Zamknięcie Sezonu Podróżników Motocyklowych „Dolina Baryczy 2013”

Spotkanie miało miejsce w dniach 4÷6 października w miejscowości Krośnice, na terenie gminnego kompleksu rekreacyjnego w sąsiedztwie Stawów Milickich, w Dolinie Baryczy www.schronisko.krosnice.pl

Obsługę kulinarną zapewniła nam karczma w „Starym Młynie” w Niesułowicach www.stary-mlyn.com.pl, prowadzona przez naszych przyjaciół, Bogusię i Piotra.

My jako organizatorzy, zagwarantowaliśmy wspaniałą pogodę, radość i zabawę.

Na spotkanie przybyło 116 uczestników na 80 motocyklach.

logo-krosnice

Piątek – 04.10.2013r

Od 14.00 odbywał się przyjazd uczestników. Na powitanie, każdy otrzymał gorąca strawę w postaci pajdy wiejskiego chleba ze smalcem i ogórkiem, michę pachnącego domowego żurku oraz piwo. W głównej sali ośrodka, do późnych godzin nocnych, trwały długie motocyklistów rozmowy. Idziemy spać dopiero około północy. W tle, pomiędzy powitaniami, jedzeniem i rozmowami…leciały sobie pokazy slajdów z wypraw.

Sobota – 05.10.2013r

Po śniadaniu o 9.00, podjeżdżamy motocyklami pod Krośnicką Kolejkę Wąskotorową. Ze względu na to, że jest nas zbyt wielu, dzielimy się na dwie grupy. Kolejka wybudowana na bagnach jest bardzo młodą atrakcją cieszącą się jednak niemałą popularnością. Po przejażdżce udajemy się do parowozowni poznać historię dotyczącą tego regionu, powstania kolejki oraz najstarszej lokomotywy wąskotorowej http://kolejka.krosnice.pl/

10.00 – wsiadamy na motocykle i ruszamy na wycieczkę po pięknych zakątkach Doliny Baryczy i Stawów Milickich

10.30 – Marcinowo k. Trzebnicy, zawitaliśmy do” Małego Muzeum u Kowalskich”. Właściwie cała posiadłość państwa Kowalskich to muzeum i to wbrew przyjętej nazwie…wcale nie małe. Powstało dzięki kolekcjonerskiej pasji pana Mariana, który od dawna gromadził stare niepotrzebne sąsiadom sprzęty, narzędzia i rolnicze maszyny. W miarę przybywania eksponatów powiększał dom, dobudowując kolejne pomieszczenia nazywane izbami. To „małe” muzeum tak naprawdę jest bardzo duże, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, prywatnego kolekcjonowania rzeczy niepotrzebnych innym. Największym obiektem muzealnym jest wóz strażacki, który znajduje się w odrębnym pomieszczeniu. Dziś z dumą oprowadza swoich gości, pokazując stare przedmioty pozostawione w Marcinowie i okolicy przez dawnych mieszkańców, a także te z kresów, przywiezione przez repatriantów po 1945 r. Eksponatów przybywa z każdym dniem i robi się coraz ciaśniej. To wymusza konieczność powiększania domu, poprzez dobudowę kolejnych izb. Pan Marian pozwolił nam pokręcić się na odrestaurowanej starej karuzeli, zagrał nam na perkusji, pianinie i opowiedział “tysiąc” dowcipów. Naszej koleżance Lili Kowalskiej podarował białego misia…do teraz nie wiemy czy to ze względu na identyczne nazwisko, czy może “coś” zaiskrzyło, bo wielu motocyklistów dobrze wie, że nasza koleżanka ma słabość do imienia… Marian. Z pewnością miejsce warte odwiedzenia. Polecamy. A tak na marginesie, syn pana Mariana – Tomasz, został laureatem czwartej edycji “Must Be The Music” i w czasie naszej wizyty w muzeum, pojawił się i zrobił kawę komu?… ano Lili Kowalskiej.

11.30 – wsiadamy na motocykle i przejeżdżamy do Rudy Żmigrodzkiej.

12.00 -Szlak Rudobarycki – Jest to żywa ścieżka przyrodniczo-turystyczna, służąca edukacji ekologicznej oraz ochronie przyrody. Szlak obejmuje 6 przystanków, z których my dotarliśmy do czwartego, gdzie uzyskaliśmy wiele interesujących informacji o naturze, specyfice i historii tego regionu. Po drodze bobrze jamy, łabędzie i czekająca na nas wystawka, na którą składały się zdjęcia, poroża i wiele innych eksponatów. Tu dowiadujemy się skąd w nazwie miejscowości wzięła się ruda – po prostu jest tu bardzo płytko pod ziemią i można ją wytapiać prosto z gleby.

Kolejnym przystankiem na trasie jest “Stary Młyn” w Niesułowicach, gdzie czekał już na nas obiad. Bogusia, właścicielka restauracji, jak na pasjonatkę kulinarną a zarazem królową karpia milickiego, zaskoczyła nas „zupą z karpia”i specyficznymi pulpetami drobiowo-serowymi. Nie wszystkim te specjały przypadły do gustu. No cóż, ale komu podróże nie straszne, musi być przygotowany na bardziej lub mniej “inne” dania – czasami lepiej nie wiedzieć co jemy.

Po konsumpcji pojechaliśmy na podmokłe tereny doliny Baryczy opodal Milicza , gdzie cała grupa zaproszona była przez rajców miejskich na odłowy karpia w ramach “Dni Karpia 2013”. Strażacy przygotowali dla naszej pokaźnej ekipy liczącej 80 motocykli miejsca parkingowe, nie wpuszczając tam innych pojazdów. Przywitała nas kapela, a wokół rozstawione były następne atrakcje, stragany z jedzeniem i piciem , wyroby domowe, rękodzielnictwo, całe mnóstwo smażonych ryb itp. W stawie ekipa w woderach – sześciu rybaków ciągnęła sieć, w której kłębiły się karpie, amury, szczupaki i inne rybki. Po dobiciu do brzegu, odłowy kończono, wybierając ryby z sieci podbierakami. Chętni mogli zakupić na miejscu świeże ryby. Po obejściu kramów, usiedliśmy przed sceną, gdzie zaczęła grać kapela ludowa „Marciny” z Marcinowa, pod przewodnictwem znanego nam już właściciela prywatnego muzeum. Pan Marian Kowalski to niezwykły człowiek – wesoły, sympatyczny i rubaszny. Swoimi kawałami i gadkami, co chwilę wywoływał wśród zgromadzonych salwy śmiechu. Nasi przedstawiciele z ramienia motocyklistów- Mirka i Przemek testowali najróżniejsze dania kulinarnego konkursu, gdzie konsumowali wykwintne i najdziwniejsze dania z ryb, a pięć restauracji walczyło o regionalną palmę pierwszeństwa w tej materii www.dnikarpia.barycz.pl

Na koniec dzisiejszej wycieczki podjeżdżamy pod klasycystyczny pałac Maltzanów w Miliczu, który wybudowany został w końcu XVIIIw, a projektantem budowli był Karol Geissler, na zlecenie Joachima Karola Maltzana. W 1910 roku dobudowano południowe skrzydło, w którym znajdował się dawny dom zajezdny, a obecnie Zespół Szkół Leśnych. Budynek wyglądem przypomina zamek Sanssouci i Neues Palais w Poczdamie. Na dziedzińcu herbowym, położonym w południowym skrzydle znajdują się wmurowane kamienne elementy pochodzące z dawnego zamku, który znajdują się w sąsiedztwie pałacu. Stąd odbyliśmy krótki spacer pod kościół rzymskokatolicki pw. św. Andrzeja Boboli. Pierwotnie był to luterański kościół św. Krzyża, jeden z sześciu kościołów łaski powstałych po układzie altransztadzkim z 1707 roku – było to ustępstwo cesarza dla śląskich ewangelików.

17.45 – wracamy do bazy w Krośnicach (długość całej trasy wyniosła ok.130km)

18.30 ÷ 24.00 – biesiada zlotowa pt. „Dancing w psychiatryku”

Po całodziennej wycieczce, wszyscy zajęli się przygotowaniami do dancingu. Kiedy weszliśmy na salę, najpierw ogarnęła nas krótka konsternacja, potem wybuchnęliśmy salwą śmiechu, a na koniec z niedowierzaniem patrzyliśmy na wymyślne stroje ”pensjonariuszy psychiatryka”.Ja – Filomena Fobia Furiatowska, występowałam w roli dyrektora tegoż ośrodka, Wojtek jako… sponiewierany weteran wojny w Wietnamie. Do dyspozycji miałam grono sanitariuszy i pielęgniarek, którzy za pomocą kolorowych pigułek, próbowało zapanować nad spontanicznie rozweselonymi… “pacjentami”.

W demokratycznym głosowaniu, królem balu został “Króliczek”, a królową “Urwana z choinki”, ale nie można pominąć wyróżnień, które uzyskali: “Arab, któremu cały czas stoi i nikogo się nie boi”, “Stara baba”, “Człowiek z browarem na głowie”, “Scream”, “Dwoje po elektrowstrząsach”, wielu lekarzy sadystów (Świr i Fiut), pacjentów w kaftanach bezpieczeństwa…i można by tak wymieniać bez końca… tyle było niesamowitych postaci.

Zabawa przerywana była konkursami z nagrodami, gdzie siostra Adela Afekt wszystkim zawiadywała, a ja wspierałam ją technicznie. Ponieważ dysponowaliśmy butlą z helem, odbył się konkurs recytatorski, gdzie czytanie cienkim śmiesznym głosikiem, niejednokrotnie zaskakiwało samych czytających. Dancing zakończył się o 3.00 nad ranem muzykowaniem na afrykańskich bębnach i długich tubach… od czego czerwone obolałe dłonie i bezdech… utrzymywały się do rana.

Niedziela- 06.10. 2013r

Po śniadaniu, jeśli ktoś miał życzenie, udał się na mszę do pobliskiego kościoła. Z wolna uczestnicy zlotu zaczęli rozjeżdżać się do domów lub w ich kierunku, niektórzy po drodze udali się na grzyby… a my…po setkach pożegnań(z wieloma osobami, nie wiedzieć czemu, żegnaliśmy się po trzy razy)… pojechaliśmy do naszej chałupy… już rozmyślając, gdzie też to odbędzie się wiosenne rozpoczęcie sezonu motocyklowego, bo dla tak wspaniałej grupy… musi być to znów coś… co zostanie w pamięci na jakiś czas… lub choćby tylko na chwilę… to jest dla nas nagroda…

Na koniec relacji przedstawiamy wywiad, którego udzieliliśmy w Marcinowie, podczas zwiedzania skansenu, dla słuchaczy Motoradia oraz czytelników Bloga Allemotocykle.pl…

1. Kim jesteście i jak określacie siebie oraz skąd wzięła się pasja do motocykli oraz podróży?

Jesteśmy podróżnikami, a jak to mówią niektórzy…włóczykijami, a pasja?…do motocykli i podróży to taki mix, kiedy masz plan, by coś zobaczyć, to musisz określić, czym pokonać ten dystans, jaki środek transportu będzie optymalnie przydatny do danej wyprawy, czy będzie odpowiedni w sensie terenu, bezpieczeństwa, przeszkód etc…W podróży należy zadbać tak o podstawową wiedzę na temat regionu do którego się zmierza, jak i o sprzęt który będzie środkiem transportu do celu.

2. Przeglądając Waszą stronę widzę że przejechaliście po świecie naprawdę szmat drogi. Jaką wyprawę wspominacie najlepiej? Który kontynent jest najpiękniejszy?

Wg nas, najpiękniejszy kontynent to Ameryka Południowa, tam zachowany jest klimat życia Indian, niesamowita kolonialna zabudowa jak i nieprawdopodobna przyroda. Ten kontynent, jak i każdy kraj z osobna, to brutalna historia, intrygujący ludzie, rozległa dżungla, najdłuższe pasmo górskie na świecie, kulinaria, ziołolecznictwo i niebanalne widoki.

3. Wiola… zazwyczaj siedzisz za sterami Toyoty Hilux czy czasem też wsiadasz na motocykl?

Ja nigdy nie siedziałam za sterami czegokolwiek, w podróży role są podzielone, Wojtek jest sternikiem, a ja…robię miliony fotek i w tym czuję się najmocniej. Tak więc każdy wie co ma robić, bo szkoda czasu na plątanie się w czasie wyprawy…to mocno przeszkadza.

Aby optymalnie wykorzystać dzień, należy znać swoje obowiązki, wtedy jest łatwiej i nie ma niepotrzebnych sporów. Wieczorami również każdy zajmuje się tym co mu przypadło, kiedy Wojtek rozbija obóz, ja tworzę coś do zjedzenia lub rozpalam ognisko. Jeśli jest to motel…zabieramy się do pracy nad stroną internetową, najpierw wybieramy fotki z danego dnia, później piszemy tekst i jessli jest taka możliwość to wrzucamy to na naszą stronę.

4. Wojtek… to prawda że jesteś jedną z osób która przedzierała szlaki i tworzyła Rajd Katyński?

Tak, przecierałem po raz pierwszy z Wiktorem Węgrzynem szlaki pierwszego rajdu katyńskiego na trasie Katyń, Twer, Miednoje i byłem jednym z współzałożycieli Stowarzyszenia Rajd Katyński. Dla Drugiego Rajdu Katyńskiego, wracając z Syberii w 2002r robiłem wywiad i rozeznanie oraz przygotowywałem trasy do Charkowa i Bykowni pod Kijowem.

5. Macie jakiś bilans łącznie przejechanych kilometrów w podróży?

W 2005/6 przejechałem wokół świat na motocyklu BMW R1150 GS – 11miesięcy 77tys. km, łącznie na motocyklu przejechałem w podróżach około 600tys. km, a my w ostatnich pięciu latach przejechaliśmy ponad 200tys. km naszymi Toyotami Hilux 4×4 i motocyklem BMW R1200GS Adwenture.

6. Jaka była najniebezpieczniejsza przygoda?

Zawsze może być niebezpiecznie, jeśli człowiek nie uważa  nawet prowokuje.My staramy się zawsze mieć oczy dookoła głowy, ale i tak nie mamy wpływu na to, że ktoś okradnie nam auto podczas transportu, jak to było w Buenos Aires, jak i kiedy napadnięto Wojtka z bronią, by ukraść mu aparat fotograficzny w Brazylii. Nie zrażamy się takimi zdarzeniami, bo to może przytrafić się każdemu i w każdym zakątku świata, bo przecież…świat prócz tego, że jest piękny…jest również niebezpieczny.

7. Obecnie jesteśmy w Muzeum Kowalskich w podtrzebnickim Marcinowie, gdzie jesteśmy na Zamknięciu Sezonu Podróżników Motocyklowych „Dolina Baryczy 2013”. Jak często organizujecie takie imprezy?

Takie imprezy organizujemy dwa razy do roku, czyli rozpoczęcie i zakończenie sezonu podróżników motocyklowych. Zawsze na dużo wcześniej szukamy miejsca w Polsce, które mogłoby być tym, do którego zaprosimy naszych motocyklistów.

8. Opowiedzcie teraz coś o ludziach którzy tu się zjechali, kim są i z jak daleka przybywają?

Motocykliści przybywający na nasze spotkania, to praktycznie stałe grono ludzi którzy jeżdżą dużo po Polsce i świecie. Tym razem było kilka osób ze Słowacji, Ukrainy i Australii.

9. Jakie macie plany na najbliższe lata?

Najbliższy plan to Afryka, ale coś nasz plan, oczywiście ze względu na konflikty i polityczne zawieruchy, może ulec zmianie na Azję…zobaczymy, mamy jeszcze miesiąc na podjęcie ostatecznej decyzji.

10. Kilka słów do słuchaczy Motoradia oraz czytelników Bloga Allemotocykle.pl…?

Najważniejszym słowem, dla wszystkich którzy odbywają podróże motocyklowe i nie tylko to…wyobraźnia. Przejechaliśmy motocyklem i samochodami mnóstwo tysięcy km i nie mieliśmy wypadku, myślę, że to o czymś świadczy. Nie jest to żadnym osiągnięciem, kiedy mamy jasne przepisy ruchu drogowego i poprawnie jeżdżących uczestników drogi, ale kiedy mamy do czynienia z brakiem dróg, przepisów, wyobraźni i co najgorsze… lekceważenia bezpieczeństwa… cokolwiek w danym kraju to oznacza.

Organizatorzy: Wojtek i Wiola