jednonawowa kolegiata gotycka zbudowana została z cegły i kamienia polnego, nakryta jest dachem barokowym przypominającym wieko trumny. W mieście odwiedziliśmy jeszcze Muzeum Kaszubskie, gdzie sympatyczny przewodnik gwarą i piosenką uczył nas mowy kaszubskiej, jak również dla chętnych serwował miejscową, tradycyjną używkę w postaci tabaki… oj niektórym na kilkanaście minut ugięły się nogi i kichali, bo tak zakręciło i zawirowało nosem.

Później przejazd do Sianowa i zwiedzanie Sanktuarium Matki Boskiej Sianowskiej – Królowej Kaszub i obiad w przyległym do obiektu domu pielgrzyma. Kościół o konstrukcji szkieletowej z drewnianą dzwonnicą powstał w roku 1816 w miejscu starego kościoła strawionego przez pożar. We wnętrzu znajdują się trzy XVIII-wieczne ołtarze i figura Madonny z XV wieku. Na nią po raz pierwszy zwrócił uwagę biskup Jakub z Sienna, a później bp Antoni Kazimierz Ostrowski w 1766 r. ukoronował ją w Roku Milenijnym 1966 na „Królową Kaszub” i nazwał łaskawą.

Dzisiejsze zmagania z kulturalnymi ciekawostkami Kaszub kończymy w Stryszej Budzie, gdzie zwiedzamy Kaszubski Park Miniatur.

Dzień pogodowo okazał się być łaskawy i po przebyciu 240km wracamy do bazy w Okoninach. Jednak już po dziesięciu minutach od powrotu spadła lawina deszczu i tak trwało prawie do zachodu słońca. Ponownie natura okazała się być łaskawa i w ten najdłuższy dzień roku, gdzieś na zachodzie, chmury uchyliły niebo, a promienie zachodzącego słońca wymalowały na jeszcze ciemnym i padającym horyzoncie przepiękną, wielowarstwową tęczę.

No cóż, co piękne ma również swój koniec i w niedzielny poranek, po ogrodowym śniadaniu w blasku słońca, przyszło nam się pożegnać ze wspaniałymi gospodarzami i udać się w drogę powrotną do domu. Dziękujemy Wam Celinko i Andrzeju za zorganizowanie po raz kolejny tak wspaniałego spotkania!

Oczywiście, jak to zwykle bywa, każdy nasz przejazd przez Polskę, malowniczą, różnorodną i po prostu uroczą, traktujemy poznawczo i włócząc się tu i ówdzie, dopiero w poniedziałek pod wieczór dotarliśmy do naszej chałupy, patrzymy na licznik… następne 1650km motocyklowej przygody dobiegło końca… co przed nami?… lato to plan motocyklowych podróży do Irlandia i Szkocji oraz Bałkany, a od pażdziernika alszy ciąg podróży po Afryce.

Przedłużony weekend na Lubelszczyźnie:

Aby nie było, że działa przysłowie „cudze chwalicie, a swego nie znacie”, w ramach naszego ulubionego zajęcia, jakim są podróże, a przede wszystkim peregrynacje po naszym przepięknym i jakże ciekawym kraju, przedstawiamy propozycje na spędzenie długiego weekendu lub krótkiego, może jeszcze tegorocznego urlopowego wypadu w rejony Lubelszczyzny - a było to tak:

Początek czerwca, na liczniku naszego nowego GS-a BMW Adventure, już prawie 8000km. Trzeba zmienić nieco narzędzie do podróżowania, zakładamy nasz domek na pakę pick-upa Toyoty Hilux, przypinamy rowery i jedziemy na wschodnie rubieże, naszej pięknej Polski, w kierunku Wyżyny Lubelskiej. Po drodze jadąc od Krakowa wzdłuż Wisły, zaglądamy do Nowego Korczyna, aby zwiedzić Kościół p.w. św. Trójcy, wzniesiony w XVI w. oraz do Koprzywnicy, pod jeden z najciekawszych zabytków tego regionu, dawnego klasztoru opactwa Cystersów, funkcjonującego w latach 1183–1819 i będącego bezpośrednią filią francuskiego Morimond, niegdyś najbardziej na wschód wysuniętego opactwa Cystersów. W Zawichoście, promem przeprawiamy się na drugą stronę Wisły i pod wieczór docieramy do Lublina nad Zalew Zemborzycki. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy okazało się, że w tym wielkim mieście, nie funkcjonuje żaden kemping. Udało nam się jednak znaleźć lokum na nasz pojazd na terenie „Ośrodka Wypoczynkowego Forest”, gdzie na jego parkingu, sympatyczni zarządcy Ania i Maciek Przybig, pozwolili rozbić obozowisko (20-523 Lublin ul. Nad Zalewem 1-3, tel 691 569766 lub 603 615454 osrodekforest@onet.pl ).

Polecamy te bazę noclegową dla motocyklistów zwiedzających miasto, gdyż na terenie ośrodka wkomponowanego w sosnowy las, tuż nad brzegiem zalewu, znajdują się luksusowe czteroosobowe domki (2 x po 2os. pokoje, kuchnia, łazienka,TV) w cenie 160zł za całość, a do centrum jest niespełna 10km i dostęp do komunikacji miejskiej.

Następnego dnia uruchamiamy rowery i wyruszamy, na nieźle przygotowaną trasę rowerową, jedziemy do starego miasta, wzdłuż rzeki Bystrzyca. Stare miasto zachowało swój naturalny urok i kameralność. Piękne kamieniczki, wiele restauracji i oczywiście zamek dominujący w tutejszym krajobrazie, jako główny element Lublina.

Zajeżdżamy również na Majdanek, pod niemiecki obóz koncentracyjny, funkcjonujący w latach 1941-1944. Nazwa właściwa obozu brzmiała KL Lublin, a potoczna nazwa „Majdanek” pochodzi od dzielnicy Lublina (Majdan Tatarski) i powstała pośród mieszkańców. Używali jej jednak niekiedy w oficjalnych dokumentach również i sami Niemcy. Dzieje tego obozu są nierozerwalnie połączone z historią ziem między Wisłą a Bugiem podczas II wojny światowej, a w szczególności z polityką zagłady Żydów i Słowian, koncepcją generalnej germanizacji niektórych miast regionu (Lublin, Zamość) oraz akcją wysiedleńczą prowadzoną na szeroką skalę na Zamojszczyźnie. Aż trudno uwierzyć, patrząc na to rozległe, monumentalne miejsce, że ludzie ludziom zgotowali taki los.

Na koniec tej 40km przejażdżki, nad zalewem, obok tamy jemy świetną rybkę w letnim bufecie, tuż obok restauracji „Bosman”. Jeszcze tego wieczoru, przemieszczamy się z naszym obozem do miejscowości Piaseczno, na teren Resortu Piaseczno nad jeziorem Piasecznowww.resortpiaseczno.pl . Tu również znajdują się w pełni wyposażone czteroosobowe domki w cenie 169zł za całość (2 x po 2os. pokoje, kuchnia, łazienka,TV).

Następnego dnia, ponownie na rowerach, podróżujemy po Poleskim Parku Narodowym. Warto w wiosce Załucze Stare, odwiedzić Ośrodek Dydaktyczno – Muzealny Poleskiego Parku Narodowego. W części muzealnej zgromadzone są zbiory, na które składają się eksponaty: archeologiczne, etnograficzne, historyczne i przyrodnicze, a także prezentujące dziedzictwo kulturowe Polesia. Wieczorem ponownie z całym naszym ekwipunkiem, przemieszczamy się przez Lubartów (pięknie odrestaurowany pałac w złożeniu parkowym) do Kozłówki, aby następnego dnia zwiedzić perłę tego regionu, wspaniale zachowany i wyposażony Zespół Pałacowo-Parkowy. Wzniesiony około 1742 roku dla rodziny Bielińskich, według projektu Józefa Fontany. W roku 1799 stał się własnością rodziny Zamoyskich. Przebudowany przez Konstantego Zamoyskiego w latach 1897–1914. We wnętrzach pałacowych zachował się autentyczny wystrój z przełomu XIX i XX wieku w stylu Drugiego Cesarstwa. Starannie i pięknie utrzymane ogrody to ewenement na skalę Polski, aż trudno uwierzyć, że całość obiektów i zgromadzonych w nich ekspozycji ocalała i nie została rozgrabiona przez Sowietów. Po wojnie, było to pierwsze oddane dla społeczeństwa muzeum w kraju.

Dalej trasa prowadziła poprzez Dąbrowicę ( pozostałości po pałacu Firlejów, którego podwalinami był szesnastowieczny zamek murowany z basztą w narożniku pochodzącą z końca XVI wieku -jedynie ona przetrwała do naszych czasów), Tarnobrzeg ( odrestaurowany zamek, którego budowa została zapoczątkowana w XV wieku, jako wieżowy dwór obronny, a w XVII i XVIII wieku został adoptowany przez rodzinę Tarnowskich i przebudowany), Baranów Sandomierski ( późnorenesansowy zamek, ze względu na podobieństwa architektoniczne zwany Małym Wawelem – siedziba rodu Leszczyńskich zbudowana w latach 1591-1606r na fundamentach istniejącej tu wcześniej twierdzy), Tuszów Narodowy (dom, w którym urodził się generał Władysław Sikorski – wybudowany w 1869 roku, nakładem gromady Tuszów Narodowy z przeznaczeniem na szkołę i mieszkanie dla nauczyciela, w którym w 1881 roku zamieszkał Tomasz Sikorski – ojciec przyszłego generała, z żoną i dwójką dzieci i objął posadę w miejscowej szkole). Docieramy tego wieczoru do Przecłąwia, na zamek położony nad Wisłoką, przez niektórych historyków uważany za pałac, zbudowany przez Ligęzów około połowy XV wieku, gdzie znaleźliśmy na jego terenie kolejne miejsce na bazę noclegową naszego domku na kołach.

Następnego dnia powrót przez Rabkę i drobiazgowa, rowerowa penetracja miejsc mojego dzieciństwa – poza cudownie odbudowanym i powiększonym terenem parku, nadal mnóstwo obiektów w opłakanym stanie, wręcz straszy w tym, bądź co bądź, starym i renomowanym uzdrowisku – przykro, gdyż w innych tego typu miejscach, bywa zdecydowanie lepiej. Pogoda dopisała, a nieco przedłużony weekend, wypadł znakomicie – nie było miejsca i czasu na nudę!

Trasa ta, jest świetną propozycją kilkudniowego wypadu motocyklowego, może jeszcze na zakończenie tegorocznych wakacji, albo przedłużonego weekendu, co kto woli.

Pozdrawiamy, życząc jeszcze wielu wspaniałych wypraw w te ostatnie miesiące tegorocznego sezonu podróżniczego na dwóch kołach.

Wojtek i Wiola